“Nie da się przewidzieć, co czuje druga osoba, opierając się jedynie na tym, jakie sprawia wrażenie na zewnątrz.”
~V. Connelly
Hachiro nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w zamknięte przed sobą drzwi. Zaciskał mocno szczękę, ignorując wszystko, co działo się wokół niego. Przed salą Sakury co chwilę przechodzili lekarze, pielęgniarki, pacjenci - ludzie, których nie znał i których nie chciał poznać. Wszyscy mogli spadać. Obecnie miał ochotę rozkwasić Sasuke nos za tę małą intrygę, w którą go wciągnął. Spędził z nim pięć bitych dni, a on nawet słowem nie wspomniał o tym, co przeszła Sakura. Nie powiedział, że Miyavi ją dorwał, aż do momentu, w którym zaparkowali pod miejskim szpitalem w Konoha. Innymi słowy, Sasuke sprytnie go wykiwał.
Nagle uderzył potylicą o ścianę, o którą się opierał. Perspektywa tego, o czym właśnie Sasuke rozmawia z Sakurą, była dla niego zbyt drażniąca. Ciężko było mu usiedzieć w miejscu, wiedząc, jakie pytanie zadał jego przyjaciółce. W dodatku, jak potulny zwierzak, sam wyprosił znajomą Sakury z sali, wiedząc, że tę rozmowę muszą odbyć sami - bez podsłuchujących, wścibskich gości. Jednak Sasuke miał zupełną rację, to był jedyny sposób, który w miarę szybko przyniósłby upragnione rezultaty. Jeśli Sakura chciała odzyskać brata jak najszybciej, nie miała innego wyjścia; musiała się zgodzić na małżeństwo z Sasuke. Czy będzie ono fikcyjne, będzie zależało tylko i wyłącznie od niej.
— Ty wiesz, czemu nas stamtąd wywalił — zagaiła Yamanaka nieprzyjemnym głosem.
Akiyama zerknął na nią niechętnie, spotykając się od razu z wrogim spojrzeniem.
— Nie przeczę — mruknął z dystansem.
Zdecydowanie, wolałby nie wiedzieć, o czym Sasuke chciał tak zawzięcie rozmawiać. Wolał błogą niewiedzę niż tę obecną niepewność i tlącą się w nim złość. Złość przez to, że zrobił za mało, by pomóc przyjaciółce. Niemal z dnia na dzień, stał się osobą bezużyteczną w jej życiu, a o wszystko obwiniał Miyaviego. Gdyby nie on, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.
— Czego od niej chce? — spytała dociekliwie.
— Dowiesz się, jak ci powie — odpowiedział. Nie zamierzał rozpowiadać planów Sasuke. To nie było jego miejsce. Chociaż bardzo pragnął wbiec teraz do sali przyjaciółki i powstrzymać Uchihę przed wypowiedzeniem chociaż słowa. Chciał, by był inny sposób na szybkie odzyskanie Daichiego, mimo, że go nadal nie poznał. W myślach głośno wyklinał na swoją bezradność.
— Kim ty w ogóle jesteś? — Odezwała się ponownie Ino, a w jej głosie znalazło się niewypowiedziane oskarżenie. Yamanaka nigdy wcześniej nie widziała go na oczy. Nie wspominając już o dziwnej aurze, jaka okalała jego oraz Sasuke, kiedy tylko weszli do szpitalnej sali, w której znajdowała się wraz z Sakurą.
— Przedstawiłem się… — Wywrócił oczami w irytacji.
Ino prychnęła pod nosem, po czym wstała z plastikowego krzesełka w kolorze głębokiego błękitu i powolnym krokiem zbliżyła się do nieznajomego.
— Słuchaj no… — zaczęła, spoglądając dumnie w jego ciemnobrązowe oczy. - Nie mam zakichanego pojęcia, kim jesteś, a twoje cholerne imię nic mi nie mówi. Ale jeśli myślisz, że ten tępy osioł może cię tutaj przyprowadzać, bo ma taką zachciankę, to się grubo mylisz! Sakura nie jest gotowa na przyjmowanie żadnych gości, nie ważne czy ich zna, czy też nie. Więc gdy tylko ten pieprzony arogant wyjdzie z jej sali, grzecznie go zabierzesz i nie będziesz zadawał żadnych pytań.
— Ty naprawdę nie wiesz, kim jestem. — Hachiro uśmiechnął się szeroko w jej stronę. — Nasza wspólna przyjaciółka najwyraźniej mało ci opowiadała o swoim pobycie w Kyoto, co?
Ino cofnęła się o krok, a na jej twarzy wymalowała się trwoga.
— Sakura nie lubi mówić o Kyoto. Odkąd wróciła to dla niej temat tabu — powiedziała ostrożnie. — Wnioskując z jej braku reakcji, nie naprzykrzyłeś się jej.
— Masz na myśli, tak jak Miyavi? — zapytał arogancko, co nie spodobało się Ino.
— Czemu mam wrażenie, że każdy z Kyoto ma problemy z zachowaniem? — syknęła. — I dziwne, że mówisz o niej jak o przyjaciółce, gdy nie było cię, kiedy najbardziej potrzebowała właśnie przyjaciół. Zabawne — zironizowała złośliwie, splatając ramiona tuż pod swoimi piersiami.
Salwa śmiechu wydobyła się z krtani Hachiro.
— Ciekawe. Ty nie wiesz o mnie nic, a ja wiem o tobie praktycznie wszystko, Ino Yamanaka. — Uśmiech Akiyamy nie schodził z jego twarzy ani na chwilę. — Jak się miewa przyszła dziennikareczka? Sesja zdana?
Ino nadgryzła delikatnie wargę. Miała wrażenie jakby Hachiro, kimkolwiek w rzeczywistości był, kpił z niej w najlepsze. Miał z tego niezły ubaw.
— Chyba muszę z nią porozmawiać na temat doboru znajomych — fuknęła, odwracając się na pięcie i powracając na swoje wcześniejsze miejsce. Nie miała już żadnych wątpliwości, że ich wspólna znajoma znała owego osobnika, ale jego pojawienie się nadal było dla Ino owiane tajemnicą. Sakura ze swoimi tajemnicami ostatnio powodowała u niej palpitacje serca.
— Akurat w tym muszę się z tobą zgodzić — burknął pod nosem, kątem oka zerkając na zamknięte drzwi.
Od samej Inazumy, na której poznał prawdę o ich nieudanej ucieczce, karcił siebie każdego dnia, że nie dociekał bardziej, dlaczego Sakura wtedy nie przyszła; dlaczego zamiast niej pojawił się Miyavi. Gdyby zawrócił, zabrał ją ze sobą, nie leżałaby teraz w szpitalu po pobiciu.
I przede wszystkim nie poznałaby Sasuke.
— Zazdrość piękności szkodzi — zawołała zadowolona Yamanaka. — Od samego początku mieli się ku sobie. Ponoć przeciwieństwa się przyciągają i oni są tego idealnym przykładem — powiedziała dumnie.
Prawdą było, że Ino od samego początku przeczuwała, że relacje pomiędzy Sasuke a Sakurą tak właśnie się potoczą. Do dziś dzień pamiętała ich pierwsze gorące spotkanie w kawiarni, tuż po tym jak Sasuke ją potrącił. Było tylko kwestią czasu, aż zacznie zawiązywać się pomiędzy nimi wyjątkowa więź. Zastanawiała się tylko, czy oboje zdawali sobie sprawę z jej istnienia.
— Ale to pieprzony Uchiha — wycedził w złości Hachiro.
— Coś chcesz od mojego brata? — zapytał niespodziewanie Itachi, zjawiając się na szpitalnym korytarzu.
Hachiro nie odpowiedział, nie widząc takiej potrzeby.
Brat Sasuke zasiadł tuż obok blondynki, oplatając ją czule ramieniem.
— Chcę wiedzieć, dlaczego tutaj siedzisz i dlaczego mój brat jest wyklinany? — zapytał bezpośrednio Yamanaki, nie będąc zbytnio rozbawionym.
— Twój ukochany braciszek postanowił sobie uciąć rozmowę z Sakurą. Sam na sam. Wiesz coś może o tym? — skwitowała, zerkając pytająco w stronę swojego chłopaka.
Itachi jednak wzruszył ramionami, nie znając powodów, jakie stały za obecnym zachowaniem Sasuke. Pozostało im jedynie czekać na wyjaśnienia z jego strony, jeśli takowe będzie można z niego wyciągnąć.
Hachiro uśmiechnął się zadziornie pod nosem. Chociaż raz dobrze było wiedzieć coś, o czym inni nie mieli bladego pojęcia.
~***~
Sakura zamrugała wachlarzem długich rzęs. Raz, drugi, trzeci, czwarty… Słowa wypowiedziane przez Sasuke w ogóle do niej nie docierały. Ich znaczenie było niczym zakazany owoc. Tak bardzo kuszące, a zarazem śmiertelnie niebezpieczne. Niedorzeczne.
— Co? — wyrzuciła z siebie, wpatrując się w jego lico ze zdumieniem. Gadał brednie.
Sasuke odchrząknął głośno, ściągając dłoń z jej policzka i odciągając kraniec swojego podkoszulka od szyi. Nie było możliwości, aby w jakikolwiek sposób owy materiał go uciskał. Był za daleko by nawet stykać się z jego gardłem. To tylko zwykły, głupi T-shirt.
— Nie będę się powtarzać — zakomunikował stanowczo, powracając do swojej standardowej chłodności.
— Chyba postradałeś rozum, Sasuke. Słyszysz się w ogóle? — prychnęła, ponownie szczelnie nakrywając się cienką kołdrą. Skoro on mógł być nieprzyjemny w stosunku do niej, to nikt nie zabroni jej okazać mu trochę opryskliwości. Nadal mu nie wybaczyła tygodnia nieobecności. Chociaż nie chciała mieć do niego pod tym względem żadnej urazy - nie potrafiła inaczej. Nie miała zamiaru niczego do niego czuć, lecz nie potrafiła wyzbyć się takich emocji. Wiedziała, że jeśli będzie trzymać się jego i tych przeklętych uczuć, jakimi go darzyła, będzie cierpieć. Koniec, kropka. Nie było innej możliwości. Nie było innego zakończenia, niż to, co właśnie widziała przed oczami. Nie chciała być na niego zła, przez co wszelkie próby okazania mu złości kończyły się fiaskiem.
— Mówię poważnie, Haruno — wycedził, zaciskując niezłamaną dłoń na kolanie.
— Ja również — sparowała uparcie. — Nie sądzę, byś wiedział, co właśnie mówisz Sasuke. To jest niedorzeczne. Skąd w ogóle taki pomysł? — Nie akceptowała innej możliwości. Sasuke jako racjonalny człowiek nie mógł wpaść na tak głupi pomysł.
— Ogłuchłaś? — Warknął wyraźnie rozdrażniony jej zaprzeczaniem. — To jedyny, pieprzony sposób, żebyś po wygranej apelacji od razu dostała opiekę nad bratem! No chyba, że wygrasz w totka i w magiczny sposób pieniądze znajdą się na twoim koncie. Ten pieprzony świat, jeśli jeszcze tego nie zauważyłaś, kręci się wokół pieniędzy. I właśnie dlatego nawet, jeśli wygrasz apelację, to i tak go nie dostaniesz, bo nie macie za co się utrzymać. Sąd nie da ci Daichiego, gdy nie jesteś w stanie wesprzeć finansowo ani siebie, ani jego. Najpierw musisz znaleźć pracę, z której będziesz mogła utrzymać dwie osoby i mieszkanie, nie wspominając już o kończeniu studiów i stażach w szpitalu. Miną lata, Sakura, a Daichi stanie się w tym czasie wyrośniętym nastolatkiem. Tego właśnie chcesz? — zapytał, ani na chwilę nie zmieniając ostrego tonu głosu.
Szmaragdowe tęczówki zapłonęły wściekłością. Sasuke nie miał żadnego prawa do insynuowania choć w małym stopniu, że nie zależy jej na bracie.
— Myślisz, że o tym nie wiem? — ryknęła, ze łzami w oczach. Nie świadoma, ponownie uchyliła rąbek kołdry, ukazując gojące się jeszcze rany. — Ale… ale… nie wiem co mam robić… — powiedziała łamiącym się głosem, odwracając wzrok w bok. Nie chciała, by widział, jak płacze. Zbyt dużo razy był tego świadkiem.
— Głupia… — Sasuke pokręcił w niedowierzaniu głową. Zarówno jego głos, jak i wzrok stracił na sile. Nie przyszedł tutaj z zamiarem karcenia jej, bo nie było ku temu żadnego powodu. Zdawał sobie sprawę, że przeprawa z Sakurą nie będzie łatwa, lecz nigdy nie spodziewał się, że dziewczyna będzie zaprzeczać samej sobie. — Dopiero ci powiedziałem, co masz zrobić.
Sakura parsknęła pod nosem.
— Na prawdę mocno uderzyłeś się w głowę. Mam wezwać lekarza? — zironizowała.
Sasuke, tylko i wyłącznie, zgrywał się - powtarzała sobie bez przerwy.
— Sakura — syknął w zniecierpliwieniu. — Mówię całkowicie poważnie — dodał stoicko.
Był spokojny - za spokojny - stwierdziła po krótkiej chwili. Nie znała go na wylot, ale z tego, co zdążyła zaobserwować w ciągu kilku miesięcy ich znajomości, Sasuke był obecnie zbyt pewny swoich słów. Sakura spod przymróżonych powiek zaczęła intensywnie świdrować jego sylwetkę. Znajdował się tak blisko - na wyciągnięcie ręki. Tego jeszcze pragnęła pół godziny temu, lecz teraz przesunęła się nieznacznie w drugą stronę, oddalając się od niego. Wbrew jej wcześniejszym przypuszczeniom, Sasuke nie żartował. Nie potraktował jej jak głupiej nastolatki, by tylko sprawdzić, jaka będzie jej reakcja na tak głupie pytanie tylko po to, by dowiedzieć się, czy darzy go jakimś większym uczuciem.
Tak jak właśnie sam stwierdził, mówił poważnie. A znaczenie jego słów zrzuciło na jej serce ogromny ciężar.
Zdumiona rozchyliła lekko usta, w ogóle się tego nie spodziewając. Nigdy nie przypuszczałaby, ze kiedykolwiek ktoś się jej oświadczy. Marzenia siedmiolatki w tym wypadku się nie liczyły. Tym bardziej w szpitalu, w którym była pacjentką. W dodatku świadomość, że tą osobą był sam Sasuke, przyprawiała ją o szybsze bicie serca.
— Postradałeś rozum, Sasuke — powiedziała z ogarniającym ją przerażeniem. Ona miała zostać jego… żoną? Żartowniś się znalazł. Nawet jeśli darzyła go jakimś uczuciem, to za wcześnie było, żeby mówić o małżeństwie. Ma się sprzedać, dla Daichiego? Bo właśnie tego żądał od niej Sasuke. — Nie — dodała na dobitkę. Ta opcja w ogóle nie wchodziła w grę.
Sasuke nie odezwał się słowem, przeczuwając, że na zwykłym “nie” Sakura nie skończyła. I nie pomylił się w tej kwestii.
— Nie zrobię tego. Musi być jakiś inny sposób — oznajmiła z dużym naciskiem na słowo musi. — To niedorzeczne, by to było aż tak proste. To jest wręcz głupie. — Nie potrafiła znaleźć odpowiedniejszych argumentów, zwalając wszystko na czystą, ludzką głupotę. Obecnie była niczym małe dziecko, które tupało energicznie nogą o podłogę, okazując tym samym swoje niezadowolenie.
— Może głupie i proste, ale wbrew temu co sądzisz, to jedyny szybki sposób — sparował, opierając się wygodniej o plastikowe krzesełko. Czuł, że wreszcie ich rozmowa wchodziła na odpowiedni tor. Potrzebna była jeszcze tylko obopólna zgoda.
Obserwował w konsternacji, jak Sakura biła się z własnymi myślami, chcąc za wszelką cenę udowodnić mu, że się myli. Że jednak jest ten magiczny inny sposób w który tak łudząco wierzyła. Lecz on wiedział lepiej; nie było takiego sposobu. Sprawdzał, szukał, dowiadywał się. Nic nie przyniosłoby tak szybkich efektów, jakby wszyscy chcieli. Nawet gdyby państwo Haruno znaleźli nową, lepszą pracę wszystko i tak zajęło by o wiele więcej niż sam proces małżeństwa i objęcia opieki nad Daichim. Jednak musiała sama sobie to uświadomić. Jego ciągłe naciskanie mogło tylko doprowadzić do tego, że Sakura będzie jeszcze bardziej zaprzeczać.
— I jak ty to sobie wyobrażasz, co? — spytała oszołomiona, zaczesując jeszcze wilgotne gdzieniegdzie włosy na bok. Za wszelką cenę starała się zrozumieć obecny tok myślenia Sasuke, ale przy każdej próbie polegała sromotnie. — Zostanę twoją żoną i co wtedy? Wspólne mieszkanie? Wspólne wydawanie pieniędzy? Nigdy Sasuke nie tknę twoich pieniędzy, nigdy — powiedziała z jadem, wpatrując się w niego pytająco.
