“— Uważaj na siebie — radzę jej szczerze,
z całego serca. Nie chcę, aby ktokolwiek ją zdeptał. Niech ona depcze. Niech
idzie.”
J. Żulczyk
— Wychodzę — powiedziała zarzucając na
siebie cienką kurtkę i łapiąc za klamkę.
—
Sakura. — Przystanęła słysząc zaniepokojony głos matki. — Jeśli chcesz
porozmawiać…
Z ust
Sakury wydobyło się ciężkie westchnienie. Nie chciała rozmawiać. Nie sądziła,
by miało to jakikolwiek sens. Stało się, czas przeszły dokonany i nikt ani nic nie
mogło już tego zmienić. Zrobiła to co powinna – podpisała papiery rozwodowe
wtedy bez wyrzutów i nie miała ochoty wysłuchiwać kolejnych peanów matki na
cześć podjętej przez siebie decyzji. Ona
sama nie była wstanie spojrzeć w swoje
lustrzane odbicie, bo od razu widziała we własnych oczach malujący się żal, ból
i samotność na jaką sama się skazała. Wiedziała, że podjęła słuszną decyzję i
nie powinna czynić sobie z tego powodu wyrzutów, w końcu zwróciła Sasuke
wolność na którą zasługiwał. Musiała przyznać, że wcale nie zdziwił jej fakt,
że Mebuki nie zapytała nawet w jakiej sprawie przyszła do nich Mikoto Uchiha.
Ona to po prostu wiedziała i Sakura nie mogła mieć jej tego za złe; zresztą nie
miała. W końcu zarówno Mebuki, jak i rodzicielka Sasuke nie miały złych
intencji. Dały jej wolny wybór, a ona sama podjęła decyzję, z którą teraz
musiała żyć. Ignorowała wyrzuty sumienie, które niespodziewanie zaczęły się w
stopniowo zradzać i mnożyć w jej głowie. Stawiła czoła Miyaviemu to i z tym
sobie poradzi.
— Idę się
tylko przejść — wtrąciła ze spokojem, obdarzając rodzicielkę czułym uśmiechem.
Nie chciała sprawiać jej więcej kłopotów i tak miała więcej zmartwień niż ona
sama. — Wrócę trochę później, ale nie martw się.
Potrzebowała
pobyć trochę sama ze sobą, oczyścić myśli z tych niechcianych treści, odpocząć
i co najważniejsze - spróbować zapomnieć chociaż troszkę. Nie wątpiła, że ten
ostatni punkt na jej liście przysporzy jej najwięcej problemu. Zamierzała
jednak podjąć to wyzwanie i wygrać walkę ze swoim sercem, nawet jeśli
oznaczałoby to, wbicie w niego ostrego sztyletu. Była świadoma tego, jak wiele
przyszło jej zapłacić za chwilę zapomnienia. Skoro los sprawił, że krwawiła
przez długie tygodnie, kolejnych kilka dni nie zrobi jej różnicy.
— Nie
czekajcie na mnie z kolacją. Zjem coś na mieście — powiedziała i zniknęła za
frontowymi drzwiami.
Wychodząc
na główną ulicę, poczuła jak chłodne powietrze muska jej dłonie, instynktownie
ukryła je więc w kieszeniach kurtki. Jak na czerwcowy wieczór wcale nie było za
ciepło, pomimo to postanowiła iść przed siebie. Jednak gdy dostrzegła
zbliżający się do przystanku autobus, zerwała się pędem w jego stronę. W
ostatniej chwili wskoczyła do niego i po zakupieniu biletu u kierowcy, zajęła miejsce
na samym jego końcu. Opierając głowę o chłodną szybę marzyła by móc pozostać w
tym autobusie i krążyć po rodzinnym Konoha w nieskończoność, z dala od ludzi i
otaczających ją problemów.
Jeszcze
rok temu nie przypuszczała, że jej życie potoczy się w taki, a nie inny sposób.
Została uniewinniona - za co była dozgonnie wdzięczna - odzyskała przyjaciela,
straciła ukochanego brata, zakochała się i na dniach, gdy Sasuke podpisze
papiery zostanie rozwódką w wieku dwudziestu jeden lat. To dopiero nazywało się
życiowe combo. W równaniu brakowało jeszcze tylko nieplanowanej ciąży i
łączących się z nią obowiązków i wyrzeczeń. Na szczęście o to nie musiała się
martwić.
Czując wibrujący w kieszeni telefon
wyciągnęła go i z niedowierzaniem odczytała wyświetlone imię dzwoniącego.
— Za późno Sasuke — szepnęła pod nosem,
odrzucając połączenie, a następnie wyciszając telefon. Jeśli zadzwoniłby
ponownie, wiedziała, że musiałaby stoczyć ze sobą z góry przegraną walkę. Znała
siebie, wiedziała, że od razu nacisnęłaby zieloną słuchawkę. Teraz, po
zakończeniu tego rozdziału w swoim życiu nie widziała dłuższej potrzeby
rozmowy, nawet jeśli to bardzo bolało.
Nie wiedziała dlaczego postanowił do niej
zadzwonić akurat teraz. Może chciał ją poinformować, że również podpisał papiery
rozwodowe i że znowu jest singielką, albo miał zamiar odbyć obiecaną rozmowę,
którą odkładali w czasie i która już nie nadejdzie. Nie ważne, czego chciał –
pomyślała - klamka zapadła, czar prysł,
ich czas dobiegł końca. Wmawiała sobie, że nie byli sobie pisani, a fakt, że
się w nim zakochała stanowił tylko o jej głupocie, która przysparzała jej
jedynie kłopotów i cierpień. Nie powinna była ulegać jego urokowi. Nie powinna
pozwolić sobie zatonąć w głębi jego czarnych tęczówek. Nie powinna całować jego
pełnych ust. Tęskniła za nim, za tym jak bezpieczna i szczęśliwa czuła się w
jego towarzystwie, jego ramionach, ale nie zamierzała dłużej się nad sobą
użalać. Najwyższy czas podnieść się z ziemi i zacząć budować życie na nowo. Jej
serce nadal biło, w przeciwieństwie do Daichiego. Musiała w końcu wziąć się w
garść. Była mu to winna. Zrobi to, ale jeszcze nie dziś – obiecała sobie,
zagłębiając się w swoich myślach.
Dokładnie pamiętała ostatnią rozmowę jaką
odbyli, tuż po zakończeniu rozprawy sądowej. Z początku nie sądziła, że będzie
dane im zaznać choć chwilę spokoju tylko we dwoje. I nadal do końca nie
wiedziała jak to się stało. W pokoju przylegającym do sądowej sali z początku
byli wszyscy, Kakashi, Yamato, Tsunade, jej rodzice, Ino, Itachi, Obito, Rin nawet
Mikoto, a po chwili byli tylko oni. Sami i tylko to się liczyło.
— I już po wszystkim. — Usłyszała wtedy z
jego ust. Do żadnego z nich nie docierała jeszcze rzeczywistość. Na długo zanim
się poznali ten sądny dzień prześladował ją. Ale nigdy też nie przypuszczała,
że po zapoznaniu się z Sasuke Uchiha, to właśnie on okaże się osobą, która
będzie ją najbardziej wspierać. I w dodatku, nie spodziewała się, że zostanie
oczyszczona z zarzutów jakie zostały jej postawione jeszcze w Kyoto.
Będąc zbyt zaskoczoną obecną sytuacją,
zaledwie przytaknęła, nie wiedząc co innego mogła powiedzieć. To wszystko mogła
porównać do bajki, jej najskrytsze marzenie zostało spełnione – była wolna. Ale
była jeszcze jedna rzecz, która nie pozwalała jej w pełni cieszyć się z sukcesu.
Daichi umarł, a ona straciła tym samym cząstkę samej siebie.
— Sakura… — Nie dokończył, sam nie wiedząc
jak dobrać dalsze słowa, aczkolwiek ona przeczuwała o co chciał zapytać.
— Nie wiem, Sasuke. Nic teraz nie wiem. —
Ale mimo wszystko zbliżyła się do niego znacznie.
— Mamy czas. — Stwierdził, na co Sakura
uśmiechnęła się blado. Jeszcze wtedy wydawało im się, że mieli wieczność na
rozmowę jaka na nich czekała. Mylili się jednak oboje. Ona sama zdała sobie z
tego sprawę gdy rozmawiała z jego matką. Pamiętała, a raczej czuła jeszcze na
swoim poliku, jego delikatny dotyk, kiedy pogładził ją niespodziewanie,
informując, że porozmawiają za kilka dni.
Lecz rzeczywistość okazała się gorzka –
nie mieli o czym rozmawiać. Przynajmniej ona sama tak myślała, a papiery
rozwodowe uważała za idealną okazję by pozwolić mu na własne, samodzielne życie
na jakie zasługiwał.
Dostrzegając za szybą znajomy przystanek,
zerwała się z miejsca i w ostatniej chwili opuściła autobus. Odruchowo
skierowała się do dawno nieodwiedzanej siłowni. Kiedy stawiała kolejne kroki,
dotarło do niej, że nieświadomie okłamała matkę, jednak wychodząc z domu nawet
przez myśl jej nie przeszło, żeby się tutaj zjawić. Chciała po prostu wyjść na
spacer, donikąd. Wyciszyć się. Uporządkować chaotyczne myśli, których miała w
głowie nadmiar. Potrzebowała samotności i ciszy. Podświadomość zaprowadziła ją
tutaj, do jej własnego azylu, o którym zapomniała przez natłok zdarzeń.
Po przekręceniu klucza w zamku, otwarciu
drzwi, otoczyła ją ciemność. Mimo, iż to miejsce nie było jej obce, włosy same
zjeżyły jej się na ramionach, a jej bujna wyobraźnia ponownie dała o sobie
znać.
Ogarnął ją
s t r a c h .
Nie chciała by to uczucie nadal jej
towarzyszyło. Nie chciała by lęk nią zawładną, by czaił się w każdym małym kącie i niedostępnym
zakamarku, czekając by ją pochłonąć. Miała dość ciągłego bania się. Po
prostu D O Ś Ć .
Uniosła rękę, którą pomimo mroku bez
problemu odnalazła znajdujący się na ścianie podniszczony włącznik. Starała się
zachować wewnętrzny spokój i obserwowała jak stare jarzeniówki zaczynają
nierównomiernie mrugać, aż wreszcie po kilku dłużących się sekundach oświetliły
swym blaskiem opuszczoną siłownię.
Kąciki jej ust uniosły się delikatnie,
kiedy zobaczyła zużyty worek treningowy zwisający na środku pomieszczenia.
Spokojnym krokiem zbliżyła się do niego i niepewnie dotknęła dłonią jego
twardej powierzchni. Nie zamierzała dzisiaj po raz kolejny przelewać na niego
swojej złości - i tak wystarczająco już od niej oberwał odkąd wróciła do
Konohy. Jej samopoczucie nie miało nic wspólnego ze złością. Była osowiała, bez
życia - te określenia adekwatniej oddawały jej stan ducha. Opuszkami palców
pogładziła popękaną powierzchnię worka. Już w chwili, kiedy pierwszy raz
przekroczyła próg siłowni wiedziała, że nadaje się on tylko do wymiany,
jednocześnie była świadoma tego, że się go nie pozbędzie. Nie zrobiła tego
wtedy i teraz tym bardziej tego nie zrobi. Ten worek treningowy był symbolem
jej walki - początkowo z samą sobą, a następnie z Miyavim. Jego wymiana
oznaczałaby zapomnienie, odcięcie się od własnej przeszłości, a przecież
stanowi ona o tym kim jesteśmy, jest częścią nas samych. Wolała, żeby był tu
cały czas, by mogła co kilka tygodni przyglądać się mu z konsternacją. By
przypomniał jej, że mimo wszystko nie przestałą walczyć… przynajmniej w starciu
z Miyavim. Zresztą… to tutaj poznała Sasuke. To właśnie było dane im przeżyć
kilka swoich pierwszych razów. Do teraz pamiętała uczucie, jakie wywołał w niej
jego dotyk, gdy pomagał jej zawiesić właśnie ten worek. Pierwszy wspólny
sparing, który notabene przegrała. Pierwszy pocałunek. Właśnie tutaj rozpoczęła
się ich pierwsza wspólna przeprawa, która nie zwiastowała kłopotów jakich mieli
razem doświadczyć na przestrzeni długich tygodni.
Z czasem sprawy z Sasuke okazały się
bardziej skomplikowane, niż mogła sobie wyobrazić. Nigdy by nie przypuszczała,
że zaledwie samo wspomnienie jego imienia zacznie przysparzać rwącego bólu
serca. Najchętniej wyrwałaby je sobie, by już nic więcej nie czuć. Dopiero
teraz zrozumiała co tak naprawdę znaczy mieć złamane serce. Co dziwne, niczego
podobnego nie doświadczyła po rozejściu się z Miyavim. Wtedy targała nią złość
i nienawiść, ale nie były to uczucia, którymi mogłaby opisać emocje jakie
zrodziły się w niej po porzuceniu przez nią Sasuke. „Porzucenie” to chyba było
najlepsze słowo, jakim mogła określić swoje postępowanie względem niego. Sasuke
nie zasłużył na to, jak i na wiele innych rzeczy, których doświadczył z jej
strony, ale cały czas powtarzała sobie, że tak było lepiej.
Runęła kolanami na materace rozłożone w
dużym kwadracie i wyciągnęła telefon z kieszeni. Nim wybrała numer pożądanej
osoby, dostrzegła dwa kolejne nieodebrane połączenia od Sasuke jak i krótką
wiadomość tekstową ‘Oddzwoń.’. Zagryzła wargi. Nie poradzi sobie z tym
sama. Nie da rady, nie ważne jak bardzo tego chciała. Mogła wmawiać sobie, że
jest samowystarczalna, że zmierzy się z tym samodzielnie, ale miała już dość
okłamywania samej siebie. Potrzebowała silnych i ciepłych ramion przyjaciółki,
litrowego opakowania lodów i możliwości wygadania się, wypłakania, albo obu
naraz. Potrzebowała Ino. Ona zawsze ją rozumiała, za każdym razem mogła liczyć
na jej pomoc i szczerość. Ino była jej
skarbem, dzięki któremu jeszcze nie postradała zmysłów.
Ino odebrała po pierwszym sygnale.
— Jeśli dzwonisz by mnie poinformować, że
odezwałaś się do niego pierwsza wiedz, że bardzo się z tego cieszę i jestem z
ciebie dumna. — Sakura przeklęła pod nosem, akurat o tym nie musiała jej
przypominać. Nie mogła jej winić za te słowa, w końcu nie wiedziała, co Sakura
zrobiła kilka godzin wcześniej. Sakura była zdziwiona tym, jakie uczucia
wywołało w niej podpisanie papierów rozwodowych. Zżerające ją od środka wyrzuty
sumienia, budziły niepewność co do słuszności podjętej przez nią decyzji.
Starała się je zagłuszać racjonalnymi argumentami, że postąpiła zgodnie z
umową, jaką zawarli z Sasuke, że on wyjeżdżał i nie raczył jej nawet wspomnieć
o tym słowem, więc ona nie chciała stać mu na przeszkodzie. Nie chciała by
Sasuke stał się jej więźniem, tak jak ona była niewolniekiem Miyaviego, tylko
dlatego, że coś do niego czuła. Dawała mu szanse rozpoczęcia nowego życia w
Tokio, z dala od niej z czystą kartą, zresztą ona zamierzała zrobić to samo.
Nie zmarnuje szansy, jaką zyskała dzięki uniewinniającemu wyrokowi sądu, pomocy
Kakashiego, Tsunade, Sasuke i reszty. Gdyby nie oni, już dawno byłaby w
więzieniu. Tym razem wszystko będzie dobrze. Limit życiowych katastrof został
już wyczerpany.
— Gdzie jesteś? — spytała ignorując
pierwsze radosne słowa przyjaciółki.
Zagryzła mocno zęby, gdy zorientowała się,
że jej głos drży, a ona sama jest na granicy załamania, jakby zaraz miała się
rozpłakać. Nie umknęło to uwadze Ino.
— Oho, nie podoba mi się ten ton. Co się
stało? — Nie chciała jej martwić. Chciała jedynie by przyszła do siłowni.
Potrzebowała przyjacielskiej rozmowy, takiej twarzą w twarz a nie przez
telefon.
— Gdzie jesteś? — powtórzyła.
Tym razem Ino załapała.
— Jadę właśnie z Itachim do jego mamy na
kolacje. Sakura, coś się stało? — Ino była wyraźnie zaniepokojona jej
telefonem.
— Nie, nic.
— Kłamca — wycedziła Ino do słuchawki.
Sakura zapomniała, że jej przyjaciółka potrafiła wyczuć oszustwo na kilometr. A
przez ciążę jej zmysł jeszcze bardziej się wyostrzył. Ino była teraz lepsza niż
wykrywacz kłamstw. Sakura powoli zaczynała współczuć jej potomstwu. Przy okazji
będzie się musiała nieźle natrudzić by uspokoić
Ino i przekonać ją do tego, że nic złego się nie działo. Z resztą, taka
była prawda. Siedziała po prostu sama w starej siłowni, użalając się nad sobą i
ubolewając jak idiotka nad swoim losem i złamanym sercem.
