"Gdyby
to była tylko kwestia tego, co czuję, kiedy jesteśmy tylko my, jakby nikogo nie
było na świecie i wszystko wydaje się nieważne, moglibyśmy być razem (...)
Zostawiłabym przeszłość za sobą i zaczelibyśmy znowu. Ale życie wygląda
inaczej. Reszta świata nigdy nie znika i nie ma ucieczki od błędów, które
popełniliśmy. Nie chcę cię zwodzić i nie chciałabym cię zranić, ale… To już
chyba nie dla mnie."
Samantha
Young
Z
rękami w kieszeni szedł długim korytarzem siedziby Prokuratora Generalnego.
Itachi zastanawiał się, jak jego rodzicielka zareaguje na wieści, które
przynosi podczas tej niezapowiedzianej wizyty. Nie miał wątpliwości, że
wiadomość o byciu babcią i synową już w pierwszych kilku minutach ich rozmowy
może okazać się dla niej dużym szokiem. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę
fakt, że to nie dotyczy tylko jego, ale również Sasuke. Jego młodszy brat
powinien być tu razem z nim, ale Itachi nawet nie odważył się zapytać, czy
będzie mu towarzyszył podczas tej podróży. Po dziś dzień pamiętał, jak
przed tygodniem Sasuke wrócił do domu z półprzytomną, zapłakaną Sakurą na
rękach. Nawet Ino nie widziała jej nigdy w tak złym stanie.
Informacja
o śmierci Daichiego wstrząsnęła zarówno nim jak i Ino, która również
potrzebowała chwili, by dojść do siebie. Ale nie tak długiej jak Sakura. Kiedy
wyjeżdzał do Tokio, nadał była osowiała, mało mówiła i bez przerwy była na
lekach psychotropowych przepisanych przez lekarzy. Jedyną zmianą, jaka w niej
zaszła, była chęć powrotu do rodzinnego domu po dniach spędzonych z Sasuke w
jego mieszkaniu. Nie wiedział jednak, czy był to dobry pomysł. Nie pozostał w
Konoha wystarczająco długo, by móc poznać konsekwencje tej decyzji. Ino nie
chciała, by wracała do domu, wolała mieć przyjaciółkę przy sobie, by móc bez przerwy
mieć na nią oko. Ale Sakura nie zamierzała słuchać jej błagających słów; uparła
się, by wrócić do rodziców i tak też zrobiła następnego dnia. Sasuke również
nie interweniował, chociaż w mniemaniu jego brata powinien. Jednak Itachi
widział niemoc i złość Sasuke, który nie wiedział już, co ma powiedzieć i
robić. Wszystkie jego plany, których był tak pewny, legły w gruzach wraz ze
śmiercią ośmiolatka. Sam nie wiedział, co mógłby mu poradzić.
Sakura
musiała dojść do siebie i to szybko, biorąc pod uwagę zbliżającą się rozprawę
apelacyjną. To mogło jednak okazać się awykonalne, chociaż wszystko leżało w
dłoniach Ino i Sasuke. Dla jego własnego dobra jak i dziecka miał tylko
nadzieję, że Yamanaka nie będzie się zbyt dużo denerwować. Chciał mieć do kogo
wracać.
—
Ja do Mikoto Uchiha. To pilne — powiedział, kiedy tylko podszedł do sekretarki,
która siedziała przy biurku tuż przed gabinetem jego matki.
Młoda
blondynka jeszcze przed trzydziestką nawet na niego nie spojrzała, kiedy
chłodno zapytała:
—
Jest pan umówiony?
—
Nie.
Sekretarka
westchnęła i nie przestając stukać na klawiaturze, prawą dłonią chwyciła za
papier znajdujący się na pokaźnej kupce i przesunęła ją po blacie w stronę
Itachiego.
—
W takim razie proszę wypełnić ten formularz. Termin spotkania z panią
Prokurator zostanie ustalony w przeciągu miesiąca.
Itachi
chwycił za świstek, wzrokiem skanując linijkę po linijce pytania, na jakie w
ogóle nie zamierza odpowiedzieć.
—
Od kiedy musze umawiać się na spotkanie z własna matką? — spytał zuchwale. Nie
posiadał miesiąca w zapasie, by jego prośba o wizytację została rozważona
pozytywnie.
Kobieta
zaprzestała pisania na klawiaturze i z zaskoczeniem spojrzała na Itachiego
dużymi, czarnymi oczami. Ani on, ani Sasuke nigdy wcześniej nie odwiedzili nowego
miejsca pracy matki, które objęła na początku marca tego roku po dymisji
poprzedniego prokuratora generalnego. Sekretarka jego rodzicielki zerknęła na
zegarek znajdujący się na nadgarstku, po czym uśmiechnęła się do niego blado,
kompletnie zmieniając swoje nastawienie do rozmówcy.
—
Pani prokurator jest obecnie na spotkaniu poza biurem. Powinna wrócić w
przeciągu pół godziny i wtedy to od niej będzie zależało, czy pana przyjmie czy
nie.
To
brzmiało już o wiele lepiej. Nie oczekiwał, że matka zobaczy się z nim od razu.
W końcu też miała swoje obowiązki. Był w stanie poczekać te kilka godzin aż
skończy swoją pracę i będzie miała czas na swobodne rozmowy. Itachi nadal nie
wiedział, jak dobrać słowa w odpowiednie zdania, by zmniejszyć zaskoczenie
rodzicielki. Mimo że Mikoto nie była osobą, która łatwo traciła nad sobą
kontrolę, to dwie tak ważne informację mogły ją nieco… zdenerwować.
Itachi
po skinięciu głową zasiadł w skórzanym fotelu w oczekiwaniu na powrót
rodzicielki. Był aż nadto cierpliwą osobą, w przeciwieństwie do brata, który
ostatnio zachowywał się jak tykająca bomba. Miał nadzieję tylko, że jego
młodszy brat nie wybuchnie podczas jego nieobecności. Sasuke w pewnym stopniu
zależało na Sakurze, co nie było tajemnicą dla jego bliskich. Nawet jeśli jego
brat wydawał się zachowywać tak jak zawsze, to widoczne oznaki troski względem
Sakury bez problemu zdradzały jego uczucia. Wiedział to Itachi. Wiedziała to
Ino. I wiedział to Kizashi, który kilkukrotnie przyszedł do ich mieszkania,
chcąc sprawdzić, jak się czuje jego córka. Ponoć jej matka była w równie
opłakanym stanie, jak Sakura. Itachi nawet nie wyobrażał sobie, by taka strata
kiedyś i jego dosięgnęła. Nie wątpił, że rodzinie Haruno ciężko będzie się
podnieść z takiej tragedii.
—
Kawy? — spytała sekretarka, wstając zza biurka.
Odmówił,
nie chcąc, by kofeina poruszyła co niektóre trybiki. Nie potrzebował wdrażać
się zbytnio w niektóre sprawy, których i tak nie był w stanie rozwikłać.
Nie
musiał czekać pół godziny na powrót matki. Już po dziesięciu minutach usłyszał
stukot obcasów na świecącej posadzce. Mikoto ze wspomnianego wcześniej
spotkania nie wracała sama, o czym wyraźnie świadczyły słyszane przez Itachiego
odgłosy konwersacji. Spojrzał w głąb korytarza, którym podążała właśnie jego matka
wraz ze swoją polityczną świtą. Zawód prokuratora był niewdzięczny. Zawsze był
dumny z matki i z tego, co robiła wraz z ich ojcem, jednak pozycja prokuratora
genaralnego w jego mniemaniu była więcej niż wymagająca. Itachi wiedział, że
nie było łatwo Mikoto przyjąć propozycję tego stanowiska i że zrobiła to tylko
i wyłącznie dlatego, by móc wydostać się z pod władzy Madary; nie chciała być
przez niego kontrolowana po śmierci męża.
—
Itachi? — Mikoto przystanęła w miejscu, widząc siedzącego w sekretariacie
starszego syna. — Co ty tu robisz? — zapytała w zdziwieniu, ignorując
rozmawiających pomiędzy sobą polityków, którzy cały czas debatowali.
—
Musimy porozmawiać — westchnął, wstając z fotela. — Na osobności — dodał z
naciskiem, widząc jak wysoko postawieni mężczyźni rzucają mu nieprzychylne
spojrzenia. Wiedział, że przeszkodził im w czymś ważnym, ale dopóki to Mikoto
miała ostatanie słowo do powiedzenia, nie zamierzał się niczym przejmować.
Kiedy
tylko politycy prawicy opuścili sekretariat prokuratora generalnego, Mikoto
wskazała Itachiemu drzwi do swojego gabinetu. Jej wyraz twarzy nie wyglądał na
zadowolony i wcale jej się nie dziwił. On też nie byłby zadowolony, gdyby jego
dziecko przyszło do niego w trakcie pracy z ważnymi informacjami. I, o zgrozo,
może go to czekać szybciej niż się spodziewał. Nie potrafił się tylko
zdecydować czy większe kłopoty byłyby z chłopcem, czy też z dziewczynką. Po
krótkiej debacie z samym sobą, stwierdził, że woli syna; o niego nie musiałby
się aż tak bardzo bać jak o córkę, zwłaszcza, jeśli chodzi o wyjścia z
chłopcami za kilka lat. Na samą myśl o tym, Itachi pobladł.
Mikoto
zamknęła za nimi drzwi gabinetu, spoglądając bez przerwy w konsternacji na
syna.
—
Nim dowiem się co znowu zmajstrowałeś, Itachi… — zaczęła mówić, podchodząc do
niego z łagodniejszym już spojrzeniem. — Przytul matkę, co? — poprosiła,
obejmując wyższego o półtorej głowy syna.
Itachi
uśmiechnął się pod nosem, po czym zrobił to, o co prosiła Mikoto - jego ramiona
oplotły się wokół drobnego ciała rodzicielki. Jej też było ciężko po stracie
męża, a decyzja o przeniesieniu się na nowe stanowisko nie była wcale łatwa.
Po
krótkim przywitaniu oboje zasiedli na dużej kanapie.
—
Najpierw powiedz mi, co u Sasuke. Chcę się przygotować mentalnie na twoją wielką
bombę — zaśmiała się nerwowo.
Itachi
podrapał się po głowie, nadal nie wiedząc, jak ma powiedzieć matce o zostaniu
babcią za kilka miesięcy i o tym, że ma synową.
—
Prawdę mówiąc, to Sasuke też miał ci coś do powiedzenia, ale musiał zostać w
Konoha i wszystko spadło na mnie, by ci to powiedzieć — wyznał zakłopotany
bardziej, niż się spodziewał. Nie chciał w żaden sposób zranić matki, a bał
się, że informacje, jakie jej przyniósł, zwalą ją z nóg. Widząc przestraszony
już wyraz twarzy matki, dodał pośpiesznie: — Ogólnie to wszystko w porządku. Z
tego, co wiem, to zdał drugi rok. Zdrowie mu dopisuje. Chociaż złamał
nadgarstek, ale to nic poważnego, za kilka tygodni ściągają mu gips.
Mikoto
westchnęła ciężko.
—
Chcę wiedzieć, jak go złamał? — spytała niezszokowana.
—
To już jest zupełnie inna część historii. I ta bardziej nieprzyjemna — Itachi
miał ochotę zamordować brata, za to, że postawił go w tak niezręcznej sytuacji.
I pewnie by to zrobił, gdyby nie Sakura, o którą wszyscy się martwili.
—
Czemu mam dziwne przeczucie, że w pewnym stopniu jest w to wplątany Madara? —
zapytała retorycznie ze znużeniem, opierając się wygodniej o skórzaną kanapę. W
przeszłości kiedy działo się coś nieprzyjemnego w ich rodzinie, zazwyczaj
Madara grał w tym główną rolę. Liczyła, że myli się chociaż raz.
Itachi
chciał zaprzeczyć. Chciał, by tym razem najstarszy brat jego zmarłego ojca nie
miał nic wspólnego z tym, co dzieje się w Konoha. I tak bardzo go przeklinał,
że znów jest tak samo.
—
Najpierw są dwie ważniejsze sprawy, o których muszę cię poinformować. Chociaż
jedna łączy się z tym, co obecnie dzieje się w Konoha. W połowie dotyczy to
mnie, w połowie Sasuke.
Jego
rodziecielka w żadnym stopniu nie wyglądała na zadowoloną z jego słów, a to był
dopiero początek. Wierzchołek góry lodowej dopiero przed nimi.
—
Mów, Itachi. Nie przyjechałeś tu bez powodu — mruknęła spokojnie Mikoto.
—
A więc… — zaczął niepewnie. — Poznałaś Ino zanim wyjechałaś, prawda? — Itachi
nie był osobą, która lubiła robić z siebie głupa. I nawet tego zupełnie nie
planował, stres związany z powiedzeniem matce o ciąży dziewczyny przejął nad
nim kontrolę.
—
Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się żenicie albo że Ino jest w ciąży, co,
Itachi? — wtrąciła Mikoto, widząc zakłopotanie u syna, które mogło oznaczać
jedną z wymienionych przez nią scenariuszy. Reakcja starszego ze synów
skończyła się na jeszcze większym zakłopotaniu z jego strony. Mikoto od razu
chwyciła za dzbanek z wodą, znajdujący się na stoliku i polała sobie szklankę.
W mgnieniu oka wypiła pół dzbanka, chcąc się uspokoić. Itachi nie był
młodym nastolatkiem, miał prawie dwadzieścia sześć lat, mógł podejmować własne
życiowe decyzje.
—
Tak, Ino jest w ciąży — powiedział na jednym oddechu, widząc jak matka polewa
sobie kolejną szklankę zimnej wody. — A skoro już wspomniałaś o małżeństwie, to
Sasuke się ożenił jakieś tydzień temu.
Szklanka wyleciała z dłoni Mikoto, szkło
rozleciało się po drewnianej podłodze zalanej właśnie wodą.
—
Co? — spytała w całkowitym szoku. Wiadomość o ciąży dziewczyny Itachiego mogła
przyjąć do wiadomości, mogła zrozumieć, ale informacja o ślubie młodszego syna
była dla niej kompletnie niepojęta. Jaki ślub? I, przede wszystkim, dlaczego
dopiero się teraz o tym dowiaduje? Nie rozumiała niczego.
—
Poznał dziewczynę. Dobrą dziewczyną. Przyjaciółkę z dzieciństwa Ino, która
wróciła do Konohy ze studiów z Kyoto. I tu, jak sama przypuszczałaś, wkracza
Madara — powiedział jakby ociężale, wyciągając z plecaka dwie pokaźnej grubości
teczki. — Tu jest akt jej oskarżenia sporządzony przez Madarę jeszcze w Kyoto.
— Podał jej pierwszą teczkę. — A tu dokumenty zebrane przez Kakashiego, który
broni jej w sprawie apelacyjnej. Wraz z wszystkimi informacjami i dowodami
przeciwko Madarze i jego klientowi, włączając w to usiłowanie zabójstwa z
premedytacją na Sakurze, uszczerbek na zdrowiu Sasuke i spowodowanie zagrożenia
życia, a przede wszystkim doprowadzenie do śmierci ośmioletniego chłopca. —
Dokumenty przekazane mu przez Kakshiego były ściśle tajne i nawet Madara nie
zdawał sobie sprawy z ich istnieniu. Oskarżenia przeciwko braciom Mori i
Madarze Hatake zamierzał złożyć w prokuraturze tuż po odbyciu apelacji, tak by
Madara nie miał sposobności zatuszowania całej sprawy. Jedynie Mikoto posiadała
autorytet i bezpośrednią władzę, by zawiesić Madarę w pełnieniu obowiązków
prokuratorskich.
Matka
Sasuke i Itachiego zakleszczyła mocno dłonie na obu teczkach. Miała serdecznie
dość przekrętów szwagra, a jeśli słowa Itachiego rzeczywiście się potwierdzą,
to będzie oznaczało, że Madara przekroczył granicę, zza której nie ma powrotu.
—
Ale ślub? — spytała w niedowierzaniu. Nie miała nic przeciwko temu, że jeden z
jej synów chciał się ożenić. Miała pretensje, że nic wcześniej nie wiedziała.
—
Sasuke chciał jej pomóc odzyskać brata, który przez ostatnie tygodnie był w
śpiączce po wypadku spowodowanym przez jednego z braci Mori. Madara doprowadził
do tego, że Rin musiała prawnie odebrać prawa rodzicielskie jej rodzicom. To on
właśnie był ośmioletnim chłopcem, który zmarł tydzień temu.
Mikoto
w tym momencie zabrakło słów. Jako matka nigdy nie wyobrażała sobie stracić
praw rodzcielskim nad którymś ze swoich chłopcow, co więcej, by któregoś z nich
musiała chować. Osiem lat - to nie jest wystarczająco, by móc zaczerpnąć życia.
W dodatku nazwiska jakie właśnie wypowiedział Itachi, nienawidziła tak samo,
jak jej zmarły mąż.
—
Kiedy apelacja? — spytała wstając z teczkami schowanymi pod pachę.
—
Za trzy dni — odpowiedział, obserwując jak Mikoto chwyta za telefon stacjonarny
i łączy się ze swoją sekretarką.
Wszystkie
spotkania na najbliższy tydzień zostały odwołane lub przełożone na inny termin.
Wystarczyła zaledwie chwila, by jego matka podjęła decyzję o wyjeździe do
Konohy.
~***~
Ułożona
na boku leżała na swoim jednoosobowym łóżku, wpatrując się w pełzającego w
terrarium węża. Nie czuła już targającej nią odrazy, jak to było za pierwszym
razem, kiedy Daichi przedstawił jej kolejnego członka rodziny, gdy przyjechała
na rodzinny obiad. Była obojętna. Na zwierzę. Na przeszłość. Na wszystko. Nie
wiedziała, co mogła ze sobą zrobić. Czy był sens podejmować się czegokolwiek?
Jej plany, chęci, zapał zostały zakopane głęboko wraz z Daichim, który został
pochowany przed kilkoma dniami. Pustka, jaka po nim została, była ogromna. Nic
nie było w stanie jej zapełnić. Nigdy.
Przewróciła
się na plecy z ciężkim westchnięciem. Cały dom przypominał jej ośmioletniego
brata, który jeszcze niedawno biegał po nim, szczując ją czarnym wężem. Teraz,
gdy o tym myślała, chciało jej się śmiać. Naprawdę chciała się zaśmiać. Problem
polegał w tym, że żaden taki dźwięk nie był w stanie przedrzeć się przez jej
krtań. Uniosła lewą dłoń i zaczęła przyglądać się obrączce z białego złota,
jaka znajdowała się na serdecznym palcu. Dopiero niedawno ponownie wsunęła ją
na palec. Ostatnimi dniami nie miała szans nawet na powiedzenie rodzicom o
ślubie. Nie widziała w tym już żadnego sensu. Dobre chęci Sasuke okazały się
bezużyteczne. Nie było już sensu bycia panią Uchihą. W obecnej chwili
głupi papierek łączył ją bezprośrednio z ludźmi, którzy w pewnym stopniu
przyczynili się do śmierci jej młodszego brata. Nienawdziła ich jeszcze
bardziej niż wcześniej.
Ale
był jeszcze Sasuke…
On
był inny. Tak samo jak Itachi.
—
Sakura — usłyszała głos ojca tuż po tym, jak drzwi do jej pokoju cicho rozsunęły
się.
— Hm?
— spytała, chowając wyciągniętą dłoń pod kołdrę. To nie był odpowiedni moment
na poinformowanie rodziców o swoim ślubie. Teraz nie wie czy w ogóle im o nim
powie. Zresztą nie było już sensu, skoro i tak jedyne co jej pozostało, to
podpisać z Sasuke papiery rozwodowe, kiedy tylko minie kilka miesięcy od ślubu;
wątpiła, by jakikolwiek sąd dał im rozwód po dwóch tygodniach małżeństwa. Nie
chciała trafiać do księgi rekordów Guinessa z tego powodu. Chciała uznać ten
rozdział swojego życia za zakończony.