— Wiem o tym - odparł stanowczo. — Jak to będzie wyglądać, będzie zależeć od ciebie. Ale tak długo, jak będziesz nosić moje nazwisko, będziesz mieć Daichiego. Nieważne, czy będziesz ze mną mieszkać. Nieważne, czy będziesz korzystać z moich pieniędzy. Ważny jest jedynie papierek.
Sakura kalkulowała i analizowała wszystko, co powiedział, z wielką ostrożnością.
— Jesteś nienormalny — skwitowała na jednym oddechu, nie wiedząc, co innego może powiedzieć.
Kącik ust Sasuke uniósł się wysoko.
— I to wychodzi akurat z twoich ust? — parsknął zadziornie.
Nie potrafiła się powstrzymać - cichy, wręcz minimalistyczny śmiech wydobył się z jej krtani. To nie był odpowiedni moment na żarty, ale nie potrafiła inaczej. Sasuke już tak na nią działał. Przy nim mogła łamać reguły i wszystkim wyszłoby to na dobre. Był kompletnym przeciwieństwem Miyaviego.
Wsadzając kciuka w usta, przygryzła w konsternacji paznokieć.
— Chcesz, żebym się sprzedała — odezwała się po dłuższej chwili.
— Proponuję, żebyś się sprzedała — poprawił ją.
Sakura westchnęła ciężko. Jej całe ciało wrzeszczało, by odmówić tak, jak pierwotnie zareagowała, ale gdzieś w oddali nadal pamiętała o bracie, który znajdował się kilka pięter wyżej.
Zrzucając z siebie kołdrę, przerzuciła nogi przez krawędź łóżka i sięgnęła po bluzę, którą matka przyniosła jej z innymi ubraniami w przygotowaniu do jutrzejszego wypisu. Ignorując zaciekawione spojrzenie Sasuke, ubrała na siebie bluzę, wsunęła na stopy klapki i wstała z łóżka.
— Co… ?
— Chodź ze mną — wtrąciła pośpiesznie, przemierzając szpitalną salę.
Sasuke nie kwestionował jej stanowczej komendy. Spojrzał się na nią i ze zrozumiałym zaintrygowaniem wstał, podążając za nią.
Jednym zwinnym ruchem Sakura otworzyła drzwi. Robiąc zaledwie krok za próg, ujrzała jak Ino podrywa się z miejsca, a tysiąc niewypowiedzianych pytań było wymalowanych na jej twarzy. Bez wątpienia jej przyjaciółka nie była zbyt zadowolona z faktu, iż została wyproszona z sali tylko i wyłącznie dlatego, że Sasuke miał zachciankę, by z nią porozmawiać.
— Później Ino — ucięła, kiedy tylko usta Yamanaki otwierały się z pierwszym pytaniem na języku. — Teraz mam coś do załatwienia.
— Lekarz kazał ci uważać i nie przemęczać się, kiedy chodzisz, Sakura. Żebro nadal się goi. Twoja mama mi wszystko powiedziała.
Oczywiście, że jej wszystko powiedziała, Sakura jednak nie zamierzała słuchać wykładu przyjaciółki, chwyciła mocno Sasuke za ramię i pociągnęła w swoją stronę.
— Zaraz wracamy — rzuciła przez ramię do Ino i Itachiego, który przyglądał im się z dziwnym uśmieszkiem. Po zrobieniu zaledwie dwóch kroków przystanęła na chwilę. Całkowicie zapomniała, że Sasuke nie przyszedł do niej sam.
— Porozmawiamy za chwilę — powiedziała niemalże szeptem.
Hachiro zamiast odpowiedzieć przytaknął niemrawo, nie wyglądając zbytnio na zadowolonego. Sakura nie miała czasu na użeranie się z nim i jego brakiem humoru. To nie był odpowiedni moment. Jednak z drugiej strony, ostatnio żaden moment w jej życiu nie był odpowiedni.
Czując, że Sasuke ani razu się nie opiera, spojrzała na niego wymownie.
— Co on tu robi? — zapytała naciskając w nerwach przycisk windy.
Obecność Hachiro nie mogła oznaczać nic dobrego, zwłaszcza dla niego samego. Jeśli Miyavi bądź Makuro dowiedzą się, że w jakikolwiek sposób się z nią kontaktował i on może stać się ich celem. A to zdecydowanie nie figurowało na jej liście życzeń.
— Przyprowadziłem go — odparł beznamiętnie wzruszając ramionami.
— Czyś ty kompletnie zgłupiał? — spytała zszokowana, wchodząc wraz z nim do windy i wreszcie go puszczając. — On…
— …będzie zeznawał w twojej sprawie i ty nie masz nic do powiedzenia w tym temacie - dokończył za nią.
Sakura we frustracji wyrzuciła dłońmi w górę, nie akceptując tego, gdy nagle poczuła ostre kłucie po prawej stronie. Momentalnie chwyciła się za gojące żebro, zaciskając mocno powieki. Zdecydowanie, jeszcze za wcześnie było na takie ruchowe ekscesy. Jak zawsze, Ino i jej mama miały rację. Nieznosiła tego uczucia; miała go już serdecznie dość.
Ich role się odwróciły. Tym razem to Sasuke chwycił jej ramię, podtrzymując ją na równych nogach.
— Wszystko w porządku?
Przytaknęła, starając się wyprostować. Ból nie trwał zbyt długo, z czego niezłomnie się cieszyła. Życie w ciągłym bólu nie bawiło jej w żaden sposób.
— Teoretycznie — mruknęła, otwierając zmęczone oczy. — Zwolnijmy trochę — dodała, kiedy tylko drzwi windy rozsunęły się na ósmym piętrze.
— Nikt ci nie kazał tak gnać — stwierdził złośliwie. Pomimo niechęci i protestu jaki widniał w zielonych oczach, pomógł jej wyjść z windy.
Sakura zgięła dłoń w kształt dziubka, poruszając palcami na zmianę w górę i w dół. Dzisiejsze gadanie Sasuke z jakiegoś powodu działało jej na nerwy, zwłaszcza gdy stwierdzał aż tak oczywiste fakty. W dodatku, w żaden sposób nie zareagował na jej zaczepkę; zaledwie wywrócił oczami.
W spokojnym tempie podążali przez szpitalny korytarz, mijając zapracowany personel. Na nikim nie zawiesili oka na dłużej niż ułamek sekundy. Sasuke wiedział, dokąd zmierzali od momentu, w którym w windzie nacisnęła przycisk ósmego piętra. Nie wątpił, że Sakura, gdy tylko mogła przychodziła do brata - nawet wbrew zaleceniom lekarza. Bez wątpienia miała w głębokim poważeniu opinie doktorka, jeśli w grę wchodził Daichi.
W sali młodego Haruno, która była widoczna przez dużą szybę, było obecnych kilku lekarzy. Sakura nie wyglądała na zaniepokojoną tym widokiem, co uspokoiło pierwsze złe przeczucia Sasuke.
Uniosła prawą dłoń i przytknęła ją do chłodnego szkła. Jej brat znajdował się tak blisko, a jednak był tak odległy. Nie mogła doczekać się dnia, w którym ponownie ujrzy blask w jego oczach. Pragnęła tej chwli, bardziej niż czegokolwiek innego. W pewnym sensie nie liczyło się dla niej, czy zostanie uniewinniona podczas apelacji, czy też nie, tak długo jak z Daichim nie działo się nic złego. Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że w obecnej sytuacji wszystko było ze sobą połączone. Jeśli chciała ponownie usłyszeć śmiech brata, musiała zostać oczyszczona z zarzutów. Inaczej Daichi trafi do domu dziecka, bądź, co gorsza, rodziny zastępczej. Na samą myśl o tym, jej szczęka solidnie się zacisnęła. Nie mogła do tego dopuścić, ale nawet jeśli, to był jeszcze jeden szkopuł.
Niepewnie i z dużą ostrożnością zerknęła na Sasuke kątem oka.
To był absurd. Jedna wielka popierzona abstrakcja.
— To jest chore… — szepnęła w ogarniającym ją cały czas szoku. Jej mózg pędził z ogromną prędkością, starając się wymyślić na ostatnią chwilę jakieś inne wyjście. Jednak zamiast jednej prostej, było milion zawiłych zakrętów, które wszystkie kończyły się w ślepej uliczce. Z każdą przeminiętą w ciszy minutą stawała twarzą w twarz z brutalną prawdą; nie było innego wyjścia, a jej życie w tej chwili zamieniło się w brazylijską telenowelę.
Jej wzrok raz jeszcze spoczął na nieprzytomnym Daichim. Powypadkowe siniaki zniknęły z jego twarzy. Wyglądał spokojnie, może i nawet za spokojnie. Daichi jakiego znała nie potrafił usiedzieć w miejscu dłużej niż pięć minut. Zawsze musiał być w biegu. Zawsze musiał coś robić. A teraz…? Kilkanaście długich dni z rzędu leży w łóżku, śniąc ten sam sen.
— Sasuke Uchiha mi się oświadczył — powiedziała nieobecnym głosem, błądząc głęboko w swoich myślach. To zdanie w ogóle nie kleiło się w spójną całość. Brzmiało dziwnie, jakoś tak inaczej.
Sasuke parknął pod nosem cały czas ją obserwując, ale nie przerywał jej, nie drażnił, ani nie domagał się natychmiastowej odpowiedzi. Sakura potrzebowała czasu, który zamierzał jej dać, by mogła sobie wszystko poukładać. Nie była to łatwa decyzja do podjęcia. Jeszcze kilka tygodni temu wyśmiałby samego siebie za tak absurdalną propozycję. Teraz nie miał na to odwagi.
— Jakkolwiek głupio to nie brzmi, przyjmuję twoją propozycję. Sprzedaję Ci swoją duszę, Sasuke — powiedziała oniemiała pod wpływem własnych słów, spoglądając na własne odbicie w szybie dzielącej ich od Daichiego. Nagle zachciało jej się zaśmiać, tak głośno, aby wszyscy usłyszeli. I w podświadomości właśnie to zrobiła - zanosiła się głośnym, wręcz rechoczącym śmiechem, wyśmiewając całe swoje życie.
Życie potrafiło zaskakiwać, wiedziała o tym już wcześniej, ale teraz los podniósł poprzeczkę trzy razy wyżej niż wcześniej. Wątpiła, by coś kiedyś zdumiło ją bardziej, niż dzisiejszy dzień.
~***~
— Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł — oznajmił niezadowolony Kizashi.
Sakura nie miała pojęcia, co ugryzło jej ojca ostatnimi dniami. Kiedy przed tygodniem się przebudziła, a on pojawił się w jej sali, był inny. Rozumiała, że fakt, iż została dotkliwie pobita, mógł się na nim odbić. Zaczynał ją ograniczać, czego nigdy wcześniej nie robił. Powoli czuła się coraz bardziej jak zamknięta w pordzewiałej klatce. Mimo, że kochała rodziców, to nie zamierzała w niej zostawać ani chwili dłużej. Nie słuchała protestów ojca, który nie potrafił zrozumieć, że wróci do domu później, że najpierw musi coś zrobić.
Nie.
Nie zamierzała im powiedzieć o ślubie z Sasuke, który jest zaplanowany na dzisiejszy dzień - godzina czternasta. Zaledwie dwie godziny po wypisaniu ze szpitala. Z początku chciała protestować i przesunąć to na inny dzień, lecz Sasuke miał rację - im szybciej podpiszą papiery w urzędzie, tym szybciej w Ośrodku Opieki będzie mogła ruszyć ta cała machina z procedurami.
— Będę za kilka godzin. Nic mi się nie stanie. Muszę po prostu coś załatwić — powiedziała zmęczona ciągłym tłumaczeniem. Do przyniesionej przed kilkoma dniami torby zaczęła z powrotem wkładać książki, które z domu przyniosła jej matka. Po wczorajszej wizycie Sasuke nie miała jak skontaktować się z rodzicami, by poinformować ich, że nie muszą jej odbierać. Krótka, wręcz lakoniczna rozmowa z Hachiro nie zajęła jej zbyt długo, ale pytania Ino były już kompletnie inną sprawą. Jednak nie potrafiła się przełamać i powiedzieć przyjaciółce, do jakiego kompromisu doszła z Sasuke. Wyśmiałaby ją na miejscu, a gdy dotarłaby do niej rzeczywistość, wysłałaby ją do psychiatryka. Wolała poinformować Ino o wszystkim po fakcie. Nie będzie łatwo, ale nie chciała, by ktoś teraz kwestionował jej decyzję. Bała się, że protesty Ino, czy też kogokolwiek innego, zasieją w niej wątpliwości - nie chciała tego.
— Lekarz kazał ci jeszcze siedzieć w domu i odpoczywać. Co jest ważniejsze od własnego zdrowia? — zapytał unosząc o kilka tonacji głos.
Daichi, pomyślała rzucając ojcu złowrogie spojrzenie.
— Kizashi — upomniała męża Mebuki. — Co chcesz zrobić? — spytała delikatniej córki.
Sakura wzięła głęboki oddech. Czuła, że to będzie długa i mozolna rozmowa z tylko jednym możliwym zakończeniem - kłótnią.
— Muszę iść w pewne miejsce. Wrócę do domu na długo nim się ściemni. Nie macie się o co martwić — powiedziała siadając na łóżku. Jeszcze chwila, a lekarz przyniesie wypis i, kiedy tylko Sasuke po nią przyjdzie, będzie mogła iść. Rodzice jednak nie wyglądali na zbyt przekonanych jej zapewnieniami. Sceptyczny wzrok ojca mówił wszystko.
— Nie będę sama — warknęła w nerwach, nie wiedząc, co miała jeszcze powiedzieć, żeby zostawili ją w spokoju. Czuła się jak głupia, świeżo upieczona nastolatka, która myślała, że sięgnęła szczytu dorosłości i sądziła, że wszystko jej było wolno. Do czasu, aż rodzice dali szlaban i sprowadzili na ziemię. Nie ważne czy z twardym, czy z miękkim lądowaniem.
Mebuki wydawała się uspokojona tą wiadomością, ale Kizashi nie wyglądał, jakby to w jakimś stopniu na niego zadziałało.
— Nie jestem dzieckiem — syknęła w stronę ojca. Miała dość jego dzisiejszego zachowania. Nie potrafiła go zrozumieć. Nie chciała dłużej być przez niego krytykowana. Chciała, by wreszcie jego spojrzenie zelżało. Chciała ponownie ujrzeć w nim to, co kiedyś.
— Dziwne, bo często się tak zachowujesz — skrytykował ją ojciec. — Patrz, gdzie doprowadziła cię twoja bezmyślność? Patrz, gdzie doprowadziła Daichiego! Gdybyś chociaż raz pomyślała, gdy byłaś w tym cholernym Kyoto, nic by się nie stało. Czy tak właśnie zachowuje się osoba dorosła? To wszystko twoja wina.
Momentalnie zaschło jej w gardle. Nie potrafiła przełknąć nawet śliny. Gdyby tylko spróbowała, wiedziała, że nastąpi ból, a po jej policzkach zaczną spływać łzy rozgoryczenia i poczucia winy. Tych słów przez dni i miesiące bała się usłyszeć najbardziej. Pociągnęła mocno nosem, wpatrując się cały czas w niezłomny wyraz twarzy ojca. Był zły, lecz nie wyglądał jakby żałował swoich słów. Mebuki natomiast od razu naskoczyła na męża, aczkolwiek dla Sakury to już nie robiło różnicy. Nie ważne, czy przeprosi, czy też nie. Takich słów nie da się łatwo wymazać z pamięci.
Próbując się przy nich nie rozpłakać, pośpiesznie zaczęła zamykać swoją torbę, w której było kilka najpotrzebniejszych rzeczy.
— Zmieniłam zdanie. Nie czekajcie na mnie. Nie wracam — powiedziała niebezpiecznie drżącym głosem. Jeszcze kilka sekund w towarzystwie rodziców, a pęknie niczym bańka mydlana, wylewając z siebie wszystkie żale.
Matka próbowała ją zatrzymać, ale ona nie słuchała. Nie czekała nawet na lekarza, który wręczyłby jej oficjalny wypis, po prostu wyszła z sali nie odwracając się za siebie.
Sasuke stał tuż naprzeciwko niej.
Przyszedł po nią. Czekał na nią, tak jak to wczoraj zapowiedział. Tylko miał cholernie złe wyczucie czasu.
Nie odezwała się do niego słowem. Chciała stąd zniknąć, nim zdenerwowana mama wybiegnie za nią, prosząc, by później wróciła. Wyminęła Sasuke bez słowa i szybkim krokiem zaczęła kierować się w stronę wind. Sasuke podążył tuż za nią.
— Zwolnij. Bo będzie to, co wczoraj — upomniał ją, kiedy tylko weszli w kolejny korytarz.
Posłuchała, co nawet dla niej było niemałym zaskoczeniem. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie podążać za radami kogokolwiek z rodziny Uchiha. Ba, że w przeciągu kilku godzin sama stanie się jej częścią.
Nerwowo nacisnęła przycisk, chcąc czym prędzej sprowadzić windę na ich piętro. To nie był dobry dzień.
Oboje milczeli podczas zjazdu na podziemny parking, a później podczas drogi do samochodu, w którym znaleźli się po kilku dłużących się minutach.
Sasuke nie odpalił od razu silniaka. Miał przeczucie, że Sakura potrzebuje kilku chwil dla samej siebie.
