“Nie umrę jeszcze, poczekam,
poczekamy razem; my umiemy przecież pięknie czekać, na życie, na śmierć, na
cokolwiek…”
H. Poświatowska
Nie odrywając wzroku z jego
pleców, powolnymi krokami zaczęła wycofywać się w głąb mieszkania. Na dźwięk
przekręcanego zamka wzdrygnęła się, wiedząc, że nie łatwo będzie jej uciec. Gdy
kilka dni temu Makuro złożył jej niezapowiedzianą wizytę, ucieczka była czymś
prostym, zwłaszcza, że był z nią Sasuke. Teraz jednak wystarczył rzut oka na
zamknięte okno, by wiedzieć, że tym razem ucieczka nie będzie łatwa.
- Czego się boisz, Cheri? -
zapytał, spoglądając na nią przez ramię z wyraźną irytacją.
O dziwo Sakura miała
niepohamowaną ochotę zaśmiać się mu prosto w twarz. Ile to już razy Sasuke
zadawał jej to samo pytanie? Ile razy przejmował się jej obawami? Ile razy na
swój sposób okazywał jej troskę? Jej alter ego zaniosło się gromkim śmiechem w
podświadomości, lecz ona sama nie okazała Miyaviemu ani grama rozbawienia.
- Mnie? - zadrwił, obracając
się w ku niej.
Sakura nie chcąc dawać mu
żadnej satysfakcji, zacisnęła dłonie w mocne pięści i pełnym determinacji
wzrokiem spojrzała prosto w jego bladoniebieskie tęczówki.
- Nie. - Jej głos nie
zadrżał, nie pozwoliła mu na taką oznakę słabości. Obiecała samej sobie, że od
teraz będzie walczyć. Pod żadnym pozorem nie zamierzała łamać danego słowa.
- Zawsze byłaś kiepską
kłamczuchą. - Miyavi przejrzał ją bez najmniejszego problemu.
Sakura zagryzła mocniej
wargę, mogąc się tego spodziewać od samego początku - przed Miyavim zawsze mało
można było ukryć.
- Czego chcesz? - warknęła
ostro, próbując trzymać głos na wodzy. Nie będzie drżeć przed nim ze strachu.
Zachowa resztki swojej godności, jakie udało jej się uratować z Kyoto.
- To chyba oczywiste, cheri -
powiedział, wzrokiem lustrując ją od stóp po głowę.
Sakura w konsternacji
przygryzła mocno boczną część wargi. Widziała, jak Miyavi bez skrupułów
obserwował ją pełnym pożądania wzrokiem. Ino przed kilkoma tygodniami miała
zupełną rację co do jej uczuć względem swojego byłego chłopaka - wtedy
rzeczywiście coś do niego czuła, przez co nie potrafiła do końca zerwać więzi,
jakie łączyły ją z Kyoto. Teraz natomiast nie czuła nic oprócz zwykłej złości i
nienawiści.
- Wynoś się stąd - wysyczała
przez solidnie zaciśnięte zęby. Były małe szanse, by Miyavi ją posłuchał, ale
zawsze można było spróbować. Nie miała już nic do stracenia.
Miyavi parsknął pod nosem
złowieszczym śmiechem, robiąc krok ku niej, jednak Sakura zareagowała od razu,
cofając się o krok do tyłu.
- Od kiedy stałaś się taka
pyskata? - zapytał zaintrygowany, nie zrażając się jej oddaleniem się.
- A ty taki bezczelny?
Kazałam ci wypierdalać! - krzyknęła głośno i dosadnie.
Kiedyś takie partnerskie
kłótnie były czymś normalnym. W końcu w każdym związku dochodzi do małych i
większych kłótni. Jeśli ktoś twierdził inaczej - kłamał. Lecz Sakurę i
Miyaviego w obecnej chwili nie łączyło nic oprócz bolesnej przeszłości i toczącej
się cały czas batalii sądowej. Najwyższa pora, by Miyavi zaprzestał łudzić się,
że kiedykolwiek będzie inaczej.
- Nie masz prawa tu być. Nie
masz prawa mi grozić, wiec wypierdalaj stąd, nie chcę cię więcej widzieć -
powiedziała jeszcze ostrzej, błagając w myślach, by słowa pomogły. Niech
usłucha chociaż ten jeden raz i po prostu wyjdzie. Może trzaskać drzwiami, może
rozwalić coś po drodze, tylko niech da wreszcie spokój jej i jej bliskim.
Miyavi uniósł zadziornie
kącik ust do góry i ponownie zaczął zmniejszać dzielącą ich odległość. Sakura
po zrobieniu dwóch kroków w tył natknęła się na łóżko i nim zdążyła odskoczyć
na bok, Miyavi chwycił ją mocno za ramiona.
- Jeszcze ci nie groziłem,
Cheri - odparł z pogardą. - I tak długo jak będziesz grzeczna, nie będę tego
robił. A teraz siadaj, mamy do pogadania - zarządził, siłą próbując ją
posadzić, ale ona była nieugięta. Po prostu stała, nie ściągając z niego
swojego chłodnego spojrzenia.
Nie wiedziała, co ją
podkusiło, ale zrobiła ostatnią rzecz, do której Sakura z Kyoto byłaby zdolna;
zebrała w krtani odpowiednią ilość śliny, po czym plunęła mu prosto w twarz.
Nie zamierzała dawać mu się podejść jak kiedyś. Nie była już jego marionetką. A
on po wszystkich krzywdach jakie wyrządził jej bliskim, nie miał prawa do
proszenia, by była grzeczna.
Uścisk na jej ramieniu
niespodziewanie zelżał. Jednak nim zdążyła ponownie otworzyć usta poczuła, jak
został wymierzony jej siarczysty policzek.
Sakura upadła na łóżko ze
łzami w oczach, w myślach srogo przeklinając braci Mori.
- Wypierdalaj! - ryknęła,
dłoń zaciskając na pościeli.
To był pierwszy raz, kiedy
uniósł na nią rękę; nigdy wcześniej nie ośmielił się tego robić. Nawet gdy w
Kyoto kazali jej uczyć się samoobrony jej przeciwnikiem zazwyczaj był Makuro, a
później Hachiro, który miał dość tego, jak starszy brat Miyaviego wręcz masakrował
ją na ringu.
- Naprawdę sądzisz, że tak
łatwo się mnie pozbędziesz, Cheri? - zadrwił, siadając tuż obok niej na łóżku i
układając dłoń na jej boku. Tą samą, którą dopiero co ją uderzył.
Sakura spojrzała na niego
przez opadające kosmyki różowych włosy z pogardą w oczach - nie wyglądał na
przejętego swoim czynem. Brzydziła się nim i jakimkolwiek dotykiem z jego
strony. Najchętniej zrzuciłaby jego dłoń z siebie, ale rozsądek podpowiadał jej
inaczej. Ten raz zamierzała go posłuchać, przeczuwając, iż jej sytuacja ze złej
może zamienić się na tragiczną.
- Skoro zwróciłem na siebie
twoją uwagę, pora na małą rozmowę - powiedział z dziwnym jak na obecną chwilę
spokojem, drugą ręką ocierając twarz z jej śliny.
- Nie - oznajmiła ostro,
unosząc się do siadu i podkulając pod siebie nogi. - Cokolwiek chcesz mi
zaproponować, nie zgodzę się na nic, więc możesz sobie darować. Zobaczymy się
za trzy tygodnie w sądzie. - Chciała być odważna i silna tak jak Mebuki, kiedy
to przed kilkoma godzinami podeszła do nich urzędniczka z opieki społecznej.
Nie chciała się tak szybko poddawać, a była pewna, że cokolwiek Miyavi
zaproponuje, to i tak odmówi bez zbędnego zastanawiania się.
Krótka, cyniczna salwa
śmiechu wydobyła się z krtani Miyaviego.
- Jesteś strasznie pewna siebie,
Cheri - westchnął, dłonią delikatnie gładząc jej udo. - A nawet jeszcze mnie
nie wysłuchałaś. Wierz mi, mam ci o wiele więcej do zaoferowania, niż sobie
wyobrażasz. Wystarczy tylko, że mi zaufasz.
Wydawał się być szczery i to
najbardziej przerażało Sakurę. Obawiała się ulec tej niezdrowej pokusie,
odrzucając pomoc ze strony rozsądku i serca. W końcu to już nie do Miyaviego
należało jej serce. Od kilku dni, a nawet tygodni, nieoficjalnie powierzyła je
Sasuke. Nie było ważne nawet czy jej uczucia były odwzajemnione - nie
obchodziło jej, jeśli będzie mieć za kilka dni złamane serce. W tej chwili
liczyło się, że jej miłość nie była już skierowana na Miyaviego; to dawało jej
nadzieję na lepsze jutro. Wystarczyło tylko, że zaprzestanie wątpić w siebie na
każdym kroku. Zresztą, czy dopiero co nie obiecała sobie, że będzie walczyć ze
wszystkich sił?
- Zaufać? - parsknęła na wpół
rozhisteryzowanym głosem.
Nawet jeśli Miyavi brzmiał
szczerze, nie zamierzała uwierzyć w jego chwilową grę. Znała go lepiej, niż on
sam sobie wyobrażał.
- Po tym wszystkim czego
byłam świadkiem w Kyoto? Po tym jak Makuro naszprycował Lily heroiną? Po tym
jak wsadziliście mnie do aresztu, a teraz planujecie skazać mnie na piętnaście
lat w pudle? Myślisz, że jestem taka głupia, że nie wiem, że wypadek Daichiego
to jest wasza sprawka? A co ja pieprzę, przecież Makuro dzisiaj się przyznał,
że go specjalnie potrącił! Myślisz, że po takim czymś wam wybaczę cokolwiek?! -
krzyknęła, a łzy niekontrolowanie zaczęły napływać do jej oczu.
W ogóle nie potrafiła pojąć,
jak teraz mogą tak normalnie rozmawiać. Miyavi zachowywał się za spokojnie jak
na obecną sytuację i Sakura doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie
rozumiała tylko, co go powstrzymywało przed gwałtownym wybuchnięciem. Rozważny
Miyavi w tej chwili był tak samo przerażający jak Makuro.
- Cheri… - zaczął z
naciskiem, dłonią nadal sunąc po jej nodze, jednak ona nie dała mu dokończyć.
Podkuliła nogi jeszcze bardziej pod siebie i przesunęła się dalej na łóżku,
pozbywając się tym samym jego dłoni. Nie chciała by ją dotykał; nawet czule.
- Nie nazywaj mnie tak -
syknęła chwiejnym głosem, mając już dość tego przezwiska; dostawała mdłości za
każdym razem, gdy je słyszała.
Miyavi ponownie parsknął
śmiechem. Wyciągniętą dłonią chwycić za jej podbródek, przyciągając jej twarz
bliżej swojej.
- Będę cię nazywać, jak tylko
będę mieć ochotę, Cheri - szepnął subtelnie muskając jej usta.
Sakura zacisnęła mocno wargi
w prostej linii, nie okazując żadnych pozytywnych emocji z delikatnych
pocałunków.
- Ale chyba zapomniałaś, że
jesteś moja, Cheri. Tylko moja - powiedział niespodziewanie, zaciskając mocniej
palce na jej podbródku.
- Nie jestem rzeczą, a już na
pewno nie twoją - wyznała, zanim zdążyła przemyśleć swoje słowa.
W oczach Miyaviego dostrzegła
niebezpieczny błysk.
Przesunął palce wyżej na jej
policzki, ściskając je mocno.
- Jesteś kobietą, a nie
rzeczą. Moją kobietą. Powiedz mi, Cheri…, pozwoliłaś mu się dotknąć?
Sakurę ogarnęło przerażenie.
Ta konwersacja zdecydowanie nie szła w dobrym kierunku. Jej oddech zaczął
niebezpiecznie przyśpieszać w panice - nie chciała bardziej wplątywać Sasuke w
swoje sprawy, a nie miała wątpliwości, że to o niego chodziło.
Nagle jak na zawołanie
telefon zaczął dzwonić z jej torby.
Tsunade, przeleciało jej
pośpiesznie przez myśli. Nie odbierze - Miyavi na pewno jej na to nie pozwoli.
Tym razem spojrzała pewniej na niego, dostrzegając wyraźne rozdrażnienie na
jego twarzy.
Notoryczne dzwonienie
telefonu zaczęło wyraźnie irytować brata Makuro, który po puszczeniu Sakury
chwycił za jej torbę i wysypał całą zawartość na łóżko. Sakura korzystając z
okazji poderwała się z łóżka i pędem pognała w stronę zamkniętych drzwi, w
których cały czas znajdował się klucz. To była jej szansa, możliwe, że jedyna
by się stąd wydostać i uciec. Usłyszawszy głośny trzask rzucanego o ścianę
telefonu nawet nie odwróciła się, tylko pośpiesznie chwyciła za klamkę i
przekręciła klucz. Uchyliła drzwi, chcąc czym prędzej wybiec z mieszkania, lecz
wnet dłoń Miyaviego uderzyła w drzwi, ponownie je zamykając.
- Gdzieś się wybierasz? -
zapytał hardo chwytając ją mocno za ramię i obracając w swoją stronę. Był
wściekły.
- Jeśli ty nie zamierzasz
wyjść, to sama to zrobię - odpowiedziała drżącym głosem. Nie potrafiła dłużej
się kontrolować.
- To mamy problem, Cheri, bo
ani ja nigdzie się nie wybieram, ani ty - oznajmił, prowadząc ją z powrotem w
głąb mieszkania. - Jeszcze raz spróbujesz uciec, a przestanę być miły.
Sakura zaśmiała się
perliście. On miły? To nie trzymało się kupy. Szarpnęła niespodziewanie
ramieniem wyswobadzając się z jego żelaznego uścisku. Stanęła tuż przed nim,
spoglądając na niego z determinacją.
- Powiedziałam już, że nie
mamy sobie niczego do powiedzenia, a więc…
- Wystarczy tylko kilka
twoich słów, a do apelacji nie dojdzie, a ty zostaniesz oczyszczona z
wszystkich zarzutów. O obecne i przyszłe koszty za twojego brata również nie
musiałabyś się martwić. Wszystko może wrócić do tego, co było kiedyś, a z
twoich aktów zniknie wzmianka o zatargach z prawem. Będziesz mogła ten
kilkumiesięczny okres wymazać z pamięci i nigdy więcej do niego nie wracać. Ja
również poszedłbym ci na rękę i zapomniał o zdradzie z tym sukinsynem. Zawsze
marzyłaś o spokojnej przyszłości, prawda? Zawsze chciałaś wieść normalne życie,
skończyć studia, dostać dobrą pracę, założyć rodzinę. Nikomu nic więcej by się
nie stało, byliby bezpieczni nawet ze strony Makuro. To wszystko mogę ci dać,
Cheri, musisz tylko wyjechać ze mną i obiecać, że już nigdy tu nie wrócisz, że
nigdy nie skontaktujesz się z Uchihą. - Tego Sakura się nie spodziewała.
Wątpiła, by Makuro bądź też ich ojciec pozwolił mu na taki krok. Zbyt dużo
obietnic wiązało się z jego propozycją i nie wszystkie wydawały jej się realne.
Jeszcze kilka dni temu byłaby
w stanie skusić się na jego propozycję. Ale w przeciągu czterdziestu ośmiu
godzin, jej podejście drastycznie uległo zmianie. Zaszła za daleko, by teraz
móc się cofnąć i stać się osobą sprzed dwóch lat. Było już za późno na takie
zmiany.
- Musisz mi zaufać, Cheri -
zaczął, robiąc dwa kroki ku niej. Delikatnie chwycił jej twarz oburącz,
intensywnie spoglądając prosto w jej szmaragdowe oczy. - Już nigdy więcej nie
przytrafi ci się żadna przykrość. Obiecuję. - Kciukami subtelnie gładził jej
policzki, ani na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego.
Chciała wierzyć w jego słowa,
ale nie potrafiła już dłużej żyć w kłamstwie. A takie właśnie życie toczyła w
Kyoto. Wszyscy byli kimś innym, niż sądziła, łącznie z Lily i Hachiro. W Konoha
natomiast mogła żyć tak, jak sama chciała, a nie ktoś inny. Tu żyła naprawdę.
Miyavi przechylił głowę na
bok i nachylił się nad nią, pragnąc ucałować jej szyję. Odgarnął różowe kosmyki
włosów z ramienia Sakury i kiedy jego usta miały już zetknąć się z jej miękką
skórą mężczyzna zaprzestał swych ruchów. Zdumionym wzrokiem patrzył na czarny
tusz głęboko usadzony w jej skórze, tuż za jej prawym uchem. Przez chwilę nie
wiedział na co patrzy. Gdzie gałązka kwiatu wiśni i napis Cheri?
Sakura kątem oka dostrzegła
jego zawahania i wiedziała, że znalazł jej nowy tatuaż.
- Uprzedziłam cię przed
chwilą, że cokolwiek mi zaproponujesz, to i tak odmówię. - Wzięła głęboki
oddech. - Więc odmawiam, Miyavi. Nie pojadę z tobą nigdzie, nawet jeśli
ofiarowałbyś mi gwiazdkę z nieba. Nie ma ceny, za którą znów bym ci się
sprzedała - mówiła ze stoickim spokojem, wzrokiem fiksując uważnie jego
zastygniętą sylwetkę.
- Co to jest? - warknął
niespodziewanie palcami silnie naciskając na jej nowy malunek, który zrobiła
sobie na Inazumie.
Kobieta uśmiechnęła się pod
nosem. - Mapa - powiedziała sentymentalnie.
- Mapa? - sarknął
rozdrażniony.
- Do labiryntu - dodała, bez
przerwy się uśmiechając.
W pamięci powróciła do słodkich
wydarzeń z Inazumy, przewijając je w myślach klatka po klatce. Ile by dała, by
teraz znowu znaleźć się tam z Sasuke.
Miyavi wyprostował się i nim
zdążyła zarejestrować jego czyny, ponownie uderzył ją w twarz - dwa razy
mocniej. Z głośnym hukiem upadła na drewnianą podłogę, głową uderzając o
panele. Przed oczami niemalże od razu pojawiły jej się czarne mroczki.
- Dałem ci wszystko, a ty tak
mi się odpłacasz?! - wrzasnął nagle.
Sakura parsknęła złośliwym
śmiechem.
