22 mar 2015

25. Paragon wspomnień

“Nie umrę jeszcze, poczekam, poczekamy razem; my umiemy przecież pięknie czekać, na życie, na śmierć, na cokolwiek…”
H. Poświatowska

Nie odrywając wzroku z jego pleców, powolnymi krokami zaczęła wycofywać się w głąb mieszkania. Na dźwięk przekręcanego zamka wzdrygnęła się, wiedząc, że nie łatwo będzie jej uciec. Gdy kilka dni temu Makuro złożył jej niezapowiedzianą wizytę, ucieczka była czymś prostym, zwłaszcza, że był z nią Sasuke. Teraz jednak wystarczył rzut oka na zamknięte okno, by wiedzieć, że tym razem ucieczka nie będzie łatwa.
- Czego się boisz, Cheri? - zapytał, spoglądając na nią przez ramię z wyraźną irytacją.
O dziwo Sakura miała niepohamowaną ochotę zaśmiać się mu prosto w twarz. Ile to już razy Sasuke zadawał jej to samo pytanie? Ile razy przejmował się jej obawami? Ile razy na swój sposób okazywał jej troskę? Jej alter ego zaniosło się gromkim śmiechem w podświadomości, lecz ona sama nie okazała Miyaviemu ani grama rozbawienia.
- Mnie? - zadrwił, obracając się w ku niej.
Sakura nie chcąc dawać mu żadnej satysfakcji, zacisnęła dłonie w mocne pięści i pełnym determinacji wzrokiem spojrzała prosto w jego bladoniebieskie tęczówki.
- Nie. - Jej głos nie zadrżał, nie pozwoliła mu na taką oznakę słabości. Obiecała samej sobie, że od teraz będzie walczyć. Pod żadnym pozorem nie zamierzała łamać danego słowa.
- Zawsze byłaś kiepską kłamczuchą. - Miyavi przejrzał ją bez najmniejszego problemu.
Sakura zagryzła mocniej wargę, mogąc się tego spodziewać od samego początku - przed Miyavim zawsze mało można było ukryć.
- Czego chcesz? - warknęła ostro, próbując trzymać głos na wodzy. Nie będzie drżeć przed nim ze strachu. Zachowa resztki swojej godności, jakie udało jej się uratować z Kyoto.
- To chyba oczywiste, cheri - powiedział, wzrokiem lustrując ją od stóp po głowę.
Sakura w konsternacji przygryzła mocno boczną część wargi. Widziała, jak Miyavi bez skrupułów obserwował ją pełnym pożądania wzrokiem. Ino przed kilkoma tygodniami miała zupełną rację co do jej uczuć względem swojego byłego chłopaka - wtedy rzeczywiście coś do niego czuła, przez co nie potrafiła do końca zerwać więzi, jakie łączyły ją z Kyoto. Teraz natomiast nie czuła nic oprócz zwykłej złości i nienawiści.
- Wynoś się stąd - wysyczała przez solidnie zaciśnięte zęby. Były małe szanse, by Miyavi ją posłuchał, ale zawsze można było spróbować. Nie miała już nic do stracenia.
Miyavi parsknął pod nosem złowieszczym śmiechem, robiąc krok ku niej, jednak Sakura zareagowała od razu, cofając się o krok do tyłu.
- Od kiedy stałaś się taka pyskata? - zapytał zaintrygowany, nie zrażając się jej oddaleniem się.
- A ty taki bezczelny? Kazałam ci wypierdalać! - krzyknęła głośno i dosadnie.
Kiedyś takie partnerskie kłótnie były czymś normalnym. W końcu w każdym związku dochodzi do małych i większych kłótni. Jeśli ktoś twierdził inaczej - kłamał. Lecz Sakurę i Miyaviego w obecnej chwili nie łączyło nic oprócz bolesnej przeszłości i toczącej się cały czas batalii sądowej. Najwyższa pora, by Miyavi zaprzestał łudzić się, że kiedykolwiek będzie inaczej.
- Nie masz prawa tu być. Nie masz prawa mi grozić, wiec wypierdalaj stąd, nie chcę cię więcej widzieć - powiedziała jeszcze ostrzej, błagając w myślach, by słowa pomogły. Niech usłucha chociaż ten jeden raz i po prostu wyjdzie. Może trzaskać drzwiami, może rozwalić coś po drodze, tylko niech da wreszcie spokój jej i jej bliskim.
Miyavi uniósł zadziornie kącik ust do góry i ponownie zaczął zmniejszać dzielącą ich odległość. Sakura po zrobieniu dwóch kroków w tył natknęła się na łóżko i nim zdążyła odskoczyć na bok, Miyavi chwycił ją mocno za ramiona.
- Jeszcze ci nie groziłem, Cheri - odparł z pogardą. - I tak długo jak będziesz grzeczna, nie będę tego robił. A teraz siadaj, mamy do pogadania - zarządził, siłą próbując ją posadzić, ale ona była nieugięta. Po prostu stała, nie ściągając z niego swojego chłodnego spojrzenia.
Nie wiedziała, co ją podkusiło, ale zrobiła ostatnią rzecz, do której Sakura z Kyoto byłaby zdolna; zebrała w krtani odpowiednią ilość śliny, po czym plunęła mu prosto w twarz. Nie zamierzała dawać mu się podejść jak kiedyś. Nie była już jego marionetką. A on po wszystkich krzywdach jakie wyrządził jej bliskim, nie miał prawa do proszenia, by była grzeczna.
Uścisk na jej ramieniu niespodziewanie zelżał. Jednak nim zdążyła ponownie otworzyć usta poczuła, jak został wymierzony jej siarczysty policzek.
Sakura upadła na łóżko ze łzami w oczach, w myślach srogo przeklinając braci Mori.
- Wypierdalaj! - ryknęła, dłoń zaciskając na pościeli.
To był pierwszy raz, kiedy uniósł na nią rękę; nigdy wcześniej nie ośmielił się tego robić. Nawet gdy w Kyoto kazali jej uczyć się samoobrony jej przeciwnikiem zazwyczaj był Makuro, a później Hachiro, który miał dość tego, jak starszy brat Miyaviego wręcz masakrował ją na ringu.
- Naprawdę sądzisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz, Cheri? - zadrwił, siadając tuż obok niej na łóżku i układając dłoń na jej boku. Tą samą, którą dopiero co ją uderzył.
Sakura spojrzała na niego przez opadające kosmyki różowych włosy z pogardą w oczach - nie wyglądał na przejętego swoim czynem. Brzydziła się nim i jakimkolwiek dotykiem z jego strony. Najchętniej zrzuciłaby jego dłoń z siebie, ale rozsądek podpowiadał jej inaczej. Ten raz zamierzała go posłuchać, przeczuwając, iż jej sytuacja ze złej może zamienić się na tragiczną.
- Skoro zwróciłem na siebie twoją uwagę, pora na małą rozmowę - powiedział z dziwnym jak na obecną chwilę spokojem, drugą ręką ocierając twarz z jej śliny.
- Nie - oznajmiła ostro, unosząc się do siadu i podkulając pod siebie nogi. - Cokolwiek chcesz mi zaproponować, nie zgodzę się na nic, więc możesz sobie darować. Zobaczymy się za trzy tygodnie w sądzie. - Chciała być odważna i silna tak jak Mebuki, kiedy to przed kilkoma godzinami podeszła do nich urzędniczka z opieki społecznej. Nie chciała się tak szybko poddawać, a była pewna, że cokolwiek Miyavi zaproponuje, to i tak odmówi bez zbędnego zastanawiania się.  
Krótka, cyniczna salwa śmiechu wydobyła się z krtani Miyaviego.
- Jesteś strasznie pewna siebie, Cheri - westchnął, dłonią delikatnie gładząc jej udo. - A nawet jeszcze mnie nie wysłuchałaś. Wierz mi, mam ci o wiele więcej do zaoferowania, niż sobie wyobrażasz. Wystarczy tylko, że mi zaufasz.
Wydawał się być szczery i to najbardziej przerażało Sakurę. Obawiała się ulec tej niezdrowej pokusie, odrzucając pomoc ze strony rozsądku i serca. W końcu to już nie do Miyaviego należało jej serce. Od kilku dni, a nawet tygodni, nieoficjalnie powierzyła je Sasuke. Nie było ważne nawet czy jej uczucia były odwzajemnione - nie obchodziło jej, jeśli będzie mieć za kilka dni złamane serce. W tej chwili liczyło się, że jej miłość nie była już skierowana na Miyaviego; to dawało jej nadzieję na lepsze jutro. Wystarczyło tylko, że zaprzestanie wątpić w siebie na każdym kroku. Zresztą, czy dopiero co nie obiecała sobie, że będzie walczyć ze wszystkich sił?
- Zaufać? - parsknęła na wpół rozhisteryzowanym głosem.
Nawet jeśli Miyavi brzmiał szczerze, nie zamierzała uwierzyć w jego chwilową grę. Znała go lepiej, niż on sam sobie wyobrażał.
- Po tym wszystkim czego byłam świadkiem w Kyoto? Po tym jak Makuro naszprycował Lily heroiną? Po tym jak wsadziliście mnie do aresztu, a teraz planujecie skazać mnie na piętnaście lat w pudle? Myślisz, że jestem taka głupia, że nie wiem, że wypadek Daichiego to jest wasza sprawka? A co ja pieprzę, przecież Makuro dzisiaj się przyznał, że go specjalnie potrącił! Myślisz, że po takim czymś wam wybaczę cokolwiek?! - krzyknęła, a łzy niekontrolowanie zaczęły napływać do jej oczu.
W ogóle nie potrafiła pojąć, jak teraz mogą tak normalnie rozmawiać. Miyavi zachowywał się za spokojnie jak na obecną sytuację i Sakura doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie rozumiała tylko, co go powstrzymywało przed gwałtownym wybuchnięciem. Rozważny Miyavi w tej chwili był tak samo przerażający jak Makuro.
- Cheri… - zaczął z naciskiem, dłonią nadal sunąc po jej nodze, jednak ona nie dała mu dokończyć. Podkuliła nogi jeszcze bardziej pod siebie i przesunęła się dalej na łóżku, pozbywając się tym samym jego dłoni. Nie chciała by ją dotykał; nawet czule.
- Nie nazywaj mnie tak - syknęła chwiejnym głosem, mając już dość tego przezwiska; dostawała mdłości za każdym razem, gdy je słyszała.
Miyavi ponownie parsknął śmiechem. Wyciągniętą dłonią chwycić za jej podbródek, przyciągając jej twarz bliżej swojej.
- Będę cię nazywać, jak tylko będę mieć ochotę, Cheri - szepnął subtelnie muskając jej usta.
Sakura zacisnęła mocno wargi w prostej linii, nie okazując żadnych pozytywnych emocji z delikatnych pocałunków.
- Ale chyba zapomniałaś, że jesteś moja, Cheri. Tylko moja - powiedział niespodziewanie, zaciskając mocniej palce na jej podbródku.
- Nie jestem rzeczą, a już na pewno nie twoją - wyznała, zanim zdążyła przemyśleć swoje słowa.
W oczach Miyaviego dostrzegła niebezpieczny błysk.  
Przesunął palce wyżej na jej policzki, ściskając je mocno.
- Jesteś kobietą, a nie rzeczą. Moją kobietą. Powiedz mi, Cheri…, pozwoliłaś mu się dotknąć?
Sakurę ogarnęło przerażenie. Ta konwersacja zdecydowanie nie szła w dobrym kierunku. Jej oddech zaczął niebezpiecznie przyśpieszać w panice - nie chciała bardziej wplątywać Sasuke w swoje sprawy, a nie miała wątpliwości, że to o niego chodziło.
Nagle jak na zawołanie telefon zaczął dzwonić z jej torby.
Tsunade, przeleciało jej pośpiesznie przez myśli. Nie odbierze - Miyavi na pewno jej na to nie pozwoli. Tym razem spojrzała pewniej na niego, dostrzegając wyraźne rozdrażnienie na jego twarzy.
Notoryczne dzwonienie telefonu zaczęło wyraźnie irytować brata Makuro, który po puszczeniu Sakury chwycił za jej torbę i wysypał całą zawartość na łóżko. Sakura korzystając z okazji poderwała się z łóżka i pędem pognała w stronę zamkniętych drzwi, w których cały czas znajdował się klucz. To była jej szansa, możliwe, że jedyna by się stąd wydostać i uciec. Usłyszawszy głośny trzask rzucanego o ścianę telefonu nawet nie odwróciła się, tylko pośpiesznie chwyciła za klamkę i przekręciła klucz. Uchyliła drzwi, chcąc czym prędzej wybiec z mieszkania, lecz wnet dłoń Miyaviego uderzyła w drzwi, ponownie je zamykając.
- Gdzieś się wybierasz? - zapytał hardo chwytając ją mocno za ramię i obracając w swoją stronę. Był wściekły.
- Jeśli ty nie zamierzasz wyjść, to sama to zrobię - odpowiedziała drżącym głosem. Nie potrafiła dłużej się kontrolować.  
- To mamy problem, Cheri, bo ani ja nigdzie się nie wybieram, ani ty - oznajmił, prowadząc ją z powrotem w głąb mieszkania. - Jeszcze raz spróbujesz uciec, a przestanę być miły.
Sakura zaśmiała się perliście. On miły? To nie trzymało się kupy. Szarpnęła niespodziewanie ramieniem wyswobadzając się z jego żelaznego uścisku. Stanęła tuż przed nim, spoglądając na niego z determinacją.
- Powiedziałam już, że nie mamy sobie niczego do powiedzenia, a więc…
- Wystarczy tylko kilka twoich słów, a do apelacji nie dojdzie, a ty zostaniesz oczyszczona z wszystkich zarzutów. O obecne i przyszłe koszty za twojego brata również nie musiałabyś się martwić. Wszystko może wrócić do tego, co było kiedyś, a z twoich aktów zniknie wzmianka o zatargach z prawem. Będziesz mogła ten kilkumiesięczny okres wymazać z pamięci i nigdy więcej do niego nie wracać. Ja również poszedłbym ci na rękę i zapomniał o zdradzie z tym sukinsynem. Zawsze marzyłaś o spokojnej przyszłości, prawda? Zawsze chciałaś wieść normalne życie, skończyć studia, dostać dobrą pracę, założyć rodzinę. Nikomu nic więcej by się nie stało, byliby bezpieczni nawet ze strony Makuro. To wszystko mogę ci dać, Cheri, musisz tylko wyjechać ze mną i obiecać, że już nigdy tu nie wrócisz, że nigdy nie skontaktujesz się z Uchihą. - Tego Sakura się nie spodziewała. Wątpiła, by Makuro bądź też ich ojciec pozwolił mu na taki krok. Zbyt dużo obietnic wiązało się z jego propozycją i nie wszystkie wydawały jej się realne.
Jeszcze kilka dni temu byłaby w stanie skusić się na jego propozycję. Ale w przeciągu czterdziestu ośmiu godzin, jej podejście drastycznie uległo zmianie. Zaszła za daleko, by teraz móc się cofnąć i stać się osobą sprzed dwóch lat. Było już za późno na takie zmiany.
- Musisz mi zaufać, Cheri - zaczął, robiąc dwa kroki ku niej. Delikatnie chwycił jej twarz oburącz, intensywnie spoglądając prosto w jej szmaragdowe oczy. - Już nigdy więcej nie przytrafi ci się żadna przykrość. Obiecuję. - Kciukami subtelnie gładził jej policzki, ani na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Chciała wierzyć w jego słowa, ale nie potrafiła już dłużej żyć w kłamstwie. A takie właśnie życie toczyła w Kyoto. Wszyscy byli kimś innym, niż sądziła, łącznie z Lily i Hachiro. W Konoha natomiast mogła żyć tak, jak sama chciała, a nie ktoś inny. Tu żyła naprawdę.
Miyavi przechylił głowę na bok i nachylił się nad nią, pragnąc ucałować jej szyję. Odgarnął różowe kosmyki włosów z ramienia Sakury i kiedy jego usta miały już zetknąć się z jej miękką skórą mężczyzna zaprzestał swych ruchów. Zdumionym wzrokiem patrzył na czarny tusz głęboko usadzony w jej skórze, tuż za jej prawym uchem. Przez chwilę nie wiedział na co patrzy. Gdzie gałązka kwiatu wiśni i napis Cheri?
Sakura kątem oka dostrzegła jego zawahania i wiedziała, że znalazł jej nowy tatuaż.
- Uprzedziłam cię przed chwilą, że cokolwiek mi zaproponujesz, to i tak odmówię. - Wzięła głęboki oddech. - Więc odmawiam, Miyavi. Nie pojadę z tobą nigdzie, nawet jeśli ofiarowałbyś mi gwiazdkę z nieba. Nie ma ceny, za którą znów bym ci się sprzedała - mówiła ze stoickim spokojem, wzrokiem fiksując uważnie jego zastygniętą sylwetkę.
- Co to jest? - warknął niespodziewanie palcami silnie naciskając na jej nowy malunek, który zrobiła sobie na Inazumie.
Kobieta uśmiechnęła się pod nosem. - Mapa - powiedziała sentymentalnie.
- Mapa? - sarknął rozdrażniony.
- Do labiryntu - dodała, bez przerwy się uśmiechając.
W pamięci powróciła do słodkich wydarzeń z Inazumy, przewijając je w myślach klatka po klatce. Ile by dała, by teraz znowu znaleźć się tam z Sasuke.
Miyavi wyprostował się i nim zdążyła zarejestrować jego czyny, ponownie uderzył ją w twarz - dwa razy mocniej. Z głośnym hukiem upadła na drewnianą podłogę, głową uderzając o panele. Przed oczami niemalże od razu pojawiły jej się czarne mroczki.
- Dałem ci wszystko, a ty tak mi się odpłacasz?! - wrzasnął nagle.
Sakura parsknęła złośliwym śmiechem.
- Dałeś mi wszystko? - spytała z ironią, próbując podnieść się z ziemi na powrót zaczynając kojarzyć, co dzieje się wokół. - Ściągnąłeś na mnie same nieszczęścia. Nigdy ci nie wybaczę, że z chorą premedytacją potrąciliście Daichiego i spowodowaliście wypadek Sasuke. Tknij ich albo kogoś innego, a obiecuję, że was pozabijam! - krzyknęła w nerwach.
Miyavi obdarzył ją zadziornym uśmieszek klękając tuż przed nią.
- Serio? Tylko mamy mały problem, Cheri - powiedział zadowolonym głosem, łapiąc ją mocno za włosy. Siłą zmusił jej głowę do uniesienia się. - Wtedy stałabyś się taka jak ja. Naprawdę tego chcesz? - spytał z drwiną, jaką zazwyczaj utożsamiała z Makuro.
Zamiast odpowiedzieć spoglądała na niego z obrzydzeniem. To wszystko była jego wina.
- Cokolwiekbym zrobiła i tak nie dorównam wam w podłości i skurwysyństwie. Możesz czuć się zaszczycony - powiedziała zuchwale. Nie było szans, by wydostała się stąd w jednym kawałku, więc równie dobrze mogła poluzować język.
Miyavi przymrużył niebezpiecznie oczy.
- Pozwolenie ci uciec do Konohy było złym pomysłem - warknął zły, puszczając jej włosy i ponownie wymierzając w jej policzek silne uderzenie.
Krew pociekła Sakurze z pękniętej wargi.
- Pieprzony damski bokser - syknęła, ocierając wierzchem dłoni usta. - Jeszcze ci mało? - Nadal miała mroczki przed oczami po ostatnim przypadkowym uderzeniu głową w podłogę, ale nie zamierzała ustępować. I tak nie wyjdzie stąd bez kilku siniaków, i tak.
- Mi? - zaśmiał się. - Skądże, dopiero co się rozkręcam.
Sakura przeczuwając kolejny silny cios zrobiła unik, w ostatnim momencie unikając zderzenia z jego dłonią. Starając się myśleć trzeźwo rzuciła się w stronę łóżka, na którym znajdowała się porozrzucana zawartość jej torebki i chwyciła za czarny spray, który cały czas nosiła przy sobie. Miyavi chwycił za jej ramię i szarpnął nią, lecz kiedy Sakura odwróciła się w jego stronę gaz pieprzowy prysnął mu prosto w oczy.
Mężczyzna krzyknął z bólu, łapiąc się za piekące oczy.