— Dużo słyszałeś? — spytała cicho, wpatrując się w widok za oknem. Parking był okryty pół mrokiem, wypełniony po każdy kąt przeróżnymi samochodami. Lecz wydawało się, jakby nikt oprócz nich nie był tu obecny.
— Wystarczająco — odpowiedział, wkładając kluczyk do stacyjki, nie przekręcając go. Było jeszcze za wcześnie.
— Mogłeś wejść — powiedziała, nie napotykając jego wzroku. Nie chciała zobaczyć, jak patrzy na nią z współczuciem. Rzygała już tym wszystkim. Tym ciągłym smutkiem w oczach innych, kiedy tylko na nią zerkali. Nie potrzebowała niczyjej łaski, pomimo iż właśnie na łaskę Sasuke postanowiła się zdać. Ale to jest jedyna łaska, jaką od niego zaakceptowała. Na więcej na pewno sobie nie pozwoli. Chciała zachować chociaż strzępki osobistej godności.
— Twój ojciec przestał mnie lubić, kiedy poznał moje nazwisko. Gdybym wszedł, tylko pogorszyłbym sytuacje. — Rozważał kilkukrotnie wejście do jej sali. Zwłaszcza po ostatnich słowach wypowiedzianych przez jej ojca. Nie popierał ich. Ale jakie miał prawo do wtrącania się do rodzinnej kłótni? To nie było jego miejsce.
Skinęła delikatnie głową i zaczęła wycierać nos rękawem długiej bluzy. Mimo iż matka podczas wczorajszej wizyty przyniosła jej również kilka bluzek, wszystkie oprócz jednej wrzuciła z powrotem do torby. Zwykły podkoszulek i za duża bluza całkowicie jej wystarczały. Liczyła się tylko możliwość zakrycia szpecących ją ran.
Odwróciła się w jego stronę, chcąc poprosić go, by już jechał, kiedy coś sobie uświadomiła.
— Jak zamierzasz prowadzić?
Sasuke obdarzył ją zadziornym spojrzeniem.
— Jakoś musiałem tu też przyjechać — parsknął pod nosem. Widząc, jak pomału zaczyna wracać do siebie, odpalił wreszcie silnik, przygotowując się do wyjechania z parkingu. — To automat, nie muszę używać lewej ręki.
Wywrócił oczami, dostrzegając kątem oka, jak zamierza zaprotestować.
Sakura wbiła się w skórzane siedzenie, nie mając już nic więcej do powiedzenia.
Słuchając nie za głośno lokalnej stacji radiowej przemierzyli w spokoju drogę prowadzącą ze szpitala do Urzędu Stanu Cywilnego. Do Sakury nadal nie docierało, że w przeciągu niespełnych dwóch godzin stanie się panią Uchiha. To była dość niedorzeczna myśl dla niej samej. Czuła, że dopóki nie będzie trzymać w dłoniach oficjalnego papierku, nie będzie wierzyć w swoją decyzję. Zresztą, kto by w to uwierzył? Kiedy powróciła do Konohy, nienawidziła Uchiha. Wszystkich, bez wyjątku. Lecz wtedy znienacka pojawił się Sasuke, wywracając jej życie do góry nogami. A raczej stopniowo sprawiał, że z każdym dniem pewniej kroczyła przez świat.
— Masz zamiar wrócić później do rodziców? — spytał, kiedy tylko zaparkował samochód na parkingu przynależącym do Urzędu.
Sakura wzruszyła ramionami. Od momentu, w którym opuściła szpital nie zastanawiała się nad tym ani razu. To był jej dom, jednak wątpiła, by przez kolejne dni sytuację w nim można byłoby nazwać normalną. Nie chciała kolejnych kłótni. Potrzebowała ciszy i spokoju.
— Nie wiem. Zobaczę później — mruknęła. Chciała tam wrócić. Cały czas miała taki zamiar, nim ojciec wypowiedział bolące ją słowa. Najlepszym wyjściem, o jakim była w stanie pomyśleć, była próba skontaktowania się z rodzicielką i wybadanie sytuacji z ojcem. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywał.
— Mogę zadać ci pytanie? — odezwała się nagle, widząc, jak Sasuke przymierza sie do opuszczenia samochodu,. — Aktualnie, dwa? — dodała, dostrzegając, że skupiła na sobie jego uwagę. Kare tęczówki spojrzały na nią pytająco.
— Co jest? — zapytał zaintrygowany. Sakura nigdy nie miała w zwyczaju uprzedzać o zadawaniu pytań, zazwyczaj robiła to nie zważając na to, czy chce je słyszeć, czy też nie.
— Gdzie ty byłeś przez ostatni tydzień, że nagle wróciłeś z Hachiro?
Sasuke zaśmiał się krótko.
— Zżera cię ciekawość, co? — parsknął zadziornie. Widząc jak Sakura marszczy gniewnie brwi i przygotowuje się do wypowiedzenia ostrej reprymendy, powiedział: — Spotkałem się z nim w Osace, a później wybraliśmy się w małą podróż. Nie pytaj gdzie. Nie pytaj po co. Dowiesz się podczas rozmowy z Kakashim.
Nie spodziewając się takiej odpowiedzi, Sakura rozdziabiła usta szeroko. Nie sądziła, że Hachiro spędził z Sasuke więcej niż kilka godzin, a tu dowiaduję się, że byli w swoim towarzystwie przez kilka dni. Po tym, co działo się na Inazumie sądziła, że pozabijają się jeśli ktoś wsadzi ich do tego samego pomieszczenia. Wbrew temu, co powiedział Sasuke, musiała spytać, o co chodziło.
— Co…?
— Nie pytaj — uciął jej ostro. — Wytrzymasz te dwa dni, dopóki nie spotkasz się z Kakashim. Nie jestem upoważniony w żaden sposób, by cię o tym poinformować, więc powstrzymaj swoją ciekawość na te czterdzieści osiem godzin.
Sakura wydęła policzki w chwilowym niezadowoleniu. Nie było mowy o tym, by w jakiś magiczny sposób zmusić Sasuke do gadania. Nie miała innego wyjścia - musiała czekać.
— Jakie jest twoje drugie pytanie?
Biła się z tą myślą od wczoraj, od momentu, w którym Sasuke opuścił szpital wraz z Hachiro. W ich słownej umowie, jaką wczoraj zawarli brakowało jednej, kluczowej rzeczy. Nabrała w płuca większą ilość powietrza i zacisnęła mocno dłonie w zdenerwowaniu.
— Powiesz mi, gdy się w kimś zakochasz? Nie będę w żaden sposób zawadzać, kiedy postanowisz się ustatkować.
Sakura doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nic nie trwa wiecznie. I tak samo będzie z propozycją Sasuke. Wszystko miało swój termin przydatności. To się również tyczyło pomocy względem niej i jej brata. Uczucia, jakimi go darzyła, musiała nauczyć się skutecznie odstawić na bok. Pomagał jej i to bardzo. Nie było fair z jej strony, by przez swoje widzi mi się kontrolować jego przyszłość. Każdy był kowalem własnego losu.
Sasuke spojrzał na nią z przelotnym zdziwieniem, po czym odwrócił od niej wzrok wpatrując się przez przednią szybę na samochód zaparkowany tuż przed nimi. Wiele słów cisnęło mu się na usta, ale z żadnych nie był w stanie skleić ani jednego sensownego zdania. Czy zakochał się? Czy tak wyglądało zakochanie się? Za cholerę nie miał pojęcia. Co sobie pomyśli, jeśli nie odpowie? Odchrząknął cicho, przeczyszczając zaschniętą krtań. Musiał coś odpowiedzieć - cokolwiek.
— Sakura…
Nim zdążył dokończyć myśl, która w skrócie miała powiedzieć Sakurze, by nie gadała bzdur, drzwi po stronie pasażera otworzyły się gwałtownie od zewnątrz.
— Postradałaś rozum, Sakura? Oboje zgłupieliście! — oznajmiła zbulwersowana Yamanaka.
Sakura uśmiechnęła się do niej sztucznie, zakrywając twarz luźnymi kosmykami włosów. Czuła, jak policzki zaczynały parzyć ją od środka. Miała wrażenie jakby została przyłapana przez przyjaciółkę na czymś bardzo niedozwolonym.
— Co ty tu robisz? — spytała głosem niewiniątka.
— Jeszcze pytasz? — parsknęła w rozdrażnieniu Ino, nachylając się w głąb samochodu. — Nie wiem, czy wiesz, ale biorąc ślub potrzebujecie świadków. I nowych ciuchów, zdecydowanie. Myślicie, że tak łatwo jest przygotować coś takiego w ciągu zaledwie jednego dnia? A raczej ranka!
— Ehmm… — Sakura spojrzała w stronę Sasuke błagającym wzrokiem, lecz ten jedynie wzruszył ramionami i opuścił pojazd.
— Wydaje mi się, że zrozumieli — powiedział Itachi, który na szczęście Sakury postanowił przyjść na ratunek.
— Ale ich nie można zostawić samych nawet na dwie minuty, bo od razu wpadają na jakieś dziwne pomysły! — zaargumentowała ostro, otwierając szerzej drzwi pasażera, by Sakura również mogła wyjść z auta.
— Jeśli chcesz powiedzieć, że zachowuję się gorzej niż dziecko, to daruj sobie, Ino. Mam dość rozmów tego typu. Wiem, co robię — wtrąciła chłodno Sakura. Jej słowa może i nie były tak bezprośrednie jak jej ojca, ale w jakimś minimalnym stopniu Sakurze wydawało się, jakby te dwie tak różne rozmowy niczym się od siebie nie różniły.
Ino cofnęła się o krok pozwalając przyjaciółce wyjść z pojazdu.
— To nie tak — szepnęła machając nerwowo rękoma. Sakura mimo iż na początku wydawała się normalna, kiedy tylko otworzyła drzwi samochodu, tak teraz Ino jej nie poznawała. Miała wrażenie, jakby znowu coś ją zaczęło trapić; kolejna, niezliczona już przykrość zamieszała jej w głowie.
— Nieważne — machnęła ręką Sakura, wyciągając z samochodu swoją torbę i zatrzasnęła drzwi auta.
— Biorę Sakurę i widzimy się za jakieś czterdzieści minut przed salą ceremonialną — zakomunikowana Ino głosem nieznoszącym sprzeciwu. Złapała Haruno pod ramię i nim ktokolwiek zdążył zaprotestować zaczęła kierować się z nią w stronę gmachu budynku Urzędu.
— Jeśli powiedziałam coś złego, to przepraszam — powiedziała na wstępie Yamanaka, kiedy tylko drzwi łazienki zamknęły się za nimi.
Ciche westchnięcie wydobyło się z krtani Sakury, odrzucając półpełną torbę pod najbliższą ścianę.
— To nic takiego — mruknęła pod nosem, z ogarniającym ją poczuciem winy. Nie powinna tak naskakiwać na Ino. Wiedziała, że jej przyjaciółka, kiedy była czymś podekscytowana lub zdenerwowana gadała jak najęta, nie zawsze zwracając uwagę na używane słowa. — Ale mam do ciebie prośbę — zwróciła się do niej, spoglądając na ich odbicie w dużym prostokątnym lustrze. Pomimo iż, wyglądała lepiej niż wczoraj, nadal jej stan można było określić jako tragiczny. Nie sądziła, że kiedykolwiek jej twarz osiągnie tak blady koloryt. Nadal wyglądała jak cień samego siebie. Ino natomiast wręcz przeciwnie, promieniała. Ciąża, mimo iż nie była jeszcze zbyt widoczna, nadal jej służyła.
— Wal — powiedziała radośnie Ino.
— Mogę u ciebie przenocować kilka nocek?
To pytanie całkowicie zbiło Ino z pantałyku. Na jej ustach nagle wkradł się szatański uśmieszek.
— A co z nocą poślubną? — spytała, dając przyjaciółce kuksańca w ramię.
Sakura nie potrafiła się powstrzymać; wybuchnęła chwilowym śmiechem, kręcąc przy tym głową w niedowierzeniu.
— Zapomnij, że o cokolwiek pytałam — odparła ze śmiechem, wycierając z kącików oczu łzy rozbawienia. Noc poślubna nie będzie miała miejsca, nie wspominając już o pikantnych szczegółach. To wbrew pozorom nie była komedia romantyczna. Tak zwaną noc poślubną spędzi pod ciepłą kołderką, sama. Tylko nie wiedziała jeszcze gdzie.
— A tak na serio, to dlaczego pytasz?
— Pokłóciłam się z ojcem. Grubo. Nie chcę wracać do domu póki co. — Grymas na jej twarzy można było dostrzec z daleka.
Ino uniosła brwi w zdziwieniu. Kłótnie na relacjach Sakura - Kizashi były czymś rzadkim, wręcz nieobecnym w życiu rodziny Haruno. Sakura była znana jako córeczka tatusia. Prędzej pokłóciłaby się z matką niż nim.
— Nie wydaje mi się, by prędko przeprosił.
Blondynka uśmiechnęła się do Sakury pocieszająco, a następnie przytuliła ją mocno. — Będzie dobrze — szepnęła jej do ucha.
Odwzajemniając uścisk przyjaciółki, kąciki ust Sakury uniosły się subtelnie. Za to właśnie ją kochała.
— A co do noclegu to pomyślimy. Z rana zdałam kluczyki do akademika i wprowadziłam się do Itachiego — powiedziała dość niepewnie.
Sakura prychnęła złowieszczo pod nosem, puszczając Yamanakę.
— To ja zostaję zjebana za robienie czegoś w tajemnicy, a ty, hipokrytko, słówkiem nie pisnęłaś o przeprowadzce! — krzyknęła pół-żartem, pół-serio.
— Jakoś tak wyszło — odpowiedziała, bawiąc się końcówkami swoich długich blond włosów.
— I vice versa! — zaargumentowała buntowniczo Sakura, wystawiając przyjaciółce język.
— Nadal nie mam pojęcia, jakim cudem się hajtacie — westchnęła Ino i położyła swoją wielką torebkę na blat. — Nie krytykuje, ale po prostu… zaskoczyłaś mnie, Sakura. I to bardzo.
— Zaskoczyłam samą siebie — przyznała szczerze. — Ale to jedyny sposób, by odzyskać Daichiego, jeśli wygram apelacje.
— Sasuke dużo dla ciebie robi, nie sądzisz? — zagaiła Ino, grzebiąc w swojej torebce i wyciągając z niej schludnie złożoną sukienkę.
Sakura rozłożyła dłonie w bezradności.
— Wiem i nie wiem, w jaki sposób mu dziękować.
— On już na pewno coś wymyśli — dogryzła jej ze złośliwym śmiechem Yamanaka. — A teraz rozbieraj się. Pora wcisnąć cię w kieckę.
Szmaragdowymi tęczówki z przerażeniem lustrowała jasną sukienkę do kolan przyniesioną przez Ino. Była ładna, a nawet i więcej… Była piękna. I była na ramiączkach. Sakura przełknęła ślinę w dyskomforcie. Nie założy jej.
— Nic z…
— Nawet nie marudź! Wiesz ile zajęło m, żeby ją znaleźć? Chyba nie sądziłaś, że weźmiesz ślub w ubraniach, w których wyszłaś ze szpitala!
Sakura wyszczerzyła się do przyjaciółki. Właśnie to cały czas sądziła. Nie spodziewała się takich rarytasów jak schludna sukienka, szpilki, czy nawet bukiet kwiatów, który znając Ino skrywała gdzieś w kącie.
— No chyba sobie żartujesz — powiedziała w szoku Ino, zatykając sobie usta w niedowierzaniu. — Pamiętaj, Sakura, jestem kobietą w ciąży, która nie powinna się denerwować. A więc bierz tą sukienkę, wchodź do kabiny z kibelkiem jeśli chcesz i się przebieraj.
Jej ton wyraźnie mówił, że Sakura nie ma w tej kwestii nic do gadania. Ino wsadzi ją w tę kieckę nawet siłą.
Sakura przeklnęła pod nosem.
— Pod jednym warunkiem. — Nikt nie powiedział, że nie będzie mogła się targować. — Dasz mi swoją marynarkę — powiedziała stanowczo, palcem pokazując na ubranie, jakie miała na sobie Ino.
Ta nie kryła swego zdziwienia.
~***~
— No, braciszku, zaskoczyłeś mnie — powiedział ochoczo Itachi, klepiąc brata po ramieniu i szczerząc się przy tym szeroko.
Sasuke wywrócił oczami. Itachi zachowywał się tak od kiedy Sakura zniknęła z Ino. Irytował go, zwłaszcza swoimi ciągłymi docinkami.
— Zamknij się — wycedził przez na wpół zaciśnięte zęby.
— Och szkoda, że mamy tu nie ma, - kontynuował Itachi wbrew woli brata.
— Nie zaczynaj, co? — burknął pod nosem. Nie chciał nawet myśleć o reakcji rodzicielki, która cały czas pozostowała nieświadoma wydarzeń w rodzinnym mieście. Powie jej… kiedyś. Jak będzie wiedzieć, jak to zrobić. — Jak mnie pamięć nie myli, to ty jeszcze jej nie poinformowałeś, że zostanie babcią.
Starszemu z braci od razu zrzędła mina. Itachi przeklnął brata, co Sasuke skwitował dość kolokwialnie środkowym palcem.