- Dałeś mi wszystko? -
spytała z ironią, próbując podnieść się z ziemi na powrót zaczynając kojarzyć,
co dzieje się wokół. - Ściągnąłeś na mnie same nieszczęścia. Nigdy ci nie
wybaczę, że z chorą premedytacją potrąciliście Daichiego i spowodowaliście
wypadek Sasuke. Tknij ich albo kogoś innego, a obiecuję, że was pozabijam! -
krzyknęła w nerwach.
Miyavi obdarzył ją zadziornym
uśmieszek klękając tuż przed nią.
- Serio? Tylko mamy mały
problem, Cheri - powiedział zadowolonym głosem, łapiąc ją mocno za włosy. Siłą
zmusił jej głowę do uniesienia się. - Wtedy stałabyś się taka jak ja. Naprawdę
tego chcesz? - spytał z drwiną, jaką zazwyczaj utożsamiała z Makuro.
Zamiast odpowiedzieć
spoglądała na niego z obrzydzeniem. To wszystko była jego wina.
- Cokolwiekbym zrobiła i tak
nie dorównam wam w podłości i skurwysyństwie. Możesz czuć się zaszczycony -
powiedziała zuchwale. Nie było szans, by wydostała się stąd w jednym kawałku,
więc równie dobrze mogła poluzować język.
Miyavi przymrużył
niebezpiecznie oczy.
- Pozwolenie ci uciec do
Konohy było złym pomysłem - warknął zły, puszczając jej włosy i ponownie
wymierzając w jej policzek silne uderzenie.
Krew pociekła Sakurze z
pękniętej wargi.
- Pieprzony damski bokser -
syknęła, ocierając wierzchem dłoni usta. - Jeszcze ci mało? - Nadal miała
mroczki przed oczami po ostatnim przypadkowym uderzeniu głową w podłogę, ale
nie zamierzała ustępować. I tak nie wyjdzie stąd bez kilku siniaków, i tak.
- Mi? - zaśmiał się. -
Skądże, dopiero co się rozkręcam.
Sakura przeczuwając kolejny
silny cios zrobiła unik, w ostatnim momencie unikając zderzenia z jego dłonią.
Starając się myśleć trzeźwo rzuciła się w stronę łóżka, na którym znajdowała
się porozrzucana zawartość jej torebki i chwyciła za czarny spray, który cały
czas nosiła przy sobie. Miyavi chwycił za jej ramię i szarpnął nią, lecz kiedy
Sakura odwróciła się w jego stronę gaz pieprzowy prysnął mu prosto w oczy.
Mężczyzna krzyknął z bólu,
łapiąc się za piekące oczy.
Drobny uśmieszek tryumfu
wkradł się na usta Sakury. Szala została przechylona na jej stronę, poniekąd
wyrównując tą nierówną potyczkę. Panika i strach jednak cały czas jej
towarzyszyły. Chcąc jak najszybciej znaleźć się z dala od Miyaviego na
czworakach zaczęła oddalać się od niego, błagając w myślach, by nie podążył za
nią. Drzwi wejściowe były tuż naprzeciw niej, lecz widząc brak znajdującego się
w zamku klucza przełknęła głośno ślinę. Jak miała się wydostać? Sąsiadujące
mieszkania z tego co pamiętała nie były zamieszkane, więc nawet histeryczne
krzyki i wołanie o pomoc jej nie pomogą. Była w pułapce.
Nim zdążyła doczołgać się do
drzwi, usłyszała tuż za sobą głośne charknięcie po czym Miyavi z impetem kopnął
w jej brzuch.
- Tak chcesz się bawić,
cheri?! - wrzasnął cały czas pocierając czerwone, podkrążone oczy.
Sakura opadła na podłogę,
chwytając się w rozpaczy za brzuch. Było gorzej niż wcześniej przypuszczała -
Miyavi pomału zamieniał się w kopię Makuro. Gdy ich wzrok ponownie się ze sobą
spotkał, poczuła kolejne silne uderzenie w podbrzusze. Różowowłosa zwymiotowała
krwią.
- Jesteś sukinsynem -
wychrypiała, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach. Przeklinała go jak
jeszcze nigdy. Najchętniej chciałaby, żeby ten idiota poszedł i przemył oczy
zwykłą wodą, co tylko pogorszyłoby jego stan. Jednak Miyavi nie był aż
taki głupi, od razu zaczął przeszukiwać kuchenne szafki w poszukiwaniu oleju
roślinnego bądź mleka. Ku jej niezadowoleniu Miyavi znalazł olej prędzej niż by
tego chciała.
Sakura w międzyczasie
próbowała podnieść się z podłogi, lecz za każdym razem promieniujący ból nie
pozwalał jej na to. Miała wrażenie, że swoim drugim kopnięciem Miyavi złamał
jej conajmniej jedno żebro.
- Sakuro… Zaczynasz zmuszać
mnie do rzeczy, których nigdy nie chciałbym ci zrobić - powiedział
niespodziewanie już o wiele spokojniejszym głosem.
Uniosła głowę wysoko w szoku,
jeszcze nigdy nie zwrócił się do niej po imieniu. N i g d y. Patrzyła na niego
w strachu przez opadające na jej twarz różowe kosmyki włosów. Jej imię nie
brzmiało w jego ustach tak przyjemnie jak kiedyś Cheri, o wiele bardziej
preferowała je z ust Sasuke.
Powolnym krokiem Miyavi
zaczął się do niej zbliżać ze łzawiącymi bez przerwy oczami.
- A więc teraz to ja mam grać
tego złego, tak? - sarknął ironicznie. - Chciałem ci dać cały świat, a ty tak
zwyczajnie mi odmawiasz?! - uniósł nagle głos, a jego szczęka zaczęła poruszać
się nerwowo. Sakura próbowała wycofać się, podciągnęła swoje ciało na łokciach,
lecz Miyavi i tak był szybszy. Przykucnął przy niej i ponownie chwycił jej
twarz oburącz. - Tyle dla ciebie zrobiłem. Nawet pozbyłem się tego fagasa,
który ośmielił się ciebie uderzyć! A dla ciebie to nic nie znaczy. Dlaczego,
cheri?
Źrenice Sakury zadrżały pod
napływem informacji. Nie wiedziała, czy to przez uderzenie głową o podłogę, czy
może rzeczywiście słuch płatał jej właśnie figle.
- Powiedz, że nie tknąłeś go
palcem Miyavi! Błagam cię! - Pod żadnym pozorem nie przypuszczała, że Miyavi mógł
brać udział w morderstwie Satoru. Kiedy tylko informacja o śmierci brata
Ayanami doszła do jej wiadomości, raczej obstawiała nieszczęśliwy wypadek albo
jakąś bójkę z pijaczyną, którego spotkał podczas powrotu do domu. Nigdy nie
spodziewała się, że w barze widziała go po raz ostatni. Tak, miała mu za złe
jego pijański wyskok, ale to nadal nie dawało nikomu prawa do zabijania go.
Zwłaszcza Miyaviemu.
- Dotknął cię, Cheri. Dotknął
tak, jak nikt nie powinien - oznajmił czule, kolejny raz gładząc jej policzki
kciukami, ocierając tym samym je z gorzkich łez.
- I mówi to osoba, która
właśnie kilkukrotnie zdzieliła mnie po twarzy i dwukrotnie skopała!? -
wrzasnęła z żałością prostu mu twarz.
Jeżeli taka kara spotkała
Satoru, to co może spotkać Sasuke?
- Morderca! Jesteś pieprzonym
mordercą! - W desperacji zacisnęła mocno powieki, nie chcąc już nigdy więc
spoglądać na jego twarz. Już w przeszłości była przypadkowym świadkiem, jak
wraz z Makuro pozbawili człowieka życia.
- Zrobiłem to dla ciebie,
Cheri. Dla nas. A i tak jego śmierć poszła na marne przez Uchihe, to dla niego
jak skończona idiotka odrzucasz wszystko co ci oferuję, prawda? Odpowiedz mi
Cheri... dotykał cię jak mężczyzna, prawda? Dotykał cię tam, gdzie tylko ja
powinienem? - Wyczuwała w jego tonacji dziwną ostrość i wrogość w stosunku do
Sasuke. Nie podobało jej się to.
Milczała, chcąc by Miyavi jak
najszybciej porzucił ten temat. Sasuke był ostatnią osobą, o której chciała z
nim rozmawiać w tej chwili.
- Odpowiedz mi, Cheri -
warknął puszczając jej twarz i chwytając mocno za jej ramiona. - Odpowiedz!
Miyavi zaczął podnosić się z
klęczek, zmuszając siłą Sakurę do tego samego. Z ust różowowłosej wydobył się
okrzyk bólu, spowodowany ostrym bólem tuż pod jej piersiami. Ręką objęła się w
pasie. Miyavi nie przejął się jej dyskomfortem, tylko dłońmi przygwoździł ją do
najbliższej ściany.
- Odpowiedz! - wrzasnął,
świdrując ją wściekłym spojrzeniem.
Sakura odchrząknęła, a na jej
ustach pojawiła się kolejna porcja świeżej krwi. Nie starła karmazynowej cieczy
z wargi, chcąc by Miyavi dobrze widział, co właśnie z nią zrobił.
- A czy to ma znaczenie? Mnie
i ciebie już nic nie łączy i nigdy już nie będzie... To, z kim jestem, z kim
sypiam, kogo kocham nie ma... żadnego znaczenia dla ciebie. Powinieneś pogodzić
się z rzeczywistością, zamiast próbować komuś rujnować życie... swoją pieprzoną
chorobliwą zazdrością. Nie jestem ani rzeczą, ani twoją kobietą - powiedziała
odważnie, dysząc ciężko i zaciskając zęby z bólu. Miała dość zabawy w kotka i
myszkę.
Zaczerwionymi i cały czas
nieznośnie piekącymi oczami przyglądał się Sakurze w wyraźnym rozbawieniu.
Kącik jego ust uniósł się nieznacznie, ale z jego krtani nie wydobyło się żadne
słowo. Niespodziewanie puścił ją i zaczął pomału wycofywać się do tyłu, a
Sakura odetchnęła z ulgą. Miyavi wszedł do skromnego aneksu kuchennego, ponownie
zaczynając grzebać w jej szafkach i szufladach.
Sakura zmarszczyła pytająco
brwi, uważnie mu się przyglądając. Nie poruszyła się ani o krok, nie była w
stanie. W kącie dostrzegała swoją rozwaloną komórkę, na którą jeszcze jakiś
czas temu dzwoniła Tsunade. Sakura miała nadzieję, że dyrektorka uniwersytetu
Konohy nie odbierze ignorowania jej telefonów jako chwilową niedyspozycje. W
końcu kazała jej iść i odpocząć. Sen w takim przypadku wydawał się rozsądną
opcją i na pewno nie zamierzała obwiniać Tsunade za takie myślenie. Jedyną
deską ratunku pozostawała Ino, która jako jedyna wiedziała o tym, gdzie poszła.
Sakura była przekonana, że równo godzinę po zakończeniu ich rozmowy zacznie
ponownie się do niej dobijać. Tym razem jednak będzie musiała obejść się smakiem,
bo nie było szans, by jej telefon kiedykolwiek zaczął znowu dzwonić. Jej mała
cegiełka dzisiaj oficjalnie zakończyła swój żywot. Nie pozostaje jej nic
innego, jak modlić się, by Ino wpadła w swoją ciążową histerię i od razu
podniosła alarm. Lecz nagle odrzuciła tą myśl ze swojej podświadomości.
Pierwszą osobą, do której zadzwoni będzie bez wątpienia Itachi bądź Sasuke. Nie
chciała, by młodszy z braci Uchiha pojawiał się tu i wtrącał w tę bezsensowną
sytuację. Nie chciała, by znowu coś mu się przez nią stało. Nie chciała, by
podzielił los Satoru.
- Wiesz, Cheri… - zaczął w
zamyśleniu Miyavi, będąc cały czas odwrócony do niej plecami. - Jestem skory
stwierdzić, że gdyby nie ten sukinsyn, dałabyś się namówić na powrót ze mną.
Dlatego…
Sakura prychnęła pod nosem,
nie dając mu dokończyć.
- Jak najbardziej mylne
stwierdzenie.
- Dlatego tuż po tym jak
zajmę się tobą, spotkam się z nim. Najchętniej zaprosiłbym go tutaj, ale
niestety nie posiadam do niego numeru, a twój telefon jest bezużyteczny -
wtrącił ostrzej, pomału odwracając się w jej stronę.
Sakura zamarła widząc jak
Miyavi kciukiem sprawdza ostrze trzymanego przez niego noża.
- Więc pora na małą zabawę.
Zaczął się do niej zbliżać
niczym predator ku swojej ofierze - pomału i z premedytacją.
- Odłóż to - powiedziała
ostrożnie, ani na chwilę nie spuszczając go z oczu.
Miyavi w odpowiedzi posłał
jej zadziorny uśmieszek, który spowodował w niej kolejną falę strachu.
- Uchiha będzie twoim końcem
- szepnął, zaciskając mocno dłoń na rękojeści noża kuchennego.
Sakura zaczęła panikować.
Czując nagły przypływ adrenaliny i ignorując kłucie w żebrach rzuciła się na
niego, chcąc wyrwać mu broń. To była jej jedyna szansa na przetrwanie, gdyż
ucieczka była niemożliwa. Pewnym chwytem dłoni złapała za trzon noża, jednak
uścisk Miyaviego na nim był zbyt mocny.
- Myślisz, że mnie pokonasz?
- zaśmiał się, równocześnie uderzając ją drugą, zaciśniętą dłonią w podbrzusze.
Sakura zastygła w bezruchu na
kilka długich sekund, zamglonym wzrokiem wpatrując się wprost w jego bladoniebieskie
ślepia. Przez ciemność, która zapadła jej przed oczami czuła, jakby patrzyła
się w oczy samego diabła. Nie była w stanie dłużej się powstrzymywać - krew
bryznęła z jej ust prosto na jego koszulkę.
- Jesteś… świnią - wydukała
ociężałym głosem, opadając kolanami na podłogę, rękoma cały czas trzymając za
koniuszek trzonu noża.
Nie pojmowała, jak kiedyś
mogła darzyć go jakimikolwiek pozytywnymi uczuciami. Miłość rzeczywiście była
ślepa, a w jej przypadku tragiczna i wręcz śmiertelna.
- Jesteś żałosna, Sakura -
oznajmił ostro, gwałtownym ruchem wyrywając się z jej uścisku.
Szczęka studentki zacisnęła
się. Nie wiedziała, kiedy stała się taka słaba. Potrzebowała znaleźć w sobie
pokłady jakiejkolwiek siły, by tylko móc przeżyć tę potyczkę z Miyavim. Chciała
żyć! Miała dla kogo żyć! I żaden sukinsyn nie zabierze jej tego przywileju!
Spojrzała na niego spode łba,
a dłonie zacisnęła w dwie solidne pięści. To mogła być jej ostatnia szansa. Nie
czekając aż Miyavi zorientuje się, że coś planuje, rzuciła się na jego nogi z
impetem. Czując, jak pod naporem jej ciała leci na ziemię, uśmiechnęła się pod
nosem, chociaż wiedziała, że do zwycięstwa było jej jeszcze daleko.
Miyavi runął z hukiem na
podłogę, a ona nie mogła bardziej być z siebie dumna. Jej alter ego aż ryknęło
z satysfakcji w jej podświadomości.
- I kto tu teraz jest żało…?
- Miyavi rzucił się na nią z głośnym ryknięciem, a szala ponownie przechyliła
się na jego stronę. Z ust Sakury wydobyło się głośne syknięcie, kiedy tylko jej
plecy zetknęły się z chłodną podłogą. Zbyt duża pewność siebie znowu
przyprawiła ją o kłopoty.
- Ty! Ty jesteś żałosna,
Cheri! Popatrz jaką słabą stałaś się osobą! Popatrz, jak Uchiha cię zniszczył!
Trzeba było nie ruszać się z Kyoto, a wiodłabyś słodkie życie. Ale nie, tobie zachciało
się odrzucać wszystko co ci zaoferowałem! Gówniana, nic nie warta suka! -
wrzasnął z targającą go wściekłością. Chcąc przejść do sedna tego spotkania
ugiętym łokciem przechylił jej twarz na bok. Ignorował wszystkie jej próby
wyswobodzenia się spod niego. Cokolwiek próbowała i tak nie działało, był o
wiele silniejszy niż ona. Jej największym błędem było lekceważenie jego i jego
możliwości. Kciukiem przejechał po wytatuowanej mapie, nadal nie wierząc temu,
co widzi. Był pewny, że wróci z nim do Kyoto, że wszystko wróci do takiego
stanu jak było kiedyś, ale wyraźnie nie doceniał Uchihy i jego siły perswazji.
- Skoro nie chcesz być moja…
- zaczął spokojnie, bawiąc się w dłoni nożem. - Jego też nie będziesz - tym
razem warknął ostro do jej ucha, a następnie przystawił koniuszek noża
kuchennego do mapy.
Sakura czując na sobie zimne
ostrze, zaczęła szarpać się pod nim, jednak na Miyavim nie robiło to żadnego
wrażenia; ani drgnął.
Niedelikatnie wbił koniuszek
ostrza pod jej skórę, rozpoczynając z premedytacją destrukcję znienawidzonego
tatuażu. Z krtani Sakury wydobył się przeraźliwy krzyk. Próbowała zrzucić go z
siebie i jakiś cudem przejąć kontrolę nad sytuacją, ale Miyavi przygwoździł ją
do podłogi w perfekcyjny sposób; ledwo mogła ruszyć dłonią. Kaskady gorzkich
łez zaczęły spływać po jej policzkach. Ból był kilkukrotnie gorszy od samego
procesu tatuowania - Sakura nie mogła wytrzymać. Czuła jak ciepła krew toczyła
się po jej skórze, co tylko powodowało eskalację targającej nią paniki. Płacz
zamienił się w cichy lament, by następnie doprowadzić do dławienia się łzami.
Miyavi nie odrywał ostrza noża od jej skóry i dopiero wtedy zdała sobie sprawę,
że on rzeczywiście jest w stanie ją zabić. Perspektywa, że trzyma nóż blisko
jej aorty wcale jej nie pocieszała.
Chciała żyć. Miała jeszcze
tyle do zrobienia w swoim nędznym życiu!
Nagle Miyavi pociągnął
ostrzem noża wzdłuż jej szyi, kończąc na ramieniu.
