„Przeszłość to część twojego życia. Możesz ją odsunąć na
bok, ale nie sprawisz, że zniknie. Nie pogodzisz się z nią, dopóki nie stawisz
jej czoła”
Lisa Renee Jones
Lisa Renee Jones
Nigdy
nie przypuszczała, że kiedyś się tu znajdzie. Szare, brudne ściany, małe okno
usytułowane wysoko ponad jej głowę, mające nie więcej niż siedemdziesiąt pięć
centymetrów szerokości, bez żadnej możliwości uchylenia go. I przede wszystkim
solidne kraty po drugiej stronie szyby, które co chwile przypominały jej o tym gdzie
właśnie przebywa.
Czuła jak przez jej ciało przechodzą
dreszcze. Może jednak nie powinna była tu przychodzić? Może powinna była tylko
pójść na zakupy i wrócić od razu do domu. Zamiast tego wsiadła w złapaną na
ulicy taksówkę i przyjechała do więzienia znajdującego się w samym centrum
hucznego Tokio.
Wzięła głębszy wdech, wpatrując się w
niewielki skrawek bezchmurnego nieba. Musiała przyznać, że był to przepiękny
błękit, rzadko spotykany w stolicy. Wysokie wieżowce pięły się ku niebu, a zapracowani
ludzie nawet nie zdawali sobie sprawy co ujrzą gdy zatrzymają się na chwilę
i spojrzą ponad siebie. Jakaś mała cząstka niej żałowała, że tu była.
Jednak cały czas wmawiała sobie, że nie miała innego wyjścia. Sumienie nie
przestałoby jej męczyć, gdyby unikała tej wizyty przez całe swoje życie.
Skryła zielone tęczówki pod powiekami,
wsłuchując się w błogą ciszę, która nie powinna potrwać zbyt długo. Jedyne co
słyszała to miarowe bicie własnego serca. Nie sądziła, że będzie aż tak
opanowana. Zarówno oddech, jak i tętno miała równomierne, nic nie wskazywało na
jakiekolwiek przejawy zdenerwowania. Lata praktyki, wyraźnie przyniosły
pożądane efekty. Aż sama była nieco zaskoczona swoją postawą. Sądziła, że
będzie niczym lew zamknięty w klatce, gotowy do ataku w każdej chwili.
Jednak jej ciało i umysł były odrętwiałe, nienaturalnie spokojne.
Słysząc nagły brzdęk przekręcanego w
drzwiach zamka, wzięła głęboki wdech i nadstawiła ucha nasłuchując kroków dwóch
osób wchodzących do pokoju widzeń. Pierwsze, stawiane stanowczo bez wątpienia
należały do więziennego strażnika. Drugie, spowodowały, że włosy na jej karku
niekontrolowanie stanęły dęba. Słyszała ten nieprzyjemny dźwięk metalowych kajdanek, który odbijał się echem
od ścian przy każdym kroku jaki wykonał w jej stronę. Pomimo niespodziewanej
fali mdłości, nadal cierpliwie nasłuchiwała. Jednak nie była taka odporna na
stres, jak wydało jej się przed zaledwie kilkoma minutami. Teraz słyszała tylko
i wyłącznie jego. Wyminął ją, a ona czuła na sobie jego palące
spojrzenie. Nie otworzyła oczu. Bała się. To jeszcze nie była odpowiednia
pora, choć ciekawskie alter ego, drażniło jej umysł swoimi irytującymi
spekulacjami.
Był zdziwiony? Zszokowany? Czy może po
takim czasie, pałał satysfakcją, że jednak uległaś?
Te myśli nawet zaczęły udzielać się jej
samej.
— W razie problemów
wystarczy nacisnąć przycisk paniki — odezwał się barytonem strażnik, o którym
już dawno zdążyła zapomnieć. — Jesteście cały czas na podglądzie. Jeden
nieodpowiedni ruch, a zostaniesz stąd od razu wyprowadzony — powiedział
bezpośrednio do więźnia.
Następne co usłyszała,
to jak zasiada na krześle naprzeciwko niej, a strażnik wycofuje się
z pokoju widzeń. Mogła odbyć tą wizytę jak większość, w głównym holu,
gdzie na raz miało miejsce wiele spotkań z więźniami. Ona zażądała jednak
prywatności. Mimo monitoringu w pokoju, nie było podsłuchu. Nie chciała by
ktokolwiek z postronnych przysłuchiwał się ich rozmowie; by usłyszał wahanie w jej głosie, przejaw niepewności,
którego nie chciała pokazać. W końcu nie co dzień ofiara chce spotkać się ze
swoim oprawcą.
— Kto by pomyślał —
parsknął, kiedy tylko zostali sami.
Zaciskając mocniej pięści
pod stołem, uchyliła powieki, spoglądając wprost na znienawidzoną przez siebie
do szpiku kości osobę.
Miyavi Mori.
Milczała, wpatrując się
w jego szarawe lico. Więzienie zdecydowanie mu nie służyło. Widziała, jak
podejrzliwym wzrokiem obserwował ją z konsternacją. Pierwsze słowo, zdanie,
pytanie było najtrudniejsze. I nie do końca wiedziała od czego miała zacząć.
Oprócz tlącej się w niej platonicznej nienawiści do człowieka siedzącego tuż
naprzeciw niej, nic ich ze sobą nie łączyło.
Ciszę przerwał jednak on
i nic nie wskazywało na to, że tęsknił za swoją „cheri”.
— Co ty tu robisz? —
zapytał z wyraźną wrogością. Nie spodziewał się, że dane mu będzie jeszcze raz
ją zobaczyć, że kiedykolwiek to ona sama go odwiedzi z własnej, nieprzymuszonej
woli.
Ona sama również nie do
końca wierzyła, że tu przyszła. Gdyby tylko Ino wiedziała, od razu skierowałaby
ją do przychodni lekarskiej po skierowanie na badania psychiatryczne, albo
grupę wsparcia. Nie wątpiła, że spędziłaby tam dość dużo czasu.
— Przyszłam odwiedzić skazańca
— odpowiedziała pozbawionym emocji głosem.
Miyavi pochylił głowę i
spojrzał na nią spode łba.
Był wściekły.
— Zrujnowałaś mnie,
Sakura. Spieprzyłaś mi życie, zresztą nie tylko mi. Makuro także — wycedził
przez zaciśnięte zęby, kątem oka zerkając na kamerę w rogu.
Przez ułamek sekundy
miała ochotę zaśmiać mu się prosto w twarz. Tak jak on to robił, gdy
szpiczastym ostrzem nożem znaczył jej ciało. Blizny jakie jej zostawił były nie
do zatuszowania. Zarówno te psychiczne, jak i fizyczne, pozostaną z nią na całe
życie.
— Pogrążyłaś nas. Po kim
jak po kim, ale po tobie bym się tego nigdy nie spodziewał — dodał, a Sakura
mogła przysiąść, że po raz pierwszy słyszała w jego głosie zawód.
Szkoda tylko, że nie
mogła sprostać jego chorym wyobrażeniom.
Oprócz tłumienia w sobie
gorzkiego śmiechu, miała ochotę zacisnąć mocno pięść, nachylić się i przywalić
mu z całej siły. Tak by wypadły mu wszystkie zęby. On prawił jej kazanie o tym,
jak to ona zmarnowała mu życie?! ON! A co z nią? Z jej życiem? I przede
wszystkim z Daichim, którego nikt nie jest w stanie przywrócić do życia? Dla
niego nie miało to najmniejszego znaczenia. Zacisnęła wargi i pozwoliła mu
mówić, niech sukinsyn zazna odrobiny rozrywki. Miała jeszcze trochę czasu na
słuchanie tych wszystkich bredni.
Długimi palcami zastukał
po blacie metalowego stołu, wwiercając w nią spojrzenie swoich niebieskich
tęczówek.
Kalkulował. Zawsze gdy
poruszał dłońmi w ten sposób, właśnie to robił. Rozważał co dokładnie
powiedzieć, jakich argumentów użyć. Wszystko po to, aby wymierzyć rozmówcy jak
najdotkliwszy cios.
Ona się nie ugnie. Nie
będzie znowu wiła się przed nim z bólu. To jest jedno z wielu nowych
postanowień, jakiego nigdy nie zamierzała złamać.
— Nie masz za co mnie
obwiniać Sakura. Doskonale wiesz, że to nie ja zabiłem twojego brata, tylko ty
sama — oznajmił po dłuższej chwili, będąc bardzo pewnym swoich słów. — Gdybyś
nie była na tyle durna twój brat nadal by żył. Wystarczyło tylko wrócić do
Kyoto. Ale nie, ty musiałaś postawić na swoim. Uchiha przeciągnął cię na swoją
stronę, zabrał mi ciebie, co miało swoją cenę. Za twoją zdradę Daichi zapłacił
życiem.— Żałowała, bardzo żałowała, że Miyavi trafił tutaj zamiast do zakładu
psychiatrycznego. Tam pasowałby o wiele bardziej.
Widziała ten
niebezpieczny błysk w jego oku. Miyavi był niezrównoważony, niestabilny
emocjonalnie. A jego reakcje nigdy nie były do przewidzenia.
Nie powstrzymała się,
zaśmiała się krótko, lecz paskudnie.
— Tylko tyle masz mi do
powiedzenia? — Mogła się tego spodziewać, zamiast dziwić się niepotrzebnie. —
Jesteś w stanie tylko obarczać mnie winą za śmierć Daichiego, którego
przypominam umyślnie zamordowałeś? — zapytała hardo, cytując również
słowa sędziego z ostatecznej rozprawy przeciwko braciom Mori.
Miyavi od samego
początku był całkowicie oderwany od rzeczywistości. Żył w świecie w którym
to on miał wyimaginowaną władzę, wraz ze swoim bratem. I nikt nie był w stanie
zaburzyć tego fałszywego obrazu, aż do momentu w którym to ona postanowiła im
się postawić.
Dostrzegła jak jego
szczęka zaciska się w niezadowoleniu. Nie często udawało jej się trafić
w jego czuły punkt. Prawie nigdy. Więzienie pomału łamało jego władczą i
niezłomną postawę.
— Po co tu właściwie
przyszłaś? — spytał podejrzliwie, świdrując ją swoim przenikliwym spojrzeniem.
— Spotkać się ze
skazańcem, już ci to powiedziałam — powtórzyła się.
Chciała zamknąć
rozdział, który rozpoczęła przed kilkoma laty w Kyoto. Nadeszła wreszcie pora
by powiedzieć sobie symboliczne „to koniec”. Wymazać go ze swojej pamięci i
ostatecznie zapomnieć.
— Musiałaś mieć lepszy
powód. Nie przyjechałaś tu na durne pogaduszki. Nie robisz nic, co nie miało by
jakiegoś znaczenia. Nadal jesteśmy tacy sami cheri, nic nie robimy bez
powodu.
Wzdrygnęła się.
Kiedyś lubiła to, jak ją
nazywał. K i e d y ś . Czuła się wtedy wyjątkowa. Ale pomiędzy miłością a
nienawiścią była bardzo cienka granica, o czym oboje przekonali się na własnej
skórze. Teraz, gdy po tych kilku latach ponownie usłyszała to przezwisko, od
razu poczuła nieprzyjemne mdłości. To było dla niej niczym policzek. Tak, jakby
ten idiota sądził, że są tacy sami. Był w wielkim błędzie.
— Mylisz się — wtrąciła się
mu w zdanie. Widziała jak chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale wolała nie dawać
mu satysfakcji z dokończenia myśli.
Miyavi jednak nie
wyglądał jakby się czymś zraził, wręcz przeciwnie kontynuował z jeszcze
większym zapałem.
— Może i masz rację. —
Sakura uniosła delikatnie brew w zdziwieniu. Po tak długim czasie musiała
stwierdzić, że była to nowość. Miyavi nigdy nikomu nie przyznawał racji, nikomu
oprócz siebie. — Może i się mylę. Może teraz ty i ja nie jesteśmy podobni. Uchiha
zaczął cię zmieniać, a ty mu na to pozwoliłaś. Teraz daleko nam do
podobieństwa. Ale co z tą drugą Sakurą? Tą Sakurą, która żyła w Kyoto? Tą
Sakurą, którą kochałem? Gdzie się podziała tamta dziewczyna? — Uniósł głos.