Usta Itachiego wykrzywiły się, ukazując zadziorny uśmieszek.
— I nadchodzi panna młoda — szepnął do brata, układając dłoń na jego ramieniu.
Sasuke odwrócił się za siebie. Dumna Ino szła środkiem obszernego korytarza, a tuż obok niej kroczyła wyraźnie zestresowana Sakura. Przyjrzał jej się, nie zdradzając niczego. Miała na sobie przewiewną, letnią, beżową sukienkę i marynarkę, którą, jak dobrze pamiętał, widział niedawno na dziewczynie brata. Musiał przyznać, że Ino wykonała świetną robotę. Sakura wyglądała lepiej. Sakura wyglądała ładnie. Ale widać było, ze nie pozwoliła sobie wpaść całkowicie w łapska przyjaciółki - na stopach nadal miała czerwone trampki. Szpilki znajdowały się w dłoni Yamanaki.
— Itachi, gdzie jest bukiet? — spytała stanowczo Ino. A Sasuke mógł dostrzec jak Sakura rzuca jej pobłażliwe spojrzenie. Nie traktowała tego poważnie. Zresztą, czemu miałaby podchodzić do tego inaczej, skoro miała to być zwykła farsa.
Oboje się na to zgodzili.
— W samochodzie — odparł z wzruszeniem ramion.
Sakura parsknęła krótkim śmiechem. Itachi udzielił bardzo złej odpowiedzi, co od razu mogła wyczytać z twarzy przyjaciółki. Ino, jako córka kwiaciarzy, doskonale znała się na kwiatach. I nawet Sakura wiedziała, że przy obecnej temperaturze kwiaty mogą nie wytrzymać parnika, jaki wytworzył się w samochodzie.
Nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, Ino jedynie wskazała dłonią w stronę wyjścia. A jej wyostrzony wzrok wyraźnie mówił Itachiemu, by się pośpieszył.
— Zaraz wracamy — mruknął pod nosem starszy z braci.
Sasuke wraz z Sakurą obserwowali, jak para, nie odzywając się do siebie, opuszcza hol urzędu. Różowowłosa uśmiechnęła się sama do siebie.
— Ciężko mi jest wyobrazić sobie tę dwójkę w roli rodziców — wyznała.
Sasuke zerknął na nią, nie spodziewając się takiej wypowiedzi z jej strony.
— Dadzą sobie jakoś radę. Mam w nich jakąś dziwną wiarę — zapewnił ją, dzieląc się z nią niewielkim uśmiechem. — Ale chcę widzieć minę matki na wieść, że zostanie babcią — parsknął.
Mikoto nie była gotowa na takie wieści, był tego święcie przekonany. Zwłaszcza, że nikt się tego nie spodziewał. Nawet on; nie wspominając już o Itachim, który to zaliczył nieintencjonalny trafny cel.
— Powiedziałeś jej o… ? — Chciała spytać o ślub, lecz słysząc jak dzwoni jego telefon urwała w połowie. Spojrzała w jego stronę. Sasuke z początku nie reagował, jakby w ogóle nie słyszał dzwoniącej komórki. — Sasuke, telefon — powiedziała, cały czas patrząc mu w oczy.
Wybudzony z letargu Sasuke, zaczął dotykać pośpiesznie kieszeni swojej marynarki w poszukiwaniu dzwoniącego bez przerwy telefonu. Po chwili wyciągnął komórkę z kieszeni jeansowych spodni. Na wyświetlaczu ukazało się jedno imię - Ayanami.
Sakura cofnęła się i usiadła na drewnianym krzesełku. Nie chciała znać powodu, z jakiego Hayashi właśnie dzwoniła do Sasuke. Cały czas nie potrafiła odgadnąć do końca ich relacji, a czasami Sakura przyłapywała siebie na myśli, że jest tylko dla Sasuke kolejną Ayanami. Z każdym dniem spędzonym w szpitalu bez odzewu Sasuke, sądziła, że poszedł do niej. W końcu ona sama stała się tymczasem zepsutym produktem. Ale myliła się. Dopiero teraz to wiedziała.
— Co jest? — zapytał w telefon Sasuke, zbliżając się do Sakury i zasiadając na siedzeniu obok.
Cokolwiek Ayanami powiedziała, spowodowało, że Sasuke wypuścił ze świstem powietrze z płuc.
— Zapomniałem.
Wargi Sakury zacisnęły się. Sasuke po raz pierwszy brzmiał, jakby szczerze przepraszał. Nie zapomniał o żadnej błahostce.
— Nie dam rady już przyjechać. — Z każdym nowym słowem Sakura czuła, jak robi jej się niedobrze. Nie z odrazy, ale ze smutku. Przeniosła wzrok na swoje trampki, którymi zaczęła uderzać o siebie, próbując znaleźć sobie inne zajęcie niż podsłuchiwanie rozmowy Sasuke z Ayanami. Specjalnie odeszła kilka kroków dalej, by nie móc słyszeć ani słowa z ich konwersacji, ale jak na złość Sasuke zachciało się usiąść na swoich czterech literach obok niej, gdzie głośno i wyraźnie słyszała, co mówi. Miała ochotę zdzielić go po łepetynie.
— W ogóle — powiedział pośpiesznie, jakby wtrącił się jej w zdanie. — Mam coś ważnego do zrobienia. Muszę być w Konoha.
Tu-dum. Sakura zaprzestała dziecinnego, bezcelowego wierzgania nogami. W napięciu wyczekiwała kolejnych jego słów.
— Nie o to chodzi — westchnął, potylicą stykając się ze ścianą. — Żenię się, Ayanami.
Tu-dum. Tu-dum. Tu-dum.
Nie potrafiła dłużej wytrzymać. Odwróciła zaskoczony wzrok w jego stronę, by dostrzec jak rzuca jej zawadiacki uśmieszek. Grabił sobie. Miała wrażenie, jakby robił to specjalnie. W dodatku co miało znaczyć oznajmienie Ayanami, że właśnie się żeni? I to w dodatku w tak bezpośredni sposób?
— Przekaż moje kondolencje rodzicom — odezwał się nagle, a Sakura poczuła, jak przez jej plecy przechodzą zimne dreszcze.
Przeczuwała, o czym była rozmowa; długo oczekiwany pogrzeb Satoru. Wstała gwałtownie z miejsca i podeszła do dużego okna naprzeciwko. Nie chciała więcej słyszeć. Nie potrzebowała więcej wiedzieć. Dłońmi chwyciła się parapetu, zaciskając mocno na jego krańcu palce. Czuła, jak jej oddech stawał się coraz to szybszy.
Ojciec miał rację, to wszystko była jej wina.
W s z y s t k o.
To, że Daichi jest w szpitalu. To, że Satoru nie żyje. To, że Sasuke miał wypadek.
Wszystko działo się przez nią. To ona była winowajczynią.
— Hej.
Przymknęła powieki słysząc, jak Sasuke zwraca się do niej. Nie powinien dla niej tyle robić. To było za dużo. Uroniła jedną łze, którą wierzchem dłoni od razu chciała zetrzeć, lecz wnet poczuła, jak Sasuke chwyta ją za ramiona i odwraca w swoją stronę.
— Nawet nie waż się obwiniać — rozkazał ostrym barytonem. Kare jak noc tęczówki świdrowały ją z wściekłością. Nie potrzebował długo, by zorientować się o czym myślała. Zdradziła ją łza i nieobecny wzrok. — To. Nie. Twoja. Wina. — warknął, nie wiedząc, jak ma kontrolować swój gniew. Sakura nie miała żadnego prawa do obwiniania się. Nie zrobiła niczego złego, ale czasami przetłumaczenie jej czegoś było gorsze niż rozmowa z dzieckiem.
Widząc, jak spuszcza wzrok, potrząsnął nią.
— Przestań zachowywać się infantylnie. Zapłacą za wszystko co zrobili. Nawet za śmierć Satoru, z którą ty nie miałaś nic wspólnego. Więc przestań do jasnej cholery się obwiniać — powiedział, zaciskając mocniej dłonie na jej ramionach.
Sakura syknęła nagle z bólu, przyciskając prawe ramię bliżej ciała.
Oczy Sasuke zadrżały, puszczając ją od razu.
— Przepraszam.
Wystarczyła chwila nieuwagi, by zapomniał o jej gojących się ranach. Nie chciał zrobić jej krzywdy.
— To nic — odparła, pociągając mocno nosem. Uniosła głowę spoglądając niepewnie na jego osobę.
Sasuke uważnie przyjrzał się zamglonym szmaragdowym tęczówkom. Nie widział w nich nic oprócz szargającego nią bólu; była przygnębiona. Kolejna przykrość wyrządzona przez braci Mori mogła złamać ją na dobre. Nie zamierzał do tego dopuścić.
— Nie zrobiłeś tego specjalnie — szepnęła, zakrywając włosami widoczne rany na szyi.
— Jeśli nie chcesz, możemy to odwołać. — Nie wiedział, czemu to powiedział. Nie chciał jej do niczego zmuszać, a wydawało mu się, że wczoraj wystarczająco popchnął ją do podjęcia decyzji, która miała za zadanie usatysfakcjonować jego samego. Nie wziąłby nie za odpowiedź. Nie w tej sytuacji.
— A czego ty chcesz, Sasuke? — zapytała nagle.
Jej twarz ponownie zrobiła się blada, jakby ilość makijażu nałożonego przez Ino nie była wystarczająca.
Nie chciał odpowiadać na to pytanie. Było za trudne, nawet jak dla niego. Nie był gotowy na udzielenie jej odpowiedzi. Jeszcze nie.
— Jesteśmy! — Sasuke jeszcze nigdy nie cieszył się z usłyszenia głosu Yamanaki, jak właśnie w tej chwili. Gdyby nawet mógł, okazałby jej odrobinę wdzięczności. Ale nie mógł, zbyt dużo ciekawskich oczu patrzyło, włączając w to Sakurę, która ani na chwilę nie ściągnęła z niego swego spojrzenia.
— Wszystko okej? — spytał Itachi, podchodząc wraz z Ino do milczącej pary.
Czarne i zielone tęczówki lustrowały siebie nawzajem z wiszącym nad nimi pytaniem. To nie była skomplikowana gra. A jej reguły były dość proste: kto pierwszy pęknie, ten odkryje swoje serce. Żadno z nich nie chciało przegrać, bojąc się konsekwencji.
— Ej…? — odezwała się zaniepokojona Ino. Wiedziała, że musiało ich dużo ominąć, kiedy poszli po kwiaty. Sakura nie wyglądała najlepiej.
— W porządku — powiedziała wreszcie Sakura. — Możecie dać nam jeszcze chwilkę? — poprosiła.
Itachi zerknął na zegarek.
— Jeśli nadal chcecie brać ślub, to macie dziesięć minut — rzucił starszy z braci. I nim Ino zaczęła prostestować, bądź też dopytywać, co się dzieje, chwycił ją za przedramię i podążył wraz z nią ku sali ceremonialnej.
— Nie chodzi o to czego ja chcę, Sasuke, tylko o to, czego chcesz ty. To ty się w tej chwili poświęcasz bardziej niż ja. To ty masz więcej do stracenia, Sasuke. A ja…
— Nie dasz sobie sama rady — wtrącił. Sakura miała rację. Poświęcał się i to pewnie bardziej, niż jego rodzina by chciała. Ale nie widział innego wyjścia. Chciał to zrobić. — Powiem to tylko raz i nie każ mi się powtarzać: Chcę ci pomóc. Chcę to zrobić, by Daichi nadal miał normalną rodzinę. Więc teraz to ty mi odpowiedz, co chcesz zrobić. Chcesz tego ślubu?
Nie wiedziała, jak zareagować jego słowa. Chciała je ponownie usłyszeć, by móc bardziej wyryć je w swojej pamięci. Lecz z jej krtani wydobyło się zaledwie jedno słowo:
— Chcę.
— Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Sakurą Haruno i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
Sakura nigdy nie przypuszczała, że wyjdzie za mąż w wieku dwudziestu jeden lat. Co więcej, że nie będzie to ślub z miłości. Bo to właśnie miłość powinna popychać dwójkę kochających się ludzi do tak ważnej decyzji jak ślub. Zawsze wydawało jej się, że jeśli kiedyś zdecyduję się na mariaż z odpowiednim partnerem, będzie to w tradycyjnej kaplicy Shinto w rodzinnym gronie.
Zawiesiła wzrok na obrączce, jaką Sasuke właśnie wsunął na jej palec. Na długo przed ceremonią zapomniała o czymś tak symbolicznym jak obrączka. Nie wiedziała, czy on je kupił, czy jednak Itachi, który właśnie był odpowiedzialny za podanie obrączek, miał coś z tym wspólnego. Pierścionek mimo swojego skromnego wyglądu, wyglądał na drogi.
Bała się go nosić. Nie chciała go zgubić, wiedząc, że za jakiś czas będzie zmuszona go oddać. Obrączka, mimo iż od dzisiaj będzie ją nosiła, nie należała do niej. Nie zamierzała nawet się do niej przyzwyczajać.
Czując, jak Ino delikatnie uderza ją łokciem w ramię, spojrzała na urzędnika przepraszająco, po czym biorąc ze srebrnego talerzyka obrączkę Sasuke, zaczęła powtarzać słowa swojej przysięgi.
— Świadoma praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuje w związek małżeński z Sasuke Uchiha i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.
Te słowa wydawały się tak łatwe do wypowiedzenia, a mimo wszystko ich znaczenie wcale nie było takie proste, jakby się wydawało. Zastanawiała się czy Sasuke zdawał sobie sprawę z tego, co właśnie sobie przysięgali. Oboje wkroczyli w swoje największe życiowe kłamstwo, z którego jedynym wyjściem był rozwód. Śmieszne było, że jeszcze przed trzydziestką oboje staną się rozwodnikami.
Wsuwając pierścionek na palec Sasuke, wiedziała, że właśnie przypiętowała swój los.
Stała się jedną z nich.
Stała się Uchiha.
Nigdy nawet o tym nie śniła. Nie chciała nawet myśleć, co jej rodzice sobie pomyślą, kiedy dowiedzą się o tym, co właśnie się stało. Mogła sobie wyobrazić, jak złość ojca powiększa się, nazywając ją nawet zdrajczynią. Zdradziła samą siebie, swoje wszystkie przekonania, godząc się na ten ślub. Ale nie zamierzała się cofać. Robiła to dla Daichiego. To on się teraz liczył, ona jakoś da sobie w życiu radę.
Aby przypięczetować myśli Sakury, starszy mężczyzna odziany w czarnę togę, powiedział następujące słowa:
— Wobec zgodnego oświadczenia obu stron, złożonego w obecności świadków, oświadczam, że związek małżeński Pani Sakury Haruno i Pana Sasuke Uchiha został zawarty zgodnie z przepisami…
Sakura przestała słuchać. Perspektywa tego, co właśnie zrobiła, pomału wsiąkała w nią niczym woda w gąbke.
Sakura Uchiha. Dziwnie to brzmiało. Ale zrobiła to; stała się żona Sasuke i wystarczyło na to zaledwie pietnaście minut.
— Można pocałować panną młodą. — Te słowa spowodowały, że Sakura zadrżała.
Pocałunek…
Nie wiedziała, dlaczego tak nagle się spięła - w końcu już kilkukrotnie ich usta, a nawet języki złączyły się ze sobą. Ale wtedy byli sami, cieszyli się tylko swoją obecnością i nie musieli zważać na ciekawsko spoglądające na nich oczy. Wtedy mieli prywatność, której teraz brakowało.
Żadno z nich nie traktowało tego pocałunku w specjalny sposób. Ich usta zaledwie zetknęły się ze sobą na kilka krótkich sekund, po czym tradycji stało się zadość i urzędnik ogłosił ich mężem i żoną.
Wychodząc z sali, wzięła głęboki oddech. Szła jak zaklęta, cały czas niewierząc w to co właśnie zrobiła. Chciało jej się śmiać. Tak głośno, by wszyscy mogli ją usłyszeć.
— Słuchasz? — szept Sasuke tuż przy jej uchu spowodował, że podskoczyła w miejscu.
— Co? — zapytała, w przerażeniu wzrokiem wodząc po całej trójce.
— Ktoś chyba oniemiał ze stania się panią Uchiha — powiedziała uszczypliwie Ino. Sakura zamierzała odpowiedzieć ciętą ripostą, kiedy poczuła, jak Sasuke chwyta ją za dłoń i mocno ściska. W tej chwili nie rozumiała swojego własnego postępowania. Jej ciało zareagowało samo, również ściskając jego dłoń, tak by nikt nie widział. — Zapronowaliśmy z Itachim, byś dzisiaj przyszła do nas z Sasuke, biorąc pod uwagę sytuację z ojcem. Zjemy coś, napijemy, a raczej wy będziecie pić, a ja będę sączyć herbatkę. I po prostu będziemy mieć frajdę — Ino ukazała białe ząbki, chcąc jeszcze bardziej zachęcić przyjaciółkę do swojego pomysłu.