— Chciałam porozmawiać, ale to może
zaczekać do jutra — powiedziała wymuszenie radosnym głosem, który dla niej
samej brzmiał sztucznie. W myślach błagała wszystkich bogów by w głowie Ino nie
zaświeciła się czerwona lampka. — Naprawdę. — Nie wiedziała kogo chciała
przekonać bardziej, Ino, czy może samą siebie. Szczerze mówiąc wątpiła w swoją gotowość odłożenia tej rozmowy na
jutro. Potrzebowała jej, bardziej niż narkoman działki. Skrzywiła się na to
niefortunne, choć wymowne porównanie.
Ino westchnęła po drugiej stronie
słuchawki.
— Zadzwonię jak skończymy, może uda mi się
dziś do ciebie przyjechać.
— Jutro Ino, jutro — wtrąciła. Nie chciała
dłużej męczyć ani jej, ani dziecka. Ino powinna teraz dbać o siebie, a nie
głowić się nad jej problemami. Da sobie jakoś radę. Sama. Nie miała innego
wyjścia. Jak zwykle…
— Sakura
martwisz mnie. Co dokładnie się stało? I gdzie ty do cholery jesteś? — W głosie
Ino można było wyczuć rodzącą się panikę.
— Ino,
chciałam po prostu porozmawiać. To nic wielkiego. Nic się nie stało, więc nie
panikuj. Zadzwonię jutro jak wstanę i wtedy się ustawimy, a teraz jedź z
Itachim na tę kolację, oczaruj jego matkę, a mną się nie przejmuj, okay? —
starała się brzmieć naturalnie, co w obecnym stanie było nie lada wyczynem. —
Ale mam małą prośbę. Nie mów Sasuke, że ze mną rozmawiałaś. Pa. — Rozłączyła
się nim Ino zdążyła zasypać ją gradem pytań dotyczących jej ostatniej prośby.
Okazała się tchórzem. Nie powinna była jej o to prosić. Znała Ino na tyle, by
wiedzieć, że właśnie to ostatnie zdanie zasiaje w niej ziarno wątpliwości i
niepewności, które uruchomią masę trybików w jej głowie i pomogą stworzyć
kilkanaście najczarniejszych scenariusz z Sakurą w roli głównej.
Nie
musiała długo czekać na reakcję ze strony przyjaciółki. Ino od razu zaczęła do
niej oddzwaniać. Nie odebrała. Powiedziała jej wszystko co mogła wyjawić jej
przez telefon. Na resztę będzie musiała poczekać aż spotkają się twarzą w
twarz. Czułaby się jeszcze gorzej, gdyby zepsuła Ino pierwszy wieczór w
rodzinnej atmosferze, w dodatku spędzony z teściową. Nie miała matce Sasuke
niczego za złe, wręcz przeciwnie - była jej poniekąd wdzięczna za wizytę.
Ino się poszczęściło.
Z
powrotem wrzuciła go do kieszeni cienkiej kurtki. Położyła się na materacach
wpatrując się w jedną z sześciu jarzeniowych lamp. Denerwował ją fakt, że
decyzja jaką podjęła aż tak na nią wpłynęła. Nie żałuje i nie będzie żałować
tego, że postanowiła nie niszczyć życia Sasuke ani sobie. Nie będzie! Powtarzaj to sobie milion razy, może w końcu
w to uwierzyć, szepnęło jej alter ego Nie będzie zaprzeczać, że bolała ją
rozłąka z Sasuke. Ten koniec, mimo iż był nieunikniony, to i tak cholernie ją
zranił .
Karciła
samą siebie w myślach. Gdyby nie była taka głupia i nie dopuściła go do siebie,
nie zadurzyła by się w nim! Gdyby posłuchała zdrowego rozsądku i unikała Sasuke
od początku, tak jak powinna to robić, to nie przeżyli by wspólnie tylu „przygód”,
nie doświadczyli by tego uczucia, które z każdym tygodniem stawało się coraz
intensywniejsze , coraz głębsze. Gdyby pozostała wierna swoim przekonaniom, nie
posmakowałaby prawdziwej miłości i nie cierpiałaby tak jak teraz. Sama jest sobie winna, to ona jest sprawzą
całego tego bałaganu. Zachciało jej się zakochać, to teraz ma - złamane serce,
w tak drobnych kawałeczkach, że nie nawet jak ma je posklejać - od czego
zacząć?
Ku jej
zdziwieniu, cisza jaką się otoczyła i jakiej pragnęła, nie przynosiła
oczekiwanych rezultatów. Nadal o nim myślała. Nadal kuło ją serce. A miała
przecież miała tylko leżeć i o niczym nie myśleć, wyciszyć się. Jednak jej
sumienie dawało o sobie znać, nie pozwalało zaznać spokoju, sprawiało, że
upragniona cisza zaczynała jej ciążyć. Nerwowo przejechała językiem po zębach
rozważając w myślach inne możliwości, które pozwoliłyby jej na odzyskanie
równowagi. Kątem oka zauważyła stare,
pordzewiałe lustra. Wcześniej nie
zastanawiała się nad tym jak długo siłownia stała nieużywana, ale teraz
poświęciła temu chwilę. Przypomniała sobie rozmowę z Sasuke dotyczącą tego
miejsca. Z jego wypowiedzi wynikało, że budynek stał pusty zaledwie od kilka
lat. Te kilka lat wystarczyło by to miejsce podało w lekką ruinę. Przydałby się
porządny remont, jednak nie była pewna, czy wtedy to miejsce nie straciłoby
swojego uroku.
Wiedziona
nagłym impulsem zrobiła coś, czego nie robiła już od dłuższego czasu. Wstała z
twardych materaców, ściągnęła z siebie kurtkę, włączyła muzykę z telefonu i
zaczęła tańczyć. Nie pamiętała kiedy ostatni raz to robiła w tak lekki i
niewymuszony sposób. Jej kroki z początku były chaotyczne, niezgodne z rytmem,
ale nie przejmowała się tym. Giętkie i gibkie ciało jakim niegdyś dysponowała,
zastało się i zapomniało podstawowych ruchów. Jednak wraz z mijającymi minutami
stopniowo przypominała sobie kroki, po prostu improwizowała poddając się swojej
wcześniejszej pasji, którą znienawidziła przez Miyaviego.
Tańczyła
jakby nie było jutra. Nie przejmowała się popełnianymi wciąż błędami. Taniec
pozwalał jej zapomnieć. Gdy poruszała się do dźwięków sączących się ze sprzętu,
nie liczyło się nic. Świat i problemy przestawały się liczyć. Istniała tylko
ona i muzyka. Taniec był jej lekiem, jej narkotykiem, o który błagała niczym
ćpun.
Za długo
odmawiała sobie tej „działki”. Za szybko i za łatwo zrezygnowała z tego, co
kocha, co sprawia jej radość. Wirując w takt muzyki miała przed oczami Sasuke.
Wspomnienia napływały do niej falami. Widziała jego rękę, którą uniósł na
pożegnanie, po tym jak pomógł zawiesić jej worek treningowy. Ten zacięty wyraz
twarzy, gdy podczas wizyty w uczelnianej kawiarni, wyznał jej w obecności Ino,
że to on ją potrącił. Doskonale pamiętała jak nazywała go wtedy nadzianym
gogusiem. Później wszystko potoczyło się szybko. Kolejne spotkania w kawiarni,
kłótnie, koncert Akatsuki, ostatni z serii wyścig motocrossowy, bar, Inazuma…
Było tego tak wiele, że nie wystarczyłoby jej dnia by wymieniać to wszystko.
Szkopuł w tym, że nie chciała tego tak wyraźnie pamiętać. Chciała móc pomału
zapominać o nim, o nich, o tym co ich połączyło. Wiedziała jednak, że proces
ten nie będzie ani łatwy, ani szybki ani przyjemny. Nie spodziewała, że aż tak
bardzo się z nim zżyła.
Nagle uświadomiła sobie, że nie straciła
tylko brata.
Straciła również Sasuke. Przyjaciela.
Kochanka. Wiedziała, że już nigdy w swoim życiu nie spotka osoby takiej jak on.
Sasuke był wyjątkowy pod wieloma względami i jako jedyny poznał nękające ją
koszmary i pomógł jej się z nimi zmierzyć.
Zgrzana opadła na materace dysząc ciężko.
Unosząc wzrok spod opadających na jej twarz kosmyków dostrzegła w lustrze swoje
zadowolone odbicie. Wysiłek sprawił, że po raz pierwszy od kilku dni poczuła,
że nadal żyje. Jej uśmiechu nawet nie popsuły opatrunki na jej ramieniu i szyi,
które również były widoczne w lustrze.
Wiatr ustał, kiedy wyszła z siłowni. Było
za wcześnie by wracać do domu, jej rodzice pewnie dopiero siadali do wspólnej
kolacji - nie chciała im przeszkadzać. Dzisiaj wolała wrócić, gdy będą głęboko
pogrążeni w swoich niespokojnych snach. Ich stosunki nadal były napięte,
rozmowy sztywne, zwłaszcza te prowadzone z ojcem. Ale z każdym kolejnym dniem
robili postępy, jednak przed nimi jeszcze długa droga. Ból po śmierci Daichiego
na zawsze pozostanie w ich sercach, kładąc się cieniem na ich życie. Po dziś
dzień nie wierzyła w jego stratę. Nie docierało do niej, że już go nie było.
Nadal pamiętała ich ostatnią sprzeczkę przed sklepem, w którym pracował Juugo,
w dzień w który pojechała z Sasuke na Inazumę. Gdyby wiedziała, że było to ich
ostatnie spotkanie nie byłaby dla niego taka wredna. Przytuliłaby go mocno.
Powiedziała, że go kocha. Teraz było już za późno. Nikt nie odda jej czasu jaki
straciła. Nikt nie odda jej brata, bez względu na to, co byłaby wstanie za to
poświęcić.
Idąc główną ulicą Konohy, obserwowała chowające
się za budynkami słońce, wsłuchiwała się w wesołe głosy studentów zmierzających
do pobliskich knajp, by oblać koniec sesji. Zazdrościła im tej beztroski, tej
gotowości życia chwilą. Kiedyś wiedziała jak to jest. Kiedyś sama szukała
przyjemności w alkoholu, lekkich narkotykach, rozerwaniu się w czyimś
towarzystwie, zatraceniu w przyjemności, braku zobowiązań. Ale to było kiedyś.
Szybko odrzuciła od siebie wspomnienia i przystanęła przy budce z jedzeniem, zamówiła burgera wraz z colą i zjadła na miejscu, przyglądając się jak właścicielka budki smaży wołowe mięso na kolejne burgery.
Szybko odrzuciła od siebie wspomnienia i przystanęła przy budce z jedzeniem, zamówiła burgera wraz z colą i zjadła na miejscu, przyglądając się jak właścicielka budki smaży wołowe mięso na kolejne burgery.
Skończywszy
posiłek, podziękowała sprzedawczyni i ruszyła na dalszą przechadzkę, co rusz
spoglądając na zegarek i zastanawiając się, która pora byłaby
najodpowiedniejsza na powrót do domu. Za każdym razem jednak dochodziła do tego
samego wniosku – jeszcze nie teraz.
Nie
wiedziała co ją podkusiło, żeby wejść do jednego z lokali. Może głośna muzyka,
albo gwar rozmów dobiegających z wnętrza baru? Wiedziała tylko, że jeszcze
chwilę temu stała na chodniku wpatrując się w drzwi lokalu, a teraz stoi w jego
wnętrzu otoczona przez tłum spoconych ciał, z głośników dociera do niej
psychodeliczna muzyka a ona niczym ćma zahipnotyzowana przez płomień świecy,
wchodzi głębiej w „paszczę lwa”.
Przez
myśl przeszło jej, że ostatni raz w takim klubie była w Kyoto, z Miyavim. Jednak szybko odgoniła ją od siebie. Miyavi
był już tylko elementem jej przeszłości, który najchętniej by wymazała. Nie
sądziła, że w Konoha istnieją takie miejsca, jednak z drugiej strony nigdy nie
zapuszczała się z Ino w nieznane tereny. Nawet jeśli wychodziły do klubu to
trzymały się w pobliżu campusu, gdzie Ino czuła się bezpieczniej. To były inne
czasy, teraz wszystko się zmieniło. Kątem oka zauważyła wysokiego mężczyznę,
wyróżniającego się z tłumu imprezowiczów. Jako jedyny miał na sobie grubą,
puchową kurtkę, pomimo trzydziesto stopniowego upału panującego w klubie. Znała
typków takich jak on. Bujała się z nimi w Kyoto, do czasu aż była świadkiem
morderstwa jednego z nich, dokonanego przez Miyaviego i Makuro.
Mężczyzna
w czarnej kurtce nawiązał z nią kontakt wzrokowy. Wyczuł, że go obserwuje.
Uniósł pytająco brew, po czym palcem wskazującym podrapał się niewinnie pod
nosem.
Nie była
głupia, szukał klientów i myślał, że będzie jednym z nich. Amfetamina za
przysłowiowe grosze, kokaina za grubszą kasę, albo jeśli diler jest wyrozumiały
i ma chcice to za obciągnięcie bądź zrobienie loda.
Sakura
pokręciła głową i odwróciła się do niego plecami. Nie potrzebowała więcej
narkotyków. Zwłaszcza dzisiaj. Przeczuwała, że jeśli wzięłaby cokolwiek, nie
skończyłoby się to dla niej dobrze. Może i chciała zapomnieć, odpocząć od
wszystkiego, ale nie w ten sposób.
Wbrew
pozorom podobało jej się to miejsce. Podobało jej się, że mogła odkryć je na
własną rękę. Przedzierając się przez tłum spoconych ciał w stronę baru, na jej
ustach zakwitł minimalny uśmiech. To miejsce wydawało się odpowiedniejsze do
zapomnienia o wszystkim, niż pusta, stara siłownia. Może nawet pokusiłaby się o
Terapię Wstrząsową, gdyby nie fakt, że nie było z nią Ino. Terapia służyła
temu, by zapomnieć, jednak podstawowym warunkiem przeprowadzenia terapii było
przyjście z przyjaciółką, która będzie mieć na ciebie oko, gdy pozwolisz sobie
na zabawę z nieznajomym. Dziś była sama więc, ta opcja w ogóle nie wchodziła w
grę. Zresztą, nawet nie miała ochoty czuć na sobie obcych, lepkich łap
obmacujących ją na parkiecie, czy w innym miejscu. Najpierw musiała pozbierać
myśli i wyleczyć serce, ciałem zajmie się później. Etap wymazywania z pamięci
dotyku Sasuke będzie jednym z najtrudniejszych w jej terapii.
Zamówiła
jednego z kolorowych drinków, jakie znajdowały się w ofercie Czarny Lew.
Wiedziała, że jutro może tego żałować. Taki alkohol nawet w małych ilościach
źle wpływał na jej wątrobę, ale nie była wstanie nic na to poradzić.
Siedziała
na hookerze dłuższą chwilę, bujając się w rytm psychodelii, a jej ciało wyrwało
się w stronę tłumu. I tylko resztki zdrowego rozsądku, utrzymywały ją w
miejscu. Ten wieczór jak i noc zamierzała spędzić nie przysparzając
sobie więcej kłopotów. Wystarczyło jej samo patrzenie na bawiący się tłum.
Niczego więcej w tej chwili nie potrzebowała. Na tę chwilę udało jej się nie
myślała ani o Daichim, ani o Sasuke. Moczyła usta w drinku, ani na chwilę nie
spuszczając wzroku z bawiącego się tłumu. Obserwując pijanych studentów zaczęła
się zastanawiać czy i ona tak głupio wyglądała, kiedy podczas nocnych wypadów
do klubów z Lily pozwalała alkoholowi decydować o swoich tanecznych ruchach.
Ale kto by się tym przejmował, kiedy dobrze się bawi, albo przynajmniej tak mu
się wydaje.
To
miejsce było idealne do powolnego procesu zapominania, który przypuszczalnie
zajmie jej kilka najbliższych tygodni. Wszystko będzie łatwiejsze, gdy Sasuke
wyjedzie do Tokio by kontynuować studia. Może wtedy uda się jej wreszcie
zapomnieć o nim i wszystkim, co z nim związane.
—
Zastanawiam się jak długo jeszcze zamierzasz siedzieć tutaj sama? — usłyszała
tuż przy swoim uchu.
Sakura
wystraszona nagłą bliskością od razu odsunęła się od nieznajomego, który
niespodziewanie pojawił się obok niej, rozpoczynając konwersację. Szkoda tylko,
że ona nie miała ochoty na żadną rozmowę.
— Tak długo jak będzie trzeba — zmierzyła
go wrogim spojrzeniem. Kojarzyła go ze studiów. Kilka razy mijała się z nim na
kampusie, wychodząc z budynku medycznego. Po dziś dzień jednak nie zamieniła z
nim choć słowa. — Nie potrzebuje rozmowy, ani seksu i niczego innego, więc
wybacz tracisz tylko swój czas — dodała donośnym głosem, próbując przekrzyczeć
muzykę. Znała takie zagrania aż za dobrze i dzisiaj naprawdę nie miała na nie
ochoty.
— Wohoo.
Aleś ty bezpośrednia. Wiesz jak odprawić towarzystwo. — Ku zaskoczeniu Sakury, nieznajomy mężczyzna w okularach z
czarną oprawką, zajął miejsce tuż obok niej. Postanowiła go zignorować i jak
gdyby nic upiła kolejny łyk zamówionego wcześniej alkoholu.
— Nie
jestem w nastroju do rozmów — burknęła, chcąc się go jakoś pozbyć. Zazwyczaj
opryskliwość z jej strony działała bez zarzutów, ale dzisiaj chyba była
wadliwa, gdyż student siedzący tuż obok niej ani drgnął.
