“Czuję się jak wybrakowany towar, jakbym zeszła z linii montażowej kompletnie schrzaniona.”
~Elizabeth Wurtzel
Wszystko ją bolało. Myślała, że głowa zaraz jej eksploduje.
Bolało.
Tak bardzo bolało.
Ale to dobrze, powtarzała sobie w myślach. Ból oznaczał, że nadal żyje. Chyba, że nawet w zaświatach da się odczuwać taką agonię.
Potrzebowała czegoś silnego. Szybko.
Zaczęła powoli otwierać oczy i od razu wiedziała, gdzie się znajduje.
Szpital.
Ale nie rozumiała jak to możliwe. Ostatnie co pamiętała, to jak rzucała się na Miyaviego z odłamkiem szkła, które jakimś cudem udało jej się wyłamać z rozbitej szyby. Później usłyszała krzyk, dalszych wydarzeń nie była w stanie sobie przypomnieć. Ale żyła. Była w szpitalu i żyła. Tylko to się liczyło. To, a nie ogarniający ją ból.
Odetchnęła lekko pod maską tlenową i od razu się skrzywiła. Czy musiało tak cholernie boleć podczas oddychania? Ten rozdzierający płuca ból był nie do zniesienia. Kłuło przy każdym oddechu. Nie wiedziała, jak sobie poradzić z tym cierpieniem. Chciała, by po prostu minął i już nigdy nie wracał. Czy to dużo? Zwykła drobnostka. Ale nie to było najgorsze. Wszystko wokół wirowało, jakby była na karuzeli, która rozpędzała się powodując u niej mdłości. Miała ochotę niezwłocznie się zrzygać.
Wtedy zamglonym spojrzeniem dostrzegła, że nie jest sama. Tuż obok niej na krześle spał on. Utkwiła w nim swoje zdziwione spojrzenie, odetchnęła ciężko. Nie rozumiała dlaczego przyszedł. To nie było do niego podobne. Nie było w jego stylu. Gdzie byli jej rodzice? Nie wiedziała nawet, czy zostali poinformowani o stanie córki. Po przymrużeniu oczu ujrzała czerwone plamy krwi na jego ubraniach. Próbowała bardziej się na nim skupić, ale obraz przed jej oczami bez przerwy wirował. Miała dość tej przeklętej karuzeli. Chciała powiedzieć STOP i niezwłocznie z niej wysiąść. W dodatku to irytujące pikanie maszyn, do których była podłączona wcale nie pomagało. Starała się poskładać w całość to, co pamiętała z ostatnich wydarzeń, skupiając nieobecny wzrok na suficie. Pomimo założonej maski tlenowej, oddychało jej się dość ciężko. Za każdym razem kiedy klatka piersiowa unosiła się, czuła ten nieprzyjemny ból, jakby zaraz miała zostać rozszarpana od środka na tysiące kawałków. W dodatku mdłości wcale nie ustępowały. Nie wiedziała, jak długo będzie w stanie powstrzymać się przed zwymiotowaniem. Jedno tyknięcie zegara, drugie, trzecie…, dziesiąte…, a ona czuła się coraz gorzej. Wiedziała, że nie jest w stanie dłużej się powstrzymywać.
Uniosła dłoń chcąc ściągnąć z twarzy maskę, ale ból niespodziewanie eskalował. Sakura zacisnęła usta w wąską linię i mimo wszystko zmusiła dłoń do ściągnięcia maski tlenowej z twarzy. Od razu poczuła, że zwykłe powietrze wcale nie pomogło jej płucom. Dopiero teraz zrozumiała, co to znaczy ciężkie oddychanie. Spróbowała się podnieść, by móc po ludzku zwymiotować, jednak nie potrafiła się unieść. Nie mogła. Ból był zbyt wielki. Chcąc czy nie chcąc, jej ciało dostało konwulsji, a już po chwili z jej ust zaczęła wydobywać się żółć.
Zaczęła się krztusić.
Próbowała się podnieść, przewrócić na bok, cokolwiek, ale nie potrafiła. Ból sparaliżował ją na tyle, że nie była w stanie zrobić żadnego większego ruchu.
Nie mogła się zdecydować co było gorsze - przeszywający ją ból czy to, że właśnie dławiła się własnymi wymiocinami.
Nagle jednak poczuła jak silne dłonie łapią ją za ramiona i pomagają jej dźwignąć się do góry. Kiedy ocierał żółć z jej warg w czarnych tęczówkach ujrzała strach. Chciała krzyknąć z bólu jaki przebiegł po klatce piersiowej, ale zaledwie kolejna porcja żółci wydobyła się z ust wprost na zakrwawioną koszulkę Sasuke. Łzy pociekły po jej policzkach. Wszystko bolało. Paliło. Nie potrafiła sama się poruszyć. Czy tak miało być? Mimo czucia we wszystkich kończynach miała wrażenie, jakby była kimś sparaliżowanym po niebezpiecznym wypadku. Na szczęście tak nie było.
Niczym powódź po kilkudniowych opadach deszczu, jej myśli zostały zalane pytaniami dotyczącymi jej byłego chłopaka. Znała go za dobrze, by móc stwierdzić, że ot zostawił ją wreszcie w spokoju. Taka bajka była nierealna. Musiał się gdzieś tu czaić. Przecież jeszcze niedawno katował ją z niemal przyjemnością i wiedziała, że z własnej woli by nie odpuścił. Ani Miyavi, ani jego brat nie byli osobami, które rezygnowały ze swoich celów i planów przed ich zrealizowaniem. A obecnie mieli wspólny cel - uprzykrzenie życia Sakurze i jej bliskim.
Spanikowana zaczęła rozglądać się po sali szpitalnej, bojąc się, że zaraz ujrzy go w którymś kącie. Miyavi był niczym upiór, którego, za wszelką cenę, nie chciała więcej ujrzeć. Nie wiedziała nawet kiedy krystaliczne łzy zaczęły toczyć się po jej policzkach.
- Ciii… - szepnął Sasuke, widząc jak Sakura wpada w panikę. - Nie ma go tutaj - dopowiedział wciskając guzik na ścianie, tuż obok jej łóżka.
Lecz Sakura nie przestawała rozglądać się za Miyavim. Ten sukinsyn miał tendencję do pojawiania się znienacka, tam, gdzie go nie chciała. Nigdy nie była przygotowana na jego pojawienie się. Nigdy. Ani w przeszłości, ani teraz. Zrujnował jej życie w ciągu zaledwie dwóch lat. Największym talentem Miyaviego była destrukcja. Zniszczył Lily. Zniszczył Hachiro. Zniszczył wreszcie ją samą.
Mdłości powróciły, a ona ponownie nie była w stanie powstrzymać się przed zwymiotowaniem. Kiedy natknęła się na kare tęczówki Sasuke, widziała jak wpatruje się w nią z lękiem. Widział, jak cierpiała. Każdy, nawet mały oddech sprawiał jej ogromny ból. I on był tego wszystkiego świadkiem. Sasuke Uchiha był jej opoką w tych trudnych chwilach. Kiedyś powiedziałaby, że to kpina, ale teraz nie odważyłaby się nawet tak zażartować. Nie był tą samą osobą, za którą go miała przed kilkoma miesiącami.
Zacisnęła dłoń na jego koszuli, czując zbliżającą się kolejną falę konwulsji. Sasuke ani razu nie wydał z siebie jęku niezadowolenia czy odrazy faktem, że wymiotuje.
Drzwi do sali otworzyły się, a do środka weszła pielęgniarka, którą Sasuke wezwał.
- Co się z nią dzieje? - warknął w stronę młodej kobiety z wyraźną złością.
Sakura nie zdziwiła się, słysząc ten ostry ton. Ona, w przeciwieństwie do obcych osób, była przyzwyczajona do jego charakteru i humorków, które towarzyszyły mu na co dzień.
Pielęgniarka pośpiesznie podała im makulaturowy pojemnik, jaki wyciągnęła z szafki przy ścianie, a następnie zaczęła nabijać strzykawkę nieznaną im substancją. Sakura w międzyczasie zdążyła dwa razy zwymiotować do pojemnika, za każdym razem płacząc przy tym z bólu i bezradności.
- Zaraz jej przejdzie. To efekt uboczny po narkozie, nic czym można by się niepokoić. W dodatku doznała wstrząsu mózgu, więc to normalne - powiedziała pielęgniarka wstrzykując w wenflon odpowiednie leki uspokajając tym samym Sasuke i Sakurę, która do tej pory mało co wiedziała na temat swojego stanu zdrowia. Narkoza oznaczała, że była operowana, jednak póki co nie była w stanie zorientować się, jaka część jej ciała poszła pod nóż. Zbyt dużo myśli przelatywało teraz przez jej głowę, by potrafiła skupić się w jednej chwili na wszystkim.
Dostrzegła kątem oka wymowne spojrzenie, jakie Sasuke posłał pielęgniarce. Jej spokój wyraźnie mu się nie podobał, lecz nie kwestionował niczego przy Sakurze, na którą po chwili przeniósł swój wzrok. Dziewczyna przez cały czas czuła na sobie jego spojrzenie, nawet kiedy w oczekiwaniu na działanie leków zwymiotowała kolejne trzy razy. Jednak za każdym razem ilość żółci była mniejsza. Pielęgniarka jednak nie opuszczała sali szpitalnej. Podniosła górną część łóżka, by Sakura mogła się wygodnie oprzeć, nie będąc dlużej zmuszoną do leżenia. Również wytarła jej twarz mokrymi chusteczkami, chcąc pozbyć się żółci jaką wymiotowała. Następnie zaczęła krzątać się przy półkach wyciągając kolejne dwie torby z cieczą do kroplówki.
Wreszcie, po zaledwie kilku minutach, wymioty ustały całkowicie, lecz mimo wszystko ból przy oddychaniu nie ustępował. Krzywiła się z bólu co dwie sekundy. Nie rozumiała powodu takich katuszy.
- Można dać jej coś przeciwbólowego? - odezwał się Sasuke, ponownie chłodno zerkając na pielęgniarkę .
Sakura raz jeszcze zacisnęła dłoń na jego odzieniu. Zachowywał się dziwnie, nawet jak na niego. Mogłaby go nawet posądzić o chęć zamordowania pielęgniarki, jeśli nie zrobi tego, co jej każe. Niespodziewanie zadrżała a jej źrenice zwęziły się w strachu.
Miyavi zabił Satoru.
Przez nią.
- Właśnie to robię - odparła spokojnie wieszając na stojaku kolejną, trzecią już kroplówkę. - Nie ma co się martwić - twoja dziewczyna wyjdzie z tego, mimo iż te pierwsze godziny nie będą dla niej przyjemne. - Na jej ustach pojawił się blady uśmiech skierowany do niego, odebrała mu prowizoryczną szpitalną miskę z wymiocinami Sakury. Przystanęła jednak miejscu, uważnie obserwując zmianę zachowania pacjentki.
Sakura ponownie zaczęła nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu. Czuła bijące ciepło od ramion Sasuke, który bez przerwy ją obejmował, ale to nie wystarczyło by powstrzymać ją przed stanem lękowym.
Miyavi nie powstrzyma się przed niczym, dopóki nie dopnie swego. Żałowała, że dopiero teraz to zrozumiała. Ich wczorajsze spotkanie było dopiero początkiem.
Poczuła nagłe ukłucie w dłoń, które spodowodowało, że po raz pierwszy spojrzała pielęgniarce prosto w oczy. W brązowych tęczówkach dostrzegła żal i współczucie. Dwa uczucia, których nie chciała nigdy od niego. A zwłaszcza od nieznajomych.
- Co się dzieje? - dopytywał Sasuke z dziwnym jak na niego głosem.
Sakura wpatrywała się jak pielęgniarka dożylnie podawała jej lek. Nim strzykawka została opróżniona Sakura poczuła jak jej strach stopniowo znika.
- Lekarz powinien przyjść niedługo. I przyślę kogoś do zmiany pościeli - odezwała się ponownie pielęgniarka, ignorując wcześniejsze pytanie Sasuke. Gestem dłoni wskazała, by ten pozwolił Sakurze samodzielnie oprzeć się o uniesioną część łóżka. Już po chwili Sakura utraciła komfort jego ramion, w których jeszcze przed chwilą się znajdowała, a Sasuke wydawał się oddalić od niej na tysiąc mil. Kiedy chciała spróbować coś powiedzieć, nieznana pielęgniarka założyła maskę tlenową na jej usta.
- To tylko na kilka godzin, kiedy lekarz przyjdzie wszystko wytłumaczyć - wyjaśniła, a kiedy osowiała od leków Sakura przytaknęła niemrawo zaczęła wycofywać się w stronę drzwi. - Udam, że dopiero co przyszedłeś - rzuciła w stronę Sasuke, po czym opuściła salę.
Sakura przymglonym wzrokiem spoglądała na Sasuke, który w międzyczasie ściągnął z siebie zarzyganą koszulkę i założył lekko za dużą bluzę. Ból ustępował, a ona sama czuła dziwny spokój. Miała wrażenie, że nie tak powinna się teraz czuć. Była otumaniona lekami jak przed rokiem, gdy po raz pierwszy została podana jej większa dawka hydroksyzyny. Karuzela, na której jeszcze przed chwilą się znajdowała, tymczasowo zatrzymała się w miejscu, ale mimo wszystko jej głowa wydawała się być za ciężka.
Tak jak zapowiedziała pielęgniarka, do sali weszła kobieta wraz z nową, świeżą narzutą, która bez słowa została wymieniona. Nie zaszczyciła ich swoją obecnością na dłużej niż dwie minuty, po których ponownie zostali sami.
Oddychając już spokojniej wpatrywała się w Sasuke, który wciąż jej nie opuszczał. Jego uwaga jednak była skupiona na czym innym. Rzadko kiedy unosił głowę, by spojrzeć na nią przez zaledwie kilka sekund. Irytowało ją to. I to bardzo. Wraz z przypływającymi pomału siłami, jej wyraz twarzy wyostrzał się. Chciała, by na nią spojrzał. Chciała, by się odezwał. Nie rozumiała, dlaczego Uchiha musiał być tak wkurzający. Potrzebowała odpowiedzi na gnębiące ją pytania. Miała tyle do powiedzenia, lecz maska tlenowa skutecznie jej to uniemożliwiała.
Nie wiedziała, jak dużo czasu spędzili w tej toksycznej ciszy, ale nie była w stanie milczeć. Miyavi gdzieś był i nie zawaha się przed niczym. Teraz już to wiedziała. Żałowała tylko, że tak późno dotarła do niej ta gorzka prawda. Nie czując paraliżującego bólu uniosła rękę, chcąc pozbyć się maski dostarczającej jej powietrze.