- O wiele lepiej - powiedział
głosem zadowolonego dziecka, wreszcie odrywając ostrze od jej szyi. Wyprostował
się z gracją, uważnie obserwując swoje dzieło. Pomimo chwilowej wolności swoich
rąk, Sakura była sparaliżowana strachem. Nawet kiedy Miyavi z zupełnie
niepasującą do niego subtelnością dotknął jej podbródka i spowodował, że ich
spojrzenia znowu zetknęły się ze sobą, nie była w stanie okazać innych uczuć
poza śmiertelnym przerażeniem.
- Tobie też się spodoba, jak
tylko dojdziesz do siebie, cheri - oznajmił z tą samą tonacją.
Sakura pomimo iż tego nie
okazywała, dziękowała w głębi duszy, że to już koniec.
- Ale…, chyba należy ci się
mała kara za tą kilkumiesięczną niesubordynację.
Oczy Sakury rozszerzyły się w
przerażeniu. Teraz już wiedziała, że obydwaj bracia Mori zawsze byli zwykłymi
psychopatami.
Ostrze noża ponownie zetknęło
się z jej ramieniem, a ona krzyknęła z kolejnej dawki ostrego bólu.
- Nie jestem żadnym wybitnym
artystą, ale postaram się zostawić na twojej skórze jak najpiękniejsze dzieło
mojego wykonania. Postaram się, cheri. Obiecuję, że będę delikatny. W końcu dla
ciebie wszystko. - Jego głos był osnuty perfidnym sarkazmem.
Nie wiedziała, co w nią
wstąpiło, ale po kilku kolejnych ranach na jej ramieniu, coś w niej pęknęło.
Ryknęła na całe gardło niczym rozwścieczone zwierze i dłońmi z nowo znalezioną
siłą uderzyła w jego klatkę piersiową. Nóż wypadł z ręki zdekoncentrowanego
Miyaviego.
- Wypierdalaj! - wrzasnęła
przez łzy próbując zrzucić go z siebie. I o dziwo udało jej się to.
Czując wolność swego ciała,
poderwała się z ziemi i ruszyła w stronę okna. Może a nuż ktoś dostrzeże
zrozpaczoną, zakrwawioną i rozhisteryzowaną studentkę przez szybę. Może a nuż,
ktoś właśnie postanowi spojrzeć w górę. Będąc przy parapecie, poczuła jak
Miyavi popycha ją w stronę lichego okna. Sakura runęła prosto na szybę, która
pod naporem jej ciężaru pękła.
Miyavi nie tracąc ani chwili
chwycił ją mocno, odwrócił w swoją stronę i ponownie zdzielił ostrym uderzeniem
w twarz, po czym rzucił nią o podłogę.
Sakura zacisnęła dłoń na
kawałku szkła, które w ostatnim momencie udało jej się wyrwać z rozbitej szyby.
Z każdą przeminiętą minutą nienawidziła Miyaviego jeszcze bardziej. Była gotowa
na wszystko, by tylko przeżyć i jakoś wydostać się z pułapki, w którą wpadła
przez własną głupotę.
Kiedy tylko poczuła jak były
chłopak łapie ją za ramiona i podnosi zakrwawioną z ziemi, uśmiechnęła się
złowieszczo pod nosem. Miyavi pożałuje, że kiedykolwiek jej dotknął.
Stając z nim twarzą w twarz
zacisnęła jeszcze mocniej dłoń na kawałku szkła. Ignorując ból z przeciętej
dłoni wbiła mu je prosto w oko. Odłamek nie był za duży, ale wystarczający by
wyrządzić mu znaczącą krzywdę.
Tym razem to z krtani
Miyaviego wydobył się przeraźliwy krzyk, a Sakurę rozpierała duma.
- Suka! Pierdolona ździra! -
wrzasnął i z wyraźnymi łzami wyciągnął szkło z oka. Jego powieka od razu opadła
na podpuchnięte oko. Powinien jechać do szpitala, jeśli jeszcze kiedykolwiek
chciał widzieć obojgiem oczu.
Rzucił się na nią i dłonie
zakleszczył na jej szyji. Od razu dostrzegł, jak Sakura ponownie wpada w stan
paniki i zaczyna się dusić. Chcąc, by pocierpiała, raz jeszcze zaparł się i
rzucił nią z całej siły o podłogę.
Sakura krzyknęła raz jeszcze,
próbując złapać się czegokolwiek, by tylko powstrzymać upadek, ale nic nie
znajdowało się pod jej ręką. Runęła na podłogę niczym kłoda, ponownie uderzając
z imptetem głową o grunt. Czarne plamy raz jeszcze pojawiły się przed jej
oczyma i ostatnie, co zapamiętała, nim ciemność nią zawładnęła, były kroki
Miyaviego echem odbijające się w jej uszach.
- Nigdy nie sądziłem, że
nawet na ciebie będę musiał podnieść rękę. Zawiodłaś mnie, cheri - syknął
wściekły, kucając przy jej ciele. - Co? Zabrakło ci już siły, czy się
poddajesz? - Szturchnął nią mocniej niż powinien, lecz nie uzyskał żadnej
reakcji w odpowiedzi. - Cheri - warknął z groźbą, ale nadal nic. Szarpnął ją za
ramię i przewrócił na plecy, a wnet wokół jej głowy pojawiła się kałuża ciemnej
krwi.
Upadł na ziemię i pośpiesznie
zaczął wycofywać się do tyłu z przerażeniem. Zrobił jej krzywdę, ale nie chciał
tego. Nie z taką chęcią do niej tu przyszedł. To wszystko była jej wina. To ona
do tego doprowadziła. Przełykając głośno ślinę poderwał się jak oparzony z
ziemi i pędem pobiegł w stronę drzwi, trzesącą się ręką otworzył zamek, drugą
trzymając przy krwawiącym oczodole.
~***~
- W ciągu kilku następnych
dni neograf powinien potwierdzić autentyczność pamiętnika. Wtedy będziemy o
jeden krok przed twoimi wujami - oznajmił oficjalnie Kakashi, zatrzaskując za
sobą drzwi samochodu.
Sasuke ulokował się na
miejscu pasażera i poszedł w jego ślady. Łapiąc pas spytał:
- Gdzie teraz jedziemy?
- Ty do domu - powiedział
prawnik, przekręcając kluczyk w stacyjce. Silnik drogiego samochodu odpalił za
pierwszym razem.
- Wiesz, Kakashi, że nie dam
się tak szybko spłoszyć. Nie przy tej sprawie - sparował poważnie spoglądając
kątem oka na swojego wykładowcę.
Kakashi nie wydawał się być
zaskoczony jego słowami. Wręcz przeciwnie - wyglądał na zadowolonego.
- Miałem przeczucie, że to
powiesz - parsknął.
- Więc? - Dopytywał Sasuke.
Zazwyczaj był osobą cierpliwą, ale w tej chwili nie potrafił utrzymać swego
stoicyzmu.
Hatake wyjechał z
dwupiętrowego parkingu wprost na główną ulicę Konohy, lecz zamiast kierować się
w stronę akademików, jak to przed chwilą zainsynuował, pojechał w stronę
centrum miasta.
- Jak dużo wiesz o Sakurze? -
Spytał po chwili Kakashi.
- Wystarczająco, by wiedzieć,
gdzie znajduje się moja lojalność - odpowiedział ze znudzeniem, skrupulatnie
przyglądając się gipsowi na lewej ręce. Sądził, że to, ile wie o Sakurze
zostało już wyjaśnione. Najwyraźniej jednak się mylił. Nie zamierzał zmieniać
podjętej wcześniej decyzji. Bracia Mori zapłacą mu wysoką cenę za to wszystko.
Nie zamierzał im odpuszczać w żaden sposób. Domyślał się, że jego wujowie
niejednokrotnie będą się mieszać w sprawę Sakury, ale z nimi poradzi sobie na
swój sposób.
- Skoro czytałeś pamiętnik,
wiesz o śmierci jej współlokatorki… - ostrożnie zaczął Kakashi; starał się
delikatnie wybadać, dokąd sięga wiedza Sasuke.
Uchiha leniwie skinął głową.
- Wiem również, że zmarła po przedawkowaniu
heroiny, którą dostała od starszego Mori - mruknął, a Hatake zatrzymał samochód
na czerwonym świetle.
- Tę samą, którą później
znaleziono w samochodzie, który nieświadomie rozbiła. Oskarżenie twierdzi, że
samochód należał do niej. Został jej sprezentowany kilka tygodni wcześniej, bo
sama w końcu nie byłaby w stanie zapłacić za tak drogi prezent. W
przeciwieństwie do jej ówczesnego chłopaka. Wszystkie papiery za samochód są na
nią. Twoim pierwszym zadaniem, Sasuke, będzie obalenie tej tezy i zdobycie na
to dowodów.
Sasuke uniósł zadziornie
kącik ust.
- Z przyjemnością - mruknął
zadowolony, strzelając palcami. - To dowiem się wreszcie gdzie jedziemy?
Kakashi wywrócił oczami i
dostrzegając zielone światło wcisnął pedał gazu ruszając z miejsca.
- Śmierć jej współlokatorki i
późniejsze oskarżenia odbiły się znacząco na jej psychice - westchnął.
- Jeśli dążysz do
psychotropów to daruj sobie, bo o nich też wiem - wtrącił z przekąsem Sasuke,
uprzedzając tym samym mężczyznę.
Kakashi parsknął śmiechem.
- Tego akurat się nie
spodziewałem. Ale w takim razie nie mam co się już powstrzymywać. Jedziemy do
psychologa. Potrzebujemy, by zrobiła analizę z kopii pamiętnika, a także by
ustawić ją na późniejsze spotkanie z Sakurą. Potrzebne będą nam dowody, by dowieść
w sądzie, jak duży wpływ miał na Sakurę jej chłopak w Kyoto.
Sasuke skrzywił się z
obrzydzeniem. Ciężko mu było wyobrazić sobie Miyaviego w roli czułego chłopaka
Sakury. Typ był zbyt niebezpieczny, by z kimkolwiek mógł się wiązać. Sasuke nie
zamierzał dopuścić, aby jeszcze kiedyś się do niej zbliżył. Póki co, była
bezpieczna i tylko to się liczyło.
- Jej rodzice są w stanie
odzyskać pełną opiekę nad Daichim? - Zapytał nagle Sasuke.
Nie wyobrażał sobie młodego
Haruno w przytułku bądź w rodzinie zastępczej. Miał kochającą go rodzinę, z
którą powinien przebywać.
Kakashi stukał palcami o
obitą skórą kierownicę, analizując pomału sprawę brata Sakury.
- Mimo iż ta sprawa wydaje
się łatwa, to w rzeczywistości taka nie jest - westchnął. - Państwo Haruno nie
mają pieniędzy tak samo jak Sakura, więc szczerze nie wiem do końca, jak
rozwiązać tę sytuację bez rozbijania banku. Wierzę, że dziewczyna po wygranej
batalii sądowej zacznie na nowo układać sobie życie i będzie w stanie utrzymać
siebie oraz brata. Szkopuł jest w tym, by to udowodnić w sądzie - mówił
szczerze. Jednak nie zamierzał tak łatwo się poddawać. Oboje wraz z Sasuke
wiedzieli przez kogo Daichi i rodzice Sakury mają kłopoty i oboje nie uważali
tego za sprawiedliwe.
- Wszystko jak zwykle toczy
się wokół pieniędzy - warknął rozdrażniony Sasuke, pogrążając się w zamyśleniu.
Jak udowodnić sędzinie niezależność Sakury i to, że posiada wystarczające
środki pieniężne dla siebie i brata? Wbrew pozorom nie jest to mała kwota.
Dzieci są drogie w utrzymaniu - trzeba co chwilę kupywać nowe ubrania, buty i
inne potrzebne rzeczy. Nie wspominając już o szkole i ewentulanych wycieczkach.
Bez maszyny do mnożenia pieniędzy albo, tak jak powiedział Kakashi, napadu na
bank się nie obędzie.
- Jesteśmy - oznajmił
Kakashi, wyrywając go z głębokiego zamyślenia. Zamroczony Sasuke rozejrzał się
po parkingu prywatnej kliniki psychologiczniej.
- Zostanę w samochodzie i
spróbuję się skontaktować z Hachiro. Przekonanie jego do czegokolwiek może zająć
o wiele więcej czasu niż twoja rozmowa z psychologiem - powiedział kiedy
wykładowca przygotowywał się do opuszczenia samochodu.
Kakashi nie zaprotesował,
tylko skinął głową w zrozumieniu. Podzielenie się obowiązkami, biorąc pod uwagę
uciekający im czas, było rozsądne z ich strony. Trzy tygodnie to w
rzeczywistości nie było dużo czasu, zwłaszcza, że problemy Sakury zaczęły się
mnożyć.
Kiedy tylko Kakashi zniknął
za drzwiami prywatnej kliniki, Sasuke wyciągnął z kieszeni telefon. Po
odblokowaniu wyświetlacza dostrzegł odczytaną już wcześniej wiadomość od
Sakury. Spanie na podłodze nie przeszkadzało mu zbytnio, chociaż i tak wątpił
czy bez tego się nie obejdzie. Nie odpisując jej, wybierał numer Hachiro. Nie
przypuszczał, że kiedykolwiek będzie zmuszony go użyć. Tuż przed naciśnięciem
zielonej słuchawki jego telefon sam zaczął dzwonić, a na wyświetlaczu pojawił
się numer Ino.
- Jestem zajęty - warknął,
tuż po odebraniu połączenia.
- Zajmę ci tylko chwilkę -
wtrąciła szybko, jakby spodziewała się, że Sasuke zaraz się rozłączy. A na to
nie mogła sobie pozwolić, bo jeśli Sasuke zerwie połączenie, to kolejnego już
nie odbierze.
- Streszczaj się - mruknął
lakonicznie. Nie wiedział do końca czemu z nią rozmawiał, ale zwalał to na chęć
odwleczenia rozmowy z Hachiro.
Ino od razu przeszła do
sedna.
- Widziałeś się dzisiaj z
Itachim albo z nim rozmawiałeś? - Spytała.
- Załóż mu GPS, jeśli nie
wiesz gdzie jest i nie, nie gadałem z nim. To wszystko? - Ino westchnęła po
drugiej stronie słuchawki.
- A więc nic nie wiesz… -
Sasuke zmarszczył brwi, słysząc jak Ino mówi z zaniepokojonym głosem. Coś mu
się nie podobało w tym, co słyszał.
- Nie wiem o czym? - zapytał
ostrożnie.
- Itachi miał ci później
powiedzieć, ale wyraźnie nie miał jeszcze jak i… - mówiła za szybko i za
chaotycznie, by mógł bez skrupułów rozłączyć się i zignorować matkę swojego
bratanka bądź bratanicy.
- Ino, do rzeczy - warknął
ostro, mając dość tego krążenia w kółko.
Nastała krótka chwila
niezręcznej ciszy.
- No bo widzieliśmy dziś rano
Miyaviego czyhającego się na parkingu przed akademikami - odpowiedziała
wreszcie ze przestrachem w głosie.
Sasuke poruszył dolną szczęką
w złości.
- O której? - Dużo okien
akademika było zwróconych w stronę parkingu, ale tylko on z Sakurą stali przy
nim dzisiejszego ranka kłócąc się, paląc fajki jak nałogowcy i okazują sobie
czułości.
- Gdzieś koło 9 - odparła.
- Twoja puenta? - zapytał
hardo, wiedząc już, że jeżeli Miyavi pofatygował się spojrzeć w górę na jego
piętro, bez wątpienia ich dostrzegł.
Widział jak się tulą? Całują?
Cisza po drugiej stronie
słuchawki nie była dla Sasuke niczym dobrym.
- Ino - syknął. Już po jej
zachowaniu wiedział, że coś jest nie tak.
Wypuściła ze świstem
powietrze prosto do słuchawki, po czym powiedziała:
- Może panikuję, bo nawet nie
minęła godzina po której miała sie odezwać, ale kiedy chciałam do niej przed
chwilą zadzwonić i o coś spytać, to ma wyłączony telefon. I tak od dobrych
dwudziestu minut. Nawet nie oddzwania.
Sasuke wziął kilka głębokich
oddechów. Nie było jeszcze powodów do siania bezpodstawnej paniki.
- Powinna być już w moim
pokoju - mruknął zerkając na zegarek, ale nieprzyjemne uczucie nadal go nie
opuszczało. - Idź i sprawdź, a potem daj mi znać.
- Jestem u Itachiego, ale jej
tam na pewno nie ma! Bo…
Sasuke przymknął powieki i
przeklnął siarczyście pod nosem. Słowo “bo” stało się jego koszmarem. Tak
bardzo nie chciał go słyszeć.
- Bo…? - prawie krzyknął,
wyprowadzony z równowagi.
- Do cholery, mam nadzieję,
że nic jej nie jest. A co jeśli… - zaczęła panikować jeszcze bardziej.
- Ino gdzie ona jest?! - Tym
razem nie potrafił się powstrzymać. Wrzasnął głośno do słuchawki, zarażając się
paniką Yamanaki.
- Poszła zabrać kilka rzeczy
od siebie, by przynieść je do ciebie. Mówiła, że zaszyje się w twoim pokoju na
jakiś czas - odpowiedziała przerażona Ino. Martwiła się o Sakurę i bała się
obecnie Sasuke.
- Poszła tam sama?! -
Krzyknął wściekły, przesiadając się szybko na miejsce kierowcy. Miała załatwić
kilka spraw, a następnie wrócić do jego lokum w akademiku, z którego obiecała
nie ruszać się już ani na krok! Niech ją szlag! Gdyby wiedział, że Miyavi czaił
się z rana przy jego akademiku, nie pozwoliłby się jej nawet z tamtąd ruszyć.
Przykułby ją nawet do łóżka, jeśli byłaby taka potrzeba! - Ile razy próbowałaś
się z nią skontaktować? - zapytał nim Ino zdążyła cokolwiek jeszcze powiedzieć.
- Z dwadzieścia. Martwię się
o nią.
Sasuke odpalił samochód
Kakashiego i czym prędzej wyjechał z prawie pustego parkingu.
- Jadę do niej. Zadzwonię do
ciebie, jak już ją znajdę. - Nie czekał na żadną odpowiedź, tylko od razu
rozłączył się po wypowiedzeniu ostatniego słowa. Odrzucił telefon na drugie
siedzenie i skupił się całkowicie na jeździe. Do mieszkania Sakury ze specjalistycznej
kliniki nie było aż tak daleko, ale popołudniowy ruch dawał o sobie znać, a
Sasuke nie miał czasu na zbędne sterczenie w korkach. Chciał by to całe
zamieszanie okazało się zwykłym fałszywym alarmem. Pieprzonym nieporozumieniem.