—
Mężatka, czy to tylko sposób by odstraszyć facetów? — zapytał ciekawsko, palcem
wskazując na obrączkę znajdującą się na jej lewej dłoni.
Kątem oka
zerknęła na obrączkę jaka nadal znajdowała się na jej palcu. Sądziła, że
zostawiła ją w domu, ale wyraźnie zapomniała to zrobić. Kciukiem drugiej dłoni
przejechała po niej w zamyśleniu. Nigdy nie zastanawiała się nad znaczeniem
takich przedmiotów. Lecz teraz gdy wróciła myślami do wydarzeń sprzed kilku
tygodni, wiedziała co sobą symbolizowała. Była to przede wszystkim nadzieja,
nadzieja, że Daichi nie trafi do tymczasowej rodziny zastępczej i będzie mógł
zostać ze swoimi bliskimi, kiedy tylko wybudzi się ze śpiączki. Była jeszcze
niewypowiedziana wiara, że mimo wszystkich przeciwności wszystko się dobrze
skończy. Nie mogła również zapominać o zaufaniu jakim obdarzyła Sasuke i
wszystkim co się z nim wiązało. Pomimo iż, chciała dzisiaj o wszystkim
zapomnieć, to nadal nie potrafiła zmusić się do ściągnięcia pierścionka z
serdecznego palca. Nawet jeśli nie zaznała życia prawdziwej mężatki, to i tak
ciężko było jej się rozstać zarówno z obrączką, jak i „chwilowym” mężem.
Właśnie z tych powodów nie odbierała telefonów Sasuke, ani nie oddzwaniała tak
jak tego chciał. Jeśli pamiętał ją choć trochę w taki sam sposób jak ona jego,
lepiej było dla nich obojga jeśli zerwą ze sobą kontakt właśnie w tej chwili.
— Nie
twoja sprawa — odparła z irytacją, chowając dłoń pod blatem. Nie znała go, tak
samo jak on nie znał jej. Nie zamierzała się mu z niczego zwierzać, a zwłaszcza
z sytuacji z Sasuke. Takie historyjki były przeznaczone tylko dla przyjaciół. A
on nie zaliczał się do tego grona.
— Widzę,
że to wrażliwy temat, więc nie wnikam — parsknął. — Jestem Takashi —
dopowiedział wyciągając ku niej dłoń.
— Sakura
— powiedziała nie odwzajemniając jego gestu. Nie czuła potrzeby szukania nowych
przyjaciół. Zwłaszcza dzisiejszego wieczoru. Jednak resztki dobrego wychowania
dały o sobie znać, nim zdołała zdusić je
w zarodku.
Takashi
próbował przez kilka kolejnych minut nawiązać z nią dłuższą konwersację, która
nie skończyłaby się zwykłym burknięciem ze strony Sakury. Lecz póki co
szczęście mu nie sprzyjało. Sakura nie rozumiała dlaczego student akurat ją
upatrzył sobie na swoją „ofiarę”. Klub pękał w szwach od ludzi, a on jak na
złość postanowił uprzykrzyć życie właśnie jej. Zły wybór, bardzo zły.
— A ty
nie masz czasami lepszych rzeczy do roboty? — Warknęła przebijając się przez
gwar, wypełniający lokal. To była najdłuższa wypowiedź, jaką skierowała do
nieznajomego, tego wieczoru. Zrobiła to tylko dlatego, że do jej głowy znów
wkradły się niepożądane myśli. Na nowo słyszała w nich dwa imiona, niczym
uporczywe tykanie zegara.
Sasuke.
Daichi.
Sasuke.
Daichi.
I tak w
nieskończoność.
— Nie.
Zostałem wystawiony przez kumpli — odparł, na co Sakura przewróciła oczami i zamówiła kolejnego drinka.
Nie
zamierzała się spić do nieprzytomności, chociaż kiedy zmierzała w stronę baru
przeszło jej to przez myśli. Zdawała sobie jednak sprawę, że to nie byłby
najlepszy pomysł. Zresztą, nie zamierzała być dłużej tą głupią, naiwną Sakurą.
Ten i może jeszcze jeden drink, po czym opuszcza lokal - s a m a . Od dzisiaj
była kimś nowym; kimś bardziej rozważnym, kto uważał na swoje słowa i czyny.
Nie oszukujmy się daleko jej było do grzecznej i posłusznej dziewczynki z
czasów podstawówki. Nigdy już taka nie będzie, ale wiedziała, że musi zapanować
nad swoim temperamentem. Nabrać odrobiny pokory.
Okręciła
się na hookerze w stronę bawiących się ludzi, opierając się plecami o krawędź
zalanego alkoholem blatu. Wystarczył jej jeden rzut oka na tańczących by
stwierdzić, że niektórzy byli już mocno podchmieleni, inni na chaju, co nie
wątpiła było sprawką dealera kręcącego się po klubie. Wszyscy wydawali się
świetnie bawić. Byli odprężani, nawet ona poczuła się spokojniejsza, pomimo
ciągłego gówna, jakie wydarzyło się w jej życiu.
Było jej gorąco. Czuła jak kropelki potu spływają
jej po karku spod rozpuszczonych, gęstych włosów. Nie planowała jednak ściągać
z siebie letniej materiałowej kurtki. Chociaż nie wątpiła, że gojące się rany
skutecznie odstraszyłyby siedzącego tuż obok niej studenta, to nie miała ochoty
mierzyć się z pytającymi, zdegustowanymi spojrzeniami obcych. Kiedyś stawi temu
czoła, ale na pewno nie tu i nie teraz. W końcu, na wszystko przychodzi czas.
Sięgając
przez ramię, złapała za swoją szklankę i upijając łyk trunku powróciła do
obserwowania bawiącego się tłumu. Ta czynność działała na nią dziwnie kojąco;
nie myślała i nie zastanawiała się nad niczym, po prostu patrzyła.
Usilnie
ignorowała Takashiego, próbującego przekrzyczeć dudniącą z głośników muzykę, co
przy podkręconym na maxa basie było nie lada wyczynem. Znosiła jego obecność
tylko i wyłącznie dlatego, że zdawała sobie sprawę, z tego, że lokal to miejsce
publiczne i nie może mu zabronić tu być. Nie ważne jak bardzo działał je na
nerwy. Z czasem, po kilku większych łykach drinka, jego słowa zaczynały się
oddalać, mimo iż nie odsunął się od niej ani o milimetr. Wręcz przeciwnie,
przybliżył się.
Zerknęła na niego zamglonym
wzrokiem zdezorientowana.
Wszystkie
dźwięki, docierały do niej jakby zza szyby. Ogarnęło ją dziwne odrętwienie. W
zwolnionym tempie przyglądała się jak Takashi porusza ustami, lecz żadne \ jego
słów do niej nie docierały. Czuła się jakby była pijana. Kręciło jej się w
głowie, jakby wypiła niezliczoną ilość alkoholu.
Miała
ochotę krzyczeć, ale jej własne ciało przestało reagować na jej polecenia.
Nagle Takashi zabrał jej pustą szklankę z dłoni. Chciała mu ją z powrotem
wyrwać i rozbić na jego głowie, ale jej ruchy stały się nieskoordynowane.
Ześlizgnęła się z hookera i wpadła wprost w jego silne ramiona.
Nie była
w stanie niczego zrobić. Stała się więźniem własnego ciała. Marionetką, z
którąTakashi mógł zrobić wszystko na co
tylko miał ochotę. Drań wsypał jej coś
do drinka, była tego pewna, tak samo jak i tego, że była zdana na jego łaskę.
Ostatnie
co pamiętała to burze kręconych, czarnych włosów i mocne damskie perfumy.
~***~
Tuż
po napisaniu do Sakury smsa, z frustracją wcisnął telefon do kieszeni. Miał
dziwne przeczucie, że specjalnie ignorowała wszystkie jego połączenia. Problem
polegał na tym, że nie widział ku temu żadnego powodu. Niby byli w dobrych
stosunkach, a nadal coś nie pasowało; nie był w stanie tylko stwierdzić co.
Planował porozmawiać z nią dzisiaj wieczorem, ale i ona musiała tego chcieć. Nie zamierzał jej do
niczego zmuszać. Znacznie ułatwiłaby mu
sprawę gdyby chociaż odpisała na którąkolwiek z jego wiadomości, zamiast
kompletnie go ignorować.
Wyszedł
ze swojego pokoju i skierował się schodami w dół. Ostatni raz tyle czasu
spędzał w domu rodzinnym, tuż przed
awansem jego matki. Po tym jak Mikoto wyjechała do Tokio, nie widział potrzeb
przebywania w szponach Madary. Teraz jednak wszystko pomału wracało do stanu
sprzed kilku miesięcy. Od paru godzin po całym domu unosił się zapach
gotowanego jedzenia i pieczonych ciast.
— Nie za
dużo tego? — zapytał rodzicielki, gdy po wejściu do kuchni dostrzegł liczne
przygotowane już dania i trzy różnorodne ciasta. Rozumiał, że na kolacji będzie
sporo osób, w końcu zjawi się Itachi z Ino, a także Rin z Obito, ale taka ilość
jedzenia to „lekka” przesada.
—
Nareszcie się pokazałeś — powiedziała ostro, odkładając rękaw do dekoracji
ciast.
Przed
nikim się nie ukrywał. T e o r e t y c z n i e . W rzeczywistości
wyglądało to tak, że zaszył się w swoim pokoju w ciągu ostatnich dni. Nikomu
nie odmawiał wstępu. To oni uznali, że lepiej będzie mu nie przeszkadzać.
Poniekąd podjęli słuszną decyzję, za co był im wdzięczny, jednak nigdy się im
do tego nie przyzna.
— To
tylko głupia kolacja — burknął pod nosem.
— Musimy porozmawiać.
Sasuke
spojrzał na matkę pytająco. Nie miała w zwyczaju używać takiego tonu poza salą
sądową, a tym bardziej we własnym domu.
— Później
— machnął ręką od niechcenia, zbywając ją. Wiedział o czym chciała rozmawiać,
ale sytuacje z Sakurą wolał wyjaśnić na własną rękę. Nie zamierzał się z niczego tłumaczyć, nawet
matce. Powody, dla których podjął takie, a nie inne decyzje były jego prywatną
sprawą. Innym nic do tego.
— Sasuke
— skarciła go hardo i nie dlatego, że dobierał się właśnie do sernika. — Mówię
poważnie. Chodzi o…
— Wiem o
co chodzi — burknął niechętnie, starannie wbijając ostrze noża w ostudzone
ciasto. — I mówię, że później — oznajmił z naciskiem. Cały czas czekał na
jakąkolwiek odpowiedź ze strony Sakury. Powinien był już dawno się do niej
wybrać, ale chciał uszanować jej spokój. Ostatnie tygodnie, dni nie były
łaskawe ani dla niej, ani dla jej rodziców. Chociaż przez tak niewielki gest
chciał im to jakoś wynagrodzić. Sam stracił kiedyś bliską osobę, więc rozumiał
jak ważne w takim momencie jest przebywanie wśród najbliższych.
— Sasuke
— Mikoto nie poddawała się. — Nie przeszło ci przez myśl, że może być już za
późno? I nie mówię tu o rozmowie ze mną, tylko z Sakurą.
Ostrożnie
zerknął w stronę matki wycierającej dłonie o kuchenny fartuch. Otwierał usta by
odpowiedzieć, gdy nagle usłyszał słowa brata informującego o ich przybyciu.
Matka posłała mu jednoznaczne spojrzenie wyraźnie mówiące, że dokończą tę
rozmowę później.
Chwilę
później wuj wraz z Rin wkroczyli do domu i rozpoczęła się istnie rodzinna
sielanka, której w tym domu od tak dawna brakowało. Sasuke raz na jakiś czas
wyciągał ukradkiem telefon z kieszeni spoglądając na wyświetlacz. Sakurze
wyraźnie brakowało dobrych manier. Nie rozumiał jak mogła go tak po prostu
ignorować i doprowadzać go tym do szewskiej pasji. Zaczynał mieć tego
serdecznie dość.. Wbrew pozorom nie zgadzał się z insynuacjami matki. Na nic
nie było jeszcze za późno. Miał czas by dojść z Sakurą do porozumienia. Tylko
sam nie do końca wiedział, jak się za to zabrać. Dzisiaj powiedział sobie dość
zwlekania. Nie z takim przeszkodami już sobie w życiu radził, więc zwykła
rozmowa go nie zabije. Najpierw jednak musiał dodzwonić się do Sakury, co było
znacznie większym wyzwaniem niż pierwotnie zakładał. Ale nie wiedział czego tak
naprawdę się spodziewał, kiedy zadzwonił do niej dzisiaj po raz pierwszy.
Po za tym
jego brat również niczego mu nie ułatwiał. Do tej pory wyrzucał sobie
idiotyczny pomysł zabrania ze sobą brata do szpitala na własną wizytę
kontrolną.
—
Powiedziałeś matce? — zapytał pół szeptem Itachi, gdy Mikoto wraz z Rin i Ino
przygotowywały stół do wspólnej kolacji.
Sasuke
warknął pod nosem. Itachi nie mógł znaleźć sobie gorszego momentu na rozmowę.
— Jeszcze
nie — odburknął, mając nadzieję, że Itachi porzuci rozpoczęty temat tak szybko
jak go rozpoczął. Marzenia głupca.
— Nie
zwlekaj do cholery, bo na pewno nie zdołasz tego przed nią ukryć
Sasuke
zirytowany przewrócił oczami. Nie zamierzał niczego przed matką ukrywać,
zwłaszcza tego, co powiedział mu lekarz.
— Z
drugiej strony pewnie ucieszy się, że jeszcze przez długi czas nie wsiądziesz
na motor.
Nie wiedział czy brat ciał go pocieszyć,
czy może jeszcze bardziej zdenerwować. Doskonale wiedział, że nie miał powodów
do radości, a uszkodzone nerwy w najbliższym czasie znacznie utrudnią mu życie.
Tuż po ściągnięciu gipsu za kolejne dwa tygodnie, będą czekać go liczne
rehabilitacje, a możliwe i kolejna operacja by nie miał więcej zaników czucia w
dłoni. Jedno było pewne, minie sporo czasu nim będzie mu dane ponownie
prowadzić motor. Potrafił przewidzieć, jak prawdopodobnie zachowa się matka na
wiadomość o jego stanie zdrowia. Nie martwił się jednak jej reakcją, co innego
było z Sakurą. Tu nie miał wątpliwości, że ponownie zacznie obwiniać siebie o
wszystkie nieszczęścia jakie go spotkały. Nie widział żadnego powodu, by to
robiła. Był w pełni świadomy w co się wpakował i wcale nie żałował, że – wtedy
w szpitalu – pokazał Miyaviemu gdzie znajduje się jego miejsce. Zrobił by to po
raz kolejny raz, jeśli zaszłaby taka potrzeba.
— Powiem
jej o tym na spokojnie jutro — odparł stanowczo. Na dzisiaj miał już inne
plany, które obejmowały rozmowę z Sakurą. Pod warunkiem, że ta się do niego
wreszcie odezwie. Jeśli jednak tego nie zrobi, będzie zmuszony udać się do niej
z wizytą, do czego nie był przekonany. Zarówno Sakura, jak i jej rodzice
potrzebowali odpoczynku od osób z jego nazwiskiem. W dodatku wizyta w ich domu
mogłaby jeszcze znacznie pogorszyć, już i tak napięte, relacje Sakury z jej
ojcem. Z tego też powodu wolał się z nią spotkać gdzieś poza ich domem.
— Pamiętaj Sasuke tylko, że jeśli tego nie
zrobisz, sam powtórzę matce słowa lekarza.
— Odezwał się ten, który przez dłuższy czas bał
się jej powiedzieć, że zaciążył Ino — zakpił z brata, po czym go wyminął
kończąc tym samym rozmowę. Sasuke wiedział, że jeśli pozostałby w jego
towarzystwie, Itachi wypomniałby mu ślub z Sakurą, o czym świadczyło głośne
prychnięcie jakie od razu usłyszał, kiedy go wymijał.
— Nie bądź tchórzem i po prostu jej powiedz —
szepnął Itachi kładąc mu dłonie na ramiona. — To tyczy się również Sakury.
Nim Sasuke zdążył zareagować na jego komentarz,
Itachi odszedł w stronę swojej dziewczyny. Nie rozumiał dlaczego wszyscy w rozmowie
z nim poruszali temat Sakury i instruowali go co miał zrobić, jakby to był nie
tylko jego problem, ale również ich.
Nie
zawracając sobie więcej głowy słowami starszego brata, przysiadł wraz z rodziną
do kolacji, jaką Mikoto przygotowywała przez większą część dzisiejszego dnia. Z
samego rana zniknęła na dobre kilka godzin na zakupach, po czym powróciła koło
drugiej po południu i od razu zabrała się do gotowania. Ciężko było mu sobie
przypomnieć, kiedy ostatni raz jego matka spędziła tyle czasu w kuchni. Jeszcze
gdy ich ojciec żył, a Mikoto mieszkała w Konoha, spędzenie w kuchni więcej niż
trzy godziny oznaczało, że coś ją trapi. Teraz, gdy się nad tym zastanawiał,
nie rozumiał powodu, dla którego tyle zajęło jej przyrządzenie dzisiejszej
kolacji. Na stole znajdowało się o wiele mniej potraw, niż widział w kuchni, a
mimo wszystko ich liczba nadal zapierała dech w piersi.