- Nawet nie próbuj. Masz odpoczywać, nie gadać - skarcił ją ostro. Za ostro.
Urażona, wbiła w niego dezaprobujące spojrzenie. Teraz łaskawie, szanowny pan hrabia postanowił otworzyć swoją niewyparzoną gębę. Ciut za późno w niej mniemaniu.
Ściągnęła maskę, bez jego zgody. Były ważniejsze sprawy niż jej zdrowie.
- Gdzie on jest? - Jej głos brzmiał normalnie. Nie była zachrypnięta, jak wydawało jej się nim otworzyła usta. Niespodziewanie jednak ból powrócił. Lżej, ale nadal był obecny. Zakrztusiła się zbyt dużą dawką powietrza i zaczęła kaszleć na sucho.
Usłyszała jak Sasuke przeklina głośno. Nie wątpiła, że to ona była winowajcą jego wybuchu irytacji.
Maska ponownie znalazła się na jej ustach, a Sasuke nachylił się nad nią pozwalając jej się zagłębić w głębi jego spojrzenia. Był zły. Był zły na nią.
- Miałaś przebite płuco i masz złamane żebro - wyjaśnił.
Sakura zaciągnęła się bardziej powietrzem wdychanym przez maskę. Nawet teraz ciężko było jej pojąć, że Miyavi przyczynił się do wyrządzenia jej aż takiej krzywdy. Wdychała pośpiesznie podawane jej przez maszynę powietrze, pomału przypominając sobie ból sprzed kilku godzin. Przechyliła głowę w bok zerkając niepewnie na ramię, biały bandaż wystawał spod szpitalnej tuniki.
P o c i ą ł j ą.
I nawet nie zawahał się przy tym ani na chwilę.
Była słaba. Bezsilna. Gardziła samą sobą.
Na oślep wyciągnęła rękę i złapała Sasuke za rękaw. Przebiła paznokcie przez cienkie włókna bluzy i gdyby nie gips bez wątpienia wbiłaby je w jego skórę.
- Jesteś bezpieczna, Sakura - odezwał się nagle, a ta wnet przeniosła na niego swój przestraszony wzrok. - Jesteś bezpieczna - powtórzył spokojnie, widząc jak powoli znowu zaczęła wpadać w panikę.
Sakura wpatrywała się w niego debatując z samą sobą. Nie była pewna czy może mu zaufać w tej kwestii. Nadal był Uchiha, lecz z drugiej strony był również Sasuke, którego poznała niemal na wylot. Sasuke mimo iż nie był delikatnym osobnikiem, nie był też osobą, za którą brała go na początku ich znajomości.
Sasuke sięgnął nogą przed siebie i przysunął bliżej krzesło, zasiadając na nim ponownie i ani razu nie próbując wyrwać dłoni z jej uścisku.
Ponownie próbowała się odezwać, tym razem przez maskę, lecz to okazało się awykonalne. Sasuke oparł się wygodniej na krześle nie spuszczając z niej wzroku ani na chwilę. Miała siedzieć cicho, a nie nadwyrężać płuca. Widział, jak się męczyła za każdym razem, kiedy jej klatka piersiowa unosiła się. Westchnął ciężko, wyciągając telefon z kieszeni.
- Nie mów, pisz - powiedział na powrót swoim standardowo chłodnym głosem.
Brew Sakury uniosła się w zdziwieniu i chwilę jej zajęło zanim chwyciła za jego komórkę. Nie zastanawiała się zbyt długo, niemal od razu palcami prawej dłoni zaczęła pisać krótkie zdanie w edytorze wiadomości.
Nadal nie powiedziałeś co się stało, Uchiha!
Gdzie… gdzie on jest?
Sasuke wpatrywał się w ekran telefonu, sam nie wiedział zbyt dużo.
- Jesteś bezpieczna Sakura - zapewnił ją po raz kolejny. - Nie znam szczegółów, ale ten sukinsyn nie ma prawa się do ciebie zbliżyć. Ma oficjalny zakaz. Pójdzie siedzieć prędzej niż się tego spodziewasz. A na korytarzu stoi policjant, gdyby jednak ktoś od nich chciał ci złożyć niezapowiedzianą wizytę.
To wcale jej nie uspokoiło. Ciężko było jej uwierzyć w te słowa, nawet jeśli wydobyły się one z ust Sasuke. Nie uwierzy, dopóki nie zobaczy na własne oczy Miyaviego zakutego w kajdany w więzieniu. Nie dochodziło do niej, jakim cudem coś, co kiedyś wydawało się niemożliwe, teraz mogło ziścić się przeciągu kilku godzin. Konoha mimo iż drastycznie różniła się do Kyoto, nadal było miastem, w którym władze mieli Uchiha i Mori. Miała tylko cholerną nadzieję, że jej szczęście nie skończy się przedwcześnie. Nie chciała, by ta szczęśliwa bańka pękła za szybko. Chciała chociaż przez kilka dni nacieszyć się świadomością, że żaden z braci Mori nie może się do niej zbliżyć. Nie pragnęła dużo. Zaszklonym wzrokiem przyglądała się Sasuke, który zaciskał mocno zdrową dłoń w solidną pięść. Nie przypominała sobie, by miał na twarzy siniaki, gdy rozstawali się wczorajszego dnia. I ta zaschnięta krew, która była widoczna na koszulce leżącej obok niego.
Co ci się stało?
Obserwowała go uważnie, cierpliwie czekając na odpowiedź.
Sasuke parsknął pod nosem.
- Nie jesteś czasami zbyt ciekawska? - zadrwił. Widząc jak sfrustrowana Sakura otwiera usta w próbie kolejnego protestu, przeklął pod nosem, odwrócił wzrok w bok po czym powiedział: - To ja cię znalazłem.
Tego się nie spodziewała. Po przebudzeniu nawet nie zastanawiała się, kto wezwał karetkę i się nią zajął. Nie pamiętała nic. Za to Sasuke wydawał się zażenowany z jakiegoś powodu. Teraz zrozumiała, że krew na jego ubraniach była jej. Ponownie spojrzała w stronę prawego ramienia. Miyavi pociął ją, kiedy dotarło do niego, że już nigdy nie będzie jej mieć. Zrozumiał, że to koniec i wpadł w szał. Sakura przymknęła powieki, chcąc pozbyć się niechcianych łez. Nie zamierzała więcej płakać przez niego. Uniosła lekko dłoń, chcąc ponownie poprosić o jego telefon; to wcale nie był koniec jej pytań. Jeśli będzie zmuszona przepisze z nim tak cały dzień, by tylko wyciągnąć z niego wszystko, co chciała wiedzieć.
Z jego telefonu nagle wydobył się dźwięk przychodzącej wiadomości. Sasuke spoglądał na wyświetlacz dłuższą chwilę, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Muszę iść - oznajmił nagle, wstając pośpiesznie z krzesła.
W tym samym momencie drzwi od sali ponownie się otworzyły, a do środka weszli jej rodzice w towarzystwie lekarza w długim, białym kitlu. Wszyscy, ku zdziwieniu Sakury, przystanęli w miejscu obserwując się nawzajem z dziwnym spojrzeniem.
Znowu poczuła jak jej karuzela zaczyna rozpędzać się.
- Miało cię tu nie być - powiedział jej ojciec
Mebuki zareagowała od razu. - Kizashi! To nie jest czas ani miejsce.
Sakura spojrzała na rodziców pytająco, jeszcze bardziej niczego nie rozumiejąc. Zauważywszy, że ich córka odzyskała przytomność, oboje zaczęli zbliżać się bliżej łóżka. Kątem oka zerknęła jeszcze na Sasuke, który zorientowawszy się, że się mu przygląda, wzruszył jedynie ramionami jakby nic się nie stało. Ale mimo wszystko Sakura wiedziała, że coś tu nie grało.
- Mógłby przynajmniej się przebrać - burknął pod nosem niezadowolony Kizashi, kiedy Sasuke bez pożegnania opuścił jej salę.
Chciała go zatrzymać. Nie rozumiała jego nagłego zniknięcia. Czuła niedosyt ich “rozmowy”. Zachowywał się dziwnie jak na Sasuke, którego poznała przed kilkoma miesiącami. Coś zaprzątało jego myśli, była tego pewna.
Nim rodzice zdążyli pogrążyć się w swojej nadopiekuńczości, lekarz prowadzący przejął pałeczkę. Ku jej zaskoczeniu przyjął podobną formę rozmowy z nią co Sasuke - Jeśli nadal boli, to tylko kiwaj na moje pytania.
Nie znosiła kiedy wszyscy wokół traktowali ją jak kalekę, lecz w tym przypadku nie miała innego wyboru. Musiała dorosnąć, zmądrzeć i zaakceptować rzeczywistość. Przez najbliższe kilka dni nie opędzi się przed nadopiekuńczością rodziców i bliskich. O dziwo nawet Sasuke wydawał się przejmować jej stanem.
Dziwne, pomyślała, ale kąciki jej ust uniosły się mimowolnie.
~***~
Palcami stukał o drewniany stolik w jednej z wielu kawiarni, jakie znajdowały się w centrum miasta. Po wyjściu ze szpitala od razu pojechał do akademika przebrać się i wykąpać, chcąc zmyć z siebie wszystkie wydarzenia wczorajszej nocy. Wiadomość, którą dostał podczas pobytu z Sakurą w szpitalu była dla niego zaskoczeniem. Nie spodziewał się tego. Zniecierpliwiony spojrzał na zegarek. Trzy kwadranse przy jedynastej. Myślał, że to on przyjdzie z kilkuminutowym spóźnieniem, jednak najwyraźniej się pomylił. Osoba stojącą za porannym smsem nadal się nie pojawiała, mimo iż minęło już piętnaście minut od ich planowego spotkania. Raz jeszcze spojrzał na wiadomość, chcąc się upewnić, że jest we właściwym miejscu. Nie było żadnej pomyłki z jego strony. Był we właściwym miejscu i o właściwym czasie. Nie znosił gdy ktoś, kto wychodził z propozycją spotkania, spóźniał się w tak ostentacyjny sposób. Nie miał zbytnio czasu na bezcelowe czekanie, zwłaszcza teraz, gdy miał inne sprawy do załatwienia. Nerwowo obracał w dłoni telefon, nie ściągając wzroku z drzwi kawiarni. Poczeka jeszcze pięć minut, jeśli nikt nie przyjdzie, nie zamierza dzwonić i dopraszać się o spotkanie, po prostu wyjdzie. To spotkanie w ogóle nie było z jego inicjatywy. Nie wiedział, co go pokusiło by tu w ogóle przyjść. Czuł, że to był zły pomysł.
Wreszcie po kilkunastu długich minutach spędzonych na oczekiwaniu, drzwi kawiarni otworzyły się a w nich stanęła Rin.
Sasuke w znudzeniu założył ramiona na klatkę piersiową i niepozornym wzrokiem obserwował zbliżającą się do niego ciotkę.
- Spóźniłaś się - skwitował ze znudzeniem.
Rin spojrzała na niego przepraszająco.
- Sprawy w urzędzie zajęły mi dłużej niż tego się spodziewałam. Dziękuje, że przyszedłeś, to…
- Przejdźmy do rzeczy. Co masz mi tak ważnego do powiedzenia? - Sarkazm było czuć z oddali.
Rin westchnęła ciężko. Mogła spodziewać się takiej reakcji.
- Nie wyglądasz najlepiej Sasuke. Jak twoja ręka? - spytała, chcąc wreszcie poznać powód dla którego w ogóle nosi gips. Kiedy widziała go przed kilkoma tygodniami był cały i zdrowy.
Nagle, Sasuke wybuchnął niekontrolowanym, cynicznym śmiechem.
- Ja wyglądam źle? Ja? - parsknął. - Nie powiedziałabyś tak, gdybyś zobaczyła ją - rzucił z naciskiem na ostatnie słowo.
To Sakura była osobą, która nie wyglądała najlepiej, a nie on. Kiedy po zerwaniu się ze smyczy brata wkradł się nad ranem do jej sali żałował, że nie przywalił Miyaviemu kilka razy mocniej. To on powinien się znajdować w szpitalu, ona na to nie zasługiwała. Sakura była cała posiniaczona i poobdzierana. Nic dziwnego, że ciężko było jej nawet unieść rękę, dopóki nie dostała kolejnej dawki leków przeciwbólowego. W dodatku przez stan lękowy, w jaki wpadła tuż po przebudzeniu, wątpił, by sama była w stanie wcisnąć przeklęty guzik na ścianie, kiedy zaczęła wymiotować. Nie chciał nawet myśleć, jak długo by cierpiała, nim ktoś z własnej woli wszedłby do sali by na nią zerknąć.
- Nie odpowiesz już nic? - spytał w złości, świdrując wzrokiem żonę Obito.
- Coś podać? - wtrąciła kelnerka, która rozładowała nieco napięcie panujące przy stoliku.
- Latte i kawałek ciasta marchewkowego - powiedziała Rin promienie uśmiechając się do kelnerki.
Sasuke machnął odmownie ręką, kiedy tylko młoda kobieta spojrzała na niego pytająco.
- Dwa razy - dodała Rin, a dziewczyna odeszła od ich stolika.
Brew Sasuke uniosła się. Ostatnie czego chciał to popijać kawkę i zajadać się ciastem w miejskiej kawiarni w towarzystwie ciotki. Aż taki rodzinny w tej chwili nie był, i nie zamierzał być.
- Tylko o to się rozchodziło? O to jak się czuję? - zakpił odsuwając krzesło od stolika. Nie zamierzał marnować czasu, jeśli Rin nie miała nic interesującego do powiedzenia.
Dłoń kobiety wystrzeliła spod stolika, chwytając go za zagipsowaną rękę, nim Sasuke zdążył się podnieść.
- Czekaj - rozporządziła ostro.
- Hn.
Rin wyciągnęła ze swojej teczki plik papierów i ułożyła je na stole, przy okazji otwierając na ostatniej stronie dokumentów.
Podejrzliwym spojrzeniem przyglądał się upoważnieniu jakie przed nim leżało. Musiał przyznać, że ciotka zaskoczyła go bardziej niż kiedykolwiek by pomyślał.
- Podpisałam - powiedziała, odbierając od kelnerki zamówioną kawę. W delikatny sposób zamieszała łyżeczką w gustownej filiżance, czekając na reakcję ze strony bratanka męża.
Zdumiony Sasuke chwycił pośpiesznie za papiery, uważnie przyglądając się ostatniej stronie. Podpis Rin rzeczywiście się na niej znajdował. Nie do końca rozumiał tak szybkiej zmiany zdania z jej strony. Doskonale pamiętał ich wczorajszą rozmowę przez telefon. Rin wtedy była nieugięta. Nie dochodziło do niej, że Sakura może stać się prawomocnym opiekunem Daichiego.
