31 sie 2015

28. Reset.


"Gdyby to była tylko kwestia tego, co czuję, kiedy jesteśmy tylko my, jakby nikogo nie było na świecie i wszystko wydaje się nieważne, moglibyśmy być razem (...) Zostawiłabym przeszłość za sobą i zaczelibyśmy znowu. Ale życie wygląda inaczej. Reszta świata nigdy nie znika i nie ma ucieczki od błędów, które popełniliśmy. Nie chcę cię zwodzić i nie chciałabym cię zranić, ale… To już chyba nie dla mnie."  
Samantha Young

           Z rękami w kieszeni szedł długim korytarzem siedziby Prokuratora Generalnego. Itachi zastanawiał się, jak jego rodzicielka zareaguje na wieści, które przynosi podczas tej niezapowiedzianej wizyty. Nie miał wątpliwości, że wiadomość o byciu babcią i synową już w pierwszych kilku minutach ich rozmowy może okazać się dla niej dużym szokiem. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że to nie dotyczy tylko jego, ale również Sasuke. Jego młodszy brat powinien być tu razem z nim, ale Itachi nawet nie odważył się zapytać, czy będzie mu  towarzyszył podczas tej podróży. Po dziś dzień pamiętał, jak przed tygodniem Sasuke wrócił do domu z półprzytomną, zapłakaną Sakurą na rękach. Nawet Ino nie widziała jej nigdy w tak złym stanie.
            Informacja o śmierci Daichiego wstrząsnęła zarówno nim jak i Ino, która również potrzebowała chwili, by dojść do siebie. Ale nie tak długiej jak Sakura. Kiedy wyjeżdzał do Tokio, nadał była osowiała, mało mówiła i bez przerwy była na lekach psychotropowych przepisanych przez lekarzy. Jedyną zmianą, jaka w niej zaszła, była chęć powrotu do rodzinnego domu po dniach spędzonych z Sasuke w jego mieszkaniu. Nie wiedział jednak, czy był to dobry pomysł. Nie pozostał w Konoha wystarczająco długo, by móc poznać konsekwencje tej decyzji. Ino nie chciała, by wracała do domu, wolała mieć przyjaciółkę przy sobie, by móc bez przerwy mieć na nią oko. Ale Sakura nie zamierzała słuchać jej błagających słów; uparła się, by wrócić do rodziców i tak też zrobiła następnego dnia. Sasuke również nie interweniował, chociaż w mniemaniu jego brata powinien. Jednak Itachi widział niemoc i złość Sasuke, który nie wiedział już, co ma powiedzieć i robić. Wszystkie jego plany, których był tak pewny, legły w gruzach wraz ze śmiercią ośmiolatka. Sam nie wiedział, co mógłby mu poradzić.
            Sakura musiała dojść do siebie i to szybko, biorąc pod uwagę zbliżającą się rozprawę apelacyjną. To mogło jednak okazać się awykonalne, chociaż wszystko leżało w dłoniach Ino i Sasuke. Dla jego własnego dobra jak i dziecka miał tylko nadzieję, że Yamanaka nie będzie się zbyt dużo denerwować. Chciał mieć do kogo wracać.
            — Ja do Mikoto Uchiha. To pilne — powiedział, kiedy tylko podszedł do sekretarki, która siedziała przy biurku tuż przed gabinetem jego matki.
            Młoda blondynka jeszcze przed trzydziestką nawet na niego nie spojrzała, kiedy chłodno zapytała:
            — Jest pan umówiony?
            — Nie.
            Sekretarka westchnęła i nie przestając stukać na klawiaturze, prawą dłonią chwyciła za papier znajdujący się na pokaźnej kupce i przesunęła ją po blacie w stronę Itachiego.
            — W takim razie proszę wypełnić ten formularz. Termin spotkania z panią Prokurator zostanie ustalony w przeciągu miesiąca.
            Itachi chwycił za świstek, wzrokiem skanując linijkę po linijce pytania, na jakie w ogóle nie zamierza odpowiedzieć.
            — Od kiedy musze umawiać się na spotkanie z własna matką? — spytał zuchwale. Nie posiadał miesiąca w zapasie,  by jego prośba o wizytację została rozważona pozytywnie.
            Kobieta zaprzestała pisania na klawiaturze i z zaskoczeniem spojrzała na Itachiego dużymi, czarnymi oczami. Ani on, ani Sasuke nigdy wcześniej nie odwiedzili nowego miejsca pracy matki, które objęła na początku marca tego roku po dymisji poprzedniego prokuratora generalnego. Sekretarka jego rodzicielki zerknęła na zegarek znajdujący się na nadgarstku, po czym uśmiechnęła się do niego blado, kompletnie zmieniając swoje nastawienie do rozmówcy.
            — Pani prokurator jest obecnie na spotkaniu poza biurem. Powinna wrócić w przeciągu pół godziny i wtedy to od niej będzie zależało, czy pana przyjmie czy nie.
            To brzmiało już o wiele lepiej. Nie oczekiwał, że matka zobaczy się z nim od razu. W końcu też miała swoje obowiązki. Był w stanie poczekać te kilka godzin aż skończy swoją pracę i będzie miała czas na swobodne rozmowy. Itachi nadal nie wiedział, jak dobrać słowa w odpowiednie zdania, by zmniejszyć zaskoczenie rodzicielki. Mimo że Mikoto nie była osobą, która łatwo traciła nad sobą kontrolę, to dwie tak ważne informację mogły ją nieco…  zdenerwować.
            Itachi po skinięciu głową zasiadł w skórzanym fotelu w oczekiwaniu na powrót rodzicielki. Był aż nadto cierpliwą osobą, w przeciwieństwie do brata, który ostatnio zachowywał się jak tykająca bomba. Miał nadzieję tylko, że jego młodszy brat nie wybuchnie podczas jego nieobecności. Sasuke w pewnym stopniu zależało na Sakurze, co nie było tajemnicą dla jego bliskich. Nawet jeśli jego brat wydawał się zachowywać tak jak zawsze, to widoczne oznaki troski względem Sakury bez problemu zdradzały jego uczucia. Wiedział to Itachi. Wiedziała to Ino. I wiedział to Kizashi, który kilkukrotnie przyszedł do ich mieszkania, chcąc sprawdzić, jak się czuje jego córka. Ponoć jej matka była w równie opłakanym stanie, jak Sakura. Itachi nawet nie wyobrażał sobie, by taka strata kiedyś i jego dosięgnęła. Nie wątpił, że rodzinie Haruno ciężko będzie się podnieść z takiej tragedii.
            — Kawy? — spytała sekretarka, wstając zza biurka.
            Odmówił, nie chcąc, by kofeina poruszyła co niektóre trybiki. Nie potrzebował wdrażać się zbytnio w niektóre sprawy, których i tak nie był w stanie rozwikłać.
            Nie musiał czekać pół godziny na powrót matki. Już po dziesięciu minutach usłyszał stukot obcasów na świecącej posadzce. Mikoto ze wspomnianego wcześniej spotkania nie wracała sama, o czym wyraźnie świadczyły słyszane przez Itachiego odgłosy konwersacji. Spojrzał w głąb korytarza, którym podążała właśnie jego matka wraz ze swoją polityczną świtą. Zawód prokuratora był niewdzięczny. Zawsze był dumny z matki i z tego, co robiła wraz z ich ojcem, jednak pozycja prokuratora genaralnego w jego mniemaniu była więcej niż wymagająca. Itachi wiedział, że nie było łatwo Mikoto przyjąć propozycję tego stanowiska i że zrobiła to tylko i wyłącznie dlatego, by móc wydostać się z pod władzy Madary; nie chciała być przez niego kontrolowana po śmierci męża.
            — Itachi? — Mikoto przystanęła w miejscu, widząc siedzącego w sekretariacie starszego syna. — Co ty tu robisz? — zapytała w zdziwieniu, ignorując rozmawiających pomiędzy sobą polityków, którzy cały czas debatowali.
            — Musimy porozmawiać — westchnął, wstając z fotela. — Na osobności — dodał z naciskiem, widząc jak wysoko postawieni mężczyźni rzucają mu nieprzychylne spojrzenia. Wiedział, że przeszkodził im w czymś ważnym, ale dopóki to Mikoto miała ostatanie słowo do powiedzenia, nie zamierzał się niczym przejmować.
            Kiedy tylko politycy prawicy opuścili sekretariat prokuratora generalnego, Mikoto wskazała Itachiemu drzwi do swojego gabinetu. Jej wyraz twarzy nie wyglądał na zadowolony i wcale jej się nie dziwił. On też nie byłby zadowolony, gdyby jego dziecko przyszło do niego w trakcie pracy z ważnymi informacjami. I, o zgrozo, może go to czekać szybciej niż się spodziewał. Nie potrafił się tylko zdecydować czy większe kłopoty byłyby z chłopcem, czy też z dziewczynką. Po krótkiej debacie z samym sobą, stwierdził, że woli syna; o niego nie musiałby się aż tak bardzo bać jak o córkę, zwłaszcza, jeśli chodzi o wyjścia z chłopcami za kilka lat. Na samą myśl o tym, Itachi pobladł.
            Mikoto zamknęła za nimi drzwi gabinetu, spoglądając bez przerwy w konsternacji na syna.
            — Nim dowiem się co znowu zmajstrowałeś, Itachi… — zaczęła mówić, podchodząc do niego z łagodniejszym już spojrzeniem. — Przytul matkę, co? — poprosiła, obejmując wyższego o półtorej głowy syna.
            Itachi uśmiechnął się pod nosem, po czym zrobił to, o co prosiła Mikoto - jego ramiona oplotły się wokół drobnego ciała rodzicielki. Jej też było ciężko po stracie męża, a decyzja o przeniesieniu się na nowe stanowisko nie była wcale łatwa.
            Po krótkim przywitaniu oboje zasiedli na dużej kanapie.
            — Najpierw powiedz mi, co u Sasuke. Chcę się przygotować mentalnie na twoją wielką bombę — zaśmiała się nerwowo.
            Itachi podrapał się po głowie, nadal nie wiedząc, jak ma powiedzieć matce o zostaniu babcią za kilka miesięcy i o tym, że ma synową.
            — Prawdę mówiąc, to Sasuke też miał ci coś do powiedzenia, ale musiał zostać w Konoha i wszystko spadło na mnie, by ci to powiedzieć — wyznał zakłopotany bardziej, niż się spodziewał. Nie chciał w żaden sposób zranić matki, a bał się, że informacje, jakie jej przyniósł, zwalą ją z nóg. Widząc przestraszony już wyraz twarzy matki, dodał pośpiesznie: — Ogólnie to wszystko w porządku. Z tego, co wiem, to zdał drugi rok. Zdrowie mu dopisuje. Chociaż złamał nadgarstek, ale to nic poważnego, za kilka tygodni ściągają mu gips.
            Mikoto westchnęła ciężko.
            — Chcę wiedzieć, jak go złamał? — spytała niezszokowana.
            — To już jest zupełnie inna część historii. I ta bardziej nieprzyjemna — Itachi miał ochotę zamordować brata, za to, że postawił go w tak niezręcznej sytuacji. I pewnie by to zrobił, gdyby nie Sakura, o którą wszyscy się martwili.
            — Czemu mam dziwne przeczucie, że w pewnym stopniu jest w to wplątany Madara? — zapytała retorycznie ze znużeniem, opierając się wygodniej o skórzaną kanapę. W przeszłości kiedy działo się coś nieprzyjemnego w ich rodzinie, zazwyczaj Madara grał w tym główną rolę. Liczyła, że myli się chociaż raz.
            Itachi chciał zaprzeczyć. Chciał, by tym razem najstarszy brat jego zmarłego ojca nie miał nic wspólnego z tym, co dzieje się w Konoha. I tak bardzo go przeklinał, że znów jest tak samo.
— Najpierw są dwie ważniejsze sprawy, o których muszę cię poinformować. Chociaż jedna łączy się z tym, co obecnie dzieje się w Konoha. W połowie dotyczy to mnie, w połowie Sasuke.
            Jego rodziecielka w żadnym stopniu nie wyglądała na zadowoloną z jego słów, a to był dopiero początek. Wierzchołek góry lodowej dopiero przed nimi.
            — Mów, Itachi. Nie przyjechałeś tu bez powodu — mruknęła spokojnie Mikoto.
            — A więc… — zaczął niepewnie. — Poznałaś Ino zanim wyjechałaś, prawda? — Itachi nie był osobą, która lubiła robić z siebie głupa. I nawet tego zupełnie nie planował, stres związany z powiedzeniem matce o ciąży dziewczyny przejął nad nim kontrolę.
            — Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się żenicie albo że Ino jest w ciąży, co, Itachi? — wtrąciła Mikoto, widząc zakłopotanie u syna, które mogło oznaczać jedną z wymienionych przez nią scenariuszy. Reakcja starszego ze synów skończyła się na jeszcze większym zakłopotaniu z jego strony. Mikoto od razu chwyciła za dzbanek z wodą, znajdujący się na stoliku i polała sobie szklankę.  W mgnieniu oka wypiła pół dzbanka, chcąc się uspokoić. Itachi nie był młodym nastolatkiem, miał prawie dwadzieścia sześć lat, mógł podejmować własne życiowe decyzje.
            — Tak, Ino jest w ciąży — powiedział na jednym oddechu, widząc jak matka polewa sobie kolejną szklankę zimnej wody. — A skoro już wspomniałaś o małżeństwie, to Sasuke się ożenił jakieś tydzień temu.
Szklanka wyleciała z dłoni Mikoto, szkło rozleciało się po drewnianej podłodze zalanej właśnie wodą.
            — Co? — spytała w całkowitym szoku. Wiadomość o ciąży dziewczyny Itachiego mogła przyjąć do wiadomości, mogła zrozumieć, ale informacja o ślubie młodszego syna była dla niej kompletnie niepojęta. Jaki ślub? I, przede wszystkim, dlaczego dopiero się teraz o tym dowiaduje? Nie rozumiała niczego.
            — Poznał dziewczynę. Dobrą dziewczyną. Przyjaciółkę z dzieciństwa Ino, która wróciła do Konohy ze studiów z Kyoto. I tu, jak sama przypuszczałaś, wkracza Madara — powiedział jakby ociężale, wyciągając z plecaka dwie pokaźnej grubości teczki. — Tu jest akt jej oskarżenia sporządzony przez Madarę jeszcze w Kyoto. — Podał jej pierwszą teczkę. — A tu dokumenty zebrane przez Kakashiego, który broni jej w sprawie apelacyjnej. Wraz z wszystkimi informacjami i dowodami przeciwko Madarze i jego klientowi, włączając w to usiłowanie zabójstwa z premedytacją na Sakurze, uszczerbek na zdrowiu Sasuke i spowodowanie zagrożenia życia, a przede wszystkim doprowadzenie do śmierci ośmioletniego chłopca. — Dokumenty przekazane mu przez Kakshiego były ściśle tajne i nawet Madara nie zdawał sobie sprawy z ich istnieniu. Oskarżenia przeciwko braciom Mori i Madarze Hatake zamierzał złożyć w prokuraturze tuż po odbyciu apelacji, tak by Madara nie miał sposobności zatuszowania całej sprawy. Jedynie Mikoto posiadała autorytet i bezpośrednią władzę, by zawiesić Madarę w pełnieniu obowiązków prokuratorskich.
            Matka Sasuke i Itachiego zakleszczyła mocno dłonie na obu teczkach. Miała serdecznie dość przekrętów szwagra, a jeśli słowa Itachiego rzeczywiście się potwierdzą, to będzie oznaczało, że Madara przekroczył granicę, zza której nie ma powrotu.
            — Ale ślub? — spytała w niedowierzaniu. Nie miała nic przeciwko temu, że jeden z jej synów chciał się ożenić. Miała pretensje, że nic wcześniej nie wiedziała.
            — Sasuke chciał jej pomóc odzyskać brata, który przez ostatnie tygodnie był w śpiączce po wypadku spowodowanym przez jednego z braci Mori. Madara doprowadził do tego, że Rin musiała prawnie odebrać prawa rodzicielskie jej rodzicom. To on właśnie był ośmioletnim chłopcem, który zmarł tydzień temu.
            Mikoto w tym momencie zabrakło słów. Jako matka nigdy nie wyobrażała sobie stracić praw rodzcielskim nad którymś ze swoich chłopcow, co więcej, by któregoś z nich musiała chować. Osiem lat - to nie jest wystarczająco, by móc zaczerpnąć życia. W dodatku nazwiska jakie właśnie wypowiedział Itachi, nienawidziła tak samo, jak jej zmarły mąż.
            — Kiedy apelacja? — spytała wstając z teczkami schowanymi pod pachę.
            — Za trzy dni — odpowiedział, obserwując jak Mikoto chwyta za telefon stacjonarny i łączy się ze swoją sekretarką.
            Wszystkie spotkania na najbliższy tydzień zostały odwołane lub przełożone na inny termin. Wystarczyła zaledwie chwila, by jego matka podjęła decyzję o wyjeździe do Konohy.