Błagał, by telefon jej się po prostu rozładował i by później mógł bez skrupułów
się na niej wyżyć za bezmyślność. Mówił by tam nie szła! Ale rozmawiali o
spaniu tam, a nie o przechadzce po kilka rzeczy. Jednak Sakura to Sakura,
zawsze musi obejść jakoś sytuację. Mógł to przewidzieć! Oczywiste było, że
będzie potrzebować jakichś ubrań, kosmetyków i innych pierdół, ale żadno z nich
o tym nie wspomniało wcześniej.
Zacisnął mocniej prawą rękę
na kierownicy, chcąc powstrzymać drżenie własnego ciała.
Nie miał pojęcia co zrobi,
jeśli rzeczywiście coś jej się stało. Ostatnimi dniami bracia Mori pokazali, że
nie powstrzymają się przed niczym. Pytanie tylko, czy byli w stanie zrobić coś
bezpośrednio Sakurze? Fakt, to oni ją oskarżali w sądzie, jednak ten mógł
spojrzeć na sprawę zupełnie inaczej wiedząc, że któryś z braci położył palec na
Sakurze. Ale nawet za palec Sasuke miał zamiar połamać im wszystkie kości.
Ignorując wszelkie
ograniczenia prędkości wyprzedzał na wariata, chcąc jak najszybciej znaleźć się
w jej mieszkaniu. Wyminął na trzeciego długą ciężarówkę, po czym rozejrzał się
na prawo i lewo, i przejechał na czerwonym świetle. W nosie miał przepisy
drogowe.
Nagle w tylnym lusterku
dostrzegł niebiesko-czerwone światła radiowozu, ale nawet to nie zmusiło go do
zwolnienia i zatrzymania się na poboczu. Sasuke kontynuował swoją szarżę przez
ulice miasta. Jeśli Sakurze nic nie było, poniesie wszystkie prawne
konsekwencje związane z swoją lekkomyślną i niebezpieczną jazdą. Jednak jeśli
Miyavi rzeczywiście ją dopadł, policja może okazać się pomocna. Chociaż wolał
stracić prawo jazdy na kilka dobrych lat, niż by Sakurze coś się stało. Nie
zasługiwała na więcej nieprzyjemności. Starając się ignorować śledzących go
policjantów przyśpieszył jeszcze bardziej.
Z piskiem opon zatrzymał się
po chwili pod mieszkaniem Sakury i po zgaszeniu silnika, wybiegł z samochodu.
Biegł po betonowych schodach co drugi stopień chcąc jak najszybciej odrzucić
wszystkie zmartwienia na bok. Chciał zobaczyć ją całą i zdrową. Chciał by
wyśmiała go i jego chore obawy. Lecz dostrzegając na korytarzu krople krwi
roztrzaskane na podłodze, a także czerwony odcisk dłoni na uchylonych drzwiach
od mieszkania studentki, zamarł na chwilę w bezruchu. Jego twarz pobladła, a z
ust z zaniepokojeniem wydobyło się jej imię. W myślach Sasuke zapanował
kompletny chaos. Krew nie mogła być jej… NIE MOGŁA!
Po wybudzeniu się z letargu
wznowił swoje niepewne już kroki i zaledwie po kilku sekundach stanął w progu
jej wynajmowanego mieszkania - zaniemówił. Nieprzytomna Sakura leżała na
podłodze w kałuży krwi, a na ramieniu miała wyraźne cięte rany. Podbiegł do
niej, klęknął w czerwonej cieczy i nachylił się nasłuchując jej słabego
oddechu.
Dwójka policjantów pojawiła
się w mieszkaniu z pistoletami wycelowanymi na Sasuke, lecz po dostrzeżeniu
wnętrza mieszkania oraz zakrwawionej kobiety, pośpiesznie schowali broń i
zaczęli wzywać pomoc z zewnątrz.
- Karetka! - Ryknął
przestraszony Sasuke, który zerwał się z podłogi i pośpiesznie zaczął
przeszukiwać szafki w poszukiwaniu prowizorycznych bandaży. W między czasie
jeden z policjantów zaczął wzywać pomoc przez radio, a drugi wybiegł z
mieszkania.
Sasuke słyszał stłumiony głos
mundurowego, który rozmawiał z dyspozytorką. Karetka, szybko - powtarzał równie
zdesperowanym głosem. Zażądał również pojawienia się analityków i detektywów z
wydziału kryminalistyki. Sasuke po znalezieniu kilku ręczników w mgnieniu oka
powrócił do Sakury. Przyłożył materiał do rany na jej głowie z której
najbardziej krwawiła.
- Sakura! Sakura słyszysz
mnie?! - Krzyczał, dłonią uderzając delikatnie w jej policzek.
Nie reagowała.
Drugi policjant ponownie
wbiegł do zdemolowanego mieszkania i czym prędzej zaczął wyciągać z apteczki
czyste bandaże próbując opatrzyć pociętą szyję różowowłosej.
- Słyszy mnie pani? - Spytał
pośpiesznie policjant, szturchając ją lekko.
Brak reakcji.
Sasuke jeszcze nigdy nie
widział Sakury tak kruchej - wyglądała jakby miała zaraz rozpaść się z jego
dłoniach.
Bał się.
Oddychała ciężko i słabo, ale
żyła. Żyje i tylko to się teraz liczyło.
Zaszklonym spojrzeniem
obserwował jej sine, rozcięte usta na których cały czas znajdowała się świeża
krew. Kompletnie nie wiedział, co ma robić. Jak ma ją ratować?! Jak ma sprawić
by wreszcie się ocknęła? Widział jej cięte, ohydne rany na ramieniu, na szyi, a
także na dłoni. Wściekłość, a zarazem bezsilność wzrastała w nim.
Nie powinien w ogóle pozwalać
Sakurze opuścić jego pokoju nad ranem. Powinna siedzieć tam teraz obrażona na
cały świat, a zwłaszcza na niego, że stała się jego kilkudniowym więźniem. Ale
nie był w stanie tego zrobić… Nie zamierzał być osobą, która podcinała jej
skrzydła. A teraz cholernie żałował, że nie przekonał jej do zostania. Jednak
jak miał ją powstrzymać przed pójściem i odwiedzeniem brata? To było niemożliwe
zadanie, nawet jak dla niego. Zaciskając mocno zęby, odgarnął sklejone krwią
kosmyki włosów z jej twarzy. Miał ochotę krzyczeć, wrzeszczeć, dać upust
targającym go emocjom. Nie potrafił nie być wściekły, kiedy widział ją w takim
stanie. Był zły na nią, że tu przyszła. Był zły na siebie, że jej nie
powstrzymał. Był wściekły na Miyaviego, za wszystkie wyrządzone Sakurze
krzywdy.
Lepiej dla niego by to
policja pierwsza go zatrzymała, nim Sasuke go dopadnie.
Niespodziewanie powieki
Sakury zaczęły drgać i przez ułamek sekundy Sasuke był w stanie dostrzec
wyrazistą zieleń jej oczu. Po czym oba kąciki jej ust uniosły się minimalnie.
- Nie zostawiaj mnie -
powiedziała słabym, ledwo słyszalnym głosem, mając ledwo co otwarte oczy.
Sasuke wypuścił zalegające w
płucach powietrze i oparł swoje czoło o jej.
Żyła.
Sakura ż y ł a.
- Głupia - warknął
rozchwianym głosem. Nie chował łez, które od kilku minut zbierały się w jego
oczach. Pozwolił im spływać po policzkach, opadając na jej sponiewieraną twarz,
by następnie wymieszać się z krwią na jej bladej twarzy. Nie wstydził się łez.
Jej chłodne palce zetknęły
się z jego złamaną ręką, gładząc delikatnie koniuszki jego palców.
Samotna łza wypłynęła spod
jej powieki.
Nie starł jej.
Ta łza była ich symbolem; ich
niewypowiedzianą obietnicą, że już jej nigdy nie opuści.
Nie był w stanie nic więcej
powiedzieć, gdyż medycy odciągnęli go od niej chcąc czym prędzej zająć się
pacjentką. Widział jak Sakura ponownie traci przytomność, pomimo prób
ratowników. Lekarz i dwoje ratowników rozmawiało ze sobą podniesionym głosem,
próbując dokładnie ocenić jej stan. Sasuke w zaniepokojeniu przyglądał się jak
lekarka świeci małą latareczką po jej oczach, mówiąc do pozostałych o
prawdopodobnym wstrząsie. Jego dłonie zamieniły się w dwie solidne pięście,
powodując zbielenie kłykci. Nie daruje sobie, jeśli Sakura z tego nie wyjdzie.
- Jest uczulona na jakieś
leki? - spytał zdenerwowanym głosem barczysty ratownik, podczas gdy lekarz
napełniał strzykawkę niezidentyfikowaną cieczą i wydawał polecenia kobiecie w
czerwonym uniformie.
- Czy jest uczulona na jakieś
leki? - znacznie podniósł głos, a Sasuke dopiero wtedy zorientował się, że
pytanie zostało skierowane do niego.
- Nie wiem - odparł. Nie znał
jej na tyle dobrze, by poznawać takie szczegóły z jej życia, ale po chwili
ocknął się. - Bierze leki. Hydroksyzynę - dodał pośpiesznie, jakby to miało im
w czymkolwiek pomóc.
Paramedyk przytaknął i nim
powrócił do zajmowania się Sakurą, powiedział jeszcze słowa na które Sasuke
cały czas czekał:
- Będzie dobrze.
Sasuke podążał za lekarzami,
chcąc wsiąść wraz z nimi do karetki, gdy niespodziewanie poczuł jak ktoś
kładzie mu dłoń na ramieniu.
- Pojedziesz z nami do
szpitala. W karetce będziesz tylko zawadzał. A nam możesz pomóc - odezwał się
detektyw.
Sasuke wykrzywił niechętnie
usta, ale ustąpił. Chciał być przy niej, ale w małej karetce rzeczywiście mógł
być przeszkodą, zwłaszcza, że stan Sakury nadal nie był stabilny.
Kenji Eguchi i Tatsuya Handa
wypytywali go w drodze do szpitala o Sakurę, o niego, o ich relacje, o podejrzenia
względem osoby, która w bestialski sposób pocięła i pobiła ją. Powiedział
wszystko. Nie powstrzymywał się przed niczym. Wspomniał nawet o braciach Mori i
ich nękaniu Sakury. Ale wiedział, że nic nie zrobią. Nie będą w stanie nic
zrobić, bo kiedy Madara tylko dowie się o całej sprawie, wszystko zatuszuje i
wymyśli idealną wymówkę na niewinność Miyaviego. Chyba że, sprawa zostanie
rozdmuchana na wszystkie strony nim wieści dotrą do uszu Madary. Pytanie jakie
nasuwało się Sasuke - gdzie był teraz ten sukinsyn?
Po samochodzie rozszedł się
dźwięk jego telefonu. Widząc jak Tatsuya skina głową odebrał telefon.
- Czy chcę wiedzieć gdzie
zniknąłeś z moim samochodem? - Głos Kakashiego nie był zły, był zaintrygowany.
Sasuke wziął głęboki oddech.
- Dopadli ją - powiedział
drżącym tonem, nie potrafiąc utrzymać głosu na wodzy.
- Co? - Kakashi nie wierzył
własnym uszom. - Gdzie jesteście, Sasuke?!
- Karetka wiezie ją do
szpitala, powinna już tam być. Ja jadę z policją.
- Nie mów nic beze mnie -
wtrącił wykładowca wyraźnie zaczynając biec.
- Nie jestem podejrzanym.
Powiedziałem im wszystko co wiem - mówił osowiale, pozornie pozbawiony uczuć.
Przed oczami pojawiło mu się zakrwawione mieszkanie Sakury, a także drzwi na
których była odbita czerwona męska dłoń. Dziękował w tej chwili za złamaną
rękę, która zaoszczędziła mu tyle cennego czasu. Nie będzie musiał spędzać
kilka godzin na posterunku jako jeden z podejrzanych podczas interegacji.
Będzie mógł czekać w niepokoju w szpitalu na dalsze wieści o Sakurze.
- Dzwoniłeś już do kogoś?
Sasuke pokręcił głową, jakby
Kakashi był w stanie go dostrzec.
- Nie.
- Skontaktuję się z jej
rodziną, a ty nie ruszaj się ze szpitala. I nie rób niczego głupiego -
powiedział z wyraźnym ostrzeżeniem Hatake, na co Sasuke w ogóle nie zareagował.
Nie zamierzał robić niczego głupiego, dopóki nie dowie się, że Sakurze nic nie
będzie. Dopóki nie dostanie potwierdzenia od lekarzy, że będzie żyć. Ale
później…
Później nikt go nie
powstrzyma.
Rozmowa nie trwała dłużej niż
kilkanaście sekund, a samochód policji zatrzymał się przed oddziałem
ratunkowym.
- Znajdziemy cię w środku -
oznajmił Kenji, gdy Sasuke był w trakcie otwierania tylnych drzwi.
Sasuke nie słyszał dalszych
słów detektywów, wybiegł z samochodu nie odwracając się nawet za siebie. Niczym
szaleniec wbiegł na oddział ratunkowy rozglądając się wokół siebie w
poszukiwaniu choć kosmyka różowych włosów. Nie dostrzegając jednak nigdzie
Sakury podbiegł do pielęgniarek znajdujących się w recepcji chcąc uzyskać jakiś
informacji, kiedy nagle lekarze zaczęli pchać pośpiesznie łóżko z Sakurą przez
korytarz.
Sasuke od razu chciał się
czegoś dowiedzieć, lecz został gwałtownie odepchany.
- Proszę się odsunąć -
krzyknął lekarz nie odstępując łóżka Sakury ani na chwilę.
Nim Sasuke zdążył spytać o
cokolwiek, usłyszał kolejne chaotyczne słowa z ust lekarza: - Blok trzeci
gotowy na operację?!
Krew odpłynęła z jego twarzy.
Czuł jak tracił grunt pod nogami. Jaka operacja?! Co się dzieje?!- krzyczał w
myślach. Zerknął niepewnie na łóżko - nadal żyła - Sakura cały czas była
nieprzytomna, lecz teraz na jej twarzy znajdowała się maska, która wyraźnie
miała pomóc jej w oddychaniu. Nie wyglądała jednak lepiej niż przed
kilkunastoma minutami, wyglądała jak cień samej siebie.
Nie wytrzymał. Chwycił mocno
lekarza za przed ramię i zmusił go do odwrócenia się w jego stronę.
- Co z nią?! - warknął
żądając natychmiastowej odpowiedzi.
Lekarz nie zdążył nic odpowiedzieć, kiedy ktoś
znienacka odciągnął od niego Sasuke. Łóżko z Sakurą odjechało w stronę bloku
operacyjnego.
- Rodzina? - spytał ze
spokojem lekarz, ostrożnie mu się przyglądając.
Sasuke dopiero teraz
zorientował się, że był cały we krwi. Jej krwi. Jego koszula, spodnie, ręce,
wszystko było pokryte szkarłatną cieczą - jakby to on był sprawcą.
Nie był osobą, która nie
wiedziała co powiedzieć, teraz jednak słowa utknęły mu w gardle.
- Ja… - zaczął niepewnie,
zakrwawioną dłonią przejeżdżając przez swoje gęste włosy. - Niech pan powie co
się z nią dzieje! - Krzyknął gwałtownie.
Oczy lekarza zwęziły się w
irytacji. Oczywiście, że nic mu nie powie, jeśli nie odpowie poprawnie. Jako
osoba postronna, a nawet zwykły znajomy, nic nie będzie w stanie się
dowiedzieć.
-
Narzeczony - mruknął pod nosem, chcąc by lekarz uwierzył w jego niewinne
kłamstewko.
Mężczyzna
obdarzył go sceptycznym spojrzeniem.
-
Chłopak mówi prawdę - wtrącił niespodziewanie detektyw Eguchi, który wraz ze
swoim partnerem pojawił się przed blokiem operacyjnym. Obaj policjanci pokazali
oznaki. - Jaki jest stan dziewczyny?
- Pacjentka jest w stanie
ciężkim. Od razu z SOR’u została przewieziona na blok operacyjny. Lekarz, który
ją przyjął i który właśnie zaczyna operację podejrzewa obrażenia wewnętrzne, a
także możliwe przekłucie płuca złamaną kością żebrową. Do tego jeszcze dochodzą
cięte rany przez które straciła dużo krwi - powiedział ze spokojem, a detektywi
przytaknęli lakonicznie jakby niczego innego się nie spodziewali.
- Jak długo potrwa operacja?
- odezwał się Tatsuya.
- Podejrzewam, że około dwóch
godzin, jeśli nie będzie żadnych komplikacji.
Komplikacje, jak Sasuke
nienawidził tego słowa. Wręcz brzydził się nim. Zawsze coś mogło pójść nie tak
podczas operacji i wszystko zostałoby zrzucone właśnie na komplikacje.
- Będziemy potrzebować
ubrania dziewczyny do ekspertyzy - powiedział Tatsuya, a lekarz posłusznie
przytaknął i oddalił się od nich.
Detektywi odwrócili się do
Sasuke.
- To będzie długie czekanie,
idź po kawę. My wrócimy za trzy godziny - powiedział Kenji układając dłoń na
jego ramieniu. Dotyk nie trwał długo, był zaledwie chwilowy, ale mimo wszystko
miał na zadaniu podnieść Sasuke na duchu. Nieskutecznie.
Policjanci wycofali się,
pozostawiając Sasuke samego.
Z a b i j e g o.
Zabije.
ZABIJE!
Zaciśniętą
pięścią uderzył w najbliższą ścianę w akcie bezradności.
Nie znosił być bezsilnym!
Irytowało go to, wkurzało i
doprowadzało do białej gorączki!
Nienawidził tych chwil, tak
samo jak pieprzonych komplikacji. Wręcz brzydził się swoją bezsilnością. Ale to
obawa o jej życie najbardziej go przerażała. Nigdy jeszcze o nikogo się tak nie
bał, jak właśnie o Sakurę. O to, że już nigdy nie ujrzy jej uśmiechu, nie
usłyszy śmiechu, nie spotka się już z jej intensywnym spojrzeniem. Nie poczuje
jej dotyku. Nie zobaczy jak się peszy, nie odpowie mu żadną ciętą ripostą.
Nie chciał tego.