Drobny uśmieszek tryumfu wkradł się na usta Sakury. Szala została przechylona na jej stronę, poniekąd wyrównując tą nierówną potyczkę. Panika i strach jednak cały czas jej towarzyszyły. Chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od Miyaviego na czworakach zaczęła oddalać się od niego, błagając w myślach, by nie podążył za nią. Drzwi wejściowe były tuż naprzeciw niej, lecz widząc brak znajdującego się w zamku klucza przełknęła głośno ślinę. Jak miała się wydostać? Sąsiadujące mieszkania z tego co pamiętała nie były zamieszkane, więc nawet histeryczne krzyki i wołanie o pomoc jej nie pomogą. Była w pułapce.
Nim zdążyła doczołgać się do drzwi, usłyszała tuż za sobą głośne charknięcie po czym Miyavi z impetem kopnął w jej brzuch.
- Tak chcesz się bawić, cheri?! - wrzasnął cały czas pocierając czerwone, podkrążone oczy.
Sakura opadła na podłogę, chwytając się w rozpaczy za brzuch. Było gorzej niż wcześniej przypuszczała - Miyavi pomału zamieniał się w kopię Makuro. Gdy ich wzrok ponownie się ze sobą spotkał, poczuła kolejne silne uderzenie w podbrzusze. Różowowłosa zwymiotowała krwią.
- Jesteś sukinsynem - wychrypiała, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Przeklinała go jak jeszcze nigdy. Najchętniej chciałaby, żeby ten idiota poszedł i przemył oczy zwykłą wodą, co tylko pogorszyłoby  jego stan. Jednak Miyavi nie był aż taki głupi, od razu zaczął przeszukiwać kuchenne szafki w poszukiwaniu oleju roślinnego bądź mleka. Ku jej niezadowoleniu Miyavi znalazł olej prędzej niż by tego chciała.
Sakura w międzyczasie próbowała podnieść się z podłogi, lecz za każdym razem promieniujący ból nie pozwalał jej na to. Miała wrażenie, że swoim drugim kopnięciem Miyavi złamał jej conajmniej jedno żebro.
- Sakuro… Zaczynasz zmuszać mnie do rzeczy, których nigdy nie chciałbym ci zrobić - powiedział niespodziewanie już o wiele spokojniejszym głosem.
Uniosła głowę wysoko w szoku, jeszcze nigdy nie zwrócił się do niej po imieniu. N i g d y. Patrzyła na niego w strachu przez opadające na jej twarz różowe kosmyki włosów. Jej imię nie brzmiało w jego ustach tak przyjemnie jak kiedyś Cheri, o wiele bardziej preferowała je z ust Sasuke.
Powolnym krokiem Miyavi zaczął się do niej zbliżać ze łzawiącymi bez przerwy oczami.
- A więc teraz to ja mam grać tego złego, tak? - sarknął ironicznie. - Chciałem ci dać cały świat, a ty tak zwyczajnie mi odmawiasz?! - uniósł nagle głos, a jego szczęka zaczęła poruszać się nerwowo. Sakura próbowała wycofać się, podciągnęła swoje ciało na łokciach, lecz Miyavi i tak był szybszy. Przykucnął przy niej i ponownie chwycił jej twarz oburącz. - Tyle dla ciebie zrobiłem. Nawet pozbyłem się tego fagasa, który ośmielił się ciebie uderzyć! A dla ciebie to nic nie znaczy. Dlaczego, cheri?
Źrenice Sakury zadrżały pod napływem informacji. Nie wiedziała, czy to przez uderzenie głową o podłogę, czy może rzeczywiście słuch płatał jej właśnie figle.
- Powiedz, że nie tknąłeś go palcem Miyavi! Błagam cię! - Pod żadnym pozorem nie przypuszczała, że Miyavi mógł brać udział w morderstwie Satoru. Kiedy tylko informacja o śmierci brata Ayanami doszła do jej wiadomości, raczej obstawiała nieszczęśliwy wypadek albo jakąś bójkę z pijaczyną, którego spotkał podczas powrotu do domu. Nigdy nie spodziewała się, że w barze widziała go po raz ostatni. Tak, miała mu za złe jego pijański wyskok, ale to nadal nie dawało nikomu prawa do zabijania go. Zwłaszcza Miyaviemu.
- Dotknął cię, Cheri. Dotknął tak, jak nikt nie powinien - oznajmił czule, kolejny raz gładząc jej policzki kciukami, ocierając tym samym je z gorzkich łez.
- I mówi to osoba, która właśnie kilkukrotnie zdzieliła mnie po twarzy i dwukrotnie skopała!? - wrzasnęła z żałością prostu mu twarz.
Jeżeli taka kara spotkała Satoru, to co może spotkać Sasuke?
- Morderca! Jesteś pieprzonym mordercą! - W desperacji zacisnęła mocno powieki, nie chcąc już nigdy więc spoglądać na jego twarz. Już w przeszłości była przypadkowym świadkiem, jak wraz z Makuro pozbawili człowieka życia.
- Zrobiłem to dla ciebie, Cheri. Dla nas. A i tak jego śmierć poszła na marne przez Uchihe, to dla niego jak skończona idiotka odrzucasz wszystko co ci oferuję, prawda? Odpowiedz mi Cheri... dotykał cię jak mężczyzna, prawda? Dotykał cię tam, gdzie tylko ja powinienem? - Wyczuwała w jego tonacji dziwną ostrość i wrogość w stosunku do Sasuke. Nie podobało jej się to.
Milczała, chcąc by Miyavi jak najszybciej porzucił ten temat. Sasuke był ostatnią osobą, o której chciała z nim rozmawiać w tej chwili.
- Odpowiedz mi, Cheri - warknął puszczając jej twarz i chwytając mocno za jej ramiona. - Odpowiedz!
Miyavi zaczął podnosić się z klęczek, zmuszając siłą Sakurę do tego samego. Z ust różowowłosej wydobył się okrzyk bólu, spowodowany ostrym bólem tuż pod jej piersiami. Ręką objęła się w pasie. Miyavi nie przejął się jej dyskomfortem, tylko dłońmi przygwoździł ją do najbliższej ściany.
- Odpowiedz! - wrzasnął, świdrując ją wściekłym spojrzeniem.
Sakura odchrząknęła, a na jej ustach pojawiła się kolejna porcja świeżej krwi. Nie starła karmazynowej cieczy z wargi, chcąc by Miyavi dobrze widział, co właśnie z nią zrobił.
- A czy to ma znaczenie? Mnie i ciebie już nic nie łączy i nigdy już nie będzie... To, z kim jestem, z kim sypiam, kogo kocham nie ma... żadnego znaczenia dla ciebie. Powinieneś pogodzić się z rzeczywistością, zamiast próbować komuś rujnować życie... swoją pieprzoną chorobliwą zazdrością. Nie jestem ani rzeczą, ani twoją kobietą - powiedziała odważnie, dysząc ciężko i zaciskając zęby z bólu. Miała dość zabawy w kotka i myszkę.
Zaczerwionymi i cały czas nieznośnie piekącymi oczami przyglądał się Sakurze w wyraźnym rozbawieniu. Kącik jego ust uniósł się nieznacznie, ale z jego krtani nie wydobyło się żadne słowo. Niespodziewanie puścił ją i zaczął pomału wycofywać się do tyłu, a Sakura odetchnęła z ulgą. Miyavi wszedł do skromnego aneksu kuchennego, ponownie zaczynając grzebać w jej szafkach i szufladach.
Sakura zmarszczyła pytająco brwi, uważnie mu się przyglądając. Nie poruszyła się ani o krok, nie była w stanie. W kącie dostrzegała swoją rozwaloną komórkę, na którą jeszcze jakiś czas temu dzwoniła Tsunade. Sakura miała nadzieję, że dyrektorka uniwersytetu Konohy nie odbierze ignorowania jej telefonów jako chwilową niedyspozycje. W końcu kazała jej iść i odpocząć. Sen w takim przypadku wydawał się rozsądną opcją i na pewno nie zamierzała obwiniać Tsunade za takie myślenie. Jedyną deską ratunku pozostawała Ino, która jako jedyna wiedziała o tym, gdzie poszła. Sakura była przekonana, że równo godzinę po zakończeniu ich rozmowy zacznie ponownie się do niej dobijać. Tym razem jednak będzie musiała obejść się smakiem, bo nie było szans, by jej telefon kiedykolwiek zaczął znowu dzwonić. Jej mała cegiełka dzisiaj oficjalnie zakończyła swój żywot. Nie pozostaje jej nic innego, jak modlić się, by Ino wpadła w swoją ciążową histerię i od razu podniosła alarm. Lecz nagle odrzuciła tą myśl ze swojej podświadomości. Pierwszą osobą, do której zadzwoni będzie bez wątpienia Itachi bądź Sasuke. Nie chciała, by młodszy z braci Uchiha pojawiał się tu i wtrącał w tę bezsensowną sytuację. Nie chciała, by znowu coś mu się przez nią stało. Nie chciała, by podzielił los Satoru.
- Wiesz, Cheri… - zaczął w zamyśleniu Miyavi, będąc cały czas odwrócony do niej plecami. - Jestem skory stwierdzić, że gdyby nie ten sukinsyn, dałabyś się namówić na powrót ze mną. Dlatego…
Sakura prychnęła pod nosem, nie dając mu dokończyć.
- Jak najbardziej mylne stwierdzenie.
- Dlatego tuż po tym jak zajmę się tobą, spotkam się z nim. Najchętniej zaprosiłbym go tutaj, ale niestety nie posiadam do niego numeru, a twój telefon jest bezużyteczny - wtrącił ostrzej, pomału odwracając się w jej stronę.
Sakura zamarła widząc jak Miyavi kciukiem sprawdza ostrze trzymanego przez niego noża.
- Więc pora na małą zabawę.
Zaczął się do niej zbliżać niczym predator ku swojej ofierze - pomału i z premedytacją.
- Odłóż to - powiedziała ostrożnie, ani na chwilę nie spuszczając go z oczu.
Miyavi w odpowiedzi posłał jej zadziorny uśmieszek, który spowodował w niej kolejną falę strachu.
- Uchiha będzie twoim końcem - szepnął, zaciskając mocno dłoń na rękojeści noża kuchennego.
Sakura zaczęła panikować. Czując nagły przypływ adrenaliny i ignorując kłucie w żebrach rzuciła się na niego, chcąc wyrwać mu broń. To była jej jedyna szansa na przetrwanie, gdyż ucieczka była niemożliwa. Pewnym chwytem dłoni złapała za trzon noża, jednak uścisk Miyaviego na nim był zbyt mocny.
- Myślisz, że mnie pokonasz? - zaśmiał się, równocześnie uderzając ją drugą, zaciśniętą dłonią w podbrzusze.
Sakura zastygła w bezruchu na kilka długich sekund, zamglonym wzrokiem wpatrując się wprost w jego bladoniebieskie ślepia. Przez ciemność, która zapadła jej przed oczami czuła, jakby patrzyła się w oczy samego diabła. Nie była w stanie dłużej się powstrzymywać - krew bryznęła z jej ust prosto na jego koszulkę.
- Jesteś… świnią - wydukała ociężałym głosem, opadając kolanami na podłogę, rękoma cały czas trzymając za koniuszek trzonu noża.
Nie pojmowała, jak kiedyś mogła darzyć go jakimikolwiek pozytywnymi uczuciami. Miłość rzeczywiście była ślepa, a w jej przypadku tragiczna i wręcz śmiertelna.
- Jesteś żałosna, Sakura - oznajmił ostro, gwałtownym ruchem wyrywając się z jej uścisku.
Szczęka studentki zacisnęła się. Nie wiedziała, kiedy stała się taka słaba. Potrzebowała znaleźć w sobie pokłady jakiejkolwiek siły, by tylko móc przeżyć tę potyczkę z Miyavim. Chciała żyć! Miała dla kogo żyć! I żaden sukinsyn nie zabierze jej tego przywileju!
Spojrzała na niego spode łba, a dłonie zacisnęła w dwie solidne pięści. To mogła być jej ostatnia szansa. Nie czekając aż Miyavi zorientuje się, że coś planuje, rzuciła się na jego nogi z impetem. Czując, jak pod naporem jej ciała leci na ziemię, uśmiechnęła się pod nosem, chociaż wiedziała, że do zwycięstwa było jej jeszcze daleko.
Miyavi runął z hukiem na podłogę, a ona nie mogła bardziej być z siebie dumna. Jej alter ego aż ryknęło z satysfakcji w jej podświadomości.
- I kto tu teraz jest żało…? - Miyavi rzucił się na nią z głośnym ryknięciem, a szala ponownie przechyliła się na jego stronę. Z ust Sakury wydobyło się głośne syknięcie, kiedy tylko jej plecy zetknęły się z chłodną podłogą. Zbyt duża pewność siebie znowu przyprawiła ją o kłopoty.
- Ty! Ty jesteś żałosna, Cheri! Popatrz jaką słabą stałaś się osobą! Popatrz, jak Uchiha cię zniszczył! Trzeba było nie ruszać się z Kyoto, a wiodłabyś słodkie życie. Ale nie, tobie zachciało się odrzucać wszystko co ci zaoferowałem! Gówniana, nic nie warta suka! - wrzasnął z targającą go wściekłością. Chcąc przejść do sedna tego spotkania ugiętym łokciem przechylił jej twarz na bok. Ignorował wszystkie jej próby wyswobodzenia się spod niego. Cokolwiek próbowała i tak nie działało, był o wiele silniejszy niż ona. Jej największym błędem było lekceważenie jego i jego możliwości. Kciukiem przejechał po wytatuowanej mapie, nadal nie wierząc temu, co widzi. Był pewny, że wróci z nim do Kyoto, że wszystko wróci do takiego stanu jak było kiedyś, ale wyraźnie nie doceniał Uchihy i jego siły perswazji.
- Skoro nie chcesz być moja… - zaczął spokojnie, bawiąc się w dłoni nożem. - Jego też nie będziesz - tym razem warknął ostro do jej ucha, a następnie przystawił koniuszek noża kuchennego do mapy.
Sakura czując na sobie zimne ostrze, zaczęła szarpać się pod nim, jednak na Miyavim nie robiło to żadnego wrażenia; ani drgnął.
Niedelikatnie wbił koniuszek ostrza pod jej skórę, rozpoczynając z premedytacją destrukcję znienawidzonego tatuażu. Z krtani Sakury wydobył się przeraźliwy krzyk. Próbowała zrzucić go z siebie i jakiś cudem przejąć kontrolę nad sytuacją, ale Miyavi przygwoździł ją do podłogi w perfekcyjny sposób; ledwo mogła ruszyć dłonią. Kaskady gorzkich łez zaczęły spływać po jej policzkach. Ból był kilkukrotnie gorszy od samego procesu tatuowania - Sakura nie mogła wytrzymać. Czuła jak ciepła krew toczyła się po jej skórze, co tylko powodowało eskalację targającej nią paniki. Płacz zamienił się w cichy lament, by następnie doprowadzić do dławienia się łzami. Miyavi nie odrywał ostrza noża od jej skóry i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że on rzeczywiście jest w stanie ją zabić. Perspektywa, że trzyma nóż blisko jej aorty wcale jej nie pocieszała.
Chciała żyć. Miała jeszcze tyle do zrobienia w swoim nędznym życiu!
Nagle Miyavi pociągnął ostrzem noża wzdłuż jej szyi, kończąc na ramieniu.
- O wiele lepiej - powiedział głosem zadowolonego dziecka, wreszcie odrywając ostrze od jej szyi. Wyprostował się z gracją, uważnie obserwując swoje dzieło. Pomimo chwilowej wolności swoich rąk, Sakura była sparaliżowana strachem. Nawet kiedy Miyavi z zupełnie niepasującą do niego subtelnością dotknął jej podbródka i spowodował, że ich spojrzenia znowu zetknęły się ze sobą, nie była w stanie okazać innych uczuć poza śmiertelnym przerażeniem.
- Tobie też się spodoba, jak tylko dojdziesz do siebie, cheri - oznajmił z tą samą tonacją.
Sakura pomimo iż tego nie okazywała, dziękowała w głębi duszy, że to już koniec.
- Ale…, chyba należy ci się mała kara za tą kilkumiesięczną niesubordynację.
Oczy Sakury rozszerzyły się w przerażeniu. Teraz już wiedziała, że obydwaj bracia Mori zawsze byli zwykłymi psychopatami.
Ostrze noża ponownie zetknęło się z jej ramieniem, a ona krzyknęła z kolejnej dawki ostrego bólu.
- Nie jestem żadnym wybitnym artystą, ale postaram się zostawić na twojej skórze jak najpiękniejsze dzieło mojego wykonania. Postaram się, cheri. Obiecuję, że będę delikatny. W końcu dla ciebie wszystko. - Jego głos był osnuty perfidnym sarkazmem.
Nie wiedziała, co w nią wstąpiło, ale po kilku kolejnych ranach na jej ramieniu, coś w niej pęknęło. Ryknęła na całe gardło niczym rozwścieczone zwierze i dłońmi z nowo znalezioną siłą uderzyła w jego klatkę piersiową. Nóż wypadł z ręki zdekoncentrowanego Miyaviego.
- Wypierdalaj! - wrzasnęła przez łzy próbując zrzucić go z siebie. I o dziwo udało jej się to.
Czując wolność swego ciała, poderwała się z ziemi i ruszyła w stronę okna. Może a nuż ktoś dostrzeże zrozpaczoną, zakrwawioną i rozhisteryzowaną studentkę przez szybę. Może a nuż, ktoś właśnie postanowi spojrzeć w górę. Będąc przy parapecie, poczuła jak Miyavi popycha ją w stronę lichego okna. Sakura runęła prosto na szybę, która pod naporem jej ciężaru pękła.
Miyavi nie tracąc ani chwili chwycił ją mocno, odwrócił w swoją stronę i ponownie zdzielił ostrym uderzeniem w twarz, po czym rzucił nią o podłogę.
Sakura zacisnęła dłoń na kawałku szkła, które w ostatnim momencie udało jej się wyrwać z rozbitej szyby. Z każdą przeminiętą minutą nienawidziła Miyaviego jeszcze bardziej. Była gotowa na wszystko, by tylko przeżyć i jakoś wydostać się z pułapki, w którą wpadła przez własną głupotę.
Kiedy tylko poczuła jak były chłopak łapie ją za ramiona i podnosi zakrwawioną z ziemi, uśmiechnęła się złowieszczo pod nosem. Miyavi pożałuje, że kiedykolwiek jej dotknął.
Stając z nim twarzą w twarz zacisnęła jeszcze mocniej dłoń na kawałku szkła. Ignorując ból z przeciętej dłoni wbiła mu je prosto w oko. Odłamek nie był za duży, ale wystarczający by wyrządzić mu znaczącą krzywdę.
Tym razem to z krtani Miyaviego wydobył się przeraźliwy krzyk, a Sakurę rozpierała duma.
- Suka! Pierdolona ździra! - wrzasnął i z wyraźnymi łzami wyciągnął szkło z oka. Jego powieka od razu opadła na podpuchnięte oko. Powinien jechać do szpitala, jeśli jeszcze kiedykolwiek chciał widzieć obojgiem oczu.
Rzucił się na nią i dłonie zakleszczył na jej szyji. Od razu dostrzegł, jak Sakura ponownie wpada w stan paniki i zaczyna się dusić. Chcąc, by pocierpiała, raz jeszcze zaparł się i rzucił nią z całej siły o podłogę.
Sakura krzyknęła raz jeszcze, próbując złapać się czegokolwiek, by tylko powstrzymać upadek, ale nic nie znajdowało się pod jej ręką. Runęła na podłogę niczym kłoda, ponownie uderzając z imptetem głową o grunt. Czarne plamy raz jeszcze pojawiły się przed jej oczyma i ostatnie, co zapamiętała, nim ciemność nią zawładnęła, były kroki Miyaviego echem odbijające się w jej uszach.
- Nigdy nie sądziłem, że nawet na ciebie będę musiał podnieść rękę. Zawiodłaś mnie, cheri - syknął wściekły, kucając przy jej ciele. - Co? Zabrakło ci już siły, czy się poddajesz? - Szturchnął nią mocniej niż powinien, lecz nie uzyskał żadnej reakcji w odpowiedzi. - Cheri - warknął z groźbą, ale nadal nic. Szarpnął ją za ramię i przewrócił na plecy, a wnet wokół jej głowy pojawiła się kałuża ciemnej krwi.
Upadł na ziemię i pośpiesznie zaczął wycofywać się do tyłu z przerażeniem. Zrobił jej krzywdę, ale nie chciał tego. Nie z taką chęcią do niej tu przyszedł. To wszystko była jej wina. To ona do tego doprowadziła. Przełykając głośno ślinę poderwał się jak oparzony z ziemi i pędem pobiegł w stronę drzwi, trzesącą się ręką otworzył zamek, drugą trzymając przy krwawiącym oczodole.