Widział
jak jego matce ciężko było się odnaleźć w roli przyszłej babci, zwłaszcza, że
brzuszek Ino był już delikatnie zaokrąglony. Jednak nie dała Ino odczuć, żadnej
niechęci. Blondynka była teraz częścią rodziny. Dziwne. Sakura również nią
była.
Mało przysłuchiwał się rozmowom jakie toczyły się
przy dużym dębowym stole. Bardziej skupiał się na sprawdzaniu pod blatem stołu
- co pięć minut - telefonu, który za każdym razem pokazywał zero nowych
wiadomości i zero nieodebranych połączeń. Nie był głupi – wiedział, że Sakura
go ignorowała i bardzo mu się to nie podobało. Jego głowa natychmiast uniosła
się, kiedy imię jego prawnej żony zostało wypowiedziane. Spojrzał na ciotkę nie
dosłyszawszy tej ważniejszej części jej słów. Jej pytanie nie było jednak
skierowane do niego, a do Ino, która zaczęła wiercić się w dyskomforcie na
krześle.
— Dobrze.
Pomału dochodzi do siebie — odpowiedziała Ino.
— Myślałem, że ją tu dzisiaj zobaczymy. Chociaż
przez chwilę — wtrącił spokojnie Obito, spoglądając na najmłodszego bratanka.
Nawet
przez myśl mu nie przeszło aby ją zaprosić, ale Sakura pewnie i tak by
odmówiła.
— Nie
wydaje mi się, żeby na ten moment był to dobry pomysł — powiedziała Mikoto,
odkładając posrebrzane sztućce na stół. — Mogłaby czuć się nieswojo — dodała, również
zerkając w stronę młodszego syna.
— Co
prawda, to prawda — przyznała z konsternacją Rin. Ostanie tygodnie nie były
łaskawe dla całej rodziny Haruno i każdy z zebranych przy stole doskonale
zdawał sobie z tego sprawę. — Ale i tak pozdrów ją od nas. Mam szczerą
nadzieje, że szybko dojdzie do siebie. To silna kobieta.
Sasuke
miał ochotę parsknąć sarkastycznie pod nosem, rozmawiali tak jakby go tu nie
było. I pewnie by tak zrobił, dodając krótki komentarz, gdyby kolejne słowa Ino
nie wywierciły w jego brzuchu ogromnej dziury.
—
Przekażę jej, jak będę się z nią dzisiaj widzieć.
Słowa Ino
brzmiały na tyle szczerze, że od razu sam w nie uwierzył. Nie rozumiał jak niby
miała się z nią widzieć, skoro Sakura nie odbierała cholernego telefonu. Chyba,
że postępowała tak tylko w jego wypadku.
—
Rozmawiałaś z nią dzisiaj? — Ku zdziwieniu Sasuke to jego matka zadała kuszące
go pytanie. W dodatku nie wiedząc czemu Mikoto brzmiała na naprawdę zdziwioną
faktem, że przyjaciółki odbyły dzisiaj konwersacje.
Ino nie
odpowiedziała, a jej lazurowe tęczówki unikały Sasuke jak ognia.
—
Porozmawiajmy lepiej o czymś innym, to nie grzeczne rozmawiać o nieobecnych —
wtrącił niespodziewanie Itachi.
Odpowiedź była jasna.
— Kiedy?
— odezwał się ostro Sasuke.
Czuł na sobie spojrzenia wszystkich, ale nie
przeszkadzało mu to w żaden sposób. Chciał po prostu dowiedzieć się, kiedy z
nią rozmawiała. Przed czy po tym, jak zaczął do niej dzwonić. Nie
podobało mu się zachowanie Ino, jednak ani on ani ona nie mogli wszystkiego
usprawiedliwiać czy tłumaczyć buzującymi w niej hormonami.
— Kiedy?
— powtórzył jeszcze bardziej zaostrzając swój ton głosu.
Nie
minęła chwila, a Ino postanowiła przerwać swoje milczenie i wreszcie spojrzała
prosto w jego oczy.
— Za nim
tu przyjechałam — odpowiedziała stanowczo.— Ale umówmy się, że nic o tym nie
wiesz. Nie chciała, żebyś wiedział — mruknęła z sarkazmem, przybierając postawę
dawnej Ino.
Itachi
siedzący tuż obok westchnął ciężko, wyraźnie wiedząc o prośbie Sakury.
Cokolwiek ustalili na osobności, nie miało nic wspólnego z prawdą jaką wyznała
Ino.
Przy
stole zapanowała niezręczna cisza, a Rin wyraźnie pożałowała poruszenia tego
tematu.
Nagle
Mikoto odsunęła krzesło i wstała od stołu.
— Chodź ze
mną, Sasuke — rozkazała.
— Po co?
— warknął, co od razu spotkało się z karcącym wzrokiem starszego brata.
— Chodź.
— To były jej ostatnie słowa przed wyjściem z jadalni.
Sasuke wypuścił z rąk sztućce, które z
łoskotem upadły na pusty już talerz. Podążył za matką z niezadowoloną miną.
Cały dzień czuł jakby coś wisiało w powietrzu. Teraz to przeczucie, jeszcze
bardziej się nasiliło. Nie potrafił pojąć tylko dlaczego matka postanowiła go wyciągnąć
ze wspólnej kolacji, na której tak bardzo jej zależało. W końcu wszystko
odbywało się w przyjemnej atmosferze dopóki nie został poruszony temat Sakury,
a Ino nie wygadała się, że cały dzień jest z nią w kontakcie.
— Po co
ta szopka? — sarknął, zamykając za sobą drzwi do gabinetu zmarłego ojca.
— Jeśli
chcesz prać swoje brudy przy całej rodzinie to możemy tam wrócić — zauważyła
słusznie Mikoto zasiadając wygodnie na dużym, skórzanym fotelu męża. To
zdecydowanie bardziej było jej miejsce niż siedzącego w areszcie Madary. Sędzia
zajmujący się jego sprawą, odmówił możliwości wyjścia za kaucją z jednego
prostego powodu – obawy przed matactwem, co równało się z możliwym utrudnianiem
całego śledztwa.
— Tak też
sądziłam — powiedziała Mikoto, widząc brak reakcji ze strony młodszego syna.
Sasuke
opadł na fotel naprzeciwko rodzicielki, cierpliwie czekając na to co ma mu do
powiedzenia.
—
Rozmawiałam z nią dzisiaj na prośbę jej rodziców.
Nie
spodobały mu się słowa jakie właśnie usłyszał, zwłaszcza, że Sakura wyraźnie
jedynie jego ignorowała przez cały dzień. Czuł się jak idiota.
— Co jej
nagadałaś? — warknął zły, nigdy wcześniej nie zwrócił się do niej w taki
sposób.
— Spasuj
z oskarżeniami, Sasuke — sparowała ostro, układając dłonie na mahoniowym blacie
biurka. — Próbowałam rozmawiać z tobą wcześniej, ale nie byłeś kooperatywny.
Nie możesz winić nikogo innego, oprócz siebie.
Poruszył
szczęką zarówno w nerwach, jak i niezadowoleniu. Ciężko było mu to przyznać,
ale jego matka miała rację. Unikał tej rozmowy jak ognia. Ale gdyby tak nie
zwlekał, matka nie przeprowadziłaby konwersacji z Sakurą wcześniej niż on.
— Więc? —
ponaglił matkę.
To było
ich pierwsze większe spięcie od lat. Nie był w stanie przypomnieć sobie nawet,
kiedy ostatni raz się ze sobą kłócili, ale napewno było to jeszcze przed
śmiercią jego ojca.
— Jej
rodzice się ze mną wczoraj skontaktowali. Rozumieją tak samo jak i ja waszą
wspólną decyzje. I tak samo jak ja, twierdzą, że pomimo dobrych chęci,
zrobiliście coś pochopnego i lekkomyślnego. Chcieliśmy, żebyście porozmawiali
ze sobą na spokojnie i doszli do porozumienia co chcecie zrobić ze swoim
życiem, jak i zawartym małżeństwem. Decyzja miała należeć do waszej dwójki.
Żadne z nas, nawet ojciec Sakury, nie zamierzało kwestionować tego na co byście
się zadecydowali. Po prostu chcieliśmy waszej przemyślanej decyzji. Bez żadnej
presji. Może to nie zabrzmi dobrze, ale chcieliśmy, żebyście postąpili trochę
samolubnie i wybrali to na czym każdemu z was najbardziej w życiu zależy.
Powtarzam ci to samo, co powiedziałam dziś Sakurze. Wtedy wydawała się rozumieć
to, co chciałam jej przekazać — wyjaśniła ostrożnie dobierając swoje słowa.
To
jeszcze nie tłumaczyło, dlaczego Sakura unikała nawiązania z nim kontaktu. Ale
to jeszcze nie był koniec, wyraźnie mówił to mu wyraz twarzy jego matki.
Mikoto z
ciężkim westchnięciem wyciągnęła spod sterty papierów beżową kopertę.
— Naszym
celem, było żebyście porozmawiali ze sobą i wyjaśnili sobie co macie do
wyjaśnienia, żebyście za kilka lat nie żałowali żadnych decyzji z przeszłości.
— Postukała paznokciami o kopertę, po czym podała ją synowi. — Sakura jednak
postanowiła podjąć decyzję sama.
Sasuke pośpiesznie wyrwał kopertę z rąk matki,
chcąc jak najszybciej zapoznać się z jej zawartością. Słowa matki połączone z
obecną sytuacją, nie mogły oznaczać nic dobrego. I miał racje. Po wyciągnięciu
papierów, wiedział, że wszystkie jego złe przeczucia właśnie się spełniły.
— Głupia — syknął zaciskając mocno dłoń na
papierach rozwodowych.
To było zbyt tchórzliwe posunięcie.
Słysząc dzwoniący w kieszeni telefon, od razu po
niego sięgnął, licząc, że to połączenie, na które tak długo czekał. Na jego
twarzy pojawił się zawód, kiedy zobaczył, że to nie Sakura próbuje się do niego
dobić. Mimo wszystko odebrał, nie zamierzając spędzić na rozmowie dłużej niż
dziesięć sekund.
— Nie mogę teraz rozmawiać Ayanami — powiedział
nieprzyjemnym tonem.
Lecz słowa jakie usłyszał od siostry Satoru, wręcz
wbiły go w ziemię.
— Co powiedziałaś? — zapytał pół szeptem. Miał
nadzieję, że Ayanami się przejęzyczyła. Miał nadzieję, że sam się przesłyszał.
Jednak cztery krótkie słowa Ayanami brzmiały tak samo jak za pierwszym razem: Czarny
Lew. Sakura. Przyjedź. Ayanami mówiła szybko jak na nią, w tle Sasuke
wyraźnie słyszał muzykę jaką zazwyczaj puszczano właśnie w tym psychodelicznym
klubie. Nie potrafił jedynie zrozumieć, co robiła tam Sakura.
— Sasuke? — usłyszał głos Ayanami, która sprawdzała
czy jeszcze jej słuchał.
— Jest bardzo źle? — Ayanami nie dzwoniłaby do
niego gdyby sytuacja nie wymagała jego interwencji.
— Przyjedziesz to zobaczysz. — Czyli źle. Bardzo
źle.
— Daj mi kilka minut. — Nie miał pojęcia co Sakura
robiła w Czarnym Lwie, a tym bardziej jak tam się znalazła. Na te jak i inne
pytania pozna odpowiedź dopiero kiedy się tam znajdzie. Łudził się, że Sakura
nie zrobiła niczego głupiego. W końcu mu to obiecała.
Ignorując pytania matki wyszedł z gabinetu, a
następnie opuścił rodzinną posiadłość. Nie miał czasu na zbędne rozmowy i
tłumaczenia co się stało - zresztą, sam nie znał żadnych szczegółów. Wiedział,
a raczej przypuszczał, że Sakura znowu się w coś wplątała. Miał jednak
nadzieję, że się grubo mylił. Mimo wszystko nie zwalniał jadąc do Czarnego Lwa,
martwiąc się co mogło się stać.
Znalazł je obie na zapleczu Czarnego Lwa w
towarzystwie dwóch barmanów. Znał ich z widzenia i z kilku żartów rzuconych
kiedyś przy kontuarze. Ayanami obejmowała Sakurę ramieniem, a drugą dłonią
próbowała zmusić ją do wypicia choć kilku kropli zimnej wody. Pierwsze co
przyszło Sasuke do głowy, to, że spiła się do nieprzytomności. Tylko ile
musiałaby wypić w tak krótkim czasie, jaki upłynął od jej rozmowy z Ino, do
teraz by doprowadzić się do takiego stanu? Już kilka razy widział ją
pijaną, ale nigdy aż tak.
— Co się stało? — zapytał podchodząc bliżej nich.
Sakura wyglądała bezbronnie.
Ayanami skinęła w stronę znajomych z pracy.
— Zostawcie nas samych. Już sobie poradzę —
powiedziała do nich. Po chwili zostali tylko we trójkę. On, Ayanami i
nieprzytomna Sakura.
Jego znajoma jednak cały czas milczała, jakby nie
wiedziała, co ma powiedzieć. Bez przerwy przystawiała Sakurze plastikową
butelkę do ust, ale ta nie chciała współpracować, a w odpowiedzi tylko mruczała
pod nosem niezrozumiałe słowa i kręciła głową.
— Ayanami — syknął wreszcie. Dał jej wystarczająco
dużo czasu na objaśnienie mu, co tu się stało, a przede wszystkim dlaczego
Sakura jest w tak opłakanym stanie.
Studentka wypuściła z ust większą ilość powietrza.
— Zabierz ją gdzieś, gdzie będzie mogła odpocząć.
Rano pewnie nie będzie nic pamiętać, ale może być spokojna, nic się nie stało.
Jednak jeśli nadal mieszka z rodzicami, lepiej jej tam nie zabieraj.
Zastanawiał się, co działo się z ludźmi
dzisiejszego dnia. Wszyscy zamiast mówić szczerze, woleli bawić się z nim w
podchody i gadali szyfrem, jakby wszystko było przeklętą enigmą. Strasznie go
to irytowało. Pomału tracił cierpliwość.
— O czym ty teraz bredzisz? — wycedził ze złością.
— Po prostu ją stąd zabierz Sasuke — uniosła swój
głos, będąc wyraźnie czymś zdenerwowaną.
Ayanami nie musiała mu mówić co ma robić, chciał
zabrać stąd Sakurę jak najszybciej. Lecz wpierw musiał dowiedział się co
dokładnie się stało. Potrzebował zaspokoić swoją ciekawość jak i ukoić
zszargane nerwy. Nie podobał mu się ton głosu jakim do niego mówiła, a przede
wszystkim nie podobał mu się dobór jej słów. Nie wyjdzie stąd dopóki nie dowie
się wszystkiego.
Z ust
znajomej Ino wydobyło się srogie przekleństwo. Znała go na tyle, by wiedzieć,
czego od niej oczekiwał, a wręcz żądał. Pokręciła głową w rezygnacji, po czym z
jej ust zaczęły wypływać gorzkie słowa.
— Co roku
na przełomie maja, czerwca a także we wrześniu znajdzie się zawsze co najmniej
jeden desperat, który będzie szukał ofiary. Sakura taka nie jest. Nie wydaje mi
się, żeby dała się tak łatwo podejść, ale obserwowałam ją od momentu, kiedy
tylko ją zobaczyłam. Była rozkojarzona, bujała w obłokach, ale nie upijała się
na umór. W normalnych okolicznościach wątpię by nie zauważyła jak gościu
dosypuje jej GHB do drinka. Dorwałam drania, jak próbował ją wyprowadzić.
Myślał, że mu to ujdzie płazem i będzie w stanie z nią wyjść z Lwa pod
przykrywką, że jego znajoma „trochę”
przesadziła z alkoholem i potrzebuje snu.
Na
ostatnie zdanie Sasuke zacisnął mocno szczękę skupiając swój chłodny wzrok na
siedzącej na zimnej posadce Sakurze. Ayanami miała rację i doskonale o tym
wiedział. Zresztą Sakura nie była osobą, która dwa razy popełniała jeden i ten
sam błąd. A po przeczytaniu jej pamiętnika, wiedział, że w Kyoto o mało co nie
padła ofiarą GHB. Wtedy jednak z ratunkiem pojawił się Miyavi. Chociaż teraz
wątpił w to, że Miyavim kierowały pobudki altruistyczne, raczej węszył tam jakiś
podstęp z jego strony. Ten typ nigdy nie
robił nic bezinteresownie.
Miał jej
za złe, że nie potrafiła o siebie zadbać, mimo, iż mu to obiecała. Nie wiedział
nawet, czy w ogóle się starała. Odpowiedzialność Sakury kulała jeszcze
bardziej, niż wtedy gdy ją poznał. Wydawało mu się, że znowu odpuściła sobie
dbanie o własne bezpieczeństwo.
— Gdzie
on jest? — Najpierw priorytety. Skoro Sakura była tutaj z Ayanami, coś musiało
pójść nie tak w planie cwaniaczka, który nieświadomie mu podpadł. Nie było
studenta na kampusie, który nie znałby nazwiska Uchiha. Chłopak narobił
sobie właśnie znacznych problemów. Niech lepiej ucieka gdzie pieprz rośnie, nim
dopadnie go w swoje łapska. Nikt nie miał prawa więcej krzywdzić Sakury. Sasuke
zdawał sobie sprawę, że Czarny Lew od dawna borykał się z tego typu problemami.