~***~

Ułożona na boku leżała na swoim jednoosobowym łóżku, wpatrując się w pełzającego w terrarium węża. Nie czuła już targającej nią odrazy, jak to było za pierwszym razem, kiedy Daichi przedstawił jej kolejnego członka rodziny, gdy przyjechała na rodzinny obiad. Była obojętna. Na zwierzę. Na przeszłość. Na wszystko. Nie wiedziała, co mogła ze sobą zrobić. Czy był sens podejmować się czegokolwiek? Jej plany, chęci, zapał zostały zakopane głęboko wraz z Daichim, który został pochowany przed kilkoma dniami. Pustka, jaka po nim została, była ogromna. Nic nie było w stanie jej zapełnić. Nigdy.
Przewróciła się na plecy z ciężkim westchnięciem. Cały dom przypominał jej ośmioletniego brata, który jeszcze niedawno biegał po nim, szczując ją czarnym wężem. Teraz, gdy o tym myślała, chciało jej się śmiać. Naprawdę chciała się zaśmiać. Problem polegał w tym, że żaden taki dźwięk nie był w stanie przedrzeć się przez jej krtań. Uniosła lewą dłoń i zaczęła przyglądać się obrączce z białego złota, jaka znajdowała się na serdecznym palcu. Dopiero niedawno ponownie wsunęła ją na palec. Ostatnimi dniami nie miała szans nawet na powiedzenie rodzicom o ślubie. Nie widziała w tym już żadnego sensu. Dobre chęci Sasuke okazały się bezużyteczne.  Nie było już sensu bycia panią Uchihą. W obecnej chwili głupi papierek łączył ją bezprośrednio z ludźmi, którzy w pewnym stopniu przyczynili się do śmierci jej młodszego brata. Nienawdziła ich jeszcze bardziej niż wcześniej.
Ale był jeszcze Sasuke…
On był inny. Tak samo jak Itachi.
— Sakura — usłyszała głos ojca tuż po tym, jak drzwi do jej pokoju cicho rozsunęły się.
— Hm? — spytała, chowając wyciągniętą dłoń pod kołdrę. To nie był odpowiedni moment na poinformowanie rodziców o swoim ślubie. Teraz nie wie czy w ogóle im o nim powie. Zresztą nie było już sensu, skoro i tak jedyne co jej pozostało, to podpisać z Sasuke papiery rozwodowe, kiedy tylko minie kilka miesięcy od ślubu; wątpiła, by jakikolwiek sąd dał im rozwód po dwóch tygodniach małżeństwa. Nie chciała trafiać do księgi rekordów Guinessa z tego powodu. Chciała uznać ten rozdział swojego życia za zakończony.
— Jesteś gotowa? Sasuke z Ino właśnie przyjechali. — Nie rozumiała kolejnej zmiany podejścia ojca względem Sasuke. Jego złość, jaką emanował jeszcze przed tygodniem, wyparowała, kiedy tylko wróciła do domu po kilku dniach spędzonych u Itachiego i Ino. Przeprosił ją za swoje zachowanie, powiedział, że nie chciał użyć słów, które wypowiedział. Sakura nie miała urazy, zwłaszcza teraz, kiedy najbardziej potrzebowali siebie nawzajem. Ale okropne słowa ojca jeszcze co jakiś czas nawiedzały ją w snach.
Uniosła się na łokciach, przytakując delikatnie. Dzisiaj był decydujący dzień, na który wszyscy czekali.
— Zaraz wyjdę — powiedziała siadając na wygniecionej pościeli.
Kizashi przytaknął i opuścił pokój bez słowa. Od kiedy tylko wróciła do rodziców w całym domu niemalże cały czas panowała kompletna cisza. W ciągu dnia mało kiedy domownicy odzywali się do siebie choćby słowem, wyjątkiem było ponaglanie na obiad czy pytanie, o której Sakura wróci ze swojego spaceru. Natomiast teraz usłyszała zza drzwi jak jej ojciec włączył telewizor po raz pierwszy od tygodnia. Sakura nie wątpiła, że zrobił to tylko i wyłącznie ze względu na obecnych w domu gości.
Nie śpiesząc się nigdzie, dłońmi przejechała po białej koszuli, chcąc ją nieco wyprostować. Zauważywszy swoje odbicie w wiszącym na ścianie lustrze podeszła bliżej niego i chwyciła za podkład znajdujący się na półce. Wyglądała gorzej niż podczas pobytu w szpitalu. Gdyby nie dzisiejsza apelacja z chęcią wróciłaby do łóżka i nie wychodziła z niego przez kilka następnych dni. Dla niej nic już nie miało sensu. Brakowało jej celu do jakiego chciałaby dążyć w życiu. Po nałożeniu na twarz małej ilości makijażu, chwyciła za czarną marynarkę i wyszła z pokoju, jaki jeszcze niedawno dzieliła z młodszym, nieżyjącym już bratem.
Głową odruchowo skinęła na przywitanie w stronę siedzącej na kanapie przyjaciółki i Sasuke.
— Idziemy? — spytała niemrawo, nie mając ochoty na wysilanie się na fałszywe pozytywne emocje. I tak domyśliliby się, że udaje, więc żadna farsa nie była potrzebna.
— Jeśli jesteś gotowa — odparła Ino, obdarzając przyjaciółkę delikatnym uśmiechem.
— Gotowa — mruknęła pod nosem i trzymając w dłoni marynarkę zaczęła kierować się w stronę przedpokoju. Chciała czym prędzej wyjść na zewnątrz, potrzebowała świeżego powietrza, którego od jakiegoś czasu brakowało w jej domu. Dusiła się tym smutkiem, ciszą, płaczem. Pragnęła uciec najdalej jak tylko mogła. Uciec, jakby nie było jutra i nigdy już nie wracać.
Ale nie była w stanie tego zrobić. Dzisiejsza apelacja to jedyna szansa, by jej rodzice odzyskali chociaż jedno z dwójki swoich dzieci. Chociaż Sakura o wiele bardziej wolałaby to Daichi był z nimi.
Zakładając na stopy czarne baletki, usłyszała jeszcze, jak ojciec mówi do niej, że wraz z matką spotkają się w sądzie. Nie odpowiedziała, nie chcąc ich bardziej zranić. Nie chciała ich tam z całego serca. Jeśli plan Kakashiego pójdzie nie tak i przegrają apelację, jej rodzice będą musieli przyglądać się, jak odbierają im drugie dziecko. Nie chciała widzieć na ich twarzach kolejnej porcji cierpienia.  Najchętniej wrzasnęłaby  D O Ś Ć , żeby zatrzymać to błędne koło nieszczęść. Ale wiedziała, że nawet to by nie pomogło.
— Nie trzeba — powiedziała, zarzucając na siebie marynarkę.
— Przyjdziemy — zapewnił ją ojciec stanowczym głosem.
Nie było sensu wykłócać się o coś, czego i tak nie wygra.
Jechała wcześniej do sądu na prośbę Kakashiego, by mogli ustalić jeszcze ostatnie szczegóły przed rozprawą. Osobiście myślała, że wszystko zostało już ustalone. Przynajmniej to wywnioskowała z ostatniej rozmowy z prawnikami, podczas której poinformowała ich, że zmieniła zdanie co do ostatniej skierowanej do nich prośby. Nie chciała być odizolowana od reszty podczas rozprawy. Chciała siedzieć na sali. Nie zamierzała dawać Miyaviemu żadnej satysfakcji. Pomimo tego, że ją na dobre złamał, nie chciała by sądził, że wygrał.
Wychodząc z domu rozejrzała się po jego wnętrzu, kolejny raz zastanawiając się, czy będzie dane jej tu wrócić. Jeśli wyrok apelacyjny będzie niekorzystny, jeszcze dziś trafi do aresztu, a stamtąd prosto do wiezięnia. Wtedy będzie mogła zapomnieć o tym, że postawi stopę w rodzinnym domu przez najbliższe kilka lat, tym samym całkowicie rujnując sobie przyszłość.
W drodze do sądu, Ino z tylniego siedzenia snuła plany odnośnie tego, co będą robić po rozprawie. Yamanaka nie miała wątpliwości co do tego, z jakim rezultatem zakończy się dzisiejsza apelacja. Jej postawa drażniła Sakurę. Chciała podzielać entuzjazm przyjaciółki, ale po prostu nie była w stanie. Ona w przeciwieństwie do Ino poznała, co to znaczy prawdziwe życie - to niepodkoloryzowane przez światowe media. Kiedy Ino nie zamykały się usta, Sakura opierała głowę o boczną szubę, patrząc nieobecnym wzrokiem przed siebie, niechętnie wspominając pogrzeb Daichiego, który odbył się kilka dni temu. Najchętniej wymazałaby z pamięci obraz leżącego w trumnie brata. Czując niespodziewane mdłości przytknęła dłoń do ust, chcąc by te minęły. Lecz z przeminiętymi sekundami, wiedziała, że mdłości nie odpuszczą.
Sasuke dostrzegając kątem oka, co się dzieje, nagle skręcił w lewo, zatrzymując samochód na przyulicznym miejscu parkingowym. Słysząc, jak drzwi się odblokowują, Sakura otworzyła je i zwymiotowała na krawężnik.
Raz.
Drugi.
Trzeci.
Starała się wymazać z pamięci ostatnie wspomnienie o bracie. Nie chciała tego pamiętać. Było o wiele więcej pozytywniejszych wspomnień wartych uwagi. Zacisnęła mocno powieki, próbując zatamować zbierające się pomału łzy.
To tylko nerwy, powtarzała sobie, próbując powstrzymać się przed kolejną falą konwulsji. Nie spodziewała się takiej reakcji na targające nią od środka nerwy, które stopniowo zaczynały przejmować nad nią kontrolę. Pomału poddawała się, pozwalając negatywnym uczuciom decydowaćza nią samą. Nie widziała innego wyjścia. Będąc pewna, że nie zwymiotuje kolejny raz zatrzasnęła drzwi opierając się wygodnie o skórzane oparcie. Siedząca z tyłu Ino podała jej paczkę chusteczek i na wpół pełną butelkę wody, za co była jej niezmiernie wdzięczna.
Ostatnimi dniami coraz bardziej stwierdzała, że powrót do Konoha był błędem. Gdyby tylko została w Kyoto z Miyavim i odmówiła chęci na apelację, Daichi nadal by żył. Wystarczyła zaledwie jedna decyzja by przekreślić przyszłość jej zaledwie ośmioletniego brata, który miał jeszcze całe życie przed sobą. Jeśli tylko podróże w czasie były możliwe, nie zawahałaby się cofnąć wskazówek zegara do odpowiedniego momentu. Mimo, że była gotowa do zrobienia wszystkiego, aby tylko uratować brata, była bezsilna. Spóźnła się i już nic nie mogła na to poradzić..
Tylko dlaczego, kiedy spoglądała na Sasuke, zaczynały doskwierać jej wyrzuty sumienia? Tak jak teraz, gdy przyglądał jej się z dziwnie łagodnym spojrzeniem, które niemo dopytywało, czy czuje się lepiej. Sasuke nie odważyłby się spytać, czy wszystko w porządku, gdyż odpowiedź była aż nad to znana. Nic nie było w porządku i raczej nie prędko będzie; jeśli w ogóle. Delikatnie skinęła głową,  niekontrolowanie zaciskając różowe usta w długiej, prostej linii.
Sasuke ponownie wprowadził samochód w ruch, kierując się w stronę znajdującego się nieopodal sądu.
Będąc na ostatniej prostej, próbowała się wyciszyć, wyłączyć na zewnętrzny świat, by tylko nie myśleć o tym, co ją dziś czeka. Widząc rozprzestrzeniający się przed nią gmach sądu, poczuła ogarniający ją strach. Nienawidziła tego uczucia, tej pieprzonej bezradności i niemocy w ukierunkowaniu własnego losu. Wkurzało ją, że była zdana na osoby trzecie i nie mogła nic z tym zrobić. Wystarczyło zaledwie kilka błędów z przeszłości, by przestała sama o sobie decydować. Nie raz tego żałowała i będzie żałować jeszcze długo, jeśli nei do końca życia.
— Jesteśmy — odezwał się nagle Sasuke.
Z trwogą podążała za przyjaciółką i Sasuke, cały czas starając utrzymać pusty umysł. Nie było to proste zadanie, które pokonałaby bez problemu. Na jej drodze stało wiele życiowych przeszkód: Lily, Miyavi i uczucia, jakimi niegdyś go darzyła; Makuro, Hachiro, Daichi i wreszcie rodzina Sasuke. Starała się wznieść mentalną blokadę, która spowodobałaby, że chociaż przez chwilę cieszyłaby się błogim stanem niemyślenia.
Chciała, by ten dzień się już skończył. Chciała wreszcie dowiedzieć się, jaki los ją czekał.
Podczas spotkania z Kakashim starała skupić się całkowicie na obecnych sprawach. Za wszelką cenę próbowała zarazić się entuzjazmem przyjaciółki, która przez cały czas powtarzała, że wszystko będzie dobrze i że za kilka godzin z lekkim sercem będzie mogła wrócić do domu. Ona sama podchodziła do tego sceptycznie i z dużą ostrożnością - nie chciała się później zawieść. Ostatnimi dniami sztrzępki nadziei, jktórej dotychczas kurczowo się trzymała, zostały brutalnie wyrwane z jej dłoni, pozostawiając zaledwie kilka nici. Nie potrafiła spoglądać w przyszłość radośnie, tak jak reszta otaczających ją ludzi. Na to potrzebowała o wiele więcej czasu.
Po chwili Kakashi zadał ostatnie pytanie skierowane do Sakury przed rozpoczęciem rozprawy:
— Na pewno chcesz być obecna na sali?
Dwa dni temu zmieniła decyzję odnośnie prośby jaką zadała prawnikom w dniu śmierci Daichiego. Początkowo bała się stanąć twarzą w twarz z Miyavim, jego bratem, prokuratorem i adwokatem, którzy w dwójkę bronili delikwentów bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Jednak ostatnio zmieniła zdanie. Nie zamierzała dawać Miyaviemu żadnej satysfakcji z wyrządzonych jej krzywd. Gdyby w strachu przed nim schowała się w osobnym pokoju pod kluczem, Miyavi wiedziałby, że skapitulowała, a on sam wygrał, pogrążając ją na całe życie.
— Tak — odpowiedziała stanowczo, nie wahając się ani przez chwilę. Nie zamierzała kolejny raz zmieniać zdania w tej kwestii. Będzie obecna na sali i będzie zeznawać przed wszystkimi, nie ważne co się wydarzy.
— Mogę z nią porozmawiać na osobności? — odezwał się niespodziewanie Sasuke, który przez całą drogę do sądu milczał.
Sakura odwróciła głowę za siebie, rzucając mu pytające spojrzenie. Rozprawa rozpoczynała się lada moment, nie było czasu na kolejne rozmowy, wystarczyło, że prawie godzinę Kakashi mówił jej, co ma robić, a czego pod żadnym pozorem nie robić. Czuła się trochę jak podczas ostatniego wykładu przed egzaminami, gdy to wykładowca uświadamiał swoim studentom, jakich błędów nie popełniać. To jednak było o wiele ważniejsze niż zwykła sesja, Sakura zdawała sobie sprawę, że wystarczy jedno poślizgnięcie z jej strony, a wszystkie starania jej prawników mogą pójść na marne.
— Tylko pięć minut — dodał Sasuke, widząc, jak Sakura zamierza odmówić.
Nie chodziło o to, że nie chciała z nim rozmawiać, bo chciała, ale czas był obecnie ich wrogiem.
Kakashi odchylił krawędź mankietu, spoglądając na znajdujący się na nadgarstku kosztowny zegarek.
— Pięć minut i ani sekundy dłużej — powiedział Hatake, kierując się do wyjścia z przydzielonej im sali w sądzie. — Będziemy czekać na korytarzu — poinformował ich, znikając wraz z Yamato i Ino za drzwiami.
— Co jest? — spytała Sakura, wstając z wygodnego fotela.
— Dlaczego zmieniłaś zdanie co do obecności na sali? Mogłaś spędzić całą rozprawę w tym pokoju z kamerą, nie musząc znajdować się w jego obecności.
Dla Sasuke nie było zagadką, dlaczego Sakura wyszła z taką prośbą w pierwszej kolejności. Zwłaszcza, kiedy niejednokrotnie był świadkiem jej nocnych koszmarów. Sądził, że to była bardzo dobra decyzja z jej strony, do momentu jej zmienienia przed kilkoma dniami. Był cierpliwy i nie dociekał wcześniej dlaczego, spodziewając się, że dzisiaj ponownie poprosi o nieobecność na sali. Jednak tym razem go zaskoczyła, a dawno już tego nie robiła.
Pomału uniosła głowę, podchodząc do niego małymi krokami. Zawdzięczała mu naprawdę dużo.
— Po prostu… — wzięła głębszy oddech, — nie chcę dłużej się bać.
Sasuke zlustrował jej bladą twarz. Poniekąd rozumiał ją, ale nie wiedział, czy zdawała sobie sprawę z tego, co będzie musiała przejść na sali sądowej. Chcąc przestać drżeć na samo wspomnienie Miyaviego najpierw będzie zmuszona przejść przez piekło.
— Siedząc przy Kakashim i gdy będziesz zeznawać obierz sobie punkt na sali, jeśli nie będziesz w stanie znieść jego obecności — powiedział, dłonią łapiąc się za kark. Przeczuwał, że Sakura odbierze jego słowa w złym kontekście i nie mylił się.
— Wątpisz we mnie? — zapytała zgryźliwie, marszcząc nos.
Westchnął ciężko, wpatrując się w jej zezłoszczoną twarz.
— Jeśli mi ufasz, to jak mam w ciebie wątpić?
Ani razu w niego nie zwątpiła, od kiedy przyznała się co do ufności względem niego. Cały czas mu ufała. Jedynie była troszku zła, gdy nie było go przy niej w szpitalu, ale Sasuke miał dobry powód, który postanowiła zaakceptować.
— Pamiętaj tylko, co ci właśnie powiedziałem — powiedział, nim Sakura zdążyła odpowiedzieć na jego ciche, krótkie pytanie.
Chciała zatrzymać go, kiedy zaczął się od niej oddalać, ale wnet po pokoju rozeszło się stonowane stuknięcie w drzwi, a następnie Kakashi wszedł do środka informując, że już pora.
Bała się, lecz wiedziała, a wręcz błagała w duchu, by był to ostatni dzień przepełniony mrożącym krew w żyłach strachem.
            Na salę rozpraw numer cztery weszła pełna nerwów i obaw. Nie chciała, by były to jej ostatnie godziny wolności przed kilkuletnią odsiadką. W najlepszym wypadku mogła dostać pięć lat, w najgorszym - dziesięć, jeśli poprzedni skazujący wyrok zostanie podtrzymany. Krocząc w kierunku ławy oskarżonych, nie omieszkała dostrzec, że strona oskarżająca nie zajęła jeszcze swojego miejsca, co przyjęła z ogromną ulgą. Im krócej będzie zmuszona siedzieć w jednym pomieszczeniu z nim, tym lepiej. Jednak ulga po krótkiej chwili zamieniła się w trwogę dostrzegając, kto już zajmował miejsce wśród obecnych na sali. Stopniowo zwalniała kroku, obserwując skamieniały wyraz twarzy brata Miyaviego, który uważnie jej się przypatrywał. Nie kpił z niej tak jak wcześniej, ba, nie wyglądał nawet, jakby chciało mu się z nią bawić w kotka i myszkę jak dotychczas. Makuro kipiał wściekłością, a jego zagryzione wargi i nieprzychylne spojrzenie wyraźnie jej o tym mówiły. To była jej ostatnia szansa, by móc powrócić w łaski braci Mori, ale ona nie zamierzała tego robić i miała wrażenie, że Makuro doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
            Czując dłoń na ramieniu zerknęła za siebie pytająco, krzyżując spojrzenie z Sasuke.
            — Powiedziałaś rodzicom? — zapytał szeptem, tuż po nachyleniu się nad jej uchem.
            — Hm? — mruknęła oniemiała.
            Bliskość Sasuke nadal działała na nią tak samo jak pierwszego dnia. Pomimo czasu, który upłynął od ich (nie)fortunnego spotkania, wciąż potrafiła zapomnieć o otaczającycm ją świecie na ułamek sekundy.
            — O ślubie — powiedział cicho wprost do jej ucha.
            Sakura ściągnęła ze sobą brwi oddalając się od niego o pół kroku, po czym pokręciła przecząco głową. Zaskoczyło ją, że Sasuke teraz podjął temat ich prawdopodobnie pochopnie podjętej przed tygodniem decyzji. Teraz mieli o jedno zmartwienie więcej i tym razem dotyczyło ich oboje.
            Widziała, jak wzdycha ciężko, spoglądając na nią dziwnie zagadkowym spojrzeniem. Ponownie zmniejszył dzielącą ich odległość i tak jak chwilę temu nachylił się nad nią, by tylko ona mogła usłyszeć, co miał jej do powiedzenia.
            — Powiedz im teraz. Kakashi zapomniał Ci wspomnieć, że zostaniesz przedstawiona aktualnym nazwiskiem — oznajmił z nutką niepokoju w głosie. - Ma nadzieję utrzeć tym nosa Madarze od samego początku.
            Jej rodzice byli już obecni na sali - zobaczyła ich od razu po przekroczeniu progu, siedzących z Ino i rozmawiająych o czymś w ciszy. Sakura nie wątpiła, że to jej przyjaciółka starała się podtrzymywać rozmowę, by chociaż na chwilę zająć im czymś innym niż martwieniem się o jedyne teraz dziecko.
            Przestraszona spojrzała w stronę rodziców, którzy nadal nie zauważyli jej obecności. Nie była przygotowana na wyznanie im głupstwa, jakie popełniła z Sasuke, sądząc, że są w stanie pomóc Daichiemu. Mylily się. Oboje.
            — Dasz radę — usłyszała jeszcze, ale od razu zwątpiła w swoje możliwości.
            Była tchórzem.
            Nie wiedziała, jak ma im to powiedzieć, a co więcej obawiała się, że po raz kolejny zawiedzie rodziców.
            Co będzie, to będzie, pomyślała, wznawiając kroku w kierunku przygotowujących się do rozprawy Kakashiego i Yamato.
            — Sakura — usłyszała za sobą ostrzegawczy głos Sasuke, ale tym razem go zignorowała. Nie była w stanie stanąć twarzą w twarz z rodzicami i powiedzieć im, że od ponad tygodnia jest żoną Sasuke. Nie posiadała w sobie wystarczających pokładów odwagi, jedyne co mogła zrobić, to przeprosić ich po fakcie.  
            Bez słowa zajęła swoje miejsce po lewej stronie Kakashiego, wpatrując się ze spuszczonym wzrokiem w mahoniowy blat.
            — Jakieś wieści od Itachiego? — Słysząc głos Yamato, który zwrócił się do Sasuke, zerknęłą kątem oka ku nim.
            Sasuke zaprzeczył.
            Chłopak Ino już kilka dni temu opuścił Konohę i nawet jej przyjaciółka nie chciała jej powiedzieć, gdzie tak nagle zniknął. Nie uważała tego za ważny aspekt, aż do teraz.
            — Itachi? — spytała niepewnie, śledząc wzrokiem prawników i prawnego męża.