~***~

- W ciągu kilku następnych dni neograf powinien potwierdzić autentyczność pamiętnika. Wtedy będziemy o jeden krok przed twoimi wujami - oznajmił oficjalnie Kakashi, zatrzaskując za sobą drzwi samochodu.
Sasuke ulokował się na miejscu pasażera i poszedł w jego ślady. Łapiąc pas spytał:
- Gdzie teraz jedziemy?
- Ty do domu - powiedział prawnik, przekręcając kluczyk w stacyjce. Silnik drogiego samochodu odpalił za pierwszym razem.
- Wiesz, Kakashi, że nie dam się tak szybko spłoszyć. Nie przy tej sprawie - sparował poważnie spoglądając kątem oka na swojego wykładowcę.
Kakashi nie wydawał się być zaskoczony jego słowami. Wręcz przeciwnie - wyglądał na zadowolonego.
- Miałem przeczucie, że to powiesz - parsknął.
- Więc? - Dopytywał Sasuke. Zazwyczaj był osobą cierpliwą, ale w tej chwili nie potrafił utrzymać swego stoicyzmu.
Hatake wyjechał z dwupiętrowego parkingu wprost na główną ulicę Konohy, lecz zamiast kierować się w stronę akademików, jak to przed chwilą zainsynuował, pojechał w stronę centrum miasta.
- Jak dużo wiesz o Sakurze? - Spytał po chwili Kakashi.
- Wystarczająco, by wiedzieć, gdzie znajduje się moja lojalność - odpowiedział ze znudzeniem, skrupulatnie przyglądając się gipsowi na lewej ręce. Sądził, że to, ile wie o Sakurze zostało już wyjaśnione. Najwyraźniej jednak się mylił. Nie zamierzał zmieniać podjętej wcześniej decyzji. Bracia Mori zapłacą mu wysoką cenę za to wszystko. Nie zamierzał im odpuszczać w żaden sposób. Domyślał się, że jego wujowie niejednokrotnie będą się mieszać w sprawę Sakury, ale z nimi poradzi sobie na swój sposób.
- Skoro czytałeś pamiętnik, wiesz o śmierci jej współlokatorki… - ostrożnie zaczął Kakashi; starał się delikatnie wybadać, dokąd sięga wiedza Sasuke.
Uchiha leniwie skinął głową.
- Wiem również, że zmarła po przedawkowaniu heroiny, którą dostała od starszego Mori - mruknął, a Hatake zatrzymał samochód na czerwonym świetle.
- Tę samą, którą później znaleziono w samochodzie, który nieświadomie rozbiła. Oskarżenie twierdzi, że samochód należał do niej. Został jej sprezentowany kilka tygodni wcześniej, bo sama w końcu nie byłaby w stanie zapłacić za tak drogi prezent. W przeciwieństwie do jej ówczesnego chłopaka. Wszystkie papiery za samochód są na nią. Twoim pierwszym zadaniem, Sasuke, będzie obalenie tej tezy i zdobycie na to dowodów.
Sasuke uniósł zadziornie kącik ust.
- Z przyjemnością - mruknął zadowolony, strzelając palcami. - To dowiem się wreszcie gdzie jedziemy?
Kakashi wywrócił oczami i dostrzegając zielone światło wcisnął pedał gazu ruszając z miejsca.
- Śmierć jej współlokatorki i późniejsze oskarżenia odbiły się znacząco na jej psychice - westchnął.
- Jeśli dążysz do psychotropów to daruj sobie, bo o nich też wiem - wtrącił z przekąsem Sasuke, uprzedzając tym samym mężczyznę.
Kakashi parsknął śmiechem.
- Tego akurat się nie spodziewałem. Ale w takim razie nie mam co się już powstrzymywać. Jedziemy do psychologa. Potrzebujemy, by zrobiła analizę z kopii pamiętnika, a także by ustawić ją na późniejsze spotkanie z Sakurą. Potrzebne będą nam dowody, by dowieść w sądzie, jak duży wpływ miał na Sakurę jej chłopak w Kyoto.
Sasuke skrzywił się z obrzydzeniem. Ciężko mu było wyobrazić sobie Miyaviego w roli czułego chłopaka Sakury. Typ był zbyt niebezpieczny, by z kimkolwiek mógł się wiązać. Sasuke nie zamierzał dopuścić, aby jeszcze kiedyś się do niej zbliżył. Póki co, była bezpieczna i tylko to się liczyło.
- Jej rodzice są w stanie odzyskać pełną opiekę nad Daichim? - Zapytał nagle Sasuke.
Nie wyobrażał sobie młodego Haruno w przytułku bądź w rodzinie zastępczej. Miał kochającą go rodzinę, z którą powinien przebywać.
Kakashi stukał palcami o obitą skórą kierownicę, analizując pomału sprawę brata Sakury.
- Mimo iż ta sprawa wydaje się łatwa, to w rzeczywistości taka nie jest - westchnął. - Państwo Haruno nie mają pieniędzy tak samo jak Sakura, więc szczerze nie wiem do końca, jak rozwiązać tę sytuację bez rozbijania banku. Wierzę, że dziewczyna po wygranej batalii sądowej zacznie na nowo układać sobie życie i będzie w stanie utrzymać siebie oraz brata. Szkopuł jest w tym, by to udowodnić w sądzie - mówił szczerze. Jednak nie zamierzał tak łatwo się poddawać. Oboje wraz z Sasuke wiedzieli przez kogo Daichi i rodzice Sakury mają kłopoty i oboje nie uważali tego za sprawiedliwe.
- Wszystko jak zwykle toczy się wokół pieniędzy - warknął rozdrażniony Sasuke, pogrążając się w zamyśleniu. Jak udowodnić sędzinie niezależność Sakury i to, że posiada wystarczające środki pieniężne dla siebie i brata? Wbrew pozorom nie jest to mała kwota. Dzieci są drogie w utrzymaniu - trzeba co chwilę kupywać nowe ubrania, buty i inne potrzebne rzeczy. Nie wspominając już o szkole i ewentulanych wycieczkach. Bez maszyny do mnożenia pieniędzy albo, tak jak powiedział Kakashi, napadu na bank się nie obędzie.
- Jesteśmy - oznajmił Kakashi, wyrywając go z głębokiego zamyślenia. Zamroczony Sasuke rozejrzał się po parkingu prywatnej kliniki psychologiczniej.
- Zostanę w samochodzie i spróbuję się skontaktować z Hachiro. Przekonanie jego do czegokolwiek może zająć o wiele więcej czasu niż twoja rozmowa z psychologiem - powiedział kiedy wykładowca przygotowywał się do opuszczenia samochodu.
Kakashi nie zaprotesował, tylko skinął głową w zrozumieniu. Podzielenie się obowiązkami, biorąc pod uwagę uciekający im czas, było rozsądne z ich strony. Trzy tygodnie to w rzeczywistości nie było dużo czasu, zwłaszcza, że problemy Sakury zaczęły się mnożyć.
Kiedy tylko Kakashi zniknął za drzwiami prywatnej kliniki, Sasuke wyciągnął z kieszeni telefon. Po odblokowaniu wyświetlacza dostrzegł odczytaną już wcześniej wiadomość od Sakury. Spanie na podłodze nie przeszkadzało mu zbytnio, chociaż i tak wątpił czy bez tego się nie obejdzie. Nie odpisując jej, wybierał numer Hachiro. Nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie zmuszony go użyć. Tuż przed naciśnięciem zielonej słuchawki jego telefon sam zaczął dzwonić, a na wyświetlaczu pojawił się numer Ino.
- Jestem zajęty - warknął, tuż po odebraniu połączenia.
- Zajmę ci tylko chwilkę - wtrąciła szybko, jakby spodziewała się, że Sasuke zaraz się rozłączy. A na to nie mogła sobie pozwolić, bo jeśli Sasuke zerwie połączenie, to kolejnego już nie odbierze.
- Streszczaj się - mruknął lakonicznie. Nie wiedział do końca czemu z nią rozmawiał, ale zwalał to na chęć odwleczenia rozmowy z Hachiro.
Ino od razu przeszła do sedna.
- Widziałeś się dzisiaj z Itachim albo z nim rozmawiałeś? - Spytała.
- Załóż mu GPS, jeśli nie wiesz gdzie jest i nie, nie gadałem z nim. To wszystko? - Ino westchnęła po drugiej stronie słuchawki.
- A więc nic nie wiesz… - Sasuke zmarszczył brwi, słysząc jak Ino mówi z zaniepokojonym głosem. Coś mu się nie podobało w tym, co słyszał.
- Nie wiem o czym? - zapytał ostrożnie.
- Itachi miał ci później powiedzieć, ale wyraźnie nie miał jeszcze jak i… - mówiła za szybko i za chaotycznie, by mógł bez skrupułów rozłączyć się i zignorować matkę swojego bratanka bądź bratanicy.
- Ino, do rzeczy - warknął ostro, mając dość tego krążenia w kółko.
Nastała krótka chwila niezręcznej ciszy.
- No bo widzieliśmy dziś rano Miyaviego czyhającego się na parkingu przed akademikami - odpowiedziała wreszcie ze przestrachem w głosie.
Sasuke poruszył dolną szczęką w złości.
- O której? - Dużo okien akademika było zwróconych w stronę parkingu, ale tylko on z Sakurą stali przy nim dzisiejszego ranka kłócąc się, paląc fajki jak nałogowcy i okazują sobie czułości.
- Gdzieś koło 9 - odparła.
- Twoja puenta? - zapytał hardo, wiedząc już, że jeżeli Miyavi pofatygował się spojrzeć w górę na jego piętro, bez wątpienia ich dostrzegł.
Widział jak się tulą? Całują?
Cisza po drugiej stronie słuchawki nie była dla Sasuke niczym dobrym.
- Ino - syknął. Już po jej zachowaniu wiedział, że coś jest nie tak.
Wypuściła ze świstem powietrze prosto do słuchawki, po czym powiedziała:
- Może panikuję, bo nawet nie minęła godzina po której miała sie odezwać, ale kiedy chciałam do niej przed chwilą zadzwonić i o coś spytać, to ma wyłączony telefon. I tak od dobrych dwudziestu minut. Nawet nie oddzwania.
Sasuke wziął kilka głębokich oddechów. Nie było jeszcze powodów do siania bezpodstawnej paniki.
- Powinna być już w moim pokoju - mruknął zerkając na zegarek, ale nieprzyjemne uczucie nadal go nie opuszczało. - Idź i sprawdź, a potem daj mi znać.
- Jestem u Itachiego, ale jej tam na pewno nie ma! Bo…
Sasuke przymknął powieki i przeklnął siarczyście pod nosem. Słowo “bo” stało się jego koszmarem. Tak bardzo nie chciał go słyszeć.
- Bo…? - prawie krzyknął, wyprowadzony z równowagi.
- Do cholery, mam nadzieję, że nic jej nie jest. A co jeśli… - zaczęła panikować jeszcze bardziej.
- Ino gdzie ona jest?! - Tym razem nie potrafił się powstrzymać. Wrzasnął głośno do słuchawki, zarażając się paniką Yamanaki.
- Poszła zabrać kilka rzeczy od siebie, by przynieść je do ciebie. Mówiła, że zaszyje się w twoim pokoju na jakiś czas - odpowiedziała przerażona Ino. Martwiła się o Sakurę i bała się obecnie Sasuke.
- Poszła tam sama?! - Krzyknął wściekły, przesiadając się szybko na miejsce kierowcy. Miała załatwić kilka spraw, a następnie wrócić do jego lokum w akademiku, z którego obiecała nie ruszać się już ani na krok! Niech ją szlag! Gdyby wiedział, że Miyavi czaił się z rana przy jego akademiku, nie pozwoliłby się jej nawet z tamtąd ruszyć. Przykułby ją nawet do łóżka, jeśli byłaby taka potrzeba! - Ile razy próbowałaś się z nią skontaktować? - zapytał nim Ino zdążyła cokolwiek jeszcze powiedzieć.
- Z dwadzieścia. Martwię się o nią.
Sasuke odpalił samochód Kakashiego i czym prędzej wyjechał z prawie pustego parkingu.
- Jadę do niej. Zadzwonię do ciebie, jak już ją znajdę. - Nie czekał na żadną odpowiedź, tylko od razu rozłączył się po wypowiedzeniu ostatniego słowa. Odrzucił telefon na drugie siedzenie i skupił się całkowicie na jeździe. Do mieszkania Sakury ze specjalistycznej kliniki nie było aż tak daleko, ale popołudniowy ruch dawał o sobie znać, a Sasuke nie miał czasu na zbędne sterczenie w korkach. Chciał by to całe zamieszanie okazało się zwykłym fałszywym alarmem. Pieprzonym nieporozumieniem. Błagał, by telefon jej się po prostu rozładował i by później mógł bez skrupułów się na niej wyżyć za bezmyślność. Mówił by tam nie szła! Ale rozmawiali o spaniu tam, a nie o przechadzce po kilka rzeczy. Jednak Sakura to Sakura, zawsze musi obejść jakoś sytuację. Mógł to przewidzieć! Oczywiste było, że będzie potrzebować jakichś ubrań, kosmetyków i innych pierdół, ale żadno z nich o tym nie wspomniało wcześniej.
Zacisnął mocniej prawą rękę na kierownicy, chcąc powstrzymać drżenie własnego ciała.
Nie miał pojęcia co zrobi, jeśli rzeczywiście coś jej się stało. Ostatnimi dniami bracia Mori pokazali, że nie powstrzymają się przed niczym. Pytanie tylko, czy byli w stanie zrobić coś bezpośrednio Sakurze? Fakt, to oni ją oskarżali w sądzie, jednak ten mógł spojrzeć na sprawę zupełnie inaczej wiedząc, że któryś z braci położył palec na Sakurze. Ale nawet za palec Sasuke miał zamiar połamać im wszystkie kości.
Ignorując wszelkie ograniczenia prędkości wyprzedzał na wariata, chcąc jak najszybciej znaleźć się w jej mieszkaniu. Wyminął na trzeciego długą ciężarówkę, po czym rozejrzał się na prawo i lewo, i przejechał na czerwonym świetle. W nosie miał przepisy drogowe.
Nagle w tylnym lusterku dostrzegł niebiesko-czerwone światła radiowozu, ale nawet to nie zmusiło go do zwolnienia i zatrzymania się na poboczu. Sasuke kontynuował swoją szarżę przez ulice miasta. Jeśli Sakurze nic nie było, poniesie wszystkie prawne konsekwencje związane z swoją lekkomyślną i niebezpieczną jazdą. Jednak jeśli Miyavi rzeczywiście ją dopadł, policja może okazać się pomocna. Chociaż wolał stracić prawo jazdy na kilka dobrych lat, niż by Sakurze coś się stało. Nie zasługiwała na więcej nieprzyjemności. Starając się ignorować śledzących go policjantów przyśpieszył jeszcze bardziej.
Z piskiem opon zatrzymał się po chwili pod mieszkaniem Sakury i po zgaszeniu silnika, wybiegł z samochodu. Biegł po betonowych schodach co drugi stopień chcąc jak najszybciej odrzucić wszystkie zmartwienia na bok. Chciał zobaczyć ją całą i zdrową. Chciał by wyśmiała go i jego chore obawy. Lecz dostrzegając na korytarzu krople krwi roztrzaskane na podłodze, a także czerwony odcisk dłoni na uchylonych drzwiach od mieszkania studentki, zamarł na chwilę w bezruchu. Jego twarz pobladła, a z ust z zaniepokojeniem wydobyło się jej imię. W myślach Sasuke zapanował kompletny chaos. Krew nie mogła być jej… NIE MOGŁA!
Po wybudzeniu się z letargu wznowił swoje niepewne już kroki i zaledwie po kilku sekundach stanął w progu jej wynajmowanego mieszkania - zaniemówił. Nieprzytomna Sakura leżała na podłodze w kałuży krwi, a na ramieniu miała wyraźne cięte rany. Podbiegł do niej, klęknął w czerwonej cieczy i nachylił się nasłuchując jej słabego oddechu.
Dwójka policjantów pojawiła się w mieszkaniu z pistoletami wycelowanymi na Sasuke, lecz po dostrzeżeniu wnętrza mieszkania oraz zakrwawionej kobiety, pośpiesznie schowali broń i zaczęli wzywać pomoc z zewnątrz.
- Karetka! - Ryknął przestraszony Sasuke, który zerwał się z podłogi i pośpiesznie zaczął przeszukiwać szafki w poszukiwaniu prowizorycznych bandaży. W między czasie jeden z policjantów zaczął wzywać pomoc przez radio, a drugi wybiegł z mieszkania.
Sasuke słyszał stłumiony głos mundurowego, który rozmawiał z dyspozytorką. Karetka, szybko - powtarzał równie zdesperowanym głosem. Zażądał również pojawienia się analityków i detektywów z wydziału kryminalistyki. Sasuke po znalezieniu kilku ręczników w mgnieniu oka powrócił do Sakury. Przyłożył materiał do rany na jej głowie z której najbardziej krwawiła.
- Sakura! Sakura słyszysz mnie?! - Krzyczał, dłonią uderzając delikatnie w jej policzek.
Nie reagowała.
Drugi policjant ponownie wbiegł do zdemolowanego mieszkania i czym prędzej zaczął wyciągać z apteczki czyste bandaże próbując opatrzyć pociętą szyję różowowłosej.
- Słyszy mnie pani? - Spytał pośpiesznie policjant, szturchając ją lekko.
Brak reakcji.
Sasuke jeszcze nigdy nie widział Sakury tak kruchej - wyglądała jakby miała zaraz rozpaść się z jego dłoniach.
Bał się.
Oddychała ciężko i słabo, ale żyła. Żyje i tylko to się teraz liczyło.
Zaszklonym spojrzeniem obserwował jej sine, rozcięte usta na których cały czas znajdowała się świeża krew. Kompletnie nie wiedział, co ma robić. Jak ma ją ratować?! Jak ma sprawić by wreszcie się ocknęła? Widział jej cięte, ohydne rany na ramieniu, na szyi, a także na dłoni. Wściekłość, a zarazem bezsilność wzrastała w nim.
Nie powinien w ogóle pozwalać Sakurze opuścić jego pokoju nad ranem. Powinna siedzieć tam teraz obrażona na cały świat, a zwłaszcza na niego, że stała się jego kilkudniowym więźniem. Ale nie był w stanie tego zrobić… Nie zamierzał być osobą, która podcinała jej skrzydła. A teraz cholernie żałował, że nie przekonał jej do zostania. Jednak jak miał ją powstrzymać przed pójściem i odwiedzeniem brata? To było niemożliwe zadanie, nawet jak dla niego. Zaciskając mocno zęby, odgarnął sklejone krwią kosmyki włosów z jej twarzy. Miał ochotę krzyczeć, wrzeszczeć, dać upust targającym go emocjom. Nie potrafił nie być wściekły, kiedy widział ją w takim stanie. Był zły na nią, że tu przyszła. Był zły na siebie, że jej nie powstrzymał. Był wściekły na Miyaviego, za wszystkie wyrządzone Sakurze krzywdy.
Lepiej dla niego by to policja pierwsza go zatrzymała, nim Sasuke go dopadnie.
Niespodziewanie powieki Sakury zaczęły drgać i przez ułamek sekundy Sasuke był w stanie dostrzec wyrazistą zieleń jej oczu. Po czym oba kąciki jej ust uniosły się minimalnie.
- Nie zostawiaj mnie - powiedziała słabym, ledwo słyszalnym głosem, mając ledwo co otwarte oczy.
Sasuke wypuścił zalegające w płucach powietrze i oparł swoje czoło o jej.
Żyła.
Sakura  ż y ł a.
- Głupia - warknął rozchwianym głosem. Nie chował łez, które od kilku minut zbierały się w jego oczach. Pozwolił im spływać po policzkach, opadając na jej sponiewieraną twarz, by następnie wymieszać się z krwią na jej bladej twarzy. Nie wstydził się łez.
Jej chłodne palce zetknęły się z jego złamaną ręką, gładząc delikatnie koniuszki jego palców.
Samotna łza wypłynęła spod jej powieki.
Nie starł jej.
Ta łza była ich symbolem; ich niewypowiedzianą obietnicą, że już jej nigdy nie opuści.
Nie był w stanie nic więcej powiedzieć, gdyż medycy odciągnęli go od niej chcąc czym prędzej zająć się pacjentką. Widział jak Sakura ponownie traci przytomność, pomimo prób ratowników. Lekarz i dwoje ratowników rozmawiało ze sobą podniesionym głosem, próbując dokładnie ocenić jej stan. Sasuke w zaniepokojeniu przyglądał się jak lekarka świeci małą latareczką po jej oczach, mówiąc do pozostałych o prawdopodobnym wstrząsie. Jego dłonie zamieniły się w dwie solidne pięście, powodując zbielenie kłykci. Nie daruje sobie, jeśli Sakura z tego nie wyjdzie.
- Jest uczulona na jakieś leki? - spytał zdenerwowanym głosem barczysty ratownik, podczas gdy lekarz napełniał strzykawkę niezidentyfikowaną cieczą i wydawał polecenia kobiecie w czerwonym uniformie.
- Czy jest uczulona na jakieś leki? - znacznie podniósł głos, a Sasuke dopiero wtedy zorientował się, że pytanie zostało skierowane do niego.
- Nie wiem - odparł. Nie znał jej na tyle dobrze, by poznawać takie szczegóły z jej życia, ale po chwili ocknął się. - Bierze leki. Hydroksyzynę - dodał pośpiesznie, jakby to miało im w czymkolwiek pomóc.
Paramedyk przytaknął i nim powrócił do zajmowania się Sakurą, powiedział jeszcze słowa na które Sasuke cały czas czekał:
- Będzie dobrze.
Sasuke podążał za lekarzami, chcąc wsiąść wraz z nimi do karetki, gdy niespodziewanie poczuł jak ktoś kładzie mu dłoń na ramieniu.
- Pojedziesz z nami do szpitala. W karetce będziesz tylko zawadzał. A nam możesz pomóc - odezwał się detektyw.
Sasuke wykrzywił niechętnie usta, ale ustąpił. Chciał być przy niej, ale w małej karetce rzeczywiście mógł być przeszkodą, zwłaszcza, że stan Sakury nadal nie był stabilny.