Dilerzy narkotykowi, bójki i inne „uroki” charakterystyczne dla takich miejsc,
wymuszały na personelu przejście specjalistycznych kursów, które uwrażliwiały
ich na tego typu sytuacje i uczyły jak sobie z nimi radzić.
—
Bramkarze właśnie się nim zajmują — odparła stanowczo, oswobadzając ramię,
którym cały czas obejmowała Sakurę. — Tłumaczą mu na czym polega szacunek
do kobiet.
Sasuke
spojrzał ze zdziwieniem na wstającą z posadzki kruczowłosą. Jej słowa były
jednoznaczne, chłopak pewnie już był nieźle pokiereszowany. Ale to i tak nie
sprawiało mu satysfakcji; wolałby
wymierzyć sprawiedliwość własnymi rękami. Dopiero wtedy poczułby się spokojniejszy
i może odrobinę szczęśliwszy. Skopanie tyłka takim bucom, każdemu sprawiłoby
przyjemność, jemu na pewno.
—
Policja? — spytał zdawkowo, pomimo iż sam doskonale znał odpowiedź.
— Nie
będzie takiej potrzeby, chyba że Sakura chciałaby wnieść oskarżenie.
W to
akurat Sasuke wątpił. Przed Sakurą było jeszcze kilka spraw sądowych z jakimi
musiała się zmierzyć. Nawet jeśli w żadnej z nich nie była oskarżoną, nadal
wymagały od niej wiele wysiłku i nerwów. Wiedział aż za dobrze, że Sakura
dopiero w pełni odetchnie, gdy będzie dane jej oglądać jak Miyavi po raz
ostatni zostaje wyprowadzany z sali rozpraw wprost do swojej celi. Dopiero
wtedy będzie mogła odpocząć od wszystkich zmartwień.
Spojrzał
na nią po raz kolejny. Nie wyglądała za dobrze. Co chwilę marszczyła brwi przez
niespokojny, wymuszony sen, z którego co chwilę się wybudzała, nie będąc
świadomą tego, co się wokół niej dzieje.
— Zabiorę
ją, a ty nic nikomu nie mów. Łącznie z Ino. — Nie do nich należało wyjawienie
bliskim Sakury wydarzeń dzisiejszego wieczoru. To Sakura zadecyduje, czy powie
Ino, rodzicom, czy zachowa wszystko w tajemnicy.
Przeczuwał
wybór Sakury, ale nie zamierzał tego przesądzać. Co jak co, ale Sakura nadal
pozostawała nieobliczalna w niektórych kwestiach.
Podszedł
do niej spokojnie, nachylił się i z pomocą Ayanami dźwignął ją z ziemi.
Mimowolnie jej dłonie zakleszczyły się mocno na jego kurtce, jakby podświadomie
wiedziała, kim był. Przylgnęła do niego, jakby nie miała zamiaru go puszczać.
— Sasuke…
te opatrunki…?
Dłonią
odruchowo zasłonił prawą stronę szyi różowowłosej.
—
Nieważne — odparł. Ayanami dłużej nie ciągnęła tego tematu. To nie była jej
sprawa i ona dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Było sporo rzeczy, których
Hayashi nie wiedziała o Sakurze, poza faktem, że to ona okazała się na końcu
wybranką Sasuke.
— Zajmij
się nią, Sasuke.
Akurat
nie potrzebował by ktokolwiek mu o tym mówił. Dokładnie wiedział co miał robić.
Obejmując ją zdrowym ramieniem, zaczął pomału wyprowadzać ją przez tylnie
wyjście na zewnątrz. Ayanami kroczyła tuż obok, asekurując Sakurę z drugiej
strony. Zważywszy na jego zagipsowaną rękę, nie był w stanie sam sobie poradzić
z ledwo trzymającą się na nogach Sakurą.
—
Gdzie masz samochód? — spytała Hayashi, gdy wyszli już na zewnątrz.
—
Na parkingu przed Lwem — odpowiedział, poprawiając ramię, którym obejmował
Sakurę. Cały czas do niego przylegała, nie próbowała nawet się z nim szarpać.
Nie miała na to siły. A skoro nie była nawet w stanie zacząć się z nim kłócić,
ani go odepchnąć, drań, który dosypał jej narkotyk do drinka, mógł rzeczywiście
zrobić z nią wszystko, czego tylko by zapragnął.
Te
wszystkie – nieskończone - możliwości,
zagnieżdżały się w nim jeszcze bardziej. A jego wyobraźnia zaczynała już kreślić
czarne scenariusze dotyczące tego, co mogło się wydarzyć, gdyby Ayanami wraz z
bramkarzami nie powstrzymali tego studenta przed wyprowadzeniem Sakury z klubu.
On
sam jednak czuł niedosyt. Facet nie poniesie żadnych konsekwencji, bo Sakura
nie wniesie żadnych oskarżeń, co do tego nie miał żadnych wątpliwości.
Teoretycznie ujdzie mu to płazem i ta perspektywa najbardziej działała mu na
nerwy.
Obchodząc
Czarnego Lwa od tyłu i kierując się na front klubu, Sasuke usłyszał odgłosy
dość nieprzyjemnej rozmowy. Zerknął w bok, a jego wszystkie mięśnie napięły się
w gotowości do ataku.
—
Sasuke, nie — powiedziała Ayanami, jednak było już za późno na zmianę jego
zdania. Sasuke ściągnął dłoń z Sakury, całkowicie oddając ją w ręce
kruczowłosej.
Nie
było w tej chwili nikogo, kto powstrzymałby Sasuke przed realizacją jego planu.
Stanowczym
krokiem zaczął oddalać się w stronę dwóch bramkarzy i studenta, który podnosił
właśnie z ziemi swoje okulary.
—
Masz wielkiego pecha — parsknął Ichirigo w stronę mężczyzny, gdy dostrzegł
kątem zbliżającego się Sasuke. — Mówiłem ci już, że wybrałeś bardzo
nieodpowiednią ofiarę. — Wyrzucił spalonego w połowie papierosa i przydepnął
go.
Sasuke
nie widział potrzeby rozmów z gagatkiem, po jego stanie wnioskował, że
bramkarze skutecznie wytłumaczyli mu co znaczy mieć szacunek do kobiet, jak to
Ayanami niedawno ujęła. Podstawowa zasada brzmi: nie robisz żadnej kobiecie
tego, czego nie zrobiłbyś własnej matce. A wątpił by studencik, który właśnie
się wyprostował palił się do wsypania GHB swojej rodzicielce.
Nie
wahał się. Bez chwili zawahania, wymierzył cios i przywalił mu z prawego
sierpowego. Wiedział, że większy efekt miałby kopniak, gdy ten się jeszcze
podnosił. Ale Sasuke nie zamierzał przez niego wylądować w pierdlu za spowodowanie
znacznego uszczerbku na zdrowiu.
Takashi
upadł na ziemię, kurczowo trzymając w dłoni połamane okulary. Nie próbował
oddać ciosu. Zdawał sobie sprawę, że nie miał najmniejszych szans w pojedynkę
stawić czoła dwójce bramkarzy i Sasuke.
Sasuke
pochylił się nad nim pałając od niego nienawiścią. Napuchniętą od uderzenia
ręką, chwycił go mocno za przegub i zmusił jego głowę do uniesienia się.
Wpatrywał się w jego zamglone oczy z jeszcze większą furią.
—
Tknij ją jeszcze raz, zbliż się chociaż na metr a cię zajebię. Mogę ci to
obiecać. I radzę ci się modlić, żeby cię nie pamiętała, bo wtedy sama tak ci
porachuje kości, że nie wstaniesz przez kilka następnych dni. — Stać go było na
o wiele więcej, ale nie zamierzał niszczyć sobie przyszłości przez drania
klęczącego na kolanach. — Spierdalaj — warknął z obrzydzeniem puszczając jego
kark.
Student
nie poruszył się jednak. W ogłupieniu przypatrywał się Sasuke i temu jak po
chwili zaczął się oddalać w stronę oddalonych o kilka metrów dwóch kobiet.
Sasuke cały czas czuł na swoich plecach skonfundowane spojrzenie drania, jakby
spodziewał się, że ten zaraz odwróci się i tym razem „przećwiczy” na nim
prawdziwą serię ciosów. Lecz Sasuke nie
miał takich zamiarów. Powrócił do Ayanami i od razu odebrał od niej półprzytomną
Sakurę.
Hayashi
westchnęła tylko w dezaprobacie, ale nic nie powiedziała.
Idąc
w stronę zaparkowanego samochodu, Sasuke zastanawiał się tylko co mógł zrobić
by Sakura czasami nie wymknęła się nad ranem z jego pokoju za nim z nią nie
porozmawia.
Tym
razem nie zamierzał pozwolić jej uciec.
~***~
Nie pamiętała jak znalazła się w tym
miękkim łóżku. Nie swoim łóżku. Zdezorientowana rozejrzała się po pokoju,
marszcząc w konsternacji brwi. Nie panikowała, choć właściwie powinna.
Dziewczynie nie wypadało budzić się w (prawie)obcym łóżku, zwłaszcza, jeśli od
dłuższego czasu starała się unikać jego właściciela. Przemilczmy fakt jak owa
dziewczyna ostentacyjnie ignorowała wszelkie próby kontaktu z jego strony
zaledwie dzień wcześniej. Brawo Sakura, jesteś mistrzynią pakowania się w
kłopoty! Przygładziła rozczochrane włosy palcami, zastanawiając się przy tym -
w bardzo niekobiecy sposób - co właściwie robiła w jednym z pokoi ich
uniwersyteckiego akademika, a precyzyjniej w pokoju Sasuke, a żeby dopełnić obrazu
w jego łóżku, w którym już niejednokrotnie zdarzyło jej się spędzić noc.
Przystawiła palce prawej dłoni do skroni,
zaczynając ją pomału rozmasowywać. Nic z tego nie rozumiała. W dodatku obawiała
spojrzeć w bok czując pod kołdrą jak jej ramię stykała się z innym ciałem.
Jednak ze spokojnego oddechu jaki słyszała wnioskowała, że jej towarzysz nadal
był pogrążony we śnie. Przymknęła powieki, wzdychając ciężko i powoli zaczęła
wysuwać się spod ciepłej kołdry, kiedy niespodziewanie poczuła, że coś ogranicza
jej ruchy.
— Co jest? — szepnęła cicho kompletnie już
zdezorientowana.
Odchyliła kołdrę, chcąc czym prędzej dowiedzieć
się co takiego udaremniło jej ucieczkę. Lecz nic nie było w stanie przygotować
jej na to co zobaczyła po podniesieniu pościeli. Niedowierzając uniosła
delikatnie rękę spoglądając na kajdanki, którymi była przykuta do Sasuke.
Zszokowana zamrugała kilka razy, ani na chwilę nie odrywając spojrzenia od metalowych pęt.
Szczerze zastanawiała się czy to czasami nie był jej kolejny idiotyczny sen.
Tak, jak, ten który przyśnił jej się rankiem, przed wyjazdem na Inazumę z
Sasuke i ucieczką przed Makuro. Tamten sen okazał się jednak zwykłą, pospolitą
marą, o której przez dłuższy czas nie mogła zapomnieć. W tej chwili nic nie
wskazywało na żeby cała ta sytuacja, była wytworem jej chorej wyobraźni. W
dodatku czuła się dziwnie. Trochę jakby miała kaca, ale nie do końca. Z
doświadczenia wiedziała, że postawienie na kolorowe drinki nie było dobrym
pomysłem, ale nigdy wcześniej nie czuła się po nich tak okropnie jak dzisiaj.
Miała wrażenie jak jej ciało ogarniał dziwny, wręcz depresyjny stan. Nic
przyjemnego, zważywszy, że z wczorajszego wieczora nie pamiętała nic oprócz
głośnej klubowej muzyki, i strzępków niechcianej rozmowy. Tylko z kim ona tak
właściwie wtedy „rozmawiała”?
Nagle usłyszała cichy dźwięk przychodzącego sms’a,
który wydobywał się – o ironio! - z jej telefonu. Problem polegał na
zidentyfikowaniu miejsca, w jakim się obecnie znajdował i odczytaniu
wiadomości, nie budząc przy tym nadal śpiącego Sasuke. Spanikowana zaczęła
rozglądać się po pobliskim otoczeniu w poszukiwaniu telefonu, obawiając się, że
zaraz zacznie się z niego wydobywać głośny dźwięk przychodzącego połączenia.
Czy choć jedna rzecz w jej życiu nie mogłaby być prosta?! Oczywiście, że nie!
Dlaczego ktokolwiek miałby jej coś ułatwiać?! Szczęście nigdy jej nie
dopisywało, a jej telefon znajdował się na kołdrze pomiędzy nią, a Sasuke.
Wprost (kurwa) „idealnie”!- warknęła do siebie w myślach. Wziąwszy uspokajający
oddech, wychyliła się delikatnie, starając się nie poruszać zbytnio lewą ręką.
Ostatnie czego chciała to zbudzić Sasuke, nim przypomni sobie, jak się tu w
ogóle znalazła.
Mając już telefon w dłoni dostrzegła dwie
nieodczytane wiadomości. Ostatnia, ta najnowsza, była od Ino z dziwną treścią Halo?,
a jeszcze dziwniejsza była ta od jej matki, która nadeszła jeszcze przed
północą dobrze kochanie. Zaintrygowana korespondencją z rodzicielką,
której była przekonana, nie odbyła, postanowiła prześledzić swoją skrzynkę
sms’ową, rozpoczynając właśnie od wiadomości jakie niby wymieniła z matką.
Dowiedziała się, że jakimś cudem, poinformowała rodzicielkę, że w środku nocy
napisała jej, że nie wróci do domu na noc, żeby się o nią nie martwiła, bo jest
z Sasuke.
Istna paranoja! Nigdy by nie napisała do matki, że
powodem dla którego nie wraca do domu na noc jest Sasuke. Chyba.
Nic z tego nie pamiętała. Nie chcąc chwilowo
tracić czasu na próbę rozwikłania tej zagadki, szybko przeskoczyła do okienka
nowej wiadomości i odpisała Ino, zwykłe, chamskie „Co?”. Może ona będzie
w stanie powiedzieć jej co się stało. Lecz Ino oczywiście nie mogła po prostu
odpisać, o nie, musiała do niej oddzwonić! I to zaledwie po dwóch sekundach od
wciśnięcia przez Sakurę przycisku “wyślij”! Czym prędzej odebrała połączenie od
przyjaciółki. Modliła się przy tym w duchu, by Sasuke nie obudził się za nim
ona a) nie dojdzie do tego jak się tu znalazła; b) nie odkryje dlaczego jest
skuta; c) nie rozgryzie skąd się wzięła ta dziwna korespondencja w jej
telefonie; a przede wszystkim d) nie uda
jej się stąd zwiać.
Oj
dawno już nie zdarzyło jej się, aż tak panikować.
— Odzwonię do ciebie później. To nie jest
odpowiedni moment — wyszeptała najciszej jak tylko potrafiła, błagając by tylko
Ino była w stanie ją usłyszeć.
— No chyba sobie teraz żartujesz! — usłyszała w
odpowiedzi.
— Ino, to naprawdę nie jest odpowiedni moment —
powtórzyła spoglądając z przerażeniem na kajdanki. Czuła się jak w jakimś
popieprzonym horrorze, w którym psychopata nakłada na nią areszt domowy. Jeśli
dobrze pamięć ją nie myliła, to nawet sam Stephen King napisał jedną z takich
książek.
— Dla ciebie nigdy nie jest odpowiedni moment —
skwitowała oburzona Yamanaka. — Nie rozumiem dlaczego nie powiedziałaś mi o
papierach rozwodowych! I gdzie ty do cholery teraz jesteś i czemu szepczesz?! —
dopytywała.
Sakura nawet nie chciała wiedzieć skąd Ino wie o
podpisanych przez nią papierach rozwodowych.
— Wierz mi Ino, jest wiele rzeczy, których ja sama
nie potrafię zrozumieć.
Na przykład co robiła w pokoju Sasuke, przypięta
kajdankami do jego ręki. Najbardziej nurtowało ją jednak pytanie gdzie był
klucz, którym byłaby się w stanie uwolnić.
— Przestań mi tu pieprzyć! Żądam wyjaśnień! I mam
cholerną nadzieję, że nie zrobiłaś wczoraj niczego głupiego! Lubisz znikać, oj
tak! Dokładnie tak samo jak i Sasuke. Mikoto właśnie… — Sakura przymknęła
powieki słysząc jak Ino zamilkła na chwilę. Takie momenty nigdy nie wróżyły
niczego dobrego. Zazwyczaj oznaczały, że trybiki w głowie Ino pracują na
najwyższych obrotach. — Jesteś z nim, prawda?! Jak możesz z nim być, skoro
kopnęłaś go w dupę podpisując papiery rozwodowe?! Sakura! Wytłumacz się! Ale
już!
Gdy były małe wystarczyło, że Sakura zaczęła
płakać, a Ino odpuszczała sobie temat. Teraz miały po dwadzieścia jeden lat i
zdawała sobie sprawę, że ten numer nie przejdzie.
— Gdybym ja to wiedziała — wyznała wzdychając
ciężko. — Później Ino. Opowiem ci wszystko później.
Nie
rozumiała dlaczego Ino była na nią aż tak wściekła. Zachowywała się jakby
Sakura popełniła najgorszą zbrodnię świata. A ona po prostu podpisała kilka
świstków, co i tak było nieuniknione.