Sakura przygryzła dolną wargę. Powinna wrócić do domu. Wiedziała, że jej matka tego oczekiwała, ale nie była w stanie spojrzeć ojcu prosto w oczy. Nie po tym, co powiedział, zwłaszcza, że jeszcze przed wzięciem ślubu stwierdziła, że miał rację. Sytuację mógł pogorszyć fakt, że od pięciu minut nie była już Haruno. Kompletnie nie wiedziała, jak jej rodzice zareagują na tę rewelację.
Widząc, jak Ino się do niej zbliża, puściła w panice dłoń Sasuke, której od razu zaczęło jej brakować.
— Wielkie czoło, nie daj się prosić w nieskończoność! Muszę cię trochę rozluźnić! To w końcu twoja noc poślubna! — oznajmiła radośnie, skacząc w okół różowowłosej.
— Ino… — zaczęła spokojnie Sakura, chcąc początkowo odmówić, lecz obawa przed rodzicami wzięła nad nią górę.
Yamanaka, słysząc głos przyjaciółki, od razu zrobiła naburmuszoną minę.
— Nie powiedziałam nie — fuknęła bawiąc się płatkami kwiatów.
Ino od razu podbiegła bliżej niej i przytknęła swoją twarz zaledwie milimetr od jej.
— Czyli że się zgadasz? I nie protestujesz? I nie wymyślasz jakichś głupich wymówek? — dopytywała na jednym oddechu.
Sakura zaśmiała się szczerze, pierwszy raz od dłuższego czasu.
— Tak, tak, tak… Pójdę, ale pod warunkiem, że odstąpisz mi swoje pudełko lodów truskawkowych, tych z pralinkami i karmelem.
Ino zgodziła się na ten kompromis z dużym bólem. Oddanie pudełka tych lodów wcale nie było takie proste. Ale zrobiła to w imię przyjaźni.
— No daj troszkę — poprosiła blondynka, nachylając się przez oparcie kanapy i spoglądając dużymi lazurowymi tęczówkami na Sakurę. Różowowłosa pokręciła jednak głową, wkładając do ust pełną łyżkę lodów.
— Jesteś zołza! Żałujesz swojemu chrześniakowi lodów! Nigdy nie sądziłam, że okażesz się taka podła!
Sakura wywróciła lakonicznie oczami, wyciągając łyżkę z ust i nabierając na nią kolejną porcje ulubionych lodów Ino.
— Jesteś bez se… — Sakura wetknęła łyżkę w rozdziabione usta przyjaciółki.
— Już się najadłam — powiedziała z uśmiechem, wręczając Ino półpełne pudełko lodów.
Ino odebrała Sakurze trzymaną przez nią łyżkę, połknęła małą porcję, po czym chwyciła za pojemnik i zaczęła zajadać się lodami.
— Będziesz gruba — skwitowała Sakura, wstając z kanapy w mieszkaniu Itachiego. Obu braci tuż po przyjechaniu do domu Itachiego i Ino, wybrali się na małe kilkuminutowe zakupy, pozostawiając przyjaciółki same.
— Daj mi miesiąc i pomału zacznę wyglądać jak wieloryb — zaśmiała się Yamanaka po przełknięciu słodkości.
Sakura parsknęła kolejną falą niepohamowanego śmiechu; Ino raczej nigdy się nie zmieni. Idąc w stronę swojej torby, poczuła lekkie uderzenie w plecy, natomiast kiedy się odwróciła ujrzała luźne ciuchy przyjaciółki leżace na podłodze.
— Chyba chcesz się przebrać, co?
Na ustach nowej członkini rodziny Uchiha wykwitł kolejny uśmiech tego dnia. Tuż po podziękowaniu schowała się w łazience i przebrała.
W oczekiwaniu na powrót dwóch braci przyjaciółki rozsiadły się wygodnie na kanapie, przełączając co chwilę kanały i zajadając się słodkimi lodami, które skończyły się w mgnieniu oka. Ino oczywiście nie omieszkała w krótką wiadomość do Itachiego, prosząc go o kolejne pudełko. Wybór kanału telewizyjnego wreszcie padł na lecący akurat To tylko Seks.
— I tak skończą razem — powiedziała Ino.
— Skąd taki pomysł?
Pierwszy raz oglądała tą komedię. Nawet wcześniej nie wiedziała, że Timberlake gra w filmach, a zwłaszcza takich. Ale musiała mu przyznać, że dobrze mu to szło, idealnie wczuwał się w rolę.
— Fakt, numerek na jedną noc, to numerek na jedną noc, ale jeśli liczba współżyć pomiędzy tymi samymi osobami jest dwa albo większa, jakaś więź po prostu musi się wytworzyć.
Sakura spojrzała na nią bacznym wzrokiem, przeczuwając, jakie będą jej następne słowa.
— Z tego, co pamiętam, to z Sasuke spałaś dwa razy albo i więcej, jeśli coś mnie nie ominęło — uśmiechnęła się do niej szeroko.
— I co z tego? — mruknęła z westchnięciem wracając do oglądania filmu.
Fakt, seks z Sasuke był dobry. I mogłaby się nawet skusić na kolejny raz, ale to nie o to tutaj chodziło.
— I to z tego, że oficjalnie jesteś jego żoną, a to, że pożycie małżeńskie było, jeszcze bardziej popiera moją wcześniejszą tezę.
Promieniujący uśmieszek nie schodził z twarzy Ino. Sakura czuła, jak ta specjalnie szczerzy się do niej, jakby była kolejną porcją jej ulubionych lodów.
— Lepiej się przymknij — wycedziła, starając się skupić całą swoją uwagę na filmie, który w obecnej chwili najchętniej by przełączyła. Szkopuł jednak polegał na tym, że to Ino władała pilotem.
— Bo?
Sakura chwyciła za poduszkę i rzuciła nią w przyjaciółkę. Nie mając czasu na unik, z ust Ino wydobył się krzyk, zaraz stłumiony przez poduszkę, która idealnie zderzyła się z jej twarzą.
— Niech no ja cię… — powiedziała z mordem w oczach Yamanaka.
Drzwi do mieszkania otworzyły się i od razu można było usłyszeć donośny głos Itachiego.
— Nie, nie mam lodów, Ino. Nie było ich.
Widząc zszokowaną minę Ino, Sakura uśmiechnęła się do niej diabolicznie.
— To twoja kara — wytknęła jej i chcąc stłumić głośny śmiech, schowała głowę w poduszkę.
— Tylko powiedziałam prawdę, co nie znaczy, że mogło zabraknąć moich lodów! To jest niedopuszczalne! — Bulwers Ino rozśmieszał wszystkich, nawet ją samą.
— Jaką prawdę? — odezwał się nagle Sasuke.
Sakura poderwała głowę do góry z istnym przerażeniem spoglądając na Ino, od której biła duma jak od pawia. W myślach Sakura zaczęła odmawiać wiązankę rzeczy, które zrobi przyjaciółce, jeśli ta piśnie choć słowo z ich babskiej rozmowy.
— Ponieważ… — zaczęła Ino, a Sakura nie omieszkała zauważyć, że ten przeklęty szeroki uśmieszek powrócił na jej twarz.
Wyrwie jej wszystkie kudły, jeśli powie choć jedno słowo, które by ją skompromitowało. Bała się nawet zerknąć na Sasuke w obawie, że ten ją przejrzy.
— A nic. Taka mała babska rozmowa — machnęła ręka Yamanaka.
Z ust Sakury wydobyło się głośno westchnięcie wdzięczności. Ta mała jędza w ciąży zrobiła to specjalnie. Nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
— Babskim rozmowom mówię “nie, dziękuję” — parsknął Itachi. — Zaraz przyjedzie jedzenie.
Dostawca przyjechał po piętnastu minutach wraz z ciepłym meksykańskim jedzeniem. Całe popołudnie i wieczór spędzili tak, jak Ino zapowiedziała, w luźnej i relaksującej atmosferze. Sakura nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała szanse spędzić właśnie tak wolny czas. Wydawało jej się, że było to wieki temu. Nawet w żaden sposób nie czuła się skrępowana z powodu obecności Sasuke, który zawsze znajdował się gdzieś tuż obok niej. Zresztą, skrępowanie pomiędzy nimi dawno już odeszło w niepamięć. Chociaż, musiała przyznać, że dziwnie czuła się teraz siedząc z nim na tej samej kanapie z obrączką na palcu. Nawet jeśli nie zaszły żadne zmiany, to i tak czuła się inaczej. Ale odczuwała również ulgę. Dzięki małżeństwu z Sasuke, nie ważne czy fikcyjnemu, czy też nie, Daichi tuż po przebudzeniu będzie mógł wrócić do domu, który zna na wylot. Wątpiła, by nawet marudziła na następnego przyniesionego przez niego zwierzaka. Była w stanie zaakceptować nawet kolejnego szczura.
Po kilku godzinach spędzonych przed telewizorem, przy rozmowach i popijając herbatkę Ino pomału zaczynała zasypiać na ramieniu ukochanego. Nie minęła chwila, jak Sakura zauważyła, że przyjaciółka całkowicie zasnęła. To samo dostrzegł Itachi, który w przerwie filmu wziął Ino na ręce i zaniósł do sypialni, pozostawiając nowych małżonków samych.
— Przepraszam za wcześniej. — Długo myślała nad ich rozmową tuż przed ślubem. Wstydziła się swojego zachowania. Nie wiedziała, co w ogóle ją podkusiło do takiego toku myślenia. Wpadła w panikę, kiedy dowiedziała się o pogrzebie Satoru. Podkuliła nogi bardziej pod siebie, opierając na kolanach podbródek. Obiecała sobie, że będzie twarda, że będzie walczyć. A kiedy o tej obietnicy zapomniała, nie kontrolowała swoich słów, czynów, a nawet myśli.
Sasuke skinął głową porozumiewawczo.
— Po prostu przestań się obwiniać za wszystko.
Nie potrzebowała więcej jego słów, wierząc, że nawet jeśli ponownie przestałaby się kontrolować, on postawiłby ją na nogi. Tak jak to zrobił dzisiaj. Wierzyła w niego.
Kto by pomyślał, że Sasuke stanie się moim kołem ratunkowym, pomyślała, uśmiechając się od ucha do ucha. Czując, jak jej telefon wibruje w kieszeni materiałowych szortów, wyciągnęła go, a dostrzegając numer matki nie wiedziała, czego miała się spodziewać. Dobre wieści? Złe wieści? A może to ojciec z kolejnym kazaniem? Nie chcąc dłużej zadręczać się pytaniami, bez słowa wstała z kanapy i wyszła boso na balkon, gdzie następnie odebrała połączenie od matki.
— Halo?
— Nareszcie! Myślałam, że coś się stało, tak długo nie odbierałaś — usłyszała spanikowany głos matki.
— Nic mi nie jest. Nie musisz się martwić. Jestem u Ino, póki co zostanę z nią na trochę — powiedziała, opierając się łokciami o metalową balustradę.
Nie potrafiła określić, jak bardzo jej słowa były prawdziwe. Dzisiaj rzeczywiście tu będzie spała, ale pod znakiem zapytania leżało jutro i kolejne dni.
— Sakura, wiesz, że ojciec nie chciał tego powiedzieć.
Chciała powiedzieć, że wie i rozumie, ale nie potrafiła. Te kilka krótkich słów przyprawiło jej zbyt dużo cierpienia w ostatnich godzinach.
— Nieważne. Było minęło — stwierdziła wreszcie chłodno. Jej relacje z ojcem nigdy nie będą już takie jakie były wcześniej.
— Wrócisz jutro do domu? Ojciec na prawdę żałuję tego co powiedział. Przyjedź. - Słyszała to matczyne błaganie w jej głosie.
Biła się z myślami dłuższą chwilę, a matka nie ponaglała jej w podjęciu decyzji. Cały czas obawiała się ich reakcji odnośnie ślubu z Sasuke. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, jakie nazwisko oboje teraz nosili. Miała przeczucie, że jej ojciec eksploduje, gdy tylko się dowie.
— Przyjadę — powiedziała z ogarniającym ją strachem. Pomyślała nawet, by przez chociaż krótki okres czasu zataić informację o ślubie przed nimi, ale nie wiedziała, czy był to najlepszy pomysł. — Mamo… — zaczęła niepewnie ze łzami w oczach. — Daichi wróci do nas, zobaczysz. Obiecuję.
Mebuki zamilkła po drugiej stronie słuchawki.
— Sakura, nie myśl o tym. Po prostu wróć jutro do domu, co? Pozdrów Ino. Do jutra.
— Do jutra — szepnęła Sakura do głuchego już telefonu.
Chciała odebrać matce wszystkie zmartwienia, z jakimi się zmagała. Ostatnie tygodnie nie były łaskawe dla jej rodziców i chociaż w drobnym stopniu chciała im ulżyć. Przyłożyła dłonie do oczu, wycierając je ze zbierających się łez, powtarzając sobie, że od dziś wszystko będzie dobrze; koniec ze łzami i ciągłym zamartwianiem się.
Słysząc kroki, zerknęła przez ramię w stronę szklanych, przyciemnianych drzwi, gdzie dostrzegła Sasuke.
— Zdecydowanie masz problem z podsłuchiwaniem — stwierdziła, odwracając wzrok ponownie na nocny krajobraz rozprzestrzeniający się tuż przed nią.
Dawno tak beztrosko nie patrzyła na ogarniętą nocą Konohę.
— A ty z płakaniem — skwitował, opierając się o barierkę tuż obok niej.
Nie skomentowała. Nie zamierzała zaprzeczać.
— Piwa? — zagaił, podając jej jedną z dwóch przyniesionych butelek alkoholu.
Nawet jeśli w jej organiźmie krążyły już dwa, nie odmówiła sobie kolejnego. Ale miała wrażenie, że przez leki przeciwbólowe, które cały czas zażywała, alkohol o wiele szybciej docierał do jej głowy.
Obserwowała, jak samochody przejeżdżały ulicą, piesi przechadzali się nocą, raz po raz sącząc piwo. Słysząc odgłosy kłótni, stanęła przy balustradzie i uniosła się na palcach, wychylając się.
— Mam nadzieję, że to nie jest twój kolejny głupi pomysł — powiedział, łapiąc ją asekuracyjnie za ramię.
Sakura miała ochotę kopnąć go w jaja.
— Już ci coś powiedziałam na ten temat, Uchiha. Chcę żyć. Teraz jedynie bawię się w ciebie i chcę trochę popodsłuchiwać. — Czuła jak uścisk Sasuke umacniał się bardziej na jej ramieniu.
— Przezywasz mnie czy siebie, Uchiha?
Zaskoczona jego słowami straciła rónowagę, jej stopy ześlizgnęły się z balustrady, a butelka z piwem wysunęła się z jej dłoni i z hukiem uderzyła o chodnik, przerywając kłótnie małolatów.
— Oops — zaśmiała się pijackim głosem.
— Cicho. — Sasuke zakrył jej usta dłonią, odwracając ją do siebie.
Niemalże od razu gdy ją uciszył, do ich uszu doszły donośne krzyki burzących się nastolatków, zastanawiających się, kto ich zaatakował butelką piwa.
Sakura nie szarpała się, nawet nie drgnęła, stała spokojnie wpatrując się w twarz Sasuke, który teraz sam wyglądał za balustradę w poszukiwaniu delikwentów. Krzyki nastolatków nie ustawały, przez chwilę nawet się nasiliły, ale po kilku ciągnących się w nieskończoność minutach młodziaki zaczęły się oddalać. Cały czas skrupulatnie obejmował ją ramieniem, drugą dłonią bez przerwy zakrywając jej usta.
— Poszli — stwierdził, cofając się wraz z Sakurą w głąb balkonu.
Dopiero teraz wymusiła na sobie jąkąkolwiek reakcję - skinęła delikatnie głową, delektując się jego bliskością. Podczas pobytu w szpitalu wiele razy chciała, by przyszedł i właśnie tak ją przytulił. Chciała ponownie czuć bijące od niego ciepło. Chciała ponownie poczuć się bezpieczna. Tak jak teraz.
Sasuke pomału zabrał dłoń z jej ust, zauważając jak Sakura go obserwuje. Widział już to spojrzenie, tak bardzo soczyste i wypełnione uczuciami. Spojrzał na jej usta, wystarczył ten jeden moment, by nachylił się nad nią i ją pocałował.
Tak po prostu; bo c h c i a ł ; bo m óg ł .
Sakura zaplotła ramiona wokół jego szyi, napierając na niego ciałem. Właśnie tego tak desperacko pragnęła przez ostatnie siedem dni. Ekscytacja ogarniała ją z każdym pocałunkiem, jakie delikatnie oddawała. Nie śpieszyli się, tak jak wcześniej. Mieli tyle czasu, ile tylko zapragnęli.
Drzwi od balkonu rozsunęły się niespodziewanie.
— Pytanie. Jak będziecie spać? Razem czy oso… — Urwał Itachi, widząc jak jego brat ze swoją małżonką odskakują od siebie, jakby dopiero co zostali oblani kubłem zimnej wody. Widząc, czego właśnie był świadkiem, Itachi posłał im łobuzerski uśmieszek. — Nie ważne, chyba znam już odpowiedź na swoje pytanie. Nie przeszkadzajcie sobie — powiedział, zauważając, jak twarz Sakury pomału przybiera kolor purpury. Jego młodszy brat jak zwykle wydawał się niczym wzruszony.
— Ach, i Sakuro. Witamy w rodzinie.
