22 lis 2015

29. Ktoś Nowy.


“— Uważaj na siebie — radzę jej szczerze, z całego serca. Nie chcę, aby ktokolwiek ją zdeptał. Niech ona depcze. Niech idzie.”  
J. Żulczyk


— Wychodzę — powiedziała zarzucając na siebie cienką kurtkę i łapiąc za klamkę.
            — Sakura. — Przystanęła słysząc zaniepokojony głos matki. — Jeśli chcesz porozmawiać…
            Z ust Sakury wydobyło się ciężkie westchnienie. Nie chciała rozmawiać. Nie sądziła, by miało to jakikolwiek sens. Stało się, czas przeszły dokonany i nikt ani nic nie mogło już tego zmienić. Zrobiła to co powinna – podpisała papiery rozwodowe wtedy bez wyrzutów i nie miała ochoty wysłuchiwać kolejnych peanów matki na cześć podjętej przez siebie decyzji.  Ona sama nie była wstanie spojrzeć w  swoje lustrzane odbicie, bo od razu widziała we własnych oczach malujący się żal, ból i samotność na jaką sama się skazała. Wiedziała, że podjęła słuszną decyzję i nie powinna czynić sobie z tego powodu wyrzutów, w końcu zwróciła Sasuke wolność na którą zasługiwał. Musiała przyznać, że wcale nie zdziwił jej fakt, że Mebuki nie zapytała nawet w jakiej sprawie przyszła do nich Mikoto Uchiha. Ona to po prostu wiedziała i Sakura nie mogła mieć jej tego za złe; zresztą nie miała. W końcu zarówno Mebuki, jak i rodzicielka Sasuke nie miały złych intencji. Dały jej wolny wybór, a ona sama podjęła decyzję, z którą teraz musiała żyć. Ignorowała wyrzuty sumienie, które niespodziewanie zaczęły się w stopniowo zradzać i mnożyć w jej głowie. Stawiła czoła Miyaviemu to i z tym sobie poradzi.
            — Idę się tylko przejść — wtrąciła ze spokojem, obdarzając rodzicielkę czułym uśmiechem. Nie chciała sprawiać jej więcej kłopotów i tak miała więcej zmartwień niż ona sama. — Wrócę trochę później, ale nie martw się.
            Potrzebowała pobyć trochę sama ze sobą, oczyścić myśli z tych niechcianych treści, odpocząć i co najważniejsze - spróbować zapomnieć chociaż troszkę. Nie wątpiła, że ten ostatni punkt na jej liście przysporzy jej najwięcej problemu. Zamierzała jednak podjąć to wyzwanie i wygrać walkę ze swoim sercem, nawet jeśli oznaczałoby to, wbicie w niego ostrego sztyletu. Była świadoma tego, jak wiele przyszło jej zapłacić za chwilę zapomnienia. Skoro los sprawił, że krwawiła przez długie tygodnie, kolejnych kilka dni nie zrobi jej różnicy.  
            — Nie czekajcie na mnie z kolacją. Zjem coś na mieście — powiedziała i zniknęła za frontowymi drzwiami.
            Wychodząc na główną ulicę, poczuła jak chłodne powietrze muska jej dłonie, instynktownie ukryła je więc w kieszeniach kurtki. Jak na czerwcowy wieczór wcale nie było za ciepło, pomimo to postanowiła iść przed siebie. Jednak gdy dostrzegła zbliżający się do przystanku autobus, zerwała się pędem w jego stronę. W ostatniej chwili wskoczyła do niego i po zakupieniu biletu u kierowcy, zajęła miejsce na samym jego końcu. Opierając głowę o chłodną szybę marzyła by móc pozostać w tym autobusie i krążyć po rodzinnym Konoha w nieskończoność, z dala od ludzi i otaczających ją problemów.
            Jeszcze rok temu nie przypuszczała, że jej życie potoczy się w taki, a nie inny sposób. Została uniewinniona - za co była dozgonnie wdzięczna - odzyskała przyjaciela, straciła ukochanego brata, zakochała się i na dniach, gdy Sasuke podpisze papiery zostanie rozwódką w wieku dwudziestu jeden lat. To dopiero nazywało się życiowe combo. W równaniu brakowało jeszcze tylko nieplanowanej ciąży i łączących się z nią obowiązków i wyrzeczeń. Na szczęście o to nie musiała się martwić.
Czując wibrujący w kieszeni telefon wyciągnęła go i z niedowierzaniem odczytała wyświetlone imię dzwoniącego.
— Za późno Sasuke — szepnęła pod nosem, odrzucając połączenie, a następnie wyciszając telefon. Jeśli zadzwoniłby ponownie, wiedziała, że musiałaby stoczyć ze sobą z góry przegraną walkę. Znała siebie, wiedziała, że od razu nacisnęłaby zieloną słuchawkę. Teraz, po zakończeniu tego rozdziału w swoim życiu nie widziała dłuższej potrzeby rozmowy, nawet jeśli to bardzo bolało.
Nie wiedziała dlaczego postanowił do niej zadzwonić akurat teraz. Może chciał ją poinformować, że również podpisał papiery rozwodowe i że znowu jest singielką, albo miał zamiar odbyć obiecaną rozmowę, którą odkładali w czasie i która już nie nadejdzie. Nie ważne, czego chciał – pomyślała -  klamka zapadła, czar prysł, ich czas dobiegł końca. Wmawiała sobie, że nie byli sobie pisani, a fakt, że się w nim zakochała stanowił tylko o jej głupocie, która przysparzała jej jedynie kłopotów i cierpień. Nie powinna była ulegać jego urokowi. Nie powinna pozwolić sobie zatonąć w głębi jego czarnych tęczówek. Nie powinna całować jego pełnych ust. Tęskniła za nim, za tym jak bezpieczna i szczęśliwa czuła się w jego towarzystwie, jego ramionach, ale nie zamierzała dłużej się nad sobą użalać. Najwyższy czas podnieść się z ziemi i zacząć budować życie na nowo. Jej serce nadal biło, w przeciwieństwie do Daichiego. Musiała w końcu wziąć się w garść. Była mu to winna. Zrobi to, ale jeszcze nie dziś – obiecała sobie, zagłębiając się w swoich myślach.
Dokładnie pamiętała ostatnią rozmowę jaką odbyli, tuż po zakończeniu rozprawy sądowej. Z początku nie sądziła, że będzie dane im zaznać choć chwilę spokoju tylko we dwoje. I nadal do końca nie wiedziała jak to się stało. W pokoju przylegającym do sądowej sali z początku byli wszyscy, Kakashi, Yamato, Tsunade, jej rodzice, Ino, Itachi, Obito, Rin nawet Mikoto, a po chwili byli tylko oni. Sami i tylko to się liczyło.
— I już po wszystkim. — Usłyszała wtedy z jego ust. Do żadnego z nich nie docierała jeszcze rzeczywistość. Na długo zanim się poznali ten sądny dzień prześladował ją. Ale nigdy też nie przypuszczała, że po zapoznaniu się z Sasuke Uchiha, to właśnie on okaże się osobą, która będzie ją najbardziej wspierać. I w dodatku, nie spodziewała się, że zostanie oczyszczona z zarzutów jakie zostały jej postawione jeszcze w Kyoto.
Będąc zbyt zaskoczoną obecną sytuacją, zaledwie przytaknęła, nie wiedząc co innego mogła powiedzieć. To wszystko mogła porównać do bajki, jej najskrytsze marzenie zostało spełnione – była wolna. Ale była jeszcze jedna rzecz, która nie pozwalała jej w pełni cieszyć się z sukcesu. Daichi umarł, a ona straciła tym samym cząstkę samej siebie.
— Sakura… — Nie dokończył, sam nie wiedząc jak dobrać dalsze słowa, aczkolwiek ona przeczuwała o co chciał zapytać.
— Nie wiem, Sasuke. Nic teraz nie wiem. — Ale mimo wszystko zbliżyła się do niego znacznie.
— Mamy czas. — Stwierdził, na co Sakura uśmiechnęła się blado. Jeszcze wtedy wydawało im się, że mieli wieczność na rozmowę jaka na nich czekała. Mylili się jednak oboje. Ona sama zdała sobie z tego sprawę gdy rozmawiała z jego matką. Pamiętała, a raczej czuła jeszcze na swoim poliku, jego delikatny dotyk, kiedy pogładził ją niespodziewanie, informując, że porozmawiają za kilka dni.
Lecz rzeczywistość okazała się gorzka – nie mieli o czym rozmawiać. Przynajmniej ona sama tak myślała, a papiery rozwodowe uważała za idealną okazję by pozwolić mu na własne, samodzielne życie na jakie zasługiwał.
Dostrzegając za szybą znajomy przystanek, zerwała się z miejsca i w ostatniej chwili opuściła autobus. Odruchowo skierowała się do dawno nieodwiedzanej siłowni. Kiedy stawiała kolejne kroki, dotarło do niej, że nieświadomie okłamała matkę, jednak wychodząc z domu nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby się tutaj zjawić. Chciała po prostu wyjść na spacer, donikąd. Wyciszyć się. Uporządkować chaotyczne myśli, których miała w głowie nadmiar. Potrzebowała samotności i ciszy. Podświadomość zaprowadziła ją tutaj, do jej własnego azylu, o którym zapomniała przez natłok zdarzeń.
Po przekręceniu klucza w zamku, otwarciu drzwi, otoczyła ją ciemność. Mimo, iż to miejsce nie było jej obce, włosy same zjeżyły jej się na ramionach, a jej bujna wyobraźnia ponownie dała o sobie znać.  
Ogarnął ją  s t r a c h .
Nie chciała by to uczucie nadal jej towarzyszyło. Nie chciała by lęk nią zawładną, by  czaił się w każdym małym kącie i niedostępnym zakamarku, czekając by ją pochłonąć. Miała dość ciągłego bania się.  Po prostu  D O Ś Ć .
Uniosła rękę, którą pomimo mroku bez problemu odnalazła znajdujący się na ścianie podniszczony włącznik. Starała się zachować wewnętrzny spokój i obserwowała jak stare jarzeniówki zaczynają nierównomiernie mrugać, aż wreszcie po kilku dłużących się sekundach oświetliły swym blaskiem opuszczoną siłownię.
Kąciki jej ust uniosły się delikatnie, kiedy zobaczyła zużyty worek treningowy zwisający na środku pomieszczenia. Spokojnym krokiem zbliżyła się do niego i niepewnie dotknęła dłonią jego twardej powierzchni. Nie zamierzała dzisiaj po raz kolejny przelewać na niego swojej złości - i tak wystarczająco już od niej oberwał odkąd wróciła do Konohy. Jej samopoczucie nie miało nic wspólnego ze złością. Była osowiała, bez życia - te określenia adekwatniej oddawały jej stan ducha. Opuszkami palców pogładziła popękaną powierzchnię worka. Już w chwili, kiedy pierwszy raz przekroczyła próg siłowni wiedziała, że nadaje się on tylko do wymiany, jednocześnie była świadoma tego, że się go nie pozbędzie. Nie zrobiła tego wtedy i teraz tym bardziej tego nie zrobi. Ten worek treningowy był symbolem jej walki - początkowo z samą sobą, a następnie z Miyavim. Jego wymiana oznaczałaby zapomnienie, odcięcie się od własnej przeszłości, a przecież stanowi ona o tym kim jesteśmy, jest częścią nas samych. Wolała, żeby był tu cały czas, by mogła co kilka tygodni przyglądać się mu z konsternacją. By przypomniał jej, że mimo wszystko nie przestałą walczyć… przynajmniej w starciu z Miyavim. Zresztą… to tutaj poznała Sasuke. To właśnie było dane im przeżyć kilka swoich pierwszych razów. Do teraz pamiętała uczucie, jakie wywołał w niej jego dotyk, gdy pomagał jej zawiesić właśnie ten worek. Pierwszy wspólny sparing, który notabene przegrała. Pierwszy pocałunek. Właśnie tutaj rozpoczęła się ich pierwsza wspólna przeprawa, która nie zwiastowała kłopotów jakich mieli razem doświadczyć na przestrzeni długich tygodni.
Z czasem sprawy z Sasuke okazały się bardziej skomplikowane, niż mogła sobie wyobrazić. Nigdy by nie przypuszczała, że zaledwie samo wspomnienie jego imienia zacznie przysparzać rwącego bólu serca. Najchętniej wyrwałaby je sobie, by już nic więcej nie czuć. Dopiero teraz zrozumiała co tak naprawdę znaczy mieć złamane serce. Co dziwne, niczego podobnego nie doświadczyła po rozejściu się z Miyavim. Wtedy targała nią złość i nienawiść, ale nie były to uczucia, którymi mogłaby opisać emocje jakie zrodziły się w niej po porzuceniu przez nią Sasuke. „Porzucenie” to chyba było najlepsze słowo, jakim mogła określić swoje postępowanie względem niego. Sasuke nie zasłużył na to, jak i na wiele innych rzeczy, których doświadczył z jej strony, ale cały czas powtarzała sobie, że tak było lepiej.
Runęła kolanami na materace rozłożone w dużym kwadracie i wyciągnęła telefon z kieszeni. Nim wybrała numer pożądanej osoby, dostrzegła dwa kolejne nieodebrane połączenia od Sasuke jak i krótką wiadomość tekstową ‘Oddzwoń.’. Zagryzła wargi. Nie poradzi sobie z tym sama. Nie da rady, nie ważne jak bardzo tego chciała. Mogła wmawiać sobie, że jest samowystarczalna, że zmierzy się z tym samodzielnie, ale miała już dość okłamywania samej siebie. Potrzebowała silnych i ciepłych ramion przyjaciółki, litrowego opakowania lodów i możliwości wygadania się, wypłakania, albo obu naraz. Potrzebowała Ino. Ona zawsze ją rozumiała, za każdym razem mogła liczyć na jej pomoc i szczerość.  Ino była jej skarbem, dzięki któremu jeszcze nie postradała zmysłów.
Ino odebrała po pierwszym sygnale.
— Jeśli dzwonisz by mnie poinformować, że odezwałaś się do niego pierwsza wiedz, że bardzo się z tego cieszę i jestem z ciebie dumna. — Sakura przeklęła pod nosem, akurat o tym nie musiała jej przypominać. Nie mogła jej winić za te słowa, w końcu nie wiedziała, co Sakura zrobiła kilka godzin wcześniej. Sakura była zdziwiona tym, jakie uczucia wywołało w niej podpisanie papierów rozwodowych. Zżerające ją od środka wyrzuty sumienia, budziły niepewność co do słuszności podjętej przez nią decyzji. Starała się je zagłuszać racjonalnymi argumentami, że postąpiła zgodnie z umową, jaką zawarli z Sasuke, że on wyjeżdżał i nie raczył jej nawet wspomnieć o tym słowem, więc ona nie chciała stać mu na przeszkodzie. Nie chciała by Sasuke stał się jej więźniem, tak jak ona była niewolniekiem Miyaviego, tylko dlatego, że coś do niego czuła. Dawała mu szanse rozpoczęcia nowego życia w Tokio, z dala od niej z czystą kartą, zresztą ona zamierzała zrobić to samo. Nie zmarnuje szansy, jaką zyskała dzięki uniewinniającemu wyrokowi sądu, pomocy Kakashiego, Tsunade, Sasuke i reszty. Gdyby nie oni, już dawno byłaby w więzieniu. Tym razem wszystko będzie dobrze. Limit życiowych katastrof został już wyczerpany.
— Gdzie jesteś? — spytała ignorując pierwsze radosne słowa przyjaciółki.
Zagryzła mocno zęby, gdy zorientowała się, że jej głos drży, a ona sama jest na granicy załamania, jakby zaraz miała się rozpłakać. Nie umknęło to uwadze Ino.
— Oho, nie podoba mi się ten ton. Co się stało? — Nie chciała jej martwić. Chciała jedynie by przyszła do siłowni.  Potrzebowała przyjacielskiej rozmowy, takiej twarzą w twarz a nie przez telefon.
— Gdzie jesteś? — powtórzyła.
Tym razem Ino załapała.
— Jadę właśnie z Itachim do jego mamy na kolacje. Sakura, coś się stało? — Ino była wyraźnie zaniepokojona jej telefonem.
— Nie, nic.
— Kłamca — wycedziła Ino do słuchawki. Sakura zapomniała, że jej przyjaciółka potrafiła wyczuć oszustwo na kilometr. A przez ciążę jej zmysł jeszcze bardziej się wyostrzył. Ino była teraz lepsza niż wykrywacz kłamstw. Sakura powoli zaczynała współczuć jej potomstwu. Przy okazji będzie się musiała nieźle natrudzić by uspokoić  Ino i przekonać ją do tego, że nic złego się nie działo. Z resztą, taka była prawda. Siedziała po prostu sama w starej siłowni, użalając się nad sobą i ubolewając jak idiotka nad swoim losem i złamanym sercem.
— Chciałam porozmawiać, ale to może zaczekać do jutra — powiedziała wymuszenie radosnym głosem, który dla niej samej brzmiał sztucznie. W myślach błagała wszystkich bogów by w głowie Ino nie zaświeciła się czerwona lampka. — Naprawdę. — Nie wiedziała kogo chciała przekonać bardziej, Ino, czy może samą siebie. Szczerze mówiąc wątpiła  w swoją gotowość odłożenia tej rozmowy na jutro. Potrzebowała jej, bardziej niż narkoman działki. Skrzywiła się na to niefortunne, choć wymowne porównanie.
Ino westchnęła po drugiej stronie słuchawki.
— Zadzwonię jak skończymy, może uda mi się dziś  do ciebie przyjechać.
— Jutro Ino, jutro — wtrąciła. Nie chciała dłużej męczyć ani jej, ani dziecka. Ino powinna teraz dbać o siebie, a nie głowić się nad jej problemami. Da sobie jakoś radę. Sama. Nie miała innego wyjścia. Jak zwykle…
            — Sakura martwisz mnie. Co dokładnie się stało? I gdzie ty do cholery jesteś? — W głosie Ino można było wyczuć rodzącą się panikę.
            — Ino, chciałam po prostu porozmawiać. To nic wielkiego. Nic się nie stało, więc nie panikuj. Zadzwonię jutro jak wstanę i wtedy się ustawimy, a teraz jedź z Itachim na tę kolację, oczaruj jego matkę, a mną się nie przejmuj, okay? — starała się brzmieć naturalnie, co w obecnym stanie było nie lada wyczynem. — Ale mam małą prośbę. Nie mów Sasuke, że ze mną rozmawiałaś. Pa. — Rozłączyła się nim Ino zdążyła zasypać ją gradem pytań dotyczących jej ostatniej prośby. Okazała się tchórzem. Nie powinna była jej o to prosić. Znała Ino na tyle, by wiedzieć, że właśnie to ostatnie zdanie zasiaje w niej ziarno wątpliwości i niepewności, które uruchomią masę trybików w jej głowie i pomogą stworzyć kilkanaście najczarniejszych scenariusz z Sakurą w roli głównej.
            Nie musiała długo czekać na reakcję ze strony przyjaciółki. Ino od razu zaczęła do niej oddzwaniać. Nie odebrała. Powiedziała jej wszystko co mogła wyjawić jej przez telefon. Na resztę będzie musiała poczekać aż spotkają się twarzą w twarz. Czułaby się jeszcze gorzej, gdyby zepsuła Ino pierwszy wieczór w rodzinnej atmosferze, w dodatku spędzony z teściową. Nie miała matce Sasuke niczego za złe, wręcz przeciwnie - była jej poniekąd wdzięczna za wizytę.  Ino się poszczęściło.
            Z powrotem wrzuciła go do kieszeni cienkiej kurtki. Położyła się na materacach wpatrując się w jedną z sześciu jarzeniowych lamp. Denerwował ją fakt, że decyzja jaką podjęła aż tak na nią wpłynęła. Nie żałuje i nie będzie żałować tego, że postanowiła nie niszczyć życia Sasuke ani sobie. Nie będzie! Powtarzaj to sobie milion razy, może w końcu w to uwierzyć, szepnęło jej alter ego Nie będzie zaprzeczać, że bolała ją rozłąka z Sasuke. Ten koniec, mimo iż był nieunikniony, to i tak cholernie ją zranił .
            Karciła samą siebie w myślach. Gdyby nie była taka głupia i nie dopuściła go do siebie, nie zadurzyła by się w nim! Gdyby posłuchała zdrowego rozsądku i unikała Sasuke od początku, tak jak powinna to robić, to nie przeżyli by wspólnie tylu „przygód”, nie doświadczyli by tego uczucia, które z każdym tygodniem stawało się coraz intensywniejsze , coraz głębsze. Gdyby pozostała wierna swoim przekonaniom, nie posmakowałaby prawdziwej miłości i nie cierpiałaby tak jak teraz.  Sama jest sobie winna, to ona jest sprawzą całego tego bałaganu. Zachciało jej się zakochać, to teraz ma - złamane serce, w tak drobnych kawałeczkach, że nie nawet jak ma je posklejać - od czego zacząć?
            Ku jej zdziwieniu, cisza jaką się otoczyła i jakiej pragnęła, nie przynosiła oczekiwanych rezultatów. Nadal o nim myślała. Nadal kuło ją serce. A miała przecież miała tylko leżeć i o niczym nie myśleć, wyciszyć się. Jednak jej sumienie dawało o sobie znać, nie pozwalało zaznać spokoju, sprawiało, że upragniona cisza zaczynała jej ciążyć. Nerwowo przejechała językiem po zębach rozważając w myślach inne możliwości, które pozwoliłyby jej na odzyskanie równowagi.  Kątem oka zauważyła stare, pordzewiałe lustra. Wcześniej  nie zastanawiała się nad tym jak długo siłownia stała nieużywana, ale teraz poświęciła temu chwilę. Przypomniała sobie rozmowę z Sasuke dotyczącą tego miejsca. Z jego wypowiedzi wynikało, że budynek stał pusty zaledwie od kilka lat. Te kilka lat wystarczyło by to miejsce podało w lekką ruinę. Przydałby się porządny remont, jednak nie była pewna, czy wtedy to miejsce nie straciłoby swojego uroku.
            Wiedziona nagłym impulsem zrobiła coś, czego nie robiła już od dłuższego czasu. Wstała z twardych materaców, ściągnęła z siebie kurtkę, włączyła muzykę z telefonu i zaczęła tańczyć. Nie pamiętała kiedy ostatni raz to robiła w tak lekki i niewymuszony sposób. Jej kroki z początku były chaotyczne, niezgodne z rytmem, ale nie przejmowała się tym. Giętkie i gibkie ciało jakim niegdyś dysponowała, zastało się i zapomniało podstawowych ruchów. Jednak wraz z mijającymi minutami stopniowo przypominała sobie kroki, po prostu improwizowała poddając się swojej wcześniejszej pasji, którą znienawidziła przez Miyaviego.
            Tańczyła jakby nie było jutra. Nie przejmowała się popełnianymi wciąż błędami. Taniec pozwalał jej zapomnieć. Gdy poruszała się do dźwięków sączących się ze sprzętu, nie liczyło się nic. Świat i problemy przestawały się liczyć. Istniała tylko ona i muzyka. Taniec był jej lekiem, jej narkotykiem, o który błagała niczym ćpun.
       Za długo odmawiała sobie tej „działki”. Za szybko i za łatwo zrezygnowała z tego, co kocha, co sprawia jej radość. Wirując w takt muzyki miała przed oczami Sasuke. Wspomnienia napływały do niej falami. Widziała jego rękę, którą uniósł na pożegnanie, po tym jak pomógł zawiesić jej worek treningowy. Ten zacięty wyraz twarzy, gdy podczas wizyty w uczelnianej kawiarni, wyznał jej w obecności Ino, że to on ją potrącił. Doskonale pamiętała jak nazywała go wtedy nadzianym gogusiem. Później wszystko potoczyło się szybko. Kolejne spotkania w kawiarni, kłótnie, koncert Akatsuki, ostatni z serii wyścig motocrossowy, bar, Inazuma… Było tego tak wiele, że nie wystarczyłoby jej dnia by wymieniać to wszystko. Szkopuł w tym, że nie chciała tego tak wyraźnie pamiętać. Chciała móc pomału zapominać o nim, o nich, o tym co ich połączyło. Wiedziała jednak, że proces ten nie będzie ani łatwy, ani szybki ani przyjemny. Nie spodziewała, że aż tak bardzo się z nim zżyła.
Nagle uświadomiła sobie, że nie straciła tylko brata.
Straciła również Sasuke. Przyjaciela. Kochanka. Wiedziała, że już nigdy w swoim życiu nie spotka osoby takiej jak on. Sasuke był wyjątkowy pod wieloma względami i jako jedyny poznał nękające ją koszmary i pomógł jej się z nimi zmierzyć.
Zgrzana opadła na materace dysząc ciężko. Unosząc wzrok spod opadających na jej twarz kosmyków dostrzegła w lustrze swoje zadowolone odbicie. Wysiłek sprawił, że po raz pierwszy od kilku dni poczuła, że nadal żyje. Jej uśmiechu nawet nie popsuły opatrunki na jej ramieniu i szyi, które również były widoczne w lustrze.