— Zadzwonię do ciebie za kilka godzin. —
Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale mimo wszystko rozłączyła się, zanim
Ino zdążyła coś dodać. Od razu po tym wyłączyła telefon, by udaremnić
przyjaciółce kolejne próby kontaktu. Ino zabije ją przy pierwszej okazji,
właśnie olała ją po raz drugi w przeciągu zaledwie kilku godzin.
— Jednak potrafisz odbierać telefony. — Cała
zesztywniała, kiedy do jej uszu doleciał zaspany głos Sasuke.
To jednak nie był sen. I bardzo nad tym ubolewała.
Ze świstem wypuściła zalegające w płucach
powietrze. Miała tyle pytań, ale mimo wszystko brakowało jej odwagi by zadać
choćby jedno z nich.
Rzeczywistość uderzyła w nią z siłą huraganu.
Gdyby
śniła mogłaby kontrolować bieg wydarzeń. Mogłaby pogrążyć się w przyjemnej,
kulturalnej rozmowie z Sasuke. Realia były jednak zupełnie inne. Wiedziała, że
przyjdzie jej zapłacić za to, że ignorowała go kilka ostatnich godzin, jakie
pamiętała. Wszystko przez to, że bała się zamienić z nim choć dwa słowa. A
teraz nie będzie mogła od tego uciec.
— Daj kluczyki — powiedziała spokojnie,
spoglądając prosto przed siebie. Obecnie jej priorytetem było pozbycie się
kajdanek. Później będzie czas na zadawanie pytań. Chociaż z drugiej strony bała
się poznać odpowiedzi, nie wiedziała czy okażą się zbawienne, czy wręcz
przeciwnie. Jedyny plus całej sytuacji był taki, że nadal była ubrana, co
oznaczało, że nie straciła rozumu do reszty. W ich obecnej sytuacji byłoby to
co najmniej krępujące. Aktualnie mogli sobie pozwolić na kilka „rzeczy”.
Rozmowa, tak. Uścisk dłoni, jak najbardziej. Sex, zdecydowanie nie.
Ale jedyne co usłyszała od Sasuke w odpowiedzi na
swoją prośbę to stanowcze:
— Zapomnij.
Oburzona odwróciła się w jego stronę. W
zdenerwowaniu szarpnęła mocniej lewą dłonią, czego od razu pożałowała, kiedy
metal zaczął się ocierać o jej skórę. Widząc jego zaspane, acz zdenerwowane
spojrzenie zamknęła usta z których prawie wydobyła się głośna reprymenda.
Zamiast tego, Sakura zdecydowała się na zarówno krótkie jak i znudzone: bo?
Sasuke prychnął pod nosem wyraźnie zirytowany jej
podstawą.
— Jeszcze pytasz? — żąchnął, a następnie pociągnął
spiętą obręczą dłoń, przecierając oczy.
— Ej! — obruszyła się Sakura, przybliżając się do
niego wbrew swojej woli.
Sasuke nie przejął się jej chwilowym piskiem.
— Wyjaśnisz mi co to ma znaczyć? — Sakura tym
razem nie powstrzymała się przed skomentowaniem sytuacji. Szarpnęła mocniej
dłonią, chcąc by tym razem to on poczuł ból.
— To raczej nie ja mam się, z czego tłumaczyć —
warknął.
Sakura spojrzała na niego skonfundowanym wzrokiem.
Był zły, a powodem jego złości zdecydowanie nie była przedwczesna pobudka.
Domyślała się, co mogło przyczynić się do jego gniewu, ale z pewnością nie był
to wystarczający powód do tego, by ją skuć!
Poczuła niewytłumaczalny niepokój, jakby ominęła
coś bardzo dziwnego. Ale jak na złość niczego kluczowego nie pamiętała. Tylko
dudniącą w uszach głośną muzykę.
— Oświeć mnie w takim razie. - Chciała wiedzieć co
konkretnie wyprowadziło go z
równowagi. Miała swoje przypuszczenia dotyczące podpisania przez nią papierów
rozwodowych, ale to były tylko jej domysły, które mogły mijać się z prawdą.
Sasuke uniósł brew.
— Co ty właściwie pamiętasz? — zapytał ostrożnie,
wysuwając nogi spod kołdry. W przeciwieństwie do niej, Sasuke miał na sobie
tylko spodnie od dresu.
— Nic — odparła machinalnie. — Nie pamiętam ani
ciebie, ani tego jak się tu znalazłam. Nie mam też bladego pojęcia, dlaczego
nie spałam we własnym łóżku.
Z ust Sasuke wydobyło się głośne prychnięcie.
Sakura wątpiła w to, że jej odpowiedź spełniła jego oczekiwania. Sasuke burknął
kilka słów pod nosem, a Sakura zmrużyła oczy wyraźnie słysząc imię Ayanami..
Miarka się przebrała.
Gwałtownie
poderwała się z łóżka. Takie poranne rozmowy zdecydowanie im nie służyły.
Pociągnęła mocniej ręką, łudząc się, że metalowa obręcz pęknie.
—
Kluczyki — syknęła ostro, z zacięciem wpatrując się w jego lico. Dopiero teraz
zauważyła sińce malujące się pod jego oczami, jakby nie spał przynajmniej przez
pół nocy.
— Nie mam. — Sasuke użył poważnego i
zaciętego tonu głosu. Bardziej niż tym, przejęła się jego odpowiedzią.
— Jak to
nie masz? — warknęła poddenerwowana. Coraz mniej podobała jej się cała ta chora
sytuacja.
— Nie mam
— wzruszył ramionami, jeszcze bardziej ją denerwując. — Póki co mam większy
kłopot na głowie niż szukanie cholernych kluczyków — dodał z irytacją.
Sakura
natomiast nie rozumiała co mogło być ważniejszego od małego faktu, że byli ze
sobą razem skuci. Tymczasowo sytuacja malowała się następująco: gdzie on, tam i
ona.
—
Zastanawiam się jak mam ci wytłumaczyć twoją własną głupotę, skoro nic nie
pamiętasz — wyjaśnił.
— Moją
co? — uniosła głos.
Nie miał
prawa się tak do niej odzywać.
Oj tak
wiedziała, że w swoim życiu popełniła wiele błędu, zwłaszcza w przeciągu kilku
ostatnich lat, ale to jeszcze nie był powód by wyzywać ją od głupich, a miała
wrażenie, że to najłagodniejsze z określeń, jakimi Sasuke chciał się posłużyć.
— Dam ci
trzy opcję Sakura, a ty wybierz sobie z nich tą najbardziej adekwatną do tego,
co zrobiłaś wczoraj.
Sakura
spojrzała na niego jak na idiotę. Zachciało mu się grać z samego rana w „zgaduj-
zgadulę”. Kretyn! Ale pozwoliła mu rozpocząć tę głupią grę.
— Opcja
numer 1. Podpisałaś papiery rozwodowe, bez konsultacji ze mną i poszłaś się
najebać do pierwszej lepszej speluny. Z której następnie trzeba było wynosić
cię nieprzytomną.
Byłaby
nawet skora zgodzić się na pierwszą opcję, gdyby nie fakt, że nie czuła żadnego
kaca. Oprócz tego moralnego. Czuła się fatalnie, ale tylko psychicznie. Jej
ciało wydawało się funkcjonować w miarę normalnie. Nie miała ani grama mdłości,
które mógłby wywołać nadmiar alkoholu. Nie kręciło się w jej głowie. Nawet
odrobinę. Dlatego nie rozumiała, dlaczego nie jest wstanie przypomnieć sobie
przebiegu wczorajszego wieczora.
W
dodatku, Sasuke wiedział. Mikoto musiała go poinformować o decyzji jaką podjęła
jeszcze wczoraj. Pytanie tylko, kiedy to zrobiła - przed czy po tym jak zaczął
do niej wydzwaniać.
— Opcja
numer 2. Podpisałaś papiery rozwodowe, bez konsultacji ze mną i zaczęłaś się
szwędać na mieście, ale na twoje nieszczęście wpadłaś na mnie kiedy wracałem do
siebie.
Tej
opcji nawet nie brała pod uwagę, była zbyt prosta i nie tłumaczyła jej luk w
pamięci.
Denerwowało
ją, że Sasuke wiedział coś o jej życiu, czego ona sama nie potrafiła sobie
przypomnieć. A najbardziej wnerwiał ją protekcjonalny ton głosu z jakim się do
niej zwracał. Wiedziała, że był na nią wkurzony za papiery rozwodowe, ale
chodziło o coś jeszcze. Brakowało zaledwie jeszcze jednego z puzzli do złożenia
całej układanki.
— Opcja
numer 3 — wziął głębszy oddech, a jego dłoń skuta metalową obręczą zacisnęła
się w solidną pięść. Sakura odchyliła się od niego, ale nie dlatego, że
obawiała się, że zrobi jej krzywdę. Wiedziała, że fizycznie nic jej z jego
strony nie grozi. Sasuke urzywał bardziej wyrafinowanej broni. On uwielbiał
używać słów, do ranienia innych. To była jego ulubiona forma kary – słowa. —
Podpisałaś cholerne papiery rozwodowe. Ignorowałaś mnie. Poszłaś do baru, gdzie
następnie pozwoliłaś by jakiś głupi pojebaniec dosypał ci GHB do drinka. To, którą
opcję wybrałaś?
Próbowała
skupi się na jego słowach, ale jej myśli wciąż krążyły wokół skrótu „GHB”.
Nie
pojmowała: Jak?! Dlaczego?! I kiedy?!
Wraz
ze swoim alter ego zaczęła uporczywie rozmyślać nad tym co wydarzyło się w
barze.
Myśl!
Myśl! Myśl!
Sceny
z poprzedniego wieczora zaczęły do niej pomału wracać przebłyskami.
Pamiętała
głośny muzykę. Kolorowe drinki. Jakiegoś namolnego kretyna z ich uniwersytetu.
Nie chcianą pseudo-rozmowę, której bliżej było do jego tępego monologu.
I
nagle do niej dotarło.
Wyprostowała
się, czując jak zimne dreszcze pełzały jej po kręgosłupie.
C
H O L E R A !
Była totalną idiotka
Odwróciła się, jak największa, najbardziej tępa,
naiwna kretynka! Odwróciła się plecami do baru. Straciła z oczu swojego drinka,
na nie wiadomo jak długo. Dała temu bucowi idealną szansę, a on oczywiście nie
był na tyle głupi, żeby z tego nie skorzystać.
Czuła wściekłość na siebie, na tego
kretyna, który wrzucił jej
pigułkę gwałtu do drinka, ale i na Sasuke, który rzucił jej w twarz jej własną głupotę.
— Dobrze ci radzę, znajdź te pieprzone
kluczyki, albo odgryzę rękę. Sama zdecyduję czują — warknęła gniewnie nie
zaszczycając go nawet wzrokiem. Czuła się upokorzona. Nie chciała, by
wczorajszy dzień tak się potoczył, ale nie była w stanie tego cofnąć. Przyszło
jej zapłacić za swoją głupotę i nieuwagę. Tym, co najbardziej nie dawało jej
spokoju, był fakt, że nie pamiętała czy po wypiciu przez nią tego feralnego
drinku do czegoś doszło. Starała się stłumić lęk w zarodku. Była silna, poradzi
sobie z tym, a przynajmniej to próbowała sobie wmówić.
—
Myślisz, że ci pozwolę? — parsknął złośliwie, w ogóle niewzruszony jej groźbą.
Chwycił
mocno za jej dłoń, a łączące ich kajdanki zabrzęczały.
To
był jeden z najgorszych poranków jakich doświadczyła. Perspektywa tego co mogło
i co najprawdopodobniej się wydarzyło, zbytnio ją przytłaczała. Już w chwili, w
której usłyszała o pigułce gwałtu, myślała, że się rozklei. A Sasuke wcale nie
pomagał jej swoimi komentarzami i tonem głosu, jakiego używał. Niezbyt wiele
pozostało już z jej godności, większość straciła przez własną głupotę i
Miyaviego. Teraz jednak nie chciała tracić resztek jakie jej pozostały. Dlatego
też postanowiła nie uronić ani jednej łzy, jakie przez cały ten czas próbowały
przebić się przez stalowy pancerz jej silnej woli. Zamiast tego skoncentrowała
się na wściekłości, jaka w niej płonęła.
Nie
zastanawiając się długo przymknęła powieki i wymierzyła Sasuke pierwszy cios. Nie
natrafiając na przeszkodę, wiedziała, że chybiła. Spojrzała na niego z
przestrachem, lecz ten nawet w najmniejszym stopniu nie wyglądał na
rozwścieczonego. Jeszcze raz wymierzyła cios, ale tym razem widziała jak ten
skurczybyk uchyla się, unikając zderzenia z jej zaciśniętą pięścią. Klęła
głośno na kajdanki, które nie tylko ograniczały jej ruchy, ale nie pozwalały jej
także na odsunięcie się na bezpieczną odległość od przeciwnika. O czym
przekonała się już kilka sekund później. Sasuke nie musiał się zbyt wiele
wysilać by po nią sięgnąć i przyciągnąć ku sobie. Runęli na łóżko, a z ust
Sakury wydobył się cichy krzyk zaskoczenia.
Rozpoczęli
walkę o dominację, która bardziej przypominała plątaninę rąk i nóg. Trwało to
jakiś czas, a Sakura najbardziej denerwował fakt, że nawet z jedną ręką w
gipsie Sasuke i tak ostatecznie ją pokonał. Przycisnął ją własnym ciałem do
materaca, przytrzymując jej ręce nad głową. Oboje dyszeli z wściekłości i
wysiłku. Jej gniew powoli wygasał, a do niej zaczynało docierać, że tak
naprawdę była słaba.
—
I po co się wściekasz? — sarknął spoglądając na nią ze złością.
Sakura
próbowała się wyswobodzić z jego uścisku, lecz cały jej wysiłek poszedł na
marne.
—
Złaź ze mnie — wycedziła. Cały czas walczyła ze sobą, próbując powstrzymać się
przed największą oznaką słabości, jaką był płacz. Jednak Sasuke nie ustępował.
Zresztą, nie miał najmniejszego zamiaru tego robić. Sakura w tej chwili nie
rozumiała wielu rzeczy, łącznie z tym jak Sasuke mógł nadal na nią patrzyć. Jak
w ogóle mógł być tak blisko niej, skoro nawet ona zaczynała brzydzić się samą
sobą?
—
Przestań się zachowywać jak idiotka. Ten sukinsyn nawet cię nie tknął! — Sakura
spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami. — Gdyby tak się stało, nie
byłoby mnie tu, a on już dawno gryzłby glebę. — Groźba w ustach Sasuke brzmiała
bardzo realnie. Zrozumiała to czego nie powiedział wprost. Za takie zachowanie
wylądował by w pierdlu.
—
Co się w takim razie stało? — spytała drżącym głosem. Nie bała się go. Bała
się, że przez nią może zrobić głupotę, której będzie później żałował przez
resztę swojego życia.
—
Możesz podziękować Ayanami. Gdyby nie ona, wszystko pewnie wyglądało by inaczej.
Ciężko
było jej to przełknąć. Na każdą wzmiankę o siostrze Satoru czuła wzbierającą w
niej zazdrość. Wiedziała, że nie powinna czuć do niej niechęci, zwłaszcza, że
to przez nią Ayanami straciła bezpowrotnie brata. Wiedziała już przez co ona
przechodzi, w końcu sama straciła.
W
czasie, kiedy ona walczyła ze swoją zazdrością Sasuke opowiedział jej w skrócie,
co się wydarzyło, podczas jej nieprzytomności. To nie było tak, że nie była
wdzięczna Ayanami, była i to bardzo. Ale wiedziała, że ciężko będzie jej
podziękować stając z poprzednią kochanką Sasuke twarzą w twarz. A tak właśnie
wypadało zrobić. Ayanami uratowała właśnie resztki tego, z co niej pozostało.
—
Zejdź ze mnie. — Tym razem nie brzmiało to jak żądanie, bardziej jak prośba.
Był po prostu ciężki, a jego kości miedniczne wbijały jej się w ciało.
Jej
prośba zdała się jednak na marne. Sasuke ani się ruszył, wręcz przeciwnie
zetknął się z nią czołami i patrząc w jej oczy rzucił zdyszanym głosem. —
Mogłaś odebrać ten pieprzony telefon, Sakura. Nikt by wtedy nie ucierpiał.
Nikt,
wolne żarty, pomyślała, tylko jej serce zostałoby przerobione na jeszcze
drobniejsze konfetti.
—
I co miałabym ci niby powiedzieć, hmmm Sasuke?
— spytała z rezygnacją w głosie. — Pewnie już wtedy wiedziałeś o papierach, więc
nie rozumiem co więcej chciałeś usłyszeć.
—
Sam nie wiem, może słowo wyjaśnienia?! Mieliśmy podjąć decyzję razem, rozumiesz
razem! A ty nie raczyłaś się ze zapytać mnie o zdanie. Podpisałaś pieprzony
świstek, a później jak jakiś tchórz zwyczajnie
postanowiłaś mnie unikać! — syknął w złości.
Sakura
wykrzywiła usta w grymasie. Dlaczego wszyscy spodziewali się po niej
najgorszego?
—
Chciałam pobyć trochę sama, czy tak trudno jest w to wszystkim pojąć?! I nim
zaczniesz mnie o coś oskarżać, wiedz, że wcale nie zamierzałam się najebać do
nieprzytomności, ani niczego odpierdalać! Więc łaskawie przestań! — krzyknęła
głośno i donośnie, raz jeszcze próbując wyrwać dłonie z uścisku Sasuke. Na
marne – nie puścił.