Sakura przymknęła powieki w bezradności, nasłuchując, jak Itachi opuszcza balkon i wraca do swojego mieszkania. Nie wierzyła w to, co właśnie powiedział chłopak Ino, a teraz oficjalnie jej szwagier. Spojrzała na Sasuke, który właśnie sączył jak maniak drugą połowę swojego piwa. Też miała ochotę na napój alkoholowy, by móc wymazać tę chwilę zażenowania z pamięci. Ale niestety, z jej butelki nie zostało kompletnie nic. Pozostawała próba urowatowania resztek piwa z odłamków szkła, ale na tyle zdesperowana nie była.
Widząc, że czar prysł, upewniła się, że nie zostawiła po sobie niczego na balkonie i weszła do środka.
Kiedy kładła się do rozłożonego z sofy łóżka, Sasuke nadal przebywał na balkonie. Korciło ją, by do niego wyjść, by dokończyć to, co zaczeli, ale nie wiedziała, jak wykonać ten pierwszy krok. Ten dzień i tak był już przepełniony anormalnymi wydarzeniami. Patrząc na drugą połowę łóżka, westchnęła cicho. Mają spać razem - nie dlatego, że są “fałszywym” małżeństwem, ale dlatego, że Itachi przyłapał ich na całowaniu, o wiele bardziej namiętnym niż ten w urzędzie. Gdyby mogła cofnąć czas, upewniłaby się, że drzwi balkonowe są zamknięte od zewnątrz, dzięki temu nie musiała teraz zastanawiać się, jak ma sobie poradzić następnego dnia z Itachim. Błagała w myślach, by tylko nic nie powiedział Ino; jeśli jej przyjaciółka dowiedziałaby się o tym, co miało miejsce na balkonie, nie dałaby jej spokóju, dopóki nie przyznałaby się do swoich uczuć wobec Sasuke.
Szkopuł polegał na tym, że bała się cokolwiek takiego powiedzieć. Bała się zmierzyć z własnymi uczuciami, nie wiedząc, co kryje się w sercu Sasuke.
Wzdychając, opadła na poduszkę i naciągnęła na siebie kołdrę. Nie chciała teraz myśleć o swoich uczuciach. One mogły poczekać, w przeciwieństwie do Daichiego i zbliżającej się wielkimi krokami apelacji. Później będzie się zastanawiać nad tym co czuje i czy w ogóle warto poruszać temat uczuć z niedostępnym Sasuke. Przymknęła powieki, chcąc jak najszybciej oddać się w objęcia snu.
To nie był zły dzień.
To był po prostu dziwny dzień. Zupełnie inny niż wszystkie poprzednie. W końcu nie co dzień bierze się ślub.
Sen jednak nie był błogim odpoczynkiem, o którym marzyła, przykładając głowę do poduszki. Wraz z przyjściem kolejnej nocy, koszmary jakie nękały ją w szpitalu, powróciły. Widziała Miyaviego, słyszała jego szaleńczy śmiech, czuła jak ostrze noża ponownie rozcinało jej skórę. Ból był nie do zniesienia. Próbowała krzyczeć, wołać o pomoc, lecz słowa uwięzły w jej krtani. Krew była wszędzie, nawet na twarzy byłego chłopaka.
Nagle poczuła coś nowego - szarpanie. Ale tym razem to nie Miyavi stał za tym fenomenem.
Oddychając chaotycznie, otworzyła szeroko oczy, wpatrując się od razu w kare tęczówki Sasuke.
— Zły sen? — spytał szeptem, cały czas trzymając dłonie na jej ramionach.
Sakura zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, z początku nie rozpoznając, gdzie jest. Chwile jej zajęło przypomnienie sobie, co się wydarzyło zanim poszła spać i gdzie się obecnie znajdowała.
— Tak — wychrypiała.
Nie miała siły zaprzeczać, zwłaszcza, że Sasuke i tak wiedział lepiej.
— Jesteś cała spocona — zauważył, po czym puścił ją i następnie podał jej ręcznik.
Sakura podniosła się do siadu, wycierając pomału twarz i szyję z potu, spowodowanego kolejnym koszmarem. Nie chciała już pamiętać tego, co zaszło w jej mieszkaniu. Miała dość wracania co noc do niechcianych wspomnień. W jej życiu było o wiele więcej przyjemnych momentów, by ciągle rozmyślać o jednym i tym samym. Paranoją było, że człowiek w snach był bardziej podatny na wspominanie tych złych życiowych momentów, niż rozpamiętywanie czegoś, co przysparzało im radość.
Sasuke podał jej jeszcze butelkę wody i bez kolejnego słowa usiadł po drugiej stronie rozłożonej sofy.
— Dzięki, że mnie obudziłeś. — Nie powiedziała tego z żadnym wyrzutem. Była mu wdzięczna, że wyrwał ją z koszmaru.
— Wierciłaś się, mamrotałaś pod nosem i próbowałaś krzyczeć — powiedział jakby do siebie, wpatrując się na wyłączony już telewizor. — Śniłaś o…? — Zbytnio nie wiedział, jak miał nazwać to, co wydarzyło się w mieszkaniu Sakury. Jakby miał to nazwać fachowym językiem prawniczym, od razu użyłby sformuowania próba morderstwa, bo tak też to wyglądało.
— Tak — powiedziała, odkręcając korek butelki z wodą, doskonale wiedząc, o co chciał zapytać. — Śniłam o tamtym. — A nie chciała. Chciała zapomnieć, ale to nie będzie jej dane, dopóki nie zakończy się apelacja.
Kilkoma większymi łykami opróżniła plastikową butelkę.
— Często tak masz? — dopytywał cały czas ściszonym głosem, nie chcąc obudzić brata ani Ino.
— Co noc. — Sakura nie rozumiała, dlaczego z taką łatwością przychodziło jej o tym mówić. Ku jej zdziwieniu, nie czuła nawet strachu, jaki towarzyszył jej jeszcze chwilę po wybudzeniu z koszmaru. — Kiedyś minie — oznajmiła, próbując pocieszyć samą siebie. Odłożyła pustą butelkę na podłogę i ponownie położyła się, nakrywając się po szyję kołdrą.
Nie usłyszała żadnego komentarza ze strony Sasuke na temat nękających ją koszmarów. Zamiast tego podjął zupełnie nowy temat.
— Masz coś przeciw temu, że będę tu spał?
Sakura spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem.
— A od kiedy interesuje cię moje zdanie na ten temat? — spytała zgryźliwie. — Śpij, gdzie chcesz. — W żaden sposób nie przeszkadzała jej jego obecność, wręcz przeciwnie; chciała, by położył się obok niej. Spędzili ze sobą wystarczająco intymnych momentów, by móc skrępowanie odstawić na bok.
Sasuke na jej słowa rozebrał się do bokserek, rzucając ciuchy niechlujnie na podłogę i układając się na łóżku tuż obok niej.
Kącik ust Sakury uniósł się delikatnie, czując jego obecność zaledwie kilka centrymentów od niej. Wpatrywała się w sufit, starając się utrzymać czysty umysł. Nie było mowy, by prędko ponownie zasnęła; nie po tym, co znowu widziała w swoim śnie.
— Będziesz w ogóle dziś spała? — zapytał Sasuke z na wpół otwartymi oczyma.
Sakura skrzywiła usta w zamyśleniu. Chciała się przespać, a nawet i porządnie wyspać, ale nie była pewna, czy będzie jej to dane.
— Nie wiem — burknęła w niezadowoleniu.
Usłyszała szelest kołdry, po czym poczuła, jak Sasuke obejmuje ją w pasie ręką okrytą gipsem.
— Spróbuj — szepnął czule, przyciągając ją bliżej siebie.
~***~
Po dwukrotnym zapukaniu w drewniane drzwi pewnym krokiem weszła do gabinetu Kakashiego w głównym budynku Uniwersytetu Konohy. Za biurkiem nie siedział nikt; po Hatake nie było śladu, ale gabinet nie był pusty.
— Zaraz wróci. Wyszedł gdzieś z Sasuke na chwilę — powiedział Hachiro, spotykając się z jej wzrokiem, kiedy tylko weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.
Sakura wiedziała, że Sasuke będzie tu wcześniej, sam jej to powiedział wczorajszego dnia, kiedy tylko odstawił ją pod dom rodziców. Wróciła do domu, co obiecała matce, lecz atmosfera była taka, jakiej się spodziewała; z ojcem praktycznie nie zamieniła słowa, oprócz krótkiego ‘hej’ na przywitanie. Resztę swojego wczorajszego dnia przesiedziała w pokoju, który przed wyprowadzką do Kyoto dzieliła z młodszym bratem.
Podeszła do Hachiro i usiadła w fotelu tuż obok niego. Nim zdążyła jednak cokolwiek powiedzieć, Akiyama odezwał się pierwszy.
— A więc zrobiłaś to. — Jego wzrok był skupiony na obrączce z białego złota, która znajdowała się na jej lewej dłoni.
Źrenice Sakury zadrżały, spoglądając na niego w zdumieniu.
— Wiedziałeś? — spytała. Gdy rozmawiali ze sobą chwilę w szpitalu, nie dał po sobie poznać nawet przez chwilę, że wie o propozycji Sasuke.
Hachiro przytaknął z grymasem na twarzy.
— Powiedział mi, zanim ty o tym wiedziałaś — przyznał. — Powiedział też o twoim bracie, ale dopóki nie przyjechaliśmy pod szpital nie powiedział nic o tym, co spotkało ciebie.
Sakura obserwowała, jak Hachiro w nerwach zaciska dłonie na udach. Nie był zadowolony z faktu, iż Sasuke postanowił zataić przed nim jej stan zdrowia, co jeszcze bardziej umacniało Sakurę w przekonaniu, że Hachiro przez ten tydzień był Sasuke do czegoś potrzebny.
— Co robiliście razem? — To pytanie dręczyło ją od momentu, w którym Sasuke powiedział jej o ich małej męskiej wycieczce.
Tym razem zdziwienie ukazało się na twarzy Hachiro.
— Nie powiedział ci? — Sakura nie mogła zdecydować, co bardziej ją zaskoczyło w jego głosie: szok czy może to niewypowiedziane oskarżenie. — Drań — warknął w złości brązowooki, widząc, że Sakura nie ma bladego pojęcia, gdzie byli w ostatnich dniach i co dokładnie robili.
— Powiedział, że dziś się dowiem — dodała, broniąc tym samym nieobecnego Sasuke. W tej kwestii trzymała go za słowo. Co jak co, ale wierzyła mu, że dzisiaj dowie się dokładnie, gdzie go powiało.
Hachiro prychnął.
— Nie sądziłem, że nadejdzie dzień, w którym będziesz bronić Uchihy, a co więcej, że z taką łatwością staniesz się jedną z nich.
Hachiro nie był zły - był wściekły, a wszystkie swoje negatywne uczucia przelewał właśnie na nią.
Sakura nie miała zamiaru wysłuchiwać jego bezpodstawnych pretensji i żalów. Jeśli rzeczywiście sądził, że decyzja o małżeństwie z Sasuke była taka prosta do podjęcia, to niech sobie tak myśli. Wystarczy, że ona zna prawdę. I nawet Sasuke wydawał się to akceptować, kiedy biła się z własnymi myślami. Nie obchodziło jej, co myślał o niej Hachiro. To było jej życie, które zamierzała podnieść z ziemi, by następnie móc wreszcie kroczyć przez ulicę z szeroko uniesioną głową.
— Cóż, życie to zdradziecka suka, nigdy nie wiesz, kiedy cię capnie — rzuciła złośliwie, wstając ze skórzanego fotela i podchodząc małymi krokami do dużego okna. Wiedziała, że podobne słowa powiedziała przed kilkoma tygodniami do Ayanami, kiedy zemdlała tuż po tym, jak Sasuke postanowił przeskoczyć nad nią rozpędzonym motorem.
Stojąc przed oknem zauważyła, że Konoha latem jeszcze nigdy nie wyglądała tak pieknie.
— Twoi rodzice co na to? — burknąl pod nosem jakby od niechcenia.
— Nie wiedzą — odpowiedziała, wpatrując się cały czas na pogrążony w ciszy uniwersytecki campus. Rok akademicki przed kilkoma dniami dobiegł końca i uczelnia opustoszała z dnia na dzień. Większość studentów siedziała właśnie w akademiku i pakowała się w oczekiwaniu na powrót do domu. Ona sama natomiast wiedziała, że będzie musiała albo poprawiać rok, albo podejść do poprawek w sierpniu. Wszystko jednak zależało od apelacji, która ma miejsce za półtorej tygodnia.
Nie miała odwagi ani ochoty informować ich o swoim ślubie. Powie im po apelacji, jeśli ją wygra. Bała się, że jeśli wyjawi im, co zrobiła, może dać im złudną nadzieję, że Daichi zostanie w rodzinie. Sytuacja jednak będzie wyglądać inaczej, jeśli apelację przegrają. Na samą myśl jej oddech zaczął przyśpieszać niebezpiecznie. Wtedy wszystko poszłoby na marne, a przysięga złożona z Sasuke przed urzędnikiem nic nie warta.
Słysząc, jak drzwi gabinetu ponownie się otwierają, spojrzała przez ramię, jak Kakashi wraz z Yamato i Sasuke wchodzą do środka. Tsunade uprzedziła ją z samego rana, że nie będzie obecna na spotkaniu przygotowawczym do apelacji.
— O! Już jesteś, więc możemy zaczynać — powiedział oczocho Hatake, krocząc żwawym krokiem ku biurku, na którym zaraz ułożył stertę papierów i teczek, po jaką poszedł z Sasuke. — Ale nim zaczniemy, mam pogratulować? — zapytał, uśmiechając się do Sakury.
Było jej obojętnie, czy ktoś gratulował, czy też nie z okazji jej zamążpójścia.
— Możemy przejść do rzeczy? — wtrącił Hachiro, za co o dziwo Sakura była mu wdzięczna.
— Siadajcie, siadajcie — powiedział Yamato, dłonią wskazując na stojącą Sakurę i Sasuke.
Sakura zajęła miejsce w fotelu, na którym wcześniej zasiadła, a Sasuke ostentacyjnie oparł się o biurko swojego wykładowcy.
— A więc, Sakura, mam bardzo dobre wieści — zaczął dość entuzjastycznie Hatake.
Studentka jednak spojrzała na niego bez przekonania. Uznałaby cokolwiek za dobre wieści tylko wtedy, kiedy mogłaby wyjść stąd, nie przejmując się ani apelacją, ani zdrowiem brata i, co najważniejsze, czy trafi do domu dziecka bądź rodziny zastępczej, czy tez nie.
— Podczas gdy ty dochodziłaś do siebie po tym brutalnym ataku... — Sakura poruszyła się w dyskomforcie. Oprócz dwójki detektywów nie rozmawiała z nikim na temat tego, co się stało w jej mieszkaniu. I nie chciała. Nawet Sasuke nie poruszył tego tematu, pomimo iż spodziewała się, że będzie miał jej za złe, że tam w ogóle poszła. Teraz wiedziała, że była naiwna i głupia. — … poprosiłem Sasuk,e by odnalazł twojego znajomego, który zgodził się zeznawać w twojej sprawie, oczywiście na twoją korzyść. Ale nim wrócili do Konohy, mieli zboczyć z drogi i zahaczyć o Kyoto.
Sakura wyprostowała się nagle. Nazwa miasta, w którym z początku studiowała od razu ją pobudziła.
— C.. co? — wydukała, nie wierząc własnym uszom.
Jej pytanie zostało jednak zbyte przez wszystkich zebranych.
— Mieli dwa zadania, którym sprostali wyśmienicie, dzięki czemu możemy udowodnić w sądzie, że po pierwsze, samochód wcale nie był zarejestrowany i nie należał do ciebie. Po drugie, mamy niezłomne potwierdzenie, że twój były chłopak ma, kolokwialnie mówiąc, problemy z głową. W dodatku tą wersją są w stanie podzielić się policjanci zajmujący się twoją obecną sprawą, którą, nie kryjmy się, wygrasz, a Miyavi pójdzie siedzieć za usiłowanie morderstwa. My natomiast musimy rozegrać apelację tak, by większość zarzutów została ci anulowana. Co jest całkowicie do wykonania. — Przychodząc tu nie spodziewała się tylu pozytywnych słów. Lecz z jakiegoś powodu wszystko wydawało jej się zbyt kolorowe, by mogło być prawdziwe.
— Chcę wiedzieć, w jaki sposób tego dokonaliście? — zapytała, uważnie przyglądając się Sasuke.
— Nie. — Krótka, zdawkowa odpowiedź Sasuke doprowadziła do tego, że chciała jeszcze bardziej dociekać, co wydarzyło się w Kyoto.
Wnet z pomocą przyszedł Hachiro.
— Powiedzmy, że twój mąż nie jest aż taki praworządny, jakby się wydawało.
Główkując nad tym, co mogły oznaczać słowa przyjaciela, wwiercała w Sasuke twardy wzrok, marszcząc przy tym nos. Nigdy nie twierdziła, że Sasuke grał według zasad prawa, ale słysząc to z ust Hachiro brzmiał dość podejrzliwie.
— Nie chcecie mi powiedzieć chyba, że się włamaliście? — spytała ich bezpośrednio, czując jak z nerwów pulsująca żyłka pojawiła się na jej czole.