- Oczywiście nim zostanie jej przekazana opieka nad bratem, musi spełnić dwa kluczowe warunki. Wszystko znajduje się w dokumentancji - wyjaśniła spokojnie, chwytając oburącz za filiżankę i upijając mały łyk świeżo parzonej kawy.
Sasuke zaczął kartkować dokumenty, uważnie lustrując poszczególne strony w poszukiwaniu kruczków prawnych. Ale niczego podchwytliwego nie dostrzegł. Warunki o których napomknęła Rin, nie różniły się niczym od tych, o których wczoraj debatowali telefonicznie. Nie wątpił w to, że Sakura zostanie oczyszczona z zarzutów podczas rozprawy apelacyjnej. Schody zaczynały się dopiero wtedy, gdy w grę wchodziły środki pieniężne, które były głównym powodem odebrania praw rodzicielskich jej rodzicom. To, a także fałszywe oskarżenia ze strony Madary i Obito, niemal rozbiło rodzinę Haruno.
- Jak ona się czuje?
Sasuke uniósł głowę znad papierów, wyraźnie zaskoczony tym pytaniem.
- Obito wyjaśnił mi co się dokładnie wczoraj wydarzyło - dopowiedziała z ciężkim westchnięciem, tym razem unikając jego spojrzenia. - Przykro mi.
Nie wiedział zbytnio co ma myśleć, co powiedzieć. Nie chciał rozmawiać o Sakurze z nikim, kto miał powiązania z braćmi Mori. To również tyczyło się jego ciotki, która niepewnie zaczęła dłubać łyżeczką w kawałku ciasta marchewkowego.
- Obito jest właśnie na spotkaniu z Kakashim i Yamato - powiedziała nagle. - To był prawdziwy powód, dla którego się spóźniłam.
Jego źrenice zadrżały pod siłą owych słów.
- Co?
Nie cierpiał takich niespodzianek z samego rana. Zdecydowanie nie było to przyjemne uczucie.
Rin zamilkła na dłuższą chwilę, delektując się wczorajszym ciastem i wyraźnie rozmyślając nad całą sprawą. Sasuke nie poganiał ciotki, chociaż miał ochotę zażądać odpowiedzi tu i teraz. Lecz musiał czekać. Jego krzyki i protesty w niczym by nie pomogły. Wręcz przeciwnie, mogłyby spowodować, że ciotka nie powiedziałaby mu ani słowa.
Wreszcie po zjedzeniu całego kawałku ciasta i wypiciu duszkiem ostygniętej kawy, Rin zaczęła mówić.
- Nie wiem dużo. Tak naprawdę to wiem tyle, co przypadkowo podsłuchałam albo dowiedziałam się niechcący. Moja wiedza jest zdecydowanie mniejsza niż twoja. Mimo wszystko wiem, że Obito wraz z Madarą zaszli za daleko. Obito również to wie, dlatego właśnie rozmawia z Kakashim. To nie jest żadne podejście, Obito naprawdę chce wam pomóc. Cały czas obwinia o wszystko siebie, ale i również Madarę, który jak oboje wiemy zbytnio się niczym nie przejmuje. Chciałabym nieco mu ulżyć, mówiąc jak ta dziewczyna się czuje. Nie wiem, czy mu tym pomogę, ale widzę jak się męczy od czasu twojej wczorajszej wizyty. Obito nigdy nie chciał źle, po prostu zbyt długo robił to, co brat mu dyktował. Nie wątpię, że gdyby twój ojciec żył cała sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej.
Słowa ciotki zdziwiły go jeszcze bardziej. Pomału wsiąkał w drewniane krzesło, będąc przytłoczonym realiami teraźniejszości.
- Dopiero się obudziła - odparł, dłonią przejeżdżając przez gęste, kare włosy. - Miała przebite płuco, przez co ciężko było jej mówić. Ale nie wiem jak się czuje. Nie wiem, co myśli. Nic nie wiem, oprócz tego, że cierpi przy każdym ruchu i zastraszona rozgląda się po pokoju.
Z każdym słowem złość ponownie zaczęła w nim wzrastać. Nie potrafił tego kontrolować. Ale Rin to nie zraziło. Rozumiała go.
- Martwisz się o nią. To zrozumiałe - powiedziała ciepło, uśmiechając się do niego delikatnie. - Życzę jej szybkiego powrotu do zdrowia. W końcu nadal trzeba przechytrzyć Madarę.
- Co się wydarzyło po moim wyjściu? - zapytał, biorąc do ręki zimnawą już kawę.
- Detektywi przesłuchali wszystkich z osobna, po czym zabrali Miyaviego do szpitala na opatrzenia rany, a następnie do aresztu. Madara towarzyszył mu jako prawnik. Czy został aresztowany na dłużej niż czterdzieści osiem godzin albo czy został już wypuszczony za kaucją - tego nie wiem. Jeśli policja ma tak dobre dowody na Miyaviego, jak wczoraj mówili, jego wyjście z aresztu może nie być takie rychłe, ale oboje wemy, że z Madarą nigdy nie ma nic pewnego.
- Jak dla mnie może w nim gnić do zasranej śmierci.
Rin obróciła w dłoniach pustą filiżankę, przygryzając delikatnie wargę.
- Kiedy go poznałam przed kilkoma tygodniami, nic nie wskazywało na to, że jest w stanie zrobić coś takiego.
Sasuke parsknął pod nosem gniewnie, spoglądając na ciotkę pobłażliwie. Oczywiście, że Miyavi był w stanie doprowadzić do tego, by Sakura z poważnymi obrażeniami trafiła do szpitala. W końcu dopiero co to zrobił, i nie tylko. Grzeszki Miyaviego sięgały o wiele głębiej, niż jego ciotka mogłaby sobie wyobrazić.
- Nie zrozum mnie źle Sasuke - wtrąciła w swojej obronie. - Kiedy pojawił się w Konoha, był inny. Był zupełną inną osobą niż wczoraj wieczorem. Tamten Miyavi robił wrażenie dobrego, acz tajemniczego chłopaka, który twierdził, że przyjechał tutaj, by kogoś przeprosić i odkupić swoje winy. To, że Madara i Obito przy okazji prowadzili jakąś sprawę z nim, też wiedziałam, ale, ponownie, zero szczegółów. Nie sądziłam, że te dwie sprawy akurat są ze sobą aż tak powiązane. Wczoraj natomiast, gdy zjawił się w twoim domu cały zakrawiony, nie był osobą, jaką poznałam. Zachowywał się jakby coś go opętało. Zachowywał się jak osoba niezrównoważona psychicznie.
W zaciekawieniu przysłuchiwał się cichym słowom ciotki. Nie patrzyła na niego. Jej ciemny wzrok był wbity w puste dno filiżanki, którą bez przerwy obracała w dłoniach. Pomału analizował wszystko, co zostało mu właśnie powiedziane, wyraźnie doszukując się drugiego dna.
- Czyżbyś coś insynuowała? - zapytał ostrożnie, a jego brew lekko drgnęła.
Rin wzięła głębszy oddech odstawiając porcelanową filiżankę na talerzyku.
- Albo jest aktorem na miarę hollywoodzkich gwiazd, albo coś jest z nim nie tak - odpowiedziała stanowczo. - Nie widziałeś go, gdy pojawił się od razu w domu. Madarze zajęły długie minuty doprowadzenia go do jakiegoś porządku, w którym mogłam zacząć go prowizorycznie opatrywać, bo o szpitalu nawet nie chciał słyszeć. Powtarzał w kółko, że ją zabił. Na szczęście jego przypuszczenia okazały się mylne.
Sasuke przytaknął, trawiąc najświeższe informacje.
- Obito…?
- Nie wiem. Nie pytałam. Nie miałam jak - odparła z wruszeniem ramion.
Wpatrując się za widok za oknem, zamyślił się na chwilę. Jeśli spekulacji jego ciotki były słuszne, była jedna osoba, która była w stanie to potwierdzić. Miał ochotę przywalić mu przy kolejnym spotkaniu, jeśli rzeczywiście trzymał takie informacje cały czas dla siebie. Gdyby Sakura coś wiedziała, bez wątpienia powiedziałaby coś, bądź też przeczytałaby to z jej pamiętnika. Nic takiego natomiast nie miało miejsca.
- Dzięki za informacje - powiedział szczerze, wreszcie kusząc się na swój kawałek zamówionego ciasta.
- W takim razie, powiesz mi wreszcie, co ci się stało? - zapytała wskazując na jego złamaną rękę.
Sasuke wywrócił lakonicznie oczami. Mógł się domyślić, że ciotka tak szybko nie porzuci tematu jego zdrowia.
- Ten sukinsyn przeciął hamulce w moim motorze - wyjawił wreszcie bez żadnego uczucia. - Zadowolona?
Rin spojrzała na niego w przerażeniu, a jej twarz w zaledwie ułamku sekundy utraciła na kolorze.
- Nie przejmuj się. To tylko złamany nadgarstek. Przeżyję - wtrącił, gdy tylko dostrzegł, jak jego ciotka zaczyna panikować. Jak na dzień dzisiejszy wystarczyła mu spanikowana Sakura, której nie mógł wymazać z myśli. Wtedy naprawdę widział, jak bardzo się bała. I nigdy więcej nie chciał jej widzieć w tak beznadziejnym stanie.
Rin wzięła głęboki oddech.
- Mam nadzieję, że niedługo zapłaci za wszystko.
Sasuke uśmiechnął się zadziornie. Czekał na ten moment ze zniecierpliwieniem.
- Co do dziewczyny… - zagaiła, spoglądając mu prosto w oczy. - Jak zamierzasz jej pomóc w sprawie brata? - To co go najbardziej zaskoczyło, był fakt, iż Rin nie zapytała czy jej pomoże. Od razu wywnioskowała, że to zrobi. Na samą myśl, że znowu został przejrzany, pokręcił w niezadowoleniu nosem. Który to był już raz? Lecz musiał przyznać, że jego ciotka poruszyła właśnie bardzo dobry temat. I nie zastanawiał się nad tym. Nie miał nawet kiedy, a to już była beznadziejna wymówka z jego strony.
- Nie wiem - westchnął.
Bezsilność była ostatnią rzeczą, na jaką sobie pozwalał. W końcu nie był takim człowiekiem. Był silny zarówno psychicznie jak i fizycznie, a mimo wszystko coś, co powinno być błahostką sprawia mu kolosalny problem.
Rin zaczęła błądzić w myślach, paznokciami stukając o teksturę filiżanki.
- Nie musisz mi odpowiadać, bo to nie moja sprawa, ale powinieneś się zastanowić, co byłbyś w stanie dla niej zrobić - powiedziała, obdarzając go skromnym uśmiechem.
Wszystko.
- Do czego byłbyś w stanie się posunąć?
Do wszystkiego.
- I ile tak naprawdę dla ciebie znaczy.
Dużo.
Postura Sasuke tym razem nie zdradziła niczego Rin. Nie pozwolił na to. Były rzeczy, które wolał zachować dla samego siebie. Przytaknął jedynie, informując ciotkę, że zastanawia się nad zadanymi przez nią pytaniami, gdy w rzeczywistości dawno już na nie odpowiedział. Prawda kuła go w oczy. Czuł coś do niej, może nawet i kochał. Ale czy i ona to odwzajemniała? Ostatnie czego chciał, to zrobić z siebie głupca.
- Byłabym zapomniała! - powiedziała po chwili, kiedy Sasuke kończył dojadać kawałek ciasta marchewkowego. Wyciągnęła ze swojego necessera cienką kopertę średniego rozmiaru i podała ją Sasuke.
Zlustrował pytająco kopertę ze stemplem uniwersytetu Tokijskiego, niepewnie biorąc ją do rąk.
- Przyszło dzisiaj rano.
~***~
- Miyavi zabił Satoru Hayashi. - Te słowa przeszły jej przez krtań o wiele łatwiej niż sądziła. Nie zająknęła się. I przede wszystkim nie zawahała się, kiedy dwójka detektywów przesłuchiwała ją dwa dni temu w formie ofiary. Długą chwilę zajęło jej otworzenie się przed nimi i powiedzenie czegokolwiek. Kiedy tylko ich zobaczyła, w jej głowie zaświeciła się czerwona lampka. Od sytuacji w Kyoto była na czarnej liście policji. Nie łatwo było jej przełamać się i powiedzieć choć słowo. Bała się, że skończy się tak jak dwa lata temu. Z osoby poszkodowanej stanie się sprawcą w ułamku sekundy. Czemu więc teraz nie miało być tak samo? Ciężko było jej zaufać mundurowym, nieważne co mówili i nieważne jak bardzo ją zapewniali o swoich dobrych intencjach.
Milczała. Zaszyła usta niewidzialną nicią, nie pozwalając żadnym słowom wydobyć się z krtani. Nie chciała dłużej być tą ranioną. Lecz wystarczyło jedno imię, by popuścić nić, która ściskała ze sobą dwie nabrzmiałe wargi.
S a s u k e .
Takie nieskomplikowane imię, a tak bardzo przewróciło jej życie do góry nogami, sprowadzając je zarazem na odpowiedni tor. Istna paranoja.
Z początku nie rozumiała, co detektywi do niej mówili. Sasuke z nimi rozmawiał? Zeznawał? Ale kiedy? Co powiedział?
Nić pękła, a ona sama wzięła zachłanny oddech, jakby po raz pierwsze dane jej było zakosztować powietrza. Nie było łatwo, nie przeczyła, jednak wymusiła na sobie kilka prostych słów. I były to słowa o morderstwie Satoru. Wstydziła się tego, tak bardzo, że emocje przejęły nad nią kontrolę. Nigdy nie chciała, by ktoś zginął przez nią, za zwykły szczeniacki wybryk, którego i tak by żałował po wyleczeniu kaca.
Pielęgniarka ponownie była zmuszona ingerować w próbie uspokojenia jej. Kolejna dawka hydroksyzyny została wpuszczona dożylnie do jej organizmu, a Sakura pomału zaczęła się uspokajać. Ponownie weszła w stan stagnacji, przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje. Znowu była dziwnie spokojna, lakoniczna i bez życia. Nie podobało jej się to w żadnym stopniu. Dwójka policjantów nie została wyproszona z sali, tak jakby tego chciała. Nadal byli. Nadal mieli pozwolenie na rozmowę z nią, ale w obecności kobiety z plakietką “psycholog” przyczepioną do marynarki. Tym razem Sakura nie czuła się jak na karuzeli, czuła się jak w cyrku, w którym była główną atrakcją. Po raz kolejny - nie podobało jej się to. Pomału zaczynała nienawidzić samej siebie.