Sasuke
wpatrywał się w nią uporczywie, cały czas rozmyślając nad jej słowami. Nie
chciał jej o nic oskarżać. Dał upust swojej złości, tak samo jak i ona.
—
Wystarczyło odebrać jeden pieprzony telefon — warknął nieco spokojniej. Może i
nie powinien na nią, aż tak naskakiwać, ale wcale nie była bez winy. Nie miał
wątpliwości, że jeśli tamten sukinsyn tknął by ją choć palcem, zajebałby drania
od razu. Nie zamierzał pozwolić by jeszcze kiedykolwiek ktoś wyrządził jej
krzywdę.
Złość
Sakury jednak nie ustępowała.
—
Wystarczyło powiedzieć, że wyjeżdżasz do Tokio — parsknęła sarkastycznie
odwracając wzrok. Nie powinna była tego mówić, ale było już za późno.
Wystarczyło to jedne zdanie a role odwróciły się o sto osiemdziesiąt stopni.
Sasuke
momentalnie puścił dłonie leżącej pod nim Sakury.
—
Skąd wiesz? — Nie wypierał się. Nie był po co. Ale nie miał pojęcia, w jaki
sposób te wieści dotarły do jej uszu, skoro nawet Itachi nie wiedział o jego
planach. Nie ukrywał, że ta informacja go zszokowała. Nie powinna była o tym
wiedzieć, dopóki sam by jej tego nie powiedział. Problem polegał na tym, że sam
jeszcze nie był pewien, czy w ogóle chciał przenieść się na Tokijski
uniwersytet.
—
A czy to ważne? Wiem i już. — Próbowała się podnieść, choćby na łokciach, lecz
kajdanki nadal utrudniały jej jakąkolwiek zmianę pozycji. Gdy tylko poruszyła
lewą ręką, poruszyła się również prawa ręka Sasuke. — I ściągnij ze mnie te
pieprzone kajdanki.
—
Moja matka ci powiedziała. — Nie zapytał. Stwierdził. Tylko ona o tym
wiedziała. Tylko z nią o tym rozmawiał.
Sakura
westchnęła cicho, nie chciała by Sasuke obwiniał Mikoto. To co się między nimi
wydarzyło, nie miało z nią nic wspólnego.
—
Sądziła, że już od dawna wiem — stwierdziła spokojnie, gryząc się w język by
nie powiedzieć za dużo. Nie zamierzała nazywać go oszustem, ani krętaczem,
pomimo iż zatajony przez niego fakt o wyprowadzce bardzo ją zranił.
—
Co jeszcze ci powiedziała? — spytał z niesmakiem. To on miał przeprowadzić z
nią rozmowę na ten temat, a nie jego matka.
—
Nic, Sasuke. Wyraziła swoją i moich rodziców opinię. Do niczego mnie nie
zmuszała, więc nawet się nie waż mieć do niej jakiekolwiek pretensje. Słyszysz
mnie? — mówiła stanowczo. Nie chciała by Sasuke nagle wpadł w złe relacje ze swoją
rodzicielką, miał tylko ją i Itachiego. — To była wyłącznie moja decyzja —
podkreśliła, zatracając się w głębi jego spojrzenia. Korzystała z tej chwili
póki mogła. Niedługo czar pryśnie, a ich drogi się rozejdą. A ona dopiero wtedy
zacznie pomału leczyć swoje serce.
Sasuke
ponownie przywdział swoją tajemniczą maskę, nie pozwalając Sakurze dostrzec
targających nim emocji. Po chwili opadł na nią jeszcze bardziej, ukrywając twarz
w jej rozsypanych na pościeli włosach.
—
Powiedz mi dlaczego? Dlaczego nie chciałaś porozmawiać? — Nie negował jej
decyzji, aczkolwiek chciał poznać powód.
—
Nie wiem, dlaczego nie chciałam rozmawiać — wyznała. Nie potrafiła dłużej
uciekać przed prawdą. Mogła spróbować skłamać, ale wiedziała, że to bezsensu,
bo Sasuke i tak by ją przejrzał. Przyszła pora na wypowiedzenie słów, których
się obawiała. Przyszła pora na prawdę. — Po prostu bałam się tej rozmowy i tego,
co ona przyniesie. Pochodzimy z dwóch kompletnie różnych światów. Tak, jestem
ci wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłeś, za to co zrobiłeś dla Daichiego.
Nigdy ci tego nie zapomnę. Ale wszystko się skończyło. Masz przed sobą karierę,
a to małżeństwo na papierze wszystko ci utrudni, kiedy wyjedziesz do Tokio. —
Nie chciała mówić, że pewnie tam pozna kogoś innego, kto bardziej niż ona
będzie zasługiwać na miano pani Uchiha. Powiedzenie tego na głos za bardzo by ją
bolało.
—
Nie powiedziałem, że gdzieś jadę. Otrzymanie oferty, nie jest jednoznaczne z
jej przyjęciem— powiedział nagle.
—
Nie bądź głupi — warknęła zła. — Zmarnujesz szansę ukończenia tak prestiżowej uczelni,
w imię czego? Głupiej zachcianki. Masz szansę Sasuke, nie zmarnuj
jej.
W
tej chwili nie pojmowała jego toku myślenia.
—
Chcesz, żebym jechał?
Sakura
parsknęła śmiechem, nie wierząc własnym uszom. Oczywiście, że nie chciała by
jechał. Ale też nie chciała by zmarnował przez nią swoje życie.
—
Nie ma znaczenia, czego ja chcę, Sasuke. Mieliśmy umowę, której ja postanowiłam
dotrzymać, dlatego podpisałam te papiery rozwodowe. Nie ma sensu, ani powodu,
dla którego nadal mielibyśmy być małżeństwem, choćby tylko na papierze. — Niech
przynajmniej on ułoży sobie życie tak jak należy, gdy ona w tym czasie, będzie
próbowała zebrać się do kupy. Nie wątpiła, że oblała drugi rok studiów. Przez
pobyt w szpitalu po pobiciu przez Miyaviego, ominęła wszystkie ostatnie
egzaminy, które gwarantowały jej przejście na kolejny poziom. Teraz czekały ją
albo sierpniowe powtórki, albo powtórzenie całego roku. Nie wiedziała jeszcze
na co się zdecydować.
Czuła
na swojej szyi jak drażnił ją ciepłym oddechem. Jej powieki przymknęły się na
chwilę, chcąc zapamiętać jak to było czuć jego bliskość.
—
Masz rację — szepnął cicho. — Ale mimo wszystko nie podpiszę tych papierów.
Sakura
zamrugała kilka razy wachlarzem gęstych rzęs, gdy słowa Sasuke wsiąkały w nią
jak w gąbkę. Bez wątpienia nie mógł mówić poważnie. Czekała cierpliwie, aż
powie, że zwyczajnie żartował, jednak ten moment w ogóle nie nadchodził.
—
Powtórz to.
—
Nie dam ci rozwodu, Sakura.
Nie
wiedziała skąd znalazła w sobie siłę, ale zwaliła go z siebie i usiadła na nim
okrakiem.
—
Bo?! — uniosła się. — Nie widzę, żadnego powodu, dla którego…
Sasuke
nie zamierzał wysłuchiwać jej długiego monologu, w którym skupiałaby się głównie na przekonywaniu go do tego, że rozwód był bardzo dobrym pomysłem. Nie mówił,
że nie. Ale żeby dać jej rozwód, najpierw musiał czegoś dowieść. Uniósł
zagipsowaną rękę i przystawił dwa palce do jej ust – zamilkła.
—
Wyzywam cię Sakura. Udowodnij mi, że nic do mnie nie czujesz. Udowodnij mi, że
ostatnie tygodnie były zwykłą farsą. Udowodnij mi, że wcale nie cierpisz mówiąc,
że rozwód to słuszna decyzja i, że mój ewentualny wyjazd wcale cię nie rusza.
Otworzyła
szerzej usta w zdumieniu, kompletnie się tego nie spodziewając.
Tego wszystkiego było za wiele. Apelacja.
Starcie z Miyavim. Blizny. Wyjazd Sasuke. Jego złamana ręka. Wnosiła w jego
życie same komplikacje, a on miał czelność ją wyzywać?! Pamiętała jak wymogła
na nim obietnice, że powie jej wprost jeśli się w kimś zakocha.
— Zgłupiałeś? — Postanowiła udać
nieporuszoną. Nie było sensu by się przed nim przyznawała do swoich uczuć, skoro
i tak wszystko zostanie dziś zakończone.
Nie bacząc na sprzeciw Sakury drugą, skutą dłonią zaczął dotykać delikatnie jej
opatrunków. Doskonale wiedział, że pozostaną blizny, a ona sama zostanie
oszpecona. Nie przeszkadzało mu to jednak w żaden sposób. Liczyło się, że żyła.
— Ja nie żartuję, Sakura.
Jego słowa brzmiały szczerze, stanowczo i dziwnie zarazem, kiedy wzięło się pod
uwagę ich obecną sytuację..
— Sasuke, to nie jest ważne…
— Kiedy staliśmy przed urzędem chciałaś, żebym ci obiecał, że powiem ci kiedy
się w kimś zakocham. Nie wiem jak wygląda zakochanie. Wiem za to, że w nocy
miałem ochotę skatować tamtego skurwysyna, za to, co próbował ci zrobić. Ale
wiesz co mnie powstrzymało? Ty i te twoje wyrzuty sumienia, które byś miała,
jeśli bym to zrobił. Nie darowałabyś tego ani mnie ani sobie. Zamartwiałabyś
się, zamiast cieszyć się własnym życiem. Gdyby nie Itachi i Obito, Miyavi
również byłby w znacznie gorszym stanie. Jednak sama myśl, że trafiłaś przez
niego do szpitala, że cierpiałaś, gdy on chodził sobie na wolności niczym dumny
paw, doprowadzała mnie do kurwicy. Nie chcę cię już widzieć w szpitalu. Nie
chcę byś cierpiała. Chcę byś była taka jak na Inazumie – radosna.
Zeszła
z niego i zakopała stopy w kołdrze. Długą chwilę zastanawiała się, czy Sasuke
na swój dziwaczny sposób wyznał jej właśnie, że coś do niej czuje. Bała się
nawet unieść wzrok by na niego spojrzeć.
— Udowodnij mi, Sakura.
Nie była w stanie tego zrobić i on doskonale o tym wiedział.
— Wiesz, że w rzeczywistości nie wiemy o sobie nic. Nie chcę byś zostawał w
Konoha, bo martwisz się o to czy coś mi się stanie. Chcę byś jechał Sasuke, był
cholernie samolubny i zrobił coś dla samego siebie, z dala ode mnie. Sama też
chcę być samolubna i nauczyć się jak to jest żyć bez ciągłego poczucia strachu,
bez obaw. Chcę stawić czoła rzeczywistości, podjąć nowe wyzwania bez asekuracji.
Chcę spróbować ze świadomością, że mogę polegać tylko na siebie, bo nikt inny
mnie nie złapie. Ale nie potrafię udowodnić ci tego, czego ode mnie żądasz, bo masz
rację. — Pomimo palących policzków nie przestała mówić.
Sasuke usiadł obok niej.
Oboje zastanawiali się nad najlepszym
wyjściem z tej sytuacji. Takim, które nie zniszczyło by ich relacji.
— Czyli chcesz, żebym jechał.
Skinęła głową, mówiąc — Tak i
nie. Chcę byś jechał. Chcę nauczyć się samowystarczalności. Chcę się podnieść,
nie zatrzymując przy tym ciebie. Chodź raz posłuchajmy naszych rodziców i
bądźmy egoistami, którymi chcą żebyśmy byli. — Wzięła głęboki oddech, to co
zamierzała jeszcze dodać wymagało od niej większej odwagi. W końcu jeszcze
nigdy tak otwarcie nie mówiła o swoich uczuciach. — Ale nie chcę cię stracić.
Kątem oka zerknęła na jego
zamyślone lico. Niespodziewanie zmusił ich obie ręce do ruchu i wyciągnął z
kieszeni swoich dresów mały kluczyk, którym po chwili otworzył kajdanki.
— Mówiłeś, że ich nie masz — burknęła oburzona pod nosem.
— W takim razie bądźmy samolubni
— rozpoczął pomału. — Chcesz żebym pojechał. Pojadę. Ale ty w ciągu tego roku
masz się pozbierać Sakura. Nie chcesz mojej pomocy. Okay. Zaakceptuję to. Ale
pod moją nieobecność masz być rozważna. Masz zadbać o to, by nie stała ci się
żadna krzywda. Masz zacząć spełniać swoje marzenia.
Uśmiechnęła się rozczulona jego troską. Właśnie to planowała zrobić.
— Dajmy sobie rok Sakura. Na bycie samolubnymi ludźmi, którzy zaczną poznawać
się od nowa. Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, więc utrzymywanie kontaktu
nie jest czymś trudnym.
Sakura wpatrywała się w niego
uważnie spijając słowa z jego usta i rozmasowując obtarty nadgarstek. Nie
zastanawiała się nawet jak to wyjaśni zarówno Ino jak i swojej rodzicielce. W
słowach Sasuke była ukryta wiara, w to, że uda im się zbudować razem coś więcej.
— Wiesz, że ofiarowałam ci przed chwilą całkowitą wolność? — zapytała
ostrożnie. Chciała mieć pewność, że Sasuke wiedział, o czym mówił.
— Może i ja również, nie chcę cię tracić? Pomyślałaś o tym kiedyś?
Nie. Nawet przez myśl jej to nie przeszło.
Nigdy nawet nie zastanawiała się
nad tym czy Sasuke coś do niej czuje, od razu skreślając tę opcje.
— Jesteś szurnięty, wiesz o tym?
— Ktoś figuruje w tym rankingu wyżej niż ja — zauważył, a kącik jego ust uniósł
się zadziornie.
— Ej! — zaprotestowała dając mu mocnego kuksańca w ramię.
Sasuke jednak złapał za jej nadgarstek i przyciągnął ją do siebie. Widział jak
Sakura wstrzymuje oddech, ale nadal nie otrzymał od niej żadnej odpowiedzi.
— Więc?
Sakura nie wiedziała, jak powinna odpowiedzieć. Doskonale rozumiała, co Sasuke
jej proponował, czekał tylko na jej akceptację. Nigdy nie rozważała związania
się z nim na poważnie, a tym bardziej nad związkiem na odległość. Taka opcja
nigdy nie wchodziła w rachubę, aż do teraz. Kompletnie nie wiedziała, co miała
zrobić.
Machinalnie
pocierała swój nadgarstek, jakby mogło jej to pomóc w podjęciu decyzji, co do
której jej serce i rozum byli, o dziwo, zgodni. Nie widziała kiedy Sasuke
wyciągnął ku niej dłoń. Chwycił ją łagodnie, a ona skupiła swój wzrok na ich
splecionych dłoniach.
Chciała tego i to bardzo. Chciała stabilizacji, odrobiny normalności. Chciała
zobaczyć jak to jest być w prawdziwym związku, czego żadne z nich nie
doświadczyło.
— A co z moratorium? — w końcu będą ich dzielić kilometry. – I małżeństwem? - Próba,
próbą, ale chciała wiedzieć na czym stoi.
— A jak myślisz, głupia? — zapytał zadziornie. — Podpiszę te papiery, ale
dopiero za rok, i tylko wtedy, jeśli nadal będziesz tego chciała. Obiecuję.
Mimo westchnięcia, jakie z siebie wydobyła jej usta nadal układały się w
delikatnym uśmiechu.
— Zgoda. — Próba jeszcze nikogo nie zabiła.
Oparła głowę o jego ramię, a on już po chwili ją objął.
To jednak nie był koniec, jakiego się spodziewała.
Od Autorki: Przede wszystkim dzięki wam za cierpliwość i wyrozumiałość ; ) Naprawdę nie wiecie ile dla znaczyło, że uszanowaliście moją prośbę. Mam ochotę wyściskać każdego was z osobna, a najbardziej Just Me, która najbardziej pomogła mi gdy dopadł mnie kryzys. Wierzcie mi, tego rozdziału nie byłoby jeszcze gdyby nie ona. Przede wszystkim ten rozdział nie byłby w takim stanie jak teraz i aktualnie jestem z niego zadowolona.