—
Jesteś gotowa? Sasuke z Ino właśnie przyjechali. — Nie rozumiała kolejnej
zmiany podejścia ojca względem Sasuke. Jego złość, jaką emanował jeszcze przed
tygodniem, wyparowała, kiedy tylko wróciła do domu po kilku dniach spędzonych u
Itachiego i Ino. Przeprosił ją za swoje zachowanie, powiedział, że nie chciał
użyć słów, które wypowiedział. Sakura nie miała urazy, zwłaszcza teraz, kiedy
najbardziej potrzebowali siebie nawzajem. Ale okropne słowa ojca jeszcze co
jakiś czas nawiedzały ją w snach.
Uniosła
się na łokciach, przytakując delikatnie. Dzisiaj był decydujący dzień, na który
wszyscy czekali.
—
Zaraz wyjdę — powiedziała siadając na wygniecionej pościeli.
Kizashi
przytaknął i opuścił pokój bez słowa. Od kiedy tylko wróciła do rodziców w
całym domu niemalże cały czas panowała kompletna cisza. W ciągu dnia mało kiedy
domownicy odzywali się do siebie choćby słowem, wyjątkiem było ponaglanie na
obiad czy pytanie, o której Sakura wróci ze swojego spaceru. Natomiast teraz
usłyszała zza drzwi jak jej ojciec włączył telewizor po raz pierwszy od
tygodnia. Sakura nie wątpiła, że zrobił to tylko i wyłącznie ze względu na
obecnych w domu gości.
Nie
śpiesząc się nigdzie, dłońmi przejechała po białej koszuli, chcąc ją nieco
wyprostować. Zauważywszy swoje odbicie w wiszącym na ścianie lustrze podeszła
bliżej niego i chwyciła za podkład znajdujący się na półce. Wyglądała gorzej
niż podczas pobytu w szpitalu. Gdyby nie dzisiejsza apelacja z chęcią wróciłaby
do łóżka i nie wychodziła z niego przez kilka następnych dni. Dla niej nic już
nie miało sensu. Brakowało jej celu do jakiego chciałaby dążyć w życiu. Po
nałożeniu na twarz małej ilości makijażu, chwyciła za czarną marynarkę i wyszła
z pokoju, jaki jeszcze niedawno dzieliła z młodszym, nieżyjącym już bratem.
Głową
odruchowo skinęła na przywitanie w stronę siedzącej na kanapie przyjaciółki i
Sasuke.
—
Idziemy? — spytała niemrawo, nie mając ochoty na wysilanie się na fałszywe
pozytywne emocje. I tak domyśliliby się, że udaje, więc żadna farsa nie była
potrzebna.
—
Jeśli jesteś gotowa — odparła Ino, obdarzając przyjaciółkę delikatnym
uśmiechem.
—
Gotowa — mruknęła pod nosem i trzymając w dłoni marynarkę zaczęła kierować się
w stronę przedpokoju. Chciała czym prędzej wyjść na zewnątrz, potrzebowała
świeżego powietrza, którego od jakiegoś czasu brakowało w jej domu. Dusiła się
tym smutkiem, ciszą, płaczem. Pragnęła uciec najdalej jak tylko mogła. Uciec,
jakby nie było jutra i nigdy już nie wracać.
Ale
nie była w stanie tego zrobić. Dzisiejsza apelacja to jedyna szansa, by jej
rodzice odzyskali chociaż jedno z dwójki swoich dzieci. Chociaż Sakura o wiele
bardziej wolałaby to Daichi był z nimi.
Zakładając
na stopy czarne baletki, usłyszała jeszcze, jak ojciec mówi do niej, że wraz z
matką spotkają się w sądzie. Nie odpowiedziała, nie chcąc ich bardziej zranić.
Nie chciała ich tam z całego serca. Jeśli plan Kakashiego pójdzie nie tak i
przegrają apelację, jej rodzice będą musieli przyglądać się, jak odbierają im
drugie dziecko. Nie chciała widzieć na ich twarzach kolejnej porcji cierpienia.
Najchętniej wrzasnęłaby D O Ś Ć , żeby zatrzymać to błędne koło
nieszczęść. Ale wiedziała, że nawet to by nie pomogło.
— Nie
trzeba — powiedziała, zarzucając na siebie marynarkę.
—
Przyjdziemy — zapewnił ją ojciec stanowczym głosem.
Nie
było sensu wykłócać się o coś, czego i tak nie wygra.
Jechała
wcześniej do sądu na prośbę Kakashiego, by mogli ustalić jeszcze ostatnie
szczegóły przed rozprawą. Osobiście myślała, że wszystko zostało już ustalone.
Przynajmniej to wywnioskowała z ostatniej rozmowy z prawnikami, podczas której
poinformowała ich, że zmieniła zdanie co do ostatniej skierowanej do nich
prośby. Nie chciała być odizolowana od reszty podczas rozprawy. Chciała
siedzieć na sali. Nie zamierzała dawać Miyaviemu żadnej satysfakcji. Pomimo
tego, że ją na dobre złamał, nie chciała by sądził, że wygrał.
Wychodząc
z domu rozejrzała się po jego wnętrzu, kolejny raz zastanawiając się, czy
będzie dane jej tu wrócić. Jeśli wyrok apelacyjny będzie niekorzystny, jeszcze
dziś trafi do aresztu, a stamtąd prosto do wiezięnia. Wtedy będzie mogła
zapomnieć o tym, że postawi stopę w rodzinnym domu przez najbliższe kilka lat,
tym samym całkowicie rujnując sobie przyszłość.
W
drodze do sądu, Ino z tylniego siedzenia snuła plany odnośnie tego, co będą
robić po rozprawie. Yamanaka nie miała wątpliwości co do tego, z jakim
rezultatem zakończy się dzisiejsza apelacja. Jej postawa drażniła Sakurę.
Chciała podzielać entuzjazm przyjaciółki, ale po prostu nie była w stanie. Ona
w przeciwieństwie do Ino poznała, co to znaczy prawdziwe życie - to
niepodkoloryzowane przez światowe media. Kiedy Ino nie zamykały się usta,
Sakura opierała głowę o boczną szubę, patrząc nieobecnym wzrokiem przed siebie,
niechętnie wspominając pogrzeb Daichiego, który odbył się kilka dni temu.
Najchętniej wymazałaby z pamięci obraz leżącego w trumnie brata. Czując
niespodziewane mdłości przytknęła dłoń do ust, chcąc by te minęły. Lecz z
przeminiętymi sekundami, wiedziała, że mdłości nie odpuszczą.
Sasuke
dostrzegając kątem oka, co się dzieje, nagle skręcił w lewo, zatrzymując
samochód na przyulicznym miejscu parkingowym. Słysząc, jak drzwi się
odblokowują, Sakura otworzyła je i zwymiotowała na krawężnik.
Raz.
Drugi.
Trzeci.
Starała
się wymazać z pamięci ostatnie wspomnienie o bracie. Nie chciała tego pamiętać.
Było o wiele więcej pozytywniejszych wspomnień wartych uwagi. Zacisnęła mocno
powieki, próbując zatamować zbierające się pomału łzy.
To
tylko nerwy, powtarzała sobie, próbując powstrzymać się przed kolejną falą
konwulsji. Nie spodziewała się takiej reakcji na targające nią od środka nerwy,
które stopniowo zaczynały przejmować nad nią kontrolę. Pomału poddawała się,
pozwalając negatywnym uczuciom decydowaćza nią samą. Nie widziała innego
wyjścia. Będąc pewna, że nie zwymiotuje kolejny raz zatrzasnęła drzwi opierając
się wygodnie o skórzane oparcie. Siedząca z tyłu Ino podała jej paczkę
chusteczek i na wpół pełną butelkę wody, za co była jej niezmiernie wdzięczna.
Ostatnimi
dniami coraz bardziej stwierdzała, że powrót do Konoha był błędem. Gdyby tylko
została w Kyoto z Miyavim i odmówiła chęci na apelację, Daichi nadal by żył.
Wystarczyła zaledwie jedna decyzja by przekreślić przyszłość jej zaledwie
ośmioletniego brata, który miał jeszcze całe życie przed sobą. Jeśli tylko podróże
w czasie były możliwe, nie zawahałaby się cofnąć wskazówek zegara do
odpowiedniego momentu. Mimo, że była gotowa do zrobienia wszystkiego, aby tylko
uratować brata, była bezsilna. Spóźnła się i już nic nie mogła na to poradzić..
Tylko
dlaczego, kiedy spoglądała na Sasuke, zaczynały doskwierać jej wyrzuty
sumienia? Tak jak teraz, gdy przyglądał jej się z dziwnie łagodnym spojrzeniem,
które niemo dopytywało, czy czuje się lepiej. Sasuke nie odważyłby się spytać,
czy wszystko w porządku, gdyż odpowiedź była aż nad to znana. Nic nie było w
porządku i raczej nie prędko będzie; jeśli w ogóle. Delikatnie skinęła głową,
niekontrolowanie zaciskając różowe usta w długiej, prostej linii.
Sasuke
ponownie wprowadził samochód w ruch, kierując się w stronę znajdującego się
nieopodal sądu.
Będąc
na ostatniej prostej, próbowała się wyciszyć, wyłączyć na zewnętrzny świat, by
tylko nie myśleć o tym, co ją dziś czeka. Widząc rozprzestrzeniający się przed
nią gmach sądu, poczuła ogarniający ją strach. Nienawidziła tego uczucia, tej
pieprzonej bezradności i niemocy w ukierunkowaniu własnego losu. Wkurzało ją,
że była zdana na osoby trzecie i nie mogła nic z tym zrobić. Wystarczyło
zaledwie kilka błędów z przeszłości, by przestała sama o sobie decydować. Nie
raz tego żałowała i będzie żałować jeszcze długo, jeśli nei do końca życia.
—
Jesteśmy — odezwał się nagle Sasuke.
Z
trwogą podążała za przyjaciółką i Sasuke, cały czas starając utrzymać pusty
umysł. Nie było to proste zadanie, które pokonałaby bez problemu. Na jej drodze
stało wiele życiowych przeszkód: Lily, Miyavi i uczucia, jakimi niegdyś go
darzyła; Makuro, Hachiro, Daichi i wreszcie rodzina Sasuke. Starała się wznieść
mentalną blokadę, która spowodobałaby, że chociaż przez chwilę cieszyłaby się
błogim stanem niemyślenia.
Chciała,
by ten dzień się już skończył. Chciała wreszcie dowiedzieć się, jaki los ją
czekał.
Podczas
spotkania z Kakashim starała skupić się całkowicie na obecnych sprawach. Za
wszelką cenę próbowała zarazić się entuzjazmem przyjaciółki, która przez cały
czas powtarzała, że wszystko będzie dobrze i że za kilka godzin z lekkim sercem
będzie mogła wrócić do domu. Ona sama podchodziła do tego sceptycznie i z dużą
ostrożnością - nie chciała się później zawieść. Ostatnimi dniami sztrzępki
nadziei, jktórej dotychczas kurczowo się trzymała, zostały brutalnie wyrwane z
jej dłoni, pozostawiając zaledwie kilka nici. Nie potrafiła spoglądać w
przyszłość radośnie, tak jak reszta otaczających ją ludzi. Na to potrzebowała o
wiele więcej czasu.
Po
chwili Kakashi zadał ostatnie pytanie skierowane do Sakury przed rozpoczęciem
rozprawy:
— Na
pewno chcesz być obecna na sali?
Dwa
dni temu zmieniła decyzję odnośnie prośby jaką zadała prawnikom w dniu śmierci
Daichiego. Początkowo bała się stanąć twarzą w twarz z Miyavim, jego bratem,
prokuratorem i adwokatem, którzy w dwójkę bronili delikwentów bez najmniejszych
wyrzutów sumienia. Jednak ostatnio zmieniła zdanie. Nie zamierzała dawać
Miyaviemu żadnej satysfakcji z wyrządzonych jej krzywd. Gdyby w strachu przed
nim schowała się w osobnym pokoju pod kluczem, Miyavi wiedziałby, że
skapitulowała, a on sam wygrał, pogrążając ją na całe życie.
— Tak
— odpowiedziała stanowczo, nie wahając się ani przez chwilę. Nie zamierzała
kolejny raz zmieniać zdania w tej kwestii. Będzie obecna na sali i będzie
zeznawać przed wszystkimi, nie ważne co się wydarzy.
—
Mogę z nią porozmawiać na osobności? — odezwał się niespodziewanie Sasuke,
który przez całą drogę do sądu milczał.
Sakura
odwróciła głowę za siebie, rzucając mu pytające spojrzenie. Rozprawa
rozpoczynała się lada moment, nie było czasu na kolejne rozmowy, wystarczyło,
że prawie godzinę Kakashi mówił jej, co ma robić, a czego pod żadnym pozorem
nie robić. Czuła się trochę jak podczas ostatniego wykładu przed egzaminami,
gdy to wykładowca uświadamiał swoim studentom, jakich błędów nie popełniać. To
jednak było o wiele ważniejsze niż zwykła sesja, Sakura zdawała sobie sprawę,
że wystarczy jedno poślizgnięcie z jej strony, a wszystkie starania jej
prawników mogą pójść na marne.
—
Tylko pięć minut — dodał Sasuke, widząc, jak Sakura zamierza odmówić.
Nie
chodziło o to, że nie chciała z nim rozmawiać, bo chciała, ale czas był obecnie
ich wrogiem.
Kakashi
odchylił krawędź mankietu, spoglądając na znajdujący się na nadgarstku
kosztowny zegarek.
—
Pięć minut i ani sekundy dłużej — powiedział Hatake, kierując się do wyjścia z
przydzielonej im sali w sądzie. — Będziemy czekać na korytarzu — poinformował
ich, znikając wraz z Yamato i Ino za drzwiami.
— Co
jest? — spytała Sakura, wstając z wygodnego fotela.
—
Dlaczego zmieniłaś zdanie co do obecności na sali? Mogłaś spędzić całą rozprawę
w tym pokoju z kamerą, nie musząc znajdować się w jego obecności.
Dla
Sasuke nie było zagadką, dlaczego Sakura wyszła z taką prośbą w pierwszej
kolejności. Zwłaszcza, kiedy niejednokrotnie był świadkiem jej nocnych
koszmarów. Sądził, że to była bardzo dobra decyzja z jej strony, do momentu jej
zmienienia przed kilkoma dniami. Był cierpliwy i nie dociekał wcześniej dlaczego,
spodziewając się, że dzisiaj ponownie poprosi o nieobecność na sali. Jednak tym
razem go zaskoczyła, a dawno już tego nie robiła.
Pomału
uniosła głowę, podchodząc do niego małymi krokami. Zawdzięczała mu naprawdę
dużo.
— Po
prostu… — wzięła głębszy oddech, — nie chcę dłużej się bać.
Sasuke
zlustrował jej bladą twarz. Poniekąd rozumiał ją, ale nie wiedział, czy zdawała
sobie sprawę z tego, co będzie musiała przejść na sali sądowej. Chcąc przestać
drżeć na samo wspomnienie Miyaviego najpierw będzie zmuszona przejść przez
piekło.
—
Siedząc przy Kakashim i gdy będziesz zeznawać obierz sobie punkt na sali, jeśli
nie będziesz w stanie znieść jego obecności — powiedział, dłonią łapiąc się za
kark. Przeczuwał, że Sakura odbierze jego słowa w złym kontekście i nie mylił
się.
—
Wątpisz we mnie? — zapytała zgryźliwie, marszcząc nos.
Westchnął
ciężko, wpatrując się w jej zezłoszczoną twarz.
—
Jeśli mi ufasz, to jak mam w ciebie wątpić?
Ani
razu w niego nie zwątpiła, od kiedy przyznała się co do ufności względem niego.
Cały czas mu ufała. Jedynie była troszku zła, gdy nie było go przy niej w
szpitalu, ale Sasuke miał dobry powód, który postanowiła zaakceptować.
—
Pamiętaj tylko, co ci właśnie powiedziałem — powiedział, nim Sakura zdążyła
odpowiedzieć na jego ciche, krótkie pytanie.
Chciała
zatrzymać go, kiedy zaczął się od niej oddalać, ale wnet po pokoju rozeszło się
stonowane stuknięcie w drzwi, a następnie Kakashi wszedł do środka informując,
że już pora.
Bała
się, lecz wiedziała, a wręcz błagała w duchu, by był to ostatni dzień
przepełniony mrożącym krew w żyłach strachem.
Na
salę rozpraw numer cztery weszła pełna nerwów i obaw. Nie chciała, by były to
jej ostatnie godziny wolności przed kilkuletnią odsiadką. W najlepszym wypadku
mogła dostać pięć lat, w najgorszym - dziesięć, jeśli poprzedni skazujący wyrok
zostanie podtrzymany. Krocząc w kierunku ławy oskarżonych, nie omieszkała
dostrzec, że strona oskarżająca nie zajęła jeszcze swojego miejsca, co przyjęła
z ogromną ulgą. Im krócej będzie zmuszona siedzieć w jednym pomieszczeniu z nim,
tym lepiej. Jednak ulga po krótkiej chwili zamieniła się w trwogę dostrzegając,
kto już zajmował miejsce wśród obecnych na sali. Stopniowo zwalniała kroku,
obserwując skamieniały wyraz twarzy brata Miyaviego, który uważnie jej się
przypatrywał. Nie kpił z niej tak jak wcześniej, ba, nie wyglądał nawet, jakby
chciało mu się z nią bawić w kotka i myszkę jak dotychczas. Makuro kipiał
wściekłością, a jego zagryzione wargi i nieprzychylne spojrzenie wyraźnie jej o
tym mówiły. To była jej ostatnia szansa, by móc powrócić w łaski braci Mori,
ale ona nie zamierzała tego robić i miała wrażenie, że Makuro doskonale zdawał
sobie z tego sprawę.
Czując
dłoń na ramieniu zerknęła za siebie pytająco, krzyżując spojrzenie z Sasuke.
—
Powiedziałaś rodzicom? — zapytał szeptem, tuż po nachyleniu się nad jej uchem.
—
Hm? — mruknęła oniemiała.
Bliskość
Sasuke nadal działała na nią tak samo jak pierwszego dnia. Pomimo czasu, który
upłynął od ich (nie)fortunnego spotkania, wciąż potrafiła zapomnieć o
otaczającycm ją świecie na ułamek sekundy.
—
O ślubie — powiedział cicho wprost do jej ucha.
Sakura
ściągnęła ze sobą brwi oddalając się od niego o pół kroku, po czym pokręciła
przecząco głową. Zaskoczyło ją, że Sasuke teraz podjął temat ich prawdopodobnie
pochopnie podjętej przed tygodniem decyzji. Teraz mieli o jedno zmartwienie
więcej i tym razem dotyczyło ich oboje.
Widziała,
jak wzdycha ciężko, spoglądając na nią dziwnie zagadkowym spojrzeniem. Ponownie
zmniejszył dzielącą ich odległość i tak jak chwilę temu nachylił się nad nią,
by tylko ona mogła usłyszeć, co miał jej do powiedzenia.
—
Powiedz im teraz. Kakashi zapomniał Ci wspomnieć, że zostaniesz przedstawiona
aktualnym nazwiskiem — oznajmił z nutką niepokoju w głosie. - Ma nadzieję
utrzeć tym nosa Madarze od samego początku.
Jej
rodzice byli już obecni na sali - zobaczyła ich od razu po przekroczeniu progu,
siedzących z Ino i rozmawiająych o czymś w ciszy. Sakura nie wątpiła, że to jej
przyjaciółka starała się podtrzymywać rozmowę, by chociaż na chwilę zająć im
czymś innym niż martwieniem się o jedyne teraz dziecko.