            — Przyjdzie — zapewnił swojego wykładowcę Sasuke.
Nie rozumiała, dlaczego tak nagle pojawił się temat Itachiego.
            — Spokojnie — próbował uspokoić ją Yamato, dostrzegając jej zdziwiony wyraz twarzy. — Nie masz się czym martwić.
            Sakura jednak nie była do końca przekonana, miała dziwne przeczucie co do nieobecności chłopaka Ino. Problem polegał w tym, że nie była pewna, w jaki sposób zdefiniować to, co teraz czuje. Nie była pewna czy były to złe, czy może w małym stopniu dobre odczucia.
            Ku jej niezadowoleniu Sasuke musiał zająć miejsce wśród innych obserwującyh, gdy własnie do sali wkroczył Madara i Obito, a przez osobne drzwi przeszła dumnie sędzina w młodym jak na ten zawód wieku. Nie minęła chwila, a i Miyavi pojawił się w obecności dwóch prowadzonych go funkcjonariuszy. Od kiedy tylko został aresztowany w sprawie jej pobicia, opuścił areszt zaledwie dwa razy. Raz, gdy został przeniesiony do tymczasowego wiezięnia, oczekując rozprawy w sprawie jej pobicia; dwa, gdy właśnie został przetransportowany do sądu. Mimo ogromnej satysfakcji, nie zniosła patrzenia na niego dłużej niż kilka sekund. Miyavi nie był wart jej uwagi. Pech jedynie chciał, że musiał siedzieć tuż naprzeciw niej.
            Wzięła głębszy oddech, czując na sobie nie tylko wściekłe spojrzenie braci Mori jak i pytający wzrok sędziny.
            — Czy pańska klienkta, panie Hatake, nie miała mojego pozwolenia na nieobecność na sali rozpraw, biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności? — sędzina zwróciła się do Kakashiego, który od razu wstał z krzesła.
            — Dostała, wysoki sądzie, to prawda. Lecz moja klientka postanowiła osobiście uczestniczyć w rozprawie zamiast zeznawać z osobnej sali.
            Kobieta skinęła porozumiewawczo głową.
            — Czy jest w pełni świadoma tego, że gdy rozpocznę rozprawę, nie będzie mogła jej opuścić aż do samego jej zakończenia? — dopytywała, ani na chwilę nie ściagając swojego przenikliwego spojrzenia z Sakury.
            Czując, jak Yamato popycha ją delikatnie, Sakura podniosła się z krzesła odwracając się w stronę sędziny.
            — Tak, wysoki sądzie. Jestem tego świadoma.
            Kobieta, nie potrzebując więcej informacji, machnęła dłonią, by oboje z powrotem zajęli swoje miejsca.
            — Rozpoczynam rozprawę apelacyjną wytoczoną przez Panią Sakurę Uchiha wobec prowadzonego postępowania karnego przeciwko Panu Miyaviemu Mori i reprezentujących go prokuratorów Madary Uchiha i Obito Uchiha.
            Kącik ust Sakury uniósł się zadziornie, widząc jak twarz jej byłego chłopaka blednie nagle, a wuj Sasuke podnosi się pomału z krzesła.
            — Przepraszam, wysoki sądzie, ale czy nie zaszła jakaś pomyłka? — zapytał donośnym barytonem Madara, starając się nie urazić kobiety, która przewodziła dzisiejszą rozprawą.
            Sędzia odłożyła papiery na blat, przenosząc wzrok na Madarę, na którego spoglądała spod uniesionych wysoko brwi.
            — Insynuujesz mi przejęzyczenie, Madara? — spytała złośliwie. — Nie wnikam w j wasze sprawy rodzinne. Postępowaie toczy się zgodnie ze stanem faktycznym i aktualnym stanem cywilnym oskarżonej. Wszelkie protesty i wątpliwości proszę rozwiązać na drodze osobistej — powiedziała hardo.
            Sakura nie wiedziała, czy to były tylko jej przywidzenia, czy rzeczywiście wydawało jej się, że w przeszłości pomiędzy tą dwójką dochodziło do spięć na sali sądowej. I chyba się nie myliła, słysząc, jak Kakashi prycha pod nosem z zadowolenia. Z przygryzioną wargą wychyliła się lekko i przekręciła głowę niepewnie w stronę rodziców.
            Tak samo jak i Miyavi byli bladzi, jeszcze nie dochodziło do nich to, co właśnie usłyszeli. Szepnęła do nich nieme przepraszam. Widziała, jak Ino mówiła po cichu do jej rodziców,  możliwe, że starając się ich uspokoić, może i nawet wyjaśnić, dlaczego Sakura postapiła w taki sposób, nic im nie mówiąc. Lecz teraz powód nie miał znaczenia, na marne trudzili się dla Daichiego. Wodząc wzrokiem, kilka krzesełek dalej dostrzegła Sasuke. Jeszcze nigdy go takiego nie widziała. Był zadowolony, a wręcz pałał dumą, świdrując wzrokiem starszego brata swojego zmarłego ojca i Miyaviego. Wyglądał, jakby miał się im zaraz zaśmiać prosto w twarz i wcale się z tym nie krył.
            Natomiast obaj bracia Mori i Madara wyglądali jakby zaraz mieli wybuchnąć. Madara wiedział, że ich nazwisko wraz z tą rozprawą zostanie splamione. Spokój, którym emanowali jej prawnicy tyczył się także Obito, czego się niespodziewała. Zdawała sobie sprawę, że Rin była jego żoną, ale nie sądziła, że choć w najmniejszym stopniu, ktoś będzie w stanie na niego wpłynąć. Czuła się niedoinformowana, jakby nie wszystkie informacje odnośnie przebiegu rozprawy zostały jej przekazane. Ale teraz było już za późno na jakiekolwiek pytania.  
            Madara w żaden sposób nie kwestionował słów sędziny, zwłaszcza po dostrzeżeniu zadziornego uśmieszku na twarzy swojego bratanka.
            Sędzia nie chcąc tracić więcej czasu przeszła za zgodą obu stron do przypomnienia materiałów dowodowych. Prokuratorowi nie spodobał się jednak fakt, gdy po tym jak protokalantka zakończyła wymieniać dowody świadczące o winie Sakury, Kakashi wstał i poprosił o dodanie jej pamiętnika wraz z ekspertyzą psychologa i grafologa.
            — Zgłaszam sprzeciw, wysoki sądzie. Tak banalne materiały jak pamiętnik łatwo mogą zostać sfałszowane, zarówno jak i opinia grafologa. Nie dość, że wiąże się z nm tak wiele istotnych wątpliwości, to nie sądze, że nie wniesie wiele do rozprawy.
            — Z całym szacunkiem, wysoki sądzie, ale w poprzednich rozprawach za każdym razem, kiedy mój poprzednik powoływał się nowy dowód, prokurator Madara zawsze zgłaszał sprzeciw. Mógłbym wyliczać w nieskończoność odrzucone dowody, ale biorąc pod uwagę czas napomknę jedynie o kilku najważniejszych, takich jak powypadkowy raport medyczny, analizję psychologiczną, opinię wykładowców z uniwersytetu w Kyoto i wiele, wiele innych, tym samym uniemożliwiając rzetelną obronę mojej klientce, która przyznaje się do spowodowania wypadku samochodowego. Moja klientka chce odpokutować swoją winę i odbyć odpowiednią, sprawiedliwie orzeczoną karę za ten zarzut. Jednak co do reszty postanowianych jej oskarżeń się nie przyznaje, a ja wierzę, że nie zrobiła świadomie tego, co zostaje jej zarzucone. I nie mówię tego tylko i wyłącznie jako prawnik, ale również jako człowiek przekonany o prawdomówności Pani Sakury Uchiha. Dlatego proszę wysoki sąd o dopuszczenie choć tego jednego dowodu, którym ta młoda kobieta mogłaby się obronić.
            Sędzina oparła się wygodnie o swój duży fotel, dumając nad dwiema różnymi opiniami, które właśnie usłyszała.
            — Pokaż mi to, Hatake — odezwała się po chwili, wystawiając ku niemu zniecierpliwioną dłoń.
            Kakashi nie mógł być bardziej zadowolony z wypowiedzianych przez kobietę słów.
            Po kilku minutowej analizie dokumentów ekspertyzy przeprowadzonej przez grafologa i psychologa, sędzia ponownie poddała się zamyśleniu, by następnie oznajmić, że dopuszcza dowód, który następnie został przekazany Madarze do inspekcji.
            Sakura chwilowo odetchnęłą z ulgą; udało im się pokonać pierwszą z wielu przeszkód dzisiejszego dnia. Jednak to nie był jeszcze koniec, najtrudniejsza część była jeszcze przed nimi, a ona sama obawiała się składania zeznań własnego i innych.
            Jako pierwszy został powołany poszkodowany, któremu nawet na rozprawę nie zostały ściągnięte kajdanki. Madara starał się interweniować, chcąc, by zaznał trochę godności w tym cyrku, jak sam powiedział. Jednak jego działania natychmiast zostały udaremnione przez Kakashiego pokazującego sędzinie raport dwóch detektywów z aresztowania Miyaviego, a także zakaz zbliżania się do Sakury. Na wszelki wypadek sędzina zabroniła ściągania kajdanków.
            Oczywiście jak przyszło co do czego, Madara przesłuchiwał Miyaviego w sposób, który w mniemaniu Sakury pozwalał na wiele do życzenia. Używał takiej samej taktyki jak w Kyoto, a Miyavi grał głupca, że nigdy o niczym nie wiedział. Nie zdawał sobie sprawy, że Lily brała narkotyki od Sakury, że te same substancje znajdują się w samochodzie, jaki jej podarował, a następnie rozbiła przez targające nią poczucie winy. Wszystkie słowa, gesty i emocje Miyavego na sali rozpraw były niczym deja vu z Kyoto. Miyavi nie wysilał się za bardzo, nie mając wątpliwości co do tego, kto wyjdzie wolno z sądu. W tej chwili Sakura zapragnęła wygrać jeszcze bardziej. Nie zamierzała poddawać się bez boju, pomimo iż nie była w stanie na niego patrzeć. Za każdym razem, gdy próbowała spojrzeć w oczy swojemu oprawcy, czuła nawrót mdłości. Tak jak radził jej Sasuke, obrała sobie punkt na sali, w jaki bez przerwy się wpatrywała, przy okazji nie wyglądając jak osoba niezainteresowana swoim losem.
            Miyavi wypadł perfekcyjnie w roli ofiary. Kiedy przyszła jednak pora na Obito, by przesłuchał własnego klienta, wstał zwracając się do sędziny:
            — Nie mam pytań. Oddaję świadka powodowi.
            Sakura w zdziwieniu spojrzała na swoich prawników, którzy od razu przejęli pałeczkę. Kakashi wyszedł na wokandę sądową, stając twarzą w twarz z Miyavim Mori. Kątem oka dostrzegła niezadowolenie Madary względem swojego brata, wyraźnie nie tak się umawiali.
            — A więc, żeby była jasność. Nie wypierasz się niczego, co zeznałeś przed kilkunastoma miesiącami? Nadal twierdzisz, że nie miałeś nic wspólnego ze śmiercią panny Lily Huggins?
            — Nie.
            Bezpośrednio może i nie, pomyślała Sakura. Co do tego nie miała wątpliwości. To Makuro dostarczał narkotyki jej niewinnej Lily tak, by nikt nigdy się nie domyślił. I nikt nawet nie przypuszczał, co działo się za tą radosną osóbką, gdy nikt nie patrzył. Mimo wszystko Miyavi wiedział o wszystkim. Pomiędzy braćmi Mori nigdy nie było żadnych tajemnic.
            — Jak sądzisz, dlaczego Sakura nie wspomniała w swoim pamiętniku o prezencie, jaki jej sprawiłeś?
            Madara przygotował go do odpowiedzi lepiej niż w Kyoto. Gdyby sama nie znała prawdy, głupia też by mu uwierzyła. Zresztą, nie miała wątpliwości, że Miyavi potrafił kłamać jak z nut. Doskonale się już o tym przekonała dawno temu. Jednak słysząc kłamstwo za kłamstwem, złość zaczęła w niej wzbierać jak woda w korycie po deszczu. Nie wiedziała, dlaczego jeszcze przed chwilą sądziła, że chociaż raz Miyavi zacznie mówić prawdę. Ale to były zaledwie złudzenia i po raz kolejny Mori po prostu ją rozczarował. Słysząc, jak odpowiada na pytanie Kakashiego, mówiąc, że pewnie zapomniała z ekscytacji wpisać takiej wzmianki, miała ochotę się zaśmiać. Jedyne stwierdzenie, że nie wiedział o istnieniu pamiętnika, było prawdziwe. Sakura nie miała wątpliwości, że gdyby on bądź Makuro zdawali sobie sprawę, że praktycznie codziennie spisywała wszystko, co jej ślina na język przyniesie, tego pamiętnika już dawno by nie było. Ani Miyavi, ani Madara nie zdawali sobie sprawy z całej treści pamiętnika, którego skopiowane kartki Madara przerzucał właśnie pośpiesznie, by dowiedzieć się jak najwięcej z tego, co zdażyła zapisać.
            — Twoje zeznania przeczą zapiskom mojej klientki — powiedział spokojnie Kakashi po wysłuchaniu wszystkich kłamstw Miyaviego.
            — Sprzeciw, wysoki sąd....
            — Strona pięćdziesiąta piąta z pamiętnika dziewczyny. — Hatake podniósł głos, spoglądając w stronę prokuratora, nim ten zdążył wnieść protest, który i tak zostałby oddalony. Sędzina machnięciem ręki kazała Kakashiemu kontynuować.
            Sakura zamknęła powieki i wyciszyła się, nie chcąc po raz kolejny słuchać słów, jakie zapisała na kartkach zeszytu, mimo iż ten wpis nie należał do najgorszych. Ten etap nadal był przed nimi.
            Prawnik przeczytał wszystkim zebranym wpis na pół strony informujący ich o zakupieniu przez Miyaviego nowego samochodu, którym był bardzo podekscytowany. Nie było jednak żadnej wzmianki, że pojechała z nimi go odebrać, ani że to był samochód dla niej. Nic takiego tam nie było, bo i też nie miało miejsca. Samochód nie był jej. Nie podpisywała nawet niczego, tego była pewna.
            Zanim Kakashi dał możliwość Miyaviemu skomentowania jej wpisu, przedstawił sędzi, prokuratorowi i obrońcy kolejny dowód w sprawie: dokumenty, jakie wykradł Sasuke wraz z Hachiro.
            — Papiery, które mam w swoim posiadaniu potwierdzają zeznania mojej klientki, że samochód nie należał do niej. Na obu papierach zakupu i zarejestrowania był podpis z nazwiskiem Mori. To tyczy się również ubezpieczenia samochodu — oznajmił, wręczając sędzinie ważne dokumenty. — Jeśli mogę jeszcze dodać, te dokumenty w poprzednich rozprawach były uznane za zaginione, gdy w rzeczywistości cały czas znajdowały się u dealera samochodowego, ubezpieczalni i w rejestrze samochodów. Lecz z jakiegoś powodu były utajnione.
            Strona Sakury wiedziała, że słowa Kakashiego nie mogły zostać poddane sprzeciwowi, bo wtedy sędzina mogłaby bardziej wnikać, dlaczego tak ważne dokumenty nie zostały znalezione na czas poprzednich rozpraw.
            — Jakiś komentarz, panie prokuratorze? — spytała sędzia, tuż po potwierdzeniu autentyczności papierów.
            — Nie, wysoki sądzie — odpowiedział Madara butnie.
            Po zadaniu temu samego pytania Obito, jego odpowiedź była taka sama, jak jego brata.  Najmłodszy wuj Sasuke nie udzielał się tak bardzo podczas rozprawy jak Madara, który co chwilę próbował sprzeciwić się pytaniom i opiniom Kakashiego - bezskutecznie.
            — Czy są jeszcze jakieś pytania? — zapytała sędzina jej obrońce.
            — Jeszcze chwilka, wysoki sądzie — odparł Kakashi, po czym ponownie zwrócił się ku Miyaviemu. — Powiedz mi, Miyavi, jak się czułeś, zmuszając własną dziewczynę do produkowania wam narkotyków po tym, jak wasz dotychczasowy chemik okazał się… Jak to określić, bezużyteczny?
            Pierwszy raz od bardzo dawna Sakura była w stanie dostrzec na twarzy Miyaviego oznaki obawy. Może i jeszcze się nie bał, bo póki co nie miał czego, ale za to Sakura wiedziała, że od teraz to było nieuniknione. Kakashi ujawnił właśnie informacje, o których nie było mowy podczas rozpraw w Kyoto. Nikt o tym nie wiedział. Nawet siedzący na sali rozpraw jej rodzice.
            Po sali rozeszło się poruszenie wśród zebranych na te wieści. Wtedy też zaczęło się zamieszanie na wokandzie sądowniczej. Madara próbował zgłaszać sprzeciw głośnym barytonem, Kakashi niczym z karabinu strzelał pytaniem za pytaniem w stronę Miyaviego, który za wszelką cenę próbował nawiązać kontakt wzrokowy ze swoim obrońcą i prokuratorem.
            Bam!
            — Czym ją zastraszyłeś?
            Bam!
            — Nie było ci głupio?
            Bam
            — Długo miałeś ją na oku?
            Bam.
            — Dlatego się nią zainteresowałeś? Bo studiowała medycynę i bardzo dobrze znała się na chemii?
            Bam! Bam! Bam! Bam! Bam! Bam! BAM!
            — Może wreszcie zaczniesz mówić prawdę i powiesz wszystkim, jak bardzo wykorzystywałeś wtedy swoją dziewczynę! W co ją wciągnąłeś dzięki kilku słodkim kłamstwom i wyznaniom miłosnym, w które tak szczerze wierzyła jako zafascynowana nieznanym nastolatka! Czas na prawdę, Miyavi! Przyznaj się, że specjalnie wybrałeś właśnie ją, że od samego początku miałeś dla niej tylko jeden cel, że wciągnąłeś ją w to wszystko z premedytacją, po czym porzuciłeś i odwróciłeś się, całą winę zrzucając na nią!
            — Zamknij kurwa morde! — wybuchł Miyavi, chwytając się za głowę.
            Krzyk byłego chłopaka doprowadził Sakurę  do podskoku w miejscu, a jej oczy otworzyły się szeroko w strachu, przypominając sobie ich wcześniejszą konfrontację. Wtedy też krzyczał, wrzeszczał, przeklinał, bił. Niechciane wspomienia powróciły do niej, a strach ponownie zaczął w niej wzrastać. Zacisnęła mocniej spocone dłonie na podramiennikach, zaczynając chaotycznie rozglądać się po sali.
            Starała się pamiętać słowa Sasuke, mówiące jej o punkcie na sali. Ale ciężko było jej skupić wzrok w jednym miejscu na dłużej niż dwie sekundy. Aż wreszcie odetchnęła widząc jak kare tęczówki bacznie przyglądają jej się zza drewnianej balustrady. Wiedział, że coś było nie tak; widziała to w jego oczach.
            Jego usta ułożyły się w niemy szept, wypowiadający jedno słowo.
            O d d y c h a j.
            To nie była prośba.
To był ostry rozkaz, który zamierzała posłusznie wykonać.
Wzięła jeden większy oddech, a za nim drugi i kolejny.
            — Gówno wiesz! — krzyczał rozjuszony Miyavi z wściekłością spoglądając na prawnika spode łba. — Kochałem ją! Ale ona to spieprzyła! Stchórzyła jak zwykła suka! Zostawiła mnie! Po czym wybrała innego skurwysyna! To wszystko jest jej wina! Wszystko! — wysyczał z jadem. — Niech cierpi, suka.
Starała się nie słuchać oszczerstw Miyaviego, ale pomimo bariery, jaką sobie postawiła i tak jego słowa do niej docierały i, jak zawsze, bolały.
            Sasuke nachylił się, opierając zgięte łokcie na kolanach i wpatrując się w nią uważnie. Nie chciał, by teraz spanikowała. Nie mogła pozwolić sobie na to. Jeśli tylko wpadałaby w niekontrolowaną panikę, rozprawa zostałaby albo wstrzymana, albo w co najgorszym wypadku przesunięta na zupełnie inny termin. A tak nie mogło sie stać. Madara nie mógł mieć jeszcze kilku dni to knucia swoich intryg. To byłaby dla niego zbyt wielka okazja.
            Jej tęczówki drgały niepewnie, nawet z odległości był w stanie to dostrzec. Bała się, ale nawet na chwilę nie odważyła się spojrzeć gdzie indziej niż na niego samego. On również się bał. Bał się, że Sakura pęknie za chwilę jeszcze bardziej. Nie była to rzecz na jego liście życzeń.
            Nagle tuż za nic nieświadomym Sasuke, Sakura dostrzegła jego brata z ponurym wyrazem twarzy. Nie był on jednak sam, towarzyszyła mu kobieta, której nigdy wcześniej nie widziała na oczy.
            Czarne, proste włosy do ramion i te oczy, tego samego koloru co dwójki braci. Od razu wiedziała, że był to ktoś z rodziny Uchiha. Nie miała co do tego ani cienia wątpliwości.
            Kobieta nie zajęła miejsca pośród zebranych na sali osób. Jej kroki coraz bardziej przybliżały ją ku sądowej wokandzie, gdzie Miyavi przekrzykiwał się bez przerwy z Kakashim i Madarą.
            — C i s z a !!! — krzyknęła na cały głos sędzina, uderzając sądowym młotkiem raz po raz. - Panie Mori, przywołuję Pana do porządku i obarczam Pana grzywną w wysokości dwustu tysięcy yenów za zakłócanie przebiegu rozprawy!
            Kakashi będąc zadowolonym z poruszenia, jakie rozpętało się na sali podczas końcowego, agresywnego przesłuchania Miyaviego. Stopniowo i reszta zaczęła się uspokajać, przywracając poprzedni stan ciszy, jaki panował na sali,  nim Kakashi zaczął zadawać kłopotliwe pytania.
            Sędzina przechyliła delikatnie głowę z kontemplacją spoglądając na nowo co przybyłe osoby. Mimo iż Sakura nie znała jej przed rozprawą od razu dostrzegła to zaskoczenie na twarzy kobiety siedzącej na piedestale. Lecz to nie ona jako pierwsza się odezwała, a prokurator, który ostatnimi miesiącami uprzykrzał jej życie.
            — Co ty tu robisz? — zapytał z wrogością kobiety stojącej obok Itachiego.
            Ona jednak nie przejeła się jego obecnością, jakby w ogóle go tutaj nie było.
            — Przepraszam za to najście, ale nie miałam innego wyboru, wysoki sądzie — powiedziała ze stoickim spokojem nieznajoma.
            Sędzia nachyliła się nad swoim miejscem pracy, uważnie przyglądając się towarzyszce Itachiego. — W takim razie, co zmusiło panią prokurator generalną do przerwania trwającej rozprawy? — zapytała z nutką irytacji w swoim głosie, lecz kruczowłosa i tym się nie przejęła.
Prokurator generalna?! - krzyknęło alter ego Sakury, a jej samej oczy rozszerzyły się w szoku. Powróciła wzrokiem na Sasuke, który tak samo jak ona wpatrywał się niczym zahipnotyzowany w kobietę. Sakura miała dziwne przeczucie co do jej tożsamości, ale chciała się mylić.
Nie chciała w takich okolicznościach poznawać matki Sasuke. Przełknęła w dyskomforcie ślinę w gardle, próbując schować się w krześle. Chciała stać się niewidzialna.  
— Mogę podejść? — spytała.
            Kobieta siedząca na piedestale skinęła głowa, obserwując jak prokurator generalna podchodzi ku niej.
            — Mikoto — syknął ostrzegawczo Madara, prostując się.
Kruczowłosa spojrzała na swojeo szwagra, podając w międzyczasie sędzinie pojedynczy dokument.
Nie minęła chwila a sędzia rozporządziła pietnastominutową przerwę, podczas której musi omówić coś z Madarą, Obito, Kakashim i Mikoto Uchiha. Kiedy tylko cała piątka opuściła salę, ponownie pojawiło się poruszenie.
— O co chodzi? — zapytała pośpiesznie Sakura siedzącego tuż obok niej Yamato.
Po drugiej stronie Miyavi również konstulował się z resztą swojej prawniczej świty, na których czele stała dwójka wujów Sasuke.
Yamato wziął głębszy wdech, po czym nachylił się nad uchem Sakury. To, co miał do powiedzenia, było przeznaczone tylko i wyłącznie dla niej.
— Itachi pojechał do Tokio przekazać swojej matce papiery odnośnie twojej sprawy i nie tylko. Wszystko teraz leży w jej rękach. Ale nie wiem, co zajęło im aż tak długo.
Sakura nie rozumiała, dlaczego nikt jej wcześniej o tym nie uprzedził. Nawet Sasuke, który, nie wątpiła w to, wiedział, gdzie i po co pojechał jego starszy brat. Nie znosiła takiej niewiedzy. Nie lubiła, gdy inni traktowali ją jak małe dziecko, przed którym ukrywano prawdę dla jego własnego dobra.
— Spokojnie — powiedział Yamato jakby czytał w jej myślach. — Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Zaufaj nam, Sakura.
Wielokrotnie już słyszała to sformułowanie i wielokrotnie im ufała. Wszystkim, bez wyjątku. Poniekąd czuła się trochę przez nich oszukana. Ale zapomni o tym. Niech tylko pomogą jej w uniknięciu wyroku.
Podczas przerwy na sali cały czas odbywały się rozmowy. Tylko nieliczni nie rozmawiali, w tym jej rodzice i Ino. Sasuke zniknął wraz z Itachim, kiedy tylko drzwi za sędzią, prawnikami i prokuratorami zamknęły się. Chciała iść za nimi, dowiedzieć się z ich ust, co się działo, ale nie potrafiła zmusić swojego ciała do poruszenia się. Zresztą wątpiła, by mogła sama opuszczać salę.
Pietnaście minut minęło w mgnieniu oka, a sędzia i reszta wywołanych przez nią osób nadal nie powrócili do sali. Spojrzała na milczących rodziców, zastanawiając się, jak bardzo źle znoszą apelację. Ku jej niezadowoleniu nie dostrzegła na twarzy rodziców niczego, co by uspokoiło jej nerwy. Jej ojciec co rusz łypał wzrokiem w stronę braci Mori z istnym mordem w oczach. Bała się, że zaraz nie wytrzyma i zrobi coś, czego będzie później żałował. Nie chciała tego dla swojego ojca. Mebuki była o wiele spokojniesza, ale to właśnie to najbardziej martwiło Sakurę. Widziała, jak Ino co jakiś czas próbuje nawiązać krótką rozmowę, by tylko czymś zająć ich myśli i była jej za to cholernie wdzięczna.
Itachi wrócił jako pierwszy, obdarzając ją uśmiechem na przywitanie i siadając tuż obok swojej dziewczyny. Po kolejnych kilku chwilach i Sasuke zawitał z powrotem na sali. Jak zawsze nic po sobie nie zdradzał, co w tej chwili doprowadzało ją do białej gorączki. Jedyny gest jaki wykonał w jej stronę, było skinięcie głową, cokolwiek miało to znaczyć. Były momenty, w których potrafiła go rozszyfrować, czytać z jego myśli, ust, wtedy sądziła, że chociaż w małym stopniu go zna. Ale teraz był dla niej taką samą zagadką jak wieczoru, którego się poznali. Wtedy był nieznajomym chłopakiem, który pomógł jej bezinteresownie z workiem na siłowni. Obecnie był kimś o wiele więcej i tu nawet nie chodziło o ich papierowe małżeństwo.
Pół godziny później drzwi, za którymi zniknęła piątka osób, ponownie się otworzyły, a przez nie weszła zaledwie czwórka.
Sakura spojrzała na Yamato z tysiącami niewypowiedzianych pytań wymalowanych na twarzy. Wszyscy powrócili na swoje wcześniejsze miejsca, a Mikoto Uchiha usiadła na prokuratoskim krześle.
Jakich było zdziwienie wszystkich, gdy sędzina oznajmiła wszystkim o niezdolności Madary Uchiha do wykonywania swoich obowiązków zawodowych ze względu na toczące się wewnętrzne śledztwo względem nadużywania przez niego kompetencji. Pałeczkę prokuratora została przejęta przez Mikoto Uchiha, po tym jak sędzina upewniła się, że nie dojdzie do mataczenia w sprawie, biorąc pod uwagę wszystkie relacje rodzinne, jakie pojawiły się w tej sprawie.
W strachu Sakura spoglądała przed siebie, gdzie Miyavi z cwanym uśmieszkiem przyglądał się prokurator generalnej. Kobieta nie była jednak zainteresowana nim w najmniejszym choćby stopniu; całą swoją uwagę miała skupioną właśnie na niej. Te czarne tęczówki wpatrywały się w nią, jakby zaraz miały otworzyć księgę i wyrywać z niej stronę po stronie. Zastanawiała się tylko, czy byłaby to bolesna procedura w wykonaniu matki Sasuke i Itachiego. Nie była zwykłą kobietą, zwykłym prawnikiem, prokuratorem. Ona miała prawdziwą władzę sądowniczą w tym kraju i z tego też powodu Sakura się jej obawiała.
Mikoto Uchiha mogła okazać się jej zbawieniem jak i potępieniem.
Sakura trzęsącą się z nerwów dłonią zaczesała włosy na bok, próbując zerwać kontakt wzrokowy ze swoją formalną teściową.
Następnym powołanym świadkiem był  grafolog sądowy, do którego zgłosił się Kakashi w sprawie przeanalizowania jej pamiętnika. Ta część poszła gładko, nawet Sakura to zauważyła. Nawet Obito przystąpił do przesłuchiwania grafologa, kiedy nadeszła jego kolej.
Prawdziwość pamiętnika Sakury została potwierdzona przez tego starszego mężczyznę z wieloletnim doświadczeniem w tej dziedzinie. Nawet prokurator generalna pomimo swoich ostrych pytań, nie miała wątpliwości, że przesłuchiwany mężczyzna mówił prawdę.
Jednak kiedy na salę została powołana Shizune Maeno, Sakura ściągnęła wargi w cienką linię. Nie lubiła psychologów. Ich tok myślenia przytłaczał ją w większości przypadków. Nie podobało jej się, że najczęściej robili z niej winowajczynię i osobę bez najmniejszych choćby skrupułów.
Po złożeniu przysięgi przez panią psycholog, prokurator generalna wystąpiła na wokandę.
— Zapoznała się pani z wszystkimi diagnozami psychologicznymi z Kyoto. Zeznaniami. Raportami lekarzy. A także pamiętnikiem dziewczyny, który sama pani przeanalizowała — mówiła w spokoju, na co psycholog przytakiwała co chwilę zgadzając się z wszystkim, co zostało powiedziane. — Jak pani oceniłaby jej osobę z początków studiowania w Kyoto, po wszystko co się tam działo, kończąc na wypadku, który spowodowała tuż po śmierci swojej współlokatorki?
Uznają mnie za wariatkę, zaśmiała się desperacko w myślach.
Shizune złożyła dłonie, układając je na ciemnym blacie.
— Z psychologicznego punktu widzenia dziewczyna przeszła dużą zmianę mentalną od momentu rozpoczęcia studiów i poznania chłopaka, aż do wydarzeń, przez które tu jesteśmy. Warto zauważyć, że wcześniej zachowywała się jak typowa nastolatka zaczynająca pierwszy rok studiów. Podekscytowana. Z lekkimi obawami, ale nadal pnąca przed siebie, z planami na przyszłość, ale nadal zdezorientowana. Nie wspominając o tzw. “wyfrunięciu z gniazda”.
Przestała słuchać swojej opinii psychologicznej. To wszystko było o wiele trudniejsze, niż przypuszczała. Ciężko było jej być obojętną na te wszysytkie tezy, opinie, raporty ludzi, których nigdy nie wiedziała na oczy, a którym wydawało się, że wiedzieli o niej trzy razy więcej niż ona sama. Tym razem skupiła całą swoję uwagę na dłoniach, którymi na zmianę przemieniała pod stołem.
Byli dopiero w połowie rozprawy, a po zerknięciu na zegarek wiedziała, że było już grubo po drugiej i wszystko ciągnęło się niemiłosiernie. Z osób jakie znała, trzeba było jeszcze przesłuchać ją, Tsunade, Hachiro i Makuro. Ona sama idzie pod odstrzał jako ostatnia. Miała tylko nadzieję, że Mikoto Uchiha okaże jej więcej łaski niż Kakashi Miyaviemu.
Shizune konynuowała swój wywód na temat jej osoby jeszcze przez dłuższą chwilę, a Sakura co jakiś czas wsłuchiwała się w jej pojedyncze słowa czy krótkie zdania. Doktor Maeno spotkała już wcześniej. Jeszcze kiedy leżała w szpitalu po konfrontacji z Miyavim, lekarze wraz z Tsunade wysłali do niej Shizune, jednak nie było wcześniej mowy, że to ona będzie zeznawać jako wykwalifikowana psycholog w jej sprawie.
Mikoto zadawała psycholożce pytanie za pytaniem. Niemalże wszystkie tyczyły się jej wpisów w pamiętniku, co zdziwiło Sakurę. Jej dociekliwe pytania oznaczały, że zapoznała się już wcześniej z zawartością bezwartościowego zeszytu. Spojrzała pytająco na dwójkę swoich prawników, którzy nic nie zdradzali, pomimo jej wyraźnych domyśleń. Teraz nie był czas na jakiekolwiek wyjaśnienia. Shizune odpowiadała dyplomatycznie i nawet udawało jej się nie robić z niej kompletnej sieroty, która byłaby zdolna do wszystkiego, co najgorsze.
— Czyli twierdzi pani, że według pani powódka nie była do końca świadoma tego, co robi? — kontynuowała prokurator.
— Dokładnie tak. Biorąc pod uwagę sporządzony przez mnie jej profil psychologiczny, nie do końca wiedziała, co się dzieje i jak ma sobie poradzić z zaistniałą sytuacją, co jest potwierdzone tym, co pisała w pamiętniku. Była zagubiona, nie wiedziała, w co się wpakowała dopóki nie było za późno i, przede wszystkim, nie widziała sposobu na wyplątanie się z kłopotów. Czuła się z tym wszystkim sama, nie miała pomocy, nie miała wsparcia… Czuła, jak wszystko przerasta coraz bardziej jej możliwości. Aż w pewnym momencie, zobaczyła wyjście, którym sama zrobiła sobie krzywdę. Chciała pozbyć się sprawcy kłopotów i samej siebie za to, że pozwoliła do tego doprowadzić.
Sakura czuła, jak z każdym kolejnym słowem czuje się bardziej beznadziejne, ale taka była prawda, którą musiała przełknąć z goryczą.
— Moim zdaniem osoby, które przeprowadzały analizę psychologiczną w Kyoto nie byli wystarczająco wykwalifikowani. Brakowało im ważnych pytań. Nie wspominając już o braku jakiejkolwiek opinii o mentalnym stanie dziewczyny przed nieprzyjemnościami, jakie zaczęły się w Kyoto.
Mikoto poważnie rozważała usłyszane słowa. Nie miała więcej pytań.
Po niej wystąpił stryj Sasuke. Przeszedł przed świadkiem w te i z powrotem, szukając odpowiedniego doboru słów.
— Dlaczego w takim razie rzekomy pamiętnik został znaleziony dopiero przed tą rozprawą, zamiast wcześniej?
Brwi Sakury ściągnęły się ze sobą.
— To pytanie do dziewczyny — odparła psycholog. — Według mnie cały czas go miała, ale nie potrafiła się przełamać, by ujrzał światło dzienne. Bała się wszystkiego, co w nim spisała, bała się prawdy i wstydziła się tego, co zrobiła i zapewne nadal się wstydzi. Ale co kryło się za jej obawami? To są jedynie psychologiczne spekulacje i hipotezy, pytanie powinno zostać powstawione jej samej.
— Nie mam więcej pytań.
Słów Obito nie przyjął dobrze sam Miyavi, który głośno prostestwał, gdy jego prawnik tylko zajął miejsce. Miał mu za złe, że nie bronił go tak, jak powinien, że nie zgłaszał sprzeciwu, gdy była taka potrzeba. Riposta wuja Sasuke była prosta: naważyłeś piwa, to teraz je pij.
Kakashi miał znacznie więcej pytań w zapasie niż Obito. Był bezpośredni jak zawsze i ponownie zadawał nieprzyjemne dla Sakury pytania. W tej chwili zaczęła poważnie obawiać się, co to będzie, gdy samej przyjdzie jej zeznawać.
Jednak nadal im ufała, co do tego Sakura nie miała najmniejszych wątpliwości.
Pytania Kakashiego skierowane do Shizune, brzmiały inaczej niż Mikoto czy Shizune. Hatake skupił się na teraźniejszośći i wydarzeniach sprzed dwóch tygodni, jak i obawach Sakury wspomnianych przez psycholog podczas wcześniejszej rozmowy.
— Była pani osobą, która pomogła mojej klientce podczas jej ostatniego czasu spędzonego w szpitalu tuż po brutalnej napaści przeprowadzonej przez Miyaviego Mori. Jak wtedy się zachowywała?
Shizune spojrzała wprost na Sakurę ze współczuciem.
— Tak jak każda ofiara takiej napaści. Ona…
Dość! -krzyknęła dosperacko w myślach, wyłączając się na świat zewnętrzny. Nie chciała już słuchać. Nie chciała czuć. Nie chciała wspominać.
Siedziała niczym posąg. Wszystkie słowa, gesty, odbijały się od niej, nie próbując nawet penetrować jej betonowej zbroi.