Kenji Eguchi i Tatsuya Handa wypytywali go w drodze do szpitala o Sakurę, o niego, o ich relacje, o podejrzenia względem osoby, która w bestialski sposób pocięła i pobiła ją. Powiedział wszystko. Nie powstrzymywał się przed niczym. Wspomniał nawet o braciach Mori i ich nękaniu Sakury. Ale wiedział, że nic nie zrobią. Nie będą w stanie nic zrobić, bo kiedy Madara tylko dowie się o całej sprawie, wszystko zatuszuje i wymyśli idealną wymówkę na niewinność Miyaviego. Chyba że, sprawa zostanie rozdmuchana na wszystkie strony nim wieści dotrą do uszu Madary. Pytanie jakie nasuwało się Sasuke - gdzie był teraz ten sukinsyn?
Po samochodzie rozszedł się dźwięk jego telefonu. Widząc jak Tatsuya skina głową odebrał telefon.
- Czy chcę wiedzieć gdzie zniknąłeś z moim samochodem? - Głos Kakashiego nie był zły, był zaintrygowany.
Sasuke wziął głęboki oddech.
- Dopadli ją - powiedział drżącym tonem, nie potrafiąc utrzymać głosu na wodzy.
- Co? - Kakashi nie wierzył własnym uszom. - Gdzie jesteście, Sasuke?!
- Karetka wiezie ją do szpitala, powinna już tam być. Ja jadę z policją.
- Nie mów nic beze mnie - wtrącił wykładowca wyraźnie zaczynając biec.
- Nie jestem podejrzanym. Powiedziałem im wszystko co wiem - mówił osowiale, pozornie pozbawiony uczuć. Przed oczami pojawiło mu się zakrwawione mieszkanie Sakury, a także drzwi na których była odbita czerwona męska dłoń. Dziękował w tej chwili za złamaną rękę, która zaoszczędziła mu tyle cennego czasu. Nie będzie musiał spędzać kilka godzin na posterunku jako jeden z podejrzanych podczas interegacji. Będzie mógł czekać w niepokoju w szpitalu na dalsze wieści o Sakurze.
- Dzwoniłeś już do kogoś?
Sasuke pokręcił głową, jakby Kakashi był w stanie go dostrzec.
- Nie.
- Skontaktuję się z jej rodziną, a ty nie ruszaj się ze szpitala. I nie rób niczego głupiego - powiedział z wyraźnym ostrzeżeniem Hatake, na co Sasuke w ogóle nie zareagował. Nie zamierzał robić niczego głupiego, dopóki nie dowie się, że Sakurze nic nie będzie. Dopóki nie dostanie potwierdzenia od lekarzy, że będzie żyć.  Ale później…
Później nikt go nie powstrzyma.
Rozmowa nie trwała dłużej niż kilkanaście sekund, a samochód policji zatrzymał się przed oddziałem ratunkowym.
- Znajdziemy cię w środku - oznajmił Kenji, gdy Sasuke był w trakcie otwierania tylnych drzwi.
Sasuke nie słyszał dalszych słów detektywów, wybiegł z samochodu nie odwracając się nawet za siebie. Niczym szaleniec wbiegł na oddział ratunkowy rozglądając się wokół siebie w poszukiwaniu choć kosmyka różowych włosów. Nie dostrzegając jednak nigdzie Sakury podbiegł do pielęgniarek znajdujących się w recepcji chcąc uzyskać jakiś informacji, kiedy nagle lekarze zaczęli pchać pośpiesznie łóżko z Sakurą przez korytarz.
Sasuke od razu chciał się czegoś dowiedzieć, lecz został gwałtownie odepchany.
- Proszę się odsunąć - krzyknął lekarz nie odstępując łóżka Sakury ani na chwilę.
Nim Sasuke zdążył spytać o cokolwiek, usłyszał kolejne chaotyczne słowa z ust lekarza: - Blok trzeci gotowy na operację?!
Krew odpłynęła z jego twarzy. Czuł jak tracił grunt pod nogami. Jaka operacja?! Co się dzieje?!- krzyczał w myślach. Zerknął niepewnie na łóżko - nadal żyła - Sakura cały czas była nieprzytomna, lecz teraz na jej twarzy znajdowała się maska, która wyraźnie miała pomóc jej w oddychaniu. Nie wyglądała jednak lepiej niż przed kilkunastoma minutami, wyglądała jak cień samej siebie.
Nie wytrzymał. Chwycił mocno lekarza za przed ramię i zmusił go do odwrócenia się w jego stronę.
- Co z nią?! - warknął żądając natychmiastowej odpowiedzi.
Lekarz nie zdążył nic odpowiedzieć, kiedy ktoś znienacka odciągnął od niego Sasuke. Łóżko z Sakurą odjechało w stronę bloku operacyjnego.
- Rodzina? - spytał ze spokojem lekarz, ostrożnie mu się przyglądając.
Sasuke dopiero teraz zorientował się, że był cały we krwi. Jej krwi. Jego koszula, spodnie, ręce, wszystko było pokryte szkarłatną cieczą - jakby to on był sprawcą.
Nie był osobą, która nie wiedziała co powiedzieć, teraz jednak słowa utknęły mu w gardle.
- Ja… - zaczął niepewnie, zakrwawioną dłonią przejeżdżając przez swoje gęste włosy. - Niech pan powie co się z nią dzieje! - Krzyknął gwałtownie.
Oczy lekarza zwęziły się w irytacji. Oczywiście, że nic mu nie powie, jeśli nie odpowie poprawnie. Jako osoba postronna, a nawet zwykły znajomy, nic nie będzie w stanie się dowiedzieć.
            - Narzeczony - mruknął pod nosem, chcąc by lekarz uwierzył w jego niewinne kłamstewko.
            Mężczyzna obdarzył go sceptycznym spojrzeniem.
            - Chłopak mówi prawdę - wtrącił niespodziewanie detektyw Eguchi, który wraz ze swoim partnerem pojawił się przed blokiem operacyjnym. Obaj policjanci pokazali oznaki. - Jaki jest stan dziewczyny?
- Pacjentka jest w stanie ciężkim. Od razu z SOR’u została przewieziona na blok operacyjny. Lekarz, który ją przyjął i który właśnie zaczyna operację podejrzewa obrażenia wewnętrzne, a także możliwe przekłucie płuca złamaną kością żebrową. Do tego jeszcze dochodzą cięte rany przez które straciła dużo krwi - powiedział ze spokojem, a detektywi przytaknęli lakonicznie jakby niczego innego się nie spodziewali.
- Jak długo potrwa operacja? - odezwał się Tatsuya.
- Podejrzewam, że około dwóch godzin, jeśli nie będzie żadnych komplikacji.
Komplikacje, jak Sasuke nienawidził tego słowa. Wręcz brzydził się nim. Zawsze coś mogło pójść nie tak podczas operacji i wszystko zostałoby zrzucone właśnie na komplikacje.
- Będziemy potrzebować ubrania dziewczyny do ekspertyzy - powiedział Tatsuya, a lekarz posłusznie przytaknął i oddalił się od nich.
Detektywi odwrócili się do Sasuke.
- To będzie długie czekanie, idź po kawę. My wrócimy za trzy godziny - powiedział Kenji układając dłoń na jego ramieniu. Dotyk nie trwał długo, był zaledwie chwilowy, ale mimo wszystko miał na zadaniu podnieść Sasuke na duchu. Nieskutecznie.
Policjanci wycofali się, pozostawiając Sasuke samego.
Z a b i j e   g o.
            Zabije.
            ZABIJE!
            Zaciśniętą pięścią uderzył w najbliższą ścianę w akcie bezradności.
Nie znosił być bezsilnym!
Irytowało go to, wkurzało i doprowadzało do białej gorączki!
Nienawidził tych chwil, tak samo jak pieprzonych komplikacji. Wręcz brzydził się swoją bezsilnością. Ale to obawa o jej życie najbardziej go przerażała. Nigdy jeszcze o nikogo się tak nie bał, jak właśnie o Sakurę. O to, że już nigdy nie ujrzy jej uśmiechu, nie usłyszy śmiechu, nie spotka się już z jej intensywnym spojrzeniem. Nie poczuje jej dotyku. Nie zobaczy jak się peszy, nie odpowie mu żadną ciętą ripostą.
Nie chciał tego.
Odkąd Sakura pojawiła się w jego życiu, była niczym huragan, który z początku irytował go, ale z czasem zrozumiał, że huragan był pięknym chaosem bez którego nie potrafił żyć.
Jeszcze raz jego pięść zetknęła się ze ścianą. Nie czuł żadnego bólu. Odczuwał zaledwie czystą, niepohamowaną wściekłość.
Czuł na sobie przestraszone spojrzenia pacjentów i personelu, którzy wyraźnie bali się odezwać słowem w obawie, że pęknie jeszcze bardziej.
Po oparciu się o ścianę zjechał po niej i usiadł na chłodnej posadzce. Nieobecnym wzrokiem obserwował zamknięte drzwi do bloku trzeciego. Z każdą minutą w której drzwi pozostawały zamknięte czuł jak Sakura się od niego oddala. Tak bardzo chciał teraz wyciągnąć do niej dłoń. Tak bardzo chciał by ją złapała i mocno ścisnęła, uśmiechając się do niego. Pieprzone, niespełnione marzenia.
            Odchylając głowę do tyłu zacisnął rękę w solidną pięść. Dopiero teraz zrozumiał cierpienie oczekujących w niewiedzy ludzi. Dopiero teraz do niego dotarło w jakim stanie rzeczywiście znajdowała się Sakura kiedy ją spotkał gdy oczekiwała na wieści odnośnie operacji Daichiego. Czasami człowiek nie do końca zdaje sobie z wszystkiego sprawy, dopóki sam nie nie dozna podobnych nieprzyjemności.
            Zęby bolały go niemiłosiernie od ściskania szczęki, ale ani na chwilę nie przestawał tego robić. Był głupkiem, który bez przerwy wpatrywał się w drzwi bloku operacyjnego. Jednak wizję zaburzył mu widok małego przeźroczystego pojemniczka w którym znajdowało się kilka białych tabletek.
            - Weź to chłopcze, dobrze ci zrobi - oznajmiła stoicko starsza pielęgniarka, którą pożerał właśnie rozwścieczonym wzrokiem.
            Chciał być sam! Czy tak dużo wymagał?
            - Zabierz to ode mnie - burknął pogardliwie, zakrwawionym gipsem odpychając rękę posiwiałej kobiety.
            - Weź to - powtórzyła nieco ostrzej, ale Sasuke nie chciał żadnych leków uspokajających. Chciał Sakurę! Nie zamierzał odlatywać do Leko-Nibylandii dopóki operacja się nie zakończy. Potrzebuje wiedzieć, że nie doszło do żadnych komplikacji i że wszystko od tej pory będzie już dobrze.
            To nie było tak wiele, ale właśnie tego potrzebował.
            Niewiedza była jak rak, który zżerał człowieka od środka. Powoli a boleśnie. Śmiertelnie.
            Pielęgniarka podsunęła mu plastikowy kubeczek z lekami jeszcze bliżej, a jej wzrok mówił wszystko. Nie zamierzała stąd odchodzić póki Sasuke nie połknie pigułek.
            Ale Sasuke nie miał ochoty niczego brać. Ponownie zamachnął się zagipsowaną dłonią, uderzając nią w rękę pielęgniarki z której wyleciał kubek wraz z całą jego zawartością. Lekarstwa z plastikowym pojemnikiem upadły na podłogę.
            - Nie będę brał żadnych pieprzonych tabletek! - Ryknął donośnie, a jego głos echem rozszedł się po korytarzu.
            Na twarzy pielęgniarki zawitał strach, lecz nie przejął się nim. Miał większe zmartwienia na głowie niż to, że był zbyt porywczy w stosunku do starszej kobiety.
            W ułamku sekundy został podniesiony za ramiona wbrew własnej woli.
            - Co ty odpierdalasz? To jest szpital! - Wysyczał rozwścieczony Itachi, dysząc ciężko. Obserwował brata z niedowierzaniem, który przed chwilą wybuchnął niekontrolowanie na korytarzu. Takie zachowanie nie było w stylu Sasuke. Brawura, tak. Cynizm, tak. Przemądrzałość, tak. Ale nigdy Itachi nie posądziłby własnego brata o tworzenie publicznych scen. Widząc jednak jak Sasuke z zaciśniętą szczęką spuszcza urażony wzrok, westchnął ciężko i puścił jego ramiona.
            - Ja się nim zajme - powiedział do pielęgniarki schylając się po pusty plastikowy kubek. - Można prosić o kolejne tabletki? - spytał, ignorując prychnięcie Sasuke na wzmiankę o lekach. - Jak będzie trzeba to sam wepchnę mu je do gęby - zagroził, rzucając bratu ostrzegawcze spojrzenie.
            Pielęgniarka uśmiechnęła się do nich blado, po czym poszła po kolejną porcję leków uspokajających, które już po chwili znalazły się w posiadaniu starszego z braci. Nikt inny już się do nich nie zbliżył, aczkolwiek ciekawskie spojrzenia nie opuszczały ich ani na chwilę.
            - Nie chcę żadnych pieprzonych tabletek - syknął lekceważąco.
- Przestań zachowywać się jak bachor, bo zaraz ochrona cię stąd wywali na zbity pysk - wtrącił Itachi pomału tracąc do niego cierpliwość.
Sasuke w irytacji ponownie prychnął pod nosem, jednak tym razem chwycił za nowy plastikowy pojemniczek i bez zbędnego gadania połknął całą jego zawartość. Ostatnie czego chciał to zostać wyrzuconym ze szpitala.
Itachi uważnie obserwował badawczym wzrokiem stopniowo uspokajającego się brata. Wyglądał koszmarnie, to mało powiedziane. Był blady, a jego dłonie bez przerwy całe się trzęsły, czego nawet on sam jeszcze nie zauważył. Jednak to ilość krwi jaka znajdowała się na jego ciele najbardziej przykuwała uwagę osób trzecich. Krew Sakury była wszędzie. Mimowolnie rozpiął bluzę i ściągnął ją z siebie, po czym zarzucił bratu na ramiona.
- Idź do łazienki i przynajmniej zmyj krew z rąk i twarzy. Kakashi zaraz przyjedzie tu z Tsunade i jej rodzicami. Wątpię by chcieli widzieć ile krwi straciła ich córka. - Spokój z jakim mówił Itachi podział na Sasuke od razu.
Młodszy z braci niczym duch skierował się bez słowa po znakach do najbliższej łazienki, pozostawiając Itachiego samego przed blokiem operacyjnym. Kakashi musiał się skontaktować z Itachim tuż po ich rozmowie telefonicznej, a ten najwyraźniej od razu przybiegł tutaj.
Sasuke nie wiedział jak miał spojrzeć jej rodzicom w oczy. Przecież mógł nie dopuścić do tego by spotkała się z Miyavim. Było tyle możliwości, którymi wcześniej się nie przejmował, nie spodziewając się aż takiego obrotu wydarzeń. Kiedy Sakura w konsternacji opuszczała jego pokój z samego rana, spodziewał się ją ujrzeć tam z powrotem wczesnym wieczorem. Mogła się uśmiechać grymaśnie, mogła marudzić z powodu gadów zamieszkujących terrarium na półce, mogła nawet klnąć jak szewc z cholera wie jakiego powodu. Ale nie powinna teraz leżeć w stanie krytycznym na stole operacyjnym z licznymi ranami. Nie tak powinien wyglądać ich wspólny wieczór. Nie tak oboje sobie to planowali.
Głośnym trzaśnięciem zamknął za sobą drzwi od łazienki i od razu podszedł do umywalki. Przez chwilę spoglądał oniemiały we własne odbicie lustrzane, przyglądając się zaschniętej krwi na swojej twarzy. Nieprzytomna i zakrwawiona dziewczyna ponownie pojawiła mu się przed oczami. Przypominając sobie jej siną twarz, a także rany i nóż leżący obok, poczuł jak jego ciało zaczyna się niekontrolowanie chwiać. Zbladł jeszcze bardziej, a w głowie nagle zaczęło mu się kręcić.
Chwycił się dłonią umywalki, nie chcąc przez przypadek upaść na zabrudzoną szpitalną posadzkę. Odkręcił kurek i lodowatą wodą ochlapał twarz, chcąc przywrócić jako taką trzeźwość umysłu.
Długie minuty szorował twarz, pozbywając się z niej krwi. Itachi miał całkowitą rację, rodzice Sakury nie powinni widzieć takiej ilości krwi córki na nim. Wystarczy, że mieli sporo zmartwień przez poważny stan w jakim cały czas znajdował się Daichi. Brutalny atak na Sakurę, bez wątpienia nimi wstrząsnął. Jej rodzice nie potrzebują zobrazowania wszystkiego.
Naciągnął rekaw bluzy Itachiego na przesiąknięty krwią gips i zapiął ją pod szyję. Lepiej będzie jak niektóre sprawy zachowa dla siebie.
Raz jeszcze karym spojrzeniem zerknął w swoje lustrzane odbicie. Pomimo braku rozbryźniętej krwi, w żadnym stopniu nie wyglądała lepiej niż przed przyjściem tutaj. Wydawało mu się, że z każdą chwilą jego skóra bladła jeszcze bardziej, a oczy stawały się coraz to bardziej czerwone.
Pod blokiem operacyjnym numer trzy zastał tylko brata pogrążonego w ciszy i w zamyśleniu stukającego stopą o posadzkę. Ta denerwująca Sasuke cisza została tuż po chwili przerwała przez pojawienie się rodziców Sakury, Kakashiego i Tsunade. Sasuke nie wiedział co wołał bardziej: ciszę, która przyprawiała go o ochotę puszczenia natychmiastowego pawia, czy ten hałas nie przerwanego potoku pytań. Nie był żadnym pieprzonym guru, by móc odpowiedzieć choć na jedno z nich.
            Za wszelką cenę starał się uniknąć pytającego i wręcz błagającego spojrzenia Mebuki i Kizashiego, którzy pragnęli się czegoś dowiedzieć o stanie córki, i w jaki sposób w ogóle się tu znalazła. Nie miał jednak wystarczająco siły by spojrzeć im prosto w oczy, ani by powiedzieć cokolwiek. Perspektywa, że mógł jednak w jakiś sposób powstrzymać ją, zakorzeniła się głęboko w nim, powodując przeklęte wyrzuty sumienia.
- Operują ją. Trzeba czekać na lekarza, by cokolwiek móc się dowiedzieć - odezwał się za niego Itachi, bez przerwy przyglądając się bratu, który był niczym niebezpiecznie tykająca bomba. Jedno nieodpowiednie słowo czy czyn, a niekontrolowana eksplozja gwarantowana.
To zastopowało fale pytań, które cały czas huczały w myślach.
Co się stało?
Jak z nią?
Kto?
Jest cała?
Co wiesz, Sasuke?
Jak do tego doszło?
Kakashi chwycił Sasuke za ramię i odciągnął go od zbiegowiska, mimo protestów Tsunade i rodziców Sakury. Jednak Itachi skutecznie powstrzymał ich przed podążeniem za nimi.
Będąc z dala od tysiąca różnorodnych pytań, Sasuke czuł jak wraca mu oddech.
- Co powiedziałeś detektywom? I gdzie oni są? - Zapytał Hatake podając mu butelkę gazowanego napoju z automatu.
            - Mają wrócić po tym jak operacja się skończy - burknął wkładając ręce w kieszenie bluzy. - A powiedziałem co wiedziałem. Nie widziałeś jej Kakashi. On ją zmasakrował. Pociął jak zwierzę! - Wysyczał drżącym głosem, niepotrafiąc się opanować.
            Kakashi westchnął ciężko, nie wiedząc co sam może powiedzieć.
            Takiego wieczoru żadno z nich się nie spodziewało.
            - Lekarz mówił coś określającego jej stan? - Odezwał się po chwili, bawiąc się w dłoni telefonem.
            - Stan ciężki - wypluł słowa niczym jad. To czekanie było nie do zniesienia! - Co zamierzasz zrobić? - Zapytał spoglądając na wykładowcę spode łba.
            - Nie jestem gliną, ale też mam kilka asów w rękawie. Poczekaj tutaj z bratem i resztą, jakby coś się działo daj mi od razu znać - oznajmił wkładając telefon do kieszeni marynarki. - Powtórzę raz jeszcze, nie rób nic głupiego.
            Sasuke opadł na najbliższe krzesło obserwując jak Kakashi pośpiesznym krokiem gdzieś idzie. Nie miał wystarczająco siły i odwagi by powrócić do stojących kilka metrów dalej rodziców Sakury, Tsunade i Itachiego.
            Jego brat w przeciwieństwie do niego nie miał żadnych zahamowań. Sasuke kątem oka obserwował jak Itachi w uspokajający sposób próbuje rozmawiać z rodzicami Sakury. Tsunade w żaden sposób nie interweniowała. Sasuke zastygł nagle w bezruchu. Itachi nie mógł im się właśnie przedstawiać. Nie mógł powiedzieć kim jest, dłonią przy okazji wskazując na niego samego. Doskonale pamiętał jak Sakura ostrzegała go, aby pod żadnym pozorem nie ujawniał własnego nazwiska, kiedy wprosił się na rodzinny obiad. Wtedy nie rozumiał niczego. Lecz teraz, gdy wiedział skąd wzięła się nienawiść Sakury do jego rodziny, rozumiał ją doskonale. Obecnie sam również nie pałał chęcią do swoich wujów. To wszystko w końcu było ich winą.
            Niechcąc pozostawiać brata na niesłuszne pożarcie przez rodziców Sakury, ruszył w ich kierunku.
            Kizashi nie wyciągnął dłoni do Itachiego, powodując tym samym niezręczną sytuację. Sytuacja, która się pogorszyła, kiedy Sasuke do nich powrócił.
- Uchiha był w moim domu. Jadł przy moim stole, gawędząc sobie przy okazji z moją rodziną - mówił w złości Kizashi, wprowadzając Itachiego i Tsunade w osłupienie. - Nie mam pojęcia co moja córka miała w głowie, ale od jutra masz się do niej więcej nie zbliżać. Nie karzę ci stąd teraz znikać, tylko dlatego, że to ty ją znalazłeś i wezwałeś odpowiednią pomoc.
Sasuke w żaden sposób nie argumentował łaski ojca Sakury. Bronić reputacji swojej rodziny również nie zamierzał, nie widział ku temu żadnego powodu.
- Nie możecie nie ufać Sakurze w doborze znajomych przez resztę jej życia. To, że popełniała błędy w Kyoto, nie znaczy, że tutaj też je popełnia - zaznaczyła ostrym tonem Tsunade.
- Gdzie w jej przypadku jest rozsądek w zadawaniu się z Uchihą, po tym wszystkim? - Wybuchnął Kizashi pomimo prób Mebuki w uspokojeniu go.
- Nie ma go, nie przeczę. Ale może ma powody,by kontunuować tę znajomość? Wątpię, by Sasuke pomimo swojego nazwiska był jej błędem. Po za tym Sasuke jako student pomaga Kakashiemu i Yamato w sprawie Sakury. To tyle co mam do powiedzenia,Kizashi - powiedziała oficjalnym tonem.
Ojciec Sakury burknął kilka gorzkich słów pod nosem, po czym wyswobodził się z uścisku żony i mówiąć, że idzie po kawę, oddalił się od nich.
            - Przejdzie mu jutro - szepnęła Mebuki do Sasuke, wzrokiem śledząc męża. - Martwi się o nią.
            Nie tylko Kizashi martwił się o Sakurę, każdy z zebranych okazywał oznaki podenerwowania trwającą ciągle operacją. Drzwi ani razu nie otworzyły się.
Sasuke nerwowo zerknął na zegarek - właśnie minęły dwie godziny od rozpoczęcia operacji. Jego noga zaczęła poruszać się w oznace zniecierpliwienia. Nie chciał żadych komplikacji. Nie chciał by cokolwiek złego stało się Sakurze podczas operacji. Chciał by wyjechała z teatru operacyjnego w stabilnym stanie i by już nic jej nie zagrażało.
Wreszcie po długim i nużącym się oczekiwaniu drzwi sali operacyjnej otworzyły się, a lekarz od którego Sasuke zarządał informacji wyszedł do nich jako pierwszy.
- Rodzina Sakury Haruno? - zapytał wzrokiem krążąc po zebranych osobach.
Mebuki od razu poderwała się z miejsca, wraz z siedzącym tuż obok niej mężem, który wrócił dobrych kilka minut temu nie odzywając się do nikogo słowem.
- Co z moją córką? - Zapytała pośpiesznie, pierwszy raz ukazując strach jaki cały czas się w niej gnieździł.