Przestraszona
spojrzała w stronę rodziców, którzy nadal nie zauważyli jej obecności. Nie była
przygotowana na wyznanie im głupstwa, jakie popełniła z Sasuke, sądząc, że są w
stanie pomóc Daichiemu. Mylily się. Oboje.
—
Dasz radę — usłyszała jeszcze, ale od razu zwątpiła w swoje możliwości.
Była
tchórzem.
Nie
wiedziała, jak ma im to powiedzieć, a co więcej obawiała się, że po raz kolejny
zawiedzie rodziców.
Co
będzie, to będzie, pomyślała, wznawiając kroku w kierunku przygotowujących
się do rozprawy Kakashiego i Yamato.
—
Sakura — usłyszała za sobą ostrzegawczy głos Sasuke, ale tym razem go
zignorowała. Nie była w stanie stanąć twarzą w twarz z rodzicami i powiedzieć
im, że od ponad tygodnia jest żoną Sasuke. Nie posiadała w sobie
wystarczających pokładów odwagi, jedyne co mogła zrobić, to przeprosić ich po
fakcie.
Bez
słowa zajęła swoje miejsce po lewej stronie Kakashiego, wpatrując się ze
spuszczonym wzrokiem w mahoniowy blat.
—
Jakieś wieści od Itachiego? — Słysząc głos Yamato, który zwrócił się do Sasuke,
zerknęłą kątem oka ku nim.
Sasuke
zaprzeczył.
Chłopak
Ino już kilka dni temu opuścił Konohę i nawet jej przyjaciółka nie chciała jej
powiedzieć, gdzie tak nagle zniknął. Nie uważała tego za ważny aspekt, aż do
teraz.
—
Itachi? — spytała niepewnie, śledząc wzrokiem prawników i prawnego męża.
—
Przyjdzie — zapewnił swojego wykładowcę Sasuke.
Nie rozumiała, dlaczego tak nagle pojawił
się temat Itachiego.
—
Spokojnie — próbował uspokoić ją Yamato, dostrzegając jej zdziwiony wyraz
twarzy. — Nie masz się czym martwić.
Sakura
jednak nie była do końca przekonana, miała dziwne przeczucie co do nieobecności
chłopaka Ino. Problem polegał w tym, że nie była pewna, w jaki sposób
zdefiniować to, co teraz czuje. Nie była pewna czy były to złe, czy może w
małym stopniu dobre odczucia.
Ku
jej niezadowoleniu Sasuke musiał zająć miejsce wśród innych obserwującyh, gdy
własnie do sali wkroczył Madara i Obito, a przez osobne drzwi przeszła dumnie
sędzina w młodym jak na ten zawód wieku. Nie minęła chwila, a i Miyavi pojawił
się w obecności dwóch prowadzonych go funkcjonariuszy. Od kiedy tylko został
aresztowany w sprawie jej pobicia, opuścił areszt zaledwie dwa razy. Raz, gdy
został przeniesiony do tymczasowego wiezięnia, oczekując rozprawy w sprawie jej
pobicia; dwa, gdy właśnie został przetransportowany do sądu. Mimo ogromnej
satysfakcji, nie zniosła patrzenia na niego dłużej niż kilka sekund. Miyavi nie
był wart jej uwagi. Pech jedynie chciał, że musiał siedzieć tuż naprzeciw niej.
Wzięła
głębszy oddech, czując na sobie nie tylko wściekłe spojrzenie braci Mori jak i
pytający wzrok sędziny.
—
Czy pańska klienkta, panie Hatake, nie miała mojego pozwolenia na nieobecność
na sali rozpraw, biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności? — sędzina zwróciła
się do Kakashiego, który od razu wstał z krzesła.
—
Dostała, wysoki sądzie, to prawda. Lecz moja klientka postanowiła osobiście
uczestniczyć w rozprawie zamiast zeznawać z osobnej sali.
Kobieta
skinęła porozumiewawczo głową.
—
Czy jest w pełni świadoma tego, że gdy rozpocznę rozprawę, nie będzie mogła jej
opuścić aż do samego jej zakończenia? — dopytywała, ani na chwilę nie ściagając
swojego przenikliwego spojrzenia z Sakury.
Czując,
jak Yamato popycha ją delikatnie, Sakura podniosła się z krzesła odwracając się
w stronę sędziny.
—
Tak, wysoki sądzie. Jestem tego świadoma.
Kobieta,
nie potrzebując więcej informacji, machnęła dłonią, by oboje z powrotem zajęli
swoje miejsca.
—
Rozpoczynam rozprawę apelacyjną wytoczoną przez Panią Sakurę Uchiha wobec
prowadzonego postępowania karnego przeciwko Panu Miyaviemu Mori i
reprezentujących go prokuratorów Madary Uchiha i Obito Uchiha.
Kącik
ust Sakury uniósł się zadziornie, widząc jak twarz jej byłego chłopaka blednie
nagle, a wuj Sasuke podnosi się pomału z krzesła.
—
Przepraszam, wysoki sądzie, ale czy nie zaszła jakaś pomyłka? — zapytał
donośnym barytonem Madara, starając się nie urazić kobiety, która przewodziła
dzisiejszą rozprawą.
Sędzia
odłożyła papiery na blat, przenosząc wzrok na Madarę, na którego spoglądała
spod uniesionych wysoko brwi.
—
Insynuujesz mi przejęzyczenie, Madara? — spytała złośliwie. — Nie wnikam w j
wasze sprawy rodzinne. Postępowaie toczy się zgodnie ze stanem faktycznym i
aktualnym stanem cywilnym oskarżonej. Wszelkie protesty i wątpliwości proszę
rozwiązać na drodze osobistej — powiedziała hardo.
Sakura
nie wiedziała, czy to były tylko jej przywidzenia, czy rzeczywiście wydawało
jej się, że w przeszłości pomiędzy tą dwójką dochodziło do spięć na sali
sądowej. I chyba się nie myliła, słysząc, jak Kakashi prycha pod nosem z
zadowolenia. Z przygryzioną wargą wychyliła się lekko i przekręciła głowę
niepewnie w stronę rodziców.
Tak
samo jak i Miyavi byli bladzi, jeszcze nie dochodziło do nich to, co właśnie
usłyszeli. Szepnęła do nich nieme przepraszam. Widziała, jak Ino mówiła
po cichu do jej rodziców, możliwe, że starając się ich uspokoić, może i
nawet wyjaśnić, dlaczego Sakura postapiła w taki sposób, nic im nie mówiąc.
Lecz teraz powód nie miał znaczenia, na marne trudzili się dla Daichiego.
Wodząc wzrokiem, kilka krzesełek dalej dostrzegła Sasuke. Jeszcze nigdy go
takiego nie widziała. Był zadowolony, a wręcz pałał dumą, świdrując wzrokiem
starszego brata swojego zmarłego ojca i Miyaviego. Wyglądał, jakby miał się im
zaraz zaśmiać prosto w twarz i wcale się z tym nie krył.
Natomiast
obaj bracia Mori i Madara wyglądali jakby zaraz mieli wybuchnąć. Madara
wiedział, że ich nazwisko wraz z tą rozprawą zostanie splamione. Spokój, którym
emanowali jej prawnicy tyczył się także Obito, czego się niespodziewała.
Zdawała sobie sprawę, że Rin była jego żoną, ale nie sądziła, że choć w
najmniejszym stopniu, ktoś będzie w stanie na niego wpłynąć. Czuła się
niedoinformowana, jakby nie wszystkie informacje odnośnie przebiegu rozprawy
zostały jej przekazane. Ale teraz było już za późno na jakiekolwiek pytania.
Madara
w żaden sposób nie kwestionował słów sędziny, zwłaszcza po dostrzeżeniu
zadziornego uśmieszku na twarzy swojego bratanka.
Sędzia
nie chcąc tracić więcej czasu przeszła za zgodą obu stron do przypomnienia
materiałów dowodowych. Prokuratorowi nie spodobał się jednak fakt, gdy po tym
jak protokalantka zakończyła wymieniać dowody świadczące o winie Sakury,
Kakashi wstał i poprosił o dodanie jej pamiętnika wraz z ekspertyzą psychologa
i grafologa.
—
Zgłaszam sprzeciw, wysoki sądzie. Tak banalne materiały jak pamiętnik łatwo
mogą zostać sfałszowane, zarówno jak i opinia grafologa. Nie dość, że wiąże się
z nm tak wiele istotnych wątpliwości, to nie sądze, że nie wniesie wiele do
rozprawy.
—
Z całym szacunkiem, wysoki sądzie, ale w poprzednich rozprawach za każdym
razem, kiedy mój poprzednik powoływał się nowy dowód, prokurator Madara zawsze
zgłaszał sprzeciw. Mógłbym wyliczać w nieskończoność odrzucone dowody, ale
biorąc pod uwagę czas napomknę jedynie o kilku najważniejszych, takich jak
powypadkowy raport medyczny, analizję psychologiczną, opinię wykładowców z
uniwersytetu w Kyoto i wiele, wiele innych, tym samym uniemożliwiając rzetelną
obronę mojej klientce, która przyznaje się do spowodowania wypadku
samochodowego. Moja klientka chce odpokutować swoją winę i odbyć odpowiednią,
sprawiedliwie orzeczoną karę za ten zarzut. Jednak co do reszty postanowianych
jej oskarżeń się nie przyznaje, a ja wierzę, że nie zrobiła świadomie tego, co
zostaje jej zarzucone. I nie mówię tego tylko i wyłącznie jako prawnik, ale
również jako człowiek przekonany o prawdomówności Pani Sakury Uchiha. Dlatego
proszę wysoki sąd o dopuszczenie choć tego jednego dowodu, którym ta młoda
kobieta mogłaby się obronić.
Sędzina
oparła się wygodnie o swój duży fotel, dumając nad dwiema różnymi opiniami,
które właśnie usłyszała.
—
Pokaż mi to, Hatake — odezwała się po chwili, wystawiając ku niemu
zniecierpliwioną dłoń.
Kakashi
nie mógł być bardziej zadowolony z wypowiedzianych przez kobietę słów.
Po
kilku minutowej analizie dokumentów ekspertyzy przeprowadzonej przez grafologa
i psychologa, sędzia ponownie poddała się zamyśleniu, by następnie oznajmić, że
dopuszcza dowód, który następnie został przekazany Madarze do inspekcji.
Sakura
chwilowo odetchnęłą z ulgą; udało im się pokonać pierwszą z wielu przeszkód
dzisiejszego dnia. Jednak to nie był jeszcze koniec, najtrudniejsza część była
jeszcze przed nimi, a ona sama obawiała się składania zeznań własnego i innych.
Jako
pierwszy został powołany poszkodowany, któremu nawet na rozprawę nie
zostały ściągnięte kajdanki. Madara starał się interweniować, chcąc, by zaznał
trochę godności w tym cyrku, jak sam powiedział. Jednak jego działania
natychmiast zostały udaremnione przez Kakashiego pokazującego sędzinie raport
dwóch detektywów z aresztowania Miyaviego, a także zakaz zbliżania się do
Sakury. Na wszelki wypadek sędzina zabroniła ściągania kajdanków.
Oczywiście
jak przyszło co do czego, Madara przesłuchiwał Miyaviego w sposób, który w
mniemaniu Sakury pozwalał na wiele do życzenia. Używał takiej samej taktyki jak
w Kyoto, a Miyavi grał głupca, że nigdy o niczym nie wiedział. Nie zdawał sobie
sprawy, że Lily brała narkotyki od Sakury, że te same substancje
znajdują się w samochodzie, jaki jej podarował, a następnie rozbiła przez
targające nią poczucie winy. Wszystkie słowa, gesty i emocje Miyavego na sali
rozpraw były niczym deja vu z Kyoto. Miyavi nie wysilał się za bardzo, nie
mając wątpliwości co do tego, kto wyjdzie wolno z sądu. W tej chwili Sakura
zapragnęła wygrać jeszcze bardziej. Nie zamierzała poddawać się bez boju,
pomimo iż nie była w stanie na niego patrzeć. Za każdym razem, gdy próbowała
spojrzeć w oczy swojemu oprawcy, czuła nawrót mdłości. Tak jak radził jej
Sasuke, obrała sobie punkt na sali, w jaki bez przerwy się wpatrywała, przy
okazji nie wyglądając jak osoba niezainteresowana swoim losem.
Miyavi
wypadł perfekcyjnie w roli ofiary. Kiedy przyszła jednak pora na Obito, by
przesłuchał własnego klienta, wstał zwracając się do sędziny:
—
Nie mam pytań. Oddaję świadka powodowi.
Sakura
w zdziwieniu spojrzała na swoich prawników, którzy od razu przejęli pałeczkę.
Kakashi wyszedł na wokandę sądową, stając twarzą w twarz z Miyavim Mori. Kątem
oka dostrzegła niezadowolenie Madary względem swojego brata, wyraźnie nie tak
się umawiali.
—
A więc, żeby była jasność. Nie wypierasz się niczego, co zeznałeś przed
kilkunastoma miesiącami? Nadal twierdzisz, że nie miałeś nic wspólnego ze
śmiercią panny Lily Huggins?
—
Nie.
Bezpośrednio
może i nie, pomyślała Sakura. Co do tego nie miała wątpliwości. To Makuro
dostarczał narkotyki jej niewinnej Lily tak, by nikt nigdy się nie domyślił. I
nikt nawet nie przypuszczał, co działo się za tą radosną osóbką, gdy nikt nie
patrzył. Mimo wszystko Miyavi wiedział o wszystkim. Pomiędzy braćmi Mori nigdy
nie było żadnych tajemnic.
—
Jak sądzisz, dlaczego Sakura nie wspomniała w swoim pamiętniku o prezencie,
jaki jej sprawiłeś?
Madara
przygotował go do odpowiedzi lepiej niż w Kyoto. Gdyby sama nie znała prawdy,
głupia też by mu uwierzyła. Zresztą, nie miała wątpliwości, że Miyavi potrafił
kłamać jak z nut. Doskonale się już o tym przekonała dawno temu. Jednak słysząc
kłamstwo za kłamstwem, złość zaczęła w niej wzbierać jak woda w korycie po
deszczu. Nie wiedziała, dlaczego jeszcze przed chwilą sądziła, że chociaż raz
Miyavi zacznie mówić prawdę. Ale to były zaledwie złudzenia i po raz kolejny
Mori po prostu ją rozczarował. Słysząc, jak odpowiada na pytanie Kakashiego,
mówiąc, że pewnie zapomniała z ekscytacji wpisać takiej wzmianki, miała ochotę
się zaśmiać. Jedyne stwierdzenie, że nie wiedział o istnieniu pamiętnika, było
prawdziwe. Sakura nie miała wątpliwości, że gdyby on bądź Makuro zdawali sobie
sprawę, że praktycznie codziennie spisywała wszystko, co jej ślina na język
przyniesie, tego pamiętnika już dawno by nie było. Ani Miyavi, ani Madara nie
zdawali sobie sprawy z całej treści pamiętnika, którego skopiowane kartki
Madara przerzucał właśnie pośpiesznie, by dowiedzieć się jak najwięcej z tego,
co zdażyła zapisać.
—
Twoje zeznania przeczą zapiskom mojej klientki — powiedział spokojnie Kakashi
po wysłuchaniu wszystkich kłamstw Miyaviego.
—
Sprzeciw, wysoki sąd....
—
Strona pięćdziesiąta piąta z pamiętnika dziewczyny. — Hatake podniósł głos,
spoglądając w stronę prokuratora, nim ten zdążył wnieść protest, który i tak
zostałby oddalony. Sędzina machnięciem ręki kazała Kakashiemu kontynuować.
Sakura
zamknęła powieki i wyciszyła się, nie chcąc po raz kolejny słuchać słów, jakie
zapisała na kartkach zeszytu, mimo iż ten wpis nie należał do najgorszych. Ten
etap nadal był przed nimi.
Prawnik
przeczytał wszystkim zebranym wpis na pół strony informujący ich o zakupieniu
przez Miyaviego nowego samochodu, którym był bardzo podekscytowany. Nie było
jednak żadnej wzmianki, że pojechała z nimi go odebrać, ani że to był samochód
dla niej. Nic takiego tam nie było, bo i też nie miało miejsca. Samochód nie
był jej. Nie podpisywała nawet niczego, tego była pewna.
Zanim
Kakashi dał możliwość Miyaviemu skomentowania jej wpisu, przedstawił sędzi,
prokuratorowi i obrońcy kolejny dowód w sprawie: dokumenty, jakie wykradł
Sasuke wraz z Hachiro.
—
Papiery, które mam w swoim posiadaniu potwierdzają zeznania mojej klientki, że
samochód nie należał do niej. Na obu papierach zakupu i zarejestrowania był
podpis z nazwiskiem Mori. To tyczy się również ubezpieczenia samochodu —
oznajmił, wręczając sędzinie ważne dokumenty. — Jeśli mogę jeszcze dodać, te
dokumenty w poprzednich rozprawach były uznane za zaginione, gdy w
rzeczywistości cały czas znajdowały się u dealera samochodowego, ubezpieczalni
i w rejestrze samochodów. Lecz z jakiegoś powodu były utajnione.
Strona
Sakury wiedziała, że słowa Kakashiego nie mogły zostać poddane sprzeciwowi, bo
wtedy sędzina mogłaby bardziej wnikać, dlaczego tak ważne dokumenty nie zostały
znalezione na czas poprzednich rozpraw.
—
Jakiś komentarz, panie prokuratorze? — spytała sędzia, tuż po potwierdzeniu
autentyczności papierów.
—
Nie, wysoki sądzie — odpowiedział Madara butnie.
Po
zadaniu temu samego pytania Obito, jego odpowiedź była taka sama, jak jego
brata. Najmłodszy wuj Sasuke nie udzielał się tak bardzo podczas rozprawy
jak Madara, który co chwilę próbował sprzeciwić się pytaniom i opiniom
Kakashiego - bezskutecznie.
—
Czy są jeszcze jakieś pytania? — zapytała sędzina jej obrońce.
—
Jeszcze chwilka, wysoki sądzie — odparł Kakashi, po czym ponownie zwrócił się
ku Miyaviemu. — Powiedz mi, Miyavi, jak się czułeś, zmuszając własną dziewczynę
do produkowania wam narkotyków po tym, jak wasz dotychczasowy chemik okazał
się… Jak to określić, bezużyteczny?
Pierwszy
raz od bardzo dawna Sakura była w stanie dostrzec na twarzy Miyaviego oznaki
obawy. Może i jeszcze się nie bał, bo póki co nie miał czego, ale za to Sakura
wiedziała, że od teraz to było nieuniknione. Kakashi ujawnił właśnie
informacje, o których nie było mowy podczas rozpraw w Kyoto. Nikt o tym nie
wiedział. Nawet siedzący na sali rozpraw jej rodzice.
Po
sali rozeszło się poruszenie wśród zebranych na te wieści. Wtedy też zaczęło
się zamieszanie na wokandzie sądowniczej. Madara próbował zgłaszać sprzeciw
głośnym barytonem, Kakashi niczym z karabinu strzelał pytaniem za pytaniem w
stronę Miyaviego, który za wszelką cenę próbował nawiązać kontakt wzrokowy ze
swoim obrońcą i prokuratorem.
Bam!
—
Czym ją zastraszyłeś?
Bam!
—
Nie było ci głupio?
Bam
—
Długo miałeś ją na oku?
Bam.
—
Dlatego się nią zainteresowałeś? Bo studiowała medycynę i bardzo dobrze znała się
na chemii?
Bam!
Bam! Bam! Bam! Bam! Bam! BAM!
—
Może wreszcie zaczniesz mówić prawdę i powiesz wszystkim, jak bardzo
wykorzystywałeś wtedy swoją dziewczynę! W co ją wciągnąłeś dzięki kilku słodkim
kłamstwom i wyznaniom miłosnym, w które tak szczerze wierzyła jako
zafascynowana nieznanym nastolatka! Czas na prawdę, Miyavi! Przyznaj się, że
specjalnie wybrałeś właśnie ją, że od samego początku miałeś dla niej tylko
jeden cel, że wciągnąłeś ją w to wszystko z premedytacją, po czym porzuciłeś i
odwróciłeś się, całą winę zrzucając na nią!
—
Zamknij kurwa morde! — wybuchł Miyavi, chwytając się za głowę.
Krzyk
byłego chłopaka doprowadził Sakurę do podskoku w miejscu, a jej oczy
otworzyły się szeroko w strachu, przypominając sobie ich wcześniejszą konfrontację.
Wtedy też krzyczał, wrzeszczał, przeklinał, bił. Niechciane wspomienia
powróciły do niej, a strach ponownie zaczął w niej wzrastać. Zacisnęła mocniej
spocone dłonie na podramiennikach, zaczynając chaotycznie rozglądać się po
sali.
Starała
się pamiętać słowa Sasuke, mówiące jej o punkcie na sali. Ale ciężko było jej
skupić wzrok w jednym miejscu na dłużej niż dwie sekundy. Aż wreszcie
odetchnęła widząc jak kare tęczówki bacznie przyglądają jej się zza drewnianej
balustrady. Wiedział, że coś było nie tak; widziała to w jego oczach.
Jego
usta ułożyły się w niemy szept, wypowiadający jedno słowo.
O
d d y c h a j.
To
nie była prośba.
To
był ostry rozkaz, który zamierzała posłusznie wykonać.
Wzięła
jeden większy oddech, a za nim drugi i kolejny.
—
Gówno wiesz! — krzyczał rozjuszony Miyavi z wściekłością spoglądając na
prawnika spode łba. — Kochałem ją! Ale ona to spieprzyła! Stchórzyła jak zwykła
suka! Zostawiła mnie! Po czym wybrała innego skurwysyna! To wszystko jest jej
wina! Wszystko! — wysyczał z jadem. — Niech cierpi, suka.
Starała
się nie słuchać oszczerstw Miyaviego, ale pomimo bariery, jaką sobie postawiła
i tak jego słowa do niej docierały i, jak zawsze, bolały.
Sasuke
nachylił się, opierając zgięte łokcie na kolanach i wpatrując się w nią
uważnie. Nie chciał, by teraz spanikowała. Nie mogła pozwolić sobie na to.
Jeśli tylko wpadałaby w niekontrolowaną panikę, rozprawa zostałaby albo
wstrzymana, albo w co najgorszym wypadku przesunięta na zupełnie inny termin. A
tak nie mogło sie stać. Madara nie mógł mieć jeszcze kilku dni to knucia swoich
intryg. To byłaby dla niego zbyt wielka okazja.
Jej
tęczówki drgały niepewnie, nawet z odległości był w stanie to dostrzec. Bała
się, ale nawet na chwilę nie odważyła się spojrzeć gdzie indziej niż na niego
samego. On również się bał. Bał się, że Sakura pęknie za chwilę jeszcze
bardziej. Nie była to rzecz na jego liście życzeń.
Nagle
tuż za nic nieświadomym Sasuke, Sakura dostrzegła jego brata z ponurym wyrazem
twarzy. Nie był on jednak sam, towarzyszyła mu kobieta, której nigdy wcześniej
nie widziała na oczy.
Czarne,
proste włosy do ramion i te oczy, tego samego koloru co dwójki braci. Od razu
wiedziała, że był to ktoś z rodziny Uchiha. Nie miała co do tego ani cienia
wątpliwości.
Kobieta
nie zajęła miejsca pośród zebranych na sali osób. Jej kroki coraz bardziej
przybliżały ją ku sądowej wokandzie, gdzie Miyavi przekrzykiwał się bez przerwy
z Kakashim i Madarą.
—
C i s z a !!! — krzyknęła na cały głos sędzina, uderzając sądowym młotkiem raz
po raz. - Panie Mori, przywołuję Pana do porządku i obarczam Pana grzywną w
wysokości dwustu tysięcy yenów za zakłócanie przebiegu rozprawy!
Kakashi
będąc zadowolonym z poruszenia, jakie rozpętało się na sali podczas końcowego,
agresywnego przesłuchania Miyaviego. Stopniowo i reszta zaczęła się uspokajać,
przywracając poprzedni stan ciszy, jaki panował na sali, nim Kakashi
zaczął zadawać kłopotliwe pytania.
Sędzina
przechyliła delikatnie głowę z kontemplacją spoglądając na nowo co przybyłe
osoby. Mimo iż Sakura nie znała jej przed rozprawą od razu dostrzegła to
zaskoczenie na twarzy kobiety siedzącej na piedestale. Lecz to nie ona jako
pierwsza się odezwała, a prokurator, który ostatnimi miesiącami uprzykrzał jej
życie.
—
Co ty tu robisz? — zapytał z wrogością kobiety stojącej obok Itachiego.
Ona
jednak nie przejeła się jego obecnością, jakby w ogóle go tutaj nie było.
—
Przepraszam za to najście, ale nie miałam innego wyboru, wysoki sądzie —
powiedziała ze stoickim spokojem nieznajoma.
Sędzia
nachyliła się nad swoim miejscem pracy, uważnie przyglądając się towarzyszce
Itachiego. — W takim razie, co zmusiło panią prokurator generalną do przerwania
trwającej rozprawy? — zapytała z nutką irytacji w swoim głosie, lecz
kruczowłosa i tym się nie przejęła.
Prokurator
generalna?! - krzyknęło alter ego Sakury, a jej samej oczy
rozszerzyły się w szoku. Powróciła wzrokiem na Sasuke, który tak samo jak ona
wpatrywał się niczym zahipnotyzowany w kobietę. Sakura miała dziwne przeczucie
co do jej tożsamości, ale chciała się mylić.
Nie
chciała w takich okolicznościach poznawać matki Sasuke. Przełknęła w
dyskomforcie ślinę w gardle, próbując schować się w krześle. Chciała stać się
niewidzialna.
—
Mogę podejść? — spytała.
Kobieta
siedząca na piedestale skinęła głowa, obserwując jak prokurator generalna
podchodzi ku niej.
—
Mikoto — syknął ostrzegawczo Madara, prostując się.
Kruczowłosa
spojrzała na swojeo szwagra, podając w międzyczasie sędzinie pojedynczy
dokument.
Nie
minęła chwila a sędzia rozporządziła pietnastominutową przerwę, podczas której
musi omówić coś z Madarą, Obito, Kakashim i Mikoto Uchiha. Kiedy tylko cała
piątka opuściła salę, ponownie pojawiło się poruszenie.
— O
co chodzi? — zapytała pośpiesznie Sakura siedzącego tuż obok niej Yamato.
Po
drugiej stronie Miyavi również konstulował się z resztą swojej prawniczej
świty, na których czele stała dwójka wujów Sasuke.
Yamato
wziął głębszy wdech, po czym nachylił się nad uchem Sakury. To, co miał do
powiedzenia, było przeznaczone tylko i wyłącznie dla niej.
—
Itachi pojechał do Tokio przekazać swojej matce papiery odnośnie twojej sprawy
i nie tylko. Wszystko teraz leży w jej rękach. Ale nie wiem, co zajęło im aż
tak długo.
Sakura
nie rozumiała, dlaczego nikt jej wcześniej o tym nie uprzedził. Nawet Sasuke,
który, nie wątpiła w to, wiedział, gdzie i po co pojechał jego starszy brat.
Nie znosiła takiej niewiedzy. Nie lubiła, gdy inni traktowali ją jak małe
dziecko, przed którym ukrywano prawdę dla jego własnego dobra.
—
Spokojnie — powiedział Yamato jakby czytał w jej myślach. — Zobaczysz, wszystko
będzie dobrze. Zaufaj nam, Sakura.
Wielokrotnie
już słyszała to sformułowanie i wielokrotnie im ufała. Wszystkim, bez wyjątku.
Poniekąd czuła się trochę przez nich oszukana. Ale zapomni o tym. Niech tylko
pomogą jej w uniknięciu wyroku.
Podczas
przerwy na sali cały czas odbywały się rozmowy. Tylko nieliczni nie rozmawiali,
w tym jej rodzice i Ino. Sasuke zniknął wraz z Itachim, kiedy tylko drzwi za
sędzią, prawnikami i prokuratorami zamknęły się. Chciała iść za nimi,
dowiedzieć się z ich ust, co się działo, ale nie potrafiła zmusić swojego ciała
do poruszenia się. Zresztą wątpiła, by mogła sama opuszczać salę.
Pietnaście
minut minęło w mgnieniu oka, a sędzia i reszta wywołanych przez nią osób nadal
nie powrócili do sali. Spojrzała na milczących rodziców, zastanawiając się, jak
bardzo źle znoszą apelację. Ku jej niezadowoleniu nie dostrzegła na twarzy
rodziców niczego, co by uspokoiło jej nerwy. Jej ojciec co rusz łypał wzrokiem
w stronę braci Mori z istnym mordem w oczach. Bała się, że zaraz nie wytrzyma i
zrobi coś, czego będzie później żałował. Nie chciała tego dla swojego ojca.
Mebuki była o wiele spokojniesza, ale to właśnie to najbardziej martwiło
Sakurę. Widziała, jak Ino co jakiś czas próbuje nawiązać krótką rozmowę, by
tylko czymś zająć ich myśli i była jej za to cholernie wdzięczna.
Itachi
wrócił jako pierwszy, obdarzając ją uśmiechem na przywitanie i siadając tuż
obok swojej dziewczyny. Po kolejnych kilku chwilach i Sasuke zawitał z powrotem
na sali. Jak zawsze nic po sobie nie zdradzał, co w tej chwili doprowadzało ją
do białej gorączki. Jedyny gest jaki wykonał w jej stronę, było skinięcie
głową, cokolwiek miało to znaczyć. Były momenty, w których potrafiła go rozszyfrować,
czytać z jego myśli, ust, wtedy sądziła, że chociaż w małym stopniu go zna. Ale
teraz był dla niej taką samą zagadką jak wieczoru, którego się poznali. Wtedy
był nieznajomym chłopakiem, który pomógł jej bezinteresownie z workiem na
siłowni. Obecnie był kimś o wiele więcej i tu nawet nie chodziło o ich
papierowe małżeństwo.
Pół
godziny później drzwi, za którymi zniknęła piątka osób, ponownie się otworzyły,
a przez nie weszła zaledwie czwórka.
Sakura
spojrzała na Yamato z tysiącami niewypowiedzianych pytań wymalowanych na
twarzy. Wszyscy powrócili na swoje wcześniejsze miejsca, a Mikoto Uchiha
usiadła na prokuratoskim krześle.
Jakich
było zdziwienie wszystkich, gdy sędzina oznajmiła wszystkim o niezdolności
Madary Uchiha do wykonywania swoich obowiązków zawodowych ze względu na toczące
się wewnętrzne śledztwo względem nadużywania przez niego kompetencji. Pałeczkę
prokuratora została przejęta przez Mikoto Uchiha, po tym jak sędzina upewniła
się, że nie dojdzie do mataczenia w sprawie, biorąc pod uwagę wszystkie relacje
rodzinne, jakie pojawiły się w tej sprawie.
W
strachu Sakura spoglądała przed siebie, gdzie Miyavi z cwanym uśmieszkiem
przyglądał się prokurator generalnej. Kobieta nie była jednak zainteresowana
nim w najmniejszym choćby stopniu; całą swoją uwagę miała skupioną właśnie na
niej. Te czarne tęczówki wpatrywały się w nią, jakby zaraz miały otworzyć
księgę i wyrywać z niej stronę po stronie. Zastanawiała się tylko, czy byłaby
to bolesna procedura w wykonaniu matki Sasuke i Itachiego. Nie była zwykłą
kobietą, zwykłym prawnikiem, prokuratorem. Ona miała prawdziwą władzę
sądowniczą w tym kraju i z tego też powodu Sakura się jej obawiała.
Mikoto
Uchiha mogła okazać się jej zbawieniem jak i potępieniem.
Sakura
trzęsącą się z nerwów dłonią zaczesała włosy na bok, próbując zerwać kontakt
wzrokowy ze swoją formalną teściową.
Następnym
powołanym świadkiem był grafolog sądowy, do którego zgłosił się Kakashi w
sprawie przeanalizowania jej pamiętnika. Ta część poszła gładko, nawet Sakura
to zauważyła. Nawet Obito przystąpił do przesłuchiwania grafologa, kiedy
nadeszła jego kolej.
Prawdziwość
pamiętnika Sakury została potwierdzona przez tego starszego mężczyznę z
wieloletnim doświadczeniem w tej dziedzinie. Nawet prokurator generalna pomimo
swoich ostrych pytań, nie miała wątpliwości, że przesłuchiwany mężczyzna mówił
prawdę.
Jednak
kiedy na salę została powołana Shizune Maeno, Sakura ściągnęła wargi w cienką
linię. Nie lubiła psychologów. Ich tok myślenia przytłaczał ją w większości
przypadków. Nie podobało jej się, że najczęściej robili z niej winowajczynię i
osobę bez najmniejszych choćby skrupułów.
Po
złożeniu przysięgi przez panią psycholog, prokurator generalna wystąpiła na
wokandę.
—
Zapoznała się pani z wszystkimi diagnozami psychologicznymi z Kyoto.
Zeznaniami. Raportami lekarzy. A także pamiętnikiem dziewczyny, który sama pani
przeanalizowała — mówiła w spokoju, na co psycholog przytakiwała co chwilę
zgadzając się z wszystkim, co zostało powiedziane. — Jak pani oceniłaby jej
osobę z początków studiowania w Kyoto, po wszystko co się tam działo, kończąc
na wypadku, który spowodowała tuż po śmierci swojej współlokatorki?
Uznają
mnie za wariatkę, zaśmiała się desperacko w myślach.
Shizune
złożyła dłonie, układając je na ciemnym blacie.
— Z
psychologicznego punktu widzenia dziewczyna przeszła dużą zmianę mentalną od
momentu rozpoczęcia studiów i poznania chłopaka, aż do wydarzeń, przez które tu
jesteśmy. Warto zauważyć, że wcześniej zachowywała się jak typowa nastolatka
zaczynająca pierwszy rok studiów. Podekscytowana. Z lekkimi obawami, ale nadal
pnąca przed siebie, z planami na przyszłość, ale nadal zdezorientowana. Nie
wspominając o tzw. “wyfrunięciu z gniazda”.
Przestała
słuchać swojej opinii psychologicznej. To wszystko było o wiele trudniejsze,
niż przypuszczała. Ciężko było jej być obojętną na te wszysytkie tezy, opinie,
raporty ludzi, których nigdy nie wiedziała na oczy, a którym wydawało się, że
wiedzieli o niej trzy razy więcej niż ona sama. Tym razem skupiła całą swoję
uwagę na dłoniach, którymi na zmianę przemieniała pod stołem.
Byli
dopiero w połowie rozprawy, a po zerknięciu na zegarek wiedziała, że było już
grubo po drugiej i wszystko ciągnęło się niemiłosiernie. Z osób jakie znała,
trzeba było jeszcze przesłuchać ją, Tsunade, Hachiro i Makuro. Ona sama idzie
pod odstrzał jako ostatnia. Miała tylko nadzieję, że Mikoto Uchiha okaże jej
więcej łaski niż Kakashi Miyaviemu.
Shizune
konynuowała swój wywód na temat jej osoby jeszcze przez dłuższą chwilę, a
Sakura co jakiś czas wsłuchiwała się w jej pojedyncze słowa czy krótkie zdania.
Doktor Maeno spotkała już wcześniej. Jeszcze kiedy leżała w szpitalu po
konfrontacji z Miyavim, lekarze wraz z Tsunade wysłali do niej Shizune, jednak
nie było wcześniej mowy, że to ona będzie zeznawać jako wykwalifikowana
psycholog w jej sprawie.
Mikoto
zadawała psycholożce pytanie za pytaniem. Niemalże wszystkie tyczyły się jej
wpisów w pamiętniku, co zdziwiło Sakurę. Jej dociekliwe pytania oznaczały, że
zapoznała się już wcześniej z zawartością bezwartościowego zeszytu. Spojrzała
pytająco na dwójkę swoich prawników, którzy nic nie zdradzali, pomimo jej
wyraźnych domyśleń. Teraz nie był czas na jakiekolwiek wyjaśnienia. Shizune
odpowiadała dyplomatycznie i nawet udawało jej się nie robić z niej kompletnej
sieroty, która byłaby zdolna do wszystkiego, co najgorsze.
—
Czyli twierdzi pani, że według pani powódka nie była do końca świadoma tego, co
robi? — kontynuowała prokurator.
—
Dokładnie tak. Biorąc pod uwagę sporządzony przez mnie jej profil
psychologiczny, nie do końca wiedziała, co się dzieje i jak ma sobie poradzić z
zaistniałą sytuacją, co jest potwierdzone tym, co pisała w pamiętniku. Była
zagubiona, nie wiedziała, w co się wpakowała dopóki nie było za późno i, przede
wszystkim, nie widziała sposobu na wyplątanie się z kłopotów. Czuła się z tym
wszystkim sama, nie miała pomocy, nie miała wsparcia… Czuła, jak wszystko
przerasta coraz bardziej jej możliwości. Aż w pewnym momencie, zobaczyła
wyjście, którym sama zrobiła sobie krzywdę. Chciała pozbyć się sprawcy kłopotów
i samej siebie za to, że pozwoliła do tego doprowadzić.
Sakura
czuła, jak z każdym kolejnym słowem czuje się bardziej beznadziejne, ale taka
była prawda, którą musiała przełknąć z goryczą.
—
Moim zdaniem osoby, które przeprowadzały analizę psychologiczną w Kyoto nie
byli wystarczająco wykwalifikowani. Brakowało im ważnych pytań. Nie wspominając
już o braku jakiejkolwiek opinii o mentalnym stanie dziewczyny przed
nieprzyjemnościami, jakie zaczęły się w Kyoto.
Mikoto
poważnie rozważała usłyszane słowa. Nie miała więcej pytań.
Po
niej wystąpił stryj Sasuke. Przeszedł przed świadkiem w te i z powrotem,
szukając odpowiedniego doboru słów.
—
Dlaczego w takim razie rzekomy pamiętnik został znaleziony dopiero przed tą
rozprawą, zamiast wcześniej?
Brwi
Sakury ściągnęły się ze sobą.
— To
pytanie do dziewczyny — odparła psycholog. — Według mnie cały czas go miała,
ale nie potrafiła się przełamać, by ujrzał światło dzienne. Bała się
wszystkiego, co w nim spisała, bała się prawdy i wstydziła się tego, co zrobiła
i zapewne nadal się wstydzi. Ale co kryło się za jej obawami? To są jedynie
psychologiczne spekulacje i hipotezy, pytanie powinno zostać powstawione jej
samej.
— Nie
mam więcej pytań.
Słów
Obito nie przyjął dobrze sam Miyavi, który głośno prostestwał, gdy jego prawnik
tylko zajął miejsce. Miał mu za złe, że nie bronił go tak, jak powinien, że nie
zgłaszał sprzeciwu, gdy była taka potrzeba. Riposta wuja Sasuke była prosta: naważyłeś
piwa, to teraz je pij.
Kakashi
miał znacznie więcej pytań w zapasie niż Obito. Był bezpośredni jak zawsze i
ponownie zadawał nieprzyjemne dla Sakury pytania. W tej chwili zaczęła poważnie
obawiać się, co to będzie, gdy samej przyjdzie jej zeznawać.
Jednak
nadal im ufała, co do tego Sakura nie miała najmniejszych wątpliwości.
Pytania
Kakashiego skierowane do Shizune, brzmiały inaczej niż Mikoto czy Shizune.
Hatake skupił się na teraźniejszośći i wydarzeniach sprzed dwóch tygodni, jak i
obawach Sakury wspomnianych przez psycholog podczas wcześniejszej rozmowy.