Tym razem się nie
powstrzymała. Zaśmiała się donośnie. Jego chore wizje znowu dały o sobie
znać.
— Która dokładnie
dziewczyna? Tamta którą próbowałeś od samego początku owinąć sobie wokół palca,
grając wielkiego bohatera? Ta, którą stopniowo starałeś się uzależnić od siebie
i dragów, a potem przymusiłeś do ich produkcji? Poszła po rozum do głowy.
Nie chciała być dłużej marionetką w twoich rękach. Miała dość wyczekiwania
dnia, w którym ci się znudzi i wyrzucisz ją niczym zepsutą zabawkę, a mówiąc
„wyrzucisz” mam na myśli zabijesz, bo właśnie tak lubisz pozbywać się zbędnego
dla ciebie balastu. Tamta była głupią, strachliwą, zaślepioną dziewczynką,
której zależało na czyjejś atencji, głupiej aprobacie. Ale ona umarła
w dniu, w którym pochowała swojego brata, chociaż tak naprawdę tamta dziewczyna
nigdy nie istniała. Była jedynie twoim urojeniem. Wymysłem twojej chorej
wyobraźni. Ta, którą masz teraz przed sobą już się nie boi, nie dba o to, co
pomyślą inni, ani o to, co wypada a czego nie i na kilometr wyczuwa takie
gnidy jak ty — mówiła z furią, wiedząc,
że strażnicy nie są w stanie jej słyszeć. Tylko z tego powodu, jeszcze nie
zerwała się z krzesła i mu nie przywaliła najmocniej jak tylko potrafiła.
Ściągnęła czarno białą
chustę, którą miała zawiniętą luźno wokół szyi, ukazując pomału część szpecącej
ją szramy. Niech patrzy. Niech podziwia swoje paskudne dzieło.
— Po niej pozostały mi
tylko i wyłącznie blizny, których jesteś podłym autorem.
Oczami wyobraźni widziała
jak odwraca wzrok w zażenowaniu, a nawet może i wstydzie. Bardzo pragnęła, by
rzeczywiście tak się stało. Tak jak ona do tej pory się ich wstydzi. Chowa je
przed światem i tylko nieliczni są w stanie je zobaczyć. Jednak on
zaledwie lustrował ją swoimi chłodnymi, niebieskimi tęczówkami. Nie było w nich
ani grama wstydu, jedynie zaciekawienie.
Miyavi, który pokazał
swoje prawdziwe oblicze, kiedy zaatakował ją w jej własnym mieszkaniu, właśnie
powrócił. Oparł się wygodniej o zniszczone, skórzane obicie starego,
drewnianego krzesła, jakby w rzeczywistości był u siebie w domu, a więzienne
kajdany wcale mu nie przeszkadzały.
Czuł się tutaj
zdecydowanie zbyt komfortowo jak na jej gusta.
— Żałuję tylko jednego,
cheri — odezwał się nagle, a ona ponownie poczuła jak po jej ciele
przechodzą zimne dreszcze. — Że nie zatłukłem cię wtedy jak zwykłego psa.
Powinnaś wtedy zdechnąć i wąchać kwiatki do spodu razem ze swoim braciszkiem.
Mimo poczucia
dyskomfortu, nie przejęła się zbytnio.
— Żałuj dalej gnijąc tu.
A ja życzę ci z całego serca, żebyś nigdy więcej nie opuścił murów tego
budynku. Zasługujesz na to.
Miyavi parsknął
złowieszczo.
— Doskonale wiesz, że
nic nie jest jeszcze przesądzone.
Wiedziała to, aż za
dobrze. Pomimo solidnego oskarżenia i proponowanemu przez prokuratora
dożywocia, sędzia nałożył na obu braci Mori zaledwie dwadzieścia-pięć lat
pozbawienia wolności. Bez wcześniejszej możliwości ukończenia kary, zwolnienie
za dobre sprawowanie nawet nie wchodziło w grę. Nawet jako
pięćdziesięciolatek Miyavi był w stanie przysporzyć jej wiele problemów.
A na to nie zamierzała pozwolić.
— Miałeś rację, mówiąc,
że nie przyszłam tu bez powodu. Przyszłam tu z ostrzeżeniem — powiedziała
stoicko, układając łokcie na blacie i splatając wysoko dłonie. — Jeśli jakimś
cudem uda ci się przetrwać więzienne piekło i wyjdziesz, zbliżysz się do mnie,
mojej rodziny, Ino czy kogokolwiek innego kogo znam i kto jest mi bliski, to ja
cię zabiję z ogromną przyjemnością, nie obawiając się, że spędzę resztę życia
za kratami.
Tym razem groźba
wydawała się wpłynąć na niego. I ciężko było mu ukryć swoje zdziwienie.
— Nie byłabyś do tego
zdolna — zaargumentował, nie spuszczając z jej wzroku.
— Spróbuj tylko a się
przekonasz. Chyba już ustaliliśmy, że osoba, którą wcześniej znałeś odeszła i
nigdy więcej nie wróci. Nie wiesz na co mnie stać, a na co nie. Nie potrafisz
przewidzieć moich kolejnych ruchów, tak jak nie potrafiłeś przewidzieć, tego,
że kiedyś przyjdę do ciebie z wizytą — odparła twardo nie przerywając kontaktu
wzrokowego.
Nie pozwoli by jeszcze
komuś stała się krzywda. Śmierć Daichiego była tym, co przechyliło szalę.
— Skoro już się tu
pofatygowałaś, teraz ja ci coś powiem — powiedział nachylając się nad blatem
stołu. — Twoje słowa w ogóle mnie nie ruszają. Ale skoro odważyłaś mi się
zagrozić, to i ja nie będę dłużny. Dopadnę cię, dopadnę Sasuke, nawet jeśli ci
się znudzi i znajdziesz sobie kogoś innego, to i tak ucierpi. Ucierpią wszyscy,
którzy cię znają. Bez wyjątku czy będzie to starzec, czy też niemowlę. Zabije
wszystkich! Nie zostawię przy życiu nikogo! NIKOGO rozumiesz?! Bój się Sakura.
Lękaj się każdego cienia, ciemnego zakamarku, szmeru. Będę twoją zmorą, cheri. Twoim najgorszym koszmarem. Nie
dożyjesz nawet trzydziestki! Masz na to moje słowo kochanie. A wiesz, że ja
nigdy nie rzucam słów na wiatr.
Poderwała się z miejsca,
szybko, gwałtownie i w mgnieniu oka zacisnęła chłodne dłonie wokół jego krtani.
Skrupulatnie wbiła paznokcie w jego skórę, zakleszczając wzrok na jego jasno
niebieskich tęczówkach. Z satysfakcją w oczach obserwowała jak blednie, a spod
jej paznokci wyciekają małe stróżki krwi.
Nie wiedziała ile
minęło, nim poczuła jak obce łapska odciągają ją od skazańca. Szarpała się ze
strażnikiem, nie chcąc pozwolić by Miyavi znowu tak łatwo przed nią uciekł. Żałowała,
że nie wzięła ze sobą noża. Nie wiedziała jakby go miała przemycić do
więzienia, jednak perspektywa tego, co mogła z nim zrobić napędzała ją. Miyavi
zaczął śmiać się do rozpuku, a nim Sakura zniknęła za drzwiami odciągana przez
strażników, usłyszała jeszcze jego ostatnie słowa.
— Pamiętaj cheri,
tamta dziewczyna jest zaledwie kilka myśli stąd. Nigdy nie wiesz, kiedy
powróci.
Niestety jedyne co
usłyszał w odpowiedzi to jej stłumiony przez zamknięte drzwi krzyk. Chciała
więcej. Chciała by poczuł taką niemoc, strach i ból jak ona przed sześcioma
laty.
Musiała ochłonąć.
Więzienna strażniczka podała jej biały plastikowy kubek z woda, tuż po tym, jak
zaprowadziła ją do innego pokoju widzeń, gdzie tym razem była kompletnie sama.
Wiedziała, że znowu nabroiła. Czekało ją ostre upomnienie, albo i nawet gorsze
konsekwencje. Nawet jeśli Miyavi był więźniem osadzonym za morderstwo, nadal
przysługiwały mu pewne prawa. A ona go zaatakowała, nie myśląc o tym co stanie
się później. Nie zdawała sobie nawet wtedy sprawy, że tym razem to on może ją
posądzić o przestępstwo, które zostało dokładnie udokumentowane na taśmach
monitoringu.
Opróżniła kubek z wodą
do dna i odstawiła go na blat stołu, czekając cierpliwie na srogą reprymendę.
Takowa jednak nie nadeszła. Zamiast tego, ta sama strażniczka, która przyniosła
jej wodę do picia, otworzyła przed nią drzwi na oścież i oznajmiła, że może już
wyjść. Tu pomimo swojego głębokiego zaskoczenia nie zamierzała dyskutować. Nie
chciała jeszcze bardziej kusić losu.
— Zadzwonić po kogoś? —
zaproponowała kobieta w mundurze.
Przeszło jej przez myśl, że musiała wyglądać naprawdę na
roztrzęsioną, skoro takie pytanie padło z ust strażniczki.
— Sama to zrobię. Dzięki.
Po odebraniu swoich
osobistych rzeczy z więziennej przechowalni, opuściła jego mury
z o wiele lżejszym sercem i czystszym sumieniem. Po czym wysłała
treściwego sms’a. Mogła zamknąć tą złą księgę zatytułowaną „Mori Miyavi”, na co
najmniej dwadzieścia kolejnych lat. Chociaż miała nadzieję, że już nigdy nie
będzie jej dane jej otworzyć. Niech się kurzy gdzieś w odmętach zapomnienia.
Niech przepadnie.
Jedyne czego na tą
chwilę nie mogła zapomnieć, były parszywe słowa Miyaviego sprzed kilku minut. I
to, że będzie zmuszona z nimi żyć.
Zaczesała dłonią włosy
do tyłu i spojrzała na zegarek. Westchnęła lekko. Miała dokładnie dwie godziny
na powrót do domu i przyszykowanie się do wyjazdu do Konohy, gdzie miała
spędzić kilka następnych dni.
Usiadła na ławce przy
parkingu i cierpliwie czekała. Nie wiedziała ile czasu tutaj spędzi i czy nie
lepiej byłoby czasami zadzwonić po jedną z taksówek. Co prawda nienawidziła
nimi jeździć, bo była zdana na łaskę całkowicie obcych ludzi, którzy mogli zabrać
ją wszędzie i to bynajmniej nie tam gdzie by chciała. Wystarczyło jej brawury
jak na jeden dzień. To, że przyjechała do więzienia taksówką i nic złego jej
się nie stało, nie oznacza, że od razu zmieni swoje nastawienie. Nie zamierzała
kusić losu, jak to mówią co za dużo to niezdrowo, a dwa razy to zdecydowanie
byłaby dla niej przesada jak na jeden dzień. Nie wiedziała co zrobi, jeśli jej
plan nie wypali. W końcu równie dobrze, mogła zaraz dostać wiadomość zwrotną z
informacją, że nie będzie mieć prywatnej podwózki. Suma summarum był przecież
środek dnia, to, że ona miała akurat dzisiaj urlop nie znaczyło, że inni też
byli w takiej sytuacji.
Lecz po niecałych dwudziestu minutach czerwony samochód
zatrzymał się tuż przed ławką na której siedziała. Doskonale znała kierowcę i
wcale nie zdziwiły ją słowa jakie usłyszała, kiedy tylko uchylił okno.
— Nawet nie jestem pewny, czy chce wiedzieć co tu do
cholery robiłaś.
Posłała Hachiro blady uśmiech i wzruszyła po prostu
ramionami. Nie miała nic na swoje usprawiedliwienie i on dobrze o tym wiedział.
— Winna — odparła unosząc do góry prawą dłoń.
Akiyama pokręcił głową w dezaprobacie.
— Wsiadaj.
Tak naprawdę nie wiedziała, dlaczego pomyślała właśnie o
nim. Jego reakcja była do przewidzenia, zresztą tak samo jak i Sasuke. Z dwojga
złego wolała jednak towarzystwo przyjaciela, jego łatwiej jej było przekabacić
na swoją stronę.
— Jak czuje się Tamako? — zapytała po zapięciu pasów.