- Może się pani uspokoić, wszystko będzie w porządku - odpowiedział uśmiechając się blado do matki Sakury.
Wszyscy jednocześnie odetchnęli z ulgą.
            Sasuke wypuścił ze świstem powietrze. Chociaż raz jego nieme prośby zostały wysłuchane.
            - Pacjentka straciła dużo krwi, przez co była potrzebna transfuzja krwi. Jej płuco zostało przebite złamanym żebrem, ale założyliśmy drenaż, odciągneliśmy zalegające w nim powietrze i ponownie uszczelniliśmy płuco. Na szczęście, pomimo wcześniejszych podejrzeń nie doznała innych urazów wewnętrznych. Tylko jedno żebro uległo złamaniu, więc nie ma powodów do większych obaw. Jednak pacjentka będzie potrzebowała dużo cierpliwości w procesie gojenia się.
            - Można ją zobaczyć? - wtrącił Kizashi z nadzieją.
            Sasuke wyprostował się, wyczekując odpowiedzi lekarza. Niczego teraz bardziej nie pragnął jak ją zobaczyć.  
            - Obecnie cięte rany jakie znajdują się na jej ciele są zszywane i nadal jest pod wpływem narkozy. Będzie spać co najmniej do rana - odparł mężczyzna, lecz po zawahaniu dodał: - Ale pozwolę wam na krótką wizytę, gdy zostanie przewieziona na salę pooperacyjną. Tylko rodzice, póki co nikt więcej - zaznaczył od razu, a Sasuke poczuł jakby został z impetem uderzony w podbrzusze. Mocno i bezdusznie.
            Chciał coś powiedzieć. Otwierał nawet usta by zaprotestować, lecz wnet poczuł jak Itachi układa mu dłoń na ramieniu. Nie rozumiał co ludzie chcieli osiągnąć tym gestem, to był już kolejny raz kiedy ktoś chciał go w ten sposób uspokoić. Wkurzało go to. Najchętnie zrzuciłby rękę brata i wprosiłby się na chama do sali, w której za kilka minut będzie znajdować się Sakura, ale coś go powstrzymywało. I wbrew pozorom nie był to jego brat.
            Jak miał na nią spojrzeć, kiedy doprowadził do tego, że tu się znalazła? To wszystko jest jego winą. Jego i jego rodziny. Samo przebywanie tu w towarzystwie jej rodziców było dla niego wystarczającą psychiczną męką. Nie, nie zrobi kolejnej awantury, która na celu miałaby doprowadzić do ewentualnego zobaczenia się z nią. Była cała. Nic już nie zagrażało jej życiu, więc mógł spokojnie zrobić to co skrupulatnie zaplanował podczas długiego oczekiwania na jakieś wieści o jej stanie. Rozluźnił prawą dłoń w kieszeni bluzy i nie zamieniając z nikim słowa, zaczął kierować się ku wyjściu ze szpitala.
            Powiadają, że zemsta jest słodka - dzisiaj sam się przekona czy rzeczywiście tak jest.
Kiedy jednak znalazł się przed szpitalem z zamiarem wejścia do podstawionej taksówki, Itachi chwycił go za ramię i zatrzasnął drzwi samochodu z hukiem.
- Powiedz mi, że nie chcesz zrobić tego co myślę - powiedział ostro, spoglądając na młodszego brata z wrogością.
- Nie mam pojęcia co myślisz. Nie siedzę ci w głwie - warknął Sasuke odwzajemniając wzrok brata.
Lustrowali się dłuższą chwilę, ignorując dopytującego się, czy zamierzają jechać, taksówkarza.
Odpowiedź brata, nie do końca przypadła Itachiemu do gustu. Sarkastyczne gadki Sasuke w żaden pozytywny sposób na niego nie działały.
- Wracaj do Ino. Sakura nie jest twoim problemem - powiedział twardo Sasuke ponownie chwytając za klamkę tylnych drzwi samochodu.
- Tym dla ciebie jest Sakura? Problemem? - Parsknął Itachi otwartą dłonią uderzając w drzwi i nie pozwalając mu wsiąść.
- Problemem? - Zaśmiał się histerycznie do brata. - Nie masz pojęcia o czym pieprzysz. A teraz z drogi.
Itachi obserwował ostre rysy twarzy młodszego brata, który wyraźnie nie zamierzał rezygnować  ze swoich chorych postanowień. Przeklął siarczyście pod nosem i sam otworzył tylne drzwi taksówki. Był tylko jeden sposób, by jakoś wpłynąć na Sasuke. Ostatnie czego potrzebowali to by Sasuke dał się ponieść targającym nim emocjom.
- Sam na pewno nigdzie nie pojedziesz - skwitował wsiadając do samochodu.
Sasuke usiadł tuż obok brata, zatrzaskując za sobą drzwi i podając taksówkarzowi adres swojego rodzinnego domu.
- Wiesz, że to jest sprawa policji - zagaił po chwili Itachi, lecz Sasuke nie odpowiedział. Nie potrzebował niańki, która i tak nie będzie w stanie go zatrzymać.
- Nie możesz mieć nawet pewności, że Madara bądź Obito cokolwiek ci powiedzą o tym gdzie go znajdziesz.
Sasuke uniósł zadziornie kącik ust. Znajdzie już sposób na wujów, by wyjawili gdzie on się ukrywa. Nie odpuści. Nie może. Miyavi musi go popamiętać. Nie ujdzie mu to na sucho.
Itachi zaprzestał prób porozumienia się, widząc jak chwilowo jest to niemożliwe. Jego brat ponownie zamknął się w swojej skorupie, niedopuszczając nikogo do niego i będzie musiał się nieźle natrudzić by nieco uspokoić brata podczas konfrontacji z wujami. Itachi nie był tak zaślepiony jak Sasuke; Madara ani Obito nie pisną słówką co do pobytu braci Mori. Prędzej skontaktują się z policją by spróbować zatuszować kolejną sprawę, ponownie stawiając Sakurę w niekorzystnej sytuacji. Jeśli Madara rzeczywiście pociągnie swoje sznureczki w policji, dowodów na obecność Miyaviego w mieszkaniu Sakury nie będzie, a cała sprawa może się toczyć słowo przeciwko słowu i to cywilnie. Sakura pomimo swoich obrażeń przegrałaby batalię sądową. Itachi przeklnął siarczyście pod nosem, dłonią uderzając w zagłówek.
            - Zrobimy to po mojemu, więc nie zaczynaj odpierdalać tuż po przekroczeniu progu domu - zagroził mu palcem.
            Sasuke wywrócił lakonicznie oczami i niechętnie skinął głową. Lepsza była taka pomoc ze strony brata, niż żadna. Wybrednym na pewno nie zamierzał być.
            - Niech będzie, ale nie zamierzam przebierać w słowach - mruknął, palcami dłoni w zniecierpliwieniu stukając o swoje kolano. Najchętniej sam wsiadłby za kierownicę i nie ściągając nogi z gazu pognałby w stronę domu. Powstrzymywał się tylko dlatego, że pewnie sam wtedy wylądowałby w szpitalu. A na to teraz nie mógł sobie pozwolić.
            - Pamiętaj co powiedział lekarz, Sasuke. Sakura wyjdzie z tego i twoja chęć zemsty, oko za oko, ząb za ząb, na pewno w niczym nie pomoże. Wiem, że ci na niej bardzo zależy, ale…
            - Nie bądź głupi, Itachi - prychnął Sasuke machając ręką od niechcenia.
            Z ust Itachiego wydobył się krótki śmiech niedowierzenia.
            - Głupi, młodszy brat - zaklnął pod nosem, kręcąc głową w rozbawieniu. - Mam ci dać damski poradnik dotyczący pierwszych objawów zakochanych po uszy facetów? Nie rób z siebie głupiego jak but, Sasuke, aż tak tępy to ty raczej nie jesteś - skwitował uderzając brata otwartą dłonią w łeb. - Dorośnij i pogadaj ze swoim sercem, co? Bo tak na pewno nie zachowuje się ktoś bez uczuć do drugiej osoby.
            Sasuke wydął usta naburmuszony. To nie był odpowiedni moment na takie rozmowy.
- Dam ci radę Sasuke - odezwał się ponownie Itachi, gdy tylko wjechali na dobrze znaną sobie ulicę, przy której stał ich rodzinny dom. - Nie rób czegoś, za co później Sakura będzie się obwiniała. Krótko mówiąc, nie spieprz tego, jeśli chcesz nadal być blisko niej. - Po zapłaceniu za taksówkę wyszedł pierwszy, a milczący Sasuke tuż za nim.
Kochał ją? Nie wiedział.
Nigdy wcześniej nikogo nie obdarzał takim uczuciem, więc skąd miał to wiedzieć? Miłość do matki, czy też brata była czymś zupełnie innym.
Jedyne co Sasuke w tej chwili wiedział to to, że jest w stanie zrobić wszystko, by Miyavi zapłacił za to, co zrobił Sakurze. Nikt oprócz niego, lekarzy i policji nie wiedział w jakim stanie znalazł Sakurę na posadzce.
Każdy by tak postąpił na jego miejscu. Każdy. To nie mogły być żadne głębsze uczucia, powtarzał sobie w kółko nie potrafiąc zaakceptować słów brata.
On i miłość? To jakaś kpina.
Rozpiął bluzę czując nagłe uderzenie gorąca. Sasuke rozejrzał się nieswojo po krótkim podjeździe prowadzącym do ich rodzinnego domu. Ostatni raz kiedy tu był postanowił pogrzebać trochę przy swoim motocyklu i to wtedy został oficjalnie zapoznany z Miyavim. Żałował teraz, że wtedy nie obił mu tej ładnej buźki. To on powinien leżeć teraz w szpitalu, a nie Sakura.
Idąc przez podjazd, znową ją widział. Pociętą. Zakrawioną. Nieprzytomną. Szepcącą by jej nie zostawiał.
            Zacisnął prawą dłoń w solidną pięść, chcąc zatrzymać drżenie własnego ciała.
            Przed naciśnięciem klamki od drzwi frontowych Itachi przelotnie spojrzał na brata, ale to co dostrzegł wcale mu się nie spodobało. Sasuke był żądny zemsty, bardziej niż zdawał sobie z tego sprawę.
            - Pamiętaj. Robimy to po mojemu - ostrzegł brata otwierając drzwi.
            Sasuke spojrzał na niego wymownie, nie powiedział nic. Niech będzie jak Itachi chce, jednak jeśli sposoby jego starszego brata nie podziałają, to nie powstrzyma się przed wtrąceniem się w jego plan.
            Dom nie był osnuty ciszą, jak się tego spodziewali. Tuż na wejściu Sasuke z Itachim dostrzegli Madarę ostro wymieniającego się zdaniami z Obito. Ta kłótnia została jednak przerwana, kiedy tylko synowie Fugaku przekroczyli próg własnego domu.
            - Czyżby rodzinna schadzka? - Zakpił Madara uważnie przyglądając się swoim bratankom.
            - Skądże - powiedzial od razu Itachi, spoglądając na starszego brata swojego ojca z wyższością. - Nie wiem jak to zrobicie, ale macie go zaprowadzić na komisariat, by odpowiedział za swoje czyny nim gliny tu wpadną. Wybór należy do was.
            Madara zaśmiał się cynicznie.
            - Grozisz mi Itachi? To zupełnie nie w twoim stylu - odezwał sie władczo, odganiając ich dłonią jak niechciane muchy.
            - Nie żartuję - sparował ostro brat Sasuke, spoglądając na wuja spode łba. Tym co najbardziej rzuciło mu się w oczy, był fakt, że Madara ani Obito nie zaprzeczyli, ani też nie zakwestionowali jego słów; wiedzieli co się stało.
            - Cokolwiek ktoś coś zrobił, to nie jest wasza sprawa - zaargumentował Madara.
            - Gówno prawda! - Wybuchnął Sasuke. Próby Itachiego mimo, iż szczere nie dawały pożądanych efektów, a Sasuke nie miał czasu ani zamiaru bezczynnie czekać i rozmawiać grzecznie z wujami. - Może przestańmy spekulować i postawmy sprawę jasno, i wyraźnie - syknął w złości robiąc krok ku Madarze. - Jeśli w tej chwili nie zaprowadzisz tego skurwysyna na komisariat, obiecuję, że zrobię mu coś o wiele gorszego niż on zrobił jej. Zajebię drania - wrzasnął mu prosto w twarz.
            - Madara…
            - Milcz Obito - wtrącił ostrzegawczo Madara, nie chcąc słyszeć ani słowa z ust brata. - Żadne szczeniaki nie będą mi mówić co mam robić. Wiecie gdzie są drzwi.
            - To jest również nasz dom. Bardziej nasz, niż twój - powiedział spokojnie Itachi wymijając własnego brata. - To my wraz z matką dostaliśmy go w spadku po ojcu. Ty, Madara jesteś zwykłym lokatorem, który korzysta z rodzinnego przywileju.
            - Zasrany gówniarz - skwitował złośliwie obserwując bratanków. - A ty niby gdzie? - Warknął dostrzegając jak Sasuke niespodziewanie zaczyna wchodzić w głąb domu.
            - Nie zabronisz mi iść do swojego pokoju - odparł nie oglądając się ani w stronę wujów, ani w stronę brata. Itachi nie kwestionował tej nagłej zmiany zachowania Sasuke, sam prędzej dogada się z wujami.
            Sasuke wolnym krokiem szedł korytarzem, prowadzącym ku jego pokojowi, jednak to nie tam zmierzał. Wątpił by Itachi dostrzegł kropelki krwi na posadzce, inaczej bezwątpienia by go powtrzymał przed zrobiniem choć kroku. Miał tylko nadzieję, że jego przeczucie wcale go nie myliło. Najciszej jak tylko mógł zbliżał się do gabinetu w którym jego ojciec uwielbiał kiedyś spędzać swój wolny czas. Wyraźnie słyszał dochodzące z niego szmery, co nie przypadło mu zbytnio do gustu. Nikt prócz ich matki nie wchodził tam po śmierci Fugaku. I nikt nie miał do tego prawa.
            Oddychając ciężko nacisnął na klamkę i z rozmachem otworzył drzwi gabinetu swojego zmarłego ojca.
            - Sasuke! - Pisnęła Rin na widok bratanka, klękając na podłodze z zakrwawioną gazą w dłoni. - Co ci się stało? - Dopytywała się przerażona, dostrzegając jego poplamioną krwią koszulkę.
            Zimnym spojrzeniem spoglądał w głąb pomieszczenia, prosto na wpół zgiętego Miyaviego siedzącego na skórzanej sofie. Nie sądził, że szczęście aż tak mu dopisze. Uśmiechnął się zadziornie pod nosem widząc jego głęboką ranę tuż przy oku i zaczął zmniejszać dzielącą ich odgległość.
            - Nie była ci dłużna - powiedział z dumą i kompletnie ignorując pytania ciotki; bez zastanowienia wymierzył mu prawy sierpowy, kiedy tylko podniósł go do góry za szmaty.
            Coś głęboko w nim pęknęło, gdy tylko dostrzegł delikwenta. Cała jego złość, nienawiść eskalowała na zupełnie nowy poziom. Kolejny raz zamachnął się i przywalił Miyaviemu, lecz ten tym razem nie był mu na długo dłużny. Sasuke poczuł silne uderzenie, ale to tylko spotengowało jego wściekłość. Był w stanie go zabić, pragnął tego, pożądał… Zrobi wszystko by ten sukinsyn nie zbliżył się więcej do Sakury, by nawet na nią nie spojrzał. Nie zbliży się do niej nawet na metr. Nie pozwoli.
            Rin krzyknęła głośno, ale to nie powstrzymało dwóch mężczyzn z wymianie ostrych ciosów.
            Sasuke z impetem przycisnął Miyaviego do regału z książkami, przyduszając go gipsem jaki zakrywał jego lewe przedramię.  
            - Ta suka cię nasłała? - Wysyczał w gniewie, co jeszcze bardziej wkurzyło Sasuke.
            Nikt nie miał prawa tak mówić o Sakurze, a zwłaszcza nie on. Sasuke nie potrzebne były żadne słowa, jego wzrok mówił wszystko za niego - zabije go, zatłucze drania. Zemści się za to co zrobił Sakurze.
            Ponownie się zamachnął i raz jeszcze uderzył Miyaviego prosto w jego buźkę.
            To za Sakurę, powtarzał jak mantrę przy każdym zadawanym mu ciosie.
            - Dość! - Usłyszał głos Itachiego równocześnie czując czyjeś dłonie na swoich ramionach.
            Ale nie pozwoli im… To jest jego zemsta, nie chciał by ktokolwiek w nią ingerował. Jednak po kilku kolejnych ciosach jakie zadał Miyaviemu, nie miał szans z kilkoma parami rąk, które siłą odciągnęły go od niego.
            - Zgłupieliście wszyscy? - Wrzasnęła Rin w histerii, zupełnie nic nie rozumiejąc z chaosu jaki nagle zapanował. Przerażonym wzrokiem obserwowała zebranych w gabinecie mężczyzn. Obito wraz z Itachim trzymali mocno w swoich ryzach wrzeszczącego Sasuke, który najwyraźniej jeszcze nie miał dość. Natomiast Madara zajął się poszkodowanym Miyavim.
            - Uspokój się, młody - warknął ostro Obito do Sasuke.
            - Zapłacisz mi za to - odezwał się Miyavi, podpierając się ramieniem o Madare. - Za wszystko - powiedział z groźbą, wbijając swój rozwścieczony wzrok w Sasuke.
            - Tknij ją, zbliż się do niej, a…
            - Dość! - Wrzasnął Madara. - Mam dość tej pieprzonej dziecinady, przez jakąś lafiryndę,
            Itachi wraz z Obito musieli umocnić swój uścisk w okół Sasuke by powstrzymać go przed rzuceniem się na starszego brata ojca. Prawie nikomu nie spodobał się sposób w jaki Madara nazwał Sakurę, najbardziej Sasuke.
            - Zamknij mordę - zagrzmiał Sasuke.
            - Sasu… - próbowała go skarcić Rin, lecz on nie skończył mówić.
            - To wszystko wasza pieprzona wina. To przez was jest teraz w szpitalu, pozwoliliście mu na to by ją skatował, pociął. Pozwoliście mu ją zniszczyć! - Wrzasnął na cały głos wprowadzając zebranych w osłupienie.
            Nienawidził ich za to. Nienawidził własnej rodziny.
            - Nadal uważasz, że nie zrobiliście niczego złego? - zapytał retorycznie Itachi najstarszego wuja, wiedząc, że nie uzyska żadnej odpowiedzi. Madara był zbyt dumny, by móc odpowiedzieć cokolwiek na ich oskarżenia. - Nie pozwolę wam znowu ingerować w sprawy policji. Miyavi odpowie za to co zrobił Sakurze i tu, i w Kyoto. A wy pójdziecie na samo dno - powiedział ostro, stawiając sprawę jasno i wyraźnie.
            - Policja w żaden sposób nie zamierza pozwolić by ktoś ingerował w ich sprawy - odezwał się nagle nowy głos, a wszyscy spojrzeli w stronę roztwartych drzwi gabinetu. Detektywi, którzy zjawili się przed kilkoma godzinami w mieszkaniu Sakury, odwiedzili właśnie posiadłość rodziny Uchiha.
            Przez twarz Madary przetoczyła się złość.
            - Mamy nakaz - powiedział detektyw Kenji pokazując podpisany świstek papieru, nim Madara zdążył cokolwiek powiedzieć.
            Sasuke szarpnął się mocno, wyrywając się z uścisku brata i wuja.
            - Nic tu po tobie Sasuke. Ciebie wiemy gdzie szukać w razie kolejnych pytań, póki co musimy porozmawiać z twoimi wujami i panem Mori. Idź ogarnij się, a z rana odwiedź narzeczoną, będzie cię potrzebować gdy się obudzi - powiedział Tatsuya stając tuż obok swojego partnera.
            - Co…? - Zapytał w niedowierzeniu Miyavi.
            Cała rodzina skupiła swój wzrok na Sasuke, nawet Itachi, który również był zaskoczony słowami detektywa. Jeszcze przed chwilą wmawiał bratu by ten dorósł i dostrzegł swoje uczucia, względem Sakury, a teraz jak gdyby nigdy nic słyszy o narzeczeństwie?
            - Coś się nie podoba? - Spytał zuchwale z buntowniczym wzrokiem, otrzepując bluzę brata.
            Znajdując Miyaviego, nie zamierzał stąd wychodzić dopóki sam nie wymierzy mu odpowiedniej kary, teraz jednak nie miał wyrzutów z wcześniejszego wydostania się z całego zamieszania. Miał dziwną, nawet jak na niego, wiarę, że ta dwójka detektywów nie da sobą manipulować jak ich poprzednicy.
            Nikt jednak nie miał szansy odpowiedzieć, gdyż Sasuke odwrócił się na palcach i wyszedł z gabinetu swojego ojca. Miał dość widoków wujów, ciotki i zakrwawionego Miyaviego. Rzygał nimi wszystkimi.
            Stojąc na przednim tarasie uniósł głowę, spoglądając na rozgwieżdżone niebo. W myślach zaczął wracać wspomnieniami do Sakury i do wszystkich wydarzeń z nią związanych. To jak ją potrącił. Ich konfrontacje w kawiarni. Ostatni sezonowy wyścig. Wspólne chlanie w barze. Inazuma. Bungee. Było tego o wiele więcej niż się spodziewał. I wielokrotnie przyłapywał się na tym, że kąciki jego ust unosiły się mimowolnie na samo wspomnienie jej uśmiechu.
            Głos Itachiego wyrwał go z rozmyśleń, - Dzięki, że się za mną wstawiłeś.
            Sasuke wzruszył ramionami, nawet nie przeszło mu do głowy by wspomnieć detektywom, że on nie ma nic wspólnego z wujami. Cały czas myślał o Sakurze. Przełknął ślinę, kiedy niekomfortowe myśli zakorzeniły się w nim.
            Czyżby…?
            - Ale jestem z ciebie dumny, że się powstrzymałeś - powiedział Itachi.
            - Nie zrobiłem tego dla ciebie.
            Itachi miał rację - gdyby rzeczywiście coś zrobił Miyaviemu, to na nim spoczywałyby wszystkie konsekwencje, za które Sakura by się obwiniała. Pieprzone błędne koło zmartwień. Jego matka również nie byłaby zadowolona kiedy dowiedziałaby się o całym zajściu.
            - Wyjaśnisz mi co miało znaczyć to narzeczeństwo?
            - To był jedyny sposób by dowiedzieć się o jej stan zdrowia - wyjaśnił automatycznie Sasuke wolnym krokiem schodząc ze schodów. Jeśli musiałby, zrobiłby to raz jeszcze. Nie widział niczego złego w tym kłamstwie.
            - Nadal zamierzasz się upierać, że nic do niej nie czujesz? - Zapytał Itachi dorównując mu krokiem.
            Sasuke milczał. Wszystkie wspomnienia z Sakurą były niczym paragon niekończących się uczuć. Nie wie co by zrobił, gdyby znalazł ją o kilka minut za późno. W ogóle nie rozważał takiej opcji. Może to samolubne z jego strony, ale chciał by nadal żyła dla niego. Chciał ponownie widzieć uśmiech na jej twarzy, którym dzieliłaby się tylko z nim.
            - Nie będę z tobą o tym gadał - burknął wreszcie pod nosem.
            Itachi parsknął głośno. - Po twoich rumieńcach chyba wiem co się kroi.
            - A przywalić ci? - Fuknął rozdrażniony wymachując pięścią tuż przed oczami brata.
            Itachi uniósł brwi zadziwiony, chwytając za złamaną rękę Sasuke, który gwałtownie syknął z bólu.
            - Kurwa Sasuke, rozwaliłeś gips - skwitował uważnie obserwując pękniącia w gipsie.
            Sasuke niewzruszony tym fenomenem próbował wyrwać się bratu, lecz ból w jego nadgarstku jeszcze bardziej narastał. Bracia nie mieli innego wyboru jak ponownie wybrać się do szpitala, ale Sasuke nie kwestionował stanowczej decyzji Itachiego.
            Podczas podróży taksówką, ponownie zatopił się we wspomnieniach, chcąc by nastał już ranek.
            Chciał ją znowu ujrzeć.