           
Wiatr ustał, kiedy wyszła z siłowni. Było za wcześnie by wracać do domu, jej rodzice pewnie dopiero siadali do wspólnej kolacji - nie chciała im przeszkadzać. Dzisiaj wolała wrócić, gdy będą głęboko pogrążeni w swoich niespokojnych snach. Ich stosunki nadal były napięte, rozmowy sztywne, zwłaszcza te prowadzone z ojcem. Ale z każdym kolejnym dniem robili postępy, jednak przed nimi jeszcze długa droga. Ból po śmierci Daichiego na zawsze pozostanie w ich sercach, kładąc się cieniem na ich życie. Po dziś dzień nie wierzyła w jego stratę. Nie docierało do niej, że już go nie było. Nadal pamiętała ich ostatnią sprzeczkę przed sklepem, w którym pracował Juugo, w dzień w który pojechała z Sasuke na Inazumę. Gdyby wiedziała, że było to ich ostatnie spotkanie nie byłaby dla niego taka wredna. Przytuliłaby go mocno. Powiedziała, że go kocha. Teraz było już za późno. Nikt nie odda jej czasu jaki straciła. Nikt nie odda jej brata, bez względu na to, co byłaby wstanie za to poświęcić.
Idąc główną ulicą Konohy, obserwowała chowające się za budynkami słońce, wsłuchiwała się w wesołe głosy studentów zmierzających do pobliskich knajp, by oblać koniec sesji. Zazdrościła im tej beztroski, tej gotowości życia chwilą. Kiedyś wiedziała jak to jest. Kiedyś sama szukała przyjemności w alkoholu, lekkich narkotykach, rozerwaniu się w czyimś towarzystwie, zatraceniu w przyjemności, braku zobowiązań. Ale to było kiedyś.
Szybko odrzuciła od siebie wspomnienia i przystanęła przy budce z jedzeniem, zamówiła burgera wraz z colą i zjadła na miejscu, przyglądając się jak właścicielka budki smaży wołowe mięso na kolejne burgery.
            Skończywszy posiłek, podziękowała sprzedawczyni i ruszyła na dalszą przechadzkę, co rusz spoglądając na zegarek i zastanawiając się, która pora byłaby najodpowiedniejsza na powrót do domu. Za każdym razem jednak dochodziła do tego samego wniosku – jeszcze nie teraz.
            Nie wiedziała co ją podkusiło, żeby wejść do jednego z lokali. Może głośna muzyka, albo gwar rozmów dobiegających z wnętrza baru? Wiedziała tylko, że jeszcze chwilę temu stała na chodniku wpatrując się w drzwi lokalu, a teraz stoi w jego wnętrzu otoczona przez tłum spoconych ciał, z głośników dociera do niej psychodeliczna muzyka a ona niczym ćma zahipnotyzowana przez płomień świecy, wchodzi głębiej w „paszczę lwa”.
            Przez myśl przeszło jej, że ostatni raz w takim klubie była w Kyoto, z Miyavim.  Jednak szybko odgoniła ją od siebie. Miyavi był już tylko elementem jej przeszłości, który najchętniej by wymazała. Nie sądziła, że w Konoha istnieją takie miejsca, jednak z drugiej strony nigdy nie zapuszczała się z Ino w nieznane tereny. Nawet jeśli wychodziły do klubu to trzymały się w pobliżu campusu, gdzie Ino czuła się bezpieczniej. To były inne czasy, teraz wszystko się zmieniło. Kątem oka zauważyła wysokiego mężczyznę, wyróżniającego się z tłumu imprezowiczów. Jako jedyny miał na sobie grubą, puchową kurtkę, pomimo trzydziesto stopniowego upału panującego w klubie. Znała typków takich jak on. Bujała się z nimi w Kyoto, do czasu aż była świadkiem morderstwa jednego z nich, dokonanego przez Miyaviego i Makuro.
            Mężczyzna w czarnej kurtce nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Wyczuł, że go obserwuje. Uniósł pytająco brew, po czym palcem wskazującym podrapał się niewinnie pod nosem.
            Nie była głupia, szukał klientów i myślał, że będzie jednym z nich. Amfetamina za przysłowiowe grosze, kokaina za grubszą kasę, albo jeśli diler jest wyrozumiały i ma chcice to za obciągnięcie bądź zrobienie loda.
            Sakura pokręciła głową i odwróciła się do niego plecami. Nie potrzebowała więcej narkotyków. Zwłaszcza dzisiaj. Przeczuwała, że jeśli wzięłaby cokolwiek, nie skończyłoby się to dla niej dobrze. Może i chciała zapomnieć, odpocząć od wszystkiego, ale nie w ten sposób.
            Wbrew pozorom podobało jej się to miejsce. Podobało jej się, że mogła odkryć je na własną rękę. Przedzierając się przez tłum spoconych ciał w stronę baru, na jej ustach zakwitł minimalny uśmiech. To miejsce wydawało się odpowiedniejsze do zapomnienia o wszystkim, niż pusta, stara siłownia. Może nawet pokusiłaby się o Terapię Wstrząsową, gdyby nie fakt, że nie było z nią Ino. Terapia służyła temu, by zapomnieć, jednak podstawowym warunkiem przeprowadzenia terapii było przyjście z przyjaciółką, która będzie mieć na ciebie oko, gdy pozwolisz sobie na zabawę z nieznajomym. Dziś była sama więc, ta opcja w ogóle nie wchodziła w grę. Zresztą, nawet nie miała ochoty czuć na sobie obcych, lepkich łap obmacujących ją na parkiecie, czy w innym miejscu. Najpierw musiała pozbierać myśli i wyleczyć serce, ciałem zajmie się później. Etap wymazywania z pamięci dotyku Sasuke będzie jednym z najtrudniejszych w jej terapii.
            Zamówiła jednego z kolorowych drinków, jakie znajdowały się w ofercie Czarny Lew. Wiedziała, że jutro może tego żałować. Taki alkohol nawet w małych ilościach źle wpływał na jej wątrobę, ale nie była wstanie nic na to poradzić.
            Siedziała na hookerze dłuższą chwilę, bujając się w rytm psychodelii, a jej ciało wyrwało się w stronę tłumu. I tylko resztki zdrowego rozsądku, utrzymywały ją w miejscu. Ten wieczór jak i noc zamierzała spędzić nie przysparzając sobie więcej kłopotów. Wystarczyło jej samo patrzenie na bawiący się tłum. Niczego więcej w tej chwili nie potrzebowała. Na tę chwilę udało jej się nie myślała ani o Daichim, ani o Sasuke. Moczyła usta w drinku, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z bawiącego się tłumu. Obserwując pijanych studentów zaczęła się zastanawiać czy i ona tak głupio wyglądała, kiedy podczas nocnych wypadów do klubów z Lily pozwalała alkoholowi decydować o swoich tanecznych ruchach. Ale kto by się tym przejmował, kiedy dobrze się bawi, albo przynajmniej tak mu się wydaje.
            To miejsce było idealne do powolnego procesu zapominania, który przypuszczalnie zajmie jej kilka najbliższych tygodni. Wszystko będzie łatwiejsze, gdy Sasuke wyjedzie do Tokio by kontynuować studia. Może wtedy uda się jej wreszcie zapomnieć o nim i wszystkim, co z nim związane.
            — Zastanawiam się jak długo jeszcze zamierzasz siedzieć tutaj sama? — usłyszała tuż przy swoim uchu.
            Sakura wystraszona nagłą bliskością od razu odsunęła się od nieznajomego, który niespodziewanie pojawił się obok niej, rozpoczynając konwersację. Szkoda tylko, że ona nie miała ochoty na żadną rozmowę.
— Tak długo jak będzie trzeba — zmierzyła go wrogim spojrzeniem. Kojarzyła go ze studiów. Kilka razy mijała się z nim na kampusie, wychodząc z budynku medycznego. Po dziś dzień jednak nie zamieniła z nim choć słowa. — Nie potrzebuje rozmowy, ani seksu i niczego innego, więc wybacz tracisz tylko swój czas — dodała donośnym głosem, próbując przekrzyczeć muzykę. Znała takie zagrania aż za dobrze i dzisiaj naprawdę nie miała na nie ochoty.
            — Wohoo. Aleś ty bezpośrednia. Wiesz jak odprawić towarzystwo. — Ku zaskoczeniu  Sakury, nieznajomy mężczyzna w okularach z czarną oprawką, zajął miejsce tuż obok niej. Postanowiła go zignorować i jak gdyby nic upiła kolejny łyk zamówionego wcześniej alkoholu.
            — Nie jestem w nastroju do rozmów — burknęła, chcąc się go jakoś pozbyć. Zazwyczaj opryskliwość z jej strony działała bez zarzutów, ale dzisiaj chyba była wadliwa, gdyż student siedzący tuż obok niej ani drgnął.
            — Mężatka, czy to tylko sposób by odstraszyć facetów? — zapytał ciekawsko, palcem wskazując na obrączkę znajdującą się na jej lewej dłoni.
Kątem oka zerknęła na obrączkę jaka nadal znajdowała się na jej palcu. Sądziła, że zostawiła ją w domu, ale wyraźnie zapomniała to zrobić. Kciukiem drugiej dłoni przejechała po niej w zamyśleniu. Nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem takich przedmiotów. Lecz teraz gdy wróciła myślami do wydarzeń sprzed kilku tygodni, wiedziała co sobą symbolizowała. Była to przede wszystkim nadzieja, nadzieja, że Daichi nie trafi do tymczasowej rodziny zastępczej i będzie mógł zostać ze swoimi bliskimi, kiedy tylko wybudzi się ze śpiączki. Była jeszcze niewypowiedziana wiara, że mimo wszystkich przeciwności wszystko się dobrze skończy. Nie mogła również zapominać o zaufaniu jakim obdarzyła Sasuke i wszystkim co się z nim wiązało.   Pomimo iż, chciała dzisiaj o wszystkim zapomnieć, to nadal nie potrafiła zmusić się do ściągnięcia pierścionka z serdecznego palca. Nawet jeśli nie zaznała życia prawdziwej mężatki, to i tak ciężko było jej się rozstać zarówno z obrączką, jak i „chwilowym” mężem. Właśnie z tych powodów nie odbierała telefonów Sasuke, ani nie oddzwaniała tak jak tego chciał. Jeśli pamiętał ją choć trochę w taki sam sposób jak ona jego, lepiej było dla nich obojga jeśli zerwą ze sobą kontakt właśnie w tej chwili.           
            — Nie twoja sprawa — odparła z irytacją, chowając dłoń pod blatem. Nie znała go, tak samo jak on nie znał jej. Nie zamierzała się mu z niczego zwierzać, a zwłaszcza z sytuacji z Sasuke. Takie historyjki były przeznaczone tylko dla przyjaciół. A on nie zaliczał się do tego grona.
            — Widzę, że to wrażliwy temat, więc nie wnikam  — parsknął. — Jestem Takashi — dopowiedział wyciągając ku niej dłoń.
            — Sakura — powiedziała nie odwzajemniając jego gestu. Nie czuła potrzeby szukania nowych przyjaciół. Zwłaszcza dzisiejszego wieczoru. Jednak resztki dobrego wychowania dały o sobie znać, nim  zdołała zdusić je w zarodku.
            Takashi próbował przez kilka kolejnych minut nawiązać z nią dłuższą konwersację, która nie skończyłaby się zwykłym burknięciem ze strony Sakury. Lecz póki co szczęście mu nie sprzyjało. Sakura nie rozumiała dlaczego student akurat ją upatrzył sobie na swoją „ofiarę”. Klub pękał w szwach od ludzi, a on jak na złość postanowił uprzykrzyć życie właśnie jej. Zły wybór, bardzo zły.
            — A ty nie masz czasami lepszych rzeczy do roboty? — Warknęła przebijając się przez gwar, wypełniający lokal. To była najdłuższa wypowiedź, jaką skierowała do nieznajomego, tego wieczoru. Zrobiła to tylko dlatego, że do jej głowy znów wkradły się niepożądane myśli. Na nowo słyszała w nich dwa imiona, niczym uporczywe tykanie zegara.
            Sasuke.
            Daichi.
            Sasuke.
            Daichi.
            I tak w nieskończoność.  
            — Nie. Zostałem wystawiony przez kumpli — odparł, na co Sakura przewróciła oczami i zamówiła kolejnego drinka.
            Nie zamierzała się spić do nieprzytomności, chociaż kiedy zmierzała w stronę baru przeszło jej to przez myśli. Zdawała sobie jednak sprawę, że to nie byłby najlepszy pomysł. Zresztą, nie zamierzała być dłużej tą głupią, naiwną Sakurą. Ten i może jeszcze jeden drink, po czym opuszcza lokal - s a m a . Od dzisiaj była kimś nowym; kimś bardziej rozważnym, kto uważał na swoje słowa i czyny. Nie oszukujmy się daleko jej było do grzecznej i posłusznej dziewczynki z czasów podstawówki. Nigdy już taka nie będzie, ale wiedziała, że musi zapanować nad swoim temperamentem. Nabrać odrobiny pokory.
            Okręciła się na hookerze w stronę bawiących się ludzi, opierając się plecami o krawędź zalanego alkoholem blatu. Wystarczył jej jeden rzut oka na tańczących by stwierdzić, że niektórzy byli już mocno podchmieleni, inni na chaju, co nie wątpiła było sprawką dealera kręcącego się po klubie. Wszyscy wydawali się świetnie bawić. Byli odprężani, nawet ona poczuła się spokojniejsza, pomimo ciągłego gówna, jakie wydarzyło się w jej życiu.
            Było jej gorąco. Czuła jak kropelki potu spływają jej po karku spod rozpuszczonych, gęstych włosów. Nie planowała jednak ściągać z siebie letniej materiałowej kurtki. Chociaż nie wątpiła, że gojące się rany skutecznie odstraszyłyby siedzącego tuż obok niej studenta, to nie miała ochoty mierzyć się z pytającymi, zdegustowanymi spojrzeniami obcych. Kiedyś stawi temu czoła, ale na pewno nie tu i nie teraz. W końcu, na wszystko przychodzi czas.
            Sięgając przez ramię, złapała za swoją szklankę i upijając łyk trunku powróciła do obserwowania bawiącego się tłumu. Ta czynność działała na nią dziwnie kojąco; nie myślała i nie zastanawiała się nad niczym, po prostu patrzyła.
            Usilnie ignorowała Takashiego, próbującego przekrzyczeć dudniącą z głośników muzykę, co przy podkręconym na maxa basie było nie lada wyczynem. Znosiła jego obecność tylko i wyłącznie dlatego, że zdawała sobie sprawę, z tego, że lokal to miejsce publiczne i nie może mu zabronić tu być. Nie ważne jak bardzo działał je na nerwy. Z czasem, po kilku większych łykach drinka, jego słowa zaczynały się oddalać, mimo iż nie odsunął się od niej ani o milimetr. Wręcz przeciwnie, przybliżył się.      
            Zerknęła na niego zamglonym wzrokiem zdezorientowana.
            Wszystkie dźwięki, docierały do niej jakby zza szyby. Ogarnęło ją dziwne odrętwienie. W zwolnionym tempie przyglądała się jak Takashi porusza ustami, lecz żadne \ jego słów do niej nie docierały. Czuła się jakby była pijana. Kręciło jej się w głowie, jakby wypiła niezliczoną ilość alkoholu.
            Miała ochotę krzyczeć, ale jej własne ciało przestało reagować na jej polecenia. Nagle Takashi zabrał jej pustą szklankę z dłoni. Chciała mu ją z powrotem wyrwać i rozbić na jego głowie, ale jej ruchy stały się nieskoordynowane. Ześlizgnęła się z hookera i wpadła wprost w jego silne ramiona.
            Nie była w stanie niczego zrobić. Stała się więźniem własnego ciała. Marionetką, z którąTakashi mógł zrobić wszystko  na co tylko  miał ochotę. Drań wsypał jej coś do drinka, była tego pewna, tak samo jak i tego, że była zdana na jego łaskę.
            Ostatnie co pamiętała to burze kręconych, czarnych włosów i mocne damskie perfumy.