Zdecydowanie więcej zmieniło się w życiu Hachiro niż w
jej w przeciągu tych ostatnich sześciu lat. Poniekąd nawet odrobinkę mu
zazdrościła. Kiedy ona walczyła ze swoimi demonami, on mógł wreszcie ruszyć z
miejsca. Żyć bez poczucia bycia ściganym. Nie musiał już oglądać się przez
ramię czy ktoś go nie śledzi. Wrócił dawny, beztroski Hachiro jakiego poznała
lata temu, tylko ciut starszy, odrobinę przystojniejszy, ale co istotniejsze
żonaty i spodziewający się pierwszego potomka.
— Nie zmieniaj do cholery tematu, jeszcze nie skończyłem.
Ale dzięki, że pytasz, ma się już lepiej. Właśnie przygotowuje pełną listy
rzeczy, które trzeba będzie kupić nim dziecko się urodzi. Wracając jednak do
ciebie, to co ci w ogóle strzeliło do łba, co?
— Ponoć pierwszy
trymestr jest najgorszy, ale dobrze, że już jej lepiej. Mdłości to nic fajnego
— odpowiedziała spokojnie, zaczynając grzebać w swojej torebce.
— Sakura… — warknął,
karcąc jej chwilową ignorancję.
— Nie rozumiem po co się
tak stresujesz. Byłam tam i wyszłam w jednym kawałku. Wielkie mi halo.
Hachiro spojrzał na nią
sceptycznie kątem oka, zwłaszcza gdy dojrzał jak Sakura otwiera fiolkę z
tabletkami i połyka bez zastanowienia jedną z nich.
— Od kiedy je znowu
bierzesz? — spytał o wiele spokojniej, marszcząc brwi.
Sakura zakręciła z
powrotem szklany pojemniczek i wrzuciła go ponownie w głąb torebki.
— Od teraz. — Cztery
lata. Tyle minęło od kiedy wzięła ostatnią tabletkę hydroksyzyny. Ale zawsze
miała przy sobie te kilka pigułek, tak „na
wszelki wypadek” jak to sobie cały czas wmawiała.
— Jednak nie wyszłaś
stamtąd w jednym kawałku — prychnął pod nosem, nie ukrywając swojej złości. —
Sasuke w ogóle wie, że tam poszłaś? — zapytał unosząc już nieco swój głos.
Oj tak był piekielnie
zły na nią, ale i tak nie tak bardzo jak byłby Sasuke, gdyby się dowiedział. A
prędzej czy później i tak się dowie. W tej kwestii akurat Sakura wolała opcję
numer dwa.
Hachiro odebrał jej milczenie
jako potwierdzenie własnych przypuszczeń.
— Po co ja w ogóle pytałem,
przecież to oczywiste — mamrotał do samego siebie. — Nadal nie wiem dlaczego
tam poszłaś, co Sakura?
Opierając twarz na
zaciśniętej pięści, westchnęła lekko.
— Chyba szukałam
zamknięcia — odpowiedziała cicho, wzrokiem śledząc pnące się ku niebu wieżowce.
— Ale z drugiej strony, sama nie wiem co mnie popchnęło by go odwiedzić.
Kiedy rano otworzyła powieki, nie przypuszczała, że tak
potoczy się jej dzień, a do końca jeszcze daleko. Życie nauczyło ją jednak, że
pomimo ogromnych chęci czasu nie da się tak po prostu cofnąć.
— I co? Znalazłaś wreszcie to zamknięcie? — zapyta o
wiele spokojniej.
Każdy wiedział, że wbrew pozorom ostatnie lata wcale nie
były dla Sakury takie łatwe, jakby się mogło wydawało. Było jej ciężko,
zwłaszcza w dni gdy znienacka przypominała sobie wydarzenia z przeszłości. Hachiro
zdawał sobie sprawę z tego, że to Sasuke posiadał największą wiedzę na temat
tego jak bardzo Sakura zmagała się z przeszłością, samą sobą i otaczającą ją
rzeczywistością. Dla Sasuke była niczym otwarta księga, potrafił wyczytać z
niej wszystko. Dlatego w dni takie jak te starała się uciec do niego, bądź Ino.
Hachiro nie miał jej tego za złe.
— Nie. — Chciała odpowiedzieć inaczej. W końcu przecież
zamknęła tą przeklętą księgę i zakopała ją w najdalszych zakamarkach
swojego umysłu. Jednak gorzkie słowa Miyaviego cały czas wracały do niej niczym
widmo. Nadzieja na to, że uda jej się zamknąć ten niechlubny rozdział
w jej życiu okazały się płonne. Jej marzenie o normalnej, spokojnej
codzienności, okazały się jedynie pobożnym życzeniem. Miyavi nie da jej spokoju,
tak jak obiecał. On nigdy nie rzucał słów na wiatr. Zawsze dotrzymywał danego
słowa, a groźby spełniał z największą satysfakcją i dokładnością. A to
oznaczało, że zegar Sakury ponownie zaczął tykać.
T i c k t o c k
t i c k t o c k t i c k
t o c k
Kiedy
umrzesz skarbie?
T i c
k t o c k t i c k
t o c k t i c k t o c k
Dzisiaj?
Jutro? Czy za rok?
T i c
k t o c k t i c k
t o c k t i c k t o c k
Koniec
końców i tak cię dopadnie.
T i c
k t o c k t i c k
t o c k t i c k t o c k
A czas
ucieka…
— Wszystko w porządku? —
Głos Hachiro skutecznie rozproszył jej myśli. Nie słyszała już w głowie
tykania zegara odliczającego czas do jej śmierci, ale wiedziała, że trybiki
nieustannie się w nim obracają bez względu na wszystko. Jej czas ucieka.
— Tak — odparła, przecierając oczy. — Jestem po prostu
zmęczona. W środku nocy zeszłam z dyżuru i jeszcze nie odespałam. A później
jeszcze jedziemy do Konohy. — Starała się brzmieć normalnie, jakby słowa
Miyaviego wcale jej nie poruszyły. Poradzi sobie z tym, z nim i cała resztą.
Nie da się zastraszyć i uciszy to irracjonalne przeświadczenie, że jej czas,
jej życie się kończy. Już raz z nim wygrała, może to zrobić po raz kolejny. Grunt to nie dać
się pochłonąć… własnym lękom.
— Ano tak, wspominałaś, że Ino urodziła niedawno syna. Na
długo jedziecie?
— Tydzień — mruknęła cicho.
Ostatnio gdzie nie spojrzała, to wszędzie widziała albo
szczęśliwe kobiety w ciąży, albo z małymi dziećmi. Przeklęty koszmar,
który wciąż do niej wracał. W tej kwestii była całkowicie bezsilna. Niby
lekarze dawali jej jakieś małe szanse na zajście w ciąże. W kółko powtarzali,
że powinna być dobrej myśli, w końcu jest jeszcze młoda, a jej organizm silny. Ale
nie było żadnych rezultatów, a ona z miesiąca na miesiąc traciła coraz
bardziej nadzieję. Nawet przestała chodzić do swojego ginekologa. Bo po co?
Skoro i tak nic nie pomaga. Może kiedyś jeszcze los się do mnie uśmiechnie,
powtarzała sobie łudząco. Najtrudniej jej było zachować pozory normalności przy
Ino. Dlatego nawet nie zastanawiała się zbytnio, kiedy rozmawiali Sasuke o
wspólnej przyszłości i o tym w jakim mieście zamieszkają. Właściwie z miejsca
przyjęła jego propozycje przeniesienia się do stolicy. W Konoha o wiele
szybciej trafiłaby do wariatkowa, niż w Tokio. Patrzenie na cudze szczęście
bywało czasem wbrew pozorom ciężką pigułką do przełknięcia, zwłaszcza, gdy było
to szczęście bardzo dobrze znanej ci osoby.
— Jaki był? — spytał nagle Hachiro, ponownie spoglądając
na nią kątem oka. — Gdy się z nim spotkałaś?
Poprawiła uwierający ją w ramię pas, przygryzając w
kontemplacji dolną wargę.
— Tak naprawdę nic a nic się nie zmienił. Nadal jest tym
samym skurwysynem, którego znaliśmy.
Hachiro ponownie pokręcił głową w dezaprobacie. Wiedział,
że te słowa nie mogły oznaczać niczego dobrego. Coś musiało się wydarzyć, kiedy
poszła go odwiedzić, ale musiała sama chcieć o tym opowiedzieć.
— Ciągle nie rozumiem co ci strzeliło do łba żeby tam
pójść i chyba nie chcę nawet próbować — mruknął pod nosem wjeżdżając na
podziemny parking.
Ona sama także nie chciała tego analizować. Nie widziała
w tym żadnego sensu. Tak jak powiedziała już Hachiro, poszła tam,
przeprowadziła z nim w miarę cywilizowaną rozmowę i wyszła. Przebieg konwersacji
pozostawał tylko i wyłącznie pomiędzy nią a Miyavim.
Po kilku minutowym pożegnaniu z Hachiro, od razu
skierowała się do mieszkania, które wynajmowała razem z Sasuke. Od kiedy
Akiyama, przeprowadził się do stolicy ze
względu na lepiej płatną pracę, dość często się spotykali. Zdarzało im się
nawet wychodzić gdzieś we czwórkę, kiedy tylko była tak sposobność. A zdarzały
się one ostatnio coraz to częściej. Chociaż w obecnej sytuacji, Sakura nie
wiedziała ile jeszcze takich spotkań zdoła wytrzymać. Przebywanie w
towarzystwie ciężarnej żony Hachiro zaczynało być ponad jej siły, a był to
dopiero drugi miesiąc. Nie chciała zrobić, bądź powiedzieć czegoś, co
przekreśliłoby ich znajomość. Jedynie do samej siebie powinna mieć pretensje.
Zatrzasnęła za sobą mocno drzwi do mieszkania i wrzasnęła
na całe gardło. Nie sprawdzała nawet czy Sasuke był w domu. Było zdecydowanie
za wcześnie na jego powrót. Głośny krzyk cały czas wydobywał się z jej krtani,
kiedy szybkimi krokami przemierzała korytarz. Zdzierała sobie struny głosowe by
dać upust tłumionej wcześniej frustracji i bezradności. Nie potrafiła
zrozumieć, dlaczego wszystkim wokół, wszystko przychodziło z dziecinną
łatwością. Zwłaszcza Ino. Jej
przyjaciółka wiodła wręcz idealne życie, pomimo przedwczesne macierzyństwo z
jakim przyszło się jej zmierzyć. Zazdrościła jej tego. Miała kochającego i
oddanego męża, który notabene był wokalistą w małym zespole rockowym. Studia
ukończyła z wyróżnieniem i od razu dostała pracę w najlepszej gazecie w mieście.
Zawsze potrafiła wytropić najciekawsze wydarzenia, a jej reportaże cieszyły się
największą popularnością. Miała dwójkę dzieci i aż promieniała szczęściem.
Istna kobieta sukcesu. Sakura często zastanawiała się, jakby to było, gdyby
zamieniły się miejscami…
Chociaż… jest jedna
rzecz, której nie zamieniłaby w swoim życiu za nic…
Był nią Sasuke.
Cliche.
Oprócz niego, tak
naprawdę nie miała nikogo. Jej rodzice cały czas mieszkali w Konoha, lecz
po śmierci Daichiego ich relacje nie były już takie jak dawniej. Nawet jeśli
ojciec przestał ją obwiniać, to gorycz po stracie syna odbiła na nim swoje
piętno. Nic nie było w stanie wypełnić pustki jaka pojawiła się po stracie
Daichiego.
Chcąc zająć czymś myśli
postanowiła spakować siebie i Sasuke na wyjazd. Przez chwilę żałowała, że się
nie przeprowadzali, albo nie jechali gdzieś na dłuższe wakacje. Wybierając się
do Konohy nie potrzebowali zabierać ze sobą zbyt wielu rzeczy. Pakowanie zajęło
jej nie więcej jak pół godziny, a całe napięcie i gniew zdążyły się tylko
skumulować.
Rzuciła okiem na
wyświetlacz komórki i oszacowała, że Sasuke powinien niedługo wrócić, wraz z
jakimś gotowym obiadem, który miał kupić w drodze powrotnej u chińczyka.