Przez całą rozprawę nie spuszczał z niej wzroku ani na chwilę. Wiedział, kiedy słuchała, a kiedy tak jak teraz zamykała się w sobie, nie pozwalając żadnym słowom do niej dotrzeć.
Z n a ł  j ą.
Znał ją lepiej niż ktokolwiek inny.
Na nim, w przeciwieństwie do reszty zebranych, nie zrobiła wrażenia informacja o koszmarach, jakie nadal nawiedzają ją od dnia, gdy po raz pierwszy wybudziła się po brutalnym pobiciu. Już nie jednej nocy był świadkiem tego, jak męczyła sie przez sen. Chciał jej pomóc, jednak oprócz objęcia jej nie wiedział zbytnio, co innego może zrobić. Nie był magikiem, który byłby w stanie wymazać z jej pamięci tego, co się stało. I nienawidził siebie za to.
Po psycholożce przyszła pora na Makuro, któremu przez całą rozprawę rzucał znienawidzone spojrzenia, zresztą tak samo jak Miyaviemu. Najchętniej podszedłby do nich i obu przywalił tam, gdzie najbardziej ich za boli. I tak też zrobi, ale pięści, które aż piekły go od bezczynności na nic się teraz nie zdadzą. Ale jeszcze będą cierpieć, jest tego pewien.
Obito wraz z jego matką zadali mu po trzy pytania odnośnie jego znajomości z Sakurą i tego, co opisała w pamiętniku. Jednak oni w przeciwieństwie do Kakashiego byli łaskawi, co Sasuke nie do końca rozumiał. Ale nie wątpił w matkę, która nie miała zamiaru zhańbić nazwiska męża, tak jak starszy brat jego zmarłego ojca.
Nim Kakashi zadał Makuro pierwsze pytanie, za zgodą sędziny pokazał wideo, które nagrał przypadkowo Juugo. Sasuke jako jeden z nielicznych wiedział, co zostanie pokazane. Spojrzał na Sakurę, która ani drgnęła na groźby Makuro wydobywające się z telewizora. Nie patrzyła nawet, gdy brat Miyaviego podduszał ją na ekranie.
Może to i lepiej, pomyślał.
Sędzia, Obito i jego matka wpatrywali się uważnie w pokazane przez Kakashiego krótkie nagranie.
— Wydaje mi się, wysoki sądzie, że to wyjaśnia, dlaczego moja klientka ukrywała przy poprzednich rozprawach swój pamiętnik i to, co wiedziała. Bała się. Bała się obu braci Mori jednakowo, zresztą przy takich groźbach, każdy mógłby stać się bezbronny. To wszystko, wysoki sądzie. Nie mam pytań do świadka.
Makuro wyglądał, jakby miał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się, widząc obecnych na sali policjantów, którzy cały czas pilnowali jego młodszego brata.
Sędzina spojrzała w papiery, po czym wywołała jego osobę.
Pośpiesznie spojrzał na Kakashiego z pytającym wzrokiem. Nie został wcześniej  uprzedzony, że zostanie powołany na świadka. Widząc, jak ten skinął głową w jego stronę, podniósł się i podążył w stronę miejsca przeznaczonego specjalnie dla zeznających świadków.
— Pani prokurator? — zapytała sędzina.
— Najpierw adwokat Hatake — powiedziała z zamysłem Mikoto Uchiha, również będąc zaskoczoną wywołaniem syna.
Hatake od razu wystąpił na wokande.
— Poznałeś Sakurę tuż po jej powrocie do Konoha, jaka wtedy była?
Nim Sasuke odpowiedział, dostrzegł skrupulatnie mu się przyglądające szmaragdowe tęczówki. Ocknęła się ze swojego letargu, wpatrując się w niego jak w obrazek. Też nie wiedziała, że będzie zeznawać.
— Inna niż reszta. Była wycofana i oprócz Ino nie chciała nikogo do siebie dopuszczać. Ale dla niej robiła wszystko. Gdy Ino chciała, to wychodziła się pobawić, wtedy wydawała się odżywać chociaż na chwilę. Była kłębkiem nerwów, nie ufała nikomu oprócz niej. Moim zdaniem tylko Ino i Daichi trzymali ją w całości — powiedział, ostrożnie dobierając słowa.
Nigdy nie był osobą zbyt wylewną, dlatego miał za złe Kakashiemu, że nie uprzedził go o powołaniu go na świadka.
— A gdy nie było ich pobliżu? — dociekał Hatake.
— Zagubiona. Była zagubiona. I nawet… — urwał, nie będąc do końca pewien, ile mógł powiedzieć.
— Nawet...? — ciągnął go za język obrońca Sakury.
Sakura już na niego nie patrzyła, spuściła swój wzrok na podłogę, jakby przeczuwała, co zaraz miał powiedzieć.
— I nawet gdy próbowała udawać, że wszystko było w porządku, tak nie było — odparł.
— Byłeś świadkiem takiej sytuacji? — zagaił z zainteresowaniem dopytując.
Dłonią dotknął karku, chcąc go nieco rozluźnić.
— Tak. — Sakura tym razem nie wyłączyła się tak, jak wcześniej. Mimo iż nie patrzyła na niego wprost, co chwilę przyłapywał ją na niedyskretnym zerkaniu w jego stronę. Doskonale wiedziała, do czego oboje zmierzali. — Pewnego wieczoru chciała skoczyć. Upadek z tamtej wysokości mógł być śmiertelny. Wystarczyło zaledwie jedno wspomnienie, by z osoby śmiejącej się w jednej chwili zamieniła się w osobę, która przez ułamek sekundy chciała popełnić samobójstwo.
Rozejrzał się po sali, mając idealny widok na wszystskich zebranych. Rodzice Sakury pobledli, słysząc po raz pierwszy o niestabilności Sakury.
— Ale za każdym innym razem powtarzała, że chce żyć, a ja jej wierzyłem. — Ich spojrzenia ponownie się spotkały i po raz pierwszy dzisiejszego dnia, dostrzegł minimalny uśmiech na jej ustach. Chciała żyć, nie wątpił w to ani przez chwilę.
— W obecnej chwili jesteś osobą, która mogła poznać ją najbardziej. Sądzisz, że byłaby w stanie wyrządzić krzywdę Lily? Podać jej heroinę? — naciskał Kakashi.
— Nie. — Nie było, co się rozdrabiać. Były zaledwie dwie osoby, którym Sakura mogła życzyć źle i nie było to z błahego powodu. Zarówno Miyavi jak i Makuro należał się pożądny wpierdol, ale taki na pewno zbiorą w więzieniu. Tam nikt nie lubi takich cwaniaczków jak oni.
— A jaka jest teraz? — zapytał nagle Kakashi.
Sasuke westchnął.
— A jak ma się czuć osoba, która nie dość, że była ofiarą brutalnej napaści, to jeszcze straciła ukochanego brata, który został zamordowany, bo inaczej tego niby-wypadku nie można nazwać — powiedział ze złością.
Nie mógł się już doczekać dnia, w którym obaj bracia Mori pójdą siedzieć.
— Ukrywała przed tobą przeszłość?
— Ukrywała przed wszystkimi, nie tylko przede mną. Na jej miejscu pewnie każdy by tak postąpił — odpowiedział ze spokojem. Nie widział problemu w tym, że Sakura z początku nie mówiła, co dokładnie wydarzyło się w Kyoto.  — Z czasem jednak wyjawiła, co przeszła w Kyoto.
— Dlaczego powiedziała to akurat tobie?
Sasuke wzruszył ramionami, ale widząc, jak Miyavi przygląda mu się z mordem w oczach, uniósł kącik ust i powiedział:
— Bo byłem wystarczająco uparty. — W jaki sposób uparty, to już pozostawiał wyobraźni Miyaviego. Po jego minie wywnioskował, że brat Makuro pomyślał dokładnie o tym, o czym chciał, żeby pomyślał. — Sakura potrzebowała czasu, potrzebowała osób, którym mogłaby ufać i które nie wyrządziłyby jej krzywdy — dodał.
— Jakiś czas temu uległeś wypadkowi na motorze, nieprawdaż? — Kakashi kontynuował swoje pytania.
— Prawda. Ktoś przeciął mi hamulce w motorze na szpitalnym parkingu. Monitoring jednak dokładnie pokazuje, kto jako ostatni przy nim grzebał, gdy mnie nie było w pobliżu — powiedział, nadal nie tracąc swojego spokoju.
— Policja zlokalizowała delikwenta?
— Oczywiście. To Miyavi Mori przeciął hamulce w moim motorze, powodując uszczerbek na moim zdrowiu — odparł, pokazując sędzinie lewą rękę pokrytą w gipsie. — Zarzuty jednak przeciwko niemu będą ostrzejsze, biorąc pod uwagę przesłania co do tego, że jego zamiary względem mnie mogły być zupełnie inne. — Tak, to była groźba bezpośrednio skierowana ku Miyaviemu.
Kakashi zignorował prawną groźbę Sasuke, od razu przechodząc do kolejnego pytania:
— Spotkałeś kiedykolwiek Miyaviego bądź Makuro Mori?
Przytaknął.
— Możesz opisać te sytuacje? Ich zachowania? Coś szczególnego przykłuło twoją uwagę?
Sasuke prychnął pod nosem. Pomału zaczynał lubić tę zabawę w zadawanie pytań.
— Zawsze było coś szczególnego.  To, jak Miyavi z samego rana szarpał się z klamką siłowni, gdy Sakura była w środku, a kiedy ja się pojawiłem, wyraźnie go spłoszyłem. Później w moim domu w towarzystwie Madary, gdy zaczął mi grozić bym trzymał się z daleka od jego kobiety. Widziałem strach w oczach Sakury, gdy Makuro niespodziewanie zapukał do jej drzwi. Nie wyszła przodem, zachciało jej się ucieczki przez okno. Bała się go, a ja jeszcze nie wiedziałem dlaczego. Ale i tak trzeba było widzieć spojrzenie i reakcje Miyaviego, kiedy pojawił się w szpitalu tuż po wypadku Daichiego. Dokładnie tego wieczoru hamulce w moim motorze zostały przecięte. — Widział, jak Kakashi co chwilę skina głową, akceptując jego odpowiedzi.
— Co takiego zobaczył, że mógł się posunąć do takiego kroku?
Zmienił zdanie, nie podobały mu się te pytania. Prywatne pytania były jego zmorą, na które nie odpowiedziałby, gdyby tylko nie był pod przysięgą. I Kakashi doskonale o tym wiedział.
— Zrozumiał, że “jego” kobieta nie jest już dłużej jego i że już nigdy nie będzie — odparł wymijająco, co tym razem Kakashi zaakceptował.
— Jeszcze jedno pytanie — zaznaczył Hatake, przerzucając ciężar ciała na drugą nogę. — Jesteś jednym z najlepszych studentów prawa, w przyszłości ludzie wróżą ci sukces na miare własneo ojca, ale jednak nadal związałeś się z osobą, która, jak widzimy, ma poważne problemy z prawem i może pójść na lata do więzienia. Dlaczego?
— Nie wydaje mi się, by miało to bezpośredni związek z rozprawą. To nasza prywatna sprawa — odpowiedział ostro, może nawet za ostro. — Jednak jestem przekonany, że Sakura jest niewinna i to nie ona powinna być w tym momencie sądzona.
— To wszystko z mojej strony, wysoki sądzie — oznajmił Kakashi, co ponownie zaskoczyło Sasuke. Było jeszcze tyle pytań, jakie mógł mu zadać.
Obito wystąpił na środek wraz z paskudnym pytaniem.
— Użyłeś wcześniej słów “brutalna napaść”.Jeśli pamiętasz, choć trochę opisz moment, w którym ją znalazłeś.
Sasuke przyjrzał się ostrożnie wujowi. Obito znał prawdę, wiedział wszystko, co się wtedy wydarzyło. Rozmawiali o tym już niejednokrotnie. Jednak teraz chodziło o to, by reszta zobaczyła oczami wyobraźni to, z czym on musiał zmierzyć się tamtego wieczoru.
Zrobił, o co go proszono. Opisał wszystko z zimną krwią, nie pozwalając targającym nim wtedy uczuciom wypłynąć na powierzchnię.
            Jednak kolejne pytanie jego wuja wręcz wbiło go w fotel.
            — Mogła to upozorować? Mogła sama zdemolować swoje mieszkanie? Mogła sama siebie skrzywdzić? Sam powiedziałeś, że raz chciała sie zabić, więc czemu nie miałaby zrobić tego jeszcze raz, tym razem ciągnąc ze sobą Miyaviego?
            Zacisnął mocno prawą dłoń w solidną pięść, powstrzymując się przed rzuceniem się na własnego wuja. Wiedział, że Obito wcale tak nie myślał, ale nadal te pytania zrodziły w nim wściekłość. Przełknął głośniej ślinę i nachylił się bardziej nad mikrofonem.
            — Spójrz na jej gojące się rany i powiedz mi, czy byłaby w stanie sama się tak oszpecić? — syknął w nerwach. — Ona sama nie chce ich nawet widzieć, wstydzi się ich na każdym kroku, więc nie wmówisz mi, że zrobiła sobie je sama. Znalazłem ją nieprzytomną w kałuży jej własnej krwi. Po za tym kryminolodzy ustalili, że skurwysyn imienia Miyavi Mori był obecny na miejscu zdażenia a obrażenia jakich doznał były wynikiem obrony własnej Sakury.
            Sędzina w tej chwili pokazała drastyczne zdjęcia Sakury zrobione podczas obdukcji, a także z wnętrza zdemolowanego mieszkania Sakury.
            — To była jego pierdolona zemsta na niej. Za to, że zaczęła mówić. Za to, że przestała być ich marionetką. Za to, że ponownie zaczęła żyć, tym razem bez niego.
            Obito przytaknął na jego słowa, po czym poinformował, że nie ma więcej pytań. Jednak Sasuke nie podobało się takie zakończenie. Nie skończył mówić. Powie, co ma do powiedzenia i nikt mu w tym nie przeszkodzi.
            — Jest jeden prosty powód, dla którego pobił Sakurę, dlaczego chciał ją wrobić - Miyavi Mori to pierdolony psychopata, który powinien zostać zamknięty w psychiatryku. Traktuje ludzi jak rzeczy i uważa je za swoją własność, tak jak Sakurę, która w rzeczywistości nic dla niego nie znaczyła. Dlaczego pociął ją na szyi i ramieniu? — zapytał na wpół histerycznym śmiechem. — Bo kilka dni wcześniej pozbyła się ostatniej rzeczy, jaka przypominała jej o Kyoto. Zakryła przeklęty tatuaż z Kyoto nowym, innym, z zupełnie innym znaczeniem.
            — Wystarczy, Sasuke — upomniała go sędzina hardym tonem, ale on ją zignorował niczym niechcianą muchę.
            — Nadal nie potrafi przyznać się, dlaczego zmasakrował ją jak zwierzę. Nie potrafił znieść, że rzecz, która, jak uważał, jeszcze niedawno należała do niego, zerwała się z jego smyczy!
            Wsłuchując się w swój szybki oddech, zamilkł, uspokajając się z sekundy na sekundę. Spuścił wzrok, wbijając kare tęczówki w drewno balustrady, o którą się opierał. Czuł na sobie wzrok zebranych i przede wszystkim Sakury, ale nie potrafił teraz na nią spojrzeć. Miał świadomość tego, że przesadził, a jednak czuł ogromną satysfakcję. Powiedział całą prawdę, ale nadal bał się jak ona zareagowała na jego ostre słowa.
Gdy Obito zajął w końcu swoje miejsce, przyszła pora na prokurator generalną. Ale Mikoto po dłuższym zamyśleniu stwierdziła, że nie ma pytań do syna, co nie było prawdą. Wiele z nich miała wypisanych na twarzy, ale nie były to pytania przeznaczone dla uszu wszystkich zebranych. Oni odbędą poważną, długą rozmowę z dala od innych ludzi. Rodzinne brudy powinny być prane tylko w domowym środowisku.
— Następny świadek: Hachiro Akiyama — zarządziła Sędzia.
W tej chwili Sasuke z zadowoleniem patrzył na widok bladych i zdenerwowanych twarzy Miyaviego i Makuro. Kompletnie się tego nie spodziewali. Zresztą nie było co im się dziwić, w końcu obaj bracia Mori sądzili, że udało im się go przekupić.
Hachiro wszedł do sali przez podwójne drzwi, od razu podążając ku wyznaczonemu przez sędzinę miejsce.
Prokurator jako pierwsza wstała i zaczęła zadawać pytania, tuż po potwierdzeniu tożsamości świadka i jego przysiędze.
— Jakie były twoje relacje z poszkodowanym i oskarżoną? — spytała Mikoto.
— W obu przypadkach przyjacielskie, przynajmniej z początku. Znałem ich oboje, choć Miyaviego o wiele, wiele dłużej. Jego znałem od dziecka, Sakurę zaledwie od momentu, w którym zaczęła studiować w Kyoto.
Brew Sasuke drgnęła na tę wiadomość. Domyślał się, że Hachiro zna Miyaviego długo, ale nadal nie spodziewał się, że aż tyle. Zastanawiał się, ile jeszcze dowie się podczas tej rozprawy. Hachiro dokładnie opisywał zmieniającą się z roku na rok znajomość z obojgiem braci Mori. Z początku jak każdy, byli normalnymi chłopcami. Z czasem jednak wszystko zaczęło się zmieniać; Makuro wszedł w świat narkotykowy wciągając w to również i brata.
— Próbowałem ją ostrzec, że to nie było towarzystwo dla niej, ale nie byłem wystarczająco asertywny, a powodów nie mogłem jej podać. W dodatku problem polegał na tym, że została zauważona. A jeśli Miyavi się na coś uparł, nie było nikogo, kto mógłby zmienić jego zdanie. Bez wyjątków.
Te jak i inne słowa nie były dla Sasuke żadnym zaskoczeniem; nie spodziewał się po nim niczego innego. Zeznania Hachiro póki co trwały najdłużej. Jego Matka, wuj i Kakashi nie szczędzili mu pytań dotyczących wydarzeń z Kyoto, Sakury, Miyaviego i przede wszystkim zmarłej Lily. Przyznał się, że od samego początku przeczuwał, iż Sakura może wpakować się w kłopoty, ale nie potrafił jej wyperswadować znajomości z Miyavim. Za to właśnie obwiniał się najbardziej; że nie potrafił jej wystarczająco dobrze ostrzec.
Hachiro powiedział wszystko, co wiedział o narkotykach, o porachunkach pomiędzy braćmi Mori a innymi dealerami z Kyoto i tamtejszych okolic. Powiedział nawet, że raz widział, jak Makuro dostarczał Lily heroinę, ale ona nawet jego nie chciała słuchać. Wtedy też sprawy braci zaczęły się komplikować. Przeczuwając, jak to wszystko może się zakończyć, chciał ostrzec Sakurę tym razem dosłownie i zabrać ją stamtąd, nim będzie za późno. Wiedząc, że Miyavi uważnie obserwuje każdy krok Sakury, a zwłaszcza gdy on jej towarzyszył, poszedł do Lily. Obiecał jej, że jeśli przekaże list Sakurze, to nie powie jej nic o heroinie, jaką bierze. Lily nie chciała, by jej współlokatorka wiedziała o jej uzależnieniu.
Jednak Lily nie zrobiła tego, o co prosił, pomimo swoich poprzednich obietnic. Wydała go Miyaviemu, który od razu kazał mu opuścić Kyoto i nigdy więcej nie kontaktować się z jego kobietą, zwłaszcza kiedy ona sama sobie tego nie życzyła.
Uwierzył jak zwykły głupiec, sądząc, że Sakura jakimś cudem została przeciągnięta na drugą stronę. Nie chciał w to wierzyć po tym, jak ją poznał. Ale znał Miyaviego. I to się liczyło najbardziej.
Według niego Miyavi specjalnie wypatrzył sobie Sakurę i wybrał ją na swoją dziewczynę, zwłaszcza po tym, jak usłyszał od niego samego, że jeszcze nieznajoma  wtedy dziewczyna zamierzała studiować medycynę.