—
Była pani osobą, która pomogła mojej klientce podczas jej ostatniego czasu
spędzonego w szpitalu tuż po brutalnej napaści przeprowadzonej przez Miyaviego
Mori. Jak wtedy się zachowywała?
Shizune
spojrzała wprost na Sakurę ze współczuciem.
— Tak
jak każda ofiara takiej napaści. Ona…
Dość!
-krzyknęła dosperacko w myślach, wyłączając się na świat zewnętrzny. Nie
chciała już słuchać. Nie chciała czuć. Nie chciała wspominać.
Siedziała
niczym posąg. Wszystkie słowa, gesty, odbijały się od niej, nie próbując nawet
penetrować jej betonowej zbroi.
Przez
całą rozprawę nie spuszczał z niej wzroku ani na chwilę. Wiedział, kiedy
słuchała, a kiedy tak jak teraz zamykała się w sobie, nie pozwalając żadnym
słowom do niej dotrzeć.
Z n a
ł j ą.
Znał
ją lepiej niż ktokolwiek inny.
Na
nim, w przeciwieństwie do reszty zebranych, nie zrobiła wrażenia informacja o
koszmarach, jakie nadal nawiedzają ją od dnia, gdy po raz pierwszy wybudziła
się po brutalnym pobiciu. Już nie jednej nocy był świadkiem tego, jak męczyła
sie przez sen. Chciał jej pomóc, jednak oprócz objęcia jej nie wiedział
zbytnio, co innego może zrobić. Nie był magikiem, który byłby w stanie wymazać
z jej pamięci tego, co się stało. I nienawidził siebie za to.
Po
psycholożce przyszła pora na Makuro, któremu przez całą rozprawę rzucał
znienawidzone spojrzenia, zresztą tak samo jak Miyaviemu. Najchętniej
podszedłby do nich i obu przywalił tam, gdzie najbardziej ich za boli. I tak
też zrobi, ale pięści, które aż piekły go od bezczynności na nic się teraz nie
zdadzą. Ale jeszcze będą cierpieć, jest tego pewien.
Obito
wraz z jego matką zadali mu po trzy pytania odnośnie jego znajomości z Sakurą i
tego, co opisała w pamiętniku. Jednak oni w przeciwieństwie do Kakashiego byli
łaskawi, co Sasuke nie do końca rozumiał. Ale nie wątpił w matkę, która nie
miała zamiaru zhańbić nazwiska męża, tak jak starszy brat jego zmarłego ojca.
Nim
Kakashi zadał Makuro pierwsze pytanie, za zgodą sędziny pokazał wideo, które
nagrał przypadkowo Juugo. Sasuke jako jeden z nielicznych wiedział, co zostanie
pokazane. Spojrzał na Sakurę, która ani drgnęła na groźby Makuro wydobywające
się z telewizora. Nie patrzyła nawet, gdy brat Miyaviego podduszał ją na
ekranie.
Może
to i lepiej, pomyślał.
Sędzia,
Obito i jego matka wpatrywali się uważnie w pokazane przez Kakashiego krótkie
nagranie.
—
Wydaje mi się, wysoki sądzie, że to wyjaśnia, dlaczego moja klientka ukrywała
przy poprzednich rozprawach swój pamiętnik i to, co wiedziała. Bała się. Bała
się obu braci Mori jednakowo, zresztą przy takich groźbach, każdy mógłby stać
się bezbronny. To wszystko, wysoki sądzie. Nie mam pytań do świadka.
Makuro
wyglądał, jakby miał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili powstrzymał się,
widząc obecnych na sali policjantów, którzy cały czas pilnowali jego młodszego
brata.
Sędzina
spojrzała w papiery, po czym wywołała jego osobę.
Pośpiesznie
spojrzał na Kakashiego z pytającym wzrokiem. Nie został wcześniej
uprzedzony, że zostanie powołany na świadka. Widząc, jak ten skinął głową
w jego stronę, podniósł się i podążył w stronę miejsca przeznaczonego
specjalnie dla zeznających świadków.
—
Pani prokurator? — zapytała sędzina.
—
Najpierw adwokat Hatake — powiedziała z zamysłem Mikoto Uchiha, również będąc
zaskoczoną wywołaniem syna.
Hatake
od razu wystąpił na wokande.
—
Poznałeś Sakurę tuż po jej powrocie do Konoha, jaka wtedy była?
Nim
Sasuke odpowiedział, dostrzegł skrupulatnie mu się przyglądające szmaragdowe
tęczówki. Ocknęła się ze swojego letargu, wpatrując się w niego jak w obrazek.
Też nie wiedziała, że będzie zeznawać.
—
Inna niż reszta. Była wycofana i oprócz Ino nie chciała nikogo do siebie
dopuszczać. Ale dla niej robiła wszystko. Gdy Ino chciała, to wychodziła się
pobawić, wtedy wydawała się odżywać chociaż na chwilę. Była kłębkiem nerwów,
nie ufała nikomu oprócz niej. Moim zdaniem tylko Ino i Daichi trzymali ją w
całości — powiedział, ostrożnie dobierając słowa.
Nigdy
nie był osobą zbyt wylewną, dlatego miał za złe Kakashiemu, że nie uprzedził go
o powołaniu go na świadka.
— A
gdy nie było ich pobliżu? — dociekał Hatake.
—
Zagubiona. Była zagubiona. I nawet… — urwał, nie będąc do końca pewien, ile
mógł powiedzieć.
—
Nawet...? — ciągnął go za język obrońca Sakury.
Sakura
już na niego nie patrzyła, spuściła swój wzrok na podłogę, jakby przeczuwała,
co zaraz miał powiedzieć.
— I
nawet gdy próbowała udawać, że wszystko było w porządku, tak nie było — odparł.
—
Byłeś świadkiem takiej sytuacji? — zagaił z zainteresowaniem dopytując.
Dłonią
dotknął karku, chcąc go nieco rozluźnić.
—
Tak. — Sakura tym razem nie wyłączyła się tak, jak wcześniej. Mimo iż nie
patrzyła na niego wprost, co chwilę przyłapywał ją na niedyskretnym zerkaniu w
jego stronę. Doskonale wiedziała, do czego oboje zmierzali. — Pewnego wieczoru
chciała skoczyć. Upadek z tamtej wysokości mógł być śmiertelny. Wystarczyło
zaledwie jedno wspomnienie, by z osoby śmiejącej się w jednej chwili zamieniła
się w osobę, która przez ułamek sekundy chciała popełnić samobójstwo.
Rozejrzał
się po sali, mając idealny widok na wszystskich zebranych. Rodzice Sakury
pobledli, słysząc po raz pierwszy o niestabilności Sakury.
— Ale
za każdym innym razem powtarzała, że chce żyć, a ja jej wierzyłem. — Ich
spojrzenia ponownie się spotkały i po raz pierwszy dzisiejszego dnia, dostrzegł
minimalny uśmiech na jej ustach. Chciała żyć, nie wątpił w to ani przez chwilę.
— W
obecnej chwili jesteś osobą, która mogła poznać ją najbardziej. Sądzisz, że
byłaby w stanie wyrządzić krzywdę Lily? Podać jej heroinę? — naciskał Kakashi.
—
Nie. — Nie było, co się rozdrabiać. Były zaledwie dwie osoby, którym Sakura
mogła życzyć źle i nie było to z błahego powodu. Zarówno Miyavi jak i Makuro
należał się pożądny wpierdol, ale taki na pewno zbiorą w więzieniu. Tam nikt
nie lubi takich cwaniaczków jak oni.
— A
jaka jest teraz? — zapytał nagle Kakashi.
Sasuke
westchnął.
— A
jak ma się czuć osoba, która nie dość, że była ofiarą brutalnej napaści, to
jeszcze straciła ukochanego brata, który został zamordowany, bo inaczej tego
niby-wypadku nie można nazwać — powiedział ze złością.
Nie
mógł się już doczekać dnia, w którym obaj bracia Mori pójdą siedzieć.
—
Ukrywała przed tobą przeszłość?
—
Ukrywała przed wszystkimi, nie tylko przede mną. Na jej miejscu pewnie każdy by
tak postąpił — odpowiedział ze spokojem. Nie widział problemu w tym, że Sakura
z początku nie mówiła, co dokładnie wydarzyło się w Kyoto. — Z czasem
jednak wyjawiła, co przeszła w Kyoto.
—
Dlaczego powiedziała to akurat tobie?
Sasuke
wzruszył ramionami, ale widząc, jak Miyavi przygląda mu się z mordem w oczach,
uniósł kącik ust i powiedział:
— Bo
byłem wystarczająco uparty. — W jaki sposób uparty, to już pozostawiał
wyobraźni Miyaviego. Po jego minie wywnioskował, że brat Makuro pomyślał
dokładnie o tym, o czym chciał, żeby pomyślał. — Sakura potrzebowała czasu,
potrzebowała osób, którym mogłaby ufać i które nie wyrządziłyby jej krzywdy —
dodał.
—
Jakiś czas temu uległeś wypadkowi na motorze, nieprawdaż? — Kakashi kontynuował
swoje pytania.
—
Prawda. Ktoś przeciął mi hamulce w motorze na szpitalnym parkingu.
Monitoring jednak dokładnie pokazuje, kto jako ostatni przy nim grzebał, gdy
mnie nie było w pobliżu — powiedział, nadal nie tracąc swojego spokoju.
—
Policja zlokalizowała delikwenta?
—
Oczywiście. To Miyavi Mori przeciął hamulce w moim motorze, powodując
uszczerbek na moim zdrowiu — odparł, pokazując sędzinie lewą rękę pokrytą w
gipsie. — Zarzuty jednak przeciwko niemu będą ostrzejsze, biorąc pod uwagę
przesłania co do tego, że jego zamiary względem mnie mogły być zupełnie inne. —
Tak, to była groźba bezpośrednio skierowana ku Miyaviemu.
Kakashi
zignorował prawną groźbę Sasuke, od razu przechodząc do kolejnego pytania:
—
Spotkałeś kiedykolwiek Miyaviego bądź Makuro Mori?
Przytaknął.
—
Możesz opisać te sytuacje? Ich zachowania? Coś szczególnego przykłuło twoją
uwagę?
Sasuke
prychnął pod nosem. Pomału zaczynał lubić tę zabawę w zadawanie pytań.
—
Zawsze było coś szczególnego. To, jak Miyavi z samego rana szarpał się z
klamką siłowni, gdy Sakura była w środku, a kiedy ja się pojawiłem, wyraźnie go
spłoszyłem. Później w moim domu w towarzystwie Madary, gdy zaczął mi grozić bym
trzymał się z daleka od jego kobiety. Widziałem strach w oczach Sakury,
gdy Makuro niespodziewanie zapukał do jej drzwi. Nie wyszła przodem, zachciało
jej się ucieczki przez okno. Bała się go, a ja jeszcze nie wiedziałem dlaczego.
Ale i tak trzeba było widzieć spojrzenie i reakcje Miyaviego, kiedy pojawił się
w szpitalu tuż po wypadku Daichiego. Dokładnie tego wieczoru hamulce w moim
motorze zostały przecięte. — Widział, jak Kakashi co chwilę skina głową,
akceptując jego odpowiedzi.
— Co
takiego zobaczył, że mógł się posunąć do takiego kroku?
Zmienił
zdanie, nie podobały mu się te pytania. Prywatne pytania były jego zmorą, na
które nie odpowiedziałby, gdyby tylko nie był pod przysięgą. I Kakashi
doskonale o tym wiedział.
—
Zrozumiał, że “jego” kobieta nie jest już dłużej jego i że już nigdy nie będzie
— odparł wymijająco, co tym razem Kakashi zaakceptował.
—
Jeszcze jedno pytanie — zaznaczył Hatake, przerzucając ciężar ciała na drugą
nogę. — Jesteś jednym z najlepszych studentów prawa, w przyszłości ludzie wróżą
ci sukces na miare własneo ojca, ale jednak nadal związałeś się z osobą, która,
jak widzimy, ma poważne problemy z prawem i może pójść na lata do więzienia.
Dlaczego?
— Nie
wydaje mi się, by miało to bezpośredni związek z rozprawą. To nasza prywatna
sprawa — odpowiedział ostro, może nawet za ostro. — Jednak jestem przekonany,
że Sakura jest niewinna i to nie ona powinna być w tym momencie sądzona.
— To
wszystko z mojej strony, wysoki sądzie — oznajmił Kakashi, co ponownie
zaskoczyło Sasuke. Było jeszcze tyle pytań, jakie mógł mu zadać.
Obito
wystąpił na środek wraz z paskudnym pytaniem.
—
Użyłeś wcześniej słów “brutalna napaść”.Jeśli pamiętasz, choć trochę opisz
moment, w którym ją znalazłeś.
Sasuke
przyjrzał się ostrożnie wujowi. Obito znał prawdę, wiedział wszystko, co się
wtedy wydarzyło. Rozmawiali o tym już niejednokrotnie. Jednak teraz chodziło o
to, by reszta zobaczyła oczami wyobraźni to, z czym on musiał zmierzyć się
tamtego wieczoru.
Zrobił,
o co go proszono. Opisał wszystko z zimną krwią, nie pozwalając targającym nim
wtedy uczuciom wypłynąć na powierzchnię.
Jednak
kolejne pytanie jego wuja wręcz wbiło go w fotel.
—
Mogła to upozorować? Mogła sama zdemolować swoje mieszkanie? Mogła sama siebie
skrzywdzić? Sam powiedziałeś, że raz chciała sie zabić, więc czemu nie miałaby
zrobić tego jeszcze raz, tym razem ciągnąc ze sobą Miyaviego?
Zacisnął
mocno prawą dłoń w solidną pięść, powstrzymując się przed rzuceniem się na
własnego wuja. Wiedział, że Obito wcale tak nie myślał, ale nadal te pytania
zrodziły w nim wściekłość. Przełknął głośniej ślinę i nachylił się bardziej nad
mikrofonem.
—
Spójrz na jej gojące się rany i powiedz mi, czy byłaby w stanie sama się tak
oszpecić? — syknął w nerwach. — Ona sama nie chce ich nawet widzieć, wstydzi
się ich na każdym kroku, więc nie wmówisz mi, że zrobiła sobie je sama.
Znalazłem ją nieprzytomną w kałuży jej własnej krwi. Po za tym kryminolodzy
ustalili, że skurwysyn imienia Miyavi Mori był obecny na miejscu zdażenia a obrażenia
jakich doznał były wynikiem obrony własnej Sakury.
Sędzina
w tej chwili pokazała drastyczne zdjęcia Sakury zrobione podczas obdukcji, a
także z wnętrza zdemolowanego mieszkania Sakury.
—
To była jego pierdolona zemsta na niej. Za to, że zaczęła mówić. Za to, że
przestała być ich marionetką. Za to, że ponownie zaczęła żyć, tym razem bez
niego.
Obito
przytaknął na jego słowa, po czym poinformował, że nie ma więcej pytań. Jednak
Sasuke nie podobało się takie zakończenie. Nie skończył mówić. Powie, co ma do
powiedzenia i nikt mu w tym nie przeszkodzi.
—
Jest jeden prosty powód, dla którego pobił Sakurę, dlaczego chciał ją wrobić -
Miyavi Mori to pierdolony psychopata, który powinien zostać zamknięty w
psychiatryku. Traktuje ludzi jak rzeczy i uważa je za swoją własność, tak jak
Sakurę, która w rzeczywistości nic dla niego nie znaczyła. Dlaczego pociął ją
na szyi i ramieniu? — zapytał na wpół histerycznym śmiechem. — Bo kilka dni
wcześniej pozbyła się ostatniej rzeczy, jaka przypominała jej o Kyoto. Zakryła
przeklęty tatuaż z Kyoto nowym, innym, z zupełnie innym znaczeniem.
—
Wystarczy, Sasuke — upomniała go sędzina hardym tonem, ale on ją zignorował
niczym niechcianą muchę.
—
Nadal nie potrafi przyznać się, dlaczego zmasakrował ją jak zwierzę. Nie
potrafił znieść, że rzecz, która, jak uważał, jeszcze niedawno należała
do niego, zerwała się z jego smyczy!
Wsłuchując
się w swój szybki oddech, zamilkł, uspokajając się z sekundy na sekundę.
Spuścił wzrok, wbijając kare tęczówki w drewno balustrady, o którą się opierał.
Czuł na sobie wzrok zebranych i przede wszystkim Sakury, ale nie potrafił teraz
na nią spojrzeć. Miał świadomość tego, że przesadził, a jednak czuł ogromną
satysfakcję. Powiedział całą prawdę, ale nadal bał się jak ona zareagowała na jego
ostre słowa.
Gdy
Obito zajął w końcu swoje miejsce, przyszła pora na prokurator generalną. Ale
Mikoto po dłuższym zamyśleniu stwierdziła, że nie ma pytań do syna, co nie było
prawdą. Wiele z nich miała wypisanych na twarzy, ale nie były to pytania przeznaczone
dla uszu wszystkich zebranych. Oni odbędą poważną, długą rozmowę z dala od
innych ludzi. Rodzinne brudy powinny być prane tylko w domowym środowisku.
—
Następny świadek: Hachiro Akiyama — zarządziła Sędzia.
W tej
chwili Sasuke z zadowoleniem patrzył na widok bladych i zdenerwowanych twarzy
Miyaviego i Makuro. Kompletnie się tego nie spodziewali. Zresztą nie było co im
się dziwić, w końcu obaj bracia Mori sądzili, że udało im się go przekupić.
Hachiro
wszedł do sali przez podwójne drzwi, od razu podążając ku wyznaczonemu przez
sędzinę miejsce.
Prokurator
jako pierwsza wstała i zaczęła zadawać pytania, tuż po potwierdzeniu tożsamości
świadka i jego przysiędze.
—
Jakie były twoje relacje z poszkodowanym i oskarżoną? — spytała Mikoto.
— W
obu przypadkach przyjacielskie, przynajmniej z początku. Znałem ich oboje, choć
Miyaviego o wiele, wiele dłużej. Jego znałem od dziecka, Sakurę zaledwie od
momentu, w którym zaczęła studiować w Kyoto.
Brew
Sasuke drgnęła na tę wiadomość. Domyślał się, że Hachiro zna Miyaviego długo,
ale nadal nie spodziewał się, że aż tyle. Zastanawiał się, ile jeszcze dowie
się podczas tej rozprawy. Hachiro dokładnie opisywał zmieniającą się z roku na
rok znajomość z obojgiem braci Mori. Z początku jak każdy, byli normalnymi chłopcami.
Z czasem jednak wszystko zaczęło się zmieniać; Makuro wszedł w świat
narkotykowy wciągając w to również i brata.
—
Próbowałem ją ostrzec, że to nie było towarzystwo dla niej, ale nie byłem
wystarczająco asertywny, a powodów nie mogłem jej podać. W dodatku problem
polegał na tym, że została zauważona. A jeśli Miyavi się na coś uparł, nie było
nikogo, kto mógłby zmienić jego zdanie. Bez wyjątków.
Te
jak i inne słowa nie były dla Sasuke żadnym zaskoczeniem; nie spodziewał się po
nim niczego innego. Zeznania Hachiro póki co trwały najdłużej. Jego Matka, wuj
i Kakashi nie szczędzili mu pytań dotyczących wydarzeń z Kyoto, Sakury,
Miyaviego i przede wszystkim zmarłej Lily. Przyznał się, że od samego początku
przeczuwał, iż Sakura może wpakować się w kłopoty, ale nie potrafił jej
wyperswadować znajomości z Miyavim. Za to właśnie obwiniał się najbardziej; że
nie potrafił jej wystarczająco dobrze ostrzec.