Od Autorki: Trzy miesiące ._. Wybaczcie(?) Ale również muszę podziękować wam za cierpliwość jaką okazaliście podczas tego okresu, nigdy nie przypuszczałam, że ten licencjat pochłonie mnie aż tak :O W dodatku ten rozdział ciągle się przeciągał i przeciągaaaaał. Z początku sądziłam, że sprawa pomiędzy Sakurą a Miyavim zakończy się w pięciu stronach, a tu dupa 12 wyszło (Y). Co do rozdziału 26’tego to zabiorę się za niego tak na początku Kwietnia, ale mam jeszcze dwa raoprty do oddania pod koniec kwietnia >.< Ale jestem jednak już na końcu swoich studiów bo zostały mi tylko te dwa raporty i Majowa sesja, i kooooooooooniec Mikulinowej edukacji *strach* A później nie ma zmiłuj się i do normalnej pracy trzeba będzie iść, ot co!
            I trzymać za mnie kciuki w sobotę, bo mam egzamin teoretyczny z prawka :X :X Miku taka zabiegana ostatnio >.<
            Dobra, obiecuję z ręką na serduchu, że kolejny rozdział będzie szybciej niż ten :D Ale najpierw pomęcze rozdział 3 na Norowa Reta, bo nie daje mi spokoju  od kilku tygodni!
A więc Adios!
pssst. Jeszcze tylko kilka rozdziałów i koniec *chlip, chlip* tak 3 + epilog? Chyba! Bo u mnie to różnie bywa! :D
Od Rin: Jestem niesamowicie podekscytowana tym rozdziałem, bo to taki mocny kop przed dalszymi wydarzeniami. :3 Kocham końcówkę z gipsem. A poza tym, przepraszam, że sprawdzałam go tak długo, ale studia i praca mnie zamęczają. A dzisiaj pobiłam swój rekord sprawdzania - 33 strony w niecałe 4 godziny. Ale takie dozowanie wam napięcia na shoutboxie było kochane. :3 Mam nadzieję, że “widzimy” się za mniej niż kolejne 3 miesiące.