Taki przynajmniej był ich wspólny plan. Jednak Sasuke spóźniał się. Wprawdzie
rzadko mu się to zdarzało, ale zaczynała się do tego przyzwyczajać. W
większości przypadków za jego spóźnieniami stała praca, albo jakieś
niesprzyjające okoliczności jak na przykład Tokijskie korki.
— Coś go musiało
zatrzymać — mruknęła pod nosem, odrzucając telefon na bok. W takich sytuacjach
miała w zwyczaju podejmować tylko jedną próbę skontaktowania się z nim. Jeśli
nie odbierał, wiedziała, że pracował i, że oddzwoni gdy tylko będzie mógł.
Zawsze tak było.
Chcąc wyzbyć się
wszystkich negatywnych emocji jakie się w niej dzisiaj zrodziły, przebrała się
pośpiesznie w luźne sportowe ciuchy i udała się do pomieszczenia sąsiadującego
z ich sypialnią. Nie było w nim nic oprócz zawieszonego na środku worka
treningowego i znajdującego się w rogu systemu stereo. Podłączyła telefon,
puściła z niego rockową muzykę i założyła rękawice do MMA. Zdecydowanie wolała
je od tych klasycznych bokserskich. Były mniejsze i o niebo lepsze w użyciu.
Pozwalały na wyprowadzenia bardziej precyzyjnych ciosów i pozostawiały swobodę
ruchów.
Pomijając kluczową dla
sportowców rozgrzewkę, od razu wymierzyła pierwszy solidny cios. Nie była
zawodowcem i nigdy nie zamierzała nim być. Zresztą… Nie nadawała się do tego,
tak samo jak nie nadawała się do bycia prawdziwym lekarzem. Jej nastoletnie
marzenia by zostać wykwalifikowanym medykiem i ratować ludziom życie,
legły w gruzach. Przebywanie na stażu w szpitalu uświadomiło jej, że nigdy
nie będzie wstanie przekazać pacjentom, albo ich rodziną złych wieści. Zbyt
żywe były w niej wspomnienia pozbawionych emocji informacji przekazywanych jej
przez lekarzy. Nie potrafiła nawet rozmawiać z pacjentami, nie ważne czy byli
oni po zwykłym nieszczęśliwym wypadku czy po urazie zakwalifikowanym jako
„przemoc domowa”, po prostu nie potrafiła. Za każdym razem automatycznie
blokowała się.
Miała pani wypadek.
Prawy prosty.
Przeszła pani skomplikowaną operację.
Lewy prosty.
Pani życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Dwa proste.
Obrażenia były jednak tak poważne, że musieliśmy
wyciąć śledzionę. A także…
Krzyknęła głośno wymierzając
szybkie dwa prawe proste w sam środek worka.
…w przyszłości może mieć pani poważne problemy
z zajściem w ciąże.
Lewy prosty. Prawy
prosty. Kick.
Była do niczego.
Była tego świadoma.
Zmagała się z tym, każdego pieprzonego dnia i nikt nie potrafił jej pomóc….
Lewy sierpowy. Dwa prawe
proste.
…bo nikomu o tym nie
powiedziała. Dusiła to w sobie od lat.
Prawy. Lewy. Prawy.
Lewy. Lewy. Kick.
Zdawała sobie sprawę z
tego, że zmierzała ku autodestrukcji. Stała się sama dla siebie narkotykiem,
który skutecznie zatruwał jej myśli i niszczył ją od środka. Próbowała z tym
walczyć, ale było ciężko. Depresja to suka, która niepostrzeżenie zakrada się
do człowieka i odbiera mu chęć do życia, jednocześnie przywołując najgorsze
demony. Choć Sakura nie chciała przyznać nawet przed samą sobą, że być może
właśnie z tym się zmagała.
Przecież było dobrze.
Nawet dawno tamo odstawiła Hydroksyzynę na bok i dopiero dzisiaj po latach
przerwy wzięła pierwszą tabletkę.
Wymierzyła serię szybkich prostych, oddychając przy tym
ciężko.
Nie zamierzała brać ich więcej. Nie chciała ponownie dać
się ogłupić Miyaviemu.
To nie tak, że nie lubiła swojego obecnego życia i
wyuczonego zawodu. Nie było niczego złego w byciu fizjoterapeutą. Jednak
wystarczy, że zamknie oczy a widzi rozczarowanie malujące się na twarzach jej
rodziców, kiedy powiedziała im, że zmienia specjalizację. Wciąż pytali gdzie
podziała się jej ambicja, zapał, nie pytali natomiast dlaczego podjęła taką
decyzję. To trochę bolało, ale pomimo zachęt z ich strony nie potrafiła zmusić
się do dokończenia chirurgii. Jedynie Tsunade, Sasuke, Ino, Itachi i Mikoto nie
negowali podjętej przez nią decyzji. Prowadzenie rehabilitacji pozwalało jej
się zrelaksować, wyciszyć, a co ważniejsze nikt nie patrzył jej na ręce. Sama
podejmowała decyzję, co i jak należy zrobić. Czuła się na swoim małym oddziale jak ryba w
wodzie. Znała każdy najmniejszy zakamarek tego pomieszczenia, jego wyposażenia
i z każdym swoim pacjentem była na „ty”, a szansa oglądania ich
postępów sprawiała, że miała poczucie, że robi coś pożytecznego. A zawdzięczało
to, jak zresztą wszystko ostatnio, Sasuke, a dokładniej jego połamanej
ręce. Nie była zadowolona z tego, że przypadkowo dowiedziała się o czymś
tak ważnym i to od kogoś innego, bo on postanowił nie dzielić się z nią tą
informacją. Pomimo upływu czasu nadal pamiętała ich wymianę zdań na ten temat,
a zwłaszcza jej mały napad złości. Początkowy okres ich rozłąki, związany
z wyjazdem Sasuke na studia, wcale nie był taki łatwy jak sobie to wcześniej
wyobrażała. Mieli kłopoty jak każda para, która zdecydowała się na związek na
odległość. Najgorsze było w tym wszystkim jednak to, że dopiero zaczynali być
parą. Byli dwojgiem praktycznie obcych sobie ludzi, połączonych węzłem
małżeńskim.
— No dobra —
westchnęła ciężko. Czuła się jak krnąbrne dziecko, które nie chce się przyznać
się do winy, pomimo, że przyłapano je na gorącym uczynku. Wzięła głęboki wdech
i postanowiła wyrzucić z siebie wszystko to, co leżało jej na wątrobie. Miała
świadomość, że jeśli dalej będzie to w sobie tłamsić, to w końcu
wybuchnie. — Poniosło mnie trochę. — Widziała, jak brew Sasuke unosi się w
niedowierzaniu.
— Trochę? — parsknął z wyraźną złością. —
Niedopowiedzenie roku.. Zwyzywałaś mnie, oskarżyłaś o cholera wie co, a
później uciekłaś, bo tak uważałaś za stosowne, a potem przestałaś odbierać
telefony i w ogóle się odzywać.
Sakura zmarszczyła nos i wbiła morderczy wzrok
w swoją kawę. Zaklęła siarczyście w myślach, co jej alter ego nie
zostawiło bez drwiącego komentarza.
Sama
tego chciałaś.
— Próbuje przeprosić, a Ty mi tego nie
ułatwiasz — fuknęła karcąco, wyginając usta i obracając kubek w dłoniach.
Sasuke pozostawił to bez komentarza, a ona korzystając ze sposobności
rozpoczęła swój długi monolog. — Wiem, że mnie wtedy poniosło. Doskonale zdaje
sobie z tego sprawę. Nie powinnam reagować w ten sposób, ale nie potrafiłam
inaczej. Wybuchłam, od tak — pstryknęła palcami. — Wiem o tym, ale postaw się
na moim miejscu. Nie widujemy się zbyt często. Ledwo się znamy. Spędziliśmy ze
sobą zaledwie kilka miesięcy w Konoha, z czego większość czasu na nienawidzeniu
siebie nawzajem. Do cholery ja nawet nie wiem jakie jedzenie lubisz a jakiego
nienawidzisz?; na koncerty jakich zespołów chodzisz?; czy czytasz książki, a
jeśli tak, to kto jest twoim ulubionym autorem?; jaki rodzaj muzyki
preferujesz?; jaki jest twój ulubiony kolor, marka samochodu?; gdzie chciałbyś
pojechać na wakacje? Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Nie wiem o tobie
właściwie nic, więc wybacz mi proszę moje poirytowanie, kiedy jakaś na wpół
ubrana panna wręcza ci WYMARZONY prezent w postaci biletu na koncert
zespołu, o którego istnieniu ja nawet nie miałam pojęcia i z którą to panną
balujesz na imprezach do ranach, cykając sobie fotki i wrzucając na
cholernego facebooka. Twój podły humor tamtego dnia, brak obrączki i wszystko
inne podziałały na mnie jak płachta na byka. Nie rozumiałam niczego. I nie chciałam
wtedy zrozumieć, byłam wściekła, ok? Ale od tego czasu zdążyłam ochłonąć
i chcę zrozumieć co wtedy się stało i dlaczego okłamywałeś mnie przez
tyle miesięcy.
Sasuke spojrzał na nią
zdziwiony. A jeszcze bardziej zaskoczył go widok Sakury rozsiadającej się
wygodnie w fotelu i spoglądającej na niego wyczekująco.
— Co? — zapytał ostrożnie. Jeszcze przed
chwilą, była zdenerwowana, teraz natomiast wydawała się być oazą spokoju.
— Twoja ręka, Sasuke. Kiedy zamierzałeś mi
powiedzieć o komplikacjach po wypadku? Albo czy w ogóle zamierzałeś to zrobić?
— Przystawiła do ust kubek z zimną już kawą. Od początku powinni zachować się
jak dorośli ludzie, usiąść ze sobą i wszystko sobie wyjaśnić. Lecz czasem nawet
dorośli ludzie zachowywali się gorzej niż dzieci.
Z ust Sasuke wydobyło się ciężkie
westchnienie, a jego ramiona opadły jakby właśnie spadł z nich jakiś
niewidoczny ciężar.
— Nie. — Wystarczyła jedna głupia sylaba,
żeby jej serce zamarło. — Nie zamierzałem ci o tym wspominać, bo i po co?
Żebyś znowu obwiniała się za coś, na co nie miałaś żadnego wpływu? Zresztą to
nic poważnego. Chodzę na rehabilitacje, już jest lepiej i niedługo lekarz
powinien mnie z nich zwolnić. I nie okłamałem cię, jedynie nie wspomniałem
o tym, a to jest różnica.
— Nie jesteśmy na sali rozpraw, więc możesz
sobie podarować ten prawniczy ton – warknęła, odstawiając dużą filiżankę z
powrotem na blat małego, drewnianego stolika. — Nie rozumiesz, że poczułam się
nie wiem, pominięta, nie ważna? — Wyrzuciła z siebie unikając jego spojrzenia.
Wciąż pamiętała to uczucie zdrady, odrzucenia, bezradności, które ją ogarnęło
gdy Itachi zapytał ją jak Sasuke radzi sobie na rehabilitacjach.
Fakt, mieli być egoistami w ciągu tego roku
i mieli myśleć tylko o sobie, swoich zachciankach, ale to nie była błahostka,
głupi kaprys i on doskonale zdawał sobie
z tego sprawę, dlatego wciąż milczał.
— Wszyscy wokół wypytują mnie o ciebie,
sądząc, że będę wstanie udzielić im odpowiedzi, bo kto wie więcej o mężu niż
jego własna żona? Nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo się mylą, co,
Sasuke? — spytała ze smutnym uśmiechem.
Usta Sasuke poruszały się bezgłośnie. Może
nawet próbował się wytłumaczyć. Lecz żadne słowo nie wydobyło się z jego
krtani. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek zabraknie mu języka w gębie.
Zawsze wyszczekany Sasuke Uchicha, tym razem nie potrafił znaleźć właściwych
słów.
— Nie chcę dowiadywać się takich rzeczy z
ust innych osób, Sasuke. Zwłaszcza kiedy to moja…
— Przestań — przerwał jej ostro. — Właśnie
dlatego ci nie powiedziałem. Ciągle obwiniasz się o rzeczy, na które nie miałaś
wpływu. To nie ty przecięłaś hamulce, to nie ty doprowadziłaś do wypadku, więc
przestać mówić jakbyś była za niego odpowiedzialna, bo tak nie jest. Do
cholery, odpuść sobie wreszcie! Zapomnij o tym i żyj dalej.