Hachiro
powiedział wszystko, co wiedział o narkotykach, o porachunkach pomiędzy braćmi
Mori a innymi dealerami z Kyoto i tamtejszych okolic. Powiedział nawet, że raz
widział, jak Makuro dostarczał Lily heroinę, ale ona nawet jego nie chciała
słuchać. Wtedy też sprawy braci zaczęły się komplikować. Przeczuwając, jak to
wszystko może się zakończyć, chciał ostrzec Sakurę tym razem dosłownie i zabrać
ją stamtąd, nim będzie za późno. Wiedząc, że Miyavi uważnie obserwuje każdy
krok Sakury, a zwłaszcza gdy on jej towarzyszył, poszedł do Lily. Obiecał jej,
że jeśli przekaże list Sakurze, to nie powie jej nic o heroinie, jaką bierze.
Lily nie chciała, by jej współlokatorka wiedziała o jej uzależnieniu.
Jednak
Lily nie zrobiła tego, o co prosił, pomimo swoich poprzednich obietnic. Wydała
go Miyaviemu, który od razu kazał mu opuścić Kyoto i nigdy więcej nie
kontaktować się z jego kobietą, zwłaszcza kiedy ona sama sobie tego nie
życzyła.
Uwierzył
jak zwykły głupiec, sądząc, że Sakura jakimś cudem została przeciągnięta na
drugą stronę. Nie chciał w to wierzyć po tym, jak ją poznał. Ale znał
Miyaviego. I to się liczyło najbardziej.
Według
niego Miyavi specjalnie wypatrzył sobie Sakurę i wybrał ją na swoją dziewczynę,
zwłaszcza po tym, jak usłyszał od niego samego, że jeszcze nieznajoma
wtedy dziewczyna zamierzała studiować medycynę.
Sasuke
zerknął na Sakurę po usłyszeniu tych nowych rewelacji, jednak ona w żaden
sposób nie zareagowała; nadal była wyłączona na to, co działo się wokół niej.
Nie podobało mu się to, kiedyś taka nie była. Nie wyłacząła sie tak, gdy
mówiono coś ważnego - słyszała wszystko. Teraz jednak, po tym wszystkim, co
miało miejsce przez ostatnie tygodnie coraz częściej poddawała się takiemu
stanowi. Nie potrafił określić, czy to przez brak chęci, czy przez leki, które
regularnie zażywa, ale cholernie mu się to nie podobało. A za wszystko obwiniał
nie kogo innego jak Miyaviego.
To
wszystko było jego winą.
Przeniósł
wzrok z Sakury na winowajcę, spoglądając na niego z obrzydzeniem. Jego
uśmieszek zniknął z twarzy już dawno, a od kiedy na salę wkroczyła jego matka
jako oficjalny prokurator, na jego twarzy zagościł niepokój.
I
bardzo dobrze, powtarzał sobie w kółko, widząc, jak
wierci się nerwowo na krześle. Nie wątpił, że Miyavi nie był zadowolony z
faktu, że prokurator zamiast go bronić dociekała prawdy, co Madara powinien
robić od samego początku. Ale Madara był skorumpowany, za co niedługo odpowie.
Na każdego w końcu przyjdzie pora.
Po
długim przesłuchiwaniu Akiyamy przyszła pora na Tsunade.
—
Skąd pani wiara w powódkę? — zapytała Mikoto.
Tsunade
uśmiechnęła się pod nosem.
—
Gdyby pani ją zobaczyła wtedy, gdy i ja miałam okazję po raz pierwszy, też by
miałaby pani wiarę w tę dziewczynę. Przede wszystkim była to osoba zagubiona,
która potrzebowała pomocy. Brakowało tylko osoby, która wyciągnęłaby do niej
pomocną dłoń. I tu pojawiłam się ja. Sakura jest mądrą osobą. Wie, że zrobiła
źle i cały czas wątpi w sprawiedliwość aparatu sprawiedliwości, zwłaszcza po
tym, jak przebiegała sprawa w Kyoto. Cały czas odpkutowuje swoje błędy sprzed
półtora roku i nie może się od nich uwolnić, kiedy osoby, z którymi się wtedy zadawała,
mszczą się na niej i jej bliskich, za co i tak odpowiedzą niedługo. Karma
dosięga wszystkich — powiedziała z obrzydzeniem, spoglądajac w stronę
Miyaviego.
Sasuke
nie mógł bardziej zgadać się ze słowami Tsunade. Szkoda tylko, że Sakura nadal
wydawała się nie słuchać słów, które właśnie padały na sali.
—
Widziałam nowe wnioski wniesione do prokuratury przeciwko Miyaviemu Mori. Kilka
ludzi właśnie się nimi zajmuje, ale, póki co, zajmijmy się obecną sprawą —
mówiła z autorytetem Mikoto. — Dała jej pani szansę jaką mało. Mimo
nieprawomocnego wtedy jeszcze wyroku pozwoliłaś jej na kontynuowanie nauki na
swoim uniwersytecie. Dlaczego?
—
Cały czas wierzyłam, że uda jej się zmienić wyrok w sądzie apelacyjnym. I nadal
w to wierzę. Z tego też powodu uważam, że nie powinna przerywać swojej nauki.
To byłaby tylko strata cennego czasu, w ciągu którego zamiast pogrążać się w
apatii, mogła powrócić do normalnego studenckiego życia; mieć życie takie,
jakie powinna mieć od początku.
— Nie
bała się pani dopuszczać ją do pracowni chemicznej, wiedząc o wcześniejszych
zarzutach handlowania narkotykami, jakie jej zostały postawione? Co teraz, gdy
wyszedł na jaw jej udział w produkowaniu narkotyków w Kyoto?
Sasuke
splótł ramiona na klatce piersiowej, z niepokojem obserwując swoją rodzicielkę
zadającą pytania Tsunade. Tuż po niej była kolej na zeznania saej Sakury,
jednak ta do tej pory trwała we własnym świecie.
— Ani
razu nie było żadnych skarg od wykładowców odnośnie zachowania studentki. Nic z
pracowni nie zginęło. Nie było włamań. A jej oceny były więcej niż
satysfakcjunujące. Jej studia na uniwersytecie Konoha przebiegały bez zarzutów,
jeśli to jest to, o co pani prokurator pyta. Dziewczyna zapłaciła już wysoką
cenę za swoją głupotę i może już tego nie odplątać.
Sasuke
wbił wzrok w plecy matki, zastanawiając się, co dokładnie Tsunade miała na
myśli.
—
Możesz rozwinąć? — Najwyraźniej Mikoto również chciała poznać, co kryło się za
słowami świadka.
Widział,
jak Tsunade zerka niepewnie w stronę Sakury. Podążył za jej wzrokiem, by
dostrzec Sakurę ze spuszczoną głową.
Wstydziła
się.
Nie
rozumiał, skąd wziął się ten domysł, ale miał własnie takie przeczucie.
Tsunade
wzięła głębszy oddech.
—
W wypadku samochodowym Sakura odniosła obrażenia wewnętrzne. Przez niezapięte pasy
kierownica wbiła się w jej podbrzusze. Była operowana przez mój zespół ze
szpitala w Kyoto. Przez obrażenia, jakie wtedy doznała, może już nigdy nie
zostać matką. Jednak wszystko leży w rękach medycyny.
Tego
Sasuke się nie spodziewał. Był w szoku i nawet nie starał się tego ukryć, gdy
Mikoto na niego spojrzała. Sakura nigdy nie wspominała o konsekwencjach
wypadku, jaki spowodowała.
—
Nie mam więcej pytań.
Zarówno
Obito jak i Kakashi nie mieli pytań do świadka.
Przyszła
pora na Sakurę, która ze spuszczoną głową usiadła na miejscu, jakie jeszcze
przed chwilą zajmowała Tsunade. Tym razem to nie Mikoto a Kakashi zadawał
pytania jako pierwszy.
—
Jak się czujesz?
Sakura
spojrzała na prawnika grymaśnie.
—
Znośnie. Prawda trochę boli — mruknęła od niechcenia, ale nie skłamała.
—
Dlaczego wcześniej ukrywałaś pamiętnik? — zapytał ze stoickim spokojem Kakashi.
Uniosła
głowę, pociągając nosem i spoglądając na swojego prawnika. Sasuke widział, jak
męczyła się z zadanym pytaniem. To był moment, od którego wszystko zależało. I
to od niej zależało czy wyjdzie stąd wolna, czy też nie.
—
Bałam się — zaczęła niepewnie, na zmianę ściskając swoje dłonie w nerwach. —
Bałam się tego, co może się stać, gdy zacznę mówić, czego byłam świadkiem.
Okazało się jednak, żee nawet jeśli przez dłuższy czas milczałam, to i tak
osoby, na których najbardziej mi zależało, zaczęły cierpieć przez moje błędy.
Lecz teraz, kiedy mój brat został zamordowany, nic mnie już nie powstrzymuje —
powiedziała drżącym głosem.
Wzrok,
jaki posłała Miyaviemu, nie wyrażał nic oprócz gniewu i nienawiści ,jaką go
darzyła. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie w stanie znienawidzić kogoś tak
bardzo.
I
tak, jak obiecała Kakashiemu, Yamato, Tsunade, Hachiro i Sasuke, powiedziała
całą prawdę, nie pomijając niczego. Powiedziała o zastraszeniu Makuro, o
groźbach ich obu w stosunku do niej. O ich obietnicach, że jeśli przyjmie na
siebie winę, nic nikomu się nie stanie, a ją samą po jakimś czasie wyciągną z
więzienia. Powiedziała, że przez chwilę uwierzyła, że to jakieś wyjście i że
Tsunade jako pierwsza pomogła jej przejrzeć na oczy, kiedy nie wiedziała już,
co robić.
Robiła
dłuższe przerwy w swoich wypowiedziach, by wziąć głęboki oddech, powstrzymać
zbierające się w oczach łzy, pozbierać chwiejne myśli i by spojrzeć na Sasuke
wsłuchującego się w jej słowa. Nic, co powiedziała, nie było dla niego
nowością. O wszystkim wiedział już od jakiegoś czasu, odkąd przeczytał jej
pamiętnik. Jedyną różnicą było to, że teraz wszystko słyszał bezpośrednio z jej
ust, bo wcześniej była zwykłym tchórzem i wolała, by sam przeczytał, by nie
musiała mówić tego na głos.
Po
Kakashim przyszła pora na Obito, który zaznaczył, że już na wstępie nie zajmie
dużo czasu.
—
Powiedz mi, dlaczego tyle dla niego wtedy robiłaś? Dlaczego tyle milczałaś? Aż
tak go kochałaś?
Sakura
przełknęła ślinę w dyskomforcie. Nie lubiła tego pytania; było jednym z
najgorszych, jakie dzisiaj jej zadano.
—
Może kiedyś, teraz już na pewno nie. Nie wiem, czy to była miłość, czy to miało
cokolwiek wspólnego z zakochanem. Nie pamiętam już żadnych miłych momentów,
które przypomnałyby mi o takim uczuciu. Mimo że w pamiętniku są moje słowa, nie
potrafię wyobrazić sobie ani jednego z tych początkowych czułych momentów. Nie
była to miłość, może co najwyżej niebezpieczne zauroczenie. Jeśli ktoś naprawdę
kocha, nie wykorzystałby tej drugiej osoby, nie groziłby jej, nie zrobił jej
krzywdy, w skrócie - nie byłby takim skurwsynem — powiedziała z jadem. — Czemu
to zrobiłam? Nie wiem. Nie myślałam wtedy, bałam się i nie wiedziałam, jak
sobie z tym poradzić. Ale żałuję i nie pozwolę po raz drugi stać się czyjąś
marionetką. Żałuję tego, co zrobiłam, ale nie cofnę czasu.
—
Sądzisz, że byłaś ich marionetką? — dopytywał.
—
Dokładnie tak. Byłam osobą, która została wykorzystana, a gdy zaczęłam zadawać
zbyt wiele pytań, nie było innego wyjścia, jak zamknąć mi usta. Ale nie udało
im się to, mimo że zamordowali mi brata. — Ton jej głosu zaostrzył się wraz z
ogromem wypowiedzianych przez nią słów. Złość i nerwy ponownie zaczęły dawać o
sobie znać.
Obito
skinął jedynie głową, kończąc swoją cześć zadawanych pytań.
Teraz
Sakura stanęłą twarz w twarz z matką Sasuke. Próbowała zachować spokój duszy,
ale nie potrafiła. Wydawało jej się, że wszystko ją zdradza; trzęsące się
dłonie, nierówny oddech, kropelki potu na czole.
Tym
razem jednak Mikoto nie przebierała w słowach, tylko od razu przeszła do sedna.
A Sakura wiedziała, że to będzie ciężka przeprawa.
—
Nie sądzisz, że ułatwiłabyś wszystkim sprawę, gdybyś za pierwszym razem powiedziała
wszystko, co wiesz? — zapytała retorycznie. — Skąd mam mieć pewność, że teraz
niczego nie ukrywasz?
Sakura
spojrzała na kobietę spode łba.
—
Ani nie kłamię, ani niczego nie ukrywam — syknęła ostro.
—
Jak sądzisz, dobrze znałaś zmarłą?
—
Kiedyś sądziłam, że bardzo dobrze. Ale wyraźnie myliłam się. Lily, którą
poznałam nie byłaby w stanie wziąć niczego oprócz kilku machów skręta. Lily,
którą poznałam, nie byłaby w stanie dać sobie w żyłę heroiny — odpowiedziała
poważnie. Cały czas ciężko było jej zaakceptować fakt, że Lily w rzeczywistości
okazała się kompletnie inną osobą, niż z początku się wydawała. — Nie chciałaby
źle dla drugiej osoby; nie oszukałaby mnie, gdy ja mówiłam jej o wszystkim. —
Nie powinno się mówić źle o zmarłych, wiedziała o tym doskonale, ale po
poznaniu prawdy od Hachiro nie potrafiła nie myśleć o dawnej współlokatorce
jako o dwulicowej osobie. To najbardziej miała jej za złe. Oszukała ją i
porzuciła, gdy najbardziej potrzebowała pomocnej dłoni. Lily, pomimo iż
wiedziała o rozterkach Sakury, zamiast jej pomóc, zachowała się egoistycznie.
Ino
by tak nie postąpiła.
—
Lubiłaś być laleczką Miyaviego?
Słucham?!
- krzyknęła zbita z tropu. Jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu.
—
Błyskotki. Drogie prezenty. Miałaś wszystko, czego chciałaś. A on latał wokół
ciebie na każde wezwanie, prawda?
—
Gówno prawda — wyrzuciła z siebie z oburzeniem. — Niczego od niego nie
chciałam. O nic nigdy nie prosiłam. Ale tak, lubiłam być w centrum jego
zainteresowania, jak każda zauroczona dziewczyna. Dopóki nie zobaczyłam na
własne oczy, jak zabija człowieka — wysyczała chwiejnym głosem. — Widziałam,
jak go trzymał jak zabawkę, a Makuro podżynał mu gardło. Tylko przez
paraliżujący strach nie pisnęłam i nie zdradziłam, że byłam tuż za sąsiednimi
drzwiami. To był moment, w którym przestałam spoglądać na niego z pieprzonym
zauroczeniem. Kiedy oprzytomniałam, było za późno — oznajmiła.
—
Ale nadal zgodziłaś się bawić w ich chemika — argumentowała prokurator.
Sakura
prychnęła złośliwie pod nosem.
—
Miałam czekać, aż to mi też poderżną gardło albo wsadzą kulkę w łeb? —
parsknęła sarkastycznie. — Serdecznie dziękuje. Nie byłam głupia, wiedziałam
już, co będzie, jeśli odmówię.
—
Nie było w Kyoto policji? Nie wierzę, że nie miałaś tam nikogo, kogo mogłabyś
poprosić o pomoc — rzuciła hardo Mikoto, podchodząc bliżej świadka.
Czuła,
jak pytania prokurator generalnej stawały się coraz to ostrzejsze z minuty na
minutę. Kakashi nie wznosił przeciwu, ale nadal czuła, jak jej tętno
przyśpiesza.
—
Moja współlokatorka wykiwała mnie, a później strzeliła sobie koktajl śmierci.
Mój przyjaciel natomiast został wykiwany i myśląc, że stałam się dziewczyną bad
boya, zwiał, gdzie pieprz rośnie. Do kogo innego miałam się zgłosić, skoro
mieli takie zajebiste znajomości jak Madara Uchiha? Policja doskonale ich
znała. Jedno zażalenie z mojej strony a już dawno gryzłabym piach. — Nie
potrafiła odpowiadać normalnie, bez żadnych zgryźliwości. Nie była w stanie.
Nie pójdzie siedzieć. Nic z tego. Wiedziała już, czego chciała od życia.
—
Byłaś chemikiem, miałaś wiele możliwości…
Wiedząc,
do czego zmierzała prokurator, wtrąciła jej się w zdanie, nie mając zamiaru
znowu dostać nalepki tej najgorszej.
—
Każdy sprzet. Każda nowa porcja była sprawdzana i testowana. Każda słaba porcja
ładowała mnie na ring z Makuro. Proszę założyć rękawice i spróbować zmierzyć
się z tym bykiem. Marne szanse na przytomny wieczór. — Nie obchodziło jej, że
kobieta stojąca przed nią jest matką Sasuke. Nie myślała o tym. Odpowiadała na
pytania najlepiej, jak tylko potrafiła. Nie wyląduję w wiezięniu,
powtarzała sobie.
Na
twarzy prokurator pojawił się zadziorny uśmieszek, jaki niejednokrotnie
widziała na twarzy Sasuke.
—
Czyli postanowiłaś stać się marionetką własnego chłopaka. Pozwoliłaś mu sobą
kokietować, by przeżyć, ale mało cię interesowało, że narkotyki, jakie robisz
nawet pod presją mogą wyrządzić krzywdę komuś innemu, prawda?
Zadrżała.
Tu
nie mogła się nie zgodzić.
—
Prawda — odpowiedziała cicho.
—
Wiesz, że narkotyki, jak zostały znalezione w samochodzie, który rozbiłaś, były
zgodne z tym, co znaleziono przy Lily, prawda?
Wiedziała
o tym.
—
Tak. Ale nie bawiłam się z heroiną. Amfetamina, kokaina, tak. Ale nie heroina.
To już nie byla moja brożka — powiedziała przestraszona w swojej obronie.
—
Ale nie mamy niczego oprócz twojego słowa.
— I
zeznań świadków, których nie przesłuchano należycie. Nie znam osoby, która się
tym zajmowała. “Chemicy” nie spotykali się ze sobą. Miyavi i Makuro do tego nie
dopuszczali. O innych musicie pytać ich, nie mnie.
Mikoto
rozmyślała nad jej słowami.
—
Twierdzisz, że to Lily ciebie oszukała i porzuciła. A może gdyby żyła, mówiłaby
tak o tobie? Organizm Lily nie był na tyle wyniszczony, by brała narkotyki
dłużej niż pobyt w Kyoto. Coś musiało ją zmienić. Wiesz, co to mogło być?
Nie
miała pojęcia. Lily zawsze zachowywała się tak samo. Ale była kochająca, albo
wnerwiająca, lecz taka była również Ino.
—
Mieszkałaś z nią. Nie zauważyłaś w niej żadnej zmiany? Czegokolwiek?
Bam!
—
Powiedz, Sakura. Pokłóciłyście się? Dlatego wzięła tamtego wieczoru heroinę?
Bam!
—
Prawdę. Potrzebuję prawdę, której nie zapisałaś w pamiętniku.
Bam!
—
Ukrywasz jeszcze coś. W twoich zeznaniach i w pamiętniku jest luka. Wiem to.
Chcę wiedzieć, co się dokładnie wydarzyło. Potrzebuję powód. Sakura!
Bam!
Bam!
— Co
się działo pomiędzy dwudziestym drugim a dwudziestym ósmym września? Ty to
wiesz i Lily to wiedziała. Tylko ty możesz powiedzieć prawdę — prokurator coraz
mocniej naciskała na Sakurę. Jej ton był ostry jak brzytwa.