Sasuke zerknął na Sakurę po usłyszeniu tych nowych rewelacji, jednak ona w żaden sposób nie zareagowała; nadal była wyłączona na to, co działo się wokół niej. Nie podobało mu się to, kiedyś taka nie była. Nie wyłacząła sie tak, gdy mówiono coś ważnego - słyszała wszystko. Teraz jednak, po tym wszystkim, co miało miejsce przez ostatnie tygodnie coraz częściej poddawała się takiemu stanowi. Nie potrafił określić, czy to przez brak chęci, czy przez leki, które regularnie zażywa, ale cholernie mu się to nie podobało. A za wszystko obwiniał nie kogo innego jak Miyaviego.
To wszystko było jego winą.
Przeniósł wzrok z Sakury na winowajcę, spoglądając na niego z obrzydzeniem. Jego uśmieszek zniknął z twarzy już dawno, a od kiedy na salę wkroczyła jego matka jako oficjalny prokurator, na jego twarzy zagościł niepokój.
I bardzo dobrze, powtarzał sobie w kółko, widząc, jak wierci się nerwowo na krześle. Nie wątpił, że Miyavi nie był zadowolony z faktu, że prokurator zamiast go bronić dociekała prawdy, co Madara powinien robić od samego początku. Ale Madara był skorumpowany, za co niedługo odpowie. Na każdego w końcu przyjdzie pora.
Po długim przesłuchiwaniu Akiyamy przyszła pora na Tsunade.
— Skąd pani wiara w powódkę? — zapytała Mikoto.
Tsunade uśmiechnęła się pod nosem.
— Gdyby pani ją zobaczyła wtedy, gdy i ja miałam okazję po raz pierwszy, też by miałaby pani wiarę w tę dziewczynę. Przede wszystkim była to osoba zagubiona, która potrzebowała pomocy. Brakowało tylko osoby, która wyciągnęłaby do niej pomocną dłoń. I tu pojawiłam się ja. Sakura jest mądrą osobą. Wie, że zrobiła źle i cały czas wątpi w sprawiedliwość aparatu sprawiedliwości, zwłaszcza po tym, jak przebiegała sprawa w Kyoto. Cały czas odpkutowuje swoje błędy sprzed półtora roku i nie może się od nich uwolnić, kiedy osoby, z którymi się wtedy zadawała, mszczą się na niej i jej bliskich, za co i tak odpowiedzą niedługo. Karma dosięga wszystkich — powiedziała z obrzydzeniem, spoglądajac w stronę Miyaviego.
Sasuke nie mógł bardziej zgadać się ze słowami Tsunade. Szkoda tylko, że Sakura nadal wydawała się nie słuchać słów, które właśnie padały na sali.
— Widziałam nowe wnioski wniesione do prokuratury przeciwko Miyaviemu Mori. Kilka ludzi właśnie się nimi zajmuje, ale, póki co, zajmijmy się obecną sprawą — mówiła z autorytetem Mikoto.  — Dała jej pani szansę jaką mało. Mimo nieprawomocnego wtedy jeszcze wyroku pozwoliłaś jej na kontynuowanie nauki na swoim uniwersytecie. Dlaczego?
— Cały czas wierzyłam, że uda jej się zmienić wyrok w sądzie apelacyjnym. I nadal w to wierzę. Z tego też powodu uważam, że nie powinna przerywać swojej nauki. To byłaby tylko strata cennego czasu, w ciągu którego zamiast pogrążać się w apatii, mogła powrócić do normalnego studenckiego życia; mieć życie takie, jakie powinna mieć od  początku.
— Nie bała się pani dopuszczać ją do pracowni chemicznej, wiedząc o wcześniejszych zarzutach handlowania narkotykami, jakie jej zostały postawione? Co teraz, gdy wyszedł na jaw jej udział w produkowaniu narkotyków w Kyoto?
Sasuke splótł ramiona na klatce piersiowej, z niepokojem obserwując swoją rodzicielkę zadającą pytania Tsunade. Tuż po niej była kolej na zeznania saej Sakury, jednak ta do tej pory trwała we własnym świecie.
— Ani razu nie było żadnych skarg od wykładowców odnośnie zachowania studentki. Nic z pracowni nie zginęło. Nie było włamań. A jej oceny były więcej niż satysfakcjunujące. Jej studia na uniwersytecie Konoha przebiegały bez zarzutów, jeśli to jest to, o co pani prokurator pyta. Dziewczyna zapłaciła już wysoką cenę za swoją głupotę i może już tego nie odplątać.
Sasuke wbił wzrok w plecy matki, zastanawiając się, co dokładnie Tsunade miała na myśli.
— Możesz rozwinąć? — Najwyraźniej Mikoto również chciała poznać, co kryło się za słowami świadka.
Widział, jak Tsunade zerka niepewnie w stronę Sakury. Podążył za jej wzrokiem, by dostrzec Sakurę ze spuszczoną głową.
Wstydziła się.
Nie rozumiał, skąd wziął się ten domysł, ale miał własnie takie przeczucie.
Tsunade wzięła głębszy oddech.
            — W wypadku samochodowym Sakura odniosła obrażenia wewnętrzne. Przez niezapięte pasy kierownica wbiła się w jej podbrzusze. Była operowana przez mój zespół ze szpitala w Kyoto. Przez obrażenia, jakie wtedy doznała, może już nigdy nie zostać matką. Jednak wszystko leży w rękach medycyny.
            Tego Sasuke się nie spodziewał. Był w szoku i nawet nie starał się tego ukryć, gdy Mikoto na niego spojrzała. Sakura nigdy nie wspominała o konsekwencjach wypadku, jaki spowodowała.
            — Nie mam więcej pytań.
            Zarówno Obito jak i Kakashi nie mieli pytań do świadka.
            Przyszła pora na Sakurę, która ze spuszczoną głową usiadła na miejscu, jakie jeszcze przed chwilą zajmowała Tsunade. Tym razem to nie Mikoto a Kakashi zadawał pytania jako pierwszy.
            — Jak się czujesz?
            Sakura spojrzała na prawnika grymaśnie.
            — Znośnie. Prawda trochę boli — mruknęła od niechcenia, ale nie skłamała.
            — Dlaczego wcześniej ukrywałaś pamiętnik? — zapytał ze stoickim spokojem Kakashi.
            Uniosła głowę, pociągając nosem i spoglądając na swojego prawnika. Sasuke widział, jak męczyła się z zadanym pytaniem. To był moment, od którego wszystko zależało. I to od niej zależało czy wyjdzie stąd wolna, czy też nie.
            — Bałam się — zaczęła niepewnie, na zmianę ściskając swoje dłonie w nerwach. — Bałam się tego, co może się stać, gdy zacznę mówić, czego byłam świadkiem. Okazało się jednak, żee nawet jeśli przez dłuższy czas milczałam, to i tak osoby, na których najbardziej mi zależało, zaczęły cierpieć przez moje błędy. Lecz teraz, kiedy mój brat został zamordowany, nic mnie już nie powstrzymuje — powiedziała drżącym głosem.
            Wzrok, jaki posłała Miyaviemu, nie wyrażał nic oprócz gniewu i nienawiści ,jaką go darzyła. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie w stanie znienawidzić kogoś tak bardzo.
            I tak, jak obiecała Kakashiemu, Yamato, Tsunade, Hachiro i Sasuke, powiedziała całą prawdę, nie pomijając niczego. Powiedziała o zastraszeniu Makuro, o groźbach ich obu w stosunku do niej. O ich obietnicach, że jeśli przyjmie na siebie winę, nic nikomu się nie stanie, a ją samą po jakimś czasie wyciągną z więzienia. Powiedziała, że przez chwilę uwierzyła, że to jakieś wyjście i że Tsunade jako pierwsza pomogła jej przejrzeć na oczy, kiedy nie wiedziała już, co robić.
            Robiła dłuższe przerwy w swoich wypowiedziach, by wziąć głęboki oddech, powstrzymać zbierające się w oczach łzy, pozbierać chwiejne myśli i by spojrzeć na Sasuke wsłuchującego się w jej słowa. Nic, co powiedziała, nie było dla niego nowością. O wszystkim wiedział już od jakiegoś czasu, odkąd przeczytał jej pamiętnik. Jedyną różnicą było to, że teraz wszystko słyszał bezpośrednio z jej ust, bo wcześniej była zwykłym tchórzem i wolała, by sam przeczytał, by nie musiała mówić tego na głos.
            Po Kakashim przyszła pora na Obito, który zaznaczył, że już na wstępie nie zajmie dużo czasu.
            — Powiedz mi, dlaczego tyle dla niego wtedy robiłaś? Dlaczego tyle milczałaś? Aż tak go kochałaś?
            Sakura przełknęła ślinę w dyskomforcie. Nie lubiła tego pytania; było jednym z najgorszych, jakie dzisiaj jej zadano.
            — Może kiedyś, teraz już na pewno nie. Nie wiem, czy to była miłość, czy to miało cokolwiek wspólnego z zakochanem. Nie pamiętam już żadnych miłych momentów, które przypomnałyby mi o takim uczuciu. Mimo że w pamiętniku są moje słowa, nie potrafię wyobrazić sobie ani jednego z tych początkowych czułych momentów. Nie była to miłość, może co najwyżej niebezpieczne zauroczenie. Jeśli ktoś naprawdę kocha, nie wykorzystałby tej drugiej osoby, nie groziłby jej, nie zrobił jej krzywdy, w skrócie - nie byłby takim skurwsynem — powiedziała z jadem. — Czemu to zrobiłam? Nie wiem. Nie myślałam wtedy, bałam się i nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić. Ale żałuję i nie pozwolę po raz drugi stać się czyjąś marionetką. Żałuję tego, co zrobiłam, ale nie cofnę czasu.
            — Sądzisz, że byłaś ich marionetką? — dopytywał.
            — Dokładnie tak. Byłam osobą, która została wykorzystana, a gdy zaczęłam zadawać zbyt wiele pytań, nie było innego wyjścia, jak zamknąć mi usta. Ale nie udało im się to, mimo że zamordowali mi brata. — Ton jej głosu zaostrzył się wraz z ogromem wypowiedzianych przez nią słów. Złość i nerwy ponownie zaczęły dawać o sobie znać.
            Obito skinął jedynie głową, kończąc swoją cześć zadawanych pytań.
            Teraz Sakura stanęłą twarz w twarz z matką Sasuke. Próbowała zachować spokój duszy, ale nie potrafiła. Wydawało jej się, że wszystko ją zdradza; trzęsące się dłonie, nierówny oddech, kropelki potu na czole.
            Tym razem jednak Mikoto nie przebierała w słowach, tylko od razu przeszła do sedna. A Sakura wiedziała, że to będzie ciężka przeprawa.
            — Nie sądzisz, że ułatwiłabyś wszystkim sprawę, gdybyś za pierwszym razem powiedziała wszystko, co wiesz? — zapytała retorycznie. — Skąd mam mieć pewność, że teraz niczego nie ukrywasz?
            Sakura spojrzała na kobietę spode łba.
            — Ani nie kłamię, ani niczego nie ukrywam — syknęła ostro.
            — Jak sądzisz, dobrze znałaś zmarłą?
            — Kiedyś sądziłam, że bardzo dobrze. Ale wyraźnie myliłam się. Lily, którą poznałam nie byłaby w stanie wziąć niczego oprócz kilku machów skręta. Lily, którą poznałam, nie byłaby w stanie dać sobie w żyłę heroiny — odpowiedziała poważnie. Cały czas ciężko było jej zaakceptować fakt, że Lily w rzeczywistości okazała się kompletnie inną osobą, niż z początku się wydawała. — Nie chciałaby źle dla drugiej osoby; nie oszukałaby mnie, gdy ja mówiłam jej o wszystkim. — Nie powinno się mówić źle o zmarłych, wiedziała o tym doskonale, ale po poznaniu prawdy od Hachiro nie potrafiła nie myśleć o dawnej współlokatorce jako o dwulicowej osobie. To najbardziej miała jej za złe. Oszukała ją i porzuciła, gdy najbardziej potrzebowała pomocnej dłoni. Lily, pomimo iż wiedziała o rozterkach Sakury, zamiast jej pomóc, zachowała się egoistycznie.
            Ino by tak nie postąpiła.
            — Lubiłaś być laleczką Miyaviego?
            Słucham?! - krzyknęła zbita z tropu. Jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu.
            — Błyskotki. Drogie prezenty. Miałaś wszystko, czego chciałaś. A on latał wokół ciebie na każde wezwanie, prawda?
            — Gówno prawda — wyrzuciła z siebie z oburzeniem. — Niczego od niego nie chciałam. O nic nigdy nie prosiłam. Ale tak, lubiłam być w centrum jego zainteresowania, jak każda zauroczona dziewczyna. Dopóki nie zobaczyłam na własne oczy, jak zabija człowieka — wysyczała chwiejnym głosem. — Widziałam, jak go trzymał jak zabawkę, a Makuro podżynał mu gardło. Tylko przez paraliżujący strach nie pisnęłam i nie zdradziłam, że byłam tuż za sąsiednimi drzwiami. To był moment, w którym przestałam spoglądać na niego z pieprzonym zauroczeniem. Kiedy oprzytomniałam, było za późno — oznajmiła.
            — Ale nadal zgodziłaś się bawić w ich chemika — argumentowała prokurator.
            Sakura prychnęła złośliwie pod nosem.
            — Miałam czekać, aż to mi też poderżną gardło albo wsadzą kulkę w łeb? — parsknęła sarkastycznie. — Serdecznie dziękuje. Nie byłam głupia, wiedziałam już, co będzie, jeśli odmówię.
            — Nie było w Kyoto policji? Nie wierzę, że nie miałaś tam nikogo, kogo mogłabyś poprosić o pomoc — rzuciła hardo Mikoto, podchodząc bliżej świadka.
            Czuła, jak pytania prokurator generalnej stawały się coraz to ostrzejsze z minuty na minutę. Kakashi nie wznosił przeciwu, ale nadal czuła, jak jej tętno przyśpiesza.
            — Moja współlokatorka wykiwała mnie, a później strzeliła sobie koktajl śmierci. Mój przyjaciel natomiast został wykiwany i myśląc, że stałam się dziewczyną bad boya, zwiał, gdzie pieprz rośnie. Do kogo innego miałam się zgłosić, skoro mieli takie zajebiste znajomości jak Madara Uchiha? Policja doskonale ich znała. Jedno zażalenie z mojej strony a już dawno gryzłabym piach. — Nie potrafiła odpowiadać normalnie, bez żadnych zgryźliwości. Nie była w stanie. Nie pójdzie siedzieć. Nic z tego. Wiedziała już, czego chciała od życia.
            — Byłaś chemikiem, miałaś wiele możliwości…
            Wiedząc, do czego zmierzała prokurator, wtrąciła jej się w zdanie, nie mając zamiaru znowu dostać nalepki tej najgorszej.
            — Każdy sprzet. Każda nowa porcja była sprawdzana i testowana. Każda słaba porcja ładowała mnie na ring z Makuro. Proszę założyć rękawice i spróbować zmierzyć się z tym bykiem. Marne szanse na przytomny wieczór. — Nie obchodziło jej, że kobieta stojąca przed nią jest matką Sasuke. Nie myślała o tym. Odpowiadała na pytania najlepiej, jak tylko potrafiła. Nie wyląduję w wiezięniu, powtarzała sobie.
            Na twarzy prokurator pojawił się zadziorny uśmieszek, jaki niejednokrotnie widziała na twarzy Sasuke.
            — Czyli postanowiłaś stać się marionetką własnego chłopaka. Pozwoliłaś mu sobą kokietować, by przeżyć, ale mało cię interesowało, że narkotyki, jakie robisz nawet pod presją mogą wyrządzić krzywdę komuś innemu, prawda?
            Zadrżała.
            Tu nie mogła się nie zgodzić.
            — Prawda — odpowiedziała cicho.
            — Wiesz, że narkotyki, jak zostały znalezione w samochodzie, który rozbiłaś, były zgodne z tym, co znaleziono przy Lily, prawda?
            Wiedziała o tym.
            — Tak. Ale nie bawiłam się z heroiną. Amfetamina, kokaina, tak. Ale nie heroina. To już nie byla moja brożka — powiedziała przestraszona w swojej obronie.
            — Ale nie mamy niczego oprócz twojego słowa.
            — I zeznań świadków, których nie przesłuchano należycie. Nie znam osoby, która się tym zajmowała. “Chemicy” nie spotykali się ze sobą. Miyavi i Makuro do tego nie dopuszczali. O innych musicie pytać ich, nie mnie.
            Mikoto rozmyślała nad jej słowami.
            — Twierdzisz, że to Lily ciebie oszukała i porzuciła. A może gdyby żyła, mówiłaby tak o tobie? Organizm Lily nie był na tyle wyniszczony, by brała narkotyki dłużej niż pobyt w Kyoto. Coś musiało ją zmienić. Wiesz, co to mogło być?
            Nie miała pojęcia. Lily zawsze zachowywała się tak samo. Ale była kochająca, albo wnerwiająca, lecz taka była również Ino.
            — Mieszkałaś z nią. Nie zauważyłaś w niej żadnej zmiany? Czegokolwiek?
            Bam!
            — Powiedz, Sakura. Pokłóciłyście się? Dlatego wzięła tamtego wieczoru heroinę?
            Bam!
            — Prawdę. Potrzebuję prawdę, której nie zapisałaś w pamiętniku.
            Bam!
            — Ukrywasz jeszcze coś. W twoich zeznaniach i w pamiętniku jest luka. Wiem to. Chcę wiedzieć, co się dokładnie wydarzyło. Potrzebuję powód. Sakura!
            Bam! Bam!
            — Co się działo pomiędzy dwudziestym drugim a dwudziestym ósmym września? Ty to wiesz i Lily to wiedziała. Tylko ty możesz powiedzieć prawdę — prokurator coraz mocniej naciskała na Sakurę. Jej ton był ostry jak brzytwa.
            Chciała krzyczeć. Chciała, by Kakashi zgłosił sprzeciw. Lecz jedno spojrzenie w jego stronę, a wiedziała, że tego nie zrobi.
            — Mów, Sakura, mów. Tylko prawda może cię uratować, albo pójdziesz siedzieć. M ó w.
            Bam! Bam!
            — Miala mi za złe! Nie rozumiała, dlaczego zaczęłam narzekać na Kyoto. Nie rozumiała, dlaczego chciałam stamtąd spieprzać. Nie wiedziała, co robiłam dla Miyaviego i przez to nie rozumiała niczego. Zaczęła wrzeszczeć, że nie potrafię docenić życia; że jestem pierdoloną egoistką, wtedy kazałam jej się pierdolić i wyszłam. Gdy wróciłam, ona już nie żyła — wyznała łamiącym głosem. Szmaragdowe tęczówki wyostrzyły się, ze łzami i w złości spoglądając na Mikoto.  — Chcesz pierdoloną prawdę, to ci ją dam — wycedziła, zaciskając dłonie na krańcu mahoniowej ławki. — Wszystko, co napisałam, jest prawdą. Nie miałam jak stamtąd uciec, gdy wszyscy w Kyoto byli przeciwko mnie. Wszyscy. Gdyby nie Tsunade pewnie już dawno gniłabym w więzieniu. Ale może to byłoby lepiej? Mój ośmioletni brat nadal by żył, nie zostałby potrącony i nie zmarłby kilkanaście dni później w szpitalu. Sasuke też byłby cały, nie miałby wypadku na motorze i nie złamałby ręki. — Jej donośny głos rozchodził się z echem po sali sądowej. — Wolałabym gnić w kiciu cały ten czas, gdyby tylko nic im się nie stało. Byłam głupia, naiwna i zapłaciłam o wiele większą cenę, niż ktokolwiek sobie może wyobrazić. I nikt nie będzie podważać moich słów i tego, co przeżyłam, nawet ty!
            Mikoto spojrzała na nią z wyższością, lecz na jej ustach pojawił się dziwny, prawie matczyny uśmiech.
            — Nie mam więcej pytań, wysoki sądzie.