Lecz tym razem nie używała magicznej nici, ani kłódki, których zamierzała użyć do zakneblowania samej siebie. Nie milczała już. Mówiła - od razu. Nie było jej łatwo, ale dała radę. Przemogła się. Powiedziała wszystko. Całą swoją wersję wydarzeń, zaczynając od dnia, w którym po raz pierwszy poznała Miyaviego. Nie pominęła ani jednego szczegółu.
Ku jej zdziwieniu i wcześniejszym przypuszczeniom, nie została w żaden sposób osądzona przez dwóch detektywów. Wysłuchali ją, dopytali i cały czas notowali coś skrupulatnie w swoich notesach. Czasami wystarczyło tak niewiele, by człowiek ponownie zaczął wierzyć w samego siebie. Była jednak jedna rzecz, która nie dawała jej spokoju - co działo się z Miyavim? Potrzebowała potwierdzenia na słowa Sasuke, że rzeczywiście była bezpieczna zarówno ona jak i jej rodzina. Ale nie potrafiła zadać tak prostego pytania. Policjant natomiast cały czas znajdował się przed jej drzwiami, więc odpowiednie wnioski same jej się nasunęły; nie była bezpieczna, nie do końca.
Podczas jej pobytu w szpitalu detektywi pojawili się tylko raz, przez resztę dni, dzień w dzień widywała tylko nadopiekuńczych rodziców i szpitalny personel. Po Sasuke natomiast nie było ani śladu. Przepadł jak kamfora, tuż po tym jak wyszedł z jej sali przed sześcioma dniami po dostaniu jakiejś wiadomości. Miała nawet przeczucie, od kogo była ta wiadomość, lecz nie do końca dopuszczała tą myśl do siebie. Sasuke widział ją w stanie, w jakim nigdy by nie chciała. Była zraniona, zarzygana, ledwo egzystowała, a on był przy niej. Ale ten moment nie trwał długo. Chciała go więcej. Chciała by tu był, przedwczoraj, wczoraj, dziś i jutro. Potrzebowała go.
Mebuki, odkąd pojawiła się w jej sali dzisiejszego rana, nie zamykała ust. Cały czas opowiadała, co dzieje się na zewnątrz, jak Daichi sobie radzi kilka pięter wyżej. Nadal go nie wybudzono, ale według jej matki ten moment nadejdzie już niedługo. Nawet ponoć wyglądał lepiej. Nie miał już żadnych obtarć ani siniaków spowodowanych podczas wypadku.
Sakura pociągnęła mocno nosem. Tak bardzo chciała go już zobaczyć z szerokim uśmiechem na jego twarzyczce. Jeszcze trochę, powtarzała codziennie w myślach. Każdego dnia wyczekiwała w zniecierpliwieniu na moment, w którym jej rodzice bądź lekarz powiadomią ją o decyzji w sprawie wybudzenia Daichiego.
- Może jutro będzie coś wiadome. Lekarze mówią, że jego stan bardzo się poprawił i doskonale reaguje na wszystkie leki. Bądźmy dobrej myśli - powiedziała ochoczo, podając córce obrane i pokrojone w ćwiartki jabłko.
- Dzięki - mruknęła, bez najmniejszego problemu Sakura.
Ból przy mówieniu i oddychaniu minął po trzech dniach spędzonych w szpitalu, aczkolwiek zawroty głowy nadal okazywały się kłopotliwe. Niby funkcjonowała już normalnie, ale prawda była zupełnie inna. I tak samo inaczej się czuła. Była osowiała i niechętna do jakichkolwiek rozmów, nawet gdy w jej żyłach nie płynęła duża dawka leków uspokajających. W nocy, gdy była kompletnie sama, budziła się co dwie godziny zlana potem, po kolejnym śnie, który przypominał jej jak Miyavi ją potraktował. Kilka razy gdy przez przypadek niekontrolowanie krzyknęła przez sen, obudziła się gdy zaalarmowany służbowy czatujący na korytarzu wbiega do jej pokoju. Tak bardzo chciała przespać jedną noc bez nękających ją koszmarów. Ostatniej nocy nie spała w ogóle, nie potrafiła zmusić się do zaśnięcia wiedząc, co ją spotka, kiedy tylko przymknie powieki.
W pewnym momencie drzwi zaczęły się otwierać, a Sakura wstrzymała oddech. Chciała wreszcie, by do niej przyszedł. Chciała go znowu zobaczyć. Nie rozumiała, gdzie zniknął Sasuke. Przecież ostatnimi miesiącami widywała go niemal codziennie - nawet gdy tego nie chciała. A teraz gdy go potrzebowała, Sasuke postanowił przepaść, nie dając po sobie żadnego znaku.
P o t r z e b o w a ł a g o .
Na jej twarzy pojawił się zawód, gdy do sali zamiast Sasuke weszła Ino.
- Nie przeszkadzam? - spytała rozweselona, niepewnie wchodząc w głąb sali.
- Nie - odparła machinalnie Sakura, wpychając w usta dwie ćwiartki jabłka na raz. Oczy zaszły jej łzami, które za wszelką cenę starała się odgonić. Nie chciała płakać przez Sasuke przy matce ani Ino, a jabłko było zwykłym głupim pretekstem, jaki miał na zadaniu ukrycia prawdziwego powodu płaczu.
- Pomału - skarciła ją Mebuki, widząc, jak córka ociera mokrawe oczy. Kobieta westchnęła ciężko przyglądając się Sakurze cierpiętniczym wzrokiem. - Zostawię was same. Pewnie chcecie porozmawiać.
Sakura uniosła w zdziwieniu głowę, ocierając wierzchem dłoni zakatarzony nos. Kiedy dochodziło do spotkania jej matki z jej najlepszą przyjaciółką, obie były nierozłączne. Potrafiły rozmawiać ze sobą godzinami, często odstawiając ją na inny tor. Nim zdążyła zaprotestować, Mebuki zniknęła za drzwiami, zdążając jeszcze szepnąć kilka słów do ucha Yamanaki. Nie chciała zostawać sama z Ino, bojąc się, że i ją urazi swoją obojętnością i niechęcią do rozmowy.
Ino przytuliła ją na przywitanie.
- Wybacz, że wcześniej nie przyszłam, ale nie chciałam ci siedzieć na głowie. Potrzebowałaś odpocząć, a nie słuchać mojego paplania - powiedziała z uśmiechem, spoglądając na nią tak jak zawsze, z odrobiną troski.
Sakura natomiast wiedziała, jak wygląda. Kilkukrotnie widziała siebie w szpitalnym lustrze i za każdym razem odwracała wzrok po kilku sekundach. Nie mogła na siebie patrzeć i nie rozumiała jak inni na nią patrzyli. Nawet gdy opuchlizna zejdzie, rany i obtarcia zagoją się, nadal będzie pamiętać ten ból. I ten ból pozostanie w niej na długie, długie lata. Będzie go w sobie dusić, aż pewnego dnia zdarzy się niekontrolowany wybuch.
- Nie szkodzi - powiedziała, opuszczając wzrok na talerz z pokrojonym jabłkiem. - Mogłaś przyjść. I tak nic nie robi mi różnicy - dodała nieco zgryźliwie.
Ino jednak pozostawała nieurażona.
- Więc, słyszałam, że jutro już cię wypisują. - W przeciwieństwie do Sakury, Ino była podekscytowała i to bardzo.
- Jakoś tak wyszło. - Sakura chwyciła za kolejną ćwiartkę owocu, od razu wkładając go do ust. Prawdę mówiąc sama nie wiedziała czego już chciała, ale nie śpieszyło jej się do powrotu do domu, jednak jej lekarz miał inną opinię na ten temat. Najchętniej spędziłaby w szpitalu jeszcze tydzień, nie musząc narażać rodziców na swoje nocne koszmary i krzyki. Nie chciała by byli tego świadkami. Czuła się schrzaniona przez rzeczywistość i przez Miyaviego. Życzyła mu, by i on któregoś dnia poczuł to, co teraz ona. Chciałaby, żeby drań wiedział, jak to jest budzić się w nocy z krzykiem, nie będąc w stanie stawić czoła wewnętrznym demonom. Niech zacierpi pewnego dnia, a ona uśmiechnie się do niego perfidnie, szepcąc słodko “masz za swoje”. I niech cierpi, a potwór siedzący w nim niech zacznie zżerać go od środka. Tak powolutku, by sprawić mu jak najwięcej bólu.
- Twoja mama powiedziała, że dziś ściągają ci szwy. Wszystko będzie niedługo dobrze, zobaczysz.
Sakura wzięła głęboki oddech. Miała dość powtarzania przez każdą osobę jaka do niej przyszła, tego, że kiedyś w przyszłości będzie dobrze. Co oni mogli tak naprawdę wiedzieć? Gówno wiedzieli i w ogóle nie zdawali sobie sprawy z tego, co się z nią dzieje. Sakura prychnęła złośliwie pod nosem i nie potrafiąc powstrzymać się przed drobną uszczypliwością, powiedziała donośnym głosem:
- Mam dość ciągłego pierdolenia, że będzie dobrze. Nie jest dobrze i nigdy nie będzie, więc przestań pieprzyć jak cała reszta.
Ino westchnęła ciężko, zaciskając mocno usta. Obie przyjaciółki odwróciły wzrok, spoglądając w dwa zupełnie różne kierunki.
- Przepraszam - powiedziała ciężko Sakura zaczesując tłuste włosy do tyłu i przerywając ciążącą ciszę. Przegięła, to było jasne, ale ciężko było jej powstrzymywać buzujące w niej złośliwości. - Po prostu… - zaczęła się tłumaczyć.
- Rozumiem - przerwała jej Ino. - Nie, moment, nie rozumiem, ale tak przynajmniej mi się wydaje. Więc proszę cię, chociaż z tego błędu mnie nie wyprowadzaj. Chcę cię po prostu zrozumieć, nawet jeśli nie potrafię wyobrazić sobie siebie w twojej sytuacji. I mam cholerną nadzieję, że mnie to nie nigdy spotka. Ale wiem, czuję to, że jest ci teraz cholernie ciężko Sakura i mówisz pierwszą lepszą rzecz jaka przyjdzie ci na język. Nie mam ci tego za złe. Nie wścieknę się. Chociaż nie, mogę się wścieknąć przez hormony, ale to akurat ciężarnej musisz wybaczyć. Ale wiedz Sakura, że nie wylęcę stąd z płaczem, tylko dlatego, że powiesz kilka złośliwości, chcąc się mnie pozbyć. Nie Sakura, nie zostawię cię samej, nawet jeśli będziesz wrzeszczeć na cały szpital. Pogódź się z tym moja droga. Jesteś obecnie zdana na mnie. - Ino nie była zła, czy też wściekła. Była cholernie zdeterminowana i nawet buldożer by jej przed niczym nie powstrzymał. Przyszła mamuśka splotła ramiona ze sobą i spoglądała morderczym spojrzeniem na przyjaciółkę, umacniając jeszcze bardziej swoją pozycję lidera konwersacji.
Sakura wydęła policzki nie rozumiejąc, po co to kazanie. W końcu dopiero co przeprosiła. I nawet były to szczere przeprosiny. Ostatnie czego chciała, to denerwowanie ciężarnej przyjaciółki i zmuszanie jej do podnoszenia głosu.
- Nie chcę być sama - szepnęła cicho i od razu włożyła do ust ostatnie trzy kawałki jabłka, kiedy tylko poczuła gromadzące się w oczodołach łzy. Samotność - to był uczucie, którego obecnie nie znosiła. Kiedy tylko zostawała sama, wszystko wracało do niej ze zdwojoną siłą. Wszystkie czające się po kątach demony pojawiały się wraz z wyjściem ostatniego gościa. Samotność - to był moment, który kojarzyła z wewnętrznym cierpieniem i wielogodzinnym płaczem. Nie chciała być sama. Nie teraz. Nie teraz, kiedy nie ma przy niej Sasuke.
- Przy mnie nie musisz chować się za jabłkiem - mruknęła, siadając na krawędzi jej łóżka i obejmując ją delikatnie, tym razem na o wiele dłużej. - Możesz płakać, Sakura.
I gdy tylko przełknęła ostatni kęs jabłka zaczęła płakać w ramię Yamanaki, obejmując ją mocno. Sakura ignorowała kłucie złamanego żebra. Ból był teraz niczym w porównaniu do cierpienia jej duszy i tego, co czuła tuż po przebudzeniu. Ino głaskała ją po plecach, nie odzywając się. Pozwoliła jej wylać na siebie cała swoje tygodniowe, miesięczne cierpienie. Minęły długie minuty, nim Sakura zaczęła się uspokajać.
- Możesz w to nie wierzyć póki co, ale niedługo naprawdę wszystko się ułoży. Nikt nie mówi tego, by cię niepotrzebnie denerwować. Nikt z nas nie chce dla ciebie źle. Każdy ci pomoże stanąć z powrotem na nogi, zobaczysz.
Zapłakana Sakura przytaknęła, wycierając twarz w szpitalną kołdrę.
- Może nie tak każdy - fuknęła pod nosem, ponownie przypominając sobie o nieobecności Sasuke. - Ale dziękuje - powiedziała, po wzięciu głębokiego oddechu. Nadal nie była zadowolona z pocieszających słów, ale to w końcu była Ino, która mówiła zawsze to, co jej się żywnie podobało i nikt jej nigdy przed tym nie był w stanie powstrzymać. Nawet ona i jej histeria.
Ino spojrzała na nią pytająco.
- Co ci zaprząta głowę?
- Jest tego dość dużo - zaśmiała się po raz pierwszy od tygodnia.
Uśmiech na twarzy blondynki powrócił.
- Damy radę, Sakura. Zobaczysz - skwitowała, ściskając jej dłoń. - Razem zawojujemy świat!
Jeszcze przed kilkoma minutami miała ochotę wywalić przyjaciółkę za drzwi, teraz jednak nie była w stanie powstrzymać się przed parsknięciem śmiechem.
- Ty najpierw zajmij się wychowywaniem dziecka, co? - spytała, pokręcając głową w rozbawieniu. - Wojowanie nad światem zostawmy na później.
Ino posłała jej zadziorny uśmiech i wystawiła dłoń w imitacji pistoletu. - Masz to jak w banku kochana.
Ino w żaden sposób nie reagowała na złośliwe docinki, jakie wydobywały się z jej ust szybciej niż zdążyła ugryźć się w język. Po prostu już tak miała - zwykły mechanizm obronny, którego chwilowo nie chciała się pozbywać. I pomimo jej odrzucającego humorku, Ino nie odeszła. Została, dotrzymując Sakurze towarzystwa w trakcie czekania na lekarza, który miał ściągnąć szwy z jej ran.