Chciała
krzyczeć. Chciała, by Kakashi zgłosił sprzeciw. Lecz jedno spojrzenie w jego
stronę, a wiedziała, że tego nie zrobi.
—
Mów, Sakura, mów. Tylko prawda może cię uratować, albo pójdziesz siedzieć. M ó
w.
Bam!
Bam!
—
Miala mi za złe! Nie rozumiała, dlaczego zaczęłam narzekać na Kyoto. Nie
rozumiała, dlaczego chciałam stamtąd spieprzać. Nie wiedziała, co robiłam dla
Miyaviego i przez to nie rozumiała niczego. Zaczęła wrzeszczeć, że nie potrafię
docenić życia; że jestem pierdoloną egoistką, wtedy kazałam jej się pierdolić i
wyszłam. Gdy wróciłam, ona już nie żyła — wyznała łamiącym głosem. Szmaragdowe
tęczówki wyostrzyły się, ze łzami i w złości spoglądając na Mikoto. —
Chcesz pierdoloną prawdę, to ci ją dam — wycedziła, zaciskając dłonie na krańcu
mahoniowej ławki. — Wszystko, co napisałam, jest prawdą. Nie miałam jak stamtąd
uciec, gdy wszyscy w Kyoto byli przeciwko mnie. Wszyscy. Gdyby nie Tsunade
pewnie już dawno gniłabym w więzieniu. Ale może to byłoby lepiej? Mój
ośmioletni brat nadal by żył, nie zostałby potrącony i nie zmarłby kilkanaście
dni później w szpitalu. Sasuke też byłby cały, nie miałby wypadku na motorze i
nie złamałby ręki. — Jej donośny głos rozchodził się z echem po sali sądowej. —
Wolałabym gnić w kiciu cały ten czas, gdyby tylko nic im się nie stało. Byłam
głupia, naiwna i zapłaciłam o wiele większą cenę, niż ktokolwiek sobie może
wyobrazić. I nikt nie będzie podważać moich słów i tego, co przeżyłam, nawet
ty!
Mikoto spojrzała na nią z wyższością, lecz na jej ustach pojawił się dziwny, prawie matczyny uśmiech.
Mikoto spojrzała na nią z wyższością, lecz na jej ustach pojawił się dziwny, prawie matczyny uśmiech.
—
Nie mam więcej pytań, wysoki sądzie.
Była
wolna, chociaż jeszcze nie do końca to do niej docierało. I pewnie minie
dłuższa chwila, nim całkowicie pojmie, że nikt nie przyjdzie już po nią, nie
zakuje ją w kajdanki i nie wsadzi do więzięnia na co najmniej dziesięć lat.
Koniec ze strachem, stresem i niepewnością. To wszystko wydawało się być
nierealne, jakby żyła w jakimś bardzo słabym kryminalne z kilkoma gramami
parodii.
Wyrzuciła
z szafy pierwszą partię ciuchów wprost na podłogę. Chciała zająć swoje myśli
czymś innym niż rozprawą, którą wygrała dwa dni temu. Sprzątanie w szafie
wydawało się dość normalnym zajęciem. Jej telefon zawibrował dwa razy na
podłodze, informując ją o nadejścu nowego smsa. Gdy zerknęła na wyświetlacz,
dostrzegła imię przyjaciółki. Odrzucając dwie pary starych bluz jeszcze ze
szkoły średniej, klapnęła na podłodze.
Rozmawiałaś
z nim?
— Nie
— powiedziała pod nosem, wystukując na klawiaturze jednosylabowe słowo. Ledwo
nacisnęła wyślij, a jej telefon ponownie zaczął wibrować. Tym razem
bardziej natrętnie.
—
Tak? — zapytała przeciągle, kładąc się na podłodze.
—
Tchórz! — usłyszała donośny głos Ino. — Minęły dwa dni! Ja rozumiem, że
potrzebujesz czasu dla siebie, ale żelazo trzeba kuć póki gorące!
Sakura
westchnęła w słuchawkę.
—
Nie do końca wiem, o czym mam z nim rozmawiać — wyznała, wzrokiem wodząc po
suficie dostrzegając na nim każdą, nawet najmniejszą niedoskonałość.
Po
ostrej wymianie zdań z prokurator generalną na sali sądowej, przyszedł czas na
mowy końcowe, przy których ponownie się wyłączyła. Później pamięta jedynie
krzyk Ino i jej rodziców, gdy sędzia po powrocie do sali zadecydowała o jej
niewinności, zapowiadając również wraz z prokuraturą dalsze środki prawne
przeciwko obojgu braci Mori. Żadne z nich nie wyszło tego dnia z sądu jako
wolny obywatel. Po całym zamieszaniu i jej niedowierzaniu, przyszedł czas na
krótką rozmowę z Sasuke, którą odbyli prywatnie. Wtedy zachowywali się w miarę
normalnie, lecz teraz nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć, gdyby odebrał
jej telefon albo spotkał się z nią.
—
Może zaczniesz od zdefiniowania waszego małżeństwa? Bo koniec końców jesteście
powiązani papierkowo — rzuciła luźnie Ino, a Sakura z łatwością mogła sobie
wyobrazić jej cwany uśmieszek, który na pewno miała teraz przyklejony do
twarzy.
—
Wiem — mruknęła i właśnie tego najbardziej się obawiała.
Teraz
gdy sprawa z Miyavim i Kyoto była zamknięta a ona była wolna, wszystko
wyglądało zupełnie inaczej. Znowu żyli w dwóch kompletnie innych światach, z
innymi możliwościami.
—
Przestań brzmieć tak depresyjnie, bo jak do ciebie przyjdę to skopię ci tyłek
tak, że przez miesiąc na nim nie usiądziesz — zagroziła ostro, co Sakura
skwitowała to krótką salwą śmiechu. — A tak na serio to zadzwoń do niego, bo
ten inteligent nie zrobi pierwszego kroku, chcąc dać ci czas, byś się ogarnęła.
A obie doskonale wiemy, że nie ogarniesz się bez niego. I nawet Sakuro
Haruno-Uchiha nie wykłócaj się ze mną, bo i tak wiem lepiej! Nawet moimi lodami
nie przekupisz mnie do zmiany decyzji! A więc rusz dupę i zadzwoń! I wierz mi
albo nie, ale dowiem się, czy do niego dzwoniłaś czy też nie. Pa!
—
Zołza — burknęła pod nosem, unosząc nogi do góry i opierając je o drzwi szafy.
Ino
miała całkowitą rację. Musiała porozmawiać z Sasuke i to nie tylko ze względu
na ich małżeństwo. Nie sądziła, że decyzja, która miała na zadaniu pomóc jej w
odzyskaniu brata, przyjdzie ją nawiedzać któregoś dnia. Przerzuciła w dłoniach
dwa razy telefon, zastanawiając się nad słowami, od jakich mogłaby zacząć
rozmowę z Sasuke.
Hej,
Sasuke, co robisz?
Hej,
Sasuke, masz chwilkę?
Hej,
Sasuke, chcę pogadać.
Nic
nie podchodziło pod jej gusta.
Sasuke?
Spotkajmy się.
Przeklnęła
pod nosem, odrzucając telefon na łóżko w momencie, w którym Mebuki weszła do
jej pokoju.
—
Masz gościa — powiedziała.
Sakura
spojrzała na matkę z podłogi. To nie mogła być Ino, bo dopiero z nią rozmawiała
i była pewna, że nie było jej nigdzie w pobliżu. Z Hachiro natomiast pożegnała
się wczoraj, gdy odprowadziła go na pociag. Jedyną osobą, która mogła ją
odwiedzić, był Sasuke.
W
mgnieniu oka wstała z chłodnej podłogi i ślizgając się w skarpetkach po
parkiecie, wybiegła do znajdującego się za sąsiedną ścianą salonu. Zatrzymała
się, a krew odpłynęła z jej twarzy. Stopy wrosły jej w ziemię, nie potrafiąc
zrobić ani kroku w żadną stronę. Teraz, gdy kobieta zauważyła jej obecność, nie
było nawet mowy o ucieczce.
—
Witaj, Sakuro — przywitała się Mikoto, skinając głową w jej stronę.
—
Dzień dobry — odpowiedziała niezręcznie.
—
Zrobię wam herbatę i pójdę na zakupy, a wy porozmawiajcie — wtrąciła Mebuki.
Sakura
spojrzała w stronę matki jak na zdrajcę. Bez ojca w domu oznaczało to, że
pozostanie z matką Sasuke sam na sam. Ta persepktywa wcale jej nie pocieszała.
Mebuki,
nie przejmując się protestem wzrokowym córki, zrobiła tak, jak zapowiedziała,
po czym opuściła ich skromne, małe mieszkanie.
Nie
mając innego wyjścia Sakura zaprosiła Mikoto na kanapę, a sama usiadła na
podłodzę tuż na przeciwko niej.
—
Chciałam cię przeprosić — odezwała się Uchiha jako pierwsza. Sakura spojrzała
na nią dużymi oczyma, nie rozumiejąc, o co jej chodzi. — Głównie za braci
mojego męża, którzy przysporzyli ci kłopotów. Jeden zmądrzał, a drugi pozostał
tak głupi jak zawsze był — powiedziała niechętnie, oplatając dłonie wokół kubka
z ciepłą zieloną herbatą. — Ale przede wszystkim, nie chcę, byś odebrała mojego
zachowanie z sądu opacznie. Jestem zarówno prokuratorem jak i matką, dlatego
też musiałam udowodnić nie tylko przed sobą, ale i przed sądem twoją
niewinność. Stąd też moje nachalne pytania — wytłumaczyła spokojnie, wpatrując
się w parującą ciecz.
Gdy
ubrało się to w słowa, jakich użyła Mikoto, miało to nawet sens.
—
Nie szkodzi — odpowiedziała pierwszym lepszym słowem, jakie przyszło jej na myśl.
— Nie spodziewałam się lekkich pytań. — Ale i tak było gorzej, niż
przypuszczała. Jednak nie miała na co narzekać, zwłaszcza teraz, gdy była
uniewinniona.
—
Cieszę się, że sąd przyznał rację tobie i Kakashiemu. Nie lubię, gdy ktoś
wykorzystuje prawo dla własnych pobudek, krzywdząc przy okazji innych —
powiedziała, po czym ostrożnie upiła pierwszy łyk ciepłej herbaty.
Sakura
jedynie uśmiechnęła się pod nosem.
—
Nie chcę, byś odebrała tego jak kolejne przesłuchanie, ale, jak na pewno wiesz,
Sasuke nie jest do końca rozmowną osobą i nigdy nie był. — Ta “nowość” w ogóle
jej nie zaskoczyła. — Powiedz mi, jeśli nie masz nic przeciwko, co tak naprawdę
jest pomiędzy tobą a Sasuke?
Gdyby
piła herbatę bądź trzymała kubek w rękach, Sakura miała pewność, że wylałaby
wszystko albo na siebie, albo na podłogę.
—
To skomplikowane — wyrzuciła z siebie na jednym oddechu.
Mikoto
westchnęła ciężko.
—
Sasuke jest skomplikowaną osobą i nawet ja czasami nie potrafię go zrozumieć.
Jego ojciec miał z nim o wiele lepszy kontakt — wyznała szczerze.
—
Powiedział mi o nim — szepnęła, bawiąc się palcami krańcem swojej bluzki.
—
Rozmawiał z tobą o Fugaku? — zapytała, nie kryjąc zdziwienia.
Zaskoczona
Sakura, niepewnie przytaknęła, chociaż nie zamierzała wspominać w jakich
okolicznościach przyszło im rozmawiać o zmarłym ojcu Sasuke.
—
Nigdy z nikim o nim nie rozmawiał. Nawet z Itachim — powiedziała pod nosem,
lecz po chwili na jej ustach pojawił się subtelny uśmiech. — Ale to dobrze, że
z kimś rozmawia o takich rzeczach.
Sakura
ponownie skinęła, nie znajdując na języku żadnej sensownej odpowiedzi.
—
Itachi powiedział mi o powodzie waszego ślubu.
—
Ja…
Mikoto
uniosła dłoń, nie chcąc, by Sakura jej przerywała.
—
To nie tak, że nie akceptuję albo mam coś przeciwko. Oboje jesteście dorośli, a
ja i twoi rodzice byliśmy zaledwie nieco starsi niż wy. Ale nie sądzisz, że
oboje, mimo że mieliście dobre powody, to nadal byliście pod presją? — zapytała
z matczynym spokojem. — Nie neguję was. Po prostu chcę przedstawić wam inny
punkt widzenia. Macie przed sobą wiele lat, a taka decyzja powinna być
przemyślana i powinna wywodzić się z miłości, a nie samej presji. Nie chcę,
byście za kilka lat rozwiedli się z hukiem, bo jedno drugiemu w czymś
przeszkodziło. Chcę dobrze dla was obojga. Wiem, że Sasuke we wrześniu
wyjeżdża…
—
Wyjeżdża? — wtrąciła ostro skonfundowana Sakura.
—
Myślałam, że ci powiedział — powiedziała z nutką irytacji Mikoto. — Sądziłam,
że wiesz.
—
Nic nie wiem. Nie wiem nawet, czy powinnam pytać. — Była zła na niego, że nic
jej nie powiedział. Nawet słówkiem nie pisnął.
Jednak
Mikoto uznała, że lepiej, by wiedziała.
—
Nie jedzie daleko. Tylko do Tokio, dokończyć studia na tamtejszym
uniwersytecie. Aplikację zaniosłam za niego jeszcze w marcu, więc nie było to
coś postanowione na dniach — wyjaśniła w obronie syna. — Ale nadal powinien ci
był powiedzieć — warknęła.
—
Tak jak powiedziałam, nasze relacje są skomplikowane — odparła, przełykając w
gardle wielką niewidzialną gulę. Nie czuła się dobrze ze świadomością, że
Sasuke wyjeżdża niedługo a ona dowiaduję się o wszystkim przypadkowo od osób
trzecich. Nie wątpiła w dobre intencje jego rodzicielki.
Mikoto
zaczęła szperać w swojej torebce, po czym wyciągnęła z niej brązową kopertę.
—
Nie chcę decydować za was, ale przyszłam tu z gotową sugestią. — Nie czuła się
komfortowo z tym, co powiedziała. Położyła kopertę na stoliku i podsunęła ją
bliżej Sakury. — Przemyśl to, porozmawiaj z Sasuke, bo ja nie mam szans na
rozmowę z nim na ten temat. Próbowałam. Zbywał mnie. Gdy zadecydujesz, w
kopercie jest moja wizytówka, żebyś wiedziała, jak się ze mną skontaktować,
niezależnie od decyzji.
Sakura
wzięła głębszy oddech wpatrując się drżącymi tęczówkami w kopertę. Wiedziała,
co się w niej znajduje - papiery rozwodowe. Mikoto nie czekała na jej
odpowiedzieć, nie chciała naciskać na nią pod żadnym pozorem, wstała i zaczęła
się zbierać do wyjścia, chcąc, by Sakura decyzję podjęła samodzielnie.
Przejechała
niepewnie dłonią po kopercie, ale już po krótkiej chwili rozerwała ją i
wyciągnęła całą zawartość. Nie myliła się.
Nie
wiedziała, co miała zrobić. Wsłuchiwała się w swoje przyspieszone bicie serca.
Im dłużej będzie zwlekała z podjęciem decyzji, tym trudniej będzie jej wsiąć
długopis do ręki. Ale od samego początku wiedziała, że to skończy się rozwodem.
Taki był zresztą ich układ. Słysząc, jak w oddali Mikoto wychodzi za drzwi,
poderwała się z podłogi i pobiegła do kuchni, otwierając szufladę za szufladą w
poszukiwaniu czarnego długopisu.
Gdy
tylko go znalazła, nie zawahała się i od razu podpisała zgodę na rozwód, a w
rubryce powodu wpisała: rozbieżność charakterów / pochopna decyzja.
Tak,
jak stała, wybiegła za kobietą, doganiając ją tuż przy luksusowym samochodzie.
—
Proszę to wziąć i dziękuje — powiedziała szybko, wręczając jej z powrotem
papiery i pustą kopertę.
Mikoto
otworzyła usta by zaprotestować. Nie chciała tak szybkiej decyzji.
—
Tak będzie lepiej. — Nie rozumiała tylko, czemu wraz z wypowiedzeniem słów
poczuła, jak jej serce ponownie zaczyna pękać, przysporzając jej ból nie do
opisania.
Jednak
to, co teraz czuła, mało się liczyło. Nie zamierzała trzymać Sasuke w złotej
klatce. Rozwód był dla nich obojga
najlepszym wyjściem.
Wierzyła
w to nawet kiedy Mikoto odjeżdżała swoim samochodem. Lecz tak szybko, jak
samochód zniknął za horyzontem, samotna łza spłynęła po jej policzku.
Od Autorki: Przeprosiny
pewnie nic nie pomogą, ale za każdym razem gdy pisałam pierwszą połowę tego
rozdziału to coś mi przeszkadzało. Jak nie przymusowy remont, po zawalonym
suficie przez który przez 2/3 tygodnie nie pisałam, to później dziwne akcje w
pracy itp. itd. Ale rozdział jest wreszcie i jest o wiele dłuższy niż
planowałam :) Plus akcja w sądzie mnie wymęczyła xD Ja przepraszam przyszłych
prawników jeśli coś spieprzyłam, ale ja znam się na prawie biznesowym a nie
kryminalnym xD
Nie będę wam przeciągać dzisiaj, bo mój
mnie ciągnie do czyszczenia 200 litrowego akwarium co zajmie mi tak na oko 2
godzinki (Y)
Nie zabiłam nikogo, więc chyba mogę żyć
dalej, co? xD
Dziękuje za cierpliwość! :)
Jejciu, kocham cię. Tyle emocji, łez i walki z wewnętrznym ego. Nie potrafię należycie oddać uczuć, jakie we mnie wywołałaś. To opowiadanie jest zwyczajnie piękne.
OdpowiedzUsuńPs Jestem na bank - po prostu na bank - pewna, że Sakura i Sasuke zostaną razem. Co za ulga:)
Pozdrawiam.
Dziękuje :)
UsuńChwila...ale ale? Rozwód?!
OdpowiedzUsuńDobra jest jeszcze nadzieja w Sasuke ^^ może jej nie da odejść.
Ahh.. nie ma to jak poznać teściową w sądzie ^^
oryginalne :D
A tak to rozdział super genialny :3
Akcja w sądzie no kurde :)
Warto było się tak pomęczyć!!
Czekam na nexta :)
* szatański, psychopatyczny, sadystyczny śmiech *
OdpowiedzUsuńWarto, kurde, było czekać ~~~ <3
Pozdrawiam, weny i czasu ;3
Zaraziłaś mnie tym śmiechem :D
UsuńNie zaskoczyłaś mnie. Spodziewałam się takiego obrotu sprawy, nawet tego, że Sakura podpisze papiery rozwodowe. Nie mniej kompletnie mi to nie przeszkadza, bo opisałaś to cudownie. Smutno mi jedynie, bo wiem, że niedługo opowiadanie się zakończy. Czekam na kolejny rozdział. Mam pewne przypuszczenia co dalej będzie się działo, ale cierpliwie poczekam na nexta :)
OdpowiedzUsuńWeny i czasu na pisanie!
Pod względem fabularnym, wiem, że nie zaskoczyłam, zwłaszcza w sprawie Sakury, ale cóż poradzić? :) Ale dziękuje za słowa i komentarz :)
UsuńDrogie Miku, BC i Rin...
OdpowiedzUsuńZacznę od początku – ośmioletni Daichi. Sama mam siostrę w tym wieku i nie wyobrażam sobie co ja bym zrobiła gdyby coś jej się stało. Więc w stu procentach rozumiem Sakurę.