~***~

           Tuż po napisaniu do Sakury smsa, z frustracją wcisnął telefon do kieszeni. Miał dziwne przeczucie, że specjalnie ignorowała wszystkie jego połączenia. Problem polegał na tym, że nie widział ku temu żadnego powodu. Niby byli w dobrych stosunkach, a nadal coś nie pasowało; nie był w stanie tylko stwierdzić co. Planował porozmawiać z nią dzisiaj wieczorem, ale i ona  musiała tego chcieć. Nie zamierzał jej do niczego zmuszać. Znacznie ułatwiłaby mu  sprawę gdyby chociaż odpisała na którąkolwiek z jego wiadomości, zamiast kompletnie go ignorować.
            Wyszedł ze swojego pokoju i skierował się schodami w dół. Ostatni raz tyle czasu spędzał w domu  rodzinnym, tuż przed awansem jego matki. Po tym jak Mikoto wyjechała do Tokio, nie widział potrzeb przebywania w szponach Madary. Teraz jednak wszystko pomału wracało do stanu sprzed kilku miesięcy. Od paru godzin po całym domu unosił się zapach gotowanego jedzenia i pieczonych ciast.
            — Nie za dużo tego? — zapytał rodzicielki, gdy po wejściu do kuchni dostrzegł liczne przygotowane już dania i trzy różnorodne ciasta. Rozumiał, że na kolacji będzie sporo osób, w końcu zjawi się Itachi z Ino, a także Rin z Obito, ale taka ilość jedzenia to „lekka” przesada.
            — Nareszcie się pokazałeś — powiedziała ostro, odkładając rękaw do dekoracji ciast.
            Przed nikim się nie ukrywał.  T e o r e t y c z n i e . W rzeczywistości wyglądało to tak, że zaszył się w swoim pokoju w ciągu ostatnich dni. Nikomu nie odmawiał wstępu. To oni uznali, że lepiej będzie mu nie przeszkadzać. Poniekąd podjęli słuszną decyzję, za co był im wdzięczny, jednak nigdy się im do tego nie przyzna.
            — To tylko głupia kolacja — burknął pod nosem.
            — Musimy porozmawiać.
            Sasuke spojrzał na matkę pytająco. Nie miała w zwyczaju używać takiego tonu poza salą sądową, a tym bardziej we własnym domu.
            — Później — machnął ręką od niechcenia, zbywając ją. Wiedział o czym chciała rozmawiać, ale sytuacje z Sakurą wolał wyjaśnić na własną rękę.  Nie zamierzał się z niczego tłumaczyć, nawet matce. Powody, dla których podjął takie, a nie inne decyzje były jego prywatną sprawą. Innym nic do tego.
            — Sasuke — skarciła go hardo i nie dlatego, że dobierał się właśnie do sernika. — Mówię poważnie. Chodzi o…
            — Wiem o co chodzi — burknął niechętnie, starannie wbijając ostrze noża w ostudzone ciasto. — I mówię, że później — oznajmił z naciskiem. Cały czas czekał na jakąkolwiek odpowiedź ze strony Sakury. Powinien był już dawno się do niej wybrać, ale chciał uszanować jej spokój. Ostatnie tygodnie, dni nie były łaskawe ani dla niej, ani dla jej rodziców. Chociaż przez tak niewielki gest chciał im to jakoś wynagrodzić. Sam stracił kiedyś bliską osobę, więc rozumiał jak ważne w takim momencie jest przebywanie wśród najbliższych.
            — Sasuke — Mikoto nie poddawała się. — Nie przeszło ci przez myśl, że może być już za późno? I nie mówię tu o rozmowie ze mną, tylko z Sakurą.
            Ostrożnie zerknął w stronę matki wycierającej dłonie o kuchenny fartuch. Otwierał usta by odpowiedzieć, gdy nagle usłyszał słowa brata informującego o ich przybyciu. Matka posłała mu jednoznaczne spojrzenie wyraźnie mówiące, że dokończą tę rozmowę później.
            Chwilę później wuj wraz z Rin wkroczyli do domu i rozpoczęła się istnie rodzinna sielanka, której w tym domu od tak dawna brakowało. Sasuke raz na jakiś czas wyciągał ukradkiem telefon z kieszeni spoglądając na wyświetlacz. Sakurze wyraźnie brakowało dobrych manier. Nie rozumiał jak mogła go tak po prostu ignorować i doprowadzać go tym do szewskiej pasji. Zaczynał mieć tego serdecznie dość.. Wbrew pozorom nie zgadzał się z insynuacjami matki. Na nic nie było jeszcze za późno. Miał czas by dojść z Sakurą do porozumienia. Tylko sam nie do końca wiedział, jak się za to zabrać. Dzisiaj powiedział sobie dość zwlekania. Nie z takim przeszkodami już sobie w życiu radził, więc zwykła rozmowa go nie zabije. Najpierw jednak musiał dodzwonić się do Sakury, co było znacznie większym wyzwaniem niż pierwotnie zakładał. Ale nie wiedział czego tak naprawdę się spodziewał, kiedy zadzwonił do niej dzisiaj po raz pierwszy.
            Po za tym jego brat również niczego mu nie ułatwiał. Do tej pory wyrzucał sobie idiotyczny pomysł zabrania ze sobą brata do szpitala na własną wizytę kontrolną.
      — Powiedziałeś matce? — zapytał pół szeptem Itachi, gdy Mikoto wraz z Rin i Ino przygotowywały stół do wspólnej kolacji.
            Sasuke warknął pod nosem. Itachi nie mógł znaleźć sobie gorszego momentu na rozmowę.
           — Jeszcze nie — odburknął, mając nadzieję, że Itachi porzuci rozpoczęty temat tak szybko jak go rozpoczął. Marzenia głupca.
            — Nie zwlekaj do cholery, bo na pewno nie zdołasz tego przed nią ukryć
          Sasuke zirytowany przewrócił oczami. Nie zamierzał niczego przed matką ukrywać, zwłaszcza tego, co powiedział mu lekarz.
            — Z drugiej strony pewnie ucieszy się, że jeszcze przez długi czas nie wsiądziesz na motor.            
Nie wiedział czy brat ciał go pocieszyć, czy może jeszcze bardziej zdenerwować. Doskonale wiedział, że nie miał powodów do radości, a uszkodzone nerwy w najbliższym czasie znacznie utrudnią mu życie. Tuż po ściągnięciu gipsu za kolejne dwa tygodnie, będą czekać go liczne rehabilitacje, a możliwe i kolejna operacja by nie miał więcej zaników czucia w dłoni. Jedno było pewne, minie sporo czasu nim będzie mu dane ponownie prowadzić motor. Potrafił przewidzieć, jak prawdopodobnie zachowa się matka na wiadomość o jego stanie zdrowia. Nie martwił się jednak jej reakcją, co innego było z Sakurą. Tu nie miał wątpliwości, że ponownie zacznie obwiniać siebie o wszystkie nieszczęścia jakie go spotkały. Nie widział żadnego powodu, by to robiła. Był w pełni świadomy w co się wpakował i wcale nie żałował, że – wtedy w szpitalu – pokazał Miyaviemu gdzie znajduje się jego miejsce. Zrobił by to po raz kolejny raz, jeśli zaszłaby taka potrzeba.
            — Powiem jej o tym na spokojnie jutro — odparł stanowczo. Na dzisiaj miał już inne plany, które obejmowały rozmowę z Sakurą. Pod warunkiem, że ta się do niego wreszcie odezwie. Jeśli jednak tego nie zrobi, będzie zmuszony udać się do niej z wizytą, do czego nie był przekonany. Zarówno Sakura, jak i jej rodzice potrzebowali odpoczynku od osób z jego nazwiskiem. W dodatku wizyta w ich domu mogłaby jeszcze znacznie pogorszyć, już i tak napięte, relacje Sakury z jej ojcem. Z tego też powodu wolał się z nią spotkać gdzieś poza ich domem.
            — Pamiętaj Sasuke tylko, że jeśli tego nie zrobisz, sam powtórzę matce słowa lekarza.
            — Odezwał się ten, który przez dłuższy czas bał się jej powiedzieć, że zaciążył Ino — zakpił z brata, po czym go wyminął kończąc tym samym rozmowę. Sasuke wiedział, że jeśli pozostałby w jego towarzystwie, Itachi wypomniałby mu ślub z Sakurą, o czym świadczyło głośne prychnięcie jakie od razu usłyszał, kiedy go wymijał.
            — Nie bądź tchórzem i po prostu jej powiedz — szepnął Itachi kładąc mu dłonie na ramiona. — To tyczy się również Sakury.
          Nim Sasuke zdążył zareagować na jego komentarz, Itachi odszedł w stronę swojej dziewczyny. Nie rozumiał dlaczego wszyscy w rozmowie z nim poruszali temat Sakury i instruowali go co miał zrobić, jakby to był nie tylko jego problem, ale również ich.
        Nie zawracając sobie więcej głowy słowami starszego brata, przysiadł wraz z rodziną do kolacji, jaką Mikoto przygotowywała przez większą część dzisiejszego dnia. Z samego rana zniknęła na dobre kilka godzin na zakupach, po czym powróciła koło drugiej po południu i od razu zabrała się do gotowania. Ciężko było mu sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jego matka spędziła tyle czasu w kuchni. Jeszcze gdy ich ojciec żył, a Mikoto mieszkała w Konoha, spędzenie w kuchni więcej niż trzy godziny oznaczało, że coś ją trapi. Teraz, gdy się nad tym zastanawiał, nie rozumiał powodu, dla którego tyle zajęło jej przyrządzenie dzisiejszej kolacji. Na stole znajdowało się o wiele mniej potraw, niż widział w kuchni, a mimo wszystko ich liczba nadal zapierała dech w piersi.
           Widział jak jego matce ciężko było się odnaleźć w roli przyszłej babci, zwłaszcza, że brzuszek Ino był już delikatnie zaokrąglony. Jednak nie dała Ino odczuć, żadnej niechęci. Blondynka była teraz częścią rodziny. Dziwne. Sakura również nią była.
         Mało przysłuchiwał się rozmowom jakie toczyły się przy dużym dębowym stole. Bardziej skupiał się na sprawdzaniu pod blatem stołu - co pięć minut - telefonu, który za każdym razem pokazywał zero nowych wiadomości i zero nieodebranych połączeń. Nie był głupi – wiedział, że Sakura go ignorowała i bardzo mu się to nie podobało. Jego głowa natychmiast uniosła się, kiedy imię jego prawnej żony zostało wypowiedziane. Spojrzał na ciotkę nie dosłyszawszy tej ważniejszej części jej słów. Jej pytanie nie było jednak skierowane do niego, a do Ino, która zaczęła wiercić się w dyskomforcie na krześle.
            — Dobrze. Pomału dochodzi do siebie — odpowiedziała Ino.
         — Myślałem, że ją tu dzisiaj zobaczymy. Chociaż przez chwilę — wtrącił spokojnie Obito, spoglądając na najmłodszego bratanka.
            Nawet przez myśl mu nie przeszło aby ją zaprosić, ale Sakura pewnie i tak by odmówiła.
        — Nie wydaje mi się, żeby na ten moment był to dobry pomysł — powiedziała Mikoto, odkładając posrebrzane sztućce na stół. — Mogłaby czuć się nieswojo — dodała, również zerkając w stronę młodszego syna.
            — Co prawda, to prawda — przyznała z konsternacją Rin. Ostanie tygodnie nie były łaskawe dla całej rodziny Haruno i każdy z zebranych przy stole doskonale zdawał sobie z tego sprawę. — Ale i tak pozdrów ją od nas. Mam szczerą nadzieje, że szybko dojdzie do siebie. To silna kobieta.
            Sasuke miał ochotę parsknąć sarkastycznie pod nosem, rozmawiali tak jakby go tu nie było. I pewnie by tak zrobił, dodając krótki komentarz, gdyby kolejne słowa Ino nie wywierciły w jego brzuchu ogromnej dziury.
            — Przekażę jej, jak będę się z nią dzisiaj widzieć.
            Słowa Ino brzmiały na tyle szczerze, że od razu sam w nie uwierzył. Nie rozumiał jak niby miała się z nią widzieć, skoro Sakura nie odbierała cholernego telefonu. Chyba, że postępowała tak tylko w jego wypadku.
            — Rozmawiałaś z nią dzisiaj? — Ku zdziwieniu Sasuke to jego matka zadała kuszące go pytanie. W dodatku nie wiedząc czemu Mikoto brzmiała na naprawdę zdziwioną faktem, że przyjaciółki odbyły dzisiaj konwersacje.
            Ino nie odpowiedziała, a jej lazurowe tęczówki unikały Sasuke jak ognia.
            — Porozmawiajmy lepiej o czymś innym, to nie grzeczne rozmawiać o nieobecnych — wtrącił niespodziewanie Itachi.
            Odpowiedź była jasna.
            — Kiedy? — odezwał się ostro Sasuke.
            Czuł na sobie spojrzenia wszystkich, ale nie przeszkadzało mu to w żaden sposób. Chciał po prostu dowiedzieć się, kiedy z nią rozmawiała.  Przed czy po tym, jak zaczął do niej dzwonić. Nie podobało mu się zachowanie Ino, jednak ani on ani ona nie mogli wszystkiego usprawiedliwiać czy tłumaczyć buzującymi w niej hormonami.
            — Kiedy? — powtórzył jeszcze bardziej zaostrzając swój ton głosu.
            Nie minęła chwila, a Ino postanowiła przerwać swoje milczenie i wreszcie spojrzała prosto w jego oczy.
            — Za nim tu przyjechałam — odpowiedziała stanowczo.— Ale umówmy się, że nic o tym nie wiesz. Nie chciała, żebyś wiedział — mruknęła z sarkazmem, przybierając postawę dawnej Ino.
            Itachi siedzący tuż obok westchnął ciężko, wyraźnie wiedząc o prośbie Sakury. Cokolwiek ustalili na osobności, nie miało nic wspólnego z prawdą jaką wyznała Ino.
            Przy stole zapanowała niezręczna cisza, a Rin wyraźnie pożałowała poruszenia tego tematu.
            Nagle Mikoto odsunęła krzesło i wstała od stołu.
            — Chodź ze mną, Sasuke — rozkazała.
            — Po co? — warknął, co od razu spotkało się z karcącym wzrokiem starszego brata.
            — Chodź. — To były jej ostatnie słowa przed wyjściem z jadalni.
Sasuke wypuścił z rąk sztućce, które z łoskotem upadły na pusty już talerz. Podążył za matką z niezadowoloną miną. Cały dzień czuł jakby coś wisiało w powietrzu. Teraz to przeczucie, jeszcze bardziej się nasiliło. Nie potrafił pojąć tylko dlaczego matka postanowiła go wyciągnąć ze wspólnej kolacji, na której tak bardzo jej zależało. W końcu wszystko odbywało się w przyjemnej atmosferze dopóki nie został poruszony temat Sakury, a Ino nie wygadała się, że cały dzień jest z nią w kontakcie.
            — Po co ta szopka? — sarknął, zamykając za sobą drzwi do gabinetu zmarłego ojca.
            — Jeśli chcesz prać swoje brudy przy całej rodzinie to możemy tam wrócić — zauważyła słusznie Mikoto zasiadając wygodnie na dużym, skórzanym fotelu męża. To zdecydowanie bardziej było jej miejsce niż siedzącego w areszcie Madary. Sędzia zajmujący się jego sprawą, odmówił możliwości wyjścia za kaucją z jednego prostego powodu – obawy przed matactwem, co równało się z możliwym utrudnianiem całego śledztwa.
            — Tak też sądziłam — powiedziała Mikoto, widząc brak reakcji ze strony młodszego syna.
            Sasuke opadł na fotel naprzeciwko rodzicielki, cierpliwie czekając na to co ma mu do powiedzenia.
            — Rozmawiałam z nią dzisiaj na prośbę jej rodziców.
            Nie spodobały mu się słowa jakie właśnie usłyszał, zwłaszcza, że Sakura wyraźnie jedynie jego ignorowała przez cały dzień. Czuł się jak idiota.
            — Co jej nagadałaś? — warknął zły, nigdy wcześniej nie zwrócił się do niej w taki sposób.
            — Spasuj z oskarżeniami, Sasuke — sparowała ostro, układając dłonie na mahoniowym blacie biurka. — Próbowałam rozmawiać z tobą wcześniej, ale nie byłeś kooperatywny. Nie możesz winić nikogo innego, oprócz siebie.
            Poruszył szczęką zarówno w nerwach, jak i niezadowoleniu. Ciężko było mu to przyznać, ale jego matka miała rację. Unikał tej rozmowy jak ognia. Ale gdyby tak nie zwlekał, matka nie przeprowadziłaby konwersacji z Sakurą wcześniej niż on.
            — Więc? — ponaglił matkę.
            To było ich pierwsze większe spięcie od lat. Nie był w stanie przypomnieć sobie nawet, kiedy ostatni raz się ze sobą kłócili, ale napewno było to jeszcze przed śmiercią jego ojca.
            — Jej rodzice się ze mną wczoraj skontaktowali. Rozumieją tak samo jak i ja waszą wspólną decyzje. I tak samo jak ja, twierdzą, że pomimo dobrych chęci, zrobiliście coś pochopnego i lekkomyślnego. Chcieliśmy, żebyście porozmawiali ze sobą na spokojnie i doszli do porozumienia co chcecie zrobić ze swoim życiem, jak i zawartym małżeństwem. Decyzja miała należeć do waszej dwójki. Żadne z nas, nawet ojciec Sakury, nie zamierzało kwestionować tego na co byście się zadecydowali. Po prostu chcieliśmy waszej przemyślanej decyzji. Bez żadnej presji. Może to nie zabrzmi dobrze, ale chcieliśmy, żebyście postąpili trochę samolubnie i wybrali to na czym każdemu z was najbardziej w życiu zależy. Powtarzam ci to samo, co powiedziałam dziś Sakurze. Wtedy wydawała się rozumieć to, co chciałam jej przekazać — wyjaśniła ostrożnie dobierając swoje słowa.
            To jeszcze nie tłumaczyło, dlaczego Sakura unikała nawiązania z nim kontaktu. Ale to jeszcze nie był koniec, wyraźnie mówił to mu wyraz twarzy jego matki.
            Mikoto z ciężkim westchnięciem wyciągnęła spod sterty papierów beżową kopertę.
            — Naszym celem, było żebyście porozmawiali ze sobą i wyjaśnili sobie co macie do wyjaśnienia, żebyście za kilka lat nie żałowali żadnych decyzji z przeszłości. — Postukała paznokciami o kopertę, po czym podała ją synowi. — Sakura jednak postanowiła podjąć decyzję sama.  
            Sasuke pośpiesznie wyrwał kopertę z rąk matki, chcąc jak najszybciej zapoznać się z jej zawartością. Słowa matki połączone z obecną sytuacją, nie mogły oznaczać nic dobrego. I miał racje. Po wyciągnięciu papierów, wiedział, że wszystkie jego złe przeczucia właśnie  się spełniły.
            — Głupia — syknął zaciskając mocno dłoń na papierach rozwodowych.
            To było zbyt tchórzliwe posunięcie.
            Słysząc dzwoniący w kieszeni telefon, od razu po niego sięgnął, licząc, że to połączenie, na które tak długo czekał. Na jego twarzy pojawił się zawód, kiedy zobaczył, że to nie Sakura próbuje się do niego dobić. Mimo wszystko odebrał, nie zamierzając spędzić na rozmowie dłużej niż dziesięć sekund.
            — Nie mogę teraz rozmawiać Ayanami — powiedział nieprzyjemnym tonem.
            Lecz słowa jakie usłyszał od siostry Satoru, wręcz wbiły go w ziemię.
            — Co powiedziałaś? — zapytał pół szeptem. Miał nadzieję, że Ayanami się przejęzyczyła. Miał nadzieję, że sam się przesłyszał. Jednak cztery krótkie słowa Ayanami brzmiały tak samo jak za pierwszym razem: Czarny Lew. Sakura. Przyjedź. Ayanami mówiła szybko jak na nią, w tle Sasuke wyraźnie słyszał muzykę jaką zazwyczaj puszczano właśnie w tym psychodelicznym klubie. Nie potrafił jedynie zrozumieć, co robiła tam Sakura.
            — Sasuke? — usłyszał głos Ayanami, która sprawdzała czy jeszcze jej słuchał.
            — Jest bardzo źle? — Ayanami nie dzwoniłaby do niego gdyby sytuacja nie wymagała jego interwencji.
            — Przyjedziesz to zobaczysz. — Czyli źle. Bardzo źle.
            — Daj mi kilka minut. — Nie miał pojęcia co Sakura robiła w Czarnym Lwie, a tym bardziej jak tam się znalazła. Na te jak i inne pytania pozna odpowiedź dopiero kiedy się tam znajdzie. Łudził się, że Sakura nie zrobiła niczego głupiego. W końcu mu to obiecała.
            Ignorując pytania matki wyszedł z gabinetu, a następnie opuścił rodzinną posiadłość. Nie miał czasu na zbędne rozmowy i tłumaczenia co się stało - zresztą, sam nie znał żadnych szczegółów. Wiedział, a raczej przypuszczał, że Sakura znowu się w coś wplątała. Miał jednak nadzieję, że się grubo mylił. Mimo wszystko nie zwalniał jadąc do Czarnego Lwa, martwiąc się co mogło się stać.