Była wolna, chociaż jeszcze nie do końca to do niej docierało. I pewnie minie dłuższa chwila, nim całkowicie pojmie, że nikt nie przyjdzie już po nią, nie zakuje ją w kajdanki i nie wsadzi do więzięnia na co najmniej dziesięć lat. Koniec ze strachem, stresem i niepewnością. To wszystko wydawało się być nierealne, jakby żyła w jakimś bardzo słabym kryminalne z kilkoma gramami parodii.
Wyrzuciła z szafy pierwszą partię ciuchów wprost na podłogę. Chciała zająć swoje myśli czymś innym niż rozprawą, którą wygrała dwa dni temu. Sprzątanie w szafie wydawało się dość normalnym zajęciem. Jej telefon zawibrował dwa razy na podłodze, informując ją o nadejścu nowego smsa. Gdy zerknęła na wyświetlacz, dostrzegła imię przyjaciółki. Odrzucając dwie pary starych bluz jeszcze ze szkoły średniej, klapnęła na podłodze.
Rozmawiałaś z nim?
— Nie — powiedziała pod nosem, wystukując na klawiaturze jednosylabowe słowo. Ledwo nacisnęła wyślij, a jej telefon ponownie zaczął wibrować. Tym razem bardziej natrętnie.
            — Tak? — zapytała przeciągle, kładąc się na podłodze.
            — Tchórz! — usłyszała donośny głos Ino. — Minęły dwa dni! Ja rozumiem, że potrzebujesz czasu dla siebie, ale żelazo trzeba kuć póki gorące!
            Sakura westchnęła w słuchawkę.
            — Nie do końca wiem, o czym mam z nim rozmawiać — wyznała, wzrokiem wodząc po suficie dostrzegając na nim każdą, nawet najmniejszą niedoskonałość.
            Po ostrej wymianie zdań z prokurator generalną na sali sądowej, przyszedł czas na mowy końcowe, przy których ponownie się wyłączyła. Później pamięta jedynie krzyk Ino i jej rodziców, gdy sędzia po powrocie do sali zadecydowała o jej niewinności, zapowiadając również wraz z prokuraturą dalsze środki prawne przeciwko obojgu braci Mori. Żadne z nich nie wyszło tego dnia z sądu jako wolny obywatel. Po całym zamieszaniu i jej niedowierzaniu, przyszedł czas na krótką rozmowę z Sasuke, którą odbyli prywatnie. Wtedy zachowywali się w miarę normalnie, lecz teraz nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć, gdyby odebrał jej telefon albo spotkał się z nią.
            — Może zaczniesz od zdefiniowania waszego małżeństwa? Bo koniec końców jesteście powiązani papierkowo — rzuciła luźnie Ino, a Sakura z łatwością mogła sobie wyobrazić jej cwany uśmieszek, który na pewno miała teraz przyklejony do twarzy.
            — Wiem — mruknęła i właśnie tego najbardziej się obawiała.
            Teraz gdy sprawa z Miyavim i Kyoto była zamknięta a ona była wolna, wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Znowu żyli w dwóch kompletnie innych światach, z innymi możliwościami.
            — Przestań brzmieć tak depresyjnie, bo jak do ciebie przyjdę to skopię ci tyłek tak, że przez miesiąc na nim nie usiądziesz — zagroziła ostro, co Sakura skwitowała to krótką salwą śmiechu. — A tak na serio to zadzwoń do niego, bo ten inteligent nie zrobi pierwszego kroku, chcąc dać ci czas, byś się ogarnęła. A obie doskonale wiemy, że nie ogarniesz się bez niego. I nawet Sakuro Haruno-Uchiha nie wykłócaj się ze mną, bo i tak wiem lepiej! Nawet moimi lodami nie przekupisz mnie do zmiany decyzji! A więc rusz dupę i zadzwoń! I wierz mi albo nie, ale dowiem się, czy do niego dzwoniłaś czy też nie. Pa!
            — Zołza — burknęła pod nosem, unosząc nogi do góry i opierając je o drzwi szafy.
            Ino miała całkowitą rację. Musiała porozmawiać z Sasuke i to nie tylko ze względu na ich małżeństwo. Nie sądziła, że decyzja, która miała na zadaniu pomóc jej w odzyskaniu brata, przyjdzie ją nawiedzać któregoś dnia. Przerzuciła w dłoniach dwa razy telefon, zastanawiając się nad słowami, od jakich mogłaby zacząć rozmowę z Sasuke.
            Hej, Sasuke, co robisz?
            Hej, Sasuke, masz chwilkę?
            Hej, Sasuke, chcę pogadać.
            Nic nie podchodziło pod jej gusta.
            Sasuke? Spotkajmy się.
            Przeklnęła pod nosem, odrzucając telefon na łóżko w momencie, w którym Mebuki weszła do jej pokoju.
            — Masz gościa — powiedziała.
            Sakura spojrzała na matkę z podłogi. To nie mogła być Ino, bo dopiero z nią rozmawiała i była pewna, że nie było jej nigdzie w pobliżu. Z Hachiro natomiast pożegnała się wczoraj, gdy odprowadziła go na pociag. Jedyną osobą, która mogła ją odwiedzić, był Sasuke.
            W mgnieniu oka wstała z chłodnej podłogi i ślizgając się w skarpetkach po parkiecie, wybiegła do znajdującego się za sąsiedną ścianą salonu. Zatrzymała się, a krew odpłynęła z jej twarzy. Stopy wrosły jej w ziemię, nie potrafiąc zrobić ani kroku w żadną stronę. Teraz, gdy kobieta zauważyła jej obecność, nie było nawet mowy o ucieczce.
            — Witaj, Sakuro — przywitała się Mikoto, skinając głową w jej stronę.
            — Dzień dobry — odpowiedziała niezręcznie.
            — Zrobię wam herbatę i pójdę na zakupy, a wy porozmawiajcie — wtrąciła Mebuki.
            Sakura spojrzała w stronę matki jak na zdrajcę. Bez ojca w domu oznaczało to, że pozostanie z matką Sasuke sam na sam. Ta persepktywa wcale jej nie pocieszała.
            Mebuki, nie przejmując się protestem wzrokowym córki, zrobiła tak, jak zapowiedziała, po czym opuściła ich skromne, małe mieszkanie.
            Nie mając innego wyjścia Sakura zaprosiła Mikoto na kanapę, a sama usiadła na podłodzę tuż na przeciwko niej.
            — Chciałam cię przeprosić — odezwała się Uchiha jako pierwsza. Sakura spojrzała na nią dużymi oczyma, nie rozumiejąc, o co jej chodzi. — Głównie za braci mojego męża, którzy przysporzyli ci kłopotów. Jeden zmądrzał, a drugi pozostał tak głupi jak zawsze był — powiedziała niechętnie, oplatając dłonie wokół kubka z ciepłą zieloną herbatą. — Ale przede wszystkim, nie chcę, byś odebrała mojego zachowanie z sądu opacznie. Jestem zarówno prokuratorem jak i matką, dlatego też musiałam udowodnić nie tylko przed sobą, ale i przed  sądem twoją niewinność. Stąd też moje nachalne pytania — wytłumaczyła spokojnie, wpatrując się w parującą ciecz.
            Gdy ubrało się to w słowa, jakich użyła Mikoto, miało to nawet sens.
            — Nie szkodzi — odpowiedziała pierwszym lepszym słowem, jakie przyszło jej na myśl. — Nie spodziewałam się lekkich pytań. — Ale i tak było gorzej, niż przypuszczała. Jednak nie miała na co narzekać, zwłaszcza teraz, gdy była uniewinniona.
            — Cieszę się, że sąd przyznał rację tobie i Kakashiemu. Nie lubię, gdy ktoś wykorzystuje prawo dla własnych pobudek, krzywdząc przy okazji innych — powiedziała, po czym ostrożnie upiła pierwszy łyk ciepłej herbaty.
            Sakura jedynie uśmiechnęła się pod nosem.
            — Nie chcę, byś odebrała tego jak kolejne przesłuchanie, ale, jak na pewno wiesz, Sasuke nie jest do końca rozmowną osobą i nigdy nie był. — Ta “nowość” w ogóle jej nie zaskoczyła. — Powiedz mi, jeśli nie masz nic przeciwko, co tak naprawdę jest pomiędzy tobą a Sasuke?
            Gdyby piła herbatę bądź trzymała kubek w rękach, Sakura miała pewność, że wylałaby wszystko albo na siebie, albo na podłogę.
            — To skomplikowane — wyrzuciła z siebie na jednym oddechu.
            Mikoto westchnęła ciężko.
            — Sasuke jest skomplikowaną osobą i nawet ja czasami nie potrafię go zrozumieć. Jego ojciec miał z nim o wiele lepszy kontakt — wyznała szczerze.
            — Powiedział mi o nim — szepnęła, bawiąc się palcami krańcem swojej bluzki.
            — Rozmawiał z tobą o Fugaku? — zapytała, nie kryjąc zdziwienia.
            Zaskoczona Sakura, niepewnie przytaknęła, chociaż nie zamierzała wspominać w jakich okolicznościach przyszło im rozmawiać o zmarłym ojcu Sasuke.
            — Nigdy z nikim o nim nie rozmawiał. Nawet z Itachim — powiedziała pod nosem, lecz po chwili na jej ustach pojawił się subtelny uśmiech. — Ale to dobrze, że z kimś rozmawia o takich rzeczach.
            Sakura ponownie skinęła, nie znajdując na języku żadnej sensownej odpowiedzi.
            — Itachi powiedział mi o powodzie waszego ślubu.
            — Ja…
            Mikoto uniosła dłoń, nie chcąc, by Sakura jej przerywała.
            — To nie tak, że nie akceptuję albo mam coś przeciwko. Oboje jesteście dorośli, a ja i twoi rodzice byliśmy zaledwie nieco starsi niż wy. Ale nie sądzisz, że oboje, mimo że mieliście dobre powody, to nadal byliście pod presją? — zapytała z matczynym spokojem. — Nie neguję was. Po prostu chcę przedstawić wam inny punkt widzenia. Macie przed sobą wiele lat, a taka decyzja powinna być przemyślana i powinna wywodzić się z miłości, a nie samej presji. Nie chcę, byście za kilka lat rozwiedli się z hukiem, bo jedno drugiemu w czymś przeszkodziło. Chcę dobrze dla was obojga. Wiem, że Sasuke we wrześniu wyjeżdża…
            — Wyjeżdża? — wtrąciła ostro skonfundowana Sakura.
            — Myślałam, że ci powiedział — powiedziała z nutką irytacji Mikoto. — Sądziłam, że wiesz.
            — Nic nie wiem. Nie wiem nawet, czy powinnam pytać. — Była zła na niego, że nic jej nie powiedział. Nawet słówkiem nie pisnął.
            Jednak Mikoto uznała, że lepiej, by wiedziała.
            — Nie jedzie daleko. Tylko do Tokio, dokończyć studia na tamtejszym uniwersytecie. Aplikację zaniosłam za niego jeszcze w marcu, więc nie było to coś postanowione na dniach — wyjaśniła w obronie syna. — Ale nadal powinien ci był powiedzieć — warknęła.
            — Tak jak powiedziałam, nasze relacje są skomplikowane — odparła, przełykając w gardle wielką niewidzialną gulę. Nie czuła się dobrze ze świadomością, że Sasuke wyjeżdża niedługo a ona dowiaduję się o wszystkim przypadkowo od osób trzecich. Nie wątpiła w dobre intencje jego rodzicielki.
            Mikoto zaczęła szperać w swojej torebce, po czym wyciągnęła z niej brązową kopertę.
            — Nie chcę decydować za was, ale przyszłam tu z gotową sugestią. — Nie czuła się komfortowo z tym, co powiedziała. Położyła kopertę na stoliku i podsunęła ją bliżej Sakury. — Przemyśl to, porozmawiaj z Sasuke, bo ja nie mam szans na rozmowę z nim na ten temat. Próbowałam. Zbywał mnie. Gdy zadecydujesz, w kopercie jest moja wizytówka, żebyś wiedziała, jak się ze mną skontaktować, niezależnie od decyzji.
            Sakura wzięła głębszy oddech wpatrując się drżącymi tęczówkami w kopertę. Wiedziała, co się w niej znajduje - papiery rozwodowe. Mikoto nie czekała na jej odpowiedzieć, nie chciała naciskać na nią pod żadnym pozorem, wstała i zaczęła się zbierać do wyjścia, chcąc, by Sakura decyzję podjęła samodzielnie.
            Przejechała niepewnie dłonią po kopercie, ale już po krótkiej chwili rozerwała ją i wyciągnęła całą zawartość. Nie myliła się.
            Nie wiedziała, co miała zrobić. Wsłuchiwała się w swoje przyspieszone bicie serca. Im dłużej będzie zwlekała z podjęciem decyzji, tym trudniej będzie jej wsiąć długopis do ręki. Ale od samego początku wiedziała, że to skończy się rozwodem. Taki był zresztą ich układ. Słysząc, jak w oddali Mikoto wychodzi za drzwi, poderwała się z podłogi i pobiegła do kuchni, otwierając szufladę za szufladą w poszukiwaniu czarnego długopisu.
            Gdy tylko go znalazła, nie zawahała się i od razu podpisała zgodę na rozwód, a w rubryce powodu wpisała: rozbieżność charakterów / pochopna decyzja.
            Tak, jak stała, wybiegła za kobietą, doganiając ją tuż przy luksusowym samochodzie.
            — Proszę to wziąć i dziękuje — powiedziała szybko, wręczając jej z powrotem papiery i pustą kopertę.
            Mikoto otworzyła usta by zaprotestować. Nie chciała tak szybkiej decyzji.
            — Tak będzie lepiej. — Nie rozumiała tylko, czemu wraz z wypowiedzeniem słów poczuła, jak jej serce ponownie zaczyna pękać, przysporzając jej ból nie do opisania.
            Jednak to, co teraz czuła, mało się liczyło. Nie zamierzała trzymać Sasuke w złotej klatce.        Rozwód był dla nich obojga najlepszym wyjściem.
            Wierzyła w to nawet kiedy Mikoto odjeżdżała swoim samochodem. Lecz tak szybko, jak samochód zniknął za horyzontem, samotna łza spłynęła po jej policzku.