30 komentarzy:

  1. Cudo !!! <3<3<3
    Zmasakrowana Sakura mnie przestraszyła, już myślałam o najgorszym ale ufff...
    Miku przyprawiłaś mnie o palipitacje serca, ale dla takiego cuda warto ;___; <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, Sakury nie mam zamiaru tutaj usiercac i tak kobiecina duzo przeszla :)

      Usuń
  2. Pewnie zapomnę,ale jutro napiszę jakikolwiek komentarz,bo w tej chwili nie jestem w stanie.To zbyt wiele emocji.Rin-san - też kocham tą końcówkę z gipsem.
    Chyba mi się ręce trzęsą...

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział MEGA !!! <3 <3
    Czytając jak ten dupek masakruje Sakurę byłam przerażona i tylko czekałam kiedy przybędzie pomoc!! Nawet teraz jeszcze mnie trzymają emocje, dlatego komentarz będzie później. Ale muszę po prostu ochłonąć po tak świetnym rozdziale!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miku piszesz wręcz genialnie!!!! Czytając jak ten popieprzony sukinsyn ją katuje miałam to wszystko przed oczami i w myślach sobie powtarzałam : "Sasuke gdzie ty do cholery jesteś?! " Myiavi jest kompletnym psychopatą i teraz mam tylko nadzieję, że nie wykręci się szpitalem psychiatrycznym a policja po takim widoku nie pozwoli sprawy zatuszować! Szkoda też, że Sakura nie trafiła tego skurwiela prosto w oko. Albo żeby Sasuke nie pojawił się wcześniej - ale wtedy to by poszedł do więzienia bo by Myiavi tego nie przeżył. A tak zaserwowałaś niezłą dawkę napiecia czy Ino zdąży na czas powiadomić Sasuke.
      Nie spodziewałam się też, że da aż tak upust swoim uczuciom. Chciałabym zobaczyć minę Itachi'ego jak o tym by usłyszał na przykład od policjantów, którzy to mówią rodzicom Sakury. Oj by się wszyscy zdziwili i może ojciec różowowłosej by już nie zakazywał zbliżania się mu do niej. Chociaż znając Sasuke i tak by postawił na swoim i ją odwiedził, w końcu jest jej narzeczonym xD xD

      Wkurzyła mnie Rin, nawet bardziej niż Madara - bo on jest chamski i zarozumiały od początku. Ze swoją podłością by mógł konkurować z braćmi Mori. A Rin co, od tak zabrała prawa rodzicielskie nad młodszym bratem Sakury a potem jakby nigdy nic opatruje rany tego skurwiela.... !! Ma nadzieję że się opamięta i w końcu ruszy tyłek i odkryje jak się sprawy mają. Czyżby w końcu Obito też się ogarnął :D obstawiam, że kłócił się z Madarą o to , żeby zawieźć Myiavi'ego na policję za to co ten drań zrobił.
      Wierzę że ci dwaj to nie zwykli detektywi i przy okazji wsadzą też Madarę ;D Pewnie też i Obito.

      Teraz to Hachiro na pewno będzie zeznawał jak dowie się co spotkało Sakurę i do reszty pogrąży braci Mori :D Mam tylko nadzieję, że Makuro nie będzie chciał dokończyć tego co zaczął jego brat. Ale wtedy Sasuke na pewno zdąży na czas :) :)

      Końcówka z gipsem była świetna. Rozładowała cześć napięcia jakie było przez cały ten rozdział i jeszcze ta nowina o narzeczeństwie.
      Ta historia jest Genialna i Bezbłędna!!! <3 <3
      Z jednej strony nie mogę doczekać się co będzie dalej, a z drugiej trochę mi smutno że powoli zbliża się ona do końca i zostało tak mało rodziałów.

      Pozdrawiam :*

      Usuń
  4. *.*
    Szczerze to zatkało mnie. Rozdział genialny... zresztą cały blog jest genialny!!!
    Biedna Sakura, aż mnie nosiło jak czytałam co ten psychol jej robił... psychol nad psycholami!!!
    Wszystko było dokładnie opisane... co według mnie jest niesamowite.
    Masz wielki talent do pisania i to widać po każdej twojej notce ^^
    Natomiast akcja z gipsem na końcu powaliła mnie na kolana. :D
    Czekam na kolejny rozdział ;)
    Weny i powodzenia ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akcja z gipsem miala nieco rozladowac napiecie po takim rozdziale xD Ale praktycznie od samego poczatku planowalam wlasnie na tym mniej wiecej skonczyc :)

      Usuń
  5. Jeśli mój komentarz miałby wyrażać, co czuję tuż po przeczytaniu i jakie słowa cisną mi się na usta, było by to z pewnością: O Matulu O,o"

    A przechodząc do rozdziału:

    Jezu, ja tu się gwałtów jakichś spodziewałam, a ten pojeb ją po prostu torturował! Pieprzony sadysta, ot co! Takich to należy najpierw poszatkować żywcem, potem zabić, a zwłoki spalić!

    Dzięki Bogom, że "sakurowy" zmysł Ino dał o sobie znać i jednak powiadomiła Sasuke, że coś jest bardzo nie tak. A Uchiha wpada do jej mieszkania i co zastaje? Zmasakrowaną ukochaną. Trauma na całe życie ;-;

    Ahahahahah! No to Madara i Obito dostali po ryju (tak mentalnie)! Niech ich wsadzą za kratki! Ich i Miyaviego-szmaciarza też!

    Czekam na następny rozdział i liczę, że Sakura będzie już przytomna. Aha, i jak mi wyskoczysz z jakąś stratą pamięci, czy czymś podobnym, to chyba Cię poszatkuję, Miku :) (ten uśmiech jest zwodniczy...)

    Weny!

    Shori

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mowiac to smialam sie pod nosem, kiedy pod 24'tym rozdzialy zaczely pojawiac sie tezy odnosnie gwaltu xD Ale nie, tego to w ogole nie bralam pod uwage :)

      Tak, Sakura bedzie przytomna w nastepnym rozdziale :)

      Usuń
  6. Oh! To był wspaniały rozdział, mocny. Czytając miałam wrażenie jakbym ja sama również odczuwała to, co Sakura. Byłam w stanie wyobrazić sobie ból, który ona czuła, oraz uczucia, które jej, a potem Sasuke towarzyszyły. Podziwiam Cię bardzo za to, co piszesz oraz jak wspaniałe historie tworzysz. Nie spodziewałam się, że taka sytuacja wyniknie z wizyty Miyaviego i mam nadzieję, że jeszcze do samego końca będziesz nas tak (spektakularnie) zaskakiwać. :)
    Życzę dużo, duuużo weny i czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
    Shayen

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka asow jeszcze mam w rekawie i mam nadzieje, ze jeszcze uda mi sie was zaskoczyc :)

      Usuń
    2. W takim razie super. :)

      Usuń
  7. Ok, ok - przeczytałam rozdział parę godzin temu ale zmęczenie dało w końcu o sobie znać i odłożyłam pisanie komencika to na później :D
    Kochanie wspaniałe - nie uwierzysz ale stworzyłaś ten rozdział dokładnie tak jak go sobie wyobrażałam! Mamy skurwiela Miyaviego, bijącego dziewczynę, którą niby kocha itp. Mamy krew! :D I jest nóż! Szkoda, że nie patelnia, i szkoda, że nie w rękach Sakury ale mimo to - genialne!!!
    Najbardziej zaskoczyłaś mnie tym tatuażem! Zupełnie o tym zapomniałam! Tyle się u ciebie dzieję, że ten drobny szczególik mi umknął! Byłam w tak samo wielkim szoku co sam "damski bokser".
    Opis, jak on z nią rozmawia a po chwili przechodzi do rękoczynów - cudowne! Napięcie, które czują bohaterowie, czuję i ja - czytając ten rozdział. I to jest MEGA super!
    Mam nadzieję, że więcej już nie będę musiała czytać jej przezwiska "Cheri" bo po prostu dostaję sama gęsiej skórki! Jeżeli kiedyś w przyszłości będę miała "farta" i spotkam takiego psychola, to odpłacę mu się za te wszystkie dziewczyny, takie jak nasza Sakura a potem wyślę faceta do psychiatryka gdzie debil dowie się, jak powinien traktować kobiety. (wątpię by żeby coś takiego się stało ale przynajmniej świat będzie czysty z takich skurwieli a ja będę miała satysfakcję życia).
    A mi ten psychol będzie wdzięczny za lekcję życia :D
    A teraz Sasuke. Liczyłam właśnie, że "rycerz na białym koniu" zjawi się dopiero gdy Miyavi zniknie. Zobaczy ja w takim stanie i pokaże swoje uczucia. Ale nie spodziewałam się, że rozpłacze się tam!!!
    Myślałam, że rozklei się dopiero w szpitalu, przy jej łóżku! A tu proszę, Macho już dał upust swoim emocją. To było cudownie - piękne! :D Naprawdę, możesz być z siebie dumna i tak jak pisałam już wiele razy, twoje opowiadania powinny zostać wydane! A potem zekranizowane!!! Za scenariusze też się bierz! :D Kobieto, ja tak bym chciała zobaczyć twoje historie na ekranie! Zobaczyć "Hotel Barcelona"!!! <3
    Nie ważne, że to były trzy miesiące. Nie ważne ile musiałabym czekać! Mogę czekać ile tylko rozkażesz Mistrzyni - byle by wszystkie rozdziały były tak cudowne, tak genialne i tak.. słów mi brak! "Wzruszenie odjęło mi mowę"... Czy jakoś tak :D
    Koniec rozdziału też mi się bardzo podobał. Zwłaszcza jak Miyavi oberwał, tak porządnie.
    Wkurza mnie za to bardzo Rin. Pojawia się, zabiera prawa rodzicielskie rodzicom Daichiego i co? I nic! Jeszcze opatruje rany tego skurwiela. Ahhhh... zawsze muszą się pojawić takie osoby, nawet w prawdziwym życiu.
    Dobrze, że nic "Maleństwu" się nie stało a Ino pozostaje niezmiennie w swoich ciążowych nastrojach :D (A propo, Sakura licząca an jej humorki ciążowe - taka zabawny aspekt w kryzysowej, wręcz śmiertelnie niebezpiecznej sytuacji - doprowadził mnie do histerycznego śmiechu (y) )
    Itachi to mój przyszły mąż i tyle w temacie. Niech nikt się nie waży mi go zabierać bo nogi z dupy powyrywam.
    No, to by było na tyle. :D
    Ze zniecierpliwieniem czekam na dalsze rozdzialiki, na rozwój wydarzeń i śmierć Miyaviego, Maduro, Madara, Obito i nawet tej wrednej Rin. :D Załatw jakąś bombę czy coś, niech spadnie na rodzinną posiadłość Sasuke i Itachiego - a potem wszyscy z rodzialiku żyją długo i szczęśliwie, z "Maleństwem" Ino <3
    Bardzo dziękuję za kolejną zarwaną noc, podczas której mogłam się tak zajebiście dobrze bawić :D
    Pozdrawiam serdecznie i przesyłam buziaki,
    Rosa - chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Becia, jest krew! Chcialas krew to ja masz :3
      No gdzie Sas przy wszystkich w szpitalu mialby sie rozklejac? xD Przed nimi tak predko swojej maski nie sciagnie :D
      Scenariuszy nie kaz mi pisac, bo polegne! Ale nie boj sie ja tu mam kasek cos wydac po angielsku, ale to po Shannaro zaczne snuc swoje plany :)

      Usuń
  8. Zawsze jak pojawia się nory rozdział myślę: "A to się wygodnie położę do łóżeczka i sobie poczytam. Na razie tylko sprawdzę począteczek...". Ta... "począteczek". Gdzieś mi się odkleja rzeczywistość i czasoprzestrzeń i nagle się okazuje, że przeczytała już całe, wcale nie wygodnie, i wcale nie w łóżeczku. A z rana "dzień żywych trupów". :D Ale przyznam iż opłacało się pobyć dzisiaj zombie dla tego rozdziału. Tyle emocji! xD Mną ciskało jak on nią ciskał o ziemie i tylko sobie powtarzałam cichą prośbę do Saska " Idź tam! Idź!"! Przecież to wiadome, że po takiej wariatce jak Sakura można się spodziewać złamania najprostszych reguł i bezmyślności. Skąd to wiem? Bo po mnie pewnie też można. xD Nie no żarciki żarcikami, a rozdział świetny. Tak strasznie Ci zazdroszczę, że potrafisz się rozpisać na tyyyyyyle stron! U mnie kończy się zazwyczaj po 3. =.=" Oddaj trochę talentu, co?? ;p No w każdym bądź razie, ja już czekam na następny! xD Życzę cudownej, stałej pracy po studiach. <3 (Jeszcze trochę i mnie też spotkają takie nieszczęścia jak studia T_T).