- Jęczysz gorzej niż Daichi - skwitowała Yamanaka, tuż po usłyszeniu, jak Sakura przeklina pod nosem.
- Nie musisz tak mocno ciągnąć - warknęła poirytowana i od razu poczuła jak Ino ponownie szarpie ją za włosy. Syknęła z bólu, w dyskomforcie wyginając szyję jeszcze bardziej do tyłu.
Ino spojrzała na nią zadziornie.
- Wiń pielęgniarki, a teraz przestań się wiercić i daj wreszcie umyć sobie głowę, jeszcze trochę, a smalec będzie można ściągać.
Oczywiście, że Ino przesadzała, chociaż umycie głowy zdecydowanie jej nie zaszkodziło. Nie myła jej od tygodnia, nie wspominając już nawet o zwykłym czesaniu. Przez kilka pierwszych dni ledwo się ruszała, chociaż z każdym dniem czuła się lepiej. Przynajmniej fizycznie, bo psychicznie była rozwalona na tysiące małych kawałeczków.
Ino chciała dobrze, Sakura doskonale o tym wiedziała, ale był jeden szkopuł - nic do niej nie docierało. Dobry humor Ino, który z początku wydawał się na nią wpływać, nie zaraził jej nawet w drobnym stopniu. Lecz Yamanaka nie odpuszczała. Zagadywała. Nie opuszczała. Była. I nie kwestionowała zachowania przyjaciółki, za co Sakura była jej wdzięczna. Te ułamki sekund, w których zatapiała się w słowach Ino, nie myśląc o niczym przykrym w zupełności wystarczały. Obecnie niczego więcej nie pragnęła.
Nie. Wróć.
Chciała, by pewien czarnowłosy idiota wszedł do jej sali. Z każdym jednak dniem traciła nadzieję, że się pojawi. Sasuke bezproblemowo zwiał, nie oglądając się nawet za siebie. Sakura ścisnęła usta w długiej, prostej linii. Nie miała mu niczego za złe. Wiedziała, że nie mogła nawet tak myśleć, chociaż bardzo chciała. Zresztą, sama chciała uciec, gdy po raz pierwszy zobaczyła swoje odbicie w lustrze. W dniu, w którym się obudziła, wyglądała o wiele gorzej. Nie wspominając już o rzyganku, jakie zgotowała mu na dzień dobry. Sama by uciekała, gdzie pieprz rośnie.
Ale nadal pozostawał niedosyt po jego ostatniej wizycie. Nie sądziła, że kiedykolwiek za nim zatęskni. Nie do końca rozumiała, kiedy dokładnie zaczęła pałać do niego taką chęcią, a nawet i więcej. Nie potrafiła tego wytłumaczyć. Po prostu się stało, to jedyne wytłumaczenie, jakie do niej docierało. Tak jakoś wyszło. Tak szybko i znienacka jak ich znajomość się zaczęła, tak samo się zakończyła.
Było - minęło.
- Słuchasz mnie w ogóle?
Lazurowe tęczówki wpatrywały się w nią z przenikliwością, znajdując się zaledwie milimetry od jej twarzy.
- C… co? - wydukała, dopiero teraz orientując się, że woda została zakręcona. Koniec przymusowego pieszczenia rodem z salonów SPA, do których Ino uwielbiała jeździć co najmniej raz w roku.
- Powiedziałam, że jutro z Itachim postaramy się odwieźć cię do domu, żebyś nie tłukła się z rodzicami autobusem. A jeśli on nie będzie mógł, to poproszę Sasuke.
Sakura wyprostowała się, a ciepłe krople zaczęły spływać po jej czole i policzkach. Dłonią chwyciła za mokre włosy i przerzuciła na jedną stronę ramienia, nie spoglądając ani razu na Ino. Sasuke oficjalnie stał się tematem tabu. Nie chciała o nim rozmawiać, zwłaszcza z Ino. Ona miała zbyt łatwy dostęp do Sasuke, a Sakura bała się poznać powodu jego długiej nieobecności, pomimo iż snuła swoje małe przypuszczenia, którymi nie zamierzała się z nikim dzielić.
- Możemy już wracać do sali? - spytała matowym głosem, poprawiając się na wózku, na którym usadowiła ją Ino przed przyjściem do szpitalnej łazienki. To był jedyny warunek, na który jej przyjaciółka wręcz nalegała, nim zgodziła się na tę małą eskapadę.
Ino zarzuciła na głowę Sakury ręcznik.
- Najpierw, kochaniutka, to trzeba cię wysuszyć. Twoja mama mi coś zrobi, jeśli się przeziębisz z mojej winy - zawyrokowała, zaczynając wycierać różowe kosmyki za pomocą ręcznika.
Sakura nie zaprotestowała. Po posłaniu Ino sceptycznego spojrzenia, machnęła jedynie ręką, stając się tym samym marionetką w rękach przyjaciółki. Była pełna podziwu, że jeszcze nie zostawiła jej na pastwę losu. Ale w końcu to była właśnie Ino. Jej Ino.
Po kilku minutach z na wpół suchą głową znalazła się z powrotem w swojej sali, w której spędziła ostatni tydzień. Od ich wyjścia nic się w niej nie zmieniło. Sakura przestała już się łudzić, by Sasuke kiedykolwiek ponownie się u niej zjawił z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie rozumiała, dlaczego w ogóle czegoś od niego oczekiwała. Nie byli razem. Nie tak naprawdę. Zaledwie przespali się ze sobą kilka razy, co dla niego mogło w ogóle nic nie znaczyć. Czy nie sypiał z Ayanami ot tak, kiedy im się podobało? Kiedy mieli po prostu chęć na seks? Lecz ona nie była Ayanami i nie chciała nigdy nią być. Czyżby Sasuke dopiero sobie to uświadomił, po tym jak był świadkiem, jak dławiła się własnymi rzygami?
Nie będzie go obwiniać, powtarzała sobie w istnej monotonii. Nie miała do tego prawa, skoro sama z początku tego chciała. Poczuła do niego coś, czego z początku nie potrafiła wyjaśnić, a teraz bez problemu mogła nazwać to długotrwałym zauroczeniem. Czasami w nocy nie wiedziała, co bolało ją bardziej, obrażenia jakich doznała po spotkaniu z Miyavim, czy złamane serce.
- Pomogę ci - powiedziała Ino, podając jej dłoń.
- Potrafię sama chodzić - burknęła pod nosem, wstając z wózka. Kilka razy już sama chodziła po sali, kiedy nikogo nie było w pobliżu, chcąc rozruszać zastane kości. I za każdym razem towarzyszyło jej kłucie w klatce piersiowej, lecz z każdym dniem było ono coraz mniejsze. Według lekarza była to oznaka świadcząca o prawidłowo zrastającej się kości. Sakura natomiast wiedziała, że już nigdy więcej nie chciała doznać podobnego urazu. Złamane żebro nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy.
Baczne spojrzenie Ino obserwowało ją jak stawiała samodzielne kroki w stronę łóżka. Tym razem Sakura była z siebie dumna, nie skrzywiła się ani razu, a ból był już praktycznie minimalny. Uśmiechnęła się delikatnie, czego nie dane było dostrzec jej przyjaciółce.
- Zaczynasz się robić tak samo upierdliwa jak Sasuke - zażartowała Yamanaka, odstawiając wózek inwalidzki pod ścianę.
- Możemy o nim nie rozmawiać? - zapytała z wyraźną irytacją Sakura. Wcześniej znosiła jakoś wzmianki o nim, ale teraz miała już dość. Chciała chociaż spędzić kilka minut nie słysząc, ani nie myśląc o nim.
To pytanie wydawało się zadziwić Yamanakę, która z wrażenia aż zrobiła krok w tył.
- Coś mnie ominęło? - W jej pytaniu nie było żadnej złośliwości, tylko zaniepokojenie. Z jej twarzy Sakura wyczytała, że ta niczego nie podejrzewała. I chciała by tak pozostało. Nie była jeszcze gotowa na rozmowę z Ino o Sasuke, mimo iż nie wyrządził jej żadnej krzywdy. Teoretycznie, gdyż za złamane serce sama odpowiada. Powinna posłuchać się rozsądku i zakończyć tę znajomość o wiele wcześniej, pozostawiając jeszcze resztki samej siebie.
- Nie - odparła przymykając powieki. - Po prostu nie chcę teraz o nim rozmawiać.
Teraz. Jutro. Pojutrze. Za tydzień. Miesiąc. Rok.
N i g d y.
Nie jest w stanie o nim rozmawiać. Była zwolenniczką wyleczenia ran, nim będzie za późno i nie dopuszczania do tego, by ktoś je rozdrapał. A tą osobą był właśnie on - niezdecydowany mężczyzna, w którego ramionach mogłaby tkwić całą wieczność. Tylko tam czuła się bezpiecznie, jednak to wszystko było poza zasięgiem jej rąk. Pieprzone, niespełnione marzenia.
- Sakura…
- Gotowa na ściągnięcie szwów? - Głos pielęgniarki, która właśnie wtargnęła do sali rozległ się po całym pomieszczeniu.
Sakura wzruszyła ramionami. Było jej już wszystko jedno.
Kobieta, którą widywała ostatnimi czasy niemalże codziennie położyła na stoliku obok łóżka tackę ze stali nierdzewnej, na której znajdowała się specjalistyczna pinceta i małe nożyczki. Sakura przygryzła nieznacznie wargę, nie wiedząc czego się spodziewać. Nigdy wcześniej nie miała ściąganych szwów, ale mimo wszystko wyglądała na niewzruszoną.
- Będzie ją bolało?
Sakura parsknęła pod nosem, zerkając kątem oka na przyjaciółkę, która w zdenerwowaniu ściskała ramę jej łóżka. Ino stresowała się bardziej, niż ona sama.
- Nie będzie bolało, może poczuć zaledwie delikatne kłucie - odpowiedziała pielęgniarka. Kobieta usadowiła się na małym obrotowym taboreciku i zbliżyła się do Sakury. - Muszę ci odwiązać koszulę…
- Rób, co musisz - westchnęła, próbując trzymać głos na smyczy. Z każdą dłużącą się chwilą, jej spokój przemieniał się w chaos, którego nie była w stanie kontrolować. Była niczym niepozorna ciemna masa, która tylko czekała na odpowiedni moment by wybuchnąć. - A ty ciężarna siadaj, nim zemdlejesz - powiedziała do Ino. Ostatnie czego chciała, to by przez niepotrzebne martwienie coś jej się stało, albo, co gorsza, jej dziecku. Z taką świadomością nie pociągnęłaby za długo.
Ino potulnie usiadła na łóżku tuż obok niej, nie odzywając się ani słowem.
Pielęgniarka nachyliła się nad nią, rozwiązała górne więzadło i odchyliła materiał koszuli z ramienia. Powolnymi ruchami zaczęła ściągać bandaże, które dodatkowo zakrywały rany Sakury.
Sakura wpatrywała się w punkt naprzeciwko siebie, nie odważając się spojrzeć ani na Ino ani na pielęgniarkę. Nie chciała widzieć ich reakcji na to, co zobaczą, kiedy zarówno bandaże jak i szwy zostaną z niej ściągnięte.
Nikt nie odzywał się podczas całego zabiegu. Nikt się nie odważył, nawet kiedy Sakura krzywiła się co jakiś czas. Pielęgniarka miała rację, nie bolało, ale uszczypliwie kłuło.
- Gotowe - oznajmiła wreszcie pielęgniarka po długich minutach.
Sakura nie wiedziała, czy to wyobraźnia płata jej figle, czy rzeczywiście słyszała w głosie pielęgniarki to czego najbardziej się obawiała - wahanie.
- Trzeba będzie smarować rany kilka razy dziennie, a gdy się zagoją, dostaniesz inny specjalny krem, który będzie stopniowo zmniejszał blizny.
Blizny - od razu znienawidziła to słowo, tym bardziej, że zostało użyte w liczbie mnogiej.
- Posmaruję ci je teraz. Wieczorem też ktoś przyjdzie, tak samo jak i z samego rana, a później już sama będziesz musiała sobie smarować. Dasz sobie radę, prawda?
Haruno przytaknęła niemrawo, nie będąc w stanie znaleźć odpowiednich słów. Chciała mieć już to za sobą. Nie miała innego wyjścia jak właśnie poradzić sobie z tym wszystkim samej. Nie miała nikogo, kto byłby w stanie jej pomóc. A rodziców o pomoc nie zamierzała prosić. Nie w tej kwestii. To dla nich byłoby za dużo.
- Tak - powiedziała bez emocji, chcąc zapewnić samą siebie o swojej racji.
Czuła na sobie spojrzenie Ino, lecz zbytnio obawiała się tego, co zobaczy w oczach przyjaciółki, by mogła się odwrócić w jej stronę. Nienawidziła, kiedy ludzie posyłali jej te pełne smutku i żalu spojrzenia. Teraz na pewno tego nie potrzebowała.
- Możesz już zostawić nas same? - zapytała, kiedy pielęgniarka posmarowała delikatnie jej gojące się rany.
Pielęgniarka uniosła wzrok, chcąc powiedzieć coś, lecz Sakura ją uprzedziła.
- Proszę.
Kobieta westchnęła ciężko, ściągając lateksowe rękawiczki i wstając z taboretu.
- Jestem w pokoju pielęgniarek za rogiem, jakbyście mnie potrzebowały - zwróciła się bardziej do Ino niż do Sakury, po czym opuściła salę.
Sakura zaciskając dłonie na krańcu szpitalnej koszuli, odezwała się do przyjaciółki, kiedy tylko drzwi za pielęgniarką się zamknęły: - Daj mi lusterko.
Jej głos był nienaturalnie zachrypnięty. Brzmiała, jakby przepiła całą noc na alkoholowej studenckiej libacji. Taka zmiana w głosie Sakury nie spodobała się Ino.
- Sakura, to nie jest…
- Najlepszy pomysł? - wtrąciła ostro, po czym zaśmiała się histerycznie. - To jest wręcz wyśmienity pomysł, a więc daj mi to pieprzone lusterko, nim pół naga zacznę iść do zapizałej łazienki, do której wszyscy mają cholerny dostęp! - Nie wytrzymała. Miała gdzieś ich wszystkie dobre intencje. Nie potrzebowała żadnej litości i słów otuchy. Chciała tylko i wyłącznie zobaczyć swoje odbicie w lustrze. Chciała zobaczyć na własne oczy, jakie krzywdy wyrządził jej Miyavi.
- Lusterko - syknęła przez zaciśnięte zęby w stronę Yamanaki.