            Znalazł je obie na zapleczu Czarnego Lwa w towarzystwie dwóch barmanów. Znał ich z widzenia i z kilku żartów rzuconych kiedyś przy kontuarze. Ayanami obejmowała Sakurę ramieniem, a drugą dłonią próbowała zmusić ją do wypicia choć kilku kropli zimnej wody. Pierwsze co przyszło Sasuke do głowy, to, że spiła się do nieprzytomności. Tylko ile musiałaby wypić w tak krótkim czasie, jaki upłynął od jej rozmowy z Ino, do teraz  by doprowadzić się do takiego stanu? Już kilka razy widział ją pijaną, ale nigdy aż tak.
            — Co się stało? — zapytał podchodząc bliżej nich.   
            Sakura wyglądała bezbronnie.
            Ayanami skinęła w stronę znajomych z pracy.
            — Zostawcie nas samych. Już sobie poradzę — powiedziała do nich. Po chwili zostali tylko we trójkę. On, Ayanami i nieprzytomna Sakura.
            Jego znajoma jednak cały czas milczała, jakby nie wiedziała, co ma powiedzieć. Bez przerwy przystawiała Sakurze plastikową butelkę do ust, ale ta nie chciała współpracować, a w odpowiedzi tylko mruczała pod nosem niezrozumiałe słowa i kręciła głową. 
            — Ayanami — syknął wreszcie. Dał jej wystarczająco dużo czasu na objaśnienie mu, co tu się stało, a przede wszystkim dlaczego Sakura jest w tak opłakanym stanie.
            Studentka wypuściła z ust większą ilość powietrza.
            — Zabierz ją gdzieś, gdzie będzie mogła odpocząć. Rano pewnie nie będzie nic pamiętać, ale może być spokojna, nic się nie stało. Jednak jeśli nadal mieszka z rodzicami, lepiej jej tam nie zabieraj.
            Zastanawiał się, co działo się z ludźmi dzisiejszego dnia. Wszyscy zamiast mówić szczerze, woleli bawić się z nim w podchody i gadali szyfrem, jakby wszystko było przeklętą enigmą. Strasznie go to irytowało. Pomału tracił cierpliwość.
            — O czym ty teraz bredzisz? — wycedził ze złością.
        — Po prostu ją stąd zabierz Sasuke — uniosła swój głos, będąc wyraźnie czymś zdenerwowaną.
            Ayanami nie musiała mu mówić co ma robić, chciał zabrać stąd Sakurę jak najszybciej. Lecz wpierw musiał dowiedział się co dokładnie się stało. Potrzebował zaspokoić swoją ciekawość jak i ukoić zszargane nerwy. Nie podobał mu się ton głosu jakim do niego mówiła, a przede wszystkim nie podobał mu się dobór jej słów. Nie wyjdzie stąd dopóki nie dowie się wszystkiego.
            Z ust znajomej Ino wydobyło się srogie przekleństwo. Znała go na tyle, by wiedzieć, czego od niej oczekiwał, a wręcz żądał. Pokręciła głową w rezygnacji, po czym z jej ust zaczęły wypływać gorzkie słowa.
            — Co roku na przełomie maja, czerwca a także we wrześniu znajdzie się zawsze co najmniej jeden desperat, który będzie szukał ofiary. Sakura taka nie jest. Nie wydaje mi się, żeby dała się tak łatwo podejść, ale obserwowałam ją od momentu, kiedy tylko ją zobaczyłam. Była rozkojarzona, bujała w obłokach, ale nie upijała się na umór. W normalnych okolicznościach wątpię by nie zauważyła jak gościu dosypuje jej GHB do drinka. Dorwałam drania, jak próbował ją wyprowadzić. Myślał, że mu to ujdzie płazem i będzie w stanie z nią wyjść z Lwa pod przykrywką, że jego znajoma „trochę” przesadziła z alkoholem i potrzebuje snu.
            Na ostatnie zdanie Sasuke zacisnął mocno szczękę skupiając swój chłodny wzrok na siedzącej na zimnej posadce Sakurze. Ayanami miała rację i doskonale o tym wiedział. Zresztą Sakura nie była osobą, która dwa razy popełniała jeden i ten sam błąd. A po przeczytaniu jej pamiętnika, wiedział, że w Kyoto o mało co nie padła ofiarą GHB. Wtedy jednak z ratunkiem pojawił się Miyavi. Chociaż teraz wątpił w to, że Miyavim kierowały pobudki altruistyczne, raczej węszył tam jakiś podstęp z jego strony.  Ten typ nigdy nie robił nic bezinteresownie.
            Miał jej za złe, że nie potrafiła o siebie zadbać, mimo, iż mu to obiecała. Nie wiedział nawet, czy w ogóle się starała. Odpowiedzialność Sakury kulała jeszcze bardziej, niż wtedy gdy ją poznał. Wydawało mu się, że znowu odpuściła sobie dbanie o własne bezpieczeństwo.
            — Gdzie on jest? — Najpierw priorytety. Skoro Sakura była tutaj z Ayanami, coś musiało pójść nie tak w planie cwaniaczka, który nieświadomie mu podpadł. Nie było studenta na kampusie, który nie znałby nazwiska Uchiha. Chłopak narobił sobie właśnie znacznych problemów. Niech lepiej ucieka gdzie pieprz rośnie, nim dopadnie go w swoje łapska. Nikt nie miał prawa więcej krzywdzić Sakury. Sasuke zdawał sobie sprawę, że Czarny Lew od dawna borykał się z tego typu problemami. Dilerzy narkotykowi, bójki i inne „uroki” charakterystyczne dla takich miejsc, wymuszały na personelu przejście specjalistycznych kursów, które uwrażliwiały ich na tego typu sytuacje i uczyły jak sobie z nimi radzić. 
            — Bramkarze właśnie się nim zajmują — odparła stanowczo, oswobadzając ramię, którym cały czas obejmowała Sakurę.  — Tłumaczą mu na czym polega szacunek do kobiet.
            Sasuke spojrzał ze zdziwieniem na wstającą z posadzki kruczowłosą. Jej słowa były jednoznaczne, chłopak pewnie już był nieźle pokiereszowany. Ale to i tak nie sprawiało mu  satysfakcji; wolałby wymierzyć sprawiedliwość własnymi rękami. Dopiero wtedy poczułby się spokojniejszy i może odrobinę szczęśliwszy. Skopanie tyłka takim bucom, każdemu sprawiłoby przyjemność, jemu na pewno.
            — Policja? — spytał zdawkowo, pomimo iż sam doskonale znał odpowiedź.
            — Nie będzie takiej potrzeby, chyba że Sakura chciałaby wnieść oskarżenie.
            W to akurat Sasuke wątpił. Przed Sakurą było jeszcze kilka spraw sądowych z jakimi musiała się zmierzyć. Nawet jeśli w żadnej z nich nie była oskarżoną, nadal wymagały od niej wiele wysiłku i nerwów. Wiedział aż za dobrze, że Sakura dopiero w pełni odetchnie, gdy będzie dane jej oglądać jak Miyavi po raz ostatni zostaje wyprowadzany z sali rozpraw wprost do swojej celi. Dopiero wtedy będzie mogła odpocząć od wszystkich zmartwień.
            Spojrzał na nią po raz kolejny. Nie wyglądała za dobrze. Co chwilę marszczyła brwi przez niespokojny, wymuszony sen, z którego co chwilę się wybudzała, nie będąc świadomą tego, co się wokół niej dzieje.
            — Zabiorę ją, a ty nic nikomu nie mów. Łącznie z Ino. — Nie do nich należało wyjawienie bliskim Sakury wydarzeń dzisiejszego wieczoru. To Sakura zadecyduje, czy powie Ino, rodzicom, czy zachowa wszystko w tajemnicy.
            Przeczuwał wybór Sakury, ale nie zamierzał tego przesądzać. Co jak co, ale Sakura nadal pozostawała nieobliczalna w niektórych kwestiach.
            Podszedł do niej spokojnie, nachylił się i z pomocą Ayanami dźwignął ją z ziemi. Mimowolnie jej dłonie zakleszczyły się mocno na jego kurtce, jakby podświadomie wiedziała, kim był. Przylgnęła do niego, jakby nie miała zamiaru go puszczać.
            — Sasuke… te opatrunki…?
            Dłonią odruchowo zasłonił prawą stronę szyi różowowłosej.
            — Nieważne — odparł. Ayanami dłużej nie ciągnęła tego tematu. To nie była jej sprawa i ona dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Było sporo rzeczy, których Hayashi nie wiedziała o Sakurze, poza faktem, że to ona okazała się na końcu wybranką Sasuke.
            — Zajmij się nią, Sasuke.
            Akurat nie potrzebował by ktokolwiek mu o tym mówił. Dokładnie wiedział co miał robić. Obejmując ją zdrowym ramieniem, zaczął pomału wyprowadzać ją przez tylnie wyjście na zewnątrz. Ayanami kroczyła tuż obok, asekurując Sakurę z drugiej strony. Zważywszy na jego zagipsowaną rękę, nie był w stanie sam sobie poradzić z ledwo trzymającą się na nogach Sakurą.
            — Gdzie masz samochód? — spytała Hayashi, gdy wyszli już na zewnątrz.
            — Na parkingu przed Lwem — odpowiedział, poprawiając ramię, którym obejmował Sakurę. Cały czas do niego przylegała, nie próbowała nawet się z nim szarpać. Nie miała na to siły. A skoro nie była nawet w stanie zacząć się z nim kłócić, ani go odepchnąć, drań, który dosypał jej narkotyk do drinka, mógł rzeczywiście zrobić z nią wszystko, czego tylko by zapragnął.
            Te wszystkie – nieskończone -  możliwości, zagnieżdżały się w nim jeszcze bardziej. A jego wyobraźnia zaczynała już kreślić czarne scenariusze dotyczące tego, co mogło się wydarzyć, gdyby Ayanami wraz z bramkarzami nie powstrzymali tego studenta przed wyprowadzeniem Sakury z klubu.
            On sam jednak czuł niedosyt. Facet nie poniesie żadnych konsekwencji, bo Sakura nie wniesie żadnych oskarżeń, co do tego nie miał żadnych wątpliwości. Teoretycznie ujdzie mu to płazem i ta perspektywa najbardziej działała mu na nerwy.
            Obchodząc Czarnego Lwa od tyłu i kierując się na front klubu, Sasuke usłyszał odgłosy dość nieprzyjemnej rozmowy. Zerknął w bok, a jego wszystkie mięśnie napięły się w gotowości do ataku.
            — Sasuke, nie — powiedziała Ayanami, jednak było już za późno na zmianę jego zdania. Sasuke ściągnął dłoń z Sakury, całkowicie oddając ją w ręce kruczowłosej.
            Nie było w tej chwili nikogo, kto powstrzymałby Sasuke przed realizacją jego planu.
            Stanowczym krokiem zaczął oddalać się w stronę dwóch bramkarzy i studenta, który podnosił właśnie z ziemi swoje okulary.
            — Masz wielkiego pecha — parsknął Ichirigo w stronę mężczyzny, gdy dostrzegł kątem zbliżającego się Sasuke. — Mówiłem ci już, że wybrałeś bardzo nieodpowiednią ofiarę. — Wyrzucił spalonego w połowie papierosa i przydepnął go.
            Sasuke nie widział potrzeby rozmów z gagatkiem, po jego stanie wnioskował, że bramkarze skutecznie wytłumaczyli mu co znaczy mieć szacunek do kobiet, jak to Ayanami niedawno ujęła. Podstawowa zasada brzmi: nie robisz żadnej kobiecie tego, czego nie zrobiłbyś własnej matce. A wątpił by studencik, który właśnie się wyprostował palił się do wsypania GHB swojej rodzicielce.
            Nie wahał się. Bez chwili zawahania, wymierzył cios i przywalił mu z prawego sierpowego. Wiedział, że większy efekt miałby kopniak, gdy ten się jeszcze podnosił. Ale Sasuke nie zamierzał przez niego wylądować w pierdlu za spowodowanie znacznego uszczerbku na zdrowiu.
            Takashi upadł na ziemię, kurczowo trzymając w dłoni połamane okulary. Nie próbował oddać ciosu. Zdawał sobie sprawę, że nie miał najmniejszych szans w pojedynkę stawić czoła dwójce bramkarzy i Sasuke.
            Sasuke pochylił się nad nim pałając od niego nienawiścią. Napuchniętą od uderzenia ręką, chwycił go mocno za przegub i zmusił jego głowę do uniesienia się. Wpatrywał się w jego zamglone oczy z jeszcze większą furią.
            — Tknij ją jeszcze raz, zbliż się chociaż na metr a cię zajebię. Mogę ci to obiecać. I radzę ci się modlić, żeby cię nie pamiętała, bo wtedy sama tak ci porachuje kości, że nie wstaniesz przez kilka następnych dni. — Stać go było na o wiele więcej, ale nie zamierzał niszczyć sobie przyszłości przez drania klęczącego na kolanach. — Spierdalaj — warknął z obrzydzeniem puszczając jego kark.
            Student nie poruszył się jednak. W ogłupieniu przypatrywał się Sasuke i temu jak po chwili zaczął się oddalać w stronę oddalonych o kilka metrów dwóch kobiet. Sasuke cały czas czuł na swoich plecach skonfundowane spojrzenie drania, jakby spodziewał się, że ten zaraz odwróci się i tym razem „przećwiczy” na nim prawdziwą serię ciosów.  Lecz Sasuke nie miał takich zamiarów. Powrócił do Ayanami i od razu odebrał od niej półprzytomną Sakurę.
            Hayashi westchnęła tylko w dezaprobacie, ale nic nie powiedziała.
            Idąc w stronę zaparkowanego samochodu, Sasuke zastanawiał się tylko co mógł zrobić by Sakura czasami nie wymknęła się nad ranem z jego pokoju za nim z nią nie porozmawia.
            Tym razem nie zamierzał pozwolić jej uciec.

~***~

Nie pamiętała jak znalazła się w tym miękkim łóżku. Nie swoim łóżku. Zdezorientowana rozejrzała się po pokoju, marszcząc w konsternacji brwi. Nie panikowała, choć właściwie powinna. Dziewczynie nie wypadało budzić się w (prawie)obcym łóżku, zwłaszcza, jeśli od dłuższego czasu starała się unikać jego właściciela. Przemilczmy fakt jak owa dziewczyna ostentacyjnie ignorowała wszelkie próby kontaktu z jego strony zaledwie dzień wcześniej. Brawo Sakura, jesteś mistrzynią pakowania się w kłopoty! Przygładziła rozczochrane włosy palcami, zastanawiając się przy tym - w bardzo niekobiecy sposób - co właściwie robiła w jednym z pokoi ich uniwersyteckiego akademika, a precyzyjniej w pokoju Sasuke, a żeby dopełnić obrazu w jego łóżku, w którym już niejednokrotnie zdarzyło jej się spędzić noc.
Przystawiła palce prawej dłoni do skroni, zaczynając ją pomału rozmasowywać. Nic z tego nie rozumiała. W dodatku obawiała spojrzeć w bok czując pod kołdrą jak jej ramię stykała się z innym ciałem. Jednak ze spokojnego oddechu jaki słyszała wnioskowała, że jej towarzysz nadal był pogrążony we śnie. Przymknęła powieki, wzdychając ciężko i powoli zaczęła wysuwać się spod ciepłej kołdry, kiedy niespodziewanie poczuła, że coś ogranicza jej ruchy.
            — Co jest? — szepnęła cicho kompletnie już zdezorientowana.
            Odchyliła kołdrę, chcąc czym prędzej dowiedzieć się co takiego udaremniło jej ucieczkę. Lecz nic nie było w stanie przygotować jej na to co zobaczyła po podniesieniu pościeli. Niedowierzając uniosła delikatnie rękę spoglądając na kajdanki, którymi była przykuta do Sasuke. Zszokowana zamrugała kilka razy, ani na chwilę nie  odrywając spojrzenia od metalowych pęt. Szczerze zastanawiała się czy to czasami nie był jej kolejny idiotyczny sen. Tak, jak, ten który przyśnił jej się rankiem, przed wyjazdem na Inazumę z Sasuke i ucieczką przed Makuro. Tamten sen okazał się jednak zwykłą, pospolitą marą, o której przez dłuższy czas nie mogła zapomnieć. W tej chwili nic nie wskazywało na żeby cała ta sytuacja, była wytworem jej chorej wyobraźni. W dodatku czuła się dziwnie. Trochę jakby miała kaca, ale nie do końca. Z doświadczenia wiedziała, że postawienie na kolorowe drinki nie było dobrym pomysłem, ale nigdy wcześniej nie czuła się po nich tak okropnie jak dzisiaj. Miała wrażenie jak jej ciało ogarniał dziwny, wręcz depresyjny stan. Nic przyjemnego, zważywszy, że z wczorajszego wieczora nie pamiętała nic oprócz głośnej klubowej muzyki, i strzępków niechcianej rozmowy. Tylko z kim ona tak właściwie wtedy „rozmawiała”?
            Nagle usłyszała cichy dźwięk przychodzącego sms’a, który wydobywał się – o ironio! - z jej telefonu. Problem polegał na zidentyfikowaniu miejsca, w jakim się obecnie znajdował i odczytaniu wiadomości, nie budząc przy tym nadal śpiącego Sasuke. Spanikowana zaczęła rozglądać się po pobliskim otoczeniu w poszukiwaniu telefonu, obawiając się, że zaraz zacznie się z niego wydobywać głośny dźwięk przychodzącego połączenia. Czy choć jedna rzecz w jej życiu nie mogłaby być prosta?! Oczywiście, że nie! Dlaczego ktokolwiek miałby jej coś ułatwiać?! Szczęście nigdy jej nie dopisywało, a jej telefon znajdował się na kołdrze pomiędzy nią, a Sasuke. Wprost (kurwa) „idealnie”!- warknęła do siebie w myślach. Wziąwszy uspokajający oddech, wychyliła się delikatnie, starając się nie poruszać zbytnio lewą ręką. Ostatnie czego chciała to zbudzić Sasuke, nim przypomni sobie, jak się tu w ogóle znalazła.
            Mając już telefon w dłoni dostrzegła dwie nieodczytane wiadomości. Ostatnia, ta najnowsza, była od Ino z dziwną treścią Halo?, a jeszcze dziwniejsza była ta od jej matki, która nadeszła jeszcze przed północą dobrze kochanie. Zaintrygowana korespondencją z rodzicielką, której była przekonana, nie odbyła, postanowiła prześledzić swoją skrzynkę sms’ową, rozpoczynając właśnie od wiadomości jakie niby wymieniła z matką. Dowiedziała się, że jakimś cudem, poinformowała rodzicielkę, że w środku nocy napisała jej, że nie wróci do domu na noc, żeby się o nią nie martwiła, bo jest z Sasuke.
            Istna paranoja! Nigdy by nie napisała do matki, że powodem dla którego nie wraca do domu na noc jest Sasuke. Chyba.
            Nic z tego nie pamiętała. Nie chcąc chwilowo tracić czasu na próbę rozwikłania tej zagadki, szybko przeskoczyła do okienka nowej wiadomości i odpisała Ino, zwykłe, chamskie „Co?”. Może ona będzie w stanie powiedzieć jej co się stało. Lecz Ino oczywiście nie mogła po prostu odpisać, o nie, musiała do niej oddzwonić! I to zaledwie po dwóch sekundach od wciśnięcia przez Sakurę przycisku “wyślij”! Czym prędzej odebrała połączenie od przyjaciółki. Modliła się przy tym w duchu, by Sasuke nie obudził się za nim ona a) nie dojdzie do tego jak się tu znalazła; b) nie odkryje dlaczego jest skuta; c) nie rozgryzie skąd się wzięła ta dziwna korespondencja w jej telefonie; a przede wszystkim d) nie  uda jej się stąd zwiać.
            Oj dawno już nie zdarzyło jej się, aż tak panikować. 
            — Odzwonię do ciebie później. To nie jest odpowiedni moment — wyszeptała najciszej jak tylko potrafiła, błagając by tylko Ino była w stanie ją usłyszeć.
            — No chyba sobie teraz żartujesz! — usłyszała w odpowiedzi.
            — Ino, to naprawdę nie jest odpowiedni moment — powtórzyła spoglądając z przerażeniem na kajdanki. Czuła się jak w jakimś popieprzonym horrorze, w którym psychopata nakłada na nią areszt domowy. Jeśli dobrze pamięć ją nie myliła, to nawet sam Stephen King napisał jedną z takich książek.
            — Dla ciebie nigdy nie jest odpowiedni moment — skwitowała oburzona Yamanaka. — Nie rozumiem dlaczego nie powiedziałaś mi o papierach rozwodowych! I gdzie ty do cholery teraz jesteś i czemu szepczesz?! — dopytywała.
            Sakura nawet nie chciała wiedzieć skąd Ino wie o podpisanych przez nią papierach rozwodowych.
            — Wierz mi Ino, jest wiele rzeczy, których ja sama nie potrafię zrozumieć.
            Na przykład co robiła w pokoju Sasuke, przypięta kajdankami do jego ręki. Najbardziej nurtowało ją jednak pytanie gdzie był klucz, którym byłaby się w stanie uwolnić.
            — Przestań mi tu pieprzyć! Żądam wyjaśnień! I mam cholerną nadzieję, że nie zrobiłaś wczoraj niczego głupiego! Lubisz znikać, oj tak! Dokładnie tak samo jak i Sasuke. Mikoto właśnie… — Sakura przymknęła powieki słysząc jak Ino zamilkła na chwilę. Takie momenty nigdy nie wróżyły niczego dobrego. Zazwyczaj oznaczały, że trybiki w głowie Ino pracują na najwyższych obrotach. — Jesteś z nim, prawda?! Jak możesz z nim być, skoro kopnęłaś go w dupę podpisując papiery rozwodowe?! Sakura! Wytłumacz się! Ale już!
            Gdy były małe wystarczyło, że Sakura zaczęła płakać, a Ino odpuszczała sobie temat. Teraz miały po dwadzieścia jeden lat i zdawała sobie sprawę, że ten numer nie przejdzie.
            — Gdybym ja to wiedziała — wyznała wzdychając ciężko. — Później Ino. Opowiem ci wszystko później. 
            Nie rozumiała dlaczego Ino była na nią aż tak wściekła. Zachowywała się jakby Sakura popełniła najgorszą zbrodnię świata. A ona po prostu podpisała kilka świstków, co i tak było nieuniknione.
            — Zadzwonię do ciebie za kilka godzin. — Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale mimo wszystko rozłączyła się, zanim Ino zdążyła coś dodać. Od razu po tym wyłączyła telefon, by udaremnić przyjaciółce kolejne próby kontaktu. Ino zabije ją przy pierwszej okazji, właśnie olała ją po raz drugi w przeciągu zaledwie kilku godzin.
            — Jednak potrafisz odbierać telefony. — Cała zesztywniała, kiedy do jej uszu doleciał zaspany głos Sasuke.
            To jednak nie był sen. I bardzo nad tym ubolewała.
            Ze świstem wypuściła zalegające w płucach powietrze. Miała tyle pytań, ale mimo wszystko brakowało jej odwagi by zadać choćby jedno z nich.
Rzeczywistość uderzyła w nią z siłą huraganu.
            Gdyby śniła mogłaby kontrolować bieg wydarzeń. Mogłaby pogrążyć się w przyjemnej, kulturalnej rozmowie z Sasuke. Realia były jednak zupełnie inne. Wiedziała, że przyjdzie jej zapłacić za to, że ignorowała go kilka ostatnich godzin, jakie pamiętała. Wszystko przez to, że bała się zamienić z nim choć dwa słowa. A teraz nie będzie mogła od tego uciec.
            — Daj kluczyki — powiedziała spokojnie, spoglądając prosto przed siebie. Obecnie jej priorytetem było pozbycie się kajdanek. Później będzie czas na zadawanie pytań. Chociaż z drugiej strony bała się poznać odpowiedzi, nie wiedziała czy okażą się zbawienne, czy wręcz przeciwnie. Jedyny plus całej sytuacji był taki, że nadal była ubrana, co oznaczało, że nie straciła rozumu do reszty. W ich obecnej sytuacji byłoby to co najmniej krępujące. Aktualnie mogli sobie pozwolić na kilka „rzeczy”. Rozmowa, tak. Uścisk dłoni, jak najbardziej. Sex, zdecydowanie nie.
            Ale jedyne co usłyszała od Sasuke w odpowiedzi na swoją prośbę to stanowcze:
— Zapomnij.
            Oburzona odwróciła się w jego stronę. W zdenerwowaniu szarpnęła mocniej lewą dłonią, czego od razu pożałowała, kiedy metal zaczął się ocierać o jej skórę. Widząc jego zaspane, acz zdenerwowane spojrzenie zamknęła usta z których prawie wydobyła się głośna reprymenda. Zamiast tego, Sakura zdecydowała się na zarówno krótkie jak i znudzone: bo?
            Sasuke prychnął pod nosem wyraźnie zirytowany jej podstawą.
            — Jeszcze pytasz? — żąchnął, a następnie pociągnął spiętą obręczą dłoń, przecierając oczy.
            — Ej! — obruszyła się Sakura, przybliżając się do niego wbrew swojej woli.
            Sasuke nie przejął się jej chwilowym piskiem.
            — Wyjaśnisz mi co to ma znaczyć? — Sakura tym razem nie powstrzymała się przed skomentowaniem sytuacji. Szarpnęła mocniej dłonią, chcąc by tym razem to on poczuł ból.
            — To raczej nie ja mam się, z czego tłumaczyć — warknął.
            Sakura spojrzała na niego skonfundowanym wzrokiem. Był zły, a powodem jego złości zdecydowanie nie była przedwczesna pobudka. Domyślała się, co mogło przyczynić się do jego gniewu, ale z pewnością nie był to wystarczający powód do tego, by ją skuć!
            Poczuła niewytłumaczalny niepokój, jakby ominęła coś bardzo dziwnego. Ale jak na złość niczego kluczowego nie pamiętała. Tylko dudniącą w uszach głośną muzykę.
            — Oświeć mnie w takim razie. - Chciała wiedzieć co konkretnie wyprowadziło go z równowagi. Miała swoje przypuszczenia dotyczące podpisania przez nią papierów rozwodowych, ale to były tylko jej domysły, które mogły mijać się z prawdą.
            Sasuke uniósł brew.
            — Co ty właściwie pamiętasz? — zapytał ostrożnie, wysuwając nogi spod kołdry. W przeciwieństwie do niej, Sasuke miał na sobie tylko spodnie od dresu.
            — Nic — odparła machinalnie. — Nie pamiętam ani ciebie, ani tego jak się tu znalazłam. Nie mam też bladego pojęcia, dlaczego nie spałam we własnym łóżku.
            Z ust Sasuke wydobyło się głośne prychnięcie. Sakura wątpiła w to, że jej odpowiedź spełniła jego oczekiwania. Sasuke burknął kilka słów pod nosem, a Sakura zmrużyła oczy wyraźnie słysząc imię Ayanami.. Miarka się przebrała.
            Gwałtownie poderwała się z łóżka. Takie poranne rozmowy zdecydowanie im nie służyły. Pociągnęła mocniej ręką, łudząc się, że metalowa obręcz pęknie.
            — Kluczyki — syknęła ostro, z zacięciem wpatrując się w jego lico. Dopiero teraz zauważyła sińce malujące się pod jego oczami, jakby nie spał przynajmniej przez pół nocy.
— Nie mam. — Sasuke użył poważnego i zaciętego tonu głosu. Bardziej niż tym, przejęła się jego odpowiedzią.
            — Jak to nie masz? — warknęła poddenerwowana. Coraz mniej podobała jej się cała ta chora sytuacja.
            — Nie mam — wzruszył ramionami, jeszcze bardziej ją denerwując. — Póki co mam większy kłopot na głowie niż szukanie cholernych kluczyków — dodał z irytacją.
            Sakura natomiast nie rozumiała co mogło być ważniejszego od małego faktu, że byli ze sobą razem skuci. Tymczasowo sytuacja malowała się następująco: gdzie on, tam i ona.
            — Zastanawiam się jak mam ci wytłumaczyć twoją własną głupotę, skoro nic nie pamiętasz — wyjaśnił.
            — Moją co? — uniosła głos.
            Nie miał prawa się tak do niej odzywać.
            Oj tak wiedziała, że w swoim życiu popełniła wiele błędu, zwłaszcza w przeciągu kilku ostatnich lat, ale to jeszcze nie był powód by wyzywać ją od głupich, a miała wrażenie, że to najłagodniejsze z określeń, jakimi Sasuke chciał się posłużyć.
            — Dam ci trzy opcję Sakura, a ty wybierz sobie z nich tą najbardziej adekwatną do tego, co zrobiłaś wczoraj.
            Sakura spojrzała na niego jak na idiotę. Zachciało mu się grać z samego rana w „zgaduj- zgadulę”. Kretyn! Ale pozwoliła mu rozpocząć tę głupią grę.
            — Opcja numer 1. Podpisałaś papiery rozwodowe, bez konsultacji ze mną i poszłaś się najebać do pierwszej lepszej speluny. Z której następnie trzeba było wynosić cię nieprzytomną.
            Byłaby nawet skora zgodzić się na pierwszą opcję, gdyby nie fakt, że nie czuła żadnego kaca. Oprócz tego moralnego. Czuła się fatalnie, ale tylko psychicznie. Jej ciało wydawało się funkcjonować w miarę normalnie. Nie miała ani grama mdłości, które mógłby wywołać nadmiar alkoholu. Nie kręciło się w jej głowie. Nawet odrobinę. Dlatego nie rozumiała, dlaczego nie jest wstanie przypomnieć sobie przebiegu wczorajszego wieczora.
            W dodatku, Sasuke wiedział. Mikoto musiała go poinformować o decyzji jaką podjęła jeszcze wczoraj. Pytanie tylko, kiedy to zrobiła - przed czy po tym jak zaczął do niej wydzwaniać.
            — Opcja numer 2. Podpisałaś papiery rozwodowe, bez konsultacji ze mną i zaczęłaś się szwędać na mieście, ale na twoje nieszczęście wpadłaś na mnie kiedy wracałem do siebie.
            Tej opcji nawet nie brała pod uwagę, była zbyt prosta i nie tłumaczyła jej luk w pamięci.
            Denerwowało ją, że Sasuke wiedział coś o jej życiu, czego ona sama nie potrafiła sobie przypomnieć. A najbardziej wnerwiał ją protekcjonalny ton głosu z jakim się do niej zwracał. Wiedziała, że był na nią wkurzony za papiery rozwodowe, ale chodziło o coś jeszcze. Brakowało zaledwie jeszcze jednego z puzzli do złożenia całej układanki.
            — Opcja numer 3 — wziął głębszy oddech, a jego dłoń skuta metalową obręczą zacisnęła się w solidną pięść. Sakura odchyliła się od niego, ale nie dlatego, że obawiała się, że zrobi jej krzywdę. Wiedziała, że fizycznie nic jej z jego strony nie grozi. Sasuke urzywał bardziej wyrafinowanej broni. On uwielbiał używać słów, do ranienia innych. To była jego ulubiona forma kary – słowa. — Podpisałaś cholerne papiery rozwodowe. Ignorowałaś mnie. Poszłaś do baru, gdzie następnie pozwoliłaś by jakiś głupi pojebaniec dosypał ci GHB do drinka. To, którą opcję wybrałaś?
            Próbowała skupi się na jego słowach, ale jej myśli wciąż krążyły wokół skrótu „GHB”.
            Nie pojmowała: Jak?! Dlaczego?! I kiedy?!
            Wraz ze swoim alter ego zaczęła uporczywie rozmyślać nad tym co wydarzyło się w barze.
            Myśl! Myśl! Myśl!
            Sceny z poprzedniego wieczora zaczęły do niej pomału wracać przebłyskami.
            Pamiętała głośny muzykę. Kolorowe drinki. Jakiegoś namolnego kretyna z ich uniwersytetu. Nie chcianą pseudo-rozmowę, której bliżej było do jego tępego monologu.
            I nagle do niej dotarło.
            Wyprostowała się, czując jak zimne dreszcze pełzały jej po kręgosłupie.
            C H O L E R A !
Była totalną idiotka
Odwróciła się, jak największa, najbardziej tępa, naiwna kretynka! Odwróciła się plecami do baru. Straciła z oczu swojego drinka, na nie wiadomo jak długo. Dała temu bucowi idealną szansę, a on oczywiście nie był na tyle głupi, żeby z tego nie skorzystać.
            Czuła wściekłość na siebie, na tego kretyna, który wrzucił jej pigułkę gwałtu do drinka, ale i na Sasuke, który rzucił jej w twarz jej własną głupotę.
                         — Dobrze ci radzę, znajdź te pieprzone kluczyki, albo odgryzę rękę. Sama zdecyduję czują — warknęła gniewnie nie zaszczycając go nawet wzrokiem. Czuła się upokorzona. Nie chciała, by wczorajszy dzień tak się potoczył, ale nie była w stanie tego cofnąć. Przyszło jej zapłacić za swoją głupotę i nieuwagę. Tym, co najbardziej nie dawało jej spokoju, był fakt, że nie pamiętała czy po wypiciu przez nią tego feralnego drinku do czegoś doszło. Starała się stłumić lęk w zarodku. Była silna, poradzi sobie z tym, a przynajmniej to próbowała sobie wmówić.
            — Myślisz, że ci pozwolę? — parsknął złośliwie, w ogóle niewzruszony jej groźbą.
            Chwycił mocno za jej dłoń, a łączące ich kajdanki zabrzęczały.
            To był jeden z najgorszych poranków jakich doświadczyła. Perspektywa tego co mogło i co najprawdopodobniej się wydarzyło, zbytnio ją przytłaczała. Już w chwili, w której usłyszała o pigułce gwałtu, myślała, że się rozklei. A Sasuke wcale nie pomagał jej swoimi komentarzami i tonem głosu, jakiego używał. Niezbyt wiele pozostało już z jej godności, większość straciła przez własną głupotę i Miyaviego. Teraz jednak nie chciała tracić resztek jakie jej pozostały. Dlatego też postanowiła nie uronić ani jednej łzy, jakie przez cały ten czas próbowały przebić się przez stalowy pancerz jej silnej woli. Zamiast tego skoncentrowała się na wściekłości, jaka w niej płonęła.
            Nie zastanawiając się długo przymknęła powieki i wymierzyła Sasuke pierwszy cios. Nie natrafiając na przeszkodę, wiedziała, że chybiła. Spojrzała na niego z przestrachem, lecz ten nawet w najmniejszym stopniu nie wyglądał na rozwścieczonego. Jeszcze raz wymierzyła  cios, ale tym razem widziała jak ten skurczybyk uchyla się, unikając zderzenia z jej zaciśniętą pięścią. Klęła głośno na kajdanki, które nie tylko ograniczały jej ruchy, ale nie pozwalały jej także na odsunięcie się na bezpieczną odległość od przeciwnika. O czym przekonała się już kilka sekund później. Sasuke nie musiał się zbyt wiele wysilać by po nią sięgnąć i przyciągnąć ku sobie. Runęli na łóżko, a z ust Sakury wydobył się cichy krzyk zaskoczenia.
            Rozpoczęli walkę o dominację, która bardziej przypominała plątaninę rąk i nóg. Trwało to jakiś czas, a Sakura najbardziej denerwował fakt, że nawet z jedną ręką w gipsie Sasuke i tak ostatecznie ją pokonał. Przycisnął ją własnym ciałem do materaca, przytrzymując jej ręce nad głową. Oboje dyszeli z wściekłości i wysiłku. Jej gniew powoli wygasał, a do niej zaczynało docierać, że tak naprawdę była słaba.
            — I po co się wściekasz? — sarknął spoglądając na nią ze złością.
            Sakura próbowała się wyswobodzić z jego uścisku, lecz cały jej wysiłek poszedł na marne.
            — Złaź ze mnie — wycedziła. Cały czas walczyła ze sobą, próbując powstrzymać się przed największą oznaką słabości, jaką był płacz. Jednak Sasuke nie ustępował. Zresztą, nie miał najmniejszego zamiaru tego robić. Sakura w tej chwili nie rozumiała wielu rzeczy, łącznie z tym jak Sasuke mógł nadal na nią patrzyć. Jak w ogóle mógł być tak blisko niej, skoro nawet ona zaczynała brzydzić się samą sobą?
            — Przestań się zachowywać jak idiotka. Ten sukinsyn nawet cię nie tknął! — Sakura spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami. — Gdyby tak się stało, nie byłoby mnie tu, a on już dawno gryzłby glebę. — Groźba w ustach Sasuke brzmiała bardzo realnie. Zrozumiała to czego nie powiedział wprost. Za takie zachowanie wylądował by w pierdlu.   
            — Co się w takim razie stało? — spytała drżącym głosem. Nie bała się go. Bała się, że przez nią może zrobić głupotę, której będzie później żałował przez resztę swojego życia.
            — Możesz podziękować Ayanami. Gdyby nie ona, wszystko pewnie wyglądało by inaczej.
            Ciężko było jej to przełknąć. Na każdą wzmiankę o siostrze Satoru czuła wzbierającą w niej zazdrość. Wiedziała, że nie powinna czuć do niej niechęci, zwłaszcza, że to przez nią Ayanami straciła bezpowrotnie brata. Wiedziała już przez co ona przechodzi, w końcu sama straciła.
            W czasie, kiedy ona walczyła ze swoją zazdrością Sasuke opowiedział jej w skrócie, co się wydarzyło, podczas jej nieprzytomności. To nie było tak, że nie była wdzięczna Ayanami, była i to bardzo. Ale wiedziała, że ciężko będzie jej podziękować stając z poprzednią kochanką Sasuke twarzą w twarz. A tak właśnie wypadało zrobić. Ayanami uratowała właśnie resztki tego, z co niej pozostało.
            — Zejdź ze mnie. — Tym razem nie brzmiało to jak żądanie, bardziej jak prośba. Był po prostu ciężki, a jego kości miedniczne wbijały jej się w ciało.
            Jej prośba zdała się jednak na marne. Sasuke ani się ruszył, wręcz przeciwnie zetknął się z nią czołami i patrząc w jej oczy rzucił zdyszanym głosem. — Mogłaś odebrać ten pieprzony telefon, Sakura. Nikt by wtedy nie ucierpiał.
            Nikt, wolne żarty, pomyślała, tylko jej serce zostałoby przerobione na jeszcze drobniejsze konfetti.
            — I co miałabym ci niby powiedzieć,  hmmm Sasuke? — spytała z rezygnacją w głosie. — Pewnie już wtedy wiedziałeś o papierach, więc nie rozumiem co więcej chciałeś usłyszeć.
            — Sam nie wiem, może słowo wyjaśnienia?! Mieliśmy podjąć decyzję razem, rozumiesz razem! A ty nie raczyłaś się ze zapytać mnie o zdanie. Podpisałaś pieprzony świstek,  a później jak jakiś tchórz zwyczajnie postanowiłaś mnie unikać! — syknął w złości.
            Sakura wykrzywiła usta w grymasie. Dlaczego wszyscy spodziewali się po niej najgorszego?
            — Chciałam pobyć trochę sama, czy tak trudno jest w to wszystkim pojąć?! I nim zaczniesz mnie o coś oskarżać, wiedz, że wcale nie zamierzałam się najebać do nieprzytomności, ani niczego odpierdalać! Więc łaskawie przestań! — krzyknęła głośno i donośnie, raz jeszcze próbując wyrwać dłonie z uścisku Sasuke. Na marne – nie puścił.
            Sasuke wpatrywał się w nią uporczywie, cały czas rozmyślając nad jej słowami. Nie chciał jej o nic oskarżać. Dał upust swojej złości, tak samo jak i ona.
            — Wystarczyło odebrać jeden pieprzony telefon — warknął nieco spokojniej. Może i nie powinien na nią, aż tak naskakiwać, ale wcale nie była bez winy. Nie miał wątpliwości, że jeśli tamten sukinsyn tknął by ją choć palcem, zajebałby drania od razu. Nie zamierzał pozwolić by jeszcze kiedykolwiek ktoś wyrządził jej krzywdę.  
            Złość Sakury jednak nie ustępowała.
            — Wystarczyło powiedzieć, że wyjeżdżasz do Tokio — parsknęła sarkastycznie odwracając wzrok. Nie powinna była tego mówić, ale było już za późno. Wystarczyło to jedne zdanie a role odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni.
            Sasuke momentalnie puścił dłonie leżącej pod nim Sakury.
            — Skąd wiesz? — Nie wypierał się. Nie był po co. Ale nie miał pojęcia, w jaki sposób te wieści dotarły do jej uszu, skoro nawet Itachi nie wiedział o jego planach. Nie ukrywał, że ta informacja go zszokowała. Nie powinna była o tym wiedzieć, dopóki sam by jej tego nie powiedział. Problem polegał na tym, że sam jeszcze nie był pewien, czy w ogóle chciał przenieść się na Tokijski uniwersytet.
            — A czy to ważne? Wiem i już. — Próbowała się podnieść, choćby na łokciach, lecz kajdanki nadal utrudniały jej jakąkolwiek zmianę pozycji. Gdy tylko poruszyła lewą ręką, poruszyła się również prawa ręka Sasuke. — I ściągnij ze mnie te pieprzone kajdanki.
            — Moja matka ci powiedziała. — Nie zapytał. Stwierdził. Tylko ona o tym wiedziała. Tylko z nią o tym rozmawiał.
            Sakura westchnęła cicho, nie chciała by Sasuke obwiniał Mikoto. To co się między nimi wydarzyło, nie miało z nią nic wspólnego.
            — Sądziła, że już od dawna wiem — stwierdziła spokojnie, gryząc się w język by nie powiedzieć za dużo. Nie zamierzała nazywać go oszustem, ani krętaczem, pomimo iż zatajony przez niego fakt o wyprowadzce bardzo ją zranił.
            — Co jeszcze ci powiedziała? — spytał z niesmakiem. To on miał przeprowadzić z nią rozmowę na ten temat, a nie jego matka.
            — Nic, Sasuke. Wyraziła swoją i moich rodziców opinię. Do niczego mnie nie zmuszała, więc nawet się nie waż mieć do niej jakiekolwiek pretensje. Słyszysz mnie? — mówiła stanowczo. Nie chciała by Sasuke nagle wpadł w złe relacje ze swoją rodzicielką, miał tylko ją i Itachiego. — To była wyłącznie moja decyzja — podkreśliła, zatracając się w głębi jego spojrzenia. Korzystała z tej chwili póki mogła. Niedługo czar pryśnie, a ich drogi się rozejdą. A ona dopiero wtedy zacznie pomału leczyć swoje serce.
            Sasuke ponownie przywdział swoją tajemniczą maskę, nie pozwalając Sakurze dostrzec targających nim emocji. Po chwili opadł na nią jeszcze bardziej, ukrywając twarz w jej rozsypanych na pościeli włosach.
            — Powiedz mi dlaczego? Dlaczego nie chciałaś porozmawiać? — Nie negował jej decyzji, aczkolwiek chciał poznać powód.
            — Nie wiem, dlaczego nie chciałam rozmawiać — wyznała. Nie potrafiła dłużej uciekać przed prawdą. Mogła spróbować skłamać, ale wiedziała, że to bezsensu, bo Sasuke i tak by ją przejrzał. Przyszła pora na wypowiedzenie słów, których się obawiała. Przyszła pora na prawdę. — Po prostu bałam się tej rozmowy i tego, co ona przyniesie. Pochodzimy z dwóch kompletnie różnych światów. Tak, jestem ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś, za to co zrobiłeś dla Daichiego. Nigdy ci tego nie zapomnę. Ale wszystko się skończyło. Masz przed sobą karierę, a to małżeństwo na papierze wszystko ci utrudni, kiedy wyjedziesz do Tokio. — Nie chciała mówić, że pewnie tam pozna kogoś innego, kto bardziej niż ona będzie zasługiwać na miano pani Uchiha.  Powiedzenie tego na głos za bardzo by ją bolało.
            — Nie powiedziałem, że gdzieś jadę. Otrzymanie oferty, nie jest jednoznaczne z jej przyjęciem— powiedział nagle.
            — Nie bądź głupi — warknęła zła. — Zmarnujesz szansę ukończenia tak prestiżowej uczelni, w imię czego?   Głupiej zachcianki. Masz szansę Sasuke, nie zmarnuj jej.
            W tej chwili nie pojmowała jego toku myślenia.
            — Chcesz, żebym jechał?
            Sakura parsknęła śmiechem, nie wierząc własnym uszom. Oczywiście, że nie chciała by jechał. Ale też nie chciała by zmarnował przez nią swoje życie.
            — Nie ma znaczenia, czego ja chcę, Sasuke. Mieliśmy umowę, której ja postanowiłam dotrzymać, dlatego podpisałam te papiery rozwodowe. Nie ma sensu, ani powodu, dla którego nadal mielibyśmy być małżeństwem, choćby tylko na papierze. — Niech przynajmniej on ułoży sobie życie tak jak należy, gdy ona w tym czasie, będzie próbowała zebrać się do kupy. Nie wątpiła, że oblała drugi rok studiów. Przez pobyt w szpitalu po pobiciu przez Miyaviego, ominęła wszystkie ostatnie egzaminy, które gwarantowały jej przejście na kolejny poziom. Teraz czekały ją albo sierpniowe powtórki, albo powtórzenie całego roku. Nie wiedziała jeszcze na co się zdecydować.
            Czuła na swojej szyi jak drażnił ją ciepłym oddechem. Jej powieki przymknęły się na chwilę, chcąc zapamiętać jak to było czuć jego bliskość.
            — Masz rację — szepnął cicho. — Ale mimo wszystko nie podpiszę tych papierów.
            Sakura zamrugała kilka razy wachlarzem gęstych rzęs, gdy słowa Sasuke wsiąkały w nią jak w gąbkę. Bez wątpienia nie mógł mówić poważnie. Czekała cierpliwie, aż powie, że zwyczajnie żartował, jednak ten moment w ogóle nie nadchodził.
            — Powtórz to.
            — Nie dam ci rozwodu, Sakura.
            Nie wiedziała skąd znalazła w sobie siłę, ale zwaliła go z siebie i usiadła na nim okrakiem.
            — Bo?! — uniosła się. — Nie widzę, żadnego powodu, dla którego…
            Sasuke nie zamierzał wysłuchiwać jej długiego monologu, w którym skupiałaby się  głównie na przekonywaniu go do tego, że  rozwód był bardzo dobrym pomysłem. Nie mówił, że nie. Ale żeby dać jej rozwód, najpierw musiał czegoś dowieść. Uniósł zagipsowaną rękę i przystawił dwa palce do jej ust – zamilkła.
            — Wyzywam cię Sakura. Udowodnij mi, że nic do mnie nie czujesz. Udowodnij mi, że ostatnie tygodnie były zwykłą farsą. Udowodnij mi, że wcale nie cierpisz mówiąc, że rozwód to słuszna decyzja i, że mój ewentualny wyjazd wcale cię nie rusza.
            Otworzyła szerzej usta w zdumieniu, kompletnie się tego nie spodziewając.
Tego wszystkiego było za wiele. Apelacja. Starcie z Miyavim. Blizny. Wyjazd Sasuke. Jego złamana ręka. Wnosiła w jego życie same komplikacje, a on miał czelność ją wyzywać?! Pamiętała jak wymogła na nim obietnice, że powie jej wprost jeśli się w kimś zakocha.
— Zgłupiałeś? — Postanowiła udać nieporuszoną. Nie było sensu by się przed nim przyznawała do swoich uczuć, skoro i tak wszystko zostanie dziś zakończone.
            Nie bacząc na sprzeciw Sakury drugą, skutą dłonią zaczął dotykać delikatnie jej opatrunków. Doskonale wiedział, że pozostaną blizny, a ona sama zostanie oszpecona. Nie przeszkadzało mu to jednak w żaden sposób. Liczyło się, że żyła.
            — Ja nie żartuję, Sakura.
            Jego słowa brzmiały szczerze, stanowczo i dziwnie zarazem, kiedy wzięło się pod uwagę ich obecną sytuację..
            — Sasuke, to nie jest ważne…
            — Kiedy staliśmy przed urzędem chciałaś, żebym ci obiecał, że powiem ci kiedy się w kimś zakocham. Nie wiem jak wygląda zakochanie. Wiem za to, że w nocy miałem ochotę skatować tamtego skurwysyna, za to, co próbował ci zrobić. Ale wiesz co mnie powstrzymało? Ty i te twoje wyrzuty sumienia, które byś miała, jeśli bym to zrobił. Nie darowałabyś tego ani mnie ani sobie. Zamartwiałabyś się, zamiast cieszyć się własnym życiem.  Gdyby nie Itachi i Obito, Miyavi również byłby w znacznie gorszym stanie. Jednak sama myśl, że trafiłaś przez niego do szpitala, że cierpiałaś, gdy on chodził sobie na wolności niczym dumny paw, doprowadzała mnie do kurwicy. Nie chcę cię już widzieć w szpitalu. Nie chcę byś cierpiała. Chcę byś była taka jak na Inazumie – radosna.
           Zeszła z niego i zakopała stopy w kołdrze. Długą chwilę zastanawiała się, czy Sasuke na swój dziwaczny sposób wyznał jej właśnie, że coś do niej czuje. Bała się nawet unieść wzrok by na niego spojrzeć.
            — Udowodnij mi, Sakura.
            Nie była w stanie tego zrobić i on doskonale o tym wiedział.
            — Wiesz, że w rzeczywistości nie wiemy o sobie nic. Nie chcę byś zostawał w Konoha, bo martwisz się o to czy coś mi się stanie. Chcę byś jechał Sasuke, był cholernie samolubny i zrobił coś dla samego siebie, z dala ode mnie. Sama też chcę być samolubna i nauczyć się jak to jest żyć bez ciągłego poczucia strachu, bez obaw. Chcę stawić czoła rzeczywistości, podjąć nowe wyzwania bez asekuracji. Chcę spróbować ze świadomością, że mogę polegać tylko na siebie, bo nikt inny mnie nie złapie. Ale nie potrafię udowodnić ci tego, czego ode mnie żądasz, bo masz rację. — Pomimo palących policzków nie przestała mówić.
            Sasuke usiadł obok niej.
Oboje zastanawiali się nad najlepszym wyjściem z tej sytuacji. Takim, które nie zniszczyło by ich relacji.
            — Czyli chcesz, żebym jechał.
Skinęła głową, mówiąc — Tak i nie. Chcę byś jechał. Chcę nauczyć się samowystarczalności. Chcę się podnieść, nie zatrzymując przy tym ciebie. Chodź raz posłuchajmy naszych rodziców i bądźmy egoistami, którymi chcą żebyśmy byli. — Wzięła głęboki oddech, to co zamierzała jeszcze dodać wymagało od niej większej odwagi. W końcu jeszcze nigdy tak otwarcie nie mówiła o swoich uczuciach. — Ale nie chcę cię stracić.
Kątem oka zerknęła na jego zamyślone lico. Niespodziewanie zmusił ich obie ręce do ruchu i wyciągnął z kieszeni swoich dresów mały kluczyk, którym po chwili otworzył kajdanki.
            — Mówiłeś, że ich nie masz — burknęła oburzona pod nosem.
— W takim razie bądźmy samolubni — rozpoczął pomału. — Chcesz żebym pojechał. Pojadę. Ale ty w ciągu tego roku masz się pozbierać Sakura. Nie chcesz mojej pomocy. Okay. Zaakceptuję to. Ale pod moją nieobecność masz być rozważna. Masz zadbać o to, by nie stała ci się żadna krzywda. Masz zacząć spełniać swoje marzenia.
           Uśmiechnęła się rozczulona jego troską. Właśnie to planowała zrobić.
            — Dajmy sobie rok Sakura. Na bycie samolubnymi ludźmi, którzy zaczną poznawać się od nowa. Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, więc utrzymywanie kontaktu nie jest czymś trudnym.
Sakura wpatrywała się w niego uważnie spijając słowa z jego usta i rozmasowując obtarty nadgarstek. Nie zastanawiała się nawet jak to wyjaśni zarówno Ino jak i swojej rodzicielce. W słowach Sasuke była ukryta wiara, w to, że uda im się zbudować razem coś więcej.
         — Wiesz, że ofiarowałam ci przed chwilą całkowitą wolność? — zapytała ostrożnie. Chciała mieć pewność, że Sasuke wiedział, o czym mówił.
            — Może i ja również, nie chcę cię tracić? Pomyślałaś o tym kiedyś?
            Nie. Nawet przez myśl jej to nie przeszło.
Nigdy nawet nie zastanawiała się nad tym czy Sasuke coś do niej czuje, od razu skreślając tę opcje.
            — Jesteś szurnięty, wiesz o tym?
            — Ktoś figuruje w tym rankingu wyżej niż ja — zauważył, a kącik jego ust uniósł się zadziornie.
            — Ej! — zaprotestowała dając mu mocnego kuksańca w ramię.
            Sasuke jednak złapał za jej nadgarstek i przyciągnął ją do siebie. Widział jak Sakura wstrzymuje oddech, ale nadal nie otrzymał od niej żadnej odpowiedzi.
            — Więc?
           Sakura nie wiedziała, jak powinna odpowiedzieć. Doskonale rozumiała, co Sasuke jej proponował, czekał tylko na jej akceptację. Nigdy nie rozważała związania się z nim na poważnie, a tym bardziej nad związkiem na odległość. Taka opcja nigdy nie wchodziła w rachubę, aż do teraz. Kompletnie nie wiedziała, co miała zrobić.
           Machinalnie pocierała swój nadgarstek, jakby mogło jej to pomóc w podjęciu decyzji, co do której jej serce i rozum byli, o dziwo, zgodni. Nie widziała kiedy Sasuke wyciągnął ku niej dłoń. Chwycił ją łagodnie, a ona skupiła swój wzrok na ich splecionych dłoniach.
            Chciała tego i to bardzo. Chciała stabilizacji, odrobiny normalności. Chciała zobaczyć jak to jest być w prawdziwym związku, czego żadne z nich nie doświadczyło.
            — A co z moratorium? — w końcu będą ich dzielić kilometry. – I małżeństwem? - Próba, próbą, ale chciała wiedzieć na czym stoi.
          — A jak myślisz, głupia? — zapytał zadziornie. — Podpiszę te papiery, ale dopiero za rok, i tylko wtedy, jeśli nadal będziesz tego chciała. Obiecuję.
            Mimo westchnięcia, jakie z siebie wydobyła jej usta nadal układały się w delikatnym uśmiechu.
            — Zgoda. — Próba jeszcze nikogo nie zabiła.
            Oparła głowę o jego ramię, a on już po chwili ją objął.
    To jednak nie był koniec, jakiego się spodziewała.
           

Od Autorki: Przede wszystkim dzięki wam za cierpliwość i wyrozumiałość ; ) Naprawdę nie wiecie ile dla znaczyło, że uszanowaliście moją prośbę. Mam ochotę wyściskać każdego was z osobna, a najbardziej Just Me, która najbardziej pomogła mi gdy dopadł mnie kryzys. Wierzcie mi, tego rozdziału nie byłoby jeszcze gdyby nie ona. Przede wszystkim ten rozdział nie byłby w takim stanie jak teraz i aktualnie jestem z niego zadowolona. 
Nie wierzę, że został jeszcze tylko jeden i epilog, i Shannaro dobiegnie końca. Trochę to takie depresujące, ale niestety wszystko ma swój koniec... :) 



21 komentarzy:

  1. Miku, ja nadal nie wierzę, że się nam udało i to właściwie w 5 dni? xD Ale "jak nie my to kto?" ^^
    A co do kryzysu to wyciągnęłyśmy się z niego razem ;)

    Od razu mówię, przepraszam jeśli gdzieś znajdzie się literowka, zabraknie przecinka etc. Proszę być wyrozumiałym dla chorego człowieka :)
    Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, Miku, z twoimi rozdziałami jest tak, że niby w 3/4 całości robi się przewidywalnie i człowiek sobie myśli: ,,O, już wiem, co się wydarzy!", ale zawsze koniec końców, dobiega się do ostatnich linijek i się ma wielkiego facepalma na twarzy, bo się tego zupełnie nie spodziewało. To właśnie kocham. Nieprzewidywalność. Począwszy od ataku ze strony Miyaviego, śmierci Daichiego, a skończywszy na nowym postanowieniu Sasuke i Sakury, czyli związku na odległość. Nie mogę doczekać się rozwinięcia akcji. Ale cóż, smutnawo mi trochę, że nadciąga koniec.
    Pozdrowionka i buziaki, Miku:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No... jak zwykle najpierw był "taniec radości" po tym jak tylko zobaczyłam powiadomienie na fb,hahaha...Jestem jebnięta xD Ale rozdział-boski.Tak jak myślałam,nie przewidziałam końca idealnie,ale nie mogę powiedzieć,że mi się nie podobał.Bardzo,ale to bardzo przypadło mi do gustu takie rozwiązanie pomiędzy Sasuke a Sakurą.Jeju...mam wrażenie,jakbyśmy z nimi dorastali i dojrzewali.Jesteś naprawdę zdolną osobą Miku-san,nie zmarnuj tego proszę.To opowiadanie,a także inne są naprawdę wspaniałe,a jeśli zdarza sie fakt,że myślę o nich dosyć długo po tym jak je czytam,to z pewnością są warte uwagi(nie chcę wychodzić na zarozumialca).Dlatego dzięki Ci za tak niesamowite przygody jakie można przeżyć z tymi wszystkimi bohaterami.Nieważne jaką fikcję być napisała-jestem fanem no 1

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny, przyjemnie się czytało, ale zakończenie, no powiem szczerz że się go kompletnie nie spodziewałam. Życzę weny przy następnym rozdziale.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawsze jak czytam Waszego cholernego bloga, to ogarnia mnie... zdenerwowanie? Ciężko mi to określić, ale nogi mam jak z waty, dłonie to dwa sople a serce wali jak u kolibra. Grr, dlaczego to opowiadanie wywołuje u mnie aż takie emocje?
    Wiedziałam, że Sasuke zastosuje kajdanki. Tylko myślałam nad tym: przykuje ją do siebie czy do mebla? :D
    Och... dlaczego tak skończyłaś? Mam nadzieję, że już mimo wszystko będzie spokojnie, bo ja popadnę w stany nerwicowe i to Ty, Miku, będziesz winna! Mówię Ci to :P
    Dużo się wydarzyło i dobrze, że w końcu się spotkali i porozmawiali.
    Mam nadzieję, że nie zrobisz w tych dwóch notkach jakiejś burzy, bo bym odleciała całkowicie. Mam też nadzieję, że kolejna nocia pojawi się szybciej i w trymiga zaspokoisz moją ciekawość.
    Rozdział kapitalny. Świetna robota :)
    Pozdrawiam serdecznie i ślę całuski :)
    :*:*:*:*:*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Droga Miku, czytam cię od bardzo bardzo dawna, właściwie od twojego pierwszego opowiadania na NFOF, i zazwyczaj nie komentuje, bo zwyczajnie nie potrafię, ale tym razem, musze, no po prostu muszę ;p
    Rozdział jest... cudowny? Zawsze gdy czytam to co naskrobałaś, ogarnia mnie fala różnych emocji, potrafisz rozśmieszyć, zasmucić czy wpędzić w deprechę. W przypadku tego rozdziału tych emocji było więcej niż zazwyczaj. Gdy skończyłam czytać, nie byłam w stanie wykrztusić słowa, nogi jak z waty, ręce się trzęsą, ale na ustach uśmiech. Chciałabym ci naprawde podziękować i pogratulować, bo to ja piszesz to naprawde mistrzostwo, wielu autorów mogłoby się od ciebie uczyć :D Z jednej strony chcę wiedzieć co będzie dalej, a z drugiej nie chce już zakończenia tego opowiadania.. Jesteś winna mojego rozstrojenia nerwowego:D Jeszcze raz gratuluje prześwietnego rozdziału, i życzę weny na kolejne ;)
    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Wchodzę, a tu co? Pisze, że rozdział 100%. Wchodzę następnie po godzinie i co? Opublikowano!! Normalnie zaczęłam tańczyć godowy taniec szczęścia ^^ i takim oto sposobem moje robienie projektu na jutro i nauka do kolokwium zostały odsunięte na czas bliżej nieokreślony zwany "po przeczytaniu rozdziału" W końcu są rzeczy ważne i ważniejsze xd a co do shannaro to piękny rozdział, naprawdę warto było czekać tyle na takie rozwinięcie wydarzeń :) chociaż muszę przyznać, że spodziewałam się, że Sasuke, jak to Sasuke, uniesie się swoją jakże wspaniałą dumą i wszystko trafi szlag, ale jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, obrotem spraw. Obyś tylko nie zaserwowała nam jakiejś bomby w najbliższym czasie odnośnie ich relacji, chociaż będę się liczyła z taką opcją, bo po Twoich notkach wszystkiego można się spodziewać, ale myślę, że nie przeżyję takiej bomby xp tak więc w skrócie, notka wspaniała, nie ma co się nad tym bardziej rozwodzić ;) a tak poza tym życzę Ci weny odnośnie kolejnego rozdziału i aby już taki kryzys Cię więcej nie dopadł i chociaż to już końcówka opowiadania i nie chcę się z nim rozstawać to i tak z niecierpliwością czekam na kolejną część :))

    Nefrose

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały rozdział! Warto było tyle czekać!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ech... Pisze tutaj pierwszy raz i pewnie ostatni..chociaż chciałabym żeby było inaczej. Niedawno natrafiłam na twojego bloga w poszukiwaniu opowieści właśnie o tej parze ninja. Szczerze powiedziawszy nienawidzę opowiadań typu SS które nie toczą sie w erze shinibi, jutsu itp. Na poczatku bylam baaardzo sceptycznie nastawiona do tego opowiadania, ale stwierdziłam że raz sie żyje i czemu by nie przeczytać chociaż jednego rozdziału ? I tak się to zaczęło. Zakochałam się w tym co napisałaś. W niedziele kiedy tylko poszedł ode mnie chłopak, zaczęłam wczytywać sie w każde twoje słowo, myśl. Czytałam to do godziny 4 30 rano. Mimo to że wzrok odmawiał mi juz posłuszeństwa. W szkole kiedy tylko miałam wolna chwilę doczytywałam po kawałku kolejne rozdziały. Następne dni także nie byly okazją do tego żeby się wyspać bo akcja ktora zaraz miała sie potoczyć w tekście nie dawała mi usnąć (w sam raz przed próbną matura :). Chciałabym ci tylko napisać ze to ze to opowiadanie sie skończyło nie daje mi żyć . Te opisy uczuć, zdarzeń sa przecudowne. Wszystko potrafisz ubrać w Słowa tak dobrze, że na prawdę nie można sie oderwać od lektury. Jestes świetna. Obawiam sie ze przez Ciebie reszta opowiadań typu SasuSaku będzie dla mnie żenująca:). Mam nadzieje że nie przestaniesz pisać i życzę ci duuuużo weny. Cos cudownego :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O Jashinie kochany, ale mam banan na twarzy przez ten rozdział! <33333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  11. Już myślałam, że się nie spotkają i niczego nie wyjaśnią a Sasuke wyjedzie. A tu taka miła niespodzianka. Pozytywne zaskoczenie :). Lubię to. Rozdział mega, warto było dłużej poczekać. Od ostatniego rozdziału wyczekiwałam upragnionej 29 i w końcu jest. Nie tego się spodziewałam. Byłam pewna , że się rozstaną i bez rozmowy lub w kłótni. A tu proszę... Nie rozwodzą się tylko dają sobie czas do namysłu. Ale mam nadzieję, że nikogo sobie innego nie znajdą. I będą dobrym małżeństwem. Miku chyba nie zrobisz nam tego? ;> Nie chcesz mieć mojej depresji na sumieniu, co? A na poważnie, to fajnie byłoby widzieć happy enda. Czytam Twoje blogi od dawna, ale nie pamiętam już czy lubujesz się w smutnych czy szczęśliwych zakończeniach. Także tego. Czekam na 30 , potem epilog. I życzę Ci pokładów energii, chęci do pisania i mega weny. Aha, i na norową retę też czekam.(Kocham mój słownik, poprawił mnie na norową fetę hah) Chyba już się ode mnie nie uwolnisz, jeśli chodzi o Twoje blogi i twórczość.
    Pozdrawiam
    Izuu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać. Z jednej strony fajnie, że już kończysz opowiadanie i dowiemy się jak to wszystko się potoczy. Z drugiej jednak szkoda. Będzie mi go brakować. Tego wyczekiwania na nowe rozdziały, czytania po nocach, do rana. Ale mam nadzieję, że Twoja twórczość tak szybko się nie skończy. I będę mogła się wciągnąć w nowe opowiadania. Nie ważne czy to będzie SasuSaku, czy z całkowicie wymyślonymi postaciami przez Ciebie. Ważne, że będzie to napisane przez Miku. Uwielbiam Twój styl pisania, to co siedzi w Twojej głowie. Pewnie takich komentarzy masz mnóstwo. Ale nigdy nie zawiodłam się na Tobie. Z każdym opowiadaniem zaciekawiasz mnie coraz bardziej. Każde zdanie jest przemyślane. Wszystko do siebie pasuje. Każdy kawałek jest częścią jednej wielkiej układanki. Powiem Ci tyle. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz. Bo to Ci cholernie dobrze wychodzi. Myślę, że pisanie sprawia Ci radość. Możesz więc uszczęśliwić nie tylko siebie, ale i nas, czytelników. Nigdy nie wątp w swoje umiejętności. I nie słuchaj tych, którzy Cię hejtują. Bo jest wielka różnica pomiędzy hejtem a konstruktywną krytyką. A te pomówienia o Twoim 'kopiowaniu' innych opowiadań są po prostu śmieszne. Miej na to wyjebane.
      Pozdrawiam,
      Izuu.

      Usuń
  12. Hej ^.^
    Znalazłam tego bloga przypadkowo jakiś tydzień temu i od tamtej pory nie robiłam praktycznie nic innego jak czytanie go. Nie mogłam wogóle przestać... zakochałam się w tej histori i niecierpliwie czekam na dalsze zmagania bochaterów :) dzięki, że napisałaś taką wspaniałą historie ^.^ pozdrawiam i życzę weny ^.^

    OdpowiedzUsuń
  13. Droga Miku czytalam twojego bloga od pierwszej w nocy do teraz. Przez ciebie nie sypiam xd
    Jestem nienasycona twoich opowiadan, prosze powiedz ze to nie koniec...
    Pozdrawiam cieplutko Minami z Dream Victims

    OdpowiedzUsuń
  14. Cześć i czołem!
    Po pierwsze zastanawiam się, dlaczego dopiero teraz znalazłam Twoje opowiadanie. Chociaż znalazłam to trochę nietrafne określenie zważywszy na to, że wszystkie Twoje opowiadania miałam przeczytane minimum raz. Nie pamiętam, czy moja przygoda zaczęła się od Higami czy NFOF. Pamiętam jedynie tyle, że zawsze byłam zachwycona Twoją twórczością, jednak nigdy nie miałam okazji skomentować chociaż jednego rozdziału.
    Zagorzałą fanką serii, a tym bardziej samych fanficków o Naruto nie byłam już od jakiegoś czasu, ale ostatnio coś mnie natchnęło. Weszłam na face i po wstukaniu "Miku" w wyszukiwarkę odnalazłam Ciebie i Twoje najnowsze cudeńko. Zaciekawiona weszłam w zakładkę, gdzie mogłam przeczytać co nieco o samej fabule i zaraz po tym weszłam w prolog. Po prologu, którego przeczytałam w niedzielę po południu, rozdział, za rozdziałem bez przerwy - aż do dzisiaj. Gdzie niestety dobrnęłam do ostatniego- na chwilę obecną - napisanego przez Ciebie rozdziału.
    Muszę Ci powiedzieć, że już dawno mnie nic tak nie wciągnęło. Żadna książka przeze mnie przeczytana w ostatnim czasie nie wywołała u mnie tylu emocji. Jestem pełna podziwu stworzonej przez Ciebie historii. A najbardziej jednak głównych bohaterów - ich prawdziwości, wzajemnych relacji. Przez dwadzieścia dziewięć rozdziałów przeżywałam historię razem z nimi. Były momenty, kiedy trzymałam kciuki za dziewczynę, kiedy chciałam by się ogarnęła, pozbierała, kiedy chciałam, by Miyavi gryzł piach. Od samego początku wprowadziłaś mnie w świat pełen intryg, knowań, rozterek, cierpień. Już od pierwszych słów prologu wiedziałam, ze wprost pokocham to opowiadanie. Każdy kolejny rozdział chłonęłam jak gąbkę. Wprost nie mogłam oderwać się od czytania. Strasznie, ale to strasznie podobała mi się relacja Sakury i Sasuke. To w jaki sposób ich wykreowałaś, to jak wzajemnie na siebie oddziaływali, a przede wszystkim to jak oddałaś prawdziwość ich charakterom i to że do końca pozostali sobą. Przeszłość dziewczyny nurtowała mnie od samego początku. Nie miałam pojęcia, w jak wielkie kłopoty się wpakowała. Ale ty przedstawiłaś do bezbłędnie - nie podałaś nam wszystkiego na tacy. Ale stopniowo małymi kroczkami mogliśmy razem z Sasuke składać puzzle o imieniu Sakura Haruno. Muszę przyznać, że świetnie wykreowałaś również czarne charaktery - braci Mori.
    Chciałabym Ci tyle napisać. Pochwalić za niejeden fragment z tego opowiadania. Naprawdę już dawno nic tak nie przeżywałam.
    Napisana przez Ciebie historia wgniotła mnie w fotel. Z jednej strony cieszę się, że znalazłam to opowiadanie teraz. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym musiała czekać na ciąg dalszy. A tak to mogłam na spokojnie przeczytać do tego momentu.
    Cieszę się, że Sakura została uniewinniona. Cieszę się, w jaki sposób tego dokonano. Podoba mi się, że nie szczędziłaś słowom ani nie ubarwiałaś tego, jak okrutne może być życie. Dziewczyna przeszła wiele, a ty napisałaś to w sposób dosadny, by pokazać, jaka potrafi być rzeczywistość.
    Cała historia jest perfekcyjna. Naprawdę chwyciła mnie za serce. Sami bohaterowie są świetni - i pomijając braci Mori - polubiłam chyba wszystkich.
    Należą ci się również pochwały za jeden aspekt- za przemianę Sakury. Z początkowo bojącej się dziewczyny, uwikłanej w mroczną przeszłość - do kobiety, która mimo wszystko chce walczyć, chce żyć. Naprawdę w piękny sposób to przedstawiłaś. Jak pod wpływem miłości zmieniała się na lepsze. Jak Sasuke sprawiał, że stawała się silniejsza. Z drugiej strony patrząc na jej przeszłość pokazałaś również, że ślepa miłość prowadzi do zguby. Podoba mi się strasznie takie zestawienie.
    Dalej jestem nabuzowana emocjami, jakie wywołało we mnie to opowiadanie. Podejrzewam, że zostanie na długo w mojej pamięci.
    Dziękuję Ci za to, że mogłam przeczytać tak piękną historię.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jejku .. dopiero jakieś dwa dni zaczęła czytać to opowiadania, poleciła mi je koleżanka tak się zachwycając że musiałam zajrzeć no i już nie mogłam się oderwać ! Przez przygotowania do świąt i mało czasu w dzień dwie nocki zerwane ale było warto i zerwałabym nawet kolejną ale niestety nie mam już czego czytać. Dawno nic mnie tak nie wciągnęło jak twoja twórczość. Bohaterowie, fabuła wszystko było dla mnie wprost idealne. Taki trochę świąteczny prezent w formie pięknej lektury :D Oczywiście nie muszę nawet wspominać jak pokochałam Sasuke i Sakurę, i wszystkich pozostałych bohaterów (oczywiście oprócz tych których normalnie się nienawidzi :D) Naprawdę szkoda że to już ostatnie rozdziały, ale z jednej strony to i lepiej, jestem dość niecierpliwą osobą i czekanie na kolejne rozdziały do dla mnie męka, ale trudno będzie się pożegnać z postaciami :C Jednak nie raz pewnie powrócę do czytania od nowa. Mam nadzieję że skończy się pięknym Happy Endem. No to trochę się rozpisałam jak na mnie więc na koniec życzę ci twórczości i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Cholera jasna, twoje opowiadanie to huśtawka emocji. :D
    Ale dziękuję Ci za taką huśtawkę. <3333
    Aż smutno, że opowiadanie zbliża się do końca. :<
    Życzę ci weny i abyś tworzyła więcej tak dobrych i ciekawych opowiadań. :D

    OdpowiedzUsuń
  17. Jesteś naprawdę uzdolniona i ta historia wciągnęła mnie bez reszty , nie mogę doczekać się roz 30 . Pisz , pisz , pisz i nie przestawaj .

    OdpowiedzUsuń
  18. Trafilam tu przypadkiem i stwierdzam, ze sie zakochalam w tym opowiadaniu. Dlugo cie nie ma, blagam napisz cos, bo zwariuje :'( Czekam z niecierpliwoacia na Twoje opowiadanie i mam nadzieje, ze wrocisz niedlugo i znowu bede mogla cieszyc oczka Twoim opowiadaniem :* Buziaki i duzo dobrej mocy na twoje kolejne notki :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Kiedy następny rozdział? Właśnie skończyłam czytać i chce mi się płakać! Niech Sasuke nie wyjeżdża i niech będą razem.. zasługują na szczęśliwe zakończenie w końcu :(

    OdpowiedzUsuń