Nie wierzę, że został jeszcze tylko jeden i epilog, i Shannaro dobiegnie końca. Trochę to takie depresujące, ale niestety wszystko ma swój koniec... :)
Miku, ja nadal nie wierzę, że się nam udało i to właściwie w 5 dni? xD Ale "jak nie my to kto?" ^^
OdpowiedzUsuńA co do kryzysu to wyciągnęłyśmy się z niego razem ;)
Od razu mówię, przepraszam jeśli gdzieś znajdzie się literowka, zabraknie przecinka etc. Proszę być wyrozumiałym dla chorego człowieka :)
Dziękuję :)
Wiesz, Miku, z twoimi rozdziałami jest tak, że niby w 3/4 całości robi się przewidywalnie i człowiek sobie myśli: ,,O, już wiem, co się wydarzy!", ale zawsze koniec końców, dobiega się do ostatnich linijek i się ma wielkiego facepalma na twarzy, bo się tego zupełnie nie spodziewało. To właśnie kocham. Nieprzewidywalność. Począwszy od ataku ze strony Miyaviego, śmierci Daichiego, a skończywszy na nowym postanowieniu Sasuke i Sakury, czyli związku na odległość. Nie mogę doczekać się rozwinięcia akcji. Ale cóż, smutnawo mi trochę, że nadciąga koniec.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka i buziaki, Miku:)
No... jak zwykle najpierw był "taniec radości" po tym jak tylko zobaczyłam powiadomienie na fb,hahaha...Jestem jebnięta xD Ale rozdział-boski.Tak jak myślałam,nie przewidziałam końca idealnie,ale nie mogę powiedzieć,że mi się nie podobał.Bardzo,ale to bardzo przypadło mi do gustu takie rozwiązanie pomiędzy Sasuke a Sakurą.Jeju...mam wrażenie,jakbyśmy z nimi dorastali i dojrzewali.Jesteś naprawdę zdolną osobą Miku-san,nie zmarnuj tego proszę.To opowiadanie,a także inne są naprawdę wspaniałe,a jeśli zdarza sie fakt,że myślę o nich dosyć długo po tym jak je czytam,to z pewnością są warte uwagi(nie chcę wychodzić na zarozumialca).Dlatego dzięki Ci za tak niesamowite przygody jakie można przeżyć z tymi wszystkimi bohaterami.Nieważne jaką fikcję być napisała-jestem fanem no 1
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, przyjemnie się czytało, ale zakończenie, no powiem szczerz że się go kompletnie nie spodziewałam. Życzę weny przy następnym rozdziale.
OdpowiedzUsuńZawsze jak czytam Waszego cholernego bloga, to ogarnia mnie... zdenerwowanie? Ciężko mi to określić, ale nogi mam jak z waty, dłonie to dwa sople a serce wali jak u kolibra. Grr, dlaczego to opowiadanie wywołuje u mnie aż takie emocje?
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Sasuke zastosuje kajdanki. Tylko myślałam nad tym: przykuje ją do siebie czy do mebla? :D
Och... dlaczego tak skończyłaś? Mam nadzieję, że już mimo wszystko będzie spokojnie, bo ja popadnę w stany nerwicowe i to Ty, Miku, będziesz winna! Mówię Ci to :P
Dużo się wydarzyło i dobrze, że w końcu się spotkali i porozmawiali.
Mam nadzieję, że nie zrobisz w tych dwóch notkach jakiejś burzy, bo bym odleciała całkowicie. Mam też nadzieję, że kolejna nocia pojawi się szybciej i w trymiga zaspokoisz moją ciekawość.
Rozdział kapitalny. Świetna robota :)
Pozdrawiam serdecznie i ślę całuski :)
:*:*:*:*:*:*:*:*
Droga Miku, czytam cię od bardzo bardzo dawna, właściwie od twojego pierwszego opowiadania na NFOF, i zazwyczaj nie komentuje, bo zwyczajnie nie potrafię, ale tym razem, musze, no po prostu muszę ;p
OdpowiedzUsuńRozdział jest... cudowny? Zawsze gdy czytam to co naskrobałaś, ogarnia mnie fala różnych emocji, potrafisz rozśmieszyć, zasmucić czy wpędzić w deprechę. W przypadku tego rozdziału tych emocji było więcej niż zazwyczaj. Gdy skończyłam czytać, nie byłam w stanie wykrztusić słowa, nogi jak z waty, ręce się trzęsą, ale na ustach uśmiech. Chciałabym ci naprawde podziękować i pogratulować, bo to ja piszesz to naprawde mistrzostwo, wielu autorów mogłoby się od ciebie uczyć :D Z jednej strony chcę wiedzieć co będzie dalej, a z drugiej nie chce już zakończenia tego opowiadania.. Jesteś winna mojego rozstrojenia nerwowego:D Jeszcze raz gratuluje prześwietnego rozdziału, i życzę weny na kolejne ;)
Pozdrawiam ;3
Wchodzę, a tu co? Pisze, że rozdział 100%. Wchodzę następnie po godzinie i co? Opublikowano!! Normalnie zaczęłam tańczyć godowy taniec szczęścia ^^ i takim oto sposobem moje robienie projektu na jutro i nauka do kolokwium zostały odsunięte na czas bliżej nieokreślony zwany "po przeczytaniu rozdziału" W końcu są rzeczy ważne i ważniejsze xd a co do shannaro to piękny rozdział, naprawdę warto było czekać tyle na takie rozwinięcie wydarzeń :) chociaż muszę przyznać, że spodziewałam się, że Sasuke, jak to Sasuke, uniesie się swoją jakże wspaniałą dumą i wszystko trafi szlag, ale jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, obrotem spraw. Obyś tylko nie zaserwowała nam jakiejś bomby w najbliższym czasie odnośnie ich relacji, chociaż będę się liczyła z taką opcją, bo po Twoich notkach wszystkiego można się spodziewać, ale myślę, że nie przeżyję takiej bomby xp tak więc w skrócie, notka wspaniała, nie ma co się nad tym bardziej rozwodzić ;) a tak poza tym życzę Ci weny odnośnie kolejnego rozdziału i aby już taki kryzys Cię więcej nie dopadł i chociaż to już końcówka opowiadania i nie chcę się z nim rozstawać to i tak z niecierpliwością czekam na kolejną część :))
OdpowiedzUsuńNefrose
Wspaniały rozdział! Warto było tyle czekać!
OdpowiedzUsuńEch... Pisze tutaj pierwszy raz i pewnie ostatni..chociaż chciałabym żeby było inaczej. Niedawno natrafiłam na twojego bloga w poszukiwaniu opowieści właśnie o tej parze ninja. Szczerze powiedziawszy nienawidzę opowiadań typu SS które nie toczą sie w erze shinibi, jutsu itp. Na poczatku bylam baaardzo sceptycznie nastawiona do tego opowiadania, ale stwierdziłam że raz sie żyje i czemu by nie przeczytać chociaż jednego rozdziału ? I tak się to zaczęło. Zakochałam się w tym co napisałaś. W niedziele kiedy tylko poszedł ode mnie chłopak, zaczęłam wczytywać sie w każde twoje słowo, myśl. Czytałam to do godziny 4 30 rano. Mimo to że wzrok odmawiał mi juz posłuszeństwa. W szkole kiedy tylko miałam wolna chwilę doczytywałam po kawałku kolejne rozdziały. Następne dni także nie byly okazją do tego żeby się wyspać bo akcja ktora zaraz miała sie potoczyć w tekście nie dawała mi usnąć (w sam raz przed próbną matura :). Chciałabym ci tylko napisać ze to ze to opowiadanie sie skończyło nie daje mi żyć . Te opisy uczuć, zdarzeń sa przecudowne. Wszystko potrafisz ubrać w Słowa tak dobrze, że na prawdę nie można sie oderwać od lektury. Jestes świetna. Obawiam sie ze przez Ciebie reszta opowiadań typu SasuSaku będzie dla mnie żenująca:). Mam nadzieje że nie przestaniesz pisać i życzę ci duuuużo weny. Cos cudownego :)
OdpowiedzUsuńO Jashinie kochany, ale mam banan na twarzy przez ten rozdział! <33333333333333333333333333333333333333333333333333333333333333
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że się nie spotkają i niczego nie wyjaśnią a Sasuke wyjedzie. A tu taka miła niespodzianka. Pozytywne zaskoczenie :). Lubię to. Rozdział mega, warto było dłużej poczekać. Od ostatniego rozdziału wyczekiwałam upragnionej 29 i w końcu jest. Nie tego się spodziewałam. Byłam pewna , że się rozstaną i bez rozmowy lub w kłótni. A tu proszę... Nie rozwodzą się tylko dają sobie czas do namysłu. Ale mam nadzieję, że nikogo sobie innego nie znajdą. I będą dobrym małżeństwem. Miku chyba nie zrobisz nam tego? ;> Nie chcesz mieć mojej depresji na sumieniu, co? A na poważnie, to fajnie byłoby widzieć happy enda. Czytam Twoje blogi od dawna, ale nie pamiętam już czy lubujesz się w smutnych czy szczęśliwych zakończeniach. Także tego. Czekam na 30 , potem epilog. I życzę Ci pokładów energii, chęci do pisania i mega weny. Aha, i na norową retę też czekam.(Kocham mój słownik, poprawił mnie na norową fetę hah) Chyba już się ode mnie nie uwolnisz, jeśli chodzi o Twoje blogi i twórczość.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Izuu.
Zapomniałam dodać. Z jednej strony fajnie, że już kończysz opowiadanie i dowiemy się jak to wszystko się potoczy. Z drugiej jednak szkoda. Będzie mi go brakować. Tego wyczekiwania na nowe rozdziały, czytania po nocach, do rana. Ale mam nadzieję, że Twoja twórczość tak szybko się nie skończy. I będę mogła się wciągnąć w nowe opowiadania. Nie ważne czy to będzie SasuSaku, czy z całkowicie wymyślonymi postaciami przez Ciebie. Ważne, że będzie to napisane przez Miku. Uwielbiam Twój styl pisania, to co siedzi w Twojej głowie. Pewnie takich komentarzy masz mnóstwo. Ale nigdy nie zawiodłam się na Tobie. Z każdym opowiadaniem zaciekawiasz mnie coraz bardziej. Każde zdanie jest przemyślane. Wszystko do siebie pasuje. Każdy kawałek jest częścią jednej wielkiej układanki. Powiem Ci tyle. Pisz, pisz i jeszcze raz pisz. Bo to Ci cholernie dobrze wychodzi. Myślę, że pisanie sprawia Ci radość. Możesz więc uszczęśliwić nie tylko siebie, ale i nas, czytelników. Nigdy nie wątp w swoje umiejętności. I nie słuchaj tych, którzy Cię hejtują. Bo jest wielka różnica pomiędzy hejtem a konstruktywną krytyką. A te pomówienia o Twoim 'kopiowaniu' innych opowiadań są po prostu śmieszne. Miej na to wyjebane.
UsuńPozdrawiam,
Izuu.
Hej ^.^
OdpowiedzUsuńZnalazłam tego bloga przypadkowo jakiś tydzień temu i od tamtej pory nie robiłam praktycznie nic innego jak czytanie go. Nie mogłam wogóle przestać... zakochałam się w tej histori i niecierpliwie czekam na dalsze zmagania bochaterów :) dzięki, że napisałaś taką wspaniałą historie ^.^ pozdrawiam i życzę weny ^.^
Droga Miku czytalam twojego bloga od pierwszej w nocy do teraz. Przez ciebie nie sypiam xd
OdpowiedzUsuńJestem nienasycona twoich opowiadan, prosze powiedz ze to nie koniec...
Pozdrawiam cieplutko Minami z Dream Victims
Cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze zastanawiam się, dlaczego dopiero teraz znalazłam Twoje opowiadanie. Chociaż znalazłam to trochę nietrafne określenie zważywszy na to, że wszystkie Twoje opowiadania miałam przeczytane minimum raz. Nie pamiętam, czy moja przygoda zaczęła się od Higami czy NFOF. Pamiętam jedynie tyle, że zawsze byłam zachwycona Twoją twórczością, jednak nigdy nie miałam okazji skomentować chociaż jednego rozdziału.
Zagorzałą fanką serii, a tym bardziej samych fanficków o Naruto nie byłam już od jakiegoś czasu, ale ostatnio coś mnie natchnęło. Weszłam na face i po wstukaniu "Miku" w wyszukiwarkę odnalazłam Ciebie i Twoje najnowsze cudeńko. Zaciekawiona weszłam w zakładkę, gdzie mogłam przeczytać co nieco o samej fabule i zaraz po tym weszłam w prolog. Po prologu, którego przeczytałam w niedzielę po południu, rozdział, za rozdziałem bez przerwy - aż do dzisiaj. Gdzie niestety dobrnęłam do ostatniego- na chwilę obecną - napisanego przez Ciebie rozdziału.
Muszę Ci powiedzieć, że już dawno mnie nic tak nie wciągnęło. Żadna książka przeze mnie przeczytana w ostatnim czasie nie wywołała u mnie tylu emocji. Jestem pełna podziwu stworzonej przez Ciebie historii. A najbardziej jednak głównych bohaterów - ich prawdziwości, wzajemnych relacji. Przez dwadzieścia dziewięć rozdziałów przeżywałam historię razem z nimi. Były momenty, kiedy trzymałam kciuki za dziewczynę, kiedy chciałam by się ogarnęła, pozbierała, kiedy chciałam, by Miyavi gryzł piach. Od samego początku wprowadziłaś mnie w świat pełen intryg, knowań, rozterek, cierpień. Już od pierwszych słów prologu wiedziałam, ze wprost pokocham to opowiadanie. Każdy kolejny rozdział chłonęłam jak gąbkę. Wprost nie mogłam oderwać się od czytania. Strasznie, ale to strasznie podobała mi się relacja Sakury i Sasuke. To w jaki sposób ich wykreowałaś, to jak wzajemnie na siebie oddziaływali, a przede wszystkim to jak oddałaś prawdziwość ich charakterom i to że do końca pozostali sobą. Przeszłość dziewczyny nurtowała mnie od samego początku. Nie miałam pojęcia, w jak wielkie kłopoty się wpakowała. Ale ty przedstawiłaś do bezbłędnie - nie podałaś nam wszystkiego na tacy. Ale stopniowo małymi kroczkami mogliśmy razem z Sasuke składać puzzle o imieniu Sakura Haruno. Muszę przyznać, że świetnie wykreowałaś również czarne charaktery - braci Mori.
Chciałabym Ci tyle napisać. Pochwalić za niejeden fragment z tego opowiadania. Naprawdę już dawno nic tak nie przeżywałam.
Napisana przez Ciebie historia wgniotła mnie w fotel. Z jednej strony cieszę się, że znalazłam to opowiadanie teraz. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym musiała czekać na ciąg dalszy. A tak to mogłam na spokojnie przeczytać do tego momentu.
Cieszę się, że Sakura została uniewinniona. Cieszę się, w jaki sposób tego dokonano. Podoba mi się, że nie szczędziłaś słowom ani nie ubarwiałaś tego, jak okrutne może być życie. Dziewczyna przeszła wiele, a ty napisałaś to w sposób dosadny, by pokazać, jaka potrafi być rzeczywistość.
Cała historia jest perfekcyjna. Naprawdę chwyciła mnie za serce. Sami bohaterowie są świetni - i pomijając braci Mori - polubiłam chyba wszystkich.
Należą ci się również pochwały za jeden aspekt- za przemianę Sakury. Z początkowo bojącej się dziewczyny, uwikłanej w mroczną przeszłość - do kobiety, która mimo wszystko chce walczyć, chce żyć. Naprawdę w piękny sposób to przedstawiłaś. Jak pod wpływem miłości zmieniała się na lepsze. Jak Sasuke sprawiał, że stawała się silniejsza. Z drugiej strony patrząc na jej przeszłość pokazałaś również, że ślepa miłość prowadzi do zguby. Podoba mi się strasznie takie zestawienie.
Dalej jestem nabuzowana emocjami, jakie wywołało we mnie to opowiadanie. Podejrzewam, że zostanie na długo w mojej pamięci.
Dziękuję Ci za to, że mogłam przeczytać tak piękną historię.
Jejku .. dopiero jakieś dwa dni zaczęła czytać to opowiadania, poleciła mi je koleżanka tak się zachwycając że musiałam zajrzeć no i już nie mogłam się oderwać ! Przez przygotowania do świąt i mało czasu w dzień dwie nocki zerwane ale było warto i zerwałabym nawet kolejną ale niestety nie mam już czego czytać. Dawno nic mnie tak nie wciągnęło jak twoja twórczość. Bohaterowie, fabuła wszystko było dla mnie wprost idealne. Taki trochę świąteczny prezent w formie pięknej lektury :D Oczywiście nie muszę nawet wspominać jak pokochałam Sasuke i Sakurę, i wszystkich pozostałych bohaterów (oczywiście oprócz tych których normalnie się nienawidzi :D) Naprawdę szkoda że to już ostatnie rozdziały, ale z jednej strony to i lepiej, jestem dość niecierpliwą osobą i czekanie na kolejne rozdziały do dla mnie męka, ale trudno będzie się pożegnać z postaciami :C Jednak nie raz pewnie powrócę do czytania od nowa. Mam nadzieję że skończy się pięknym Happy Endem. No to trochę się rozpisałam jak na mnie więc na koniec życzę ci twórczości i Radosnych Świąt Bożego Narodzenia :)
OdpowiedzUsuńCholera jasna, twoje opowiadanie to huśtawka emocji. :D
OdpowiedzUsuńAle dziękuję Ci za taką huśtawkę. <3333
Aż smutno, że opowiadanie zbliża się do końca. :<
Życzę ci weny i abyś tworzyła więcej tak dobrych i ciekawych opowiadań. :D
<3
OdpowiedzUsuńJesteś naprawdę uzdolniona i ta historia wciągnęła mnie bez reszty , nie mogę doczekać się roz 30 . Pisz , pisz , pisz i nie przestawaj .
OdpowiedzUsuńTrafilam tu przypadkiem i stwierdzam, ze sie zakochalam w tym opowiadaniu. Dlugo cie nie ma, blagam napisz cos, bo zwariuje :'( Czekam z niecierpliwoacia na Twoje opowiadanie i mam nadzieje, ze wrocisz niedlugo i znowu bede mogla cieszyc oczka Twoim opowiadaniem :* Buziaki i duzo dobrej mocy na twoje kolejne notki :*
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział? Właśnie skończyłam czytać i chce mi się płakać! Niech Sasuke nie wyjeżdża i niech będą razem.. zasługują na szczęśliwe zakończenie w końcu :(
OdpowiedzUsuń