Dwaj prawnicy zaśmiali się.
— Nie rozmawiajmy o sposobach, Sakuro — odezwał się Yamato, co nie tylko ją zaskoczyło.
— To tylko niewinne włamanie, w którym nikt nie ucierpiał. Jak dobrze wiesz, Madara i Miyavi są zdolniejsi do o wiele grubszych rzeczy. Oni w przeciwieństwie do mnie nie bawią się w szybkie włamania, wolą używać cięższej artylerii — powiedział Sasuke, nie żałując w żadnym stopniu swoich czynów.
Sakura musiała się z nim zgodzić, ale mimo wszystko nie pochwalała metod jakich użyli. Biorąc pod uwagę zaczepkę Hachiro, domyśliła się, że to właśnie Sasuke był pomysłodawcą owego włamania. Już sobie z nim pogada, kiedy tylko będą sami.
— Kakashi, mam prośbę… — zaczęła niepewnie Sakura. Prawdę mówiąc, długo nad tym myślała i do końca nie była pewna, czy będzie taka możliwość. Ale nie zaszkodziło spytać.
— Mów, mów. — Ponaglił ją machnięciem dłoni.
— Podczas apelacji… Czy mogłabym nie siedzieć na sali? Czy jest jakaś możliwość, bym nie była z nim w jednym pomieszczeniu? Nie chcę go widzieć… — mówiła drżącym głosem, kiedy zaczęłą ten delikatny temat.
Cały czas śniła o tym, co zrobił jej Miyavi. Nie chciała być w jego obecności. W ogóle. Nigdy.
Yamato z Kakashim wymienili się spojrzeniami, a Sasuke od razu wyprostował się, nie ściągając z niej ani na chwilę zaniepokojonego spojrzenia. Sakura cały czas pamiętała, jak objął ją w nocy, by tylko spróbowała zasnąć w spokoju. I udało się - zasnęła bezproblemowo w jego ramionach, nie śniąc już ponownie o brutalnej napaści. Jednak ostatniej nocy, w rodzinnym domu, koszmar powrócił i tym razem nie miała jak skryć się w czyichś ramionach.
— Biorąc pod uwagę okoliczności, porozmawiamy z sędziną i spróbujemy coś w tej sprawie zrobić — oznajmił adwokacką stanowczością Kakashi.
Nagle zadzwonił telefon stacjonarny, przerywając dziwną ciszę, jaka zapanowała w gabinecie.
— Kakashi Hatake, słucham?
Wzrok szarowłosego od razu spoczął na Sakurze, która właśnie zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, nie chcąc przysłuchiwać się rozmowyie Nie wypadało.
— Przekażę jej — westchnął, po czym odłożył słuchawkę, która nagle zaczęła ważyć dziesięć razy więcej niz zwykle.
— To była Tsunade, Sakura. Musisz jechać do szpitala. To pilne — powiedział z przymkniętymi powiekami.
Sakura pochłonęła słowa prawnika, nie do końca chcąc rozumiejąc ich znaczenie.
— Po co ? — zapytała, starając się zachować spokój, aczkolwiek poderwała się z miejsca.
Kakashi westchnął jeszcze ciężej, nadal nie odważając się na nią spojrzeć.
— Twoi rodzice cię potrzebują.
Nie chciała więcej słuchać. Jej nogi same zaczęły się poruszać w biegu w kierunku wyjścia z gabinetu. Biegła korytarzem, ignorując ból zrastającego się żebra. Nie miała czasu ani siły się teraz tym martwić. To była zwykła błahostka, o której nie chciała myśleć ani przez chwilę.
— Hej! Sakura! — usłyszała krzyk Sasuke, lecz nie zatrzymała się. To nie był odpowiedni moment.
Ale już po chwili poczuła mocne szarpnięcie, kiedy Sasuke chwycił ją mocno za przedramię.
— Zawiozę cię. Nie musisz biec — powiedział, nim Sakura zdążyła krzyknąć domagając się, by ją puścił.
Z tym nie zamierzała się awanturować. Samochodem do szpitala dostanie się o wiele szybciej, niżeli miałaby biec całą drogę. Nie pomyślała nawet o kolejnej pomocy, jakiej udzielał jej Sasuke; chwyciła się jej łapczywie jak tonący brzytwy, chcąc czym prędzej znaleźć się w szpitalu. Ani przez chwilę nie myślała o doborze słów Kakashiego, nie chcąc myśleć o tym, co podpowiadała jej podświadomość.
Całą krótką drogę do szpitala nie odezwali się do siebie, nie wiedząc zbytnio, co powiedzieć. Liczył się czas, by jak najszybciej dowiedzieć się, co się stało. A kiedy tylko wyszli z samochodu w półbiegu zaczęli kierować się w stronę budynku.
Sakurze wydawało się, jakby teleportowała się przed salę brata na ósmym piętrze; w ogóle nie pamiętała drogi z samochodu. Wszystko zagłuszał przyspieszony stukot serca. Nie liczyło się nic oprócz dostania się do rodziców i dowiedzenia się, co się stało; dlaczego w takim pośpiechu została tu wezwana i dlaczego nie mogła dodzwonić się do rodziców, kiedy jechali do szpitala samochodem?
Jej kroki nagle zaczęły zwalniać, tak samo jak i Sasuke, który znajdował się cały czas obok niej. Nie chciała widzieć teg, na co właśnie patrzyła. Łkająca, wypłakująca się matka w ramię męża. To zbyt dużo. Szmaragdowe tęczówki zeszklił się i zaszły łzami.
To nie mogło się dziać na prawdę, powtarzała sobie w głowie jak mantrę.
— Mamo… — szepnęła chwiejnym głosem.
Lecz Mebuki jej nie słyszała. Stała zbyt daleko, by móc usłyszeć błagalny głos córki.
Nie wiedziała, skąd znalazła w sobie siłe na pokonanie tych kilkunastu kroków dzielących ją od stojących w objęciach płaczących rodziców. Ale zrobiła to, żałując.
Dostrzegając jak po drugiej stronie szyby lekarze odłączają Daichiego od kroplówek i aparatur, przyłożyła obie dłonie do ust, próbując dławiąc się cierpiętniczym krzykiem, który wydobył się z jej rozdartego gardła.
— Sakura… — powiedziała zapłakana Mebuki, wyciągając ku niej ręce.
Sakura spojrzała na matczyną dłoń a następnie na ojca, który łagodnie spoglądał na nią z załzawionymi oczami. Cofnęła się.
Zabiła go.
Zabiła własnego brata. Ojciec miał całkowitą rację - to była jej wina.
Obraz zaczął wirować jej przed oczyma, a łzy strumieniami spływały po jej bladych jak świeży śnieg policzkach.
— Sakura… — powtórzył Kizashi, delikatnie nawołując córkę. Ale ona nie słuchała już nikogo.
Chciała wrzeszczeć, kiedy pielęgniarka nakryła twarz Daichiego białym prześcieradłem. Podeszła do szyby dzielącej jej od brata z zamiarem uderzenia w nią z impetem, chcąc go obudzić. Daichi musiał się obudzić. Zawsze się budził, kiedy przychodziła do niego rano, obiecując mu popołudniowe lody albo kolejne wyjście do wesołego miasteczka. Ona go zbudzi, wiedziała o tym. Jej zawsze się to udawało. Nie było razu, w którym by się nie obudził. Zamachnęła się, a wtedy poczuła jak zimne palce zakleszczają się wokół sinego wręcz nadgarstka. Spojrzała z wyrzutem i ślepym bólem na Sasuke. Nie chciała, by ktoś ją zatrzymywał. Nie chciała, by ktokolwiek ingerował.
— To nie pomoże, Sakura... Nie obudzi się — powiedział dobitnie, spoglądając prosto w zapłakane zielone oczy. Widziąc, jak cierpi, czuł jak jego serce zaczyna się krajać. A to cierpienie teraz będzie się tylko powiększać i rosnąć do ogromnych, przytłaczającyh rozmiarów.
Sakura zaszlochała głośno, a z jej krtani wydobył się kolejny głuchy krzyk. Nie czując swoich nóg, opadła na kolana, dysząc ciężko.
To nie mogła być prawda. Daichi nie mógł umrzeć.
Trzęsła się ze strachu, że ten koszmar okaże się rzeczywistością. Nie chciała takiej brutalnej rzeczywistości. Wpatrywała się przez łzy w niebieskawą podłogę, a jej oddech coraz bardziej przybierał na szybkości. Łzy swobodnie i spokojnie spadały na grunt, który powoli wysuwał się spod jej nóg. Jej tętno wzrastało za szybko.
— Gdzie masz tabletki, Sakura? — warknął nagle Sasuke, wybudzając ją z letargu.
Spojrzała na niego dużymi, przestraszonymi oczami nie wiedząc, o co pyta. Dopiero teraz zorientowała się, jak przeszukuje jej torebkę, a nie widząc żadnej jej reakcji wyrzucił całą zawartość na ziemię w poszukiwaniu fiolki z białymi pigułkami.
Sasuke wysypał dwie tabletki na dłoń i podał je jej.
— Bierz — rozkazał spanikowany, klęcząc tuż przy niej. — Sakura… — zdenerwowany podniósł głos, potrząsając nią.
Wzięła je i połknęła bez popicia.
Ale to nie pomogło, wręcz przeciwnie, zaczęła czuć się jeszcze gorzej. Mdłości spowodowane spazmatycznym płaczem zaczęły brać nad nią kontrolę. Nie potrafiła przestać płakać. Nie potrafiła obudzić się z tego parszywego koszmaru.
Widząc. jak nie potrafi się uspokoić, Sasuke objął ją silnie ramieniem. Wystarczył zaledwie ten jeden gest, by Sakura wtuliła się w niego i mocno chwyciła jego podkoszulka, w który zaczęła wypłakiwać krystaliczne łzy.
Sasuke nie mówił nic, wiedząc, że to i tym razem nie pomoże. Nie było słów, które mogłyby pozbawić Sakury katuszy, jakie właśnie przechodziła.
Nie było lekarstwa na taki rodzaj bólu.
Sakura przylgnęła do jego ciała jeszcze bardziej, nie chcąc, by odchodził. Nie chciała zostać znowu sama. Łkała, szlochała, krzyczała, przywołując Daichiego. Ale ośmiolatek nie przychodził, nie odzywał się, nie wołał za nią tak, jak tego pragnęła. Po długich minutach leki w jej organiźmie zaczęły działać, pomału wprowadzając ją w złudny stan spokoju. Sasuke jednak wiedział, że to nie jest wyjście na dłuższa metę.
Niepewnie zerknął w stronę stojących tuż obok rodziców Sakury, którym cały czas krajało się serce. Matka dziewczyny cały czas wypłakiwała się w koszulę męża, nie opuszczając go ani na krok i ubolewając nad stratą dziecka. Kizashi spotkał się z jego wzrokiem; Sasuke widział jego do granic napięte mięsnie. Jako głowa rodziny musiał być silny, musiał próbować być silny dla żony, córki i siebie samego. Musiał być podporą. Ojciec Sakury niespodziewanie skinął głową Sasuke w podzięce, co ten skwitował tym samym gestem.
Dłonią przejechał po ramieniu szlochającej Sakury.
— Cii… — szepnął uspokajająco, kołysząc się z nią na zimnej posadzce. — Ciii…
Zaciśnięta dłoń Sakury na jego koszulce, zaczęła się rozluźniać, lecz cały czas nie przestawała płakać za bratem, obwiniając się o jego śmierć. Obejmując płaczącą Sakurę, Sasuke wiedział, że zrobi krzywdę każdemu, kto wyrządzi jej choć jeszcze jedną krzywdę.
Uspokajała się, ale Sasuke wiedział, że to tylko efekt zażytych leków. Kiedy jej organizm je wypłucze Sakura ponownie zacznie przeżywać stratę brata. Nie był w stanie jej pomóc, mimo iż bardzo chciał. Chciał, żeby podzieliła się z nim swoim cierpieniem, by było jej lżej.
Kołysząc ją w swoich ramionach, przytulając do piersi usłyszał, jak Sakura zaczyna nucić dziecięcą melodię. Kołysankę. Jej usta układały się w ciche słowa dziecięcej piosenki, które tylko on był w stanie słyszeć.
Nie mylił się, otumaniona lekami i smutkiem Sakura śpiewała kołysankę. Wsłuchując się w delikatną melodię, jaką sobie nuciła, oparł podbródek o czubek jej głowy, jeszcze bardziej zaciskując swoje ramiona wokół jej wątłego ciała.
Pozwolił jej w spokoju zaśpiewać Daichiemu ostatnią kołysankę.
A potem wszyscy czytelnicy płakali. Rin płakała. BC płakała. I Miku też płakała. ;_;
Od Miku: Obraczka na lewej rece i ch*j xD Stwierdziłam, że nim ktoś zarzuci mi, że obrączke nosi się na prawej ręce, wolę od razu wyjaśnić, że w Polsce jako w jednej z nielicznych nosi się na prawej ręce. W Anglii, Japonii i wielu, wielu innych obrączka jest na lewej :) A skoro akcja toczy się w Japonii, to chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego Sakura miała ją właśnie na lewej, co?
Ten rozdział to był trochę taki rollercoster; raz było dobrze, a raz tragicznie i to także tyczyło się pisania. Dwa tygodnie? *śmiech* Taaa jasneee…. Ale kilka razy utknęłam, później praca mnie pochłonęła, a jeszcze później obie BC i Rin nalegały na dalsze SS po ślubie. Bo według BC nie mogłam ominąć nocy poślubnej, no i jej nie pominęłam. [BC: No a co, kurde. Musi być. :P]
Daichi… ahh… Daichi… Nienawidzicie mnie już? [BC: Po co głupio pytasz? xD] Prawdę powiedziawszy, śmierć Daichiego jak i ślub miałam zaplanowany od samego początku. Znaczy się miał być ślub, ale już jak do niego miało dojść to wyszło w praniu :) Ale serio się poryczałam jak pisałam ten moment xDD
Następny rozdział? Teraz nie powiem daty, ale za to powiem, że po niedzieli zabiorę się za jego pisanie. 28’my rozdział może być ciężki trochę do napisania dla mnie, ale biorąc pod uwagę jaki zapał mam do 29’go rozdziału to będę starać się go napisać szybko. Obecnie dużo nie pracuję, więc jest to dość możliwe :) Ogólnie całe Shannaro chcę zakończyć do końca sierpnia :)
No nic… mam nadzieję, że nie wieszacie mnie jeszcze na szubienicy :) [BC: Tak jak mówiłam, w mojej wyobraźni czego Cię <ironic> wszystko to, co najlepsze. </ironic>]
Ahh dla tych co nie wiedzą, to moje olanie Shannaro i blogów w roku akademickim się opłaciło, bo już we wtorek staję się absolwentką biznesówki z szósteczką <3
Od BC-Redaktor: Nie chcę Was martwić, ale będzie tylko gorzej. Nie, nie drażnię się teraz. I mi tez będzie ciężko. [*] *beczy jak dziecko*
Rozjebałaś mnie tym rozdziałem na łopatki T.T
OdpowiedzUsuńMam taki cholerny mętlik w głowie, że ciężko mi się skupić. Określenie rozdziału "rollercoaster" jak najbardziej adekwatne. Określiłabym go też mianem rozczulający i wzruszający, bo było w nim wiele scen,które poruszyły moje serce (i pewnie nie tylko moje). Wspólne zasypianie nowożeńców i kołysanka szczególnie zapadły mi w pamięć...
Jeśli chodzi o strój Sakury, w którym brała ślub... czyżbyś oglądała jeden z odc. "say yes to the dress"? xD Tam też była "ekscentryczna" panna młoda, która poszła do ślubu w krótkiej sukience i trampkach ^^
"Nienawidzicie mnie już?" Hmm... co prawda zasłużyłaś sobie na lanie, ale nie potrafiłabym Cię znienawidzić, jesteśmy zbyt podobne do siebie ;)
A abstrahując od treści śliczny szablon i cudowne cytaty (pod tytułem rozdziału i w ramce (ten szczególnie<3))
Krótko, bo wciąż mam w głowie sceny z tego rozdziału i ciężko sklecić mi sensowne zdania, ale chcę Ci powiedzieć, że kreujesz cudowne historie za co dziękuję Ci z całego serca. Mam nadzieję, że nigdy nie zrezygnujesz z tej pasji.
Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny
Just me
Tego programu Say yas to the dress nie oglądałam, nie wiedziałam, że taki jest :D Ubiór Sakury tak jakoś mi wpadł do głowy, bo w końcu nie było czasu na szukanie prawdziej sukienki xD A co do butów, to bardziej mi chodziło o to, że fakt, SAkura nie traktowała tego jak prawdziwego ślubu, ale też nie chciała przez te złamane żebro xDD Ale wiem, tego nie opisałam bo po co XDD
UsuńI ogólnie śmierć Daichiego i ten ślub, to były te wspomniane wcześniej przeze mnie Asy :D
O rety.. Płaczę, normalnie brak słów.. Sasuke zachowal sie jak prawowity mąż. Swoja droga jestem ciekawa kiedy zamierzają wyznac uczucia swoje :-P nie mogę sie doczekać 28 mego rozdzialu:-) awww a wlasnie a ten sen co Sakura miała? O Pani Uchicha? ^^ pozdrawiam! Mysza715 ^^
OdpowiedzUsuńNa wyznanie uczuć, jeszcze trochę trzeba poczekać :)
UsuńTen koszmar Sakury to był odnośnie tego co Miyavi ją masakrował :)
Prawowity mąż, zaraz skisnę XD
UsuńKobieto doprowadzasz mnie do szału!! Jenny za dużo GOT ;-; nie stać mnie na razie na nic więcej. Wybacz...