Odkąd Sakura pojawiła się w
jego życiu, była niczym huragan, który z początku irytował go, ale z czasem
zrozumiał, że huragan był pięknym chaosem bez którego nie potrafił żyć.
Jeszcze raz jego pięść
zetknęła się ze ścianą. Nie czuł żadnego bólu. Odczuwał zaledwie czystą,
niepohamowaną wściekłość.
Czuł na sobie przestraszone
spojrzenia pacjentów i personelu, którzy wyraźnie bali się odezwać słowem w
obawie, że pęknie jeszcze bardziej.
Po oparciu się o ścianę
zjechał po niej i usiadł na chłodnej posadzce. Nieobecnym wzrokiem obserwował
zamknięte drzwi do bloku trzeciego. Z każdą minutą w której drzwi pozostawały
zamknięte czuł jak Sakura się od niego oddala. Tak bardzo chciał teraz
wyciągnąć do niej dłoń. Tak bardzo chciał by ją złapała i mocno ścisnęła,
uśmiechając się do niego. Pieprzone, niespełnione marzenia.
Odchylając
głowę do tyłu zacisnął rękę w solidną pięść. Dopiero teraz zrozumiał cierpienie
oczekujących w niewiedzy ludzi. Dopiero teraz do niego dotarło w jakim stanie
rzeczywiście znajdowała się Sakura kiedy ją spotkał gdy oczekiwała na wieści
odnośnie operacji Daichiego. Czasami człowiek nie do końca zdaje sobie z
wszystkiego sprawy, dopóki sam nie nie dozna podobnych nieprzyjemności.
Zęby
bolały go niemiłosiernie od ściskania szczęki, ale ani na chwilę nie przestawał
tego robić. Był głupkiem, który bez przerwy wpatrywał się w drzwi bloku
operacyjnego. Jednak wizję zaburzył mu widok małego przeźroczystego pojemniczka
w którym znajdowało się kilka białych tabletek.
-
Weź to chłopcze, dobrze ci zrobi - oznajmiła stoicko starsza pielęgniarka,
którą pożerał właśnie rozwścieczonym wzrokiem.
Chciał
być sam! Czy tak dużo wymagał?
-
Zabierz to ode mnie - burknął pogardliwie, zakrwawionym gipsem odpychając rękę
posiwiałej kobiety.
-
Weź to - powtórzyła nieco ostrzej, ale Sasuke nie chciał żadnych leków
uspokajających. Chciał Sakurę! Nie zamierzał odlatywać do Leko-Nibylandii
dopóki operacja się nie zakończy. Potrzebuje wiedzieć, że nie doszło do żadnych
komplikacji i że wszystko od tej pory będzie już dobrze.
To
nie było tak wiele, ale właśnie tego potrzebował.
Niewiedza
była jak rak, który zżerał człowieka od środka. Powoli a boleśnie. Śmiertelnie.
Pielęgniarka
podsunęła mu plastikowy kubeczek z lekami jeszcze bliżej, a jej wzrok mówił
wszystko. Nie zamierzała stąd odchodzić póki Sasuke nie połknie pigułek.
Ale
Sasuke nie miał ochoty niczego brać. Ponownie zamachnął się zagipsowaną dłonią,
uderzając nią w rękę pielęgniarki z której wyleciał kubek wraz z całą jego
zawartością. Lekarstwa z plastikowym pojemnikiem upadły na podłogę.
-
Nie będę brał żadnych pieprzonych tabletek! - Ryknął donośnie, a jego głos
echem rozszedł się po korytarzu.
Na
twarzy pielęgniarki zawitał strach, lecz nie przejął się nim. Miał większe
zmartwienia na głowie niż to, że był zbyt porywczy w stosunku do starszej
kobiety.
W
ułamku sekundy został podniesiony za ramiona wbrew własnej woli.
-
Co ty odpierdalasz? To jest szpital! - Wysyczał rozwścieczony Itachi, dysząc
ciężko. Obserwował brata z niedowierzaniem, który przed chwilą wybuchnął
niekontrolowanie na korytarzu. Takie zachowanie nie było w stylu Sasuke.
Brawura, tak. Cynizm, tak. Przemądrzałość, tak. Ale nigdy Itachi nie posądziłby
własnego brata o tworzenie publicznych scen. Widząc jednak jak Sasuke z
zaciśniętą szczęką spuszcza urażony wzrok, westchnął ciężko i puścił jego
ramiona.
-
Ja się nim zajme - powiedział do pielęgniarki schylając się po pusty plastikowy
kubek. - Można prosić o kolejne tabletki? - spytał, ignorując prychnięcie
Sasuke na wzmiankę o lekach. - Jak będzie trzeba to sam wepchnę mu je do gęby -
zagroził, rzucając bratu ostrzegawcze spojrzenie.
Pielęgniarka
uśmiechnęła się do nich blado, po czym poszła po kolejną porcję leków
uspokajających, które już po chwili znalazły się w posiadaniu starszego z
braci. Nikt inny już się do nich nie zbliżył, aczkolwiek ciekawskie spojrzenia
nie opuszczały ich ani na chwilę.
-
Nie chcę żadnych pieprzonych tabletek - syknął lekceważąco.
- Przestań zachowywać się jak
bachor, bo zaraz ochrona cię stąd wywali na zbity pysk - wtrącił Itachi pomału
tracąc do niego cierpliwość.
Sasuke w irytacji ponownie
prychnął pod nosem, jednak tym razem chwycił za nowy plastikowy pojemniczek i
bez zbędnego gadania połknął całą jego zawartość. Ostatnie czego chciał to
zostać wyrzuconym ze szpitala.
Itachi uważnie obserwował
badawczym wzrokiem stopniowo uspokajającego się brata. Wyglądał koszmarnie, to
mało powiedziane. Był blady, a jego dłonie bez przerwy całe się trzęsły, czego
nawet on sam jeszcze nie zauważył. Jednak to ilość krwi jaka znajdowała się na
jego ciele najbardziej przykuwała uwagę osób trzecich. Krew Sakury była
wszędzie. Mimowolnie rozpiął bluzę i ściągnął ją z siebie, po czym zarzucił
bratu na ramiona.
- Idź do łazienki i
przynajmniej zmyj krew z rąk i twarzy. Kakashi zaraz przyjedzie tu z Tsunade i
jej rodzicami. Wątpię by chcieli widzieć ile krwi straciła ich córka. - Spokój
z jakim mówił Itachi podział na Sasuke od razu.
Młodszy z braci niczym duch
skierował się bez słowa po znakach do najbliższej łazienki, pozostawiając
Itachiego samego przed blokiem operacyjnym. Kakashi musiał się skontaktować z
Itachim tuż po ich rozmowie telefonicznej, a ten najwyraźniej od razu przybiegł
tutaj.
Sasuke nie wiedział jak miał
spojrzeć jej rodzicom w oczy. Przecież mógł nie dopuścić do tego by spotkała
się z Miyavim. Było tyle możliwości, którymi wcześniej się nie przejmował, nie
spodziewając się aż takiego obrotu wydarzeń. Kiedy Sakura w konsternacji
opuszczała jego pokój z samego rana, spodziewał się ją ujrzeć tam z powrotem
wczesnym wieczorem. Mogła się uśmiechać grymaśnie, mogła marudzić z powodu
gadów zamieszkujących terrarium na półce, mogła nawet klnąć jak szewc z cholera
wie jakiego powodu. Ale nie powinna teraz leżeć w stanie krytycznym na stole
operacyjnym z licznymi ranami. Nie tak powinien wyglądać ich wspólny wieczór.
Nie tak oboje sobie to planowali.
Głośnym trzaśnięciem zamknął
za sobą drzwi od łazienki i od razu podszedł do umywalki. Przez chwilę
spoglądał oniemiały we własne odbicie lustrzane, przyglądając się zaschniętej
krwi na swojej twarzy. Nieprzytomna i zakrwawiona dziewczyna ponownie pojawiła
mu się przed oczami. Przypominając sobie jej siną twarz, a także rany i nóż
leżący obok, poczuł jak jego ciało zaczyna się niekontrolowanie chwiać. Zbladł
jeszcze bardziej, a w głowie nagle zaczęło mu się kręcić.
Chwycił się dłonią umywalki,
nie chcąc przez przypadek upaść na zabrudzoną szpitalną posadzkę. Odkręcił
kurek i lodowatą wodą ochlapał twarz, chcąc przywrócić jako taką trzeźwość
umysłu.
Długie minuty szorował twarz,
pozbywając się z niej krwi. Itachi miał całkowitą rację, rodzice Sakury nie
powinni widzieć takiej ilości krwi córki na nim. Wystarczy, że mieli sporo
zmartwień przez poważny stan w jakim cały czas znajdował się Daichi. Brutalny
atak na Sakurę, bez wątpienia nimi wstrząsnął. Jej rodzice nie potrzebują
zobrazowania wszystkiego.
Naciągnął rekaw bluzy
Itachiego na przesiąknięty krwią gips i zapiął ją pod szyję. Lepiej będzie jak
niektóre sprawy zachowa dla siebie.
Raz jeszcze karym spojrzeniem
zerknął w swoje lustrzane odbicie. Pomimo braku rozbryźniętej krwi, w żadnym
stopniu nie wyglądała lepiej niż przed przyjściem tutaj. Wydawało mu się, że z
każdą chwilą jego skóra bladła jeszcze bardziej, a oczy stawały się coraz to
bardziej czerwone.
Pod blokiem operacyjnym numer
trzy zastał tylko brata pogrążonego w ciszy i w zamyśleniu stukającego stopą o
posadzkę. Ta denerwująca Sasuke cisza została tuż po chwili przerwała przez
pojawienie się rodziców Sakury, Kakashiego i Tsunade. Sasuke nie wiedział co
wołał bardziej: ciszę, która przyprawiała go o ochotę puszczenia
natychmiastowego pawia, czy ten hałas nie przerwanego potoku pytań. Nie był
żadnym pieprzonym guru, by móc odpowiedzieć choć na jedno z nich.
Za
wszelką cenę starał się uniknąć pytającego i wręcz błagającego spojrzenia
Mebuki i Kizashiego, którzy pragnęli się czegoś dowiedzieć o stanie córki, i w
jaki sposób w ogóle się tu znalazła. Nie miał jednak wystarczająco siły by
spojrzeć im prosto w oczy, ani by powiedzieć cokolwiek. Perspektywa, że mógł
jednak w jakiś sposób powstrzymać ją, zakorzeniła się głęboko w nim, powodując
przeklęte wyrzuty sumienia.
- Operują ją. Trzeba czekać
na lekarza, by cokolwiek móc się dowiedzieć - odezwał się za niego Itachi, bez
przerwy przyglądając się bratu, który był niczym niebezpiecznie tykająca bomba.
Jedno nieodpowiednie słowo czy czyn, a niekontrolowana eksplozja gwarantowana.
To zastopowało fale pytań,
które cały czas huczały w myślach.
Co się stało?
Jak z nią?
Kto?
Jest cała?
Co wiesz, Sasuke?
Jak do tego doszło?
Kakashi chwycił Sasuke za
ramię i odciągnął go od zbiegowiska, mimo protestów Tsunade i rodziców Sakury.
Jednak Itachi skutecznie powstrzymał ich przed podążeniem za nimi.
Będąc z dala od tysiąca
różnorodnych pytań, Sasuke czuł jak wraca mu oddech.
- Co powiedziałeś detektywom?
I gdzie oni są? - Zapytał Hatake podając mu butelkę gazowanego napoju z
automatu.
-
Mają wrócić po tym jak operacja się skończy - burknął wkładając ręce w
kieszenie bluzy. - A powiedziałem co wiedziałem. Nie widziałeś jej Kakashi. On
ją zmasakrował. Pociął jak zwierzę! - Wysyczał drżącym głosem, niepotrafiąc się
opanować.
Kakashi
westchnął ciężko, nie wiedząc co sam może powiedzieć.
Takiego
wieczoru żadno z nich się nie spodziewało.
-
Lekarz mówił coś określającego jej stan? - Odezwał się po chwili, bawiąc się w
dłoni telefonem.
-
Stan ciężki - wypluł słowa niczym jad. To czekanie było nie do zniesienia! - Co
zamierzasz zrobić? - Zapytał spoglądając na wykładowcę spode łba.
-
Nie jestem gliną, ale też mam kilka asów w rękawie. Poczekaj tutaj z bratem i
resztą, jakby coś się działo daj mi od razu znać - oznajmił wkładając telefon do
kieszeni marynarki. - Powtórzę raz jeszcze, nie rób nic głupiego.
Sasuke
opadł na najbliższe krzesło obserwując jak Kakashi pośpiesznym krokiem gdzieś
idzie. Nie miał wystarczająco siły i odwagi by powrócić do stojących kilka
metrów dalej rodziców Sakury, Tsunade i Itachiego.
Jego
brat w przeciwieństwie do niego nie miał żadnych zahamowań. Sasuke kątem oka
obserwował jak Itachi w uspokajający sposób próbuje rozmawiać z rodzicami
Sakury. Tsunade w żaden sposób nie interweniowała. Sasuke zastygł nagle w
bezruchu. Itachi nie mógł im się właśnie przedstawiać. Nie mógł powiedzieć kim
jest, dłonią przy okazji wskazując na niego samego. Doskonale pamiętał jak
Sakura ostrzegała go, aby pod żadnym pozorem nie ujawniał własnego nazwiska,
kiedy wprosił się na rodzinny obiad. Wtedy nie rozumiał niczego. Lecz teraz,
gdy wiedział skąd wzięła się nienawiść Sakury do jego rodziny, rozumiał ją
doskonale. Obecnie sam również nie pałał chęcią do swoich wujów. To wszystko w
końcu było ich winą.
Niechcąc
pozostawiać brata na niesłuszne pożarcie przez rodziców Sakury, ruszył w ich
kierunku.
Kizashi
nie wyciągnął dłoni do Itachiego, powodując tym samym niezręczną sytuację.
Sytuacja, która się pogorszyła, kiedy Sasuke do nich powrócił.
- Uchiha był w moim domu.
Jadł przy moim stole, gawędząc sobie przy okazji z moją rodziną - mówił w
złości Kizashi, wprowadzając Itachiego i Tsunade w osłupienie. - Nie mam
pojęcia co moja córka miała w głowie, ale od jutra masz się do niej więcej nie
zbliżać. Nie karzę ci stąd teraz znikać, tylko dlatego, że to ty ją znalazłeś i
wezwałeś odpowiednią pomoc.
Sasuke w żaden sposób nie
argumentował łaski ojca Sakury. Bronić reputacji swojej rodziny również nie
zamierzał, nie widział ku temu żadnego powodu.
- Nie możecie nie ufać
Sakurze w doborze znajomych przez resztę jej życia. To, że popełniała błędy w
Kyoto, nie znaczy, że tutaj też je popełnia - zaznaczyła ostrym tonem Tsunade.
- Gdzie w jej przypadku jest
rozsądek w zadawaniu się z Uchihą, po tym wszystkim? - Wybuchnął Kizashi pomimo
prób Mebuki w uspokojeniu go.
- Nie ma go, nie przeczę. Ale
może ma powody,by kontunuować tę znajomość? Wątpię, by Sasuke pomimo swojego
nazwiska był jej błędem. Po za tym Sasuke jako student pomaga Kakashiemu i
Yamato w sprawie Sakury. To tyle co mam do powiedzenia,Kizashi - powiedziała
oficjalnym tonem.
Ojciec Sakury burknął kilka
gorzkich słów pod nosem, po czym wyswobodził się z uścisku żony i mówiąć, że
idzie po kawę, oddalił się od nich.
-
Przejdzie mu jutro - szepnęła Mebuki do Sasuke, wzrokiem śledząc męża. - Martwi
się o nią.
Nie
tylko Kizashi martwił się o Sakurę, każdy z zebranych okazywał oznaki
podenerwowania trwającą ciągle operacją. Drzwi ani razu nie otworzyły się.
Sasuke nerwowo zerknął na
zegarek - właśnie minęły dwie godziny od rozpoczęcia operacji. Jego noga
zaczęła poruszać się w oznace zniecierpliwienia. Nie chciał żadych komplikacji.
Nie chciał by cokolwiek złego stało się Sakurze podczas operacji. Chciał by
wyjechała z teatru operacyjnego w stabilnym stanie i by już nic jej nie
zagrażało.
Wreszcie po długim i nużącym
się oczekiwaniu drzwi sali operacyjnej otworzyły się, a lekarz od którego
Sasuke zarządał informacji wyszedł do nich jako pierwszy.
- Rodzina Sakury Haruno? -
zapytał wzrokiem krążąc po zebranych osobach.
Mebuki od razu poderwała się
z miejsca, wraz z siedzącym tuż obok niej mężem, który wrócił dobrych kilka
minut temu nie odzywając się do nikogo słowem.
- Co z moją córką? - Zapytała
pośpiesznie, pierwszy raz ukazując strach jaki cały czas się w niej gnieździł.
- Może się pani uspokoić,
wszystko będzie w porządku - odpowiedział uśmiechając się blado do matki
Sakury.
Wszyscy jednocześnie
odetchnęli z ulgą.
Sasuke
wypuścił ze świstem powietrze. Chociaż raz jego nieme prośby zostały
wysłuchane.
-
Pacjentka straciła dużo krwi, przez co była potrzebna transfuzja krwi. Jej
płuco zostało przebite złamanym żebrem, ale założyliśmy drenaż, odciągneliśmy
zalegające w nim powietrze i ponownie uszczelniliśmy płuco. Na szczęście,
pomimo wcześniejszych podejrzeń nie doznała innych urazów wewnętrznych. Tylko
jedno żebro uległo złamaniu, więc nie ma powodów do większych obaw. Jednak
pacjentka będzie potrzebowała dużo cierpliwości w procesie gojenia się.
-
Można ją zobaczyć? - wtrącił Kizashi z nadzieją.
Sasuke
wyprostował się, wyczekując odpowiedzi lekarza. Niczego teraz bardziej nie
pragnął jak ją zobaczyć.
-
Obecnie cięte rany jakie znajdują się na jej ciele są zszywane i nadal jest pod
wpływem narkozy. Będzie spać co najmniej do rana - odparł mężczyzna, lecz po
zawahaniu dodał: - Ale pozwolę wam na krótką wizytę, gdy zostanie przewieziona
na salę pooperacyjną. Tylko rodzice, póki co nikt więcej - zaznaczył od razu, a
Sasuke poczuł jakby został z impetem uderzony w podbrzusze. Mocno i bezdusznie.