    Do napisania!

    Astraothia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahhh jak ja dobrze znam te dni zywych trupow haha :D
      Co do ilosci stron, to wiesz mi nigdy przed Shannaro nie pisalam az tak dlugich rozdzialow. Mozna powiedziec, ze to ten blog dal mi kopa na dokladniejsze opisywanie wydarzen :)
      A praca po studiach sie przyda :D

      Usuń
  9. Ugh, och, ach!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    Zapierdziel na uczelni, choroba i… mówiąc krótko w moim życiu „huragan” (idealnie pasuje mi to określenie, którego użyłaś w rozdziale ;)), potrzebowałam się oderwać, dlatego zerknęłam dziś na Shannaro po odczytaniu wiadomości, że Dziewczyny sprawdzą rozdział w weekend. Jestem wdzięczna zarówno Tobie, jak i Im za tę chwilę cudownej odskoczni oraz emocjonalny roller coaster, który mi zafundowałaś/łyście.
    DZIĘKUJĘ!
    Jeśli chodzi o rozpiętość czasową między ostatnim rozdziałem a tym obecnym to wiedź, że nie ważne ile czasu trzeba czekać na Twoje „dzieła”, zawsze warto! ;)

    Ten rozdział to istne tornado siejące spustoszenie w mojej zmaltretowanej wiedzą głowie.
    Jedno jest pewne, kiedy Miku zdecyduje się upuścić bohaterom krwi, to nie idzie w półśrodki! xP (Dostrzegam tu niemały wpływ przebywania/ utrzymywania kontaktów z Chustii ;P)
    Jeśli mam być szczera to kilka spraw troszkę „nie przypadło mi do gustu’ (z braku lepszego określenia. Np. Zachowanie policjantów po pościgu za Sasuke. Normalnie skuliby go i na pewno nie miałby tyle „swobody” (czyt,. Zostawienie go przez policjantów i detektywów samemu sobie, bez nacisku i wspominania, że ma się nie oddalać).
    Kwestia stanu Sakury… przebite płuco, połamane żebro, rany cięte, wstrząs mózgu… a Ona odzyskuje przytomność, mówi i ma się obudzić na następny dzień?...

    Ale mniejsza z tym, rozdział i tak był cudowny (jak zawsze)!  Tyle akcji od masakry do rozczulającej sceny…, od niepewności do satysfakcji…., od gniewu do radości….. Wywoływanie labilności emocjonalnej u czytelników to Twoja specjalność ;)

    Fragmenty, które przypadły mi do gustu (Wiedz, że lądują w moim zeszycie!^^):

    „Ta łza była ich symbolem; ich niewypowiedzianą obietnicą, że już jej nigdy nie opuści.”

    „była niczym huragan, który z początku irytował go, ale z czasem zrozumiał, że huragan był pięknym chaosem bez którego nie potrafił żyć.”

    „czuł jak Sakura się od niego oddala. Tak bardzo chciał teraz wyciągnąć do niej dłoń. Tak bardzo chciał by ją złapała i mocno ścisnęła, uśmiechając się do niego. Pieprzone, niespełnione marzenia.” -> Pamiętam ten mały spojler  I nadal nie wiem, dlaczego nie wierzyłaś, gdy napisałam Ci, że ten cytat jest świetny! 

    Przepraszam za to, że krótko i chaotycznie, ale mam tylko chwilkę na „sklecenie” kilku słów, a nie wiem kiedy i czy nadarzy się kolejna okazja, żeby się odezwać.
    Z niecierpliwością czekam na kolejne Twoje dzieła (nie ważne czy to NR, Shannaro czy Partówka, przeczytam wszystko! )
    Powodzenia z egzaminem, raportami i pisaniem ;)

    Pozdrawiam
    Just me

    Ps.: Ty zawsze wiesz jak sprawić, żebym się uśmiechnęła i zawsze publikujesz rozdziały (nawet jeśli przez kogoś innego, DZIĘKI Rin ) kiedy mój mózg błaga o litość ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ciebie sie tak szybko tutaj nie spodziewalam :D
      Nawet jesli warto czekac, to teraz watpie bym was trzymala 3 miesiace na 'smyczy' hah xD
      Co do twoich uwag to tak: ja wiem, ze w polsce pewnie by go zakuli i cholera wie co, ale kurde mialam tu dylemat bo bardziej kierowalam sie swoim swiatem i swoja rzeczywistoscia z Anglii, no i tu w takich sytuacjach wiesz mi, ze policjanci podchodza z hmm... 'sercem', A Sasowi tylko wlepiliby mandat i dali punkty karne (taki spoiler XD). Ciezko tak pisac, zyjac w 'innym swiecie' xD
      A co do obrazen Saku to mam cie! :D Wszystko obcykalam i wierz mi, nawet jesli ciezko w to uwierzyc to wszystko tak jest :) W sensie przebite slowo po rozprezeniu go i czyms tam co napisalam u gory jak doktorek mowil, to w rzeczywistosci nic powaznego, i nawet po 3/4 dniach wysylaja do domu, ale wiadomo bedzie miec pewne objawy pozniej (Y) XD Polamane zebro bylo jedno, a gips zakladaja dopiro po 3, wiec tez nie ma tragedii xD Wstrzas mozgu to sobie troche porzyga (spoiler) XD a na rany ciete, to rany ciete a nie klute :D Wszystko mialam obczajone ze studentami medycyny, wiec swoj research zrobilam haha :3 :3 :3 Ale spokojnie Paulina tez byla sceptyczna co do tego xD

      UHooooo!!!!! Dobra bo zaraz zaczne piszczec, ze moje 'cytaty' znalazy sie w twoim zeszyciku <3 <3

      Alez nie masz za co przepraszac :)

      Usuń
  10. Och, przy scenie z humanitarnie usuwanym tatuażem zrobiło mi się trochę źle (i w żołądku, i na serduszku ;_;) więc zrobiłam krótką przerwę.Ogółem bardzo podobał mi się ten rozdział (serduszko aż przyśpieszyło jak czytałam niektóre fragmenty)Śledzę ten blog od 8 wpisu i widać ten zbliżający się na horyzoncie koniec i jednocześnie pragnę, ale i też nie chcę końca...
    Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis

    OdpowiedzUsuń
  11. O boże ile emocji! Nie wiedziałam, że można być takim skurwysynem jak Miyavi!! No miałam ochotę czymś rzucić, rozwalić laptopa, wrzeszczeć na całe gardło, przecież tak do cholery nie można! Nie wiem nawet czy można go nazwać człowiekiem Argh!! Fuck! Ja nie mogę! Dawno rozdział nie wzbudził we mnie tylu emocji, z bezgraniczną wściekłością i szczerą nienawiścią prosto z serca na czele! Jak można?! Pewnie jeszcze jakiś czas będę w wielkim okropnym szoku po tym co on jej zrobił... To było takie ugh!! No brak mi słów, jedyne co mi przychodzi do głowy to najgorsze przekleństwa pod jego adresem!! Ale dobrze, że Sasuke ją znalazł tak szybko i że wyjdzie z tego, taka straszna ulga. Stresowałam się razem z nim, biedak ja przynajmniej nie byłam tak blada i roztrzęsiona,,, chyba XD I znalazł go we własnym domu, jak miło się złożyło nie musiał czekać z tą zemstą. Chociaż żałuję, że nie zrobił mu nic gorszego to powiedzmy, że jestem w stanie to zaakceptować ,żeby Sasek nie miał potem kłopotów. Mam szczerą nadzieję, że teraz wreszcie Madara dostanie za swoje, policja nie da się zwieść, sprawiedliwości stanie się zadość, a te skurwysyny (czyt. Miyavi i Makuro) trafią za kratki na resztę swojego nędznego życia i że niedługo wszystko nareszcie potoczy się dobrze błagam! Ona już tyle wycierpiała, niech wreszcie będzie szczęśliwa z Sasuke i rodziną w spokoju świętym! A propo Sakury- jestem z niej dumna! :D Zaimponowała mi, że była tak nieugięta i tak długo walczyła, to już nie ta stara Sakura. Większość katowanych ludzi raczej by uległa, ale ona najpierw trzymała się przy swoim, a potem jak już nie miała nic do stracenia to pokazała, że ma pazury i nie jest starą sobą. Lekkomyślne, nie powiem, ale wymaga odwagi i silnej woli, za to ją wielbię :D Myślałam, że się skończy na kilkunastu siniakach, a tu niemiła niespodzianka. Czytam, a moje oczy z każdą chwilą robią się coraz bardziej jak 5 zł, a ręce się zaciskają na kocu, matko to było okropne! ;_; Błagam pozwólcie mi zaje*ać Miyaviego gołymi rękami! Błagam! Sprawiłabym mu takie męki jako odwet, że prosiłby mnie żebym przestała :< jestem wściekłą jak nigdy! Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału i powiem Ci, że na to warto było czekać 3 msc :D nieźle wciąga i jak chyba da się zauważyć chwyta za serce, wzbudzając ogromnie silne emocje. Do następnego i życzę Ci mnóstwa wolnego czasu na pisanie i odpoczynek i weny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. W KOŃCU NOWY ROZDZIAL♡ Tyle czekania, ale wybaczam xD jestem wiernym czytelnikiem. Rozdział bardzo emocjonujący, biedna Sakura;; mam nadzieje, ze kolejny rozdzial pojawi się duzo szybciej. Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  13. W KOŃCU NOWY ROZDZIAL♡ Tyle czekania, ale wybaczam xD jestem wiernym czytelnikiem. Rozdział bardzo emocjonujący, biedna Sakura;; mam nadzieje, ze kolejny rozdzial pojawi się duzo szybciej. Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  14. To co napisałaś...
    WOW!
    Jeszcze takich wahań nastroju nie miałam nigdy.
    Najpierw ryczałam jak głupia! To jak Miyavi traktował Sakurę, to po prostu rzeź.
    Później byłam taka podekscytowana zachowaniem Sasuke ^O^
    mrrrr
    A jak już policja weszła do domu Uchihów to w ogóle byłam wniebowzięta :D
    W końcu Sas dorwał tego skurczybyka.
    :)
    I najlepsze były rozmowy Itachiego i Sasuke. Uwielbiam jak ktoś przedstawia ich braterską więź pozytywnie.
    Świetne jest to, że bohaterowie nie zmieniają się od tak. Z dnia na dzień! I że każdy ma inny punkt widzenia. Wiesz Itachi zachowuje się jak typowy starszy brat. Sama mam dwie młodsze siostry i wiem co mówię.
    Co do ostatniej notki... Faktycznie dawno nie było i mam nadzieję, że wkrótce pojawi się kolejny rozdział bo umieram z ciekawości.
    Zaciekawiła postać Mebuki. Nie była aż tak źle nastawiona do Sasuke jak myślałam, ale to dobrze, bo wyrównała to ze swoim mężem.
    Ja już kończę :D
    Pozdrawiam Ciebie Miku-chan jak i Twoje moderatorki :)
    Życzę weny i czasu ;)
    Bye bye

    OdpowiedzUsuń
  15. Miku!!!!!!!!!!!!!!!!! jiowqhdiuwqkgdujwqgudwqgdwuj
    NIENAWIDZĘ CIĘ
    Ciekawe ile razy to już ode mnie słyszałaś!

    Kurna, to było......(Dziesięć tysięcy kropek później) takie pełne emocji, że aż nie mogłam wytrzymać z ich nadmiaru i nie mogłam wysiedzieć na miejscu. Dziewczyno, nie rób mi tego więcej XD
    Co ten Miyavi, miałam ochotę mówiąc brzydko: zapierdolić sukinsyna. Jak on mógł jej to zrobić... Chociaż można się było tego spodziewać.
    Po za tym na miejscu Sasuke zrobiłabym to samo. Jak Sasydż wpadł do gabinetu ojca i tam był Miyavi, to jak tak siedzę przed monitorem i :Bij go, bij go, no mocniej! XD Inaczej chyba bym nie wytrzymała psychicznie.
    Kurcze, naprawdę porobiło się w tym rozdziale... Dość sporo :/ Dobrze chociaż, że Sakura z tego wyjdzie, bo wtedy bym już totalnie wykorkowała.
    3 rozdziały i epilog? Chyba sobie kpisz, noo.... I na co ja potem będę czekać... Chociaż ostatnio mam parcie na NR, dlatego też czekam na kolejny rozdział na tamtym blogu.
    No nic trzymaj się Miku!

    SHANNAROOOOOOOOOO! <3

    OdpowiedzUsuń
  16. A więc dzisiaj rano wstałam sobie i coś mnie natchnęło, żeby sprawdzić, czy już się może przypadkiem pojawił kolejny rozdział, jaka byłam zadowolona kiedy zobaczyłam zamiast numeru dwadzieścia cztery, dwadzieścia pięć, oczywiście od razu wzięłam się za czytanie (swoją drogą całego bloga połknęłam niemal na raz), jeszcze nigdy się tak nie zdziwiłam, naprawdę mnie tym zszokowałaś, spodziewałam się ewentualnego pobicia, ale nie, że Sakura skończyła połamana i poszatkowana, po prostu powaliłaś mnie tym na łopatki, tym bardziej, że w konfrontacji Miyaviego i Haruno wyczuwałam to napięcie, naprawdę nie wiedziałam co może być dalej. a w większości blogów jest to niemal banalne do przewidzenia! Podziwiam, naprawdę podziwiam, za ogromny talent i pomysły! Aż mnie niekiedy zazdrość zżera kiedy czytuję Twoją twórczość, może ja po prostu nie mam serca tak krzywdzić bohaterów? Ach, nie ma co gdybać, przy okazji chciałam się podzielić również wrażeniem ogólnym tej historii, nie tylko przemyśleniami dotyczącymi tego rozdziału, a więc, pierwszy raz trafiłam na historię SasuSaku nie przepełnioną miłością i serduszkami, z każdym rozdziałem byłam coraz bardziej zaskoczona, a moje oczy robiły się coraz większe, z początku obawiałam się, że będzie mi brakować tych słodkich scenek między główną parką, których miałam po uszy na innych blogach, ale tutaj kiedy już pojawiło się coś między SS, to wydawało mi się wręcz wyczekiwane i genialne, po prostu Twój sposób pisania, sprawia, że człowiek czuję się jakby naprawdę uczestniczył w tym wszystkim, bardzo, bardzo wciągające. Na pewno będę czekać na kolejne rozdziały, choćby i kolejne kilka miesięcy!
    Serdecznie pozdrawiam i życzę dalszej wytrwałości w pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
  17. Jak ja to kocham. Ja duzo ci nie napisze bo dobra w tym mie jestem. Nie moge sie doczekac nowego rozdziau. Prosze nie kaz nam wiecej tyle czekac . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. MIAZGA!
    MIAZGA.
    MIAAAAAZGA
    M I A Z G A.
    Tyle mogę powiedzieć o tym rozdziale. :o No po prostu nie wierzę, że to wszystko się tak potoczyło. AAAAA, to ten czas kiedy wyzywam Miyaviego. Boże, co za skurwysyn. Nie spodziewałam się, że jest zdolny aż do czegoś takiego. Tacy ludzie powinni siedzieć w pieprzonych izolatkach i nie mieć dostępu do ludzi ani świata. Krew, dużo krwi. W pierwszej chwili myślałam, że Sakura nie żyje, że ją zabiłaś. Jezu, jak dobrze, że tego nie zrobiłaś. Uf, ulżyło mi jak nie wiem.
    Tak bardzo Sasuke miał szczęście, że zdążył na czas. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby Ino do niego nie zadzwoniła i przyjechałby trochę później, albo w ogóle...
    Zdenerwował mnie trochę ojciec Sakury tym zakazem zbliżania się Sasuke. Akurat on był najlepszą rzeczą, jaka mogła się jej przytrafić, więc panie Haruno, proszę się odwalić. *Zochan adwokat* Bronię go jak nie wiem co! :)
    Mam nadzieję, że Kakashi umiejętnie wykorzysta to wszystko na sali sądowej jeśli dojdzie niedługo do rozprawy i te skurwysyny w końcu zgniją w więzieniu *wkurw*!
    Ciekawa jestem, kiedy Sakura się obudzi i czy rzeczywiście bez problemu do siebie dojdzie, oby, oby tak!No i żeby tylko nic się nie stało Sasuke... Tego to już bym nie zniosła, a pff xd
    Nie mogłam się oderwać od tego rozdziału, tak mocno stęskniłam się za Shannaro! Kobieto, nie wiem jak to robisz, ale przy 25 rozdziale wciąż nie jest nudno, a czytam z rozdziawioną buzią i chcę wiedzieć więcej i więcej, i więcej! No to jest po prostu genialne, nie można tego inaczej nazwać.
    Będę z utęsknieniem wypatrywać kolejnego rozdziału! Cały czas zżera mnie ciekawość. NOO.
    Tak więc żegnam się i mam nadzieję, że tam ładnie wszystko pozaliczasz :*

    OdpowiedzUsuń
  19. Załoyłam bloga o sasusaku w swiecie mody jak chcesz to wpadni http://sasusaku-desing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Wow wow wow~! Przeczytałam w 3 dni!!! :D Pragnę zostać poinformowana o nowym rozdziale *maślane oczka*

    OdpowiedzUsuń
  21. Krótko i na temat: przez cały rozdział powtarzałam "ja pierdziele", pobiłam rekord w wypowiadaniu tych słów, cóż mogę jeszcze dodać, rozdział tak ociekał emocjami, że nie byłam wstanie usiedzieć spokojnie na krześle, musiała zrobić sobie parę przerw chwilę ochłonąć, żeby przypadkiem nie uszkodzić biednej myszki od lapka i jej guzików :D Lecę czytać następny! :D

    OdpowiedzUsuń