Ino zacisnęła mocno szczękę, próbując powstrzymać się przed kilkoma złośliwościami. Takie podejście nie przyniosłoby pożądanych skutków. Nie teraz. Nie, gdy Sakura była w takim stanie. Ino nie miała innego wyjścia. Chwyciła za torebkę i zaczęła ją przeszukiwać w poszukiwaniu przenośnego lustereczka, które zawsze miała przy sobie. Podała Sakurze mały przedmiot, w dezaprobacie kręcąc głową. Według niej było za wcześnie, by Sakura w racjonalny sposób mogła ocenić swoje rany. Chciała nawrzeszczeć na lekarzy i pielęgniarkę, że tak wcześnie zdecydowali się ściągnąć Sakurze szwy. Nie była zupełnie na to gotowa, tak jak Ino nie była pewna czy była w stanie poradzić sobie z nią sama.
Sakura od razu gdy zobaczyła lusterko, wyrwała je z rąk przyjaciółki i czym prędzej otworzyła małe wieczko.
Jej usta rozchyliły się delikatnie, a źrenice zadrżały dostrzegając cały czas gojące się rany, które ciągnęły się od jej szyi, gdzie niegdyś znajdował się tatuaż, aż po sam łokieć. Przymknęła powieki, w pamięci raz jeszcze powracając do wydarzeń sprzed tygodnia. Pamiętała ból i to, w jaki sposób Miyavi cieszył się z wyrządzanej jej krzywdy. Był prawdziwym psychopatą.
Raz jeszcze wzrokiem prześledziła gojące się rany cięte. Blizny zostaną, nie miała co do tego żadnych wątpliwości. I żadne magiczne kremy się ich całkowicie nie pozbędą.
Miyavi oszpecił ją.
Zabrał jej godność i pewność siebie.
Zabrał jej wszystko co jej pozostało po ucieczce z Kyoto.
Teraz nie miała już nic.
Nie odważyła się nawet ich dotknąć. Zbyt bała się, że to wszystko jeszcze bardziej się urzeczywistni. Czuła się schrzaniona przez brutalną rzeczywistość. Była jak ten nic nie warty wybrakowany towar, który nadawał się tylko i wyłącznie na przemiał.
Bez słowa oddała Ino jej lusterko i naciągnęła ponownie na ramię luźną koszulę, zakrywając dokładnie większą część ran. Położyła się na łożku, skrupulatnie nakrywając się cienką kołdrą. Nie miała ochoty widzieć się ani rozmawiać z nikim.
Po chwili poczuła jak Ino kładzie dłoń na jej boku.
- Sakura… - powiedziała niepewnie, a Sakura ponownie wyczuła w jej głosie litość.
Zacisnęła mocno powieki, lecz łzy wylały się jak woda z przepełnionego zbiornika, w którym pękła tama. Nie potrafiła ich powstrzymać. Naciągnęła bardziej kołdrę na siebie, pod którą się skuliła, nie chcąc by Ino ją z niej ściągnęła. Teraz chciała być sama. Naprawdę sama. Nie potrzebowała już nikogo. Nie chciała, by ktokolwiek widział ją oszpeconą. Mogłaby tu zostać już na zawsze. Sama. Tak bardzo sama.
- Sakura… są sposoby. Blizny znikną, zobaczysz sama za jakiś czas - mówiła spokojnie, ale nadal z tą pieprzoną niepewnością, która tak bardzo Sakurę denerwowała. Nie potrzebowała fałszywych zapewnień, skoro wiedziała lepiej.
- Wyjdź… proszę - poprosiła błagalnym tonem, przez cieknące po jej policzkach łzy. Pociągnęła mocno nosem, próbując chociaż na chwilę przestać szlochać. Jednak jej plany odbiegały daleko od rzeczywistości.
Ino nie wyszła i nie zamierzała tego robić. Przed dwoma godzinami obiecała jej, że nigdzie się nie ruszy nawet jeśli ta będzie krzyczeć na cały szpital. Nie zostawi jej samej. Pozwoliła jej płakać, nie mówiąc przy tym zupełnie nic. Jej słowa wydawały się nie mieć żadnego pozytywnego efektu na Sakurze - płakała jeszcze bardziej. Ino nie wiedziała jak zbytnio miała teraz pomóc przyjaciółce. Brakowało jej rozsądnych pomysłów. Bez przerwy gładziła ją po plecach, będąc w stanie tylko to zrobić.
Sakura mimo ciepła dawanego przez kołdrę, cała się trzęsła. Z bólu. Ze strachu. Z bezradności. Zacisnęła mocniej dłoń na pościeli dając upust kolejnej fali płaczu.
Bolało.
Jednak gdy ponownie usłyszała głos przyjaciółki, przystawiła dłoń do ust.
- Co ty tu robisz? I kto to jest? - Ino nie była zła. Była czymś, a raczej kimś bardzo zaintrygowana.
- Zostaw nas samych.
Sakura zamarła, zagryzając zęby na dłoni. Przecież ją zostawił! Wyszedł nagle bez słowa i nie dawał żadnego znaku życia przez tydzień. Po prostu zniknął! A teraz miał czelność zjawić się znienacka, kiedy nie chciała nikogo widzieć. Nawet jego. Nie chciała, by widział ją oszpeconą. Nie on. Jeszcze bardziej skuliła się pod kołdrą, co wszyscy zebrani musieli zauważyć.
- Sasuke to nie jest najlepszy moment. I kogo do cholery tu przyprowadziłeś? - dopytywała.
- Hachiro Akiyama.
Sakura wstrzymała oddech. Sasuke i Hachiro to nie był zbyt dobry duet. Chcąc czy nie chcąc poderwała się do siadu, ściągając kołdrę z twarzy i spoglądając na dwójkę mężczyzn w istnym przerażeniu.
- Co… co wy tu robicie? - spytała zachrypnięta, cały czas kołdrą zakrywając swoje rany. Ignorowała fakt, że cały krem jaki nałożyła pielęgniarka już dawno wsiąknął w pościel. Ignorowała to, że patrzyła na nich przez zapłakane i podpuchnięte oczy, co nie umknęło ich uwadze.
Nie myliła się. Duet Sasuke i Hachiro w ogóle do siebie nie pasował, było to widać gołym okiem. Ich relacje wydawały się być bardziej napięte niż podczas Inazumy, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Sakurę.
- Zostaw nas samych - powtórzył ostro Sasuke, kątem oka zerkając na Ino.
- Wiesz, że cię zajebię Uchiha, prawda? - spytał w złości Hachiro.
- Później - wtrącił, nie spuszczając wzroku z Ino. - Pa.
Yamanaka prychnęła pod nosem złośliwie.
- Chyba już całkowicie postradałeś rozum Sasuke. Nie ma mowy, żebym was z nią teraz zostawiła. Po moim trupie - sparowała, stając pomiędzy nimi a Sakurą, z rękoma splecionymi na klatce piersiowej.
- Myślałem, że ciężarna nie może się denerwować - prychnął złośliwie, co nie spodobało się Ino.
Sakura przyglądała się ich wymianie zdań w konsternacji. Czemu nikt się jej nie spytał, czy miała ochotę na jakąkolwiek rozmowę? Irytowało ją, że nikt nie chciał spojrzeć jej w twarz. Sasuke wyraźnie unikał jej spojrzenia, tak samo jak i Hachiro, który po zaledwie kilku zerknięciach przeniósł swój wzrok na podłogę, zaciskując przy tym mocno pięści wzdłuż ciała.
Niespodziewanie do rozmowy wtrącił się Akiyama, przejmując tym samym pałeczkę.
- Nie znasz mnie, ale to nie ma teraz znaczenia. Musisz wyjść, oboje musimy to zrobić, by oni mogli zamienić ze sobą kilka słów. Poczekamy razem na korytarzu, bo też nie mam zamiaru zostawiać jej z nim na zbyt długo.
Ku zdziwieniu Sakury, Sasuke w żaden sposób nie zareagował na małą docinkę ze strony Hachiro.
Ino spojrzała na przyjaciółkę przez ramię, szukając w niej aprobaty. Mimo sprzecznych odczuć Sakura przytaknęła po chwili.
Yamanaka westchnęła, chwytając za swoją torebkę.
- Poczekam na zewnątrz - powiedziała, uśmiechając się czule do Sakury. Jednak nie wyszła dopóki to Hachiro jako pierwszy nie opuścił sali ich wspólnej przyjaciółki.
Sakura oparła się o oparcie łóżka, bacznie pilnując, by kołdra nie odsłoniła jej ran. Nie chciała, by Sasuke patrzył na nią z obrzydzeniem, gdy zorientuje się, jak bardzo Miyavi ją oszpecił. Właśnie tego najbardziej się bała. I nie zniosłaby, gdyby tak właśnie się stało. Sasuke nie mógł być taki jak inni.
- Kiedy cię wypisują? - To było pierwsze pytanie jakie jej zadał.
- Jutro - mruknęła opierając podbródek na podkulonych kolanach.
Nie patrzył na nią.
Boli.
- O?
- Dwunastej.
Nie chciała pytać, do czego prowadziło to małe, nikczemne przesłuchanie z jego strony. Bała się, że odpowiedź się jej nie spodoba. Perspektywa, że jutro bądź dzisiaj miała skończyć się ich znajomość była zbyt przytłaczająca. Wystarczyło jej, że przez kilka dni sądziła, że ją zostawił i kiedy straciła już jakąkolwiek nadzieje, pojawił się ponownie, a cały niedosyt poszedł w zapomnienie.
Sasuke wziął głęboki oddech, zasiadając na tym samym krześle, na którym ujrzała go przed tygodniem, gdy wybudzała się z narkozy.
- Nie spodoba ci się to, co powiem teraz.
Tu-dum.
Jej serce zaczęło bić jak oszalałe. Nie chciała słyszeć więcej. Pragnęła zakryć sobie uszy i nie wiedzieć, co powie dalej. Nie chciała, by odchodził. Nie chciała, by ją zostawił. Nie on. Nie chciała być bardziej schrzanioną osobą, niż już jest.
- Ale to jedyne wyjście Sakura. Rin podpisała papiery, dzięki którym mogłabyś przejąć opiekę nad bratem, ale są pewne warunki, które najpierw musisz spełnić - powiedział, dłonią mierzwiąc krucze włosy, które przydałoby się już przyciąć.
Tu-dum.
Co?
Uniosła głowę z szeroko rozszerzonymi w szoku oczami.
- Znalazłem sposób, ale musisz się zgodzić, bo innego wyjścia nie ma. Sprawdzałem.
Piła słowa z jego ust niczym magiczny trunek. Chciała poznać ten sposób tu i teraz. Chciała wiedzieć, jak mogła pomóc bratu i rodzicom. Chciała wiedzieć, jak mogła ponownie sprawić, by jej życie w pewnym stopniu stało się szczęśliwe.
- Jaki? - zapytała, wpatrując się wyczekująco w te enigmantyczne kare tęczówki.
Widziała, jak jabłko Adama drgnęło, gdy z trudem przełknął
- Zrobisz wszystko, by móc odzyskać brata?
Nie zawahała się. Od razu przytaknęła żwawo.
- Więc? Co to za sposób? - Była zdesperowana.
Sasuke wstał z krzesła i zbliżył się do niej, zajmując miejsce tuż obok. Nim jednak odpowiedzią zaspokoił jej ciekawość, wyciągnął zdrową rękę i chwycił za kraniec jej kołdry, chcąc odsłonić to, co Sakura skrupulatnie próbowała przed nim ukryć.
- Zostaw - odezwała się, a panika ponownie wdarła się do jej głosu. Zacisnęła dłonie mocniej na pościeli, chcąc się z nim szarpać, jeśli to tylko będzie potrzebne.
- To ty zostaw - szepnął jakby czule, dotykając jej dłoni opuszkami palców złamanej ręki. - Nie bój się. - Nie słyszała jeszcze, by mówił do niej z taką delikatnością.
Uległa. Puściła jasny materiał, pozwalając mu odsłonić rany szyi i ramienia, które już niedługo przemienią się w blizny.
Sasuke westchnął cicho, przyglądając się ranom. Sakura odwróciła wzrok, nie chcąc dostrzec w nim swoich największych obaw. Lecz po chwili poczuła, jak jego ciepła dłoń chwyta ją za policzek, zmusząc ją do spojrzenia wprost na niego. Jego oczy iskrzały czymś nieznanym. Czymś zupełnie nowym. Czymś, co zapragnęła stopniowo odkrywać.
I kiedy miała poprosić, by zdradził jej ten jedyny sposób, dzięki któremu będzie mogła odzyskać brata, ten wtrącił jej się w zdanie, jakby czytając z jej myśli.
Tu-dum. Tu-dum. Tu-dum.
- Musisz za mnie wyjść, Sakuro Haruno. To jedyny sposób.
Od Autorki: AHOJ! Takiej końcówki się nie spodziewaliście, co? :D Nawet nie wiecie, ile czasu miałam zaplanowane tą ostatnią scenę! Ale wiadomo, powoli, krok po kroczku do niej doszliśmy :) Jeszcze mam jeden duży as w rękawie, ale teraz interesuje mnie wasze zdanie odnośnie odpowiedzi Sakury :D Zgodzi się? Nie zgodzi i karze mu spieprzać? :D Domyślam się, że kilka osób zwróci uwagę na pojawienie się Hachiro i jego małą rolę w tym rozdziale i brak przywitania z Sakurą. Wyjaśnienia odnośnie Hachiro będą w następnym rozdziale :)
W ramce po prawej większość z was zauważyła, że zostało tylko 3 albo 4 rozdziały do końca + epilog. Ciężko mi trochę uwierzyć, że to opowiadanie dochodzi do końca, ale cóż… wszystko kiedyś się kończy *chlip, chlip*
Kiedy 27’ka? Jak tylko napiszę 3 rozdział na Norowa Reta, to od razu biorę się za Ostatnią Kołysankę :) Studia skończyłam, ale pracuję na pełny etat, chociaż przez wakację nieco mniej będę robolować, bo moja praca też mieści się na uniwersytecie, a wiadomo jak studentów nie ma, roboty za dużo też nie ma :) Będę starać się napisać 27’kę tak na za dwa tygodnie :) Trzymajta kciuki by się udało! :)
Bajos! :*
PS. Bardzo dziękuje za waszą cierpliwość i piątkowe rozmowy na chacie :) Moje serducho się raduje! <3
Od BC-Redaktor: No cóż, mózg na ścianie jak zawsze. :P
I pomyślcie, że ja to najpierw czytam, potem sprawdzam, potem sprawdzam, sprawdzam i czytam. I za każdym razem przeżywam to samo po kilka razy…
Nie narzekam, ale pikawa mi przestanie pikać niedługo. Zwłaszcza jak pomyślę sobie o tym, co przed Wami. Na Waszym miejscu dawno bym się przekręciła z nadmiaru emocji. Huh!