Jak czytałam sam początek tak mi serce waliło. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie czułam, nawet podczas przerabiania ulubionych książek.
BOŻE targały mną takie emocje, że musiałam co chwilę pić! Oczywiście sok :D Ale tak się czułam, że aż mi ciężko to opisać.
Jejciu to wszystko było takie stresujące, że nie mogłam usiedzieć. Czasami miałam ochotę nawet się poryczeć!!
Postawa Sasuke *.* boooooooska :D Podobała mi się jego reakcja na pytania. Jego WALKA!!
Sakura vs Mikoto – O M G!!!!!!!!!
WYGRAŁA ::D:D:D:D:D:D nie sądziłam, że rozstrzygnięcie dasz w jednym rozdziale, droga Miku :D Myślałam, że będzie takie oczekiwanie a tu TA DAM! Wszystko ładnie opisane. Masz za to ogromnego plusiora. Nie muszę leżeć w nocy i obgryzać paznokci z nerwów :P
Super
Szkoda, że Sakura z Sasuke się nie spotkali...
Ale muszę powiedzieć, że całkowicie rozumiem matkę Sasuke. I uważam, że jako matka postąpiła słusznie. Ciekawi mnie tylko jak na to wszystko zareaguje Sasuke. To mnie ciekawi jak cholera. Mam nadzieję, że mimo wszystko zareaguje bardziej niż zwykłym: „aha”.
Rozdział świetny i nie mam nic do zarzucenia. Aż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Dobrze, że Sakura jest uniewinniona :)
Życzę weny, zdrowi i wszystkiego co najlepsze!
Pozdrawiam :*
Jak Sasuke się rozejdzie z Sakurą to nie wytrzymam ;-;
OdpowiedzUsuńDlaczego on musi być zarówno dupkiem jak i najlepszą osobą pod słońcem T.T
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, mam nadzieje że i wena i czas pozwolą Ci napisać kolejny rozdział by termin był w miarę bliski XD
Lena :)
Zgadzam się z tym dupkiem i najlepszą osobą pod słońce xDD
UsuńNo bo taka jest prawda xD dlatego kocham opowiadania Miku :D
UsuńPowiem tak, cały rozdział przeczytałam z OGROMNYM bananem na twarzy, tak cieszyły mnie sceny w których dowalałaś Miyaviemu, że ja pierdziu.... Do tej pory mam zaciesz :)
OdpowiedzUsuńAle jeśli znowu wyślesz, tym razem Sasuke, gdzie indziej na studia, a z Sakurą spotkają się dopiero po ich ukończeniu, gdzie odkryją że jednak są sobie pisani, to Cię chyba zamorduje !!
Tak w ogóle to Sasuke, przydałby się taki porządny opierdol od Sakury !!!!! Mógłby się w końcu zaangażować,(ona w sumie nie jest lepsza, ale to zostawmy, Sakura to życiowa sierota więc....XD) w końcu nie wyjeżdża się z propozycją małżeństwa, jeśli się czegoś nie czuje, nie ważne dla jak szczytnego celu.
SASUKE.....OGARNIJ DUPĘ !!!
No to by było chyba na tyle, rozdział przecudny, jak zawsze zresztą *.* Teraz pozostaje nam tylko czekać na bliski koniec T-T ale cóż, coś się kończy, coś zaczyna.
Jestem twoją wierną czytelniczką, nie mam w zwyczaju udzielać się w komentarzach, ale chyba zacznę, bo po każdej notce, mam mnóstwo myśli, a emocje we mnie buzują tak ze zaraz wybuchnę.
Buziaczki :***
Jak sama zauważyłaś jest parę chochlików, ale to nic i tak jest nieźle ;)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo emocjonalny (przynajmniej w moim odbiorze). Szczerze mam nadzieję, że Sasuke przyjdzie do Niej z papierami rozwodowymi, które podpisała i podrze je na Jej oczach. Ją porąbało. Najlepsza "rzecz" jaka Ją w życiu spotkała a Ona z Niej rezygnuje. Choć z drugiej strony "Jeśli coś kochasz, zwróć temu wolność, jeśli nie wróci to znaczy, że nigdy nie było twoje".
"Troszkę" zabolały mnie słowa Sasuke o bliznach, to, że Ją oszpeciły. Wiem, że powiedział prawdę, ale mógł ją troszkę złagodzić. Bo osobiście na miejscu Sakury odebrałabym to jako solidny policzek.
Spotkanie z matką Sasuke wyobrażałam sobie inaczej. Zaskoczyłaś mnie i to w Tobie uwielbiam :)
A Madara i bracia Mori niech gniją w więzieniu.
Dużo weny życzę ;)
Just me
Rozprawa sądowa była super, nawet mnie nie nudziła, a to był dziwne. Tak ja szybo się nudzę.
OdpowiedzUsuńSakura jest wolna! Jej!
Jakie w ogóle oni słownictwo używali w sądzie. To tak można? haha :D
Sakura się złamała i powiedziała wszystko o Lili i to dobrze, bo to jej pomogło.
Matka Sasuke, jaka wredna. Od razu z papierami rozwodowymi. A Sakura druga głupia, że je podpisała... No weźcie rozwód... Tak nie może być! Sasuke musi coś z tym zrobić, jakoś z nią pogadać, czy coś! No weźcie! To nie może się tak skończyć... :( :(
Czekam na następny rozdział, bo nie wytrzymam!
Pozdrawiam i dużo, dużo weny!! <3
Zacznę od tego, że raczej nie jestem zbyt dobra w komentowaniu, gdyż już na kilka przeczytanych opowiadań o SS dopiero tutaj odważę się pozostawić komentarz, ale z racji tego, iż ten rozdział przeczytałam aż dwa razy, (co mi się w ogóle pierwszy raz zdarzyło, żeby rozdział dwa razy przeczytać) ponieważ rozprawa w sądzie była tak emocjonująca, uznałam iż muszę się wypowiedzieć.
OdpowiedzUsuńNaprawdę pięknie piszesz i z każdym nowym rozdziałem jestem pod coraz większym wrażeniem i z niecierpliwością czekam na dalsze, zarówno tutaj jak i na Recie. Uwielbiam, jak opisujesz ich emocje, przemyślenia, w tak dokładny i staranny sposób, że sama mogę to sobie dokładnie wyobrazić, że nawet nie muszę sobie niczego dopowiadać bądź się domyślać. Ponad to wspaniale oddajesz charaktery bohaterów, Sasuke tutaj to obojętny na prawie wszystko arogant, tak jak w mandze, a Sakura to wciąż mimo wszystko ciepła i kochająca dziewczyna mimo wielu przeżyć, co bardzo mi się podoba, gdyż nie lubię nadmiernego ingerowania w ich mangowe osobowości w opowiadaniach (fakt, ich charaktery od mangowych na pewno się różnią, ale sama podstawa tego, jacy oni są nie odbiega od rzeczywistości jaką przedstawił Kishimoto).
Co do samego rozdziału powiem tyle, że naprawdę bardzo mi się podobał. Cała rozprawa bardzo mnie urzekła, ponieważ wszystko w Kyoto zostało wyjaśnione, to po pierwsze, a po drugie w tym wszystkim było tyle emocji, że naprawdę za pierwszym razem czytałam to z zapartym tchem chłonąc kolejne litery i chcąc się dowiedzieć "co dalej", a za drugim po mału chciałam przeanalizować cały sens i ich wszystkie słowa. Odnośnie samej rozprawy zastanawia mnie tylko czy w sądzie w Japonii naprawdę można używać, aż tylu wulgaryzmów w wypowiedziach, chyba że obecność pani prokurator generalnej, która sama się tym nie przejmowała, na to wpłynęła, bo wydaje mi się, że w Polsce sypałaby się kara porządkowa za karą porządkową xd
Co do dalszych rozdziałów mam nadzieję, że nie postąpisz tak jak w bonds, (bardzo na to liczę), ale też mam nadzieję, że nie sprawisz, iż oni nie będą razem (chociaż wierzę, że i tak się zejdą, ale wola autora to świętość i może mnie tak zaskoczysz jak to gra o tron zawsze robi ;) ). Ale z racji tego, iż bodajże ma być tylko gorzej to naprawdę jestem nastawiona na najgorsze i nawet przygotowuję się na złe zakończenie, co bardzo ciężko zniosę i mimo, iż czekam na następne rozdziały to też bardzo się ich boję, bo mam złe przeczucia. W końcu dwa rozdziały i epilog do końca historii i wątpię, aby przez tyle czasu trwała sielanka, jestem pewna, że zarzucisz jakąś bombę uczuciową i mam dziwne przeczucie, że nawet będę płakać po niej (co też nieczęsto mi się zdarza) xd
Myślę, że chyba to tyle co miałam do powiedzenia, życzę wielu pomysłów i czekam na następne rozdziały z niecierpliwością. Pozdrawiam.
Nefrose
Rozdział jak zwykle trzymał poziom !!
OdpowiedzUsuńTyle emocji i tyle satysfakcji :D :D
Początek był dosyć luźny i zabawnie opisałaś reakcję Mikoto na wybryki swoich synów :D :D
A później rozprawa !!! Nie znam się na prawie ale moim zdaniem opisałaś to genialnie. Dawkowałaś emocje i nie zapomniałaś o opisywaniu uczuć :)
I najważniejsze : BRACIA MORI I MADARA DOSTALI ZA SWOJE :D :D !!!!!
Opłacało się tyle na to czekać :) :)
Szkoda mi ,że biorą rozwód. :( Chociaż z drugiej strony może będzie huczne wesele :D
Hmm, może już niepotrzebnie doszukuję się drugiego dna, ale myślę że mdłości Sakury przed rozprawą mogły nie być tylko z nerwów :):) Ale to było by już chyba zbyt piękne :)
Pozdrawiam :)
Ej, jak to rozwód? :( xD Bardzo się cieszę, że apelacja wygrana, ale jak to rozwód, jak to wyjazd? Mam nadzieję, że do tego wszystkiego nie dojdzie, że ona pojedzie z nim albo zostaną, albo jeszcze coś innego. No chyba będzie happy end, powiedz że będzie! :( Ja już nie chcę tych smutków :D Jak ja bym chciała, żeby to pomiędzy nimi skończyło się dobrze i żeby żyli sobie razem, długo i szczęśliwie. Będę trzymać kciuki, żeby tak się stało. Co z tego że ślub był im potrzebny jako papierek, skoro widać gołym okiem że się kochają? Bo kochają i ja to wiem, no! xDDDDD Ekspertełę jestę. Trochę mnie wkurzała ta matka Uchiha, ale z drugiej strony to Uchiha, więc jej obowiązkiem było być tak upartą i natarczywą na sali sądowej. :) KAKASZ ZAGIĄŁ WSZYSTKICH <3 HYHY.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać dzidziusia Ino i Itasia, pewnie będzie przecudny :3 Awwww.
NO I SKURWIELE TRAFIŁY DO PIERDLA, WRESZCIE, WRESZCIE, WRESZCIE. Już myślałam, że to nigdy nie nastąpi, a tu nagle paf, mam nadzieję, że tam zgniją :>
Nie mogę uwierzyć, że jeszcze tylko jeden rozdział i epilog, nie przeboleję tego normalnie ;((((( Shannaro się kończy ;_____; ech, będę tęsknić mocno na pewno.
Dużo weny, Mikuś :>
MIKU MIKU KOCHANA KOMU POWIEDZ MI MOJA KOCHANA, NAJLEPSZA DLACZEGO ZACHOWAŁAŚ SIĘ JAK HIPOKRYTKA ? STRACIŁAM SZACUNEK DO CIEBIE, JAK I MOJE KOLEŻANKI... NIE WIEM CZEMU CIESZY CIĘ, ZE LUDZIE ZAPAMIETAJA AUTORKE "CUDOWNEGO" SHANNARO JAKO KOBIETE KTÓRA ZDAŁA PRAWO, A SAMA SIĘ GO NIE TRZYMA
OdpowiedzUsuńEeee...
OdpowiedzUsuńJaki rozwód?! XD Boże, Sakura. Głupia babo, będziesz żałować! xD
Rozdział bardzo emocjonujący i ciekawy. :3 Opis rozprawy apelacyjnej trochę mi się dłużył, ale to zrozumiałe, że rozprawa musiała trochę potrwać. :D A jak Mikoto zadawała Sakurze te wszystkie pytania to miałam ochotę ją jebnąć. Była faktycznie bardzo dociekliwa. No, ale, musiała. :D Podobało mi się jak Sakura z takim gniewem wszystko z siebie wyrzuciła. :D
Czekam na kolejny rozdział. :3
No cóż...
OdpowiedzUsuńBardzo mi się nie podoba końcówka i zachowanie tego d****a Uchihy, tego płci męskiej, młodszego, w końcu mamy dwóch, cholernie przystojnych (ach te marzenia...). Pusty dom, on, ja, kilka butelek wina... STOP Ja tu nie o tym. To raczej zapiszę w pamiętniku XD jak Sakurcia.
Teraz czas na wyrzuty. (okres u kobiety, tak wiem, ktoś musi znosić moje narzekania, a że padło na ciebie, bywa...)
Czy ty masz jakiś fetysz apropo (mam nadzieję, że dobrze to zapisałam, zawsze zapominam) szpitali? Ciągle ktoś do niego trafia. I jeszcze zaskakuje mnie Twoja wyobraźnia, bo za każdym razem z innego powodu. XP Ale czekam na jeden powód. Zacznijmy historię...
Po pełnej wrażeń nocy z przytojnym brunetem (taki karooki, niebrzydki...), Sakurę męczą nudności (szczególnie z rana), no i ciągle ma chętkę na coś, ale nie wie na co, tego oczywiście nie zauważa. Więc wybiera się do szpitala (niech tradycji zrobi się zadość!). Rzecz jasna ciążę wykluczyła już na początku, wiadomo z jakich powodów. A tam lekasz jej mówi, że jest w ciąży!
Łzy szczęści, proszę państwa, łzy szczęścia!
No nie ważne jak to będzie...
Ale dzidziuś ma być! I nie ten Ino, broń ci boże.
Sakura w ciąży, o tak, pięknie to brzmi.
Wracając do rozdziału.
Niech sobie zdadzą sprawę nasze studenciki ze swoich uczuć. A rozwód? Poproszę papiery do kosza, mili państwo.
Jak dziecko ma być to małżeństwo by się przydało! Khe, khe...
Nadal nie mogę się pozbierać po śmierci brata Sakury, maskara... Szkoda mi malca. Dużo życia było przed nim.
Następny punkt programu. Sakura też ma co nieco na sumieniu. Wolałam tą pyskatą wersję i ma mi wrócić, ale to już! Wiem, brzmię jak rozkapryszone dziecko, bywa, a może tak jest?
O czym ja jeszcze miałam napisać...
Za Daichim już się wypłakałam...
Sasuke powyzywany, bez używania BARDZO drastycznych słów...
Dzidziuś wyproszony jest... (Proszę! -.-)
Narzekanie na Sakurę jest...
A no tak!
Zapomniałabym o komentowaniu!
Przepraszam, że nie komentowałam, ale znalazłam to dwa dni temu (i już skończyłam, hej) i bardzo się wciągnęłam, wolę to od masła orzechowego! A to naprawdę jest duży komplement z mojej strony, bo masło o. to mój narkotyk (a w domu jeszcze dwa słoiki ^^). I jakoś tak wyszło bez komentowania, przykro mi. Genialnie piszesz, krótko i na temat moja opinia.
Szukam właśnie takich ff
To dla Ciebie:
~~~ *.* ~~~
Nie będę się wypowiadać w sprawie oskarżeń Ci zarzuconych, poniewać uważam, że to śmieszne, że ktoś ma czelość coś takiego spekulować. Jest to po prostu bezczelne. Oskarżają Cię, że cała twoja ciężka praca, zapisana na tej stronie, to denny plagiat. To żałosne. Nie mam pojęcia, jak powinnam ci radzić, bo nie lubię wypowiedzi w stylu: "Nie znam się, to się wypowiem.". Ale jednak walcz o swoje racje, tyle ode mnie. Wierzę w Ciebie.
W zniecierpliwieniu i pożądaniu Twojego nowego rozdziału, żyję, czekając godziny na nowy rozdział. I będę czekać!
Weny.
Ploooose.
Już ty wiesz o co proszę!
Z
(Zorro)
PS: Zawsze chciałam się tak podpisać! ^^
PS2: Uprzejmie przepraszam za wszelkie błędy ortograficzne, gramatyczne, logiczne, interpunkcyjne, nie wiem, jakie są tam jeszcze błędy... Aha! No i za nadużycia nawiasów! (Takie osobiste uzależnienie, przynajmnie jestem oryginalna, [prychnięcie].)
Ops.
Patrz tam był podwójny nawias! XD
A tak na serio...
Aga :3
Obiecuję się stawić następnym razem.
Do następnego! <3
Miku, ja naprawdę nie wiem co napisać. Miałam do nadrobienia trzy rozdziały i przez te trzy rozdziały tyle się wydarzyło, że ja już sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Jedno jest pewne: zaskakujesz mnie coraz bardziej, pozytywnie oczywiście. I jesteś moim pieprzonym, zajebistym autorytetem jeśli chodzi o pisanie, a o przedstawianie relacji Sasuke x Sakura to już wgl... mistrzostwo. Zazdroszczę, naprawdę, i mam nadzieję, że za kilka dobrych lat, chociaż w 1/3 będę tak dobrze pisać, o ile do tej pory tego nie porzucę.
OdpowiedzUsuńNadrabiając rozdziały, byłam kłębkiem emocji. Wielu sprzecznych, niedorzecznych, pozytywnych i tych negatywnych... Miałam łzy w oczach, uśmiechałam się, denerwowałam. Doprowadziłaś do absurdalnego stanu mojej stabilności psychicznej i emocjonalnej. Kurcze, kobitko, wymiatasz. Jak ja się cieszę, że miałam okazję poznać Cię chociaż internetowo... Bo jesteś po prostu świetną osobą i jesteś świetna w tym co robisz. :)
Przez cały ten czas miałam w głowie mętlik. Kiedy Sakura leżała w szpitalu, kiedy to Sasuke załatwiał sprawy z Rin w kawiarni, kiedy to przyszedł do Sakury oznajmić jej, że jedynym szybkim i skutecznym wyjściem, aby Sakura mogłaby się zaopiekować bratem jest ich ślub... Normalnie moje serce kołatało. Później gdy zgodziła się na propozycję, ślub, a później... śmierć Daichiego. Myślałam, że wtedy pogrążę się w rozpaczy razem z Sakurą i jej rodzicami. Daichi był takim światełkiem w życiu Sakury, które niestety bardzo szybko zgasło. Za szybko.
No i później sprawa sądowa, podczas której cały czas miałam nadzieję, że Sakura wygra, a braciom Mori się dostanie. No i w końcu wyszło na dobre. Aczkolwiek odcisk na psychice Sakury pozostanie na zawsze, po tym jak została prawie zamordowana, plus jej brat został potrącony ze skutkiem śmiertelnym... Nie licząc oczywiście wydarzeń wcześniejszych, manipulowania nią.
Co do ostatniej sprawy, wiedziałam, że Sakura podpisze papiery rozwodowe. Nie będę teraz spekulować czy dojdzie do rozwodu czy nie, ale mam nadzieję, że mnie po prostu zaskoczysz - zresztą jak zawsze. :)
Wielkie brawa Miku dla Ciebie za to opowiadanie, pokłony też należą się twoim betom, które dzielnie sprawdzały każdy megaśny rozdział. :) Odwaliłyście kawał dobrej roboty!
Aż trudno uwierzyć, że zbliżamy się do końca Shannaro.
Będę, kurcze, za tym tęsknić. :(
Jeszcze dwa rozdziały i epilog, co? :c
Mimo wszystko czekam na te ostatnie rozdziały. :)
Trzymaj się tam mocno! <3