Od Autorki: Przeprosiny pewnie nic nie pomogą, ale za każdym razem gdy pisałam pierwszą połowę tego rozdziału to coś mi przeszkadzało. Jak nie przymusowy remont, po zawalonym suficie przez który przez 2/3 tygodnie nie pisałam, to później dziwne akcje w pracy itp. itd. Ale rozdział jest wreszcie i jest o wiele dłuższy niż planowałam :) Plus akcja w sądzie mnie wymęczyła xD Ja przepraszam przyszłych prawników jeśli coś spieprzyłam, ale ja znam się na prawie biznesowym a nie kryminalnym xD
Nie będę wam przeciągać dzisiaj, bo mój mnie ciągnie do czyszczenia 200 litrowego akwarium co zajmie mi tak na oko 2 godzinki (Y)
Nie zabiłam nikogo, więc chyba mogę żyć dalej, co? xD
Dziękuje za cierpliwość! :)


21 komentarzy:

  1. Jejciu, kocham cię. Tyle emocji, łez i walki z wewnętrznym ego. Nie potrafię należycie oddać uczuć, jakie we mnie wywołałaś. To opowiadanie jest zwyczajnie piękne.
    Ps Jestem na bank - po prostu na bank - pewna, że Sakura i Sasuke zostaną razem. Co za ulga:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chwila...ale ale? Rozwód?!
    Dobra jest jeszcze nadzieja w Sasuke ^^ może jej nie da odejść.
    Ahh.. nie ma to jak poznać teściową w sądzie ^^
    oryginalne :D
    A tak to rozdział super genialny :3
    Akcja w sądzie no kurde :)
    Warto było się tak pomęczyć!!

    Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. * szatański, psychopatyczny, sadystyczny śmiech *
    Warto, kurde, było czekać ~~~ <3
    Pozdrawiam, weny i czasu ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zaskoczyłaś mnie. Spodziewałam się takiego obrotu sprawy, nawet tego, że Sakura podpisze papiery rozwodowe. Nie mniej kompletnie mi to nie przeszkadza, bo opisałaś to cudownie. Smutno mi jedynie, bo wiem, że niedługo opowiadanie się zakończy. Czekam na kolejny rozdział. Mam pewne przypuszczenia co dalej będzie się działo, ale cierpliwie poczekam na nexta :)
    Weny i czasu na pisanie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod względem fabularnym, wiem, że nie zaskoczyłam, zwłaszcza w sprawie Sakury, ale cóż poradzić? :) Ale dziękuje za słowa i komentarz :)

      Usuń
  5. Drogie Miku, BC i Rin...
    Zacznę od początku – ośmioletni Daichi. Sama mam siostrę w tym wieku i nie wyobrażam sobie co ja bym zrobiła gdyby coś jej się stało. Więc w stu procentach rozumiem Sakurę.
    Jak czytałam sam początek tak mi serce waliło. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułam, nawet podczas przerabiania ulubionych książek.
    BOŻE targały mną takie emocje, że musiałam co chwilę pić! Oczywiście sok :D Ale tak się czułam, że aż mi ciężko to opisać.
    Jejciu to wszystko było takie stresujące, że nie mogłam usiedzieć. Czasami miałam ochotę nawet się poryczeć!!
    Postawa Sasuke *.* boooooooska :D Podobała mi się jego reakcja na pytania. Jego WALKA!!
    Sakura vs Mikoto – O M G!!!!!!!!!