OdpowiedzUsuńGOT? XDDD Nie no, do GOT jeszcze mi daleko :D
UsuńI kolejna beczy jak dziecko *chlip chlip*
OdpowiedzUsuńOj Miku nie rozerwij mi serca do końca, proszę :( :*
Postaram się! *podaje chusteczki*
UsuńNie no nie wierzę jak mogłaś uśmiercić Daichiego no nie wierzę aż się płakać chcę. Już nie mogę się doczekać następnej notki mam nadzieje ze zakończenie nie bd tragiczne.
OdpowiedzUsuńYuki-pink
Nie wiem,co mam napisać.Napiszę komentarz jak dojdę do siebie.
OdpowiedzUsuńDAICHI UMARŁ!
OdpowiedzUsuń*wychodzi*
PS.: A propos wypowiedzi BC - mogłabym naskrobać tutaj długaśną mantrę na temat mojej nienawiści do nieszczęśliwych zakończeń (a takie zgotujesz nam na stówę), ale obecnie leżę w śpiworze w namiocie na obozie harcerskim i kradnę wi-fi z budynku gospodarczego xD
PS2: Jeżeli Sakura i Sasuke nie będą żyli długo i szczęśliwie, to oficjalnie mówię 'pieprzyć to' i rzucam czytanie Norowy. Tak, to jest groźba.
Namioty są fajne! :D
UsuńZakończenie będzie... hmm.... nie będę dużo zdradzać, bo nie jestem w stanie dokładnie określić to w kilku zdaniach, ale wydaje mi się, że Norowa Reta możesz spokojnie czytać :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKiedy zaczęłam czytać rozdział to przez myśl przeszło mi,że będziesz chciała zabić małego Haruno, ale tylko przeszło przez myśl!
OdpowiedzUsuńNie wierzę w to T.T
Sakura już więcej nie zobaczy żadnych zwierzątek brata :'(
Ta ostatnia kołysanka tak mnie wzruszyła,że zaczęłam ryczeć jakby mnie skalpelem potraktowali ( według mojej mamy, którą właściwie obudziłam)
Chyba jeszcze długo się nie pozbieram :c
Bardzo podobała mi się scenka w mieszkaniu Itachiego.Była urocza i chyba wcisnęłaś tam słowo,,czule " o ile się nie mylę :3
No cóż życzę weny i
proszę,wręcz błagam o happy end bo jak jeszcze kogoś zabijesz( Miyavi i Makuro się nie liczą)
to zejdę na zawał o.O
Yoshiko-chan
Przeproś mamę za obudzenie! :)
UsuńZakończenie przemilcze, no bo w końcu nie chcę psuć epilogu :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz kobieta złamała mi serce...
OdpowiedzUsuńTak to Ty Miku. :(
Aż zrobiłam się zła mimo, że domyślałam się śmierci Daichiego. Przez chwile pomyślałam nawet, że to ostatni rozdział jaki tu czytam. Ale oczywiście zaraz mi przeszło xD i chcę więcej. Tylko miej trochę serca dla Sakury i dla mnie przy okazji, nie każ jej cierpieć ( i mi przy okazji) bo kurcze ile można znieść musi tu być chociaż troche happy endu. Miej serce dla czytelników błagam, błagam błagaaaam... i chce więcej momentów SasuSaku jesteś w tym boska więc nawciskaj ile się da skoro ta historia zbliża się do końca. Pliska :D KOCHAM JAK PISZESZ MOMENTY SASUSAKU a czytając ten rozdział myślałam że się rozpłynę.
Pozdrawiam Czikibum
Przepraszam ._.
UsuńMomenty SasuSaku będą więc głowa do góry :)
Wiedziałam... Ja wiedziałam... Ja po prostu wiedziałam !! Już od wypadku Daichi'ego miałam przeczucie, że ty go uśmiercisz. Kobieca intuicja. Jeszcze do mnie to wszystko nie doszło i jestem trochę śpiąca ale spróbuję coś napisać wiec tak: ten rozdział... nie przepraszam nie jestem w stanie nic sensownego napisać. Mogę tylko stwierdzić, że sytuacja w domu Itachi'ego była urocza a to co powiedział ojciec Sakury było podłe. Dodam jeszcze, że kocham tego bloga całym serduchem więc spróbuj tylko zrobić bad end to cie powiesze, poćwiartuje, poskładam żeby móc cie utopić, przejechać a na końcu spalić. Obecnie jest 2:30 i chyba patrząc na to, że jestem jeszcze do soboty nad morzem powinnam iść spać. Chociaż po tym wszystkim nie wiem czy jeszcze usne.
OdpowiedzUsuńPS. Żeby napisać ten komentarz musiałam wstać z łóżka podłączyć telefon i przenieść się na tablet bo z wrażenia nie zauważyłam, że zostało mu 2% baterii >. <
Twoja dotąd cicha czytelniczka Rayka.
Dobranoc.
Dziękuje za poświęcenie! Bo ja nie wiem czy wstałabym, żeby podłączyć telefon :D
UsuńBędę pamiętać twoje słowa pisząc epilog - wierz mi :)
Dziękuje :)
Moje serce zostało złamane i becze jak dziecko...
OdpowiedzUsuńLubisz torturować swoich czytelników? :p Ten rozdział przysporzył mi wiele emocji i nie mogę się otrząsnąć... Biedna Sakura... i Sasuke też, to, że chciał przejąć jej cierpienie na siebie potwierdziło, że naprawdę darzy ją uczuciem :)
Gratulacje tak świetnej oceny, i życze niesamowitych pokładów energii do pisania! Pozdrawiam, skryta czytelniczka :)
Ja nie płakałam! Ja byłam wściekła! Ja po skończeniu tego rozdziału : http://media.giphy.com/media/LYwAh3Pi8eMKc/giphy.gif
OdpowiedzUsuńJak mogłaś mi to zrobić?!?!?!?!?
I teraz po co ten ślub i w ogóle i... a pierdzielę to wszystko!
Czy od następnego rodziału może się zacząć coś wreszcie układać tak jak powinno? Proszę? Bardzo ładnie prooooszę!!!!
Astka
Jestem pod wrażeniem! *o*
OdpowiedzUsuńBrawo *.*
To co napisałaś to szok! Nie spodziewałam się, że Sakura tak szybko zgodzi się na ślub! Coś mi nie pasuje z Daichim. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że to koniec :/ Nie pasuje mi to po prostu!
Szablon – świetny ^.^ bardzo ładny i estetyczny :D
Przepraszam, że rozdział krótki ale czytałam wczoraj i dzisiaj już emocje opadły :*
Rozdział długi ale czytało mi się bardzo szybko :)
Pozdrawiam Ciebie Miku jak i panie BC i Rin!
Trzymajcie się dziewczyny cieplutko!
Życzę weny i czasu :*
No chyba nie wytrzymam tu zaraz :((
OdpowiedzUsuńRozdział zapowiadał się miło i szczęśliwie. Myślałam, że po tym ślubie wszystko się ułoży, a po zapewnieniach Kakashiego co do wygranej apelacji byłam tego wręcz pewna. A tu taki solidny kopniak w moje biedne serduszko </3
Wszyscy uważają, że ślub formalność, że nie z miłości, ale chyba po niektórych scenach można wywnioskować, że ta miłość jest pomiędzy nimi, widać to, cholera. Mam wrażenie, iż Sasuke stał się kompletnie innym człowiekiem, ale oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Zależy mu na niej i to bardzo.
Aż się raduję, jak wyobrażam sobie ciężarną Ino kłócącą się o te truskawkowe lody, haha xD Przykre, ze ja też tak często zachowuję się jak kobieta w ciązy xD
Jak już mówiłam, wszystko fajnie, ten wieczór z jedzeniem i pogaduchy, pocałunek na balkonie...
A POTEM....
a potem ;(
Boże, popłakałam się, chociaż rzadko płaczę podczas czytania książek czy opowiadań, przeważnie jest mi smutno, ale nie płaczę.. Ale tu, no trudno było opanowac emocje. Zwłaszcza, czytając o ostatniej kołysance.
Jestem naprawdę ciekawa jak to wszystko się teraz potoczy, w końcu już cały ten ślub "nie potrzebny". No i czy dalej będą razem? Mam nadzieję, że Sakura niczego sobie nie zrobi i czas wyleczy rany.
Przeraziłaś mnie, pisząc, że będzie tylko gorzej :(
Ale żeby tamte dranie zgniły w więzieniu!
Zabiłaś mnie Miku emocjonalnie, nie spodziewałam się, że uśmiercisz Daichiego, nawet mi to przez myśl nie przeszło, że możesz jeszcze w jakikolwiek sposób skrzywdzić Sakurę, eh, uwielbiam jak mnie zaskakujesz i jak twoje rozdziały są nieprzewidywalne - brakuje mi słów, po prostu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
P.S. Dwie małe literówki-znaki: "Sasuk,e" i "Widząc. jak" ;)
Droga Miku, chciałam zaznaczyć, że początkowe rozdziały mają bardzo jasną czcionkę, przez co ciężko się czyta! Mogłabyś to poprawić? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Poryczałam się. Super no normalnie, wszyscy chcą żebym ryczała.
OdpowiedzUsuńAle rozdział i opowiadanie super! Czytałam je wcześniej, ale jakoś o nim zapomniałam. (nie zabijaj mnie za to)
A teraz tak patrze o co to za blog i przeczytałam i już wiem czemu tak go lubiłam i nadal teraz lubię. Z niecierpliwością, czekam na dalsze losy. :)
Masz super sposób pisania, taki że aż się nie chce oderwać. Ale tylko tak mówię. :)
Pozdrawiam. :)
Było tak fajnie. Czytałam, czytałam i czytałam. Przechodziłam do następne notki i czytałam dalej, ale wszystko co dobre szybko się kończy. No i się skończyło. Rozdział niesamowity. Słów brak. Czuję że tego rozwód raczej nie będzie. Za to mam nadzieje że będzie się działo jak ojciec Sakury się dowie...Nawet nie wiem zbytnio co mam ci napisać....Może tak. To jest najlepszy rozdział na tym blogu. Nie mogę się doczekać następnej notki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPs. Przepraszam za błędy, ale pisze z telefonu. :)
Miku, nawet nie wiesz, jak wielką ochotę mam cię teraz zabić...
OdpowiedzUsuńNosz kurwa, no! :(
Miałam przygotowaną dłuuuugą mowę na temat Shannaro, które pochłonęłam w trzy dni (TRZY DNI, ŁAPIESZ? Nie wychodziłam ze znajomymi i non stop gapiłam się w telefon, moja mama zaczęła podejrzewać u mnie depresję -.-'), a teraz gapię się w monitor i jestem totalnie rozbita psychicznie. Jak mogłaś? No jak mogłaś? ;/
No dobra, wdech i wydech i zacznę od początku...
Przypuszczam, że wiesz, jaki wielki progress pisarski zrobiłaś między prologiem, a tym rodziałem? :D Tamte czytałam z równą przyjemnością, ale z każdym kolejnym było tylko lepiej i lepiej :D
To teraz fabuła!
Twój Sasek jest jednym z moich ulubionych, jeśli chodzi o świat blogów *.* Uwielbiam jego sposób bycia i to, jak traktuje Sakurę <3 Ogólnie, większość ich scen zapadła mi w pamięci - spotkanie w siłowni, koncert Akatsuki, na którym to Sakurę pogięło, ich pierwszy pocałunek, Izunama - no, sceny w namiocie to ja nigdy się nie pozbędę z umysłu! I w ogóle, wszystko, włączając w to zazdrość Sasuke o Hachiro i zazdrość Haruno o Ayanami *.*
Dobra, to teraz postacie!
Daichi (ekhem, pamiętam, że mam cię zamordować za ,,Ostatnią kołysankę") był jednym z moich ulubionych bohaterów. Taki, niby niepozorny młodszy brat, a taki kochany smarkacz <3 Od razu poznał się na Miyavim i Sasku, no i te jego zwierzęta! :D Jak, jak ty mogłaś...
Ino to chyba moja ulubiona postać, jeśli chodzi o wszystkie poboczne. O takiej przyjaciółce się marzyć powinno! Naprawdę, uwielbiam ją w każdym aspekcie i za gadatliwość, i za to zamartwianie się o Sakurę, i za najeżdżanie niekiedy na Sasuke. No i chyba wiadomo, że ogromnie cieszę się z jej ciąży <3
OdpowiedzUsuńItacz też na plus, ale tutaj nie spodziewałam się niczego innego. Zjadłabym za spierniczenie jedynej postaci z mangi, która jest dosłownie perfekcyjna! A twój, twój i jego opieprzanie Sasuke niemal na każdym kroku, w ogóle ich braterska więź <3
Osobiście kocham Naruto, a u ciebie nie było go specjalnie dużo - ale za to pojawił się Hachiro i godnie go zastąpił! Polubiłam go :D Do teraz zadaję sobie pytanie, dlaczego Sakura była tak ślepa i zamiast się za niego wziąć, poddała się temu pochrzanionemu psycholowi...
No właśnie, skoro już tak mówimy o braciach Mori, to naprawdę brak mi słów :D Kiedy Makuro pojawił się po raz pierwszy, gdy Juugo ich nagrał, sądziłam, że nie znienawidzę tak żadnej innej postaci. Powaga! Nawet liczyłam, że Miyavi będzie trochę bardziej ogarnięty, ale po całej tej scenie z Sakurą, po tym, jak ją pociął... myślałam na okrągło tylko o tym, że na bank ma coś z głową, ot co!
Poza tym, cały pomysł z przeszłością ,,cheri" w Kyoto i to, jak stopniowo odkrywałaś wszystkie karty - pełen szacun.
Teraz mogłabym wspomnieć o tym, jakim paradoksem jest to, iż Sakura została panią Uchiha, ale się powstrzymam, bo ostatecznie tym rozdziałem rządzi Daichi! Ugh, normalnie nie wybaczę ci :( I lepiej spręż się z kolejnym, Miku! Bo ja tu jak na szpilkach teraz, trochę jak taki narkoman, skończył mu się towar i nie wie co ma zrobić ze sobą haha :D
Pozdrawiam!
Hej Miku, boże jak ja dawno tu nic nie komentowałam. Od razu na początku przenoszę cie za krótki i słaby jakościowo komentarz ale jestem na telefonie.
OdpowiedzUsuńRozwaliłas mnie emocjonalnie ta końcówka. Daichi. Serio? Boże, to było straszne. Zanim zabrałam się za rozdział, wiedziałam jak się skończy, a to wszystko przez aska. Takim głupim przypadkiem przeczytałam na twoim asku o tym. I było to dla mnie taki szok. Przygotowywałam się do tego momentu cały rozdział. Wiedziałam jak się skończy a i tak się rozkleilam. Bo to takie cholernie nie sprawiedliwe. Sakura, to ma przejebane w życiu. Jeden błąd w przeszłości, a tak zrujnowal jej życie. Stracić brata, to musi być straszne uczucie. I do tego jeszcze tyle młodszego. 8 lat, i całe życie przed sobą. Bracia Mori, muszą za to zapłacić. Ślubu sie spodziewałam, gdzieś tam u ciebie na fp, przeczytałam o propozycji Sasuke i od razu zaświecila kinie lampka. I jak widać się nie pomyliłam. Fajnie to wyglądało, i te trampki <3 Takie w stylu Sakury. Biedna Ino a tak się postarala ze wszystkim. Dobrze ze Sakura ma taką przyjaciółke. Ej w ogóle to może oni będa mieli synka i nazwia go Daichi. Lubi Ino, zwłaszcza w twoim opowiadaniu. Ciekawie ja wykreowalas. Sakura zazdrosna o Ayannami(wybacz jak źle napisałam imię). W tej kwestii jestem do niej podobna. Znaczy ze jestem zazdrosne. Bo trochę inaczej reagujemy. Ja szczelam wtedy piorunami i robie minę typu "aż przechlapane" i robie niezły teatrzyk.
Zjednej strony potrafię zrozumieć ojca Sakury. Dwójka dzieci w szpitalu, walczących o życie i to wszystko przez Kyoto ale tak mi jej żal. To był cios poniżej pasa. Tymi słowami ja spoliczkowal. Jeszcze teraz śmierć brata,boże nie wyobrażam sobie jej cierpienia. Nie umiał bym się postawić w jej miejscu. Oby to wytrwała, wygrała rozprawe i wsadziła tych gnojkow na długie lata do więzienia.
Nie potrafię, skleic sensownego komentarza, za dużo emocji.
Cóż pozdrawiam i życzę weny :)
Witam, jako że jesteś uczestnikiem konkursu literackiego: Wyzwanie albo śmierć, informuję, że na spisie pojawił się post dotyczący dalszego etapu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Sasame Ka ze <a href="http://swiat-blogow-
Miku kiedy będzie następna notka ? :(
OdpowiedzUsuń