Naburmuszyła się jeszcze bardziej, ale nie
zaprzeczyła, co dawało mu nikłą nadzieję, że może chociaż tym razem udało mu
się wlać jej trochę oleju do głowy.
— Lekarze rokują, że do sześciu miesięcy
moja ręka wróci do pełnej sprawności i z powrotem będę mógł jeździć na motorze,
więc niepotrzebnie się martwisz. Wszystko jest dobrze. Straciłem sezon i co z
tego?
Sakura pomieszała łyżeczką w filiżance,
trawiąc jego słowa. Nadal nie była zadowolona z tego, że przez tyle czasu
trzymał to przed nią w tajemnicy, może rzeczywiście nie było to do końca
czystym kłamstwem, ale nadal jej się to nie podobało.
Przeczuwając, że najgorsze mają już za sobą
wypuścił z ust małą ilość powietrza, po czym wyciągnął z portfel jej obrączkę.
Położył ją na stoliku i posunął w jej stronę. Dostrzegł jak Sakura przenosi
swój wzrok w zdziwieniu najpierw na krążek z białego złota, a później na niego.
Powiodła wzrokiem po jego dłoniach od razu
skupiając go na serdecznym palcu, lewej ręki. Może i mówił rację przed tymi
kilkoma tygodniami. Może rzeczywiście zapomniał wtedy wziąć obrączki z umywalki
jak się tłumaczył, kiedy ona nie chciała go słuchać. Poniekąd było jej nawet
głupio, że pod wpływem impulsu rzuciła nią w niego i wybiegła z samochodu.
W kontemplacji chwyciła za swoją obrączkę
zaczynając skrupulatnie obracać ją w palcach.
— Ja przeprosiłam i wytłumaczyłam swoje
zachowanie, za to ty właściwie nic mi nie wyjaśniłeś, wiesz? — Nie zamierzała
elaborować. Sprawę wypadku mieli mniej więcej wyjaśnioną, jednak pozostała
jeszcze jedna kwestia do omówienia. Sasuke nie był głupi, od razu wiedział co
kryję się za słowami Sakury.
Po zaledwie krótkiej chwili, Sasuke
niespodziewanie dwoma palcami pacnął ją niedelikatnie w czoło, mówiąc: —
Nic mnie nie łączy z Mitsuki, więc pohamuj te swoje niedorzeczne myśli, bo masz
zdecydowanie zbyt bujną wyobraźnię.
Sakura wydęła policzki, pocierając wewnętrzną
stroną dłoni czoło.
— Chociaż nie powiem, że twój wybuch
zazdrości nie był imponujący — parsknął pół-śmiechem.
Na końcu języka miała już ciętą ripostę w
odpowiedzi na jego komentarz, jednak w porę się ugryzła. Miał rację i nie będzie
się z nim spierać. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że cokolwiek mu teraz
powie, on użyje tego przeciwko niej. W końcu była zazdrosna. Bardzo zazdrosna.
Taka jest prawda.
— Enchilada.
Sakura zamrugała długimi rzęsami,
kompletnie nie wiedząc o czym on teraz do niej mówi.
— Co? — wydukała zdumiona, marszcząc nos.
— Pytałaś o moje ulubione danie. Więc
udzieliłem ci odpowiedzi.
— Enchilada – powtórzyła
cicho, a głupkowaty uśmiech wykrzywił jej usta. Ich pierwszy poważny kryzys
został zażegnany.
Mimowolnie uśmiechnęła
się pod nosem na te wspomnienia. Otarła przedramieniem pot z czoła i wzięła
kilka głębszych oddechów. Nawet po tych kilku latach mogła z czystym sumieniem
stwierdzić, że zdecydowanie wtedy przesadziła. Teraz natomiast oboje mogli
śmiać się z tego do rozpuku.
Wstrząsnęła ramionami, żeby rozluźnić lekko spięte
mięśnie i powróciła do poprzedniego zajęcia. Walenie w worek pozwalało nie
tylko utrzymać formę, ale przede wszystkim wyzbyć się nadmiaru energii i
kumulowanej złości, ale co ważniejsze uporządkować myśli.
Wymierzyła precyzyjny prawy sierpowy w sam środek worka,
a jej umysł znów zawędrował do przeszłości.
Dwa razy udało jej się towarzyszyć Sasuke podczas rehabilitacji. Dwa razy.
Tyle wystarczyło, by ją zaintrygować. Stopniowo zaczęła odkrywać nieznane do
tej pory tajemnice ludzkiego ciała. Wystarczył jeden błąd by doprowadzić człowieka
do całkowitego paraliżu. Dopytywała. Poszerzała swoją wiedzę o różne dziedziny
fizjoterapii i rehabilitacji nie przypuszczając, że jest ich tak wiele. Pediatryczna,
ortopedyczna, geriatryczna i wiele innych. Wybór był ogromny, a ona
zdecydowała się na rehabilitację neurologiczną.
Prawy sierpowy. Kick. Lewy.
Nie reagowała na szybsze bicie swojego serca i
przyśpieszone tętno. Waliła w worek z wszystkich możliwych sił. Uderzała z
istną furią i rozsierdzeniem, zwłaszcza, że kilka minut temu jej worek
treningowy przywdział twarz znienawidzonej przez nią osoby.
Lewy. Prawy. Kick.
Prawy. Kick. Lewy. Lewy. Prawy. Prawy.
Wylewała przy tym
hektolitry potu, ale nie zwalniała. Obiecała mu, że tym razem mu nie odpuści i
tak zrobi. Tym razem będzie szybsza, mądrzejsza i przebieglejsza. Dopadnie go,
zanim on zdąży zrobić choć jeden fałszywy ruch. To ona okaże się zwycięzcą tej
toczącej się od lat wojny. Zgniecie go jak zwykłego karalucha. Nie spocznie
dopóki Miyavi nie stanie się tylko przykrym wspomnieniem. Już ona się o to
postara.
Zamachnęła się i
uderzyła lewą pięścią, po czym poprawiła jeszcze mocnym kopnięciem. Dysząc
ciężko opadła na podłogę, kompletnie pozbawiona sił. Nie potrafiła określić jak
długo waliła w worek, ale oprócz lakonicznego „długo” nic nie przychodziło
jej do głowy. Ale tym co ją tak naprawdę zaskoczyło, był opierający się o
framugę drzwi i bacznie przyglądający jej się Sasuke.
Była w takim amoku, że
nawet nie słyszała, kiedy wszedł do domu.
— Dawno wróciłeś? —
spytała bez przerwy dysząc.
Sasuke wyprostował się i
poluzował krawat, który pomagała mu zawiązać o poranku. Były dni, kiedy budziła
się przed nim i zadawała sobie pytanie, czy rzeczywiście byli małżeństwie. Ale
tak. Po roku życia na odległość, oboje stwierdzili, że są w stanie stworzyć
wspólne życie. Nie oszukujmy się, nie było łatwo. Związki, nie ważne czy z
krótkim czy z długim stażem nigdy nie były łatwe. To ludzie jedynie byli do
siebie źle dopasowani. Z Sasuke nauczyła się, że w związku najważniejsza jest
rozmowa i wspólne szukanie kompromisu. Jeśli oszukujesz, nic z tego nie będzie.
Tym kierowali się w życiu To było ich motto.
— Przed chwilą. Chińczyk
był zamknięty, więc zaraz przyjedzie pizza.
Skinęła głową w
podzięce, po czym wyłożyła się na podłodze. Wymęczyła się bardziej, niż
zazwyczaj, ale potrzebowała dać upust swoim emocjom.
— Zatrzymali cię w pracy?
— spytała, ściągając rękawice z dłoni i rzucając je gdzieś w bok, próbując
jednocześnie uspokoić oddech. Musiała przyznać, że lekko przesadziła z tym
treningiem.
Spod wpółprzymkniętych powiek
obserwowała jak spokojnie podchodzi do niej. Ku jej zdziwieniu zasiadł koło
niej i położył kopertę A4 na jej brzuchu. Spojrzała na niego pytająco, nie
rozumiejąc do końca o co mu chodziło. Sądziła, że to jest coś związanego z jego
pracą. Sasuke nigdy nie dzielił się z nią żadnymi informacjami związanymi z
przestępstwami z jakimi przychodziło mu się mierzyć na sali sądowej. Zresztą
sama mu tego zabroniła. Nie chciała wiedzieć co dzieje się w biurze prokuratora
i nad jakimi sprawami pracował.
Skiną głową w kierunku
koperty, skłaniając ją tym samym by do niej zajrzała. Miała złe przeczucia,
jednak podniosła się na łokciach i czym prędzej wyciągnęła zawartość otwartej
koperty. Już po pierwszym spojrzeniu wiedziała, że to były zdjęcia.
Zdjęcia z więziennego
monitoringu.
Westchnęła ciężko
rozpoznając na jednej klatce siebie i Miyaviego. Nie było ich dużo, zaledwie
cztery dobrej jakości ujęcia. Jednak tyle
w zupełności wystarczyło by uchwyci rządzę mordu w jej oczach, jak i szyderczy
uśmiech malujący się na twarzy Miyaviego w momencie, w którym strażnik odrywał
jej dłonie od krtani tego skurwiela.
— Biuro prokuratora jest
informowane o każdej wizycie jaką ktoś mu składa — wyjaśnił, nim Sakura zdążyła
wyciągnąć nieodpowiednie wnioski. Ostatnim
czego było mu teraz trzeba, to mierzenie się z furią Sakury, wywołaną jej
przeświadczeniem jakoby on mógł ją śledzić. Nie byłby zaskoczony, gdyby właśnie
taka myśl zrodziła się w jej głowie. — Mówiłem, byś nigdy tam nie szła, Sakura.
Sakura wzięła głęboki
oddech. Nie miała bladego pojęcia o dodatkowych zabezpieczeniach nałożonych na
Miyaviego przez prokuraturę. Zresztą, wiele razy mówiła Sasuke, że nie chciała
wiedzieć o niczym związanym z braćmi Mori. Wmawiała sobie wtedy, że tamten
rozdział ma już za sobą, ale teraz wiedziała, że było to zwykłe kłamstwo,
którym karmiła siebie i Sasuke. Nawet teraz, wie, że przeszłość będzie ją
prześladować do czasu, aż Miyavi nie wyda z siebie ostatniego tchnienia.
— Plus… Hachiro do mnie
dzwonił.
Tego akurat się
spodziewała, zwłaszcza gdy przyjaciel wyraźnie zaniepokoił się tym, że ponownie
chwyciła za swoje koło ratunkowe, jakim były jej tabletki na uspokojenie. W
głębi duszy przypuszczała, że jeszcze dzisiaj skontaktuje się z Sasuke. Nie
myliła się. Ale i też nie miała mu tego za złe. W końcu jak widać Sasuke i tak
dowiedział się o wszystkim wcześniej.
— Jeśli chcesz zapytać
po co tam poszłam. To nie wiem! Nie mam bladego pojęcia dlaczego to zrobiłam.
To było silniejsze ode mnie. Już dawno temu chciałam spojrzeć temu draniowi w
oczy i powiedzieć co o nim myślę. Chciałam pokazać mu, że się go nie boję,
że nie ma już nade mną żadnej władzy — wybuchła, podnosząc się powoli z
podłogi.
Spojrzała na Sasuke i
jedyne co dostrzegła to wymalowane na jego twarzy zdziwienie.
— Przepraszam —
powiedziała pośpiesznie, po czym skierowała się prosto do łazienki.
Zimny prysznic – tego
właśnie potrzebowała. Nie potrafiła zrozumieć co się z nią działo. Nie
potrafiła nawet wytłumaczyć własnego zachowania. Sasuke wyraźnie również miał z
tym niemały problem. Już od dawien dawna nie była aż tak rozchwiana emocjonalnie.
Wchodząc do łazienki
zamknęła za sobą drzwi. Mimo iż chciała wrócić do niego i rzucić mu się w
ramiona, potrzebowała też ochłonąć pod strumieniem zimnej wody. Nie chciała znowu
niepotrzebnie wybuchnąć. Potrzebowała się wyciszyć, uporządkować myśli. Po
prostu dokończyć to, co zaczęła wyżywając się na worku treningowym.
Wzięła kilka głębszych oddechów,
po czym weszła pod prysznic. Oparła się o zimne kafelki i dumała nad najlepszym
sposobem, dzięki któremu mogła wreszcie kompletnie wyzbyć się Miyaviego z ich
życia.
Jego paskudne słowa
znowu zaczęły echem odbijać się w jej głowie. Chciała krzyczeć, wrzeszczeć
jeszcze głośniej niż wcześniej. Ale wiedziała, że to tylko niepotrzebnie
zaniepokoi Sasuke. I tak zastanawiała się czasami, czy nie miał jej za
skończoną wariatkę. Zaczesała palcami do tyłu mokre włosy i wypuściła z płuc
ciężkie westchnięcie.
Żałowała.
Nie powinna była w ogóle
iść do niego. Wszystko co dzisiaj zrobiła, mijało się z celem, który sobie
postawiła.
Miała żyć pełnią życia.
Miała cieszyć się każdą
chwilą.
Miała zapomnieć.
Zmarnowała dzisiaj
wszystko na co pracowała przez ostatnie lata. Było jej głupio z tego powodu.
Znowu dała się mu się zastraszyć. Po raz kolejny to on był górą.
Sakura widziała tylko
jedną możliwość, która pozwoliłaby jej być kilka kroków przed Miyavim. Ba!
Bezceremonialnie mogła wygrać tą wojnę, jaką ze sobą toczyli.
Odpowiedzią była śmierć.
Już nawet wyobrażała
sobie jego wyraz twarzy, kiedy dowiedziałby się, że popełniła samobójstwo. Nie
mógłby wtedy jej tknąć. Wszyscy którzy się dla niej liczyli byliby bezpieczni,
bo ostatecznie to ona była jego celem. To ją chciał zranić, a przecież martwi
nie czują. To było tak banalnie proste rozwiązanie, że aż chciało jej się
śmiać.
Uderzyła się otwartą
dłonią w czoło.
Nie bądź idiotką – warknęło jej alter
ego, wyrywając ją z chwilowego
otępienia.
Jej myśli zdecydowanie
zawędrowały w nieodpowiednim kierunku.
Potrzebowała pomocy.
Tu i teraz.
Czym prędzej zakręciła
kurki, wytarła się ręcznikiem i owinęła się w ciepły szlafrok.
Weszła do salonu, akurat
gdy Sasuke rozmawiał przez telefon, na stoliku kawowym znajdowała się już ich
pizza, której zapach czuła już od progu.
— Nie damy rady przyjechać
dzisiaj, Itachi. Postaramy się jakoś w tygodniu, ale to zależy jak uwinę się z
pracą.
Sakura zmarszczyła
delikatnie brwi, przysłuchując się jego rozmowie.
— To nie moja wina, że
akurat dzisiaj ktoś popełnił przestępstwo i to właśnie mnie zostało ono
przydzielone. Sakura też nie jest tym zachwycona, ale przyjedziemy za te kilka
dni, jak sprawy się ustabilizują.
Kłamał.
Kłamał dla niej i co
więcej wziął całą winę na siebie. Ta perspektywa wcale jej nie cieszyła.
Przygryzła dolną wargę w konsternacji.
— Przełożyłem to. I tak
nie chciałaś jechać — powiedział do niej, kiedy tylko skończył rozmawiać z
bratem. Sakura przeczuwała, że za kilka minut to jej telefon się rozdzwoni a
Ino zacznie narzekać na Sasuke i jego pracę, nie znając prawdy. Jednak to przy
drugim wypowiedzianym przez niego zdaniu poczuła jakby uderzył ją w twarz.
Przejrzał ją tak jak
zawsze.
Boso zaczęła stąpać ku
niemu, znacząc mokre ślady po podłodze, bez przerwy słysząc w uchu słowa
Miyaviego, jakby był tu z nimi i mówił je na głos. Poczuła jak coś nagle ściska
jej krtań. Nie zamierzała już stracić nikogo więcej przez własną głupotę.
Daichi był jej największym grzechem, który czasami spędzał jej sen z powiek.
— Zagroził, że mnie
dopadnie, ale zanim to zrobi zabije wszystkich, na których mi zależy. Ino.
Itachiego. Hachiro. Mamę. Tatę i…..Ciebie — wyznała niebezpiecznie drżącym
głosem.
Wtuliła się w niego,
wdychając silny zapach jego perfum.
Ten zapach.
Te ramiona.
To była jej codzienność.
Błoga, kolorowa codzienność, dzięki której funkcjonowała jak normalny człowiek.
Nim zdążyła choć poczuć
jak jej oczy napełniają się krystalicznymi łzami, już moczyła nimi garnitur
Sasuke.
Nie straci go.
Nie pozwoli, żeby Miyavi
zabrał jej jeszcze choćby jedną osobę. Nawet jeśli będzie musiała dotrzymać
danego mu słowa, to, zrobi to bez chwili wahania.
— Nie tknie cię już nigdy więcej — wyszeptał czule.
Oplótł ją ramieniem,
objął, tak jak zawsze to robił, w chwilach jej słabości. Mocno. Jakby nigdy nie
miał zamiaru jej puścić. Nigdy nie był dobry w słowach. Przyzwyczaiła się już
do tego. W jego wypadku o wiele bardziej liczyły się czyny i najdrobniejsze
gesty.
Po chwili chwycił jej
twarz w swoje dłonie, zmuszając by spojrzała mu prosto w oczy.
— Wszystko będzie dobrze, możesz mi wierzyć. Pomyśl ile
już przeszłaś, ile masz już za sobą. Skoro przetrwałaś tamto, teraz też sobie
poradzisz. Ucisz te głupie myśli. Obiecuję ci, że nie musisz się już niczego
bać. To był ostatni raz.
Jego kare tęczówki iskrzyły czystą furią. Nie chciała aby
kiedykolwiek był na nią tak wściekły, jak jest w tej chwili na Miyaviego.
Paradoksem było to, że bała się osoby, która od pięciu lat gnije
w więzieniu. Ale z drugiej strony znała go lepiej niż ktokolwiek inny.
Jeśli tylko znajdzie jakiś sposób, spełni wszystkie swoje groźby.
Była tego pewna.
Jednak chciała wierzyć Sasuke.
Chciała mieć pewność, że Miyavi nigdy więcej jej nie tknie.
Przytakując, zaczęła ocierać łzy z twarzy wierzchem
dłoni.
Ufała mu, bo nie ważne co działo się w jej życiu on
zawsze był przy niej. Nigdy się na nim nie zawiodła.
Wierzyła w niego,
bardziej niż w samą siebie.
— Zjedz coś — odezwał się po chwili.
Ino nie zadzwoniła z czego Sakura w głębi duszy
niezmiernie się cieszyła. Nie musiała ignorować jej telefonów, ani wymyślać
głupich wymówek dlaczego nie odebrała. Ostatnimi czasy oddaliły się od siebie,
ale nadal pozostawały przyjaciółkami.
Po trzecim zjedzonym kawałku pizzy, Sakura ostrożnie
zlustrowała lico Sasuke.
— Dlaczego okłamałeś Itachiego? — spytała spokojnie, na
wpół leżąc, na wpół siedząc na kanapie w samym szlafroku.
— A co innego miałem mu powiedzieć? Jeśli zdradziłbym mu prawdę to miałabyś do
mnie pretensje, bo Ino przez kilka następnych tygodni nie dałaby ci spokoju.
Wiem, że nie chcesz tam jechać. Wiem, że jest ci ciężko i że dusisz w sobie
wiele emocji, ale przestań, bo to nie ma sensu.
Trawiła jego cierpkie słowa z anielską cierpliwością,
opierając głowę o jego ramię. Dokładnie w ten sam sposób siedzieli kilka lat wcześniej,
kiedy zdecydowali dać sobie szansę i spróbować związku na odległość. Wtedy nie
wierzyła, że im się uda. Myliła się, tak jak myliła się w wielu innych
kwestiach. Może rzeczywiście przyszła teraz pora by zawalczyć o siebie i o
swoją przyszłość.
— Chcę wrócić na terapię i do psychologa. Ale tym razem
chcę żebyśmy chodzili tam razem. — Postanowiła postawić sprawę jasno.
Miała problem emocjonalny, zdawała sobie z tego doskonale
sprawę. Jednak wiedziała, że sama nie da rady przez to przebrnąć. Potrzebowała
Sasuke.
Brew Sasuke uniosła się w zdziwieniu.
— Zgoda — odparł, bez chwili wahania.
Posłała mu pierwszy od dawna czuły uśmiech.
— Nie wierzę, że kocham Uchihę — parsknęła, szczerząc się
przy tym i marszcząc nos. Nagle poczuła się jakby wszystkie przykrości prysnęły
niczym bańka mydlana. Ku jej zadowoleniu, nie był to efekt leków
uspokajających. Tak właśnie działał na nią tylko Sasuke.
Sasuke również parsknął pod nosem, unosząc kącik ust.
Właśnie takiego go kochała.
Nagle całą swoją uwagę skupiła na transmitowanych właśnie
wiadomościach, w których młoda spikerka podawał informacje dnia.
— Dziś w godzinach
popołudniowych, w tokijskim więzieniu o zaostrzonym rygorze znaleziono ciało
jednego z więźniów. Okoliczności śmierci nie są jeszcze dokładnie znane. Po
wstępnym zbadaniu sprawy prokuratora, policja jak i straż więzienna wykluczyła możliwość
udziału osób trzecich. Więzień
najprawdopodobniej popełnił samobójstwo. Zmarły to Miyavi Mori, 27’latek
skazany na dwadzieścia pięć lat więzienia, za…
Sakura odstawiła na stół
na wpół zjedzony kawałek pizzy i wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w ekran
telewizora. Nie rozumiała co właściwie się stało. Jeszcze kilka godzin temu
widziała się z nim. Słyszała jak jej groził. A teraz nie żyje…
Przeniosła spojrzenie na Sasuke i tym co ją przeraziło,
był fakt, że wydawał się być niewzruszony tą informacją. Nie potrafiła
zrozumieć, jak to możliwe, że on w takiej chwili jest całkiem spokojny, a ona
ma mętlik w głowie. Nie wiedziała co, gdzie i jak. Nie pojmowała niczego. Jej
myśli wciąż wracały do trzech prostych faktów.
Pierwszy – Miyavi nie żyje.
Drugi – Jest bezpieczna.
Trzeci – Sasuke nie był ani trochę zdziwiony.
Rozchyliła w niedowierzaniu usta, nie potrafiąc oderwać
od niego wzroku. Miyavi nie byłby w stanie popełnić samobójstwa. Był zbyt
wielkim tchórzem, żeby to zrobić. Zresztą obiecał jej coś i nie
zrezygnowałby z realizacji swojego planu, jeśli miałby w tej kwestii coś do
powiedzenia.
— Sasuke… — szepnęła otumaniona.
Była szczęśliwa.
— Obiecałem — odpowiedział, ściskając mocno jej dłoń. — że
już więcej cię nie skrzywdzi.
THE END
Od Autorki: Nie wierzę… To ostatni wpis na tym blogu. WOW. Ale po
kolei:
*szczerzy się* Nikt się nie spodziewał, nie? Zaskoczyłam?
(mam taką nadzieję, ha!)
Przepraszam was z całego
serca, że musieliście aż tyle czekać na ten epilog, którego nie oszukujmy się jeszcze
się nie spodziewaliście. Ale tak jak próbowałam wyjaśnić kilka miesięcy temu
końcówka starego i początek nowego roku były dla mnie niczym bieg przez płotki.
Mimo iż, lubiłam przez nie skakać, to i tak miałam dość. Później nowa praca
zbytnio wciągnęła, a gdy już znajdowałam tą chwilę by coś napisać, to
kompletnie nie potrafiłam się w czuć znowu w Shannaro. Pewnie dlatego zamiast
porządnego rozdziału 30’tego, wyszedł mi gówniany filler, którego dzięki bogu
nie zobaczycie.
A więc przepraszam, że
nie dostaniecie jednego więcej rozdziału Shannaro.
Pomijając przeprosiny,
dziękuje właśnie Tobie czytelniku, za to, że byłaś/eś ze mną. Nieważne, czy od
początku, od roku, czy dopiero co znalazłaś/eś to opowiadanie. Dziękuje za to,
że mogłam zaszczepić w tobie klimat Shannaro i za to, że cierpliwie
czekałaś/eś. Gdybym mogła, wyściskałabym was wszystkich pojedynczo.
Wiecie za co najbardziej
wam dziękuje? ZA TE PONAD PÓL MILIONA WEJŚĆ!!! Mój największy wynik, nielicząc
miliona na starym onetowskim NFOF, ale tam były trzy opowiadania a nie jedno!
Dziękuje Wam wszystkim
za to, że byliście. Za to, że mogłam czytać wasze ciepłe, budujące, a także te krytyczne
i konstruktywne komentarze. Wszystko to bardzo mi pomogło w tych ostatnich
latach.
W moim serduchu, oprócz
bardzo was czytelników są też osoby, którym należą się te specjalne
podziękowania, a pewnie i tak kogoś pominę, za co później będę musiała
przepraszać na prywacie!
Takie pierwsze podziękowania
należą się Just Me, bez której nie byłoby tego Epilogu, jak i kilku ostatnich
rozdziałów. To ona na moje marudzenie, bujanie się na wszystkie strony na
krześle i moje słowa „Coś tam brakuje, nie wiem co”, potrafi odpowiedzieć
jednym dobitnym słowem, po którym ja mam ochotę przywalić głową w biurko i
krzyknąć „PRZECIEŻ TO OCZYWISTE”. Zresztę jej mogę dziękować za wiele rzeczy i
ona doskonale zdaje sobie z nich sprawę :) Powiedzmy, że będę jej
dłużniczką do końca życia.
Dziękuje też
Black_Cloud, bez której z drugiej strony Shannaro by nigdy nie ruszyło :)
Podziękowania należą się
również Chustii, Ann, Beci, Rin i naprawdę wielu, wielu innym osobom, łącznie z
Akemii, która wspomagała Shannaro szatami graficznymi, tak samo jak i Mayako, której
to grafika będzie na Shannaro już do końca :) I MITSHIE MOJA KOCHANA, O KTOREJ ZAPOMNIALAM XD
Jeśli o kimś
zapomniałam to PRZEPRASZAM i będę się przed Tobą płaszczyć na prywacie, ot co! :)
Do końca tygodnia na Fejsie pojawi się także mały filmik
pt. Co dalej? W którym również opowiem nieco o Epilogu, który mam nadzieję, że
was zszokowała :) Jeśli macie jakieś
pytania, odnośnie fabuły, które nie zostały wyjawione, albo wyjaśnione,
zostawcie komentarz, a odpowiedź usłyszycie na filmiku w niedzielę :)
A teraz żegnam się z wami Moi Drodzy :) Miałam zaszczyt mieć takich czytelników, jak wy :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń„Najlepsze zakończenia to te, po których czujesz się wyprany z emocji, które na długo pozostają w pamięci, ale co ważniejsze to te, po których (paradoksalnie) czujesz się usatysfakcjonowany i niezaspokojony jednocześnie” Just me ^^
OdpowiedzUsuńCzytałam to opowiadanie od początku do końca, każdy rozdział od deski do deski, a do niektórych fragmentów wracam pamięcią po dziś dzień i wiecie co? Myślę, że to opowiadanie zawiera wszystko to, co powinna mieć dobra książka: wzbudza skrajne emocje, jest nieprzewidywalna, raz wartka raz spokojna, nie pozwala się nudzić, ale przede wszystkim wciąga (z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej). A kiedy docierasz do końca szczerzysz się jak głupek, bo „urzekła Cię ta historia” i chcesz przeczytać więcej takich. Przynajmniej ja chcę i będę nękać Miku (i Chustii też xD), żeby było więcej takich perełek :)
Miku pamiętaj, że KIEDY (tak dobrze widzisz) coś wydasz to masz zachować 1 egzemplarz dla mnie i go podpisać (bo jak nie to Cię dopadnę!!) ^^
Ps.: Miku… nie ma za co dziękować, dla mnie to była przyjemność :D (Dla Ciebie pewnie mniej, bo się czepiam szczególików xP ) a jeśli już chcesz mi się odpłacić, to po prostu nie przestawaj pisać :) Rozwijaj pasję i nie daj jej nigdy zginąć, bo masz to „coś” :)
Just me
Aż ciężko uwierzyć, że to już koniec. Doprawdy, dziwne uczucie. Spodziewałam się innego zakończenia, bardziej w stylu: Sakura nagle zajdzie w ciążę albo będzie miało miejsce wzruszające spotkanie z rodzicami. Ale tak też jest dobrze. Przynajmniej wiemy, że wszystko jest w normie.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że czeka nas jeszcze jednopartówka, bo jestem głodna twoich dzieł, Miku :D
Łzy cisną mi się do oczu, że to już koniec, ale cóż, wszystko co dobre kiedyś się kończy. Nie przestawaj pisać, kochana. Nigdy. A za Shannaro będę tęskniła całym sercem. Za przepiękną historią i emocjami, jakie ze sobą niosła.
O MATKO!
OdpowiedzUsuńSama nie wiem co napisać. Jakoś ciągle myślałam, że kolejny rozdział będzie "czasowo" po ostatniej notce. A tu kilka lat w przyszłości :D
Bardzo ciekawy wyszedł. Trochę mnie nerw brał przy Sasuke i foci na fejsa, ale szkoda mi było Sakury ;)
Z jednej strony rozumiem chęć Sakury, by spotkać się z Miyavim, bo po 29. nie czuję... satysfakcji. Jakby ta sprawa nadal była niewyjaśniona.
Dużo rzeczy jest wyjaśnionych, ale też wiele nie. Ale to daje taki zajebisty nastrój. W końcu trzeba ruszyć wyobraźnią, by pomyśleć o przyszłości państwa Uchiha.
Zakończenie mnie usatysfakcjonowało.
Ha ha ha ha ha XD najlepsza była śmierć Moriego :D :D
No szkoda, że już koniec, na pewno będę jeszcze wracała do Shannaro. Teraz czekam na kolejne Twoje dzieło, które mam nadzieję, że pochłonie mnie w takim stopniu jak TO!
Trzymam kciuki za wenę!
Wysyłam całusy i przytulasy ;*
I z całego serca życzę szczęścia w życiu prywatnym.
Pozdrawiam, wierna Czytelniczka.
No. Wredna parówko...
OdpowiedzUsuńNo. Wredna parówko...
OdpowiedzUsuńSuper, że w końcu wspaniała historia znalazła zaskakujące zakończenie ;)
OdpowiedzUsuńWięc teraz rozumiem, że bierzesz się za drugiego bloga, który pozostał nie naruszony na rzecz Shannaro przez caluśki rok...? :D
I co z nową partówką,chyba możesz ujawnić rąbka tajemnicy... :P
Zawsze byłam tą "cichą" czytelniczką. Dziś nie mogę przepuścić okazji.
OdpowiedzUsuńWOW. Zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem w 1000%, tego się nie spodziewałam. Gratuluje takiego dzieła, inaczej nie mogę tego nazwać. Cieszę się, że ten sukinsyn umarł. Sasuke został prokuratorem, czyli jednak poszedł w ślady matki a nie ojca( a niby do niego był podobny :P) Bardzo podoba mi się to, że Sakura wybrała taką specjalizację, po tym co przeszła nie widze tego jak przekazuje komuś złe wieśći.
Te wspomniennia Sakury są genialne. Rozumiem jej zazdrość. Mimo wszystko miłość wygrała :). Cudownie opisujesz też charakter Sasuke ♥. Dziękuję za ta wspaniałą historię, naprawdę mnie poruszylaś swoją opowieśćia.
Jednak czuje jakiś lekki niedosyt po tym rozdizale. Jest mi jakoś smutno. mIalam wrażenie , że nastrój jest lekko depresyjny, czulam ciarki jak to czytała. Żal mi Sakury, że ma takie relacje z rodzicami. Wychodzi na to, że Mikoto już ma z nią lepszą relacje, podoba mi się, że akcpetyje decyzje Sakury co do specjalizacji i małżeństwa z Sasuke. W ogóle myślałam, że będą mieszkać w Konoha blisko Itachiego, Ino i rodziców Sakury, Tsunade a tak wylądowali z Mikot w Tokio. Relacje z Ino też się pogorszyły. Z tego co opisujesz Ino i Itachi to szcześciarze. I tu jest mój największy ból. Sakura nie może zajść w ciąże ( może kiedyś zajdzie??)- mam rozumieć, że zostawiasz tu furtkę czytelnikowi? Czy Sakura w ogóle nie może zajść w ciąże?
Drugie pytanie: Madara został jakoś ukarany i czy Sskura ma jakieś relacje z rodziną Uchihy?
Trzecie: Kim w końcu został Sasuke bo jest mowa o gabinecie prokuratora, mam rozumieć, że przejął po matce robote, czy jest gdzieś wysoko postawiony?
I czwarte pytanie: O co chodzi z jednopartówką, czy czymś co teraz
piszesz?
Gorąco pozdrawiam :)
PS Przepraszam za błędy.
O jej nie spodziewałam się ... ale uważam to za dobre zakończenie i odczuwam satysfakcje , nie mogę uwierzyć że to już koniec a jednak . Jesteś wspaniała powodzenia w dalszym pisaniu .
OdpowiedzUsuńEeee tam
OdpowiedzUsuńTo nie ważne ile się czeka xD
Ważne by zakończyć z przytupem Xd
Bosze rycze jak małe dziecko
I nie wiem czy ze szczęścia czy dlatego ze to już epilog D:
Sakura w końcu zazna prawdziwego spokoju <3
Pozdrawiam gorąco \o/
<3
OdpowiedzUsuńPiękna historia ;_; normalnie mówi się że nie można zadowolić każdego, Tobie się to udało. Według mnie to spokojnie mogłaby być książka, która na pewno bym kupiła :D powodzenia w pracy i mam nadzieje ze jednak NR ruszy. Bądźmy szczerzy, bez Twoich opowiadan, życie nie jest tak kolorowe jak z nimi :)
OdpowiedzUsuń~Lena
W sumie to nie wiem od czego zacząć...
OdpowiedzUsuńJak czytałam rozdział to w życiu się nie spodziewałam że po słowach sasuke będzie widniał napis THE END... To jest tak zaskakujące zakończenie, nie spodziewałam się i nie mogłam wyobrazić sobie lepszego...
Ale... Od razu mówię to nie żadna krytyka czy czepianie się, bo tak pomyślałam przecież Sasuke nie mógł zrealizować swojej "obietnicy" w przeciągu tych paru godzin, to wymaga planu itd... No i jeszcze ta świadomość że twój "koszmar senny" niespodziewanie "znika" za sprawą "obietnicy" miłości życia... Trochę upiorne, (były kochanek) morderca ginie (chyba) z rąk (obecnego kochanka) mordercy. Ja wiem że nie ma porównania ale, Miyavi też zamordował dla Sakury. I tu rodzi się pytanie, czy "tamta dziewczyna (faktycznie nie) mieszka parę myśli stąd"...
Gdybyś wydała to opowiadanie jako książkę to byłaby numerem 1 w moim zbiorze topowych książek. ( Nawet jeśli to nie Sasuke). Jesteś jedyną blogerka która jeszcze czytam, jeśli chodzi o świat anime. Bo dla mnie jesteś NAJLEPSZA.
Uwielbiam czytać trilery i sensacyjne opowiadania. Jeśli przyjdzie dzień że wydasz książkę, jakąkolwiek, to chcę o tym wiedzieć.
Yoruichisia
Miało być (Nawet jeśli to nie SASUSAKU)
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno pytanie, na które może odpowiesz w filmiku... Co z drugim z braci Mori? Zemsta za brata czy coś...
Bo to że tak powiem idealny powód na drugą część ;P
Niby wiedziałam, że zbliża się koniec, a i tak jakoś tak smutno... :C
OdpowiedzUsuńMogłabym w tym komentarzu napisać naprawdę wiele, ale myślę, że największym komplementem, jaki mogę Ci napisać, jest to, że kiedy skończyłam czytać Epilog na czytniku, to pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy było: "Kurde, normalnie jakbym czytała Mroza".
OdpowiedzUsuńA doskonale wiesz, jak bardzo sobie cenię tego pisarza i jak uwielbiam jego twórczość. Porównuję Cię do niego nie tylko z powodu zakończenia, którego W ŻYCIU SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM, ale również przez styl i charyzmę Twojego pisania. Ponieważ piszesz lekko i naturalnie,Twoje historie są prawdziwe i pełne akcji, i ponieważ gdybyś miała czas, to tak jak Mróz pisałabyś 10str dziennie, w szufladzie miałabyś 30 niewydanych ksiażek i osiągnęłabyś równie wielki sukces.
I osiągniesz sukces, tylko z lekkim poślizgiem czasowym przez pracę. Ja to wiem, Ty to wiesz, Just Me to wie i każdy, kto kiedykolwiek przeczytał Twój blog też to wie. I będzie to sukces większy od tego Mroza, bo wydasz książkę po angielsku i miku-mania opanuje cały świat i w końcu skończy się na tym, że nawet nie wciśniesz w swój grafik spotkań i innych obowiązków czasu na wyjazd do Polski na mój ślub, który kiedyś przecież będzie xd (w dalekiej przyszłości, kiedy będziesz już naprawdę, naprawdę, naprawdę sławna!)
Cieszę się, że mogłam być świadkiem powstawania tej historii :)
Buziaki, pa :*
P.S. Jak zobaczyłam "Black_Cloud" od razu pomyślałam o Ann i jak potem znowu o niej napisałaś, to miałam mega mindfuck'a XDDD
Gdy tylko skończyłam czytać dotarło do mnie, że to już koniec. Śledziłam ostatnio już tylko kilka blogów w właśnie tematyce SasuSaku i wszystkie teraz mają już swoje epilogi. To trochę smutne, ale przecież tyle na te zakończenia czekałam! Nasze OTP nawet stało się prawdziwe! Jak zaczynałam shipować jakieś dobre kilka lat temu to ani nie marzyłam, że to na prawdę się uda! Heck no! Żałuję, że nie byłam tu od prologu, ale i tak spędziłam tutaj dużo czasu. Nawet jeśli w większości byłam tylko anonimowym czytelnikiem to muszę coś napisać na koniec :)
OdpowiedzUsuńNie żałuję ani jednego przeczytanego słowa, było cudownie a teraz do sedna i koniec roztkliwiania się!
TE OSTATNIE KILKA LINIJEK!!!!
Nie było to coś czego się nie spodziewałam, jak już obiecał to w mojej głowie rozbłysły lampki, ale jak już okazało się, że na prawdę tak się stało tylko jedno byłam w stanie powiedzieć:"YAAAAAAAAAAAAS BICZ!"
I just can't! I literally, personally cannot!
Tylko dlaczego nie dałaś jej tej ciąży?! Chyba nie tylko ja na to liczyłam. Inaczej to sobie zaplanowałam xD
To jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam najserdeczniej!
Astka
Tyle czekania na każdy rozdział i piekne chwile, które czytałam. Wszystko kończy się w tym rozdziale, nie będę się rozpisywała bo nie tego potrzebuje autor dzieła, autor potrzebuje uznania, ja je posiadam jesteś kimś kto zmienił moje życie poprzez tego bloga. W życiu realnym poradziłam sobie miedzy innymi dzięki twoim wpisom więc dziękuje. Historia zawarta w opowiadaniu urzekła mnie tak bardzo, ze nie raz płakałam i śmiałam się z bohaterami. Jeszcze raz dziękuje za wszystko i powodzenia w twojej własnej życiowej opowieści :)
OdpowiedzUsuńJuż dawno powinnam skomentować, ale coś się nie udało.
OdpowiedzUsuńPowiem tak. To jest naprawdę dobre zakończenie. Bez zbędnych sentymentów, konkrety. Podobało mi się.
I dziękuję Miku za tę genialną historię! Naprawdę, tyle zwrotów akcji, emocji, jakie mi dostarczyłaś... Za to wszystko. Uwielbiam Twój styl i mam nadzieję, że coś niedługo wyskrobiesz na Norowa Reta, bo tamten blog też ma potencjał i to spory!
Miło było dotrwać do końca tej historii. Jak to mówią, wszystko co dobre, szybko się kończy.
ŻEGNAJ SHANNARO!
OdpowiedzUsuńWitam. :)
Ale jak to koniec ?? :c W ciągu 2 dni przeczytałam całe Shannaro i śmiało mogę stwierdzić, że idzie ono pod drukarkę. Chcę sięgać po nie w wolnym czasie. Uwielbiam twój styl pisania, nie wiem kiedy koncze rozdzial.
Ładnie załatwiłaś tego skurczybyka :) Samobójstwo, nigdy bym nie wpadła na to.
Kurde po roku przerwy , nadal mi malo twojej pisaniny (ostani twoj wpis czytałam w sierpniu 2015 roku ;D)
Pozdrawiam Polly-chan ~
Dawno tu nie zagladalam ☺ Niestety zycie codzienne, praca, znajomi i Wiesz jak to bywa w doroslym swiecie☺
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadania tak naprawde przypominaja mi co kiedys przeszlam i z czym sie tak naprawde do tej pory mecze. Opowiadania to jest cos co Kochasz, wiec czemu nie pisac dalej?? Powiedz Sama?? Nie zalezy Ci tylko na wejsciach, lecz na cichych czytelnikach, ktorzy nie komentuja a sledza Twoje posty nie mogac sie doczekac czym zaskoczysz w nastepnym opowiadaniu �� Gdybys tak Mogla nie zwazac na nygosow tylko Robila to co Kochasz uszczesliwiajac tym innych..bylo by nieziemsko �� Pozdrawiam cieplutko Cie LAJZO!! Za zakonczenie, niestety, opowiadania. I licze na to ze spotkam jeszcze jakies Twoje opowiadanie �� Calusy ����
Czytałam Twoje opowiadanie z miłą chęcią. Zawsze. Jednak epilog mocno mnie rozczarował, nie pasuje mi zupełnie do wcześniejszego stylu pisania. Jest mroczny i chyba już bardzo wymuszony.
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w dalszych powieściach :) generalnie lubię Twój styl pisania
Ohh, spóźniona jak zwykle, ale przeczytałam. And the half of my soul just died. Jak ja mam dokończyć Hanami, gdy Shannaro (jedyna inspiracja do pisania) się właśnie skończyło? Crap. What should I do now? AAgh.
OdpowiedzUsuńOstatnie słowa Sasuke są na swój sposób demoniczne. Uratował ją od toksycznego "związku", ale czy fakt, że sam był w stanie zabić/zlecić morderstwo, nie znaczy, że na swój sposób go przypomina? Można przypuszczać, że w przyszłości mógłby wplątać ją w coś podobnego jak Miyavi, skoro już teraz przejawia mroczne skłonności. Niby w jej obronie, lecz czyn raz dokonany pozostawia piętno...
Or... I probably had too many classes about literary criticism and unconsciously started misinterpreting :PP
Ale wracając do meritum, cieszy mnie ten rozwój wypadków. Sakura zasługuje na szczęście po tym wszystkim co przeżyła :)
Szkoda mi jednak Shannaro :< Nie kłamiąc, czytam twoje opowiadania od baardzo dawna, i za każdym razem gdy któreś z nich się kończy, to robi mi się smutno :< Mam nadzieję, że nie znikniesz całkowicie z blogosfery i być może zaczniesz pisać kolejne opowiadanie, które okaże się moim kolejnym motywatorem do pisania (I'm so selfish :))
Życzę powodzenia w pracy i dużo inspiracji :)
Pozdrawiam,
Wierny czytelnik Hanami
Cześć! :D
OdpowiedzUsuńBloga skończyłam już dawno. Kilka dni po epilogu zalegałam z chyba pięcioma rozdziałami. Przeczytałam początek tego epilogu i już wiedziałam, że jeśli wszystkiego od razu nie nadrobię, to zwariuję xD tak też zrobiłam, oczywiście. Zwariowałam. W efekcie czytałam do 4.30 rano, kolejnego dnia byłam nieżywa i ostatnie o czym myślałam to racjonalne myślenie. Tak, to był piękny dzień. Przez dobre kilka kolejnych łaziłam i tylko: ughhh, zabił go. Jak dobrze xD
Wielkie pokłony za to opowiadanie. Co notkę stawało się lepsze, ciekawsze, bardziej intrygujące. Zdecydowanie masz się czym chwalić. Chciałabym kiedyś napisać coś tak dobrego :D
Życzę weny na NR i więcej tak wspaniałych blogów jak ten :)
Prolog sprawił, że moje ciało obiegł przyjemny dreszcz podekscytowania. Nawiązania do prawa zawsze wzbudzają we mnie ekscytację, więc czym prędzej zaczęłam czytać kolejne rozdziały. Śmiałam się głośno, gdy zrozumiałam, jak bardzo jestem podobna do twojego Sasuke. Ducati, które od pół roku stoi w moim garażu, terrarium z wężem, które zachwyca przychodzące na korepetycje dzieciaki. I ten zimny charakter… jesteś niesamowita i właśnie to cenię najbardziej. Machnęłam dłonią na powtarzające się błędy i wspominam o nich tylko dlatego, byś w razie chęci i czasu mogła doprowadzić tego bloga do perfekcji. Chodzi o interpunkcję i słowa, które jakby zmieniał ci słownik.
OdpowiedzUsuńByła sielanka, alkohol i seks. A to lubię najbardziej zwłaszcza, że twoje opisy nie należą do banalnych. Znów świetna robota.
Niektóre rzeczy potrafią mnie drażnić i w twoim przypadku niestety, ale nie było inaczej. Uważam, że wprowadzanie ludzi w błąd jest czymś okropnym. Wiem, że nie zrobiłaś tego świadomie, ale jestem też zdania, że jeśli nie zna się na czymś za dobrze, to lepiej jest uzupełnić wiedzę. W końcu nie wszystko, co mawiają ludzie jest prawdą. Piszę o tym, jakby to było czymś strasznym, ale tak naprawdę mam na myśli jedno słowo – sędzina, to po prostu żona sędziego. Pan i/lub pani sędzia – tyle wystarczy i to właśnie jest poprawna forma. Bolało mnie serce, gdy czytałam rozdział o rozprawie.
Reasumując: oryginalna historia i niesamowity Sasuke. Szkoda mi Sakury i tego, jak bez przerwy się obwiniała o wszystko, co złe. Nie powinna, ale wiadomo, jak to jest – ciężko wygrać walkę z koszmarnymi myślami, które potrafią dręczyć. Cudowna relacja Sakury i Daichiego – fakt, że podjęła się tak odważnego kroku, by tylko mu pomóc, wzruszył mnie i byłam bliska płaczu, gdy ten uroczy maluszek musiał odejść.
SasuSaku forever. Kiedyś pisałam o nich opowiadania, jeszcze na onecie. Szukałam inspiracji, by ponownie zacząć tworzyć swoje historie i dzięki tobie ją znalazłam. Zaczęłam obserwować twoje blogi, w tym facebooka z nadzieją, że kolejne notki pojawią się w najbliższym czasie. Bardzo mocno ci kibicuję.
Pozdrawiam cię ciepło, życzę dużo weny i czasu wolnego. Powodzenia na studiach i wszystkiego dobrego.
Buziaki, Blackey.
Witaj :D
OdpowiedzUsuńZ racji tego że moja osoba uwielbia czytać wszystko na temat Sasusaku, powiem wprost, czytałam niejedno opowiadanie, dość dużo czytałam (jak to na osobę uzależnioną od tej parki *.*) jednak chce wprost powiedzieć że nie podoba mi się iż jest to koniec tej historii :( Nawet nie wiesz jak bardzo podobały mi się losy bohaterów, i chce Ci powiedzieć, że to jest najlepszym opowiadaniem jakie czytałam, nie zawiodłaś swoich czytelników ba! Nawet podejrzewam że dałaś nam taką dawkę emocji jak mało kto. Dlatego dziękuje za ten genialny wpis, i gratuluje <3 Mam nadzieję że jeszcze będzie mi dane zatopić się w Twoich opowiadaniach bo cała ta historia zajeła mi zaledwie 2 dni i 2 noce :D Jeszcze raz DZIĘKUJE <3