Chciał
coś powiedzieć. Otwierał nawet usta by zaprotestować, lecz wnet poczuł jak
Itachi układa mu dłoń na ramieniu. Nie rozumiał co ludzie chcieli osiągnąć tym
gestem, to był już kolejny raz kiedy ktoś chciał go w ten sposób uspokoić.
Wkurzało go to. Najchętnie zrzuciłby rękę brata i wprosiłby się na chama do
sali, w której za kilka minut będzie znajdować się Sakura, ale coś go
powstrzymywało. I wbrew pozorom nie był to jego brat.
Jak
miał na nią spojrzeć, kiedy doprowadził do tego, że tu się znalazła? To
wszystko jest jego winą. Jego i jego rodziny. Samo przebywanie tu w
towarzystwie jej rodziców było dla niego wystarczającą psychiczną męką. Nie,
nie zrobi kolejnej awantury, która na celu miałaby doprowadzić do ewentualnego
zobaczenia się z nią. Była cała. Nic już nie zagrażało jej życiu, więc mógł
spokojnie zrobić to co skrupulatnie zaplanował podczas długiego oczekiwania na
jakieś wieści o jej stanie. Rozluźnił prawą dłoń w kieszeni bluzy i nie
zamieniając z nikim słowa, zaczął kierować się ku wyjściu ze szpitala.
Powiadają,
że zemsta jest słodka - dzisiaj sam się przekona czy rzeczywiście tak jest.
Kiedy jednak znalazł się
przed szpitalem z zamiarem wejścia do podstawionej taksówki, Itachi chwycił go
za ramię i zatrzasnął drzwi samochodu z hukiem.
- Powiedz mi, że nie chcesz
zrobić tego co myślę - powiedział ostro, spoglądając na młodszego brata z
wrogością.
- Nie mam pojęcia co myślisz.
Nie siedzę ci w głwie - warknął Sasuke odwzajemniając wzrok brata.
Lustrowali się dłuższą
chwilę, ignorując dopytującego się, czy zamierzają jechać, taksówkarza.
Odpowiedź brata, nie do końca
przypadła Itachiemu do gustu. Sarkastyczne gadki Sasuke w żaden pozytywny
sposób na niego nie działały.
- Wracaj do Ino. Sakura nie
jest twoim problemem - powiedział twardo Sasuke ponownie chwytając za klamkę
tylnych drzwi samochodu.
- Tym dla ciebie jest Sakura?
Problemem? - Parsknął Itachi otwartą dłonią uderzając w drzwi i nie pozwalając
mu wsiąść.
- Problemem? - Zaśmiał się
histerycznie do brata. - Nie masz pojęcia o czym pieprzysz. A teraz z drogi.
Itachi obserwował ostre rysy
twarzy młodszego brata, który wyraźnie nie zamierzał rezygnować ze swoich
chorych postanowień. Przeklął siarczyście pod nosem i sam otworzył tylne drzwi
taksówki. Był tylko jeden sposób, by jakoś wpłynąć na Sasuke. Ostatnie czego
potrzebowali to by Sasuke dał się ponieść targającym nim emocjom.
- Sam na pewno nigdzie nie
pojedziesz - skwitował wsiadając do samochodu.
Sasuke usiadł tuż obok brata,
zatrzaskując za sobą drzwi i podając taksówkarzowi adres swojego rodzinnego
domu.
- Wiesz, że to jest sprawa
policji - zagaił po chwili Itachi, lecz Sasuke nie odpowiedział. Nie
potrzebował niańki, która i tak nie będzie w stanie go zatrzymać.
- Nie możesz mieć nawet
pewności, że Madara bądź Obito cokolwiek ci powiedzą o tym gdzie go znajdziesz.
Sasuke uniósł zadziornie
kącik ust. Znajdzie już sposób na wujów, by wyjawili gdzie on się ukrywa. Nie
odpuści. Nie może. Miyavi musi go popamiętać. Nie ujdzie mu to na sucho.
Itachi zaprzestał prób
porozumienia się, widząc jak chwilowo jest to niemożliwe. Jego brat ponownie
zamknął się w swojej skorupie, niedopuszczając nikogo do niego i będzie musiał
się nieźle natrudzić by nieco uspokoić brata podczas konfrontacji z wujami.
Itachi nie był tak zaślepiony jak Sasuke; Madara ani Obito nie pisną słówką co
do pobytu braci Mori. Prędzej skontaktują się z policją by spróbować zatuszować
kolejną sprawę, ponownie stawiając Sakurę w niekorzystnej sytuacji. Jeśli
Madara rzeczywiście pociągnie swoje sznureczki w policji, dowodów na obecność
Miyaviego w mieszkaniu Sakury nie będzie, a cała sprawa może się toczyć słowo
przeciwko słowu i to cywilnie. Sakura pomimo swoich obrażeń przegrałaby batalię
sądową. Itachi przeklnął siarczyście pod nosem, dłonią uderzając w zagłówek.
-
Zrobimy to po mojemu, więc nie zaczynaj odpierdalać tuż po przekroczeniu progu
domu - zagroził mu palcem.
Sasuke
wywrócił lakonicznie oczami i niechętnie skinął głową. Lepsza była taka pomoc
ze strony brata, niż żadna. Wybrednym na pewno nie zamierzał być.
-
Niech będzie, ale nie zamierzam przebierać w słowach - mruknął, palcami dłoni w
zniecierpliwieniu stukając o swoje kolano. Najchętniej sam wsiadłby za
kierownicę i nie ściągając nogi z gazu pognałby w stronę domu. Powstrzymywał
się tylko dlatego, że pewnie sam wtedy wylądowałby w szpitalu. A na to teraz
nie mógł sobie pozwolić.
-
Pamiętaj co powiedział lekarz, Sasuke. Sakura wyjdzie z tego i twoja chęć
zemsty, oko za oko, ząb za ząb, na pewno w niczym nie pomoże. Wiem, że ci na
niej bardzo zależy, ale…
-
Nie bądź głupi, Itachi - prychnął Sasuke machając ręką od niechcenia.
Z
ust Itachiego wydobył się krótki śmiech niedowierzenia.
-
Głupi, młodszy brat - zaklnął pod nosem, kręcąc głową w rozbawieniu. - Mam ci
dać damski poradnik dotyczący pierwszych objawów zakochanych po uszy facetów?
Nie rób z siebie głupiego jak but, Sasuke, aż tak tępy to ty raczej nie jesteś
- skwitował uderzając brata otwartą dłonią w łeb. - Dorośnij i pogadaj ze swoim
sercem, co? Bo tak na pewno nie zachowuje się ktoś bez uczuć do drugiej osoby.
Sasuke
wydął usta naburmuszony. To nie był odpowiedni moment na takie rozmowy.
- Dam ci radę Sasuke -
odezwał się ponownie Itachi, gdy tylko wjechali na dobrze znaną sobie ulicę,
przy której stał ich rodzinny dom. - Nie rób czegoś, za co później Sakura
będzie się obwiniała. Krótko mówiąc, nie spieprz tego, jeśli chcesz nadal być
blisko niej. - Po zapłaceniu za taksówkę wyszedł pierwszy, a milczący Sasuke
tuż za nim.
Kochał ją? Nie wiedział.
Nigdy wcześniej nikogo nie
obdarzał takim uczuciem, więc skąd miał to wiedzieć? Miłość do matki, czy też
brata była czymś zupełnie innym.
Jedyne co Sasuke w tej chwili
wiedział to to, że jest w stanie zrobić wszystko, by Miyavi zapłacił za to, co
zrobił Sakurze. Nikt oprócz niego, lekarzy i policji nie wiedział w jakim
stanie znalazł Sakurę na posadzce.
Każdy by tak postąpił na jego
miejscu. Każdy. To nie mogły być żadne głębsze uczucia, powtarzał sobie w kółko
nie potrafiąc zaakceptować słów brata.
On i miłość? To jakaś kpina.
Rozpiął bluzę czując nagłe
uderzenie gorąca. Sasuke rozejrzał się nieswojo po krótkim podjeździe
prowadzącym do ich rodzinnego domu. Ostatni raz kiedy tu był postanowił
pogrzebać trochę przy swoim motocyklu i to wtedy został oficjalnie zapoznany z
Miyavim. Żałował teraz, że wtedy nie obił mu tej ładnej buźki. To on powinien
leżeć teraz w szpitalu, a nie Sakura.
Idąc przez podjazd, znową ją
widział. Pociętą. Zakrawioną. Nieprzytomną. Szepcącą by jej nie zostawiał.
Zacisnął
prawą dłoń w solidną pięść, chcąc zatrzymać drżenie własnego ciała.
Przed
naciśnięciem klamki od drzwi frontowych Itachi przelotnie spojrzał na brata,
ale to co dostrzegł wcale mu się nie spodobało. Sasuke był żądny zemsty,
bardziej niż zdawał sobie z tego sprawę.
-
Pamiętaj. Robimy to po mojemu - ostrzegł brata otwierając drzwi.
Sasuke
spojrzał na niego wymownie, nie powiedział nic. Niech będzie jak Itachi chce,
jednak jeśli sposoby jego starszego brata nie podziałają, to nie powstrzyma się
przed wtrąceniem się w jego plan.
Dom
nie był osnuty ciszą, jak się tego spodziewali. Tuż na wejściu Sasuke z Itachim
dostrzegli Madarę ostro wymieniającego się zdaniami z Obito. Ta kłótnia została
jednak przerwana, kiedy tylko synowie Fugaku przekroczyli próg własnego domu.
-
Czyżby rodzinna schadzka? - Zakpił Madara uważnie przyglądając się swoim
bratankom.
-
Skądże - powiedzial od razu Itachi, spoglądając na starszego brata swojego ojca
z wyższością. - Nie wiem jak to zrobicie, ale macie go zaprowadzić na
komisariat, by odpowiedział za swoje czyny nim gliny tu wpadną. Wybór należy do
was.
Madara
zaśmiał się cynicznie.
-
Grozisz mi Itachi? To zupełnie nie w twoim stylu - odezwał sie władczo,
odganiając ich dłonią jak niechciane muchy.
-
Nie żartuję - sparował ostro brat Sasuke, spoglądając na wuja spode łba. Tym co
najbardziej rzuciło mu się w oczy, był fakt, że Madara ani Obito nie
zaprzeczyli, ani też nie zakwestionowali jego słów; wiedzieli co się stało.
-
Cokolwiek ktoś coś zrobił, to nie jest wasza sprawa - zaargumentował Madara.
-
Gówno prawda! - Wybuchnął Sasuke. Próby Itachiego mimo, iż szczere nie dawały
pożądanych efektów, a Sasuke nie miał czasu ani zamiaru bezczynnie czekać i
rozmawiać grzecznie z wujami. - Może przestańmy spekulować i postawmy sprawę
jasno, i wyraźnie - syknął w złości robiąc krok ku Madarze. - Jeśli w tej
chwili nie zaprowadzisz tego skurwysyna na komisariat, obiecuję, że zrobię mu
coś o wiele gorszego niż on zrobił jej. Zajebię drania - wrzasnął mu prosto w
twarz.
-
Madara…
-
Milcz Obito - wtrącił ostrzegawczo Madara, nie chcąc słyszeć ani słowa z ust
brata. - Żadne szczeniaki nie będą mi mówić co mam robić. Wiecie gdzie są
drzwi.
-
To jest również nasz dom. Bardziej nasz, niż twój - powiedział spokojnie Itachi
wymijając własnego brata. - To my wraz z matką dostaliśmy go w spadku po ojcu.
Ty, Madara jesteś zwykłym lokatorem, który korzysta z rodzinnego przywileju.
-
Zasrany gówniarz - skwitował złośliwie obserwując bratanków. - A ty niby gdzie?
- Warknął dostrzegając jak Sasuke niespodziewanie zaczyna wchodzić w głąb domu.
-
Nie zabronisz mi iść do swojego pokoju - odparł nie oglądając się ani w stronę
wujów, ani w stronę brata. Itachi nie kwestionował tej nagłej zmiany zachowania
Sasuke, sam prędzej dogada się z wujami.
Sasuke
wolnym krokiem szedł korytarzem, prowadzącym ku jego pokojowi, jednak to nie
tam zmierzał. Wątpił by Itachi dostrzegł kropelki krwi na posadzce, inaczej
bezwątpienia by go powtrzymał przed zrobiniem choć kroku. Miał tylko nadzieję,
że jego przeczucie wcale go nie myliło. Najciszej jak tylko mógł zbliżał się do
gabinetu w którym jego ojciec uwielbiał kiedyś spędzać swój wolny czas.
Wyraźnie słyszał dochodzące z niego szmery, co nie przypadło mu zbytnio do
gustu. Nikt prócz ich matki nie wchodził tam po śmierci Fugaku. I nikt nie miał
do tego prawa.
Oddychając
ciężko nacisnął na klamkę i z rozmachem otworzył drzwi gabinetu swojego
zmarłego ojca.
-
Sasuke! - Pisnęła Rin na widok bratanka, klękając na podłodze z zakrwawioną
gazą w dłoni. - Co ci się stało? - Dopytywała się przerażona, dostrzegając jego
poplamioną krwią koszulkę.
Zimnym
spojrzeniem spoglądał w głąb pomieszczenia, prosto na wpół zgiętego Miyaviego
siedzącego na skórzanej sofie. Nie sądził, że szczęście aż tak mu dopisze.
Uśmiechnął się zadziornie pod nosem widząc jego głęboką ranę tuż przy oku i
zaczął zmniejszać dzielącą ich odgległość.
-
Nie była ci dłużna - powiedział z dumą i kompletnie ignorując pytania ciotki;
bez zastanowienia wymierzył mu prawy sierpowy, kiedy tylko podniósł go do góry
za szmaty.
Coś
głęboko w nim pęknęło, gdy tylko dostrzegł delikwenta. Cała jego złość,
nienawiść eskalowała na zupełnie nowy poziom. Kolejny raz zamachnął się i
przywalił Miyaviemu, lecz ten tym razem nie był mu na długo dłużny. Sasuke
poczuł silne uderzenie, ale to tylko spotengowało jego wściekłość. Był w stanie
go zabić, pragnął tego, pożądał… Zrobi wszystko by ten sukinsyn nie zbliżył się
więcej do Sakury, by nawet na nią nie spojrzał. Nie zbliży się do niej nawet na
metr. Nie pozwoli.
Rin
krzyknęła głośno, ale to nie powstrzymało dwóch mężczyzn z wymianie ostrych
ciosów.
Sasuke
z impetem przycisnął Miyaviego do regału z książkami, przyduszając go gipsem
jaki zakrywał jego lewe przedramię.
-
Ta suka cię nasłała? - Wysyczał w gniewie, co jeszcze bardziej wkurzyło Sasuke.
Nikt
nie miał prawa tak mówić o Sakurze, a zwłaszcza nie on. Sasuke nie potrzebne
były żadne słowa, jego wzrok mówił wszystko za niego - zabije go, zatłucze
drania. Zemści się za to co zrobił Sakurze.
Ponownie
się zamachnął i raz jeszcze uderzył Miyaviego prosto w jego buźkę.
To
za Sakurę, powtarzał jak mantrę przy każdym zadawanym mu ciosie.
-
Dość! - Usłyszał głos Itachiego równocześnie czując czyjeś dłonie na swoich
ramionach.
Ale
nie pozwoli im… To jest jego zemsta, nie chciał by ktokolwiek w nią ingerował.
Jednak po kilku kolejnych ciosach jakie zadał Miyaviemu, nie miał szans z
kilkoma parami rąk, które siłą odciągnęły go od niego.
-
Zgłupieliście wszyscy? - Wrzasnęła Rin w histerii, zupełnie nic nie rozumiejąc
z chaosu jaki nagle zapanował. Przerażonym wzrokiem obserwowała zebranych w
gabinecie mężczyzn. Obito wraz z Itachim trzymali mocno w swoich ryzach
wrzeszczącego Sasuke, który najwyraźniej jeszcze nie miał dość. Natomiast
Madara zajął się poszkodowanym Miyavim.
-
Uspokój się, młody - warknął ostro Obito do Sasuke.
-
Zapłacisz mi za to - odezwał się Miyavi, podpierając się ramieniem o Madare. -
Za wszystko - powiedział z groźbą, wbijając swój rozwścieczony wzrok w Sasuke.
-
Tknij ją, zbliż się do niej, a…
-
Dość! - Wrzasnął Madara. - Mam dość tej pieprzonej dziecinady, przez jakąś
lafiryndę,
Itachi
wraz z Obito musieli umocnić swój uścisk w okół Sasuke by powstrzymać go przed
rzuceniem się na starszego brata ojca. Prawie nikomu nie spodobał się sposób w
jaki Madara nazwał Sakurę, najbardziej Sasuke.
-
Zamknij mordę - zagrzmiał Sasuke.
-
Sasu… - próbowała go skarcić Rin, lecz on nie skończył mówić.
-
To wszystko wasza pieprzona wina. To przez was jest teraz w szpitalu,
pozwoliliście mu na to by ją skatował, pociął. Pozwoliście mu ją zniszczyć! -
Wrzasnął na cały głos wprowadzając zebranych w osłupienie.
Nienawidził
ich za to. Nienawidził własnej rodziny.
-
Nadal uważasz, że nie zrobiliście niczego złego? - zapytał retorycznie Itachi
najstarszego wuja, wiedząc, że nie uzyska żadnej odpowiedzi. Madara był zbyt
dumny, by móc odpowiedzieć cokolwiek na ich oskarżenia. - Nie pozwolę wam znowu
ingerować w sprawy policji. Miyavi odpowie za to co zrobił Sakurze i tu, i w
Kyoto. A wy pójdziecie na samo dno - powiedział ostro, stawiając sprawę jasno i
wyraźnie.
-
Policja w żaden sposób nie zamierza pozwolić by ktoś ingerował w ich sprawy -
odezwał się nagle nowy głos, a wszyscy spojrzeli w stronę roztwartych drzwi
gabinetu. Detektywi, którzy zjawili się przed kilkoma godzinami w mieszkaniu
Sakury, odwiedzili właśnie posiadłość rodziny Uchiha.
Przez
twarz Madary przetoczyła się złość.
-
Mamy nakaz - powiedział detektyw Kenji pokazując podpisany świstek papieru, nim
Madara zdążył cokolwiek powiedzieć.
Sasuke
szarpnął się mocno, wyrywając się z uścisku brata i wuja.