    WYGRAŁA ::D:D:D:D:D:D nie sądziłam, że rozstrzygnięcie dasz w jednym rozdziale, droga Miku :D Myślałam, że będzie takie oczekiwanie a tu TA DAM! Wszystko ładnie opisane. Masz za to ogromnego plusiora. Nie muszę leżeć w nocy i obgryzać paznokci z nerwów :P
    Super
    Szkoda, że Sakura z Sasuke się nie spotkali...
    Ale muszę powiedzieć, że całkowicie rozumiem matkę Sasuke. I uważam, że jako matka postąpiła słusznie. Ciekawi mnie tylko jak na to wszystko zareaguje Sasuke. To mnie ciekawi jak cholera. Mam nadzieję, że mimo wszystko zareaguje bardziej niż zwykłym: „aha”.
    Rozdział świetny i nie mam nic do zarzucenia. Aż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Dobrze, że Sakura jest uniewinniona :)
    Życzę weny, zdrowi i wszystkiego co najlepsze!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak Sasuke się rozejdzie z Sakurą to nie wytrzymam ;-;
    Dlaczego on musi być zarówno dupkiem jak i najlepszą osobą pod słońcem T.T
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, mam nadzieje że i wena i czas pozwolą Ci napisać kolejny rozdział by termin był w miarę bliski XD
    Lena :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z tym dupkiem i najlepszą osobą pod słońce xDD

      Usuń
    2. No bo taka jest prawda xD dlatego kocham opowiadania Miku :D

      Usuń
  7. Powiem tak, cały rozdział przeczytałam z OGROMNYM bananem na twarzy, tak cieszyły mnie sceny w których dowalałaś Miyaviemu, że ja pierdziu.... Do tej pory mam zaciesz :)
    Ale jeśli znowu wyślesz, tym razem Sasuke, gdzie indziej na studia, a z Sakurą spotkają się dopiero po ich ukończeniu, gdzie odkryją że jednak są sobie pisani, to Cię chyba zamorduje !!

    Tak w ogóle to Sasuke, przydałby się taki porządny opierdol od Sakury !!!!! Mógłby się w końcu zaangażować,(ona w sumie nie jest lepsza, ale to zostawmy, Sakura to życiowa sierota więc....XD) w końcu nie wyjeżdża się z propozycją małżeństwa, jeśli się czegoś nie czuje, nie ważne dla jak szczytnego celu.
    SASUKE.....OGARNIJ DUPĘ !!!

    No to by było chyba na tyle, rozdział przecudny, jak zawsze zresztą *.* Teraz pozostaje nam tylko czekać na bliski koniec T-T ale cóż, coś się kończy, coś zaczyna.

    Jestem twoją wierną czytelniczką, nie mam w zwyczaju udzielać się w komentarzach, ale chyba zacznę, bo po każdej notce, mam mnóstwo myśli, a emocje we mnie buzują tak ze zaraz wybuchnę.
    Buziaczki :***

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak sama zauważyłaś jest parę chochlików, ale to nic i tak jest nieźle ;)
    Rozdział bardzo emocjonalny (przynajmniej w moim odbiorze). Szczerze mam nadzieję, że Sasuke przyjdzie do Niej z papierami rozwodowymi, które podpisała i podrze je na Jej oczach. Ją porąbało. Najlepsza "rzecz" jaka Ją w życiu spotkała a Ona z Niej rezygnuje. Choć z drugiej strony "Jeśli coś kochasz, zwróć temu wolność, jeśli nie wróci to znaczy, że nigdy nie było twoje".
    "Troszkę" zabolały mnie słowa Sasuke o bliznach, to, że Ją oszpeciły. Wiem, że powiedział prawdę, ale mógł ją troszkę złagodzić. Bo osobiście na miejscu Sakury odebrałabym to jako solidny policzek.
    Spotkanie z matką Sasuke wyobrażałam sobie inaczej. Zaskoczyłaś mnie i to w Tobie uwielbiam :)
    A Madara i bracia Mori niech gniją w więzieniu.
    Dużo weny życzę ;)

    Just me

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozprawa sądowa była super, nawet mnie nie nudziła, a to był dziwne. Tak ja szybo się nudzę.
    Sakura jest wolna! Jej!
    Jakie w ogóle oni słownictwo używali w sądzie. To tak można? haha :D
    Sakura się złamała i powiedziała wszystko o Lili i to dobrze, bo to jej pomogło.
    Matka Sasuke, jaka wredna. Od razu z papierami rozwodowymi. A Sakura druga głupia, że je podpisała... No weźcie rozwód... Tak nie może być! Sasuke musi coś z tym zrobić, jakoś z nią pogadać, czy coś! No weźcie! To nie może się tak skończyć... :( :(
    Czekam na następny rozdział, bo nie wytrzymam!
    Pozdrawiam i dużo, dużo weny!! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Zacznę od tego, że raczej nie jestem zbyt dobra w komentowaniu, gdyż już na kilka przeczytanych opowiadań o SS dopiero tutaj odważę się pozostawić komentarz, ale z racji tego, iż ten rozdział przeczytałam aż dwa razy, (co mi się w ogóle pierwszy raz zdarzyło, żeby rozdział dwa razy przeczytać) ponieważ rozprawa w sądzie była tak emocjonująca, uznałam iż muszę się wypowiedzieć.
    Naprawdę pięknie piszesz i z każdym nowym rozdziałem jestem pod coraz większym wrażeniem i z niecierpliwością czekam na dalsze, zarówno tutaj jak i na Recie. Uwielbiam, jak opisujesz ich emocje, przemyślenia, w tak dokładny i staranny sposób, że sama mogę to sobie dokładnie wyobrazić, że nawet nie muszę sobie niczego dopowiadać bądź się domyślać. Ponad to wspaniale oddajesz charaktery bohaterów, Sasuke tutaj to obojętny na prawie wszystko arogant, tak jak w mandze, a Sakura to wciąż mimo wszystko ciepła i kochająca dziewczyna mimo wielu przeżyć, co bardzo mi się podoba, gdyż nie lubię nadmiernego ingerowania w ich mangowe osobowości w opowiadaniach (fakt, ich charaktery od mangowych na pewno się różnią, ale sama podstawa tego, jacy oni są nie odbiega od rzeczywistości jaką przedstawił Kishimoto).
    Co do samego rozdziału powiem tyle, że naprawdę bardzo mi się podobał. Cała rozprawa bardzo mnie urzekła, ponieważ wszystko w Kyoto zostało wyjaśnione, to po pierwsze, a po drugie w tym wszystkim było tyle emocji, że naprawdę za pierwszym razem czytałam to z zapartym tchem chłonąc kolejne litery i chcąc się dowiedzieć "co dalej", a za drugim po mału chciałam przeanalizować cały sens i ich wszystkie słowa. Odnośnie samej rozprawy zastanawia mnie tylko czy w sądzie w Japonii naprawdę można używać, aż tylu wulgaryzmów w wypowiedziach, chyba że obecność pani prokurator generalnej, która sama się tym nie przejmowała, na to wpłynęła, bo wydaje mi się, że w Polsce sypałaby się kara porządkowa za karą porządkową xd
    Co do dalszych rozdziałów mam nadzieję, że nie postąpisz tak jak w bonds, (bardzo na to liczę), ale też mam nadzieję, że nie sprawisz, iż oni nie będą razem (chociaż wierzę, że i tak się zejdą, ale wola autora to świętość i może mnie tak zaskoczysz jak to gra o tron zawsze robi ;) ). Ale z racji tego, iż bodajże ma być tylko gorzej to naprawdę jestem nastawiona na najgorsze i nawet przygotowuję się na złe zakończenie, co bardzo ciężko zniosę i mimo, iż czekam na następne rozdziały to też bardzo się ich boję, bo mam złe przeczucia. W końcu dwa rozdziały i epilog do końca historii i wątpię, aby przez tyle czasu trwała sielanka, jestem pewna, że zarzucisz jakąś bombę uczuciową i mam dziwne przeczucie, że nawet będę płakać po niej (co też nieczęsto mi się zdarza) xd
    Myślę, że chyba to tyle co miałam do powiedzenia, życzę wielu pomysłów i czekam na następne rozdziały z niecierpliwością. Pozdrawiam.

    Nefrose

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział jak zwykle trzymał poziom !!
    Tyle emocji i tyle satysfakcji :D :D
    Początek był dosyć luźny i zabawnie opisałaś reakcję Mikoto na wybryki swoich synów :D :D
    A później rozprawa !!! Nie znam się na prawie ale moim zdaniem opisałaś to genialnie. Dawkowałaś emocje i nie zapomniałaś o opisywaniu uczuć :)
    I najważniejsze : BRACIA MORI I MADARA DOSTALI ZA SWOJE :D :D !!!!!
    Opłacało się tyle na to czekać :) :)

    Szkoda mi ,że biorą rozwód. :( Chociaż z drugiej strony może będzie huczne wesele :D
    Hmm, może już niepotrzebnie doszukuję się drugiego dna, ale myślę że mdłości Sakury przed rozprawą mogły nie być tylko z nerwów :):) Ale to było by już chyba zbyt piękne :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ej, jak to rozwód? :( xD Bardzo się cieszę, że apelacja wygrana, ale jak to rozwód, jak to wyjazd? Mam nadzieję, że do tego wszystkiego nie dojdzie, że ona pojedzie z nim albo zostaną, albo jeszcze coś innego. No chyba będzie happy end, powiedz że będzie! :( Ja już nie chcę tych smutków :D Jak ja bym chciała, żeby to pomiędzy nimi skończyło się dobrze i żeby żyli sobie razem, długo i szczęśliwie. Będę trzymać kciuki, żeby tak się stało. Co z tego że ślub był im potrzebny jako papierek, skoro widać gołym okiem że się kochają? Bo kochają i ja to wiem, no! xDDDDD Ekspertełę jestę. Trochę mnie wkurzała ta matka Uchiha, ale z drugiej strony to Uchiha, więc jej obowiązkiem było być tak upartą i natarczywą na sali sądowej. :) KAKASZ ZAGIĄŁ WSZYSTKICH <3 HYHY.
    Nie mogę się doczekać dzidziusia Ino i Itasia, pewnie będzie przecudny :3 Awwww.
    NO I SKURWIELE TRAFIŁY DO PIERDLA, WRESZCIE, WRESZCIE, WRESZCIE. Już myślałam, że to nigdy nie nastąpi, a tu nagle paf, mam nadzieję, że tam zgniją :>
    Nie mogę uwierzyć, że jeszcze tylko jeden rozdział i epilog, nie przeboleję tego normalnie ;((((( Shannaro się kończy ;_____; ech, będę tęsknić mocno na pewno.
    Dużo weny, Mikuś :>

    OdpowiedzUsuń
  13. MIKU MIKU KOCHANA KOMU POWIEDZ MI MOJA KOCHANA, NAJLEPSZA DLACZEGO ZACHOWAŁAŚ SIĘ JAK HIPOKRYTKA ? STRACIŁAM SZACUNEK DO CIEBIE, JAK I MOJE KOLEŻANKI... NIE WIEM CZEMU CIESZY CIĘ, ZE LUDZIE ZAPAMIETAJA AUTORKE "CUDOWNEGO" SHANNARO JAKO KOBIETE KTÓRA ZDAŁA PRAWO, A SAMA SIĘ GO NIE TRZYMA

    OdpowiedzUsuń
  14. Eeee...
    Jaki rozwód?! XD Boże, Sakura. Głupia babo, będziesz żałować! xD
    Rozdział bardzo emocjonujący i ciekawy. :3 Opis rozprawy apelacyjnej trochę mi się dłużył, ale to zrozumiałe, że rozprawa musiała trochę potrwać. :D A jak Mikoto zadawała Sakurze te wszystkie pytania to miałam ochotę ją jebnąć. Była faktycznie bardzo dociekliwa. No, ale, musiała. :D Podobało mi się jak Sakura z takim gniewem wszystko z siebie wyrzuciła. :D
    Czekam na kolejny rozdział. :3

    OdpowiedzUsuń
  15. No cóż...
    Bardzo mi się nie podoba końcówka i zachowanie tego d****a Uchihy, tego płci męskiej, młodszego, w końcu mamy dwóch, cholernie przystojnych (ach te marzenia...). Pusty dom, on, ja, kilka butelek wina... STOP Ja tu nie o tym. To raczej zapiszę w pamiętniku XD jak Sakurcia.
    Teraz czas na wyrzuty. (okres u kobiety, tak wiem, ktoś musi znosić moje narzekania, a że padło na ciebie, bywa...)
    Czy ty masz jakiś fetysz apropo (mam nadzieję, że dobrze to zapisałam, zawsze zapominam) szpitali? Ciągle ktoś do niego trafia. I jeszcze zaskakuje mnie Twoja wyobraźnia, bo za każdym razem z innego powodu. XP Ale czekam na jeden powód. Zacznijmy historię...
    Po pełnej wrażeń nocy z przytojnym brunetem (taki karooki, niebrzydki...), Sakurę męczą nudności (szczególnie z rana), no i ciągle ma chętkę na coś, ale nie wie na co, tego oczywiście nie zauważa. Więc wybiera się do szpitala (niech tradycji zrobi się zadość!). Rzecz jasna ciążę wykluczyła już na początku, wiadomo z jakich powodów. A tam lekasz jej mówi, że jest w ciąży!
    Łzy szczęści, proszę państwa, łzy szczęścia!
    No nie ważne jak to będzie...
    Ale dzidziuś ma być! I nie ten Ino, broń ci boże.
    Sakura w ciąży, o tak, pięknie to brzmi.
    Wracając do rozdziału.
    Niech sobie zdadzą sprawę nasze studenciki ze swoich uczuć. A rozwód? Poproszę papiery do kosza, mili państwo.
    Jak dziecko ma być to małżeństwo by się przydało! Khe, khe...
    Nadal nie mogę się pozbierać po śmierci brata Sakury, maskara... Szkoda mi malca. Dużo życia było przed nim.
    Następny punkt programu. Sakura też ma co nieco na sumieniu. Wolałam tą pyskatą wersję i ma mi wrócić, ale to już! Wiem, brzmię jak rozkapryszone dziecko, bywa, a może tak jest?
    O czym ja jeszcze miałam napisać...
    Za Daichim już się wypłakałam...
    Sasuke powyzywany, bez używania BARDZO drastycznych słów...
    Dzidziuś wyproszony jest... (Proszę! -.-)
    Narzekanie na Sakurę jest...
    A no tak!
    Zapomniałabym o komentowaniu!
    Przepraszam, że nie komentowałam, ale znalazłam to dwa dni temu (i już skończyłam, hej) i bardzo się wciągnęłam, wolę to od masła orzechowego! A to naprawdę jest duży komplement z mojej strony, bo masło o. to mój narkotyk (a w domu jeszcze dwa słoiki ^^). I jakoś tak wyszło bez komentowania, przykro mi. Genialnie piszesz, krótko i na temat moja opinia.
    Szukam właśnie takich ff
    To dla Ciebie:
    ~~~ *.* ~~~
    Nie będę się wypowiadać w sprawie oskarżeń Ci zarzuconych, poniewać uważam, że to śmieszne, że ktoś ma czelość coś takiego spekulować. Jest to po prostu bezczelne. Oskarżają Cię, że cała twoja ciężka praca, zapisana na tej stronie, to denny plagiat. To żałosne. Nie mam pojęcia, jak powinnam ci radzić, bo nie lubię wypowiedzi w stylu: "Nie znam się, to się wypowiem.". Ale jednak walcz o swoje racje, tyle ode mnie. Wierzę w Ciebie.
    W zniecierpliwieniu i pożądaniu Twojego nowego rozdziału, żyję, czekając godziny na nowy rozdział. I będę czekać!
    Weny.
    Ploooose.
    Już ty wiesz o co proszę!
    Z
    (Zorro)
    PS: Zawsze chciałam się tak podpisać! ^^
    PS2: Uprzejmie przepraszam za wszelkie błędy ortograficzne, gramatyczne, logiczne, interpunkcyjne, nie wiem, jakie są tam jeszcze błędy... Aha! No i za nadużycia nawiasów! (Takie osobiste uzależnienie, przynajmnie jestem oryginalna, [prychnięcie].)
    Ops.
    Patrz tam był podwójny nawias! XD
    A tak na serio...
    Aga :3
    Obiecuję się stawić następnym razem.
    Do następnego! <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Miku, ja naprawdę nie wiem co napisać. Miałam do nadrobienia trzy rozdziały i przez te trzy rozdziały tyle się wydarzyło, że ja już sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Jedno jest pewne: zaskakujesz mnie coraz bardziej, pozytywnie oczywiście. I jesteś moim pieprzonym, zajebistym autorytetem jeśli chodzi o pisanie, a o przedstawianie relacji Sasuke x Sakura to już wgl... mistrzostwo. Zazdroszczę, naprawdę, i mam nadzieję, że za kilka dobrych lat, chociaż w 1/3 będę tak dobrze pisać, o ile do tej pory tego nie porzucę.
    Nadrabiając rozdziały, byłam kłębkiem emocji. Wielu sprzecznych, niedorzecznych, pozytywnych i tych negatywnych... Miałam łzy w oczach, uśmiechałam się, denerwowałam. Doprowadziłaś do absurdalnego stanu mojej stabilności psychicznej i emocjonalnej. Kurcze, kobitko, wymiatasz. Jak ja się cieszę, że miałam okazję poznać Cię chociaż internetowo... Bo jesteś po prostu świetną osobą i jesteś świetna w tym co robisz. :)
    Przez cały ten czas miałam w głowie mętlik. Kiedy Sakura leżała w szpitalu, kiedy to Sasuke załatwiał sprawy z Rin w kawiarni, kiedy to przyszedł do Sakury oznajmić jej, że jedynym szybkim i skutecznym wyjściem, aby Sakura mogłaby się zaopiekować bratem jest ich ślub... Normalnie moje serce kołatało. Później gdy zgodziła się na propozycję, ślub, a później... śmierć Daichiego. Myślałam, że wtedy pogrążę się w rozpaczy razem z Sakurą i jej rodzicami. Daichi był takim światełkiem w życiu Sakury, które niestety bardzo szybko zgasło. Za szybko.
    No i później sprawa sądowa, podczas której cały czas miałam nadzieję, że Sakura wygra, a braciom Mori się dostanie. No i w końcu wyszło na dobre. Aczkolwiek odcisk na psychice Sakury pozostanie na zawsze, po tym jak została prawie zamordowana, plus jej brat został potrącony ze skutkiem śmiertelnym... Nie licząc oczywiście wydarzeń wcześniejszych, manipulowania nią.
    Co do ostatniej sprawy, wiedziałam, że Sakura podpisze papiery rozwodowe. Nie będę teraz spekulować czy dojdzie do rozwodu czy nie, ale mam nadzieję, że mnie po prostu zaskoczysz - zresztą jak zawsze. :)
    Wielkie brawa Miku dla Ciebie za to opowiadanie, pokłony też należą się twoim betom, które dzielnie sprawdzały każdy megaśny rozdział. :) Odwaliłyście kawał dobrej roboty!
    Aż trudno uwierzyć, że zbliżamy się do końca Shannaro.
    Będę, kurcze, za tym tęsknić. :(
    Jeszcze dwa rozdziały i epilog, co? :c
    Mimo wszystko czekam na te ostatnie rozdziały. :)

    Trzymaj się tam mocno! <3

    OdpowiedzUsuń