CU. :D
Nie narzekam, ale pikawa mi przestanie pikać niedługo. Zwłaszcza jak pomyślę sobie o tym, co przed Wami. Na Waszym miejscu dawno bym się przekręciła z nadmiaru emocji. Huh!
CU. :D
MIKU, KOCHAM CIĘ!
OdpowiedzUsuńTa końcówka mnie rozwaliła. Sądziłam, że już nic mnie nie powali w tym rozdziale (po tych bliznach, rozkminach Sakury i wszystkim innym, co nieomal doprowadziło mnie do zawału), ale jednak - serducho znowu zabiło mi mocniej.
- Musisz za mnie wyjść, Sakuro Haruno.
To było po prostu piękne.
A ten moment z bliznami, gdy Sakura się popłakała - złamał mi serce :( To było straszne. Nienawidzę Miyaviego. Mam nadzieję, że będzie gnił w tym pierdlu do usranej śmierci.
Ale dość o nim.
CHCĘ WIĘCEJ!
Postaram się spiąć poślady z następnym rozdziałem, ale najpierw będę starać się ogarnąć NR :) Już pomału w mojej głowie rysują się poszczególne wydarzenia na następny rozdział, biorąc pod uwagę szkielet pierwotnego planu :)
UsuńUwielbiam dobre blogi o tej tematyce i jesteś jedną z nielicznych autorek, które przypadły mi do gustu, droga Miku. Fabuła dość ciekawa, nie należy do lekkich w związku z wszelkimi wydarzeniami, ale jest zdecydowanie dla młodych osób, lubiących trudne relacje w tekstach. Czasem jest tylko odrobinę przerysowana; końcówka mnie, niestety, rozczarowała. Z całkiem kanonicznego (jak na wprowadzone przez Ciebie realia) Sasuke - spotkaliśmy się z miękkim wyjściem, słabym rozwiązaniem tego problemu z bratem Sakury. Zbyt bardzo... blogowym. Liczyłam na coś mocniejszego.
OdpowiedzUsuńCoś mnie poraziło w oczy troszkę:
"Nie wiedziała, jak sobie poradzić z tym cierpieniem. Chciała, by po prostu minął i już nigdy nie wracał."
Jeśli cierpienie miało minąć, to chyba "ono". Chciała, by ono po prostu minęło i nigdy nie wracało.
"Ino posłała jej zadziorny uśmiech i wystawiła dłoń w imitacji pistoletu. - Masz to jak w banku kochana."
Przecinek przed "kochana".
Gdzieś jeszcze jakiś błąd stylistyczny, którego teraz nie umiem znaleźć. Ale to tylko kilka drobnych mankamentów. BC na pewno robi sporą robotę. Dziękować!
Kochana, poza tym podziwiam Twój upór w pisaniu, piękne trzymanie się obiecanych terminów i ilość znaków w rozdziałach! Oprócz tego, masz taką lekkość w pisaniu, przyjemnie się Ciebie czyta, jednak - oczekuje od tak ambitnej kobiety, jaką jesteś, jeszcze więcej! Dojrzałości w słowie pisanym, twardości, niebanalnych pomysłów. Proszę, stawiaj sobie poprzeczkę wyżej, bo masz ogromny potencjał i stać Cię na więcej.
Wszystkiego dobrego, Miku, powodzenia, pozdrawiam serdecznie
K
Co do kanonu, to Shannaro nigdy nie miało być kanoniczne, ale też nie zamierzałam robić ciepłych kluch :) I nadal nie mam takiego zamiaru, więc mam nadzieję, że reszta końcowych rozdziałów nie rozczaruje, tak jak ta końcówka :) Bo to wcale nie koniec i wbrew pozorom nie będzie tak jak większość myśli, ale już się zamykam by nie powiedzieć o kilka słów za dużo :D
UsuńDziękuje bardzo za miłe słowa :) A co do stawiania sobie poprzeczki wyżej to właśnie tak zrobiłam z Norowa Reta, i jednopartówkami :) Bo w końcu jakoś trzeba się bardziej rozwijać :)
Raz jeszcze dziękuje i pozdrawiam :)
wooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooow!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń(mam nadzieję, że taki oto komentarz oddaje wszystko i jest zadowalający)
Rinuyo
OMG!!!!Nie mogę w to uwierzyć , ta końcówka mnie zszokowała. Chciałabym żeby się zgodziła :3 Jestem ciekawa o co chodzi z tym Uniwerytetem Tokijskim? To smutne że aż tak ją pociął , biedna Sakura :(
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać nexta , chce szybko poznać odpowiedź Sakury i dowiedzieć się co tam robi Hachiro :)
Pozdrawiam i czekam :* :*
Ja wiedziałam. JA WIEDZIAŁAM!! Przy tym rozdziale (tak długo wyczekiwanym ) chciało mi się ryczeć, ryczeć i jeszcze raz ryczeć. Teraz do szczęścia brakuje mi tylko słów ''Wyjdę za Ciebie '' i ,,Sakura kocham Cię'' , ''Sasuke kocham Cię ''
OdpowiedzUsuńZbyt banalne i nieprawdziwe xd
UsuńZgadzam się z Anonimkiem :D Takie banały to nie na Shannaro :) Ale spokojnie, mam nadzieję, że nie zawiodę :)
UsuńCo...?
OdpowiedzUsuńŻeeee coooooooo?! O,O
Czy mnie oczy nie mylą, a literki się nie mieszają? Sasuke Uchiha oświadczył się Sakurze Haruno? OŚWIADCZYŁ???!!!!! Matko Boska Częstochowska, nie pozbieram się po tej rewelacji O,O""""""""""" Chociaż znając Ciebie, Miku, Sakura dowali, że nie może za niego wyjść, bo coś tam i albo on, albo ona wyjedzie w pizdu i będzie BAD END. Nie no, jakby to się tak skończyło straciłabym wiarę w ludzi i nie tknęłabym już żadnego Twojego opowiadania. To byłby bardzo, bardzo ciężki FOCH FOREVER, który będzie trwał do końca świata. A tak swoją drogą, ten Uniwersytet Tokijski bardzo mnie zmartwił. Czyżby jednak Sasuke miał wyjechać w pizdu, zostawiając Sakurę z jakimś idiotycznym "tak będzie lepiej"? W tym przypadku również nastąpi foch forever i ogólne załamanie nerwowe. Niestety, ale nie dopuszczam na tym blogu innego zakończenia, niż to najszczęśliwsze, musisz się z tym pogodzić ^-^ Sakura w ogóle na skraju załamania, bo Miyavi ją oszpecił. To straszne. Ten człowiek jest straszny. I wszystko, co z nim związane też jest straszne. Ale Sasuke jej nie zostawi! Bo jak zostawi, to zdarzy mu się bardzo nieszczęśliwy wypadek (3:D). Ogólnie, liczę gorąco na happy endzik i nie chcę się zawieść. Nie dopuść do tego, Miku!
Shori
Nastepne rozdziały będą niczym mały rollercoaster, ale poczekajmy do ostatniego rozdziału i epilogu z ostatecznym osądem :)
UsuńJeżeli postanowisz, że Sakura zacznie odmawiać Sasuke co do tego ślubu to nie wiem co Ci zrobię... :D
OdpowiedzUsuńNie będę komentować, bo nie ma słów by opisać twoje notki, gdyż są tak niesamowite. Powiem tylko, że jesteś genialna i uwielbiam twoje historie ! :*
OdpowiedzUsuńWOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOW!
OdpowiedzUsuńRozdział był po prostu... no po prostu... jestem ZASZOKOWANA!
Cały rozdział (prócz fragmentu o Sasuke) rozgrywał się w szpitalu, co było bardzo interesujące. Rany Sakury... nie spodziewałam się, że były aż tak rozległe! Widocznie musiałam przeoczyć ich wielkość, bo wyobrażałam je sobie gdzieś od ucha do barku, max 20 cm, a nie do łokcia O.O SZOK.
Dużym zaskoczeniem była nagła zmiana nastawienia Obito i Rin. Miłe ;)
No i przejdźmy wreszcie do końcówki....
.
.
.
.
.
.
WHAAAAAAAAAAAAAT?!?!?!?!?
Czy ja czytać nie potrafię a samo zakończenie to tylko wyczyn mojej wyobraźni???? Nie mogłam w to uwierzyć. Na początku rozdziału, Sasuke faktycznie przyznał się do uczucia wobec Sakury, ale zaraz ŚLUB?! Koleżanka ostrzegała mnie, że przeżyję szok na końcu, ale nie spodziewałam się, że aż taki >.< Do teraz śmieję się jak głupia nie mogąc uwierzyć w to co napisałaś. Nie wiem jak BC lub Rin mogą to sprawdzać? Ja bym opluła monitor ze dwieście razy widząc to co się dzieje XD Rozdziały czytam na telefonie ;) Bardzo się cieszę, że rozdział się w końcu ukazał! IIIIIIIII było warto czekać.
Mam nadzieję Miku, że nie wpadnie Ci teraz do głowy żaden pomysł by uśmiercać bohaterów! Po Tobie można się wszystkiego spodziewać :P
Co do moich spekulacji na reakcję Sakury... nie mam bladego pojęcia co napiszesz. Nie biorę nawet pod uwagę „Kocham Cię”, „Bądźmy na zawsze razem” - są banalne, żenujące i co ważniejsze takie NIEMIKULINOWE XD – Tak wymyśliłam nowe słowo ;)
Mam nadzieję, że wszystko wyjaśni się już niedługo, bo po prostu padam na ryj z tych emocji! No i gdzie Sasuke był przez tydzień??? :O
Dwa tygodnie moim zdaniem to faktycznie mało czasu na dwa rozdziały, ale mam nadzieję, że dasz radę!!! Trzymam kciuki za Ciebie Miku!
I za panie Redaktorki także ;*
Pozdrawiam i życzę weny, dużo czasu wolnego i przyjemnych „wakacji” :D
Papatki :*:*
Uwierz mi, jest ciężko, kiedy od samego początku wiesz, jak to będzie, a jednak w każdym rozdziale zawsze, ale to ZAWSZE (!) Miku zrobi coś, o czym nie mam pojęcia, czego się absolutnie nie spodziewasz, napisze coś tak, że rozrywa Ci serce (mając świadomość, co będzie dalej...) albo nagle wpadnie jej do głowy - a, zmienię fabułę o 1080 stopni, why not?. Wiedziałam, że jej się oświadczy i dlaczego, ale czytałam to kilka razy, wiem co jest zaplanowane, ale zastanawiam się - co ona znowu wymyśli, jak to rozegra? Piekli mnie to bardziej niż Was!
UsuńPonadto nieskromnie przypisuję poskramianie Miku, której wyobraźnia idzie czasem, no... bardzo daleko, co jest eufemizmem. :D
Pozdrawiam i w tajemnicy zdradzam, że potrzebne będą chusteczki.
Dużo.
Dużo...
KOPALNIA CHUSTECZEK.
BC-Redaktor
WOW :) Torba już była... teraz chusteczki. MASAKRA! :D
UsuńBoże z tą kopalnią chusteczek... Już się boję, bo nie wiem na co się szykować. Rozumiem, że to wygląda dość zabawnie, wiesz co Miku napisze nagle pojawia się coś NIESPODZIEWANEGO i BUM. Ja to widzę tak, że wstajecie od monitora i dźgacie go patykiem! A nuż widelec to co napisała Miku to tylko wyobrażenie a nie fakt >.<
Ale ty chociaż znasz dalszą część opowiadania... a ja po prostu umieram z ciekawości :O tak mnie zżera, że nie wiem! I pewnie nie tylko mnie XD
To faktycznie, sprawdzanie notek Miku musi być zajęciem dość... interesującym i zajmującym ^^
Pozdrawiam, czekam na nexta i serdecznie dziękuję za odpowiedź Pani Redaktor :*
Znam dalsza część w zarysie i to czasem jest gorsze niż Wasza niewiedza. RYLY!
UsuńWow, nie ma za co! :)
BC
Rozdzial dlugo przeze mnie wyczekiwany. I jak zwykle sie nie zawiodlam :D Ale mam nadzieje ze Oni beda razem :D
OdpowiedzUsuńTytuł rozdziału doskonale odzwierciedla to co czuje czytelnik, po przeczytaniu.
OdpowiedzUsuńKońcówka, petarda, nie spodziewałam się. Euforiaaaaaaaaaa!
Tylko chwile później, doszło do mnie że Sakura, na pewno z jakiś szlachetnych pobudek się nie zgodzi, bo to by było za proste gdyby się zgodziła, tak bardzo nie w Twoim stylu. XD
A więc pewnie będzie:
- nie mogę mieć dzieci, nie wyjdę za Ciebie
- nie chce Ci niszczyć przyszłości, nie wyjdę za Ciebie
- to małżeństwo to zwykły mezalians, nie wyjdę za Ciebie
- jako prawnik nie możesz mieć żony kryminalistki, nie wyjdę za Ciebie
- jestem oszpecona, nie wyjdę za Ciebie
- kocham Cię, dla tego nie wyjdę za Ciebie
NO POWODÓW JUŻ WIDZĘ MILIONY, WIĘC NAWET NIE PODEJRZEWAM CO TAM W TWOJEJ KREATYWNEJ GŁOWIE SIĘ ZRODZIŁO.
A TAK W OGÓLE TO SASUKE NIECH SIĘ WEŹMIE ZA NAUKĘ, ŻEBY NA PRAWIE SIĘ TAK OBIJAĆ, TO NIEMOŻLIWE JEST </3
pozdrawiam serdecznie!
dlatego**
UsuńDługa kazałaś czekać na ten rozdział, nawet baaardzo…. Ale to taka Wasza (Twoja i Chustii) domena xP Gdybym Was choć trochę nie znała, pomyślałabym, że robicie to specjalnie, żeby spotęgować wrażenia czytelnika i rozpieprzyć mu system (przepraszam za dosadność) ;)
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału to….
Bardzo, ale to baaaardzo emocjonalny. Momentami wartki niczym rwąca rzeka, momentami zwalniał, ale to w nim było świetne ;)
Poza tym: MIKU-CHAN czy TY chcesz, żebym ja oblała ten rok i nie dokończyła pisania tej mgr?!!!! Przez cały wczorajszy dzień nie mogłam się skupić na niczym, bo moje myśli zdominowało Shannaro.