-
Nic tu po tobie Sasuke. Ciebie wiemy gdzie szukać w razie kolejnych pytań, póki
co musimy porozmawiać z twoimi wujami i panem Mori. Idź ogarnij się, a z rana
odwiedź narzeczoną, będzie cię potrzebować gdy się obudzi - powiedział Tatsuya
stając tuż obok swojego partnera.
-
Co…? - Zapytał w niedowierzeniu Miyavi.
Cała
rodzina skupiła swój wzrok na Sasuke, nawet Itachi, który również był
zaskoczony słowami detektywa. Jeszcze przed chwilą wmawiał bratu by ten dorósł
i dostrzegł swoje uczucia, względem Sakury, a teraz jak gdyby nigdy nic słyszy
o narzeczeństwie?
-
Coś się nie podoba? - Spytał zuchwale z buntowniczym wzrokiem, otrzepując bluzę
brata.
Znajdując
Miyaviego, nie zamierzał stąd wychodzić dopóki sam nie wymierzy mu odpowiedniej
kary, teraz jednak nie miał wyrzutów z wcześniejszego wydostania się z całego
zamieszania. Miał dziwną, nawet jak na niego, wiarę, że ta dwójka detektywów
nie da sobą manipulować jak ich poprzednicy.
Nikt
jednak nie miał szansy odpowiedzieć, gdyż Sasuke odwrócił się na palcach i
wyszedł z gabinetu swojego ojca. Miał dość widoków wujów, ciotki i
zakrwawionego Miyaviego. Rzygał nimi wszystkimi.
Stojąc
na przednim tarasie uniósł głowę, spoglądając na rozgwieżdżone niebo. W myślach
zaczął wracać wspomnieniami do Sakury i do wszystkich wydarzeń z nią
związanych. To jak ją potrącił. Ich konfrontacje w kawiarni. Ostatni sezonowy
wyścig. Wspólne chlanie w barze. Inazuma. Bungee. Było tego o wiele więcej niż
się spodziewał. I wielokrotnie przyłapywał się na tym, że kąciki jego ust
unosiły się mimowolnie na samo wspomnienie jej uśmiechu.
Głos
Itachiego wyrwał go z rozmyśleń, - Dzięki, że się za mną wstawiłeś.
Sasuke
wzruszył ramionami, nawet nie przeszło mu do głowy by wspomnieć detektywom, że
on nie ma nic wspólnego z wujami. Cały czas myślał o Sakurze. Przełknął ślinę,
kiedy niekomfortowe myśli zakorzeniły się w nim.
Czyżby…?
-
Ale jestem z ciebie dumny, że się powstrzymałeś - powiedział Itachi.
-
Nie zrobiłem tego dla ciebie.
Itachi
miał rację - gdyby rzeczywiście coś zrobił Miyaviemu, to na nim spoczywałyby
wszystkie konsekwencje, za które Sakura by się obwiniała. Pieprzone błędne koło
zmartwień. Jego matka również nie byłaby zadowolona kiedy dowiedziałaby się o
całym zajściu.
-
Wyjaśnisz mi co miało znaczyć to narzeczeństwo?
-
To był jedyny sposób by dowiedzieć się o jej stan zdrowia - wyjaśnił
automatycznie Sasuke wolnym krokiem schodząc ze schodów. Jeśli musiałby,
zrobiłby to raz jeszcze. Nie widział niczego złego w tym kłamstwie.
-
Nadal zamierzasz się upierać, że nic do niej nie czujesz? - Zapytał Itachi
dorównując mu krokiem.
Sasuke
milczał. Wszystkie wspomnienia z Sakurą były niczym paragon niekończących się
uczuć. Nie wie co by zrobił, gdyby znalazł ją o kilka minut za późno. W ogóle
nie rozważał takiej opcji. Może to samolubne z jego strony, ale chciał by nadal
żyła dla niego. Chciał ponownie widzieć uśmiech na jej twarzy, którym
dzieliłaby się tylko z nim.
-
Nie będę z tobą o tym gadał - burknął wreszcie pod nosem.
Itachi
parsknął głośno. - Po twoich rumieńcach chyba wiem co się kroi.
-
A przywalić ci? - Fuknął rozdrażniony wymachując pięścią tuż przed oczami
brata.
Itachi
uniósł brwi zadziwiony, chwytając za złamaną rękę Sasuke, który gwałtownie
syknął z bólu.
-
Kurwa Sasuke, rozwaliłeś gips - skwitował uważnie obserwując pękniącia w
gipsie.
Sasuke
niewzruszony tym fenomenem próbował wyrwać się bratu, lecz ból w jego
nadgarstku jeszcze bardziej narastał. Bracia nie mieli innego wyboru jak
ponownie wybrać się do szpitala, ale Sasuke nie kwestionował stanowczej decyzji
Itachiego.
Podczas
podróży taksówką, ponownie zatopił się we wspomnieniach, chcąc by nastał już ranek.
Chciał
ją znowu ujrzeć.
Od Autorki: Trzy miesiące ._. Wybaczcie(?) Ale również
muszę podziękować wam za cierpliwość jaką okazaliście podczas tego okresu,
nigdy nie przypuszczałam, że ten licencjat pochłonie mnie aż tak :O W dodatku
ten rozdział ciągle się przeciągał i przeciągaaaaał. Z początku sądziłam, że
sprawa pomiędzy Sakurą a Miyavim zakończy się w pięciu stronach, a tu dupa 12
wyszło (Y). Co do rozdziału 26’tego to zabiorę się za niego tak na początku
Kwietnia, ale mam jeszcze dwa raoprty do oddania pod koniec kwietnia >.<
Ale jestem jednak już na końcu swoich studiów bo zostały mi tylko te dwa
raporty i Majowa sesja, i kooooooooooniec Mikulinowej edukacji *strach* A
później nie ma zmiłuj się i do normalnej pracy trzeba będzie iść, ot co!
I
trzymać za mnie kciuki w sobotę, bo mam egzamin teoretyczny z prawka :X :X Miku
taka zabiegana ostatnio >.<
Dobra,
obiecuję z ręką na serduchu, że kolejny rozdział będzie szybciej niż ten :D Ale
najpierw pomęcze rozdział 3 na Norowa Reta, bo nie daje mi spokoju od
kilku tygodni!
A więc Adios!
pssst. Jeszcze tylko kilka
rozdziałów i koniec *chlip, chlip* tak 3 + epilog? Chyba! Bo u mnie to różnie
bywa! :D
Od Rin: Jestem niesamowicie podekscytowana tym
rozdziałem, bo to taki mocny kop przed dalszymi wydarzeniami. :3 Kocham
końcówkę z gipsem. A poza tym, przepraszam, że sprawdzałam go tak długo, ale
studia i praca mnie zamęczają. A dzisiaj pobiłam swój rekord sprawdzania - 33
strony w niecałe 4 godziny. Ale takie dozowanie wam napięcia na shoutboxie było
kochane. :3 Mam nadzieję, że “widzimy” się za mniej niż kolejne 3 miesiące.
Cudo !!! <3<3<3
OdpowiedzUsuńZmasakrowana Sakura mnie przestraszyła, już myślałam o najgorszym ale ufff...
Miku przyprawiłaś mnie o palipitacje serca, ale dla takiego cuda warto ;___; <3
Nie no, Sakury nie mam zamiaru tutaj usiercac i tak kobiecina duzo przeszla :)
UsuńPewnie zapomnę,ale jutro napiszę jakikolwiek komentarz,bo w tej chwili nie jestem w stanie.To zbyt wiele emocji.Rin-san - też kocham tą końcówkę z gipsem.
OdpowiedzUsuńChyba mi się ręce trzęsą...
Rozdział MEGA !!! <3 <3
OdpowiedzUsuńCzytając jak ten dupek masakruje Sakurę byłam przerażona i tylko czekałam kiedy przybędzie pomoc!! Nawet teraz jeszcze mnie trzymają emocje, dlatego komentarz będzie później. Ale muszę po prostu ochłonąć po tak świetnym rozdziale!
Miku piszesz wręcz genialnie!!!! Czytając jak ten popieprzony sukinsyn ją katuje miałam to wszystko przed oczami i w myślach sobie powtarzałam : "Sasuke gdzie ty do cholery jesteś?! " Myiavi jest kompletnym psychopatą i teraz mam tylko nadzieję, że nie wykręci się szpitalem psychiatrycznym a policja po takim widoku nie pozwoli sprawy zatuszować! Szkoda też, że Sakura nie trafiła tego skurwiela prosto w oko. Albo żeby Sasuke nie pojawił się wcześniej - ale wtedy to by poszedł do więzienia bo by Myiavi tego nie przeżył. A tak zaserwowałaś niezłą dawkę napiecia czy Ino zdąży na czas powiadomić Sasuke.
UsuńNie spodziewałam się też, że da aż tak upust swoim uczuciom. Chciałabym zobaczyć minę Itachi'ego jak o tym by usłyszał na przykład od policjantów, którzy to mówią rodzicom Sakury. Oj by się wszyscy zdziwili i może ojciec różowowłosej by już nie zakazywał zbliżania się mu do niej. Chociaż znając Sasuke i tak by postawił na swoim i ją odwiedził, w końcu jest jej narzeczonym xD xD
Wkurzyła mnie Rin, nawet bardziej niż Madara - bo on jest chamski i zarozumiały od początku. Ze swoją podłością by mógł konkurować z braćmi Mori. A Rin co, od tak zabrała prawa rodzicielskie nad młodszym bratem Sakury a potem jakby nigdy nic opatruje rany tego skurwiela.... !! Ma nadzieję że się opamięta i w końcu ruszy tyłek i odkryje jak się sprawy mają. Czyżby w końcu Obito też się ogarnął :D obstawiam, że kłócił się z Madarą o to , żeby zawieźć Myiavi'ego na policję za to co ten drań zrobił.
Wierzę że ci dwaj to nie zwykli detektywi i przy okazji wsadzą też Madarę ;D Pewnie też i Obito.
Teraz to Hachiro na pewno będzie zeznawał jak dowie się co spotkało Sakurę i do reszty pogrąży braci Mori :D Mam tylko nadzieję, że Makuro nie będzie chciał dokończyć tego co zaczął jego brat. Ale wtedy Sasuke na pewno zdąży na czas :) :)
Końcówka z gipsem była świetna. Rozładowała cześć napięcia jakie było przez cały ten rozdział i jeszcze ta nowina o narzeczeństwie.
Ta historia jest Genialna i Bezbłędna!!! <3 <3
Z jednej strony nie mogę doczekać się co będzie dalej, a z drugiej trochę mi smutno że powoli zbliża się ona do końca i zostało tak mało rodziałów.
Pozdrawiam :*
*.*
OdpowiedzUsuńSzczerze to zatkało mnie. Rozdział genialny... zresztą cały blog jest genialny!!!
Biedna Sakura, aż mnie nosiło jak czytałam co ten psychol jej robił... psychol nad psycholami!!!
Wszystko było dokładnie opisane... co według mnie jest niesamowite.
Masz wielki talent do pisania i to widać po każdej twojej notce ^^
Natomiast akcja z gipsem na końcu powaliła mnie na kolana. :D
Czekam na kolejny rozdział ;)
Weny i powodzenia ^^
Akcja z gipsem miala nieco rozladowac napiecie po takim rozdziale xD Ale praktycznie od samego poczatku planowalam wlasnie na tym mniej wiecej skonczyc :)
UsuńJeśli mój komentarz miałby wyrażać, co czuję tuż po przeczytaniu i jakie słowa cisną mi się na usta, było by to z pewnością: O Matulu O,o"
OdpowiedzUsuńA przechodząc do rozdziału:
Jezu, ja tu się gwałtów jakichś spodziewałam, a ten pojeb ją po prostu torturował! Pieprzony sadysta, ot co! Takich to należy najpierw poszatkować żywcem, potem zabić, a zwłoki spalić!
Dzięki Bogom, że "sakurowy" zmysł Ino dał o sobie znać i jednak powiadomiła Sasuke, że coś jest bardzo nie tak. A Uchiha wpada do jej mieszkania i co zastaje? Zmasakrowaną ukochaną. Trauma na całe życie ;-;
Ahahahahah! No to Madara i Obito dostali po ryju (tak mentalnie)! Niech ich wsadzą za kratki! Ich i Miyaviego-szmaciarza też!
Czekam na następny rozdział i liczę, że Sakura będzie już przytomna. Aha, i jak mi wyskoczysz z jakąś stratą pamięci, czy czymś podobnym, to chyba Cię poszatkuję, Miku :) (ten uśmiech jest zwodniczy...)
Weny!
Shori
Szczerze mowiac to smialam sie pod nosem, kiedy pod 24'tym rozdzialy zaczely pojawiac sie tezy odnosnie gwaltu xD Ale nie, tego to w ogole nie bralam pod uwage :)
UsuńTak, Sakura bedzie przytomna w nastepnym rozdziale :)
Oh! To był wspaniały rozdział, mocny. Czytając miałam wrażenie jakbym ja sama również odczuwała to, co Sakura. Byłam w stanie wyobrazić sobie ból, który ona czuła, oraz uczucia, które jej, a potem Sasuke towarzyszyły. Podziwiam Cię bardzo za to, co piszesz oraz jak wspaniałe historie tworzysz. Nie spodziewałam się, że taka sytuacja wyniknie z wizyty Miyaviego i mam nadzieję, że jeszcze do samego końca będziesz nas tak (spektakularnie) zaskakiwać. :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo, duuużo weny i czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
Shayen
Kilka asow jeszcze mam w rekawie i mam nadzieje, ze jeszcze uda mi sie was zaskoczyc :)
UsuńW takim razie super. :)
UsuńOk, ok - przeczytałam rozdział parę godzin temu ale zmęczenie dało w końcu o sobie znać i odłożyłam pisanie komencika to na później :D
OdpowiedzUsuńKochanie wspaniałe - nie uwierzysz ale stworzyłaś ten rozdział dokładnie tak jak go sobie wyobrażałam! Mamy skurwiela Miyaviego, bijącego dziewczynę, którą niby kocha itp. Mamy krew! :D I jest nóż! Szkoda, że nie patelnia, i szkoda, że nie w rękach Sakury ale mimo to - genialne!!!
Najbardziej zaskoczyłaś mnie tym tatuażem! Zupełnie o tym zapomniałam! Tyle się u ciebie dzieję, że ten drobny szczególik mi umknął! Byłam w tak samo wielkim szoku co sam "damski bokser".
Opis, jak on z nią rozmawia a po chwili przechodzi do rękoczynów - cudowne! Napięcie, które czują bohaterowie, czuję i ja - czytając ten rozdział. I to jest MEGA super!
Mam nadzieję, że więcej już nie będę musiała czytać jej przezwiska "Cheri" bo po prostu dostaję sama gęsiej skórki! Jeżeli kiedyś w przyszłości będę miała "farta" i spotkam takiego psychola, to odpłacę mu się za te wszystkie dziewczyny, takie jak nasza Sakura a potem wyślę faceta do psychiatryka gdzie debil dowie się, jak powinien traktować kobiety. (wątpię by żeby coś takiego się stało ale przynajmniej świat będzie czysty z takich skurwieli a ja będę miała satysfakcję życia).
A mi ten psychol będzie wdzięczny za lekcję życia :D
A teraz Sasuke. Liczyłam właśnie, że "rycerz na białym koniu" zjawi się dopiero gdy Miyavi zniknie. Zobaczy ja w takim stanie i pokaże swoje uczucia. Ale nie spodziewałam się, że rozpłacze się tam!!!
Myślałam, że rozklei się dopiero w szpitalu, przy jej łóżku! A tu proszę, Macho już dał upust swoim emocją. To było cudownie - piękne! :D Naprawdę, możesz być z siebie dumna i tak jak pisałam już wiele razy, twoje opowiadania powinny zostać wydane! A potem zekranizowane!!! Za scenariusze też się bierz! :D Kobieto, ja tak bym chciała zobaczyć twoje historie na ekranie! Zobaczyć "Hotel Barcelona"!!! <3
Nie ważne, że to były trzy miesiące. Nie ważne ile musiałabym czekać! Mogę czekać ile tylko rozkażesz Mistrzyni - byle by wszystkie rozdziały były tak cudowne, tak genialne i tak.. słów mi brak! "Wzruszenie odjęło mi mowę"... Czy jakoś tak :D
Koniec rozdziału też mi się bardzo podobał. Zwłaszcza jak Miyavi oberwał, tak porządnie.
Wkurza mnie za to bardzo Rin. Pojawia się, zabiera prawa rodzicielskie rodzicom Daichiego i co? I nic! Jeszcze opatruje rany tego skurwiela. Ahhhh... zawsze muszą się pojawić takie osoby, nawet w prawdziwym życiu.
Dobrze, że nic "Maleństwu" się nie stało a Ino pozostaje niezmiennie w swoich ciążowych nastrojach :D (A propo, Sakura licząca an jej humorki ciążowe - taka zabawny aspekt w kryzysowej, wręcz śmiertelnie niebezpiecznej sytuacji - doprowadził mnie do histerycznego śmiechu (y) )
Itachi to mój przyszły mąż i tyle w temacie. Niech nikt się nie waży mi go zabierać bo nogi z dupy powyrywam.
No, to by było na tyle. :D
Ze zniecierpliwieniem czekam na dalsze rozdzialiki, na rozwój wydarzeń i śmierć Miyaviego, Maduro, Madara, Obito i nawet tej wrednej Rin. :D Załatw jakąś bombę czy coś, niech spadnie na rodzinną posiadłość Sasuke i Itachiego - a potem wszyscy z rodzialiku żyją długo i szczęśliwie, z "Maleństwem" Ino <3
Bardzo dziękuję za kolejną zarwaną noc, podczas której mogłam się tak zajebiście dobrze bawić :D
Pozdrawiam serdecznie i przesyłam buziaki,
Rosa - chan
Tak Becia, jest krew! Chcialas krew to ja masz :3
UsuńNo gdzie Sas przy wszystkich w szpitalu mialby sie rozklejac? xD Przed nimi tak predko swojej maski nie sciagnie :D
Scenariuszy nie kaz mi pisac, bo polegne! Ale nie boj sie ja tu mam kasek cos wydac po angielsku, ale to po Shannaro zaczne snuc swoje plany :)
Zawsze jak pojawia się nory rozdział myślę: "A to się wygodnie położę do łóżeczka i sobie poczytam. Na razie tylko sprawdzę począteczek...". Ta... "począteczek". Gdzieś mi się odkleja rzeczywistość i czasoprzestrzeń i nagle się okazuje, że przeczytała już całe, wcale nie wygodnie, i wcale nie w łóżeczku. A z rana "dzień żywych trupów". :D Ale przyznam iż opłacało się pobyć dzisiaj zombie dla tego rozdziału. Tyle emocji! xD Mną ciskało jak on nią ciskał o ziemie i tylko sobie powtarzałam cichą prośbę do Saska " Idź tam! Idź!"! Przecież to wiadome, że po takiej wariatce jak Sakura można się spodziewać złamania najprostszych reguł i bezmyślności. Skąd to wiem? Bo po mnie pewnie też można. xD Nie no żarciki żarcikami, a rozdział świetny. Tak strasznie Ci zazdroszczę, że potrafisz się rozpisać na tyyyyyyle stron! U mnie kończy się zazwyczaj po 3. =.=" Oddaj trochę talentu, co?? ;p No w każdym bądź razie, ja już czekam na następny! xD Życzę cudownej, stałej pracy po studiach. <3 (Jeszcze trochę i mnie też spotkają takie nieszczęścia jak studia T_T).
OdpowiedzUsuńDo napisania!
Astraothia
Ahhh jak ja dobrze znam te dni zywych trupow haha :D
UsuńCo do ilosci stron, to wiesz mi nigdy przed Shannaro nie pisalam az tak dlugich rozdzialow. Mozna powiedziec, ze to ten blog dal mi kopa na dokladniejsze opisywanie wydarzen :)
A praca po studiach sie przyda :D
Ugh, och, ach!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńZapierdziel na uczelni, choroba i… mówiąc krótko w moim życiu „huragan” (idealnie pasuje mi to określenie, którego użyłaś w rozdziale ;)), potrzebowałam się oderwać, dlatego zerknęłam dziś na Shannaro po odczytaniu wiadomości, że Dziewczyny sprawdzą rozdział w weekend. Jestem wdzięczna zarówno Tobie, jak i Im za tę chwilę cudownej odskoczni oraz emocjonalny roller coaster, który mi zafundowałaś/łyście.
DZIĘKUJĘ!
Jeśli chodzi o rozpiętość czasową między ostatnim rozdziałem a tym obecnym to wiedź, że nie ważne ile czasu trzeba czekać na Twoje „dzieła”, zawsze warto! ;)
Ten rozdział to istne tornado siejące spustoszenie w mojej zmaltretowanej wiedzą głowie.
Jedno jest pewne, kiedy Miku zdecyduje się upuścić bohaterom krwi, to nie idzie w półśrodki! xP (Dostrzegam tu niemały wpływ przebywania/ utrzymywania kontaktów z Chustii ;P)
Jeśli mam być szczera to kilka spraw troszkę „nie przypadło mi do gustu’ (z braku lepszego określenia. Np. Zachowanie policjantów po pościgu za Sasuke. Normalnie skuliby go i na pewno nie miałby tyle „swobody” (czyt,. Zostawienie go przez policjantów i detektywów samemu sobie, bez nacisku i wspominania, że ma się nie oddalać).
Kwestia stanu Sakury… przebite płuco, połamane żebro, rany cięte, wstrząs mózgu… a Ona odzyskuje przytomność, mówi i ma się obudzić na następny dzień?...
Ale mniejsza z tym, rozdział i tak był cudowny (jak zawsze)! Tyle akcji od masakry do rozczulającej sceny…, od niepewności do satysfakcji…., od gniewu do radości….. Wywoływanie labilności emocjonalnej u czytelników to Twoja specjalność ;)
Fragmenty, które przypadły mi do gustu (Wiedz, że lądują w moim zeszycie!^^):
„Ta łza była ich symbolem; ich niewypowiedzianą obietnicą, że już jej nigdy nie opuści.”
„była niczym huragan, który z początku irytował go, ale z czasem zrozumiał, że huragan był pięknym chaosem bez którego nie potrafił żyć.”
„czuł jak Sakura się od niego oddala. Tak bardzo chciał teraz wyciągnąć do niej dłoń. Tak bardzo chciał by ją złapała i mocno ścisnęła, uśmiechając się do niego. Pieprzone, niespełnione marzenia.” -> Pamiętam ten mały spojler I nadal nie wiem, dlaczego nie wierzyłaś, gdy napisałam Ci, że ten cytat jest świetny!
Przepraszam za to, że krótko i chaotycznie, ale mam tylko chwilkę na „sklecenie” kilku słów, a nie wiem kiedy i czy nadarzy się kolejna okazja, żeby się odezwać.
Z niecierpliwością czekam na kolejne Twoje dzieła (nie ważne czy to NR, Shannaro czy Partówka, przeczytam wszystko! )
Powodzenia z egzaminem, raportami i pisaniem ;)
Pozdrawiam
Just me
Ps.: Ty zawsze wiesz jak sprawić, żebym się uśmiechnęła i zawsze publikujesz rozdziały (nawet jeśli przez kogoś innego, DZIĘKI Rin ) kiedy mój mózg błaga o litość ;)
No ciebie sie tak szybko tutaj nie spodziewalam :D
UsuńNawet jesli warto czekac, to teraz watpie bym was trzymala 3 miesiace na 'smyczy' hah xD
Co do twoich uwag to tak: ja wiem, ze w polsce pewnie by go zakuli i cholera wie co, ale kurde mialam tu dylemat bo bardziej kierowalam sie swoim swiatem i swoja rzeczywistoscia z Anglii, no i tu w takich sytuacjach wiesz mi, ze policjanci podchodza z hmm... 'sercem', A Sasowi tylko wlepiliby mandat i dali punkty karne (taki spoiler XD). Ciezko tak pisac, zyjac w 'innym swiecie' xD
A co do obrazen Saku to mam cie! :D Wszystko obcykalam i wierz mi, nawet jesli ciezko w to uwierzyc to wszystko tak jest :) W sensie przebite slowo po rozprezeniu go i czyms tam co napisalam u gory jak doktorek mowil, to w rzeczywistosci nic powaznego, i nawet po 3/4 dniach wysylaja do domu, ale wiadomo bedzie miec pewne objawy pozniej (Y) XD Polamane zebro bylo jedno, a gips zakladaja dopiro po 3, wiec tez nie ma tragedii xD Wstrzas mozgu to sobie troche porzyga (spoiler) XD a na rany ciete, to rany ciete a nie klute :D Wszystko mialam obczajone ze studentami medycyny, wiec swoj research zrobilam haha :3 :3 :3 Ale spokojnie Paulina tez byla sceptyczna co do tego xD
UHooooo!!!!! Dobra bo zaraz zaczne piszczec, ze moje 'cytaty' znalazy sie w twoim zeszyciku <3 <3
Alez nie masz za co przepraszac :)
Och, przy scenie z humanitarnie usuwanym tatuażem zrobiło mi się trochę źle (i w żołądku, i na serduszku ;_;) więc zrobiłam krótką przerwę.Ogółem bardzo podobał mi się ten rozdział (serduszko aż przyśpieszyło jak czytałam niektóre fragmenty)Śledzę ten blog od 8 wpisu i widać ten zbliżający się na horyzoncie koniec i jednocześnie pragnę, ale i też nie chcę końca...
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny wpis
O boże ile emocji! Nie wiedziałam, że można być takim skurwysynem jak Miyavi!! No miałam ochotę czymś rzucić, rozwalić laptopa, wrzeszczeć na całe gardło, przecież tak do cholery nie można! Nie wiem nawet czy można go nazwać człowiekiem Argh!! Fuck! Ja nie mogę! Dawno rozdział nie wzbudził we mnie tylu emocji, z bezgraniczną wściekłością i szczerą nienawiścią prosto z serca na czele! Jak można?! Pewnie jeszcze jakiś czas będę w wielkim okropnym szoku po tym co on jej zrobił... To było takie ugh!! No brak mi słów, jedyne co mi przychodzi do głowy to najgorsze przekleństwa pod jego adresem!! Ale dobrze, że Sasuke ją znalazł tak szybko i że wyjdzie z tego, taka straszna ulga. Stresowałam się razem z nim, biedak ja przynajmniej nie byłam tak blada i roztrzęsiona,,, chyba XD I znalazł go we własnym domu, jak miło się złożyło nie musiał czekać z tą zemstą. Chociaż żałuję, że nie zrobił mu nic gorszego to powiedzmy, że jestem w stanie to zaakceptować ,żeby Sasek nie miał potem kłopotów. Mam szczerą nadzieję, że teraz wreszcie Madara dostanie za swoje, policja nie da się zwieść, sprawiedliwości stanie się zadość, a te skurwysyny (czyt. Miyavi i Makuro) trafią za kratki na resztę swojego nędznego życia i że niedługo wszystko nareszcie potoczy się dobrze błagam! Ona już tyle wycierpiała, niech wreszcie będzie szczęśliwa z Sasuke i rodziną w spokoju świętym! A propo Sakury- jestem z niej dumna! :D Zaimponowała mi, że była tak nieugięta i tak długo walczyła, to już nie ta stara Sakura. Większość katowanych ludzi raczej by uległa, ale ona najpierw trzymała się przy swoim, a potem jak już nie miała nic do stracenia to pokazała, że ma pazury i nie jest starą sobą. Lekkomyślne, nie powiem, ale wymaga odwagi i silnej woli, za to ją wielbię :D Myślałam, że się skończy na kilkunastu siniakach, a tu niemiła niespodzianka. Czytam, a moje oczy z każdą chwilą robią się coraz bardziej jak 5 zł, a ręce się zaciskają na kocu, matko to było okropne! ;_; Błagam pozwólcie mi zaje*ać Miyaviego gołymi rękami! Błagam! Sprawiłabym mu takie męki jako odwet, że prosiłby mnie żebym przestała :< jestem wściekłą jak nigdy! Już się nie mogę doczekać następnego rozdziału i powiem Ci, że na to warto było czekać 3 msc :D nieźle wciąga i jak chyba da się zauważyć chwyta za serce, wzbudzając ogromnie silne emocje. Do następnego i życzę Ci mnóstwa wolnego czasu na pisanie i odpoczynek i weny! ;)
OdpowiedzUsuńW KOŃCU NOWY ROZDZIAL♡ Tyle czekania, ale wybaczam xD jestem wiernym czytelnikiem. Rozdział bardzo emocjonujący, biedna Sakura;; mam nadzieje, ze kolejny rozdzial pojawi się duzo szybciej. Pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńW KOŃCU NOWY ROZDZIAL♡ Tyle czekania, ale wybaczam xD jestem wiernym czytelnikiem. Rozdział bardzo emocjonujący, biedna Sakura;; mam nadzieje, ze kolejny rozdzial pojawi się duzo szybciej. Pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńTo co napisałaś...
OdpowiedzUsuńWOW!
Jeszcze takich wahań nastroju nie miałam nigdy.
Najpierw ryczałam jak głupia! To jak Miyavi traktował Sakurę, to po prostu rzeź.
Później byłam taka podekscytowana zachowaniem Sasuke ^O^
mrrrr
A jak już policja weszła do domu Uchihów to w ogóle byłam wniebowzięta :D
W końcu Sas dorwał tego skurczybyka.
:)
I najlepsze były rozmowy Itachiego i Sasuke. Uwielbiam jak ktoś przedstawia ich braterską więź pozytywnie.
Świetne jest to, że bohaterowie nie zmieniają się od tak. Z dnia na dzień! I że każdy ma inny punkt widzenia. Wiesz Itachi zachowuje się jak typowy starszy brat. Sama mam dwie młodsze siostry i wiem co mówię.
Co do ostatniej notki... Faktycznie dawno nie było i mam nadzieję, że wkrótce pojawi się kolejny rozdział bo umieram z ciekawości.
Zaciekawiła postać Mebuki. Nie była aż tak źle nastawiona do Sasuke jak myślałam, ale to dobrze, bo wyrównała to ze swoim mężem.
Ja już kończę :D
Pozdrawiam Ciebie Miku-chan jak i Twoje moderatorki :)
Życzę weny i czasu ;)
Bye bye
Miku!!!!!!!!!!!!!!!!! jiowqhdiuwqkgdujwqgudwqgdwuj
OdpowiedzUsuńNIENAWIDZĘ CIĘ
Ciekawe ile razy to już ode mnie słyszałaś!
Kurna, to było......(Dziesięć tysięcy kropek później) takie pełne emocji, że aż nie mogłam wytrzymać z ich nadmiaru i nie mogłam wysiedzieć na miejscu. Dziewczyno, nie rób mi tego więcej XD
Co ten Miyavi, miałam ochotę mówiąc brzydko: zapierdolić sukinsyna. Jak on mógł jej to zrobić... Chociaż można się było tego spodziewać.
Po za tym na miejscu Sasuke zrobiłabym to samo. Jak Sasydż wpadł do gabinetu ojca i tam był Miyavi, to jak tak siedzę przed monitorem i :Bij go, bij go, no mocniej! XD Inaczej chyba bym nie wytrzymała psychicznie.
Kurcze, naprawdę porobiło się w tym rozdziale... Dość sporo :/ Dobrze chociaż, że Sakura z tego wyjdzie, bo wtedy bym już totalnie wykorkowała.
3 rozdziały i epilog? Chyba sobie kpisz, noo.... I na co ja potem będę czekać... Chociaż ostatnio mam parcie na NR, dlatego też czekam na kolejny rozdział na tamtym blogu.
No nic trzymaj się Miku!
SHANNAROOOOOOOOOO! <3
A więc dzisiaj rano wstałam sobie i coś mnie natchnęło, żeby sprawdzić, czy już się może przypadkiem pojawił kolejny rozdział, jaka byłam zadowolona kiedy zobaczyłam zamiast numeru dwadzieścia cztery, dwadzieścia pięć, oczywiście od razu wzięłam się za czytanie (swoją drogą całego bloga połknęłam niemal na raz), jeszcze nigdy się tak nie zdziwiłam, naprawdę mnie tym zszokowałaś, spodziewałam się ewentualnego pobicia, ale nie, że Sakura skończyła połamana i poszatkowana, po prostu powaliłaś mnie tym na łopatki, tym bardziej, że w konfrontacji Miyaviego i Haruno wyczuwałam to napięcie, naprawdę nie wiedziałam co może być dalej. a w większości blogów jest to niemal banalne do przewidzenia! Podziwiam, naprawdę podziwiam, za ogromny talent i pomysły! Aż mnie niekiedy zazdrość zżera kiedy czytuję Twoją twórczość, może ja po prostu nie mam serca tak krzywdzić bohaterów? Ach, nie ma co gdybać, przy okazji chciałam się podzielić również wrażeniem ogólnym tej historii, nie tylko przemyśleniami dotyczącymi tego rozdziału, a więc, pierwszy raz trafiłam na historię SasuSaku nie przepełnioną miłością i serduszkami, z każdym rozdziałem byłam coraz bardziej zaskoczona, a moje oczy robiły się coraz większe, z początku obawiałam się, że będzie mi brakować tych słodkich scenek między główną parką, których miałam po uszy na innych blogach, ale tutaj kiedy już pojawiło się coś między SS, to wydawało mi się wręcz wyczekiwane i genialne, po prostu Twój sposób pisania, sprawia, że człowiek czuję się jakby naprawdę uczestniczył w tym wszystkim, bardzo, bardzo wciągające. Na pewno będę czekać na kolejne rozdziały, choćby i kolejne kilka miesięcy!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i życzę dalszej wytrwałości w pisaniu!
Jak ja to kocham. Ja duzo ci nie napisze bo dobra w tym mie jestem. Nie moge sie doczekac nowego rozdziau. Prosze nie kaz nam wiecej tyle czekac . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMIAZGA!
OdpowiedzUsuńMIAZGA.
MIAAAAAZGA
M I A Z G A.
Tyle mogę powiedzieć o tym rozdziale. :o No po prostu nie wierzę, że to wszystko się tak potoczyło. AAAAA, to ten czas kiedy wyzywam Miyaviego. Boże, co za skurwysyn. Nie spodziewałam się, że jest zdolny aż do czegoś takiego. Tacy ludzie powinni siedzieć w pieprzonych izolatkach i nie mieć dostępu do ludzi ani świata. Krew, dużo krwi. W pierwszej chwili myślałam, że Sakura nie żyje, że ją zabiłaś. Jezu, jak dobrze, że tego nie zrobiłaś. Uf, ulżyło mi jak nie wiem.
Tak bardzo Sasuke miał szczęście, że zdążył na czas. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby Ino do niego nie zadzwoniła i przyjechałby trochę później, albo w ogóle...
Zdenerwował mnie trochę ojciec Sakury tym zakazem zbliżania się Sasuke. Akurat on był najlepszą rzeczą, jaka mogła się jej przytrafić, więc panie Haruno, proszę się odwalić. *Zochan adwokat* Bronię go jak nie wiem co! :)
Mam nadzieję, że Kakashi umiejętnie wykorzysta to wszystko na sali sądowej jeśli dojdzie niedługo do rozprawy i te skurwysyny w końcu zgniją w więzieniu *wkurw*!
Ciekawa jestem, kiedy Sakura się obudzi i czy rzeczywiście bez problemu do siebie dojdzie, oby, oby tak!No i żeby tylko nic się nie stało Sasuke... Tego to już bym nie zniosła, a pff xd
Nie mogłam się oderwać od tego rozdziału, tak mocno stęskniłam się za Shannaro! Kobieto, nie wiem jak to robisz, ale przy 25 rozdziale wciąż nie jest nudno, a czytam z rozdziawioną buzią i chcę wiedzieć więcej i więcej, i więcej! No to jest po prostu genialne, nie można tego inaczej nazwać.
Będę z utęsknieniem wypatrywać kolejnego rozdziału! Cały czas zżera mnie ciekawość. NOO.
Tak więc żegnam się i mam nadzieję, że tam ładnie wszystko pozaliczasz :*
Załoyłam bloga o sasusaku w swiecie mody jak chcesz to wpadni http://sasusaku-desing.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWow wow wow~! Przeczytałam w 3 dni!!! :D Pragnę zostać poinformowana o nowym rozdziale *maślane oczka*
OdpowiedzUsuńKrótko i na temat: przez cały rozdział powtarzałam "ja pierdziele", pobiłam rekord w wypowiadaniu tych słów, cóż mogę jeszcze dodać, rozdział tak ociekał emocjami, że nie byłam wstanie usiedzieć spokojnie na krześle, musiała zrobić sobie parę przerw chwilę ochłonąć, żeby przypadkiem nie uszkodzić biednej myszki od lapka i jej guzików :D Lecę czytać następny! :D
OdpowiedzUsuń