Początek cudowny (właściwie to całość, ale to jak zwykle ;P), Sasuke był przy niej i naprawdę mu zależało, ale niezbyt długo trwała ta sielanka, bo kilkanaście linijek dalej byłam już wkurzona na Sasuke!!!!! Zniknął, dupek pieprzony palant! Tak, tak, miał swoje powody , ojciec Sakury nie chciał go tam widzieć….bla, bla Od kiedy Uchicha nie może napisać zwykłego sms’a? Od kiedy przejmuje się opinią innych? Wnerw!
Blizna Sakury….. jak sobie ją wyobraziłam to aż mnie ciarki przeszły. (Sama mam 2, których nie da się ukryć w żaden sposób, więc wiem, co czuje) Ale na „spacerze” jak o tym myślałam i przypomniałam sobie słowa Ino, o tym , że można ją zoperować to, stwierdziłam, że 1 po tych operacjach plastycznych i tak zostaje ślad, a poza tym na miejscu Sakury bym ją zostawiła, taki ślad/ dowód na to, że z wszystkim można sobie dać radę. W myśl zasady „trzeba być twardym a nie mientkim”. ;)
Pojawienie się Sasuke: Wyrzuciłabym go za drzwi! Nie zaszczyciłabym go wzrokiem!
Bardzo podobała mi się postawa Ino, bo mimo wszystko starała się (z lepszym i gorszym skutkiem) traktować Sakurę jak dawniej, a nie jak ofiarę. A przede wszystkim była przy niej.
Jak zareaguje Sakura na jego propozycję? Ja mam wrażenie, że przez 2 sek, będzie się w niego wpatrywać zaszokowana, a potem wybuchnie śmiechem (co wywoła niezły ból w klatce piersiowej i w ogóle) poczym rzuci: Uchicha a teraz na serio, co wymyśliłeś? On powie, że mówi serio, a ona wkurzona wrzaśnie na niego, że chyba jest niespełna rozumu, jeśli myśli, że przyjdzie do niej po tygodniu nieobecności i od tak poprosi ją o rękę, a ona rzuci się mu na szyję i powie „tak”. Pokaże mu drzwi i każe wyjść. A Uchicha przy samych drzwiach rzuci, że oferta jest nadal aktualna i w razie czego wie jak się z nim skontaktować.
Tytuł kolejnego rozdziału sprawia, że mam złe przeczucia. Miku ostrzegam, jeśli uśmiercisz Daichiego to Cię dopadnę w tej Anglii! (pamiętaj, że mam Twój adres :P) Ale tak na serio, weź nie łam nam „empatom” serc ….
Co do asa, o którym wspomniałaś to nie mam zielonego pojęcia co szykujesz! Przez myśl przeszło mi,że Sakura jakimś cudem może być w ciąży, ale to po 1. Banał, a po 2. Powiedzieliby jej od razu po przebudzeniu. Potem pomyślałam, że pojawi się matka Sasuke i będzie chciała porozmawiać z Sakurą, ale sama nie wiem….
Czekam na Cd. z niecierpliwością ;) Powodzenia w pisaniu (nadal czekam na partówkę xD) i w pracy, no i z wynikami egzaminów (daj znać jak poszło!) ;)
Pozdrawiam
Just me
Ps.: Znowu rozdział pojawił się wtedy, kiedy potrzebowałam wytchnienia od naukowego języka. Macie wyczucie czasu xD
Hue hue hue... Mikoto jeszcze się pojawi, ale nie w kolejnym rozdziale i to nie o tym asie mówiłam XD Przemilczę tego Asa, aż do następnego rozdziału! :)
UsuńPamiętam o partówce! :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWiesz, co, Słonko? Oczywiście nie twierdzę, że nie masz racji - w żadnym wypadku, trudno się nie zgodzić w kilku wypadkach - a jednak uważam, że Twój komentarz jest żałosny.
UsuńŚpieszę wyjaśnić dlaczego. (Nie, tu nie powinno być przecinka.)
Prowadzę na własne potrzeby badania psychologiczne i Ty jesteś idealnym wprost przykładem uzupełniających lukę pod hasłem "ludzie z kompleksem (nie znam Cię, więc nie wiem jakim konkretnie), którzy leczą go w internecie, demonstrując swoją wyższość, której nie potrafią zademonstrować w rzeczywistości, starający się udowodnić swoją wartość". Podejrzewam, że pasowałoby tu też wiele innych określeń, których nie będę przytaczać, bo nie mam zamiaru zniżać się do szykanowania w internecie. Jedynie ilustruję, co sobą zaprezentowałaś - każdy bardziej inteligentny, bystry człowiek się na tym rozpozna.
Śmieszne, bo dziękujesz Miku, a jednocześnie, jak sama napisałaś, "wytykasz" błędy. "Wytykasz" - to słowo ma wydźwięk pejoratywny, tak więc zachodzi tu pewna sprzeczność intencji i informacji w Twoim komentarzu.
Moja droga, mój facet jest zawodowym edytorem i, chociaż rażą go wszystkie idiotyczne błędy w książkach i słaba edycja, która zdarza się dość często, jeszcze nigdy nie demonstrował swoich umiejętności, mimo że mógłby objechać mnie od góry do dołu profesjonalną korektą. On jednak, w przeciwieństwie do Ciebie, nie myli dążenia do poprawności językowej z absurdalną i nachalną demonstracją "umiejętności".
Ponadto - dziewczyno, więcej pokory. Nad zasadami języka polskiego od kilkudziesięciu (jak nie dłużej) lat pisze się książki, organizuje konferencje i dyskusje naukowe, a Twój śmieszny komentarz wybrzmiewa, jakbyś połknęła wszystkie słowniki i zapoznała się z dorobkiem rzeszy profesorów XX i XXI stulecia. Puryzm językowy w filologii traktowany jest jako patologia, także radzę się zastanowić i szlifować umiejętności. W tym celu, na począteczek, odsyłam do miejsca, gdzie robi się to bardziej profesjonalnie - forum literackie Weryfikatorium. Jeśliś tak pewna siebie i cwana, spróbuj tam skonfrontować się z ludźmi, którzy to potrafią.
A na zakończenie, by zobrazować mój wywód, jeden przykład,:
"„Zachowywał się dziwnie, nawet jak na niego.” – przecinek przed „jak”," - przecinek po "jak" w tym wypadku byłby błędem, nie ma racji bytu, bo niby w jakim celu miałby się tam znaleźć? Co miałby oddzielać? Masz tu zdanie rozwinięte, zbudowane z dwóch wypowiedzi - rozdzielenie ich jest wystarczające, więc masz jeden przecinek. Gdybyś kojarzyła rozbiór zdania na części pierwsze, wiedziałabyś.
Korzystając z tej ilustracji, polecam być bardziej elastycznym w języku, bo on sam jest taki z natury. Ponadto, sugeruję się nie spinać, wrzucić na luz, wyleczyć kompleksy i, określając to kolokwialnie, wręcz wulgarnie, acz obrazowo - wyjąć z tyłka kij od miotły i dać sobie trochę swobody.
Pozdrawiam i życzę sukcesów,
BC-Redaktor
O matko, zmieściłam się, a miałabym jeszcze tyle do powiedzenia!
Usuń„Każdy, nawet mały oddech sprawiał jej ogromny ból.” – „nawet mały” jest wtrąceniem, a wtrącenia oddzielamy przecinkami z dwóch stron, czyli przecinek przed „nawet” i jeszcze po „mały”,
UsuńBzdura, to nie jest zasada. A poza tym "nawet mały" to nie jest tu wtrącenie, tylko rozbudowana przydawka, określenie.
Dobra, więcej mi się nie chce.
"Prowadzę na własne potrzeby badania psychologiczne i Ty jesteś idealnym wprost przykładem uzupełniających lukę pod hasłem "ludzie z kompleksem".
UsuńNie mam kompleksu i jest mi jedynie przykro, że wkładasz mnie do swojej szuflady własnych, ehm, badań?
Oczywiście przyznaję się, niby wytykałam błędy, a sama je właściwie zrobiłam. Ale, czy musisz odpowiadać tak... agresywnie?
Nie próbuję ukazać swojej wyższości. Jestem samokrytykiem, który cały czas próbuje sobie coś wpoić tak, żeby było dobrze. Robię błędy, tak jak wszyscy.
To ty próbujesz pokazać mi swoją wyższość, zachowując się oschło i krytykując moją wypowiedź. Czy ja naprawdę kogoś obraziłam, pisząc komentarz? Jeśli tak, to oczywiście przepraszam i mogę ci obiecać, że się już w tym miejscu nie wypowiem, a nawet nigdy się tutaj nie pojawię.
A cóż mnie obchodzi kim jest twój chłopak?
Nie mam ochoty się z tobą kłócić, bo wiem, że jestem na tej straconej pozycji. I nie życzę sobie, żeby ktoś (kto nic o mojej osobie nie wie) mnie oceniał.
Podziękował
Rodział MEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEGA !!
OdpowiedzUsuńWarto było tyle czekać.
Początek był cudowny, pomimo tych ran oraz koszmarnego stanu Sakury, pomyślałam sobie : no w końcu Sasuke uświadomił sobie co do niej czuje.
A tu bach, więcej się nie pojawił!!! Chociaż teraz myślę, że szukał Hachiro :)
W końcu Obito i Rin zrobili coś mądrego :) Szkoda tylko, że tak późno jak doszło do tych tragedii.
Od początku twierdziłam , że ten dupek Miyavi to kompletny psychopata i mam nadzieję, że zgnije w więzieniu. I że Madara również tam trafi.
Aż się serce krajało, gdy czytało się o bliznach, lekach i złamanym sercu Sakury. Bardzo dobrze oddałaś jej emocje.
I w końcu, gdy zaczynało się rozkręcać kończysz w takim momencie!!!!!!
Chciało by się żeby odpowiedź brzmiała tak, ale to nie wykonalne. Sasuke zamiast przyznać się, że kocha Sakura proponuje jej małżeństwo dla pieniędzy. Fakt, żeby ratować jej brata, ale mimo wszystko. Dziewczyna się na to po prostu nie zgodzi.
Dlatego nie mogę się doczekać czym nas znowu zaskoczysz!! :D :D
Została też kwestia brata Miyavi'ego któty jest gorszem psycholem od niego. Na pewno będzie chciał jakoś się zemścić a jak zobaczy Hachiro to tym bardziej !!
Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :*
Miłe południe z Shannaro, lubię to :3
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej zaczynam mieć złe przeczucia, ze Daichi nie obudzi się ze śpiączki, chociaż nie powinnam, ech... :/ Mam nadzieję, że niedługo jednak to nastąpi, skoro lekarze mówią, że leki pomagają.
Ciekawe, kiedy Ino urodzi. Coś czuję, że ich bobas będzie przecudny :3
Byłam w ogromnym szoku, jak okazało się, że ten sukinsyn przebił Sakurze płuco i tak ją skatował, cholera, jak można wyrządzić komuś taką krzywdę? Gdyby nie Sasuke, to nie wiadomo, co by się z nią stało... Powinni wsadzić tych gnoi na dożywocie, ale pewnie tak się nie stanie... To wszystko jest takie niesprawiedliwe :(
No, ale takiego obrotu spraw się nie spodziewałam... Małżeństwo, żeby pomóc bratu? Fajnie by było, gdyby jej się oświadczył, ale tak po prostu, z miłości? A nie ze względu na dokumenty i formalności... Chociaż z drugiej strony, skoro to ma pomóc...
No jestem strasznie ciekawa, jak Haruno na to odpowie...
Ach, nie mogę się tego doczekać!
....
OdpowiedzUsuńNo w takim momencie?
Dlaczego? :O
Ja się pytam.. ^^
Trzymasz w napięciu, aż nie mogę się doczekać! :)
Etoo.. ^^
OdpowiedzUsuńJeszcze chciałabym zapytać o tytuł piosenki co leci w tle :)
https://www.youtube.com/watch?v=ohMuX0gjtGA Tu masz link do niej :)
UsuńI dziękuje za wszystkie komentarze w ciągu ostatnich dni :) Nawet nie wiesz jak się cieszyłam, że ktoś jeszcze dopiero co zaczyna czytać tą historię :)
MIKU-CHAN! To nie fair ja nadal czuje niedosyt! Nie moge doczekac sie 27 ;*
OdpowiedzUsuńBlog jest świetny :-) Zaczęłam go czytać 3 dni temu i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału =D
OdpowiedzUsuńDlaczego musiałaś skończyć w takim momencie, teraz cały czas zżera mnie ciekawość i na okrągło zadaje sobie pytanie: co odpowie Sakura???
Proszę pisz odrobinkę szybciej
Rozdzial swietny. Totalnie zaskoczylas mnie koncowka, chociaz nie spodziewam sie ze zrobisz z tego takie gorace kluchy. Twoj Sasek jest cudny nie wiem dlaczego ale tez moimi ulubiencami jest Daichi i Miyavi(wiem dziwne ;p). Miyawi jest po prostu taki... interesujacy ;D
OdpowiedzUsuńFajnie.. Naprawde fajnie...
Jestes moja ulubiona autorka, chociaz twoje blogi zaczelam czytac zaledwie kilka dni temu. Mikulina! Widac ze sie starasz! Trzymaj tak dalej! Zycze duzo weny!
N.
Rozdział jak zawsze wspaniały. Jestem ciekawą reakcji Sakury na propozycje Sasuke. Czytam twoje blogi już ponad 11 miesięcy i nadal się nie mogę nadziwic z jaką pasją je piszesz. Życzę weny i gratuluje wygrania sondy na blog miesiąca
OdpowiedzUsuń- Obito wyjaśnił mi co się dokładnie wczoraj wydarzyło - dopowiedziała z ciężkim westchnięciem, tym razem unikając jego spojrzenia. - Przykro mi.
OdpowiedzUsuńWszystko.
- Do czego byłbyś w stanie się posunąć?
Do wszystkiego.
- I ile tak naprawdę dla ciebie znaczy.
Dużo.
KOŃCÓWKA WBIŁA MNIE W KRZESŁO, TEGO SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM, NAWET NIE JESTEM WSTANIE OGARNĄĆ WŁASNYCH MYŚLI. I PO PROSTU JESTEM W WIELKIM SZOKU NA TE OSTATNIE KILKA ROZDZIAŁÓW, AŻ SIĘ POPŁAKAŁAM, OT TO CO.
P.S. Poczułam taki mega kop motywacji do pisania, lecę to wykorzystać! :D
Pozdrawiam :D
A co do tych cytatów, bo widzę, że się nie wszystko skopiowało :D
Usuń"Przykro mi" - za te słowa to ja bym ją tam pobiła :D
A zamiast "dużo" myślałam, że przeczytam WSZYSTKO :( :( :(
To tyle! :D
Hmmm po tytule następnego rozdziału rozkminiam tak że uśmiercisz Sakury brata obym się myliła :